Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 9 lipca 2017

NIEWOLNICE - Cz.XLI

CZYLI CZTERY HISTORIE

WSPÓŁCZESNYCH KOBIET

KTÓRE STAŁY SIĘ PRAWDZIWYMI

NIEWOLNICAMI


HISTORIA DRUGA

TEHMINA

NIEWOLNICA Z PAKISTANU

Cz. XX

 



Z biegiem czasu niechęć Benazir do Mustafy przybierała na sile. Benazir otaczała się murem biurokracji, która coraz bardziej wstrzymywała podejmowanie ważnych decyzji. Jej doradcy nieustannie opowiadali jej o zuchwałości Mustafy i jego ambicjach. Po dwóch latach spędzonych na sprzeczaniu się o przyszłość Partii Ludowej, Mustafa musiał starać się o spotkanie z Benazir i czasami oczekiwał na nie tygodniami. Mustafa był zły, uważał, że Benazir potrzebowała jego doświadczenia, aby przetrwać w polityce pierwszy, burzliwy okres. Benazir czuła jednak widocznie, że jej pozycja jest na tyle silna, że może sięgnąć po pełnię władzy. Wpływy Mustafy stawały się coraz słabsze, co wyczuwali także inni członkowie partii. Rząd Zii podążał w kierunku, który można by wziąć za początki demokracji. Stan wojenny został zniesiony i rozpisano wybory bez udziału partii politycznych. Pozycja polityczna Mustafy podważana była przez parweniuszy, wśród których znajdowali się także trzej jego bracia ubiegający się o fotele w nowym Zgromadzeniu Narodowym. Benazir planowała ewentualny powrót do Pakistanu. Szokiem dla Mustafy była wiadomość, że nie brała ona pod uwagę jego kandydatury na przewodniczącego partii w Pendżabie.

- Ten wybór wywołałby zbyt wiele sprzeciwu - wyjaśniła mu oschle.
- Nie rozumiem, jak ktokolwiek mógłby się temu przeciwstawić - bronił się Mustafa. - Jestem jedynym kandydatem. Nie robisz tego z dobroci serca, wiadomo, że to ja jestem przywódcą Pendżabu.
Za tym nastąpiły dalsze nieporozumienia. Postronnym obserwatorom niepojętego świata pakistańskiego mogły się one wydawać błahostkami, ale dla Mustafy były to sprawy życia i śmierci. Sfrustrowany zdecydował się na odejście z partii. Nie zamierzał jednak poddać się bez walki. Razem ze swoim starym sojusznikiem, Ghulamem Mustafą Jatoi, założyli nową partię, w której statucie powracano do pierwotnych zasad Partii Ludowej. Ich głównym celem było przyciągnięcie do niej zwolenników Bhutto wywodzących się z klasy robotniczej. Osobistym celem Mustafy było zostać sukcesorem spuścizny po Bhutto. 

Mustafa pragnął odpokutować za grzechy popełnione w ciągu poprzednich ośmiu lat i postarał się, by mój poród odbył się w luksusowym szpitalu Portland w Londynie. Ścianę hallu szpitala zdobił ogromny portret księżniczki Anny, to tutaj urodziła ona swoje dzieci. Tutaj przyszedł także na świat nasz syn Hamza. Poród odbył się bez większych komplikacji, ale kłopot sprawiał mi Mustafa. W dwa dni po moim porodzie miał wyruszyć w podróż do, jak to nazwał, "pewnego ciepłego kraju" i potrzebował letnich ubrań, w związku z czym następnego dnia po porodzie zmuszona byłam wyjść i zrobić mężowi zakupy. Tym "ciepłym krajem" okazały się Indie. Mustafa, za pośrednictwem Joshiego, zaaranżował tam tajne spotkanie z nowym premierem Indii, Rajivem Gandhi. Mustafa przebywał w Indiach sześć dni, w czasie których przyjmowano go z honorami przysługującymi głowie państwa. Aby uniknąć spotkania z dziennikarzami i związanego z tym rozgłosu, zamieszkał w pewnej miejscowości letniskowej, skąd zabrano go na wielkie polowanie safari, przede wszystkim jednak udało mu się przeprowadzić kilka rozmów z premierem. Powrócił do Londynu z wiadomością, że Rajiv gotów był iść w ślady swojej matki i służyć pomocą Pakistanowi.
- Nie zdołaliśmy ustalić, jak to wprowadzimy w życie - rzekł Mustafa - ale dotychczasowa ich polityka pozostanie bez zmiany. 

Sama się zdziwiłam swoją reakcją na te wiadomości, byłam tak zajęta własnymi problemami, że stały mi się prawie obojętne. To, co mnie pochłaniało, to sen, który mi się przyśnił. Otóż śniło mi się, że zdarzył się cud: byłam szczęśliwa i bardzo się z tego powodu cieszyłam! Ktoś mnie zapytał, jak ten cud się zdarzył, a jakiś głos odrzekł, że to dlatego, że odwiedziłam świątynię Świętego Ajmera w Indiach. Poprosiłam Mustafę, żeby porozmawiał z Joshim na temat mojej pielgrzymki. Dwaj mężczyźni spotkali się w barze Wimpy. Ja, ubrana po europejsku, usiadłam przy stoliku obok i starałam się nie wzbudzać swoją osobą zainteresowania. Rozmawiali przez jakiś czas, głównie o polityce, ale miałam nadzieję, że Mustafa wspomniał także o mojej podróży. W końcu wstali, zapłacili rachunek i przechodzili właśnie obok mojego stolika, gdy Joshi zatrzymał się, uśmiechnął się do Mustafy i powiedział mu, żeby nie zapomniał o swojej żonie. Mustafa przedstawił mnie uśmiechając się głupio. Gdy opuszczaliśmy we troje restaurację, Mustafa powiedział Joshiemu o moim pragnieniu odbycia pielgrzymki, na co Hindus odparł, że zobaczy, co da się zrobić. Zdawało mi się, że słyszę wzywający mnie do siebie głos świętego.



Kiedy szykowałam się dwa dni później do odlotu do Indii, Mustafa poinstruował mnie, żebym nie pakowała żadnych kosmetyków poza szminką i przeszukał moje walizki sprawdzając, czy go posłuchałam. Po raz pierwszy wybierałam się w podróż sama i Mustafa nie życzył sobie, bym stała się tam obiektem męskiego zainteresowania. Jego podejrzliwość irytowała mnie. "To niemądre - myślałam - przecież mogłam kupić kosmetyki w Indiach. Skąd by się dowiedział?" W tej samej chwili jednak zdałam sobie sprawę, że na pewno to też już załatwił przy pomocy wywiadu indyjskiego! Na lotnisku w New Delhi czekało na mnie dwóch mężczyzn, którzy przeprowadzili mnie, jako że nie miałam wizy, przez odprawę celną i paszportową i zawieźli do hotelu Taj, gdzie miałam zarezerwowany piękny apartament. Dziesięć minut później do pokoju weszła kobieta w średnim wieku i przedstawiła się jako pani Singh. Z oficjalną miną sprawdziła mój plan wizyty. Uświadomiłam sobie, że jej zadaniem było nie tylko się mną opiekować, ale także mnie pilnować. Po pewnym czasie moje dwa cienie pojawiły się ponownie i oznajmiły mi oficjalnym tonem, że za pół godziny mam się spotkać na herbacie z dyrektorem generalnym pewnej agencji. Zapytałam panią Singh, kto to jest. Odpowiedziała, że to jej szef, bardzo ważny człowiek, ale nie podała mi jego nazwiska.

Przywiozłam dla niego wiadomość od Mustafy, miałam mu przekazać, że sytuacja polityczna w Pakistanie pozostaje bez zmian, co oznaczało, że Zia nadal był u władzy. Powtórzyć słowa Mustafy, że pomoc i wsparcie dla afgańskich rebeliantów doprowadzi do tragicznych konsekwencji w całym regionie. Wycofanie wojsk radzieckich z Afganistanu wzmocni wpływy amerykańskie i przyniesie szkodę naszym wspólnym interesom. Mustafa raz jeszcze pragnął nakłonić dyrektora generalnego, żeby zawiadomił odpowiednie czynniki, że wystąpienie przeciwko Zii było konieczne. Moim zadaniem było uważne wysłuchanie dyrektora i dokładne powtórzenie jego słów Mustafie. Przy herbacie dyrektor generalny oznajmił mi, że zgadza się z oceną Mustafy i rozumie sytuację. Zapewnił mnie, że porozmawia z odpowiednimi ludźmi i w ciągu dwóch tygodni osobiście skontaktuje się z Mustafą. Powiedział, że planuje wkrótce wizytę w Londynie. Przekazałam także prośbę Mustafy o kolejne spotkanie z Rajivem Gandhi. Dyrektor generalny odparł, że zajmie się przygotowaniem spotkania i że poinformuje o tym Mustafę przez stałego łącznika, którym był Joshi. Przed odejściem dał mi radę dotyczącą mojego pobytu:
- Niech się pani za wiele nie pokazuje - ostrzegł mnie. - Ktoś może panią rozpoznać i będziemy mieli kłopot. 

Następnego ranka wyleciałam do Ajmeru. Gdy wchodziłam do świątyni, moje dwa cienie były obok mnie. Ich obecność przeszkadzała mi w modlitwie, chciałam być sama. Chciałam prosić Boga o przywrócenie mi zdrowego rozsądku. Tutaj moja prywatność powinna zostać uszanowana, bardziej niż gdziekolwiek, ale dwa cienie nie chciały zniknąć. Stopniowo spokój sanktuarium zaczynał na mnie oddziaływać. Dookoła siebie słyszałam szept modlitw i rzeczywistość oddalała się. Prosiłam Boga o pohamowanie gwałtowności i szaleństwa Mustafy.
- Chcę żyć w spokoju i harmonii - modliłam się do Niego. 
Błagałam Go, aby przywrócił mi szacunek dla Mustafy oraz położył kres jego wygnaniu. Prosiłam Go też o dalsze pojednanie z moimi rodzicami. Rozejrzałam się i ujrzałam dookoła siebie przygnębione i obdarte kobiety z nagimi dziećmi na rękach, kobiety, po których znać było cierpienie. Ale, podobnie jak to było w moim przypadku, widać było po ich oczach, że pomimo nieszczęścia mają nadzieję. Płakałam za nas wszystkie. Moi towarzysze przestępowali z nogi na nogę zakłócając tym mój spokój. Ci dwaj Hindusi niecierpliwili się, zmuszeni stać przy szczątkach wielkiego sufickiego świętego, który w większym stopniu przyczynił się do rozprzestrzenienia w Indiach islamu niż jakikolwiek wymachujący zakrwawionym mieczem generał. 

Odwróciłam się i wyszłam ze świątyni ze spuszczoną głową. Czułam się odrodzona. W New Delhi najpierw poszłyśmy z panią Singh na lunch, a potem udałyśmy się na zakupy. Kupiłam obraz i dywan. Pani Singh zaświeciły się oczy, kiedy zapytałam ją, czy nie chciałaby czegoś z Londynu i odrzekła, że chciałaby bardzo mieć skórzaną torebkę. Jednak zaraz potem na jej twarzy pojawił się strach i wyjaśniła mi, że nie może mi podać swojego adresu. Zapytałam, czy zna może jakiś adres w Londynie, pod który mogłabym przesłać torebkę, lecz ona zawahała się.
- Proszę nie być taką tajemniczą - powiedziałam. - Dlaczego nie możemy być przyjaciółkami?
- To niemożliwe - odparła. - I proszę nigdy nie wracać do tej rozmowy. Nie wolno mi zaprzyjaźniać się z osobami przeze mnie pilnowanymi, straciłabym pracę. 
Rozejrzała się dookoła, po czym wcisnęła mi do ręki adres. Skórzana torebka była zbyt wielką pokusą.




Mustafa był bardzo zadowolony z mojego sprawozdania ze spotkania z dyrektorem generalnym agencji, ale moje modlitwy nie zostały wysłuchane. Po dwóch tygodniach od mojego powrotu z Indii, znowu zaczął domagać się ode mnie dokumentów gwarantujących mi prawo do rozwodu i opieki nad dziećmi.
- Mustafa - krzyknęłam w końcu na niego - nie powinieneś był podpisywać tych papierów, jeśli się z nimi nie zgadzałeś. Postąpiłeś nierozsądnie i musisz ponieść tego konsekwencje. Nie mogę prosić o nie Asima, straciłby do ciebie szacunek. 
Uderzył mnie, po czym podszedł do telefonu i zadzwonił do mojego adwokata.
- Moja żona wyraziła zgodę na unieważnienie tego dokumentu - oznajmił mu. - Czy mógłby pan przysłać nam projekt dokumentu anulującego poprzednią umowę? Ona go podpisze. 
Adwokat odpowiedział, że papiery zostaną wysłane poranną pocztą. Ogarnęło mnie przerażenie. Ten dokument to jedyne, co mnie chroniło, moja ostatnia deska ratunku przed szaleństwem tego człowieka. Wiedziałam, że muszę coś zrobić, w przeciwnym wypadku znów przygnieciona zostanę ciężarem jego rosnącej władzy. Następnego ranka Mustafy nie było w domu. Ze zniecierpliwieniem oczekiwałam poczty, a gdy ją wreszcie dostarczono, porwałam z biurka list od adwokata i, zabierając ze sobą czwórkę dzieci, udałam się do domu rodziców.

Matka wysłuchała przez telefon lamentów Mustafy i ponownie próbowała nakłonić mnie do powrotu. Odrzekłam jednak, że już nigdy więcej nie uwierzę jego obietnicom. Chciałam rozwodu. To była moja ostateczna decyzja. Moje dzieci znalazły się pod kuratelą sądu i zgodnie z jego decyzją Mustafa miał prawo zabierać troje starszych dzieci w każdą niedzielę rano i odwozić je tego samego dnia wieczorem. Niedługo potem obudziłam się pewnego ranka czując nieprzepartą chęć obcięcia włosów. Pragnęłam pozbyć się w ten sposób przedmiotu pożądania Mustafy. Moja fryzjerka odradzała mi to mówiąc, że moje niewiarygodnie długie włosy dodawały mi urody, ale byłam nieugięta. Nie obcinałam włosów, odkąd skończyłam czternaście lat i wsłuchując się w dźwięk nożyczek czułam, jak z mojego życia ulatnia się zły duch Mustafy. Byłam wolna. Mustafa dowiedział się wkrótce o tym wydarzeniu i zrozumiał jego symboliczne znaczenie. Wiedział, że podjęłam ostateczną decyzję i że nigdy więcej do niego nie wrócę. W przeciwnym wypadku nie pozbyłabym się tego, co kochał we mnie najbardziej. Bez moich włosów był tak słaby jak Samson bez swoich.

Był środek lata, dzień przed świętem Eid. Mustafa miał zabrać trójkę starszych dzieci, Naseebę, Nishę i Alego, do wesołego miasteczka w Liverpoolu, oddalonego o kilka godzin jazdy od Londynu. Kiedy przybył zabrać je z domu mojej matki, dał im oraz służącym "eidi", tradycyjnie ofiarowane z okazji zakończenia ramadanu pieniądze. Mnie wręczył "eidi" w wysokości pięciuset funtów. Wzruszył mnie ten gest i było mi smutno, że wszystko między nami zakończyło się w taki sposób. Wsadzając dzieci do samochodu wyglądał na człowieka zrozpaczonego, toczącego na wygnaniu samotną walkę. Dzień mijał mi spokojnie. Zajmowałam się moim synkiem Hamzą i czekałam na starsze dzieci. Miały wrócić o wpół do siódmej, ale Mustafa się spóźniał. Wpadłam w panikę. Zadzwoniłam do jednego z jego przyjaciół i dowiedziałam się, że Mustafa zabrał dzieci na wieś. Nie mogłam uzyskać bardziej konkretnych informacji, ale czułam, że coś było nie w porządku. Nie wiedziałam tylko co. Kiedy pół godziny później usłyszałam dzwonek telefonu, pośpiesznie podniosłam słuchawkę. Dzwonił Mustafa. Powiedział, że zepsuł mu się na autostradzie samochód i że musiał przejść pieszo całą milę, aby znaleźć telefon i powiadomić mnie, żebym się nie martwiła. 




- Gdzie są dzieci? - zapytałam go.
- Dopiero co zjechałem z autostrady - poinformował mnie. - Zostawiłem je w przydrożnym motelu. Nic im nie jest, są tylko nieco zmęczone i śpiące. Właśnie jedzą kolację.
Dodał, że jego brat Arbi jest z nimi.
- Powiedziałeś, że przeszedłeś całą milę, ale skąd? - zaczęłam go wypytywać.
- Z miejsca, gdzie zostawiłem samochód, Tehmino.
- Ale dlaczego? Czy w motelu nie było telefonu?
- Nie - odparł - tam nie ma telefonu. 
Trudno mi było w to uwierzyć! Byliśmy w Anglii, a nie w jakiejś zapadłej części Pakistanu!
- Czy mogę porozmawiać z którymś z dzieci? - zapytałam.
- Nie, są zbyt zmęczone. Musiałbym tam wrócić i przynieść je tutaj. To daleko, byłby za duży kłopot. Uspokój się, zadzwonię znowu w przeciągu godziny. 
Odwiesił słuchawkę. Zaczęłam nerwowo chodzić po pokoju. "Co on zamyśla? - zastanawiałam się. - Czy to jakaś gra? Czy możliwe, żeby mówił prawdę?

O wpół do dziesiątej dzwonek telefonu poderwał mnie na równe nogi.
- Dzieci już śpią - oznajmił mi Mustafa opanowanym głosem. - Dzwonię, żeby ci powiedzieć, żebyś się nie martwiła. Nie mogłem przyprowadzić ich do telefonu, bo to za daleko. Musiałbym je całą drogę nieść. 
Wydało mi się to zupełnie niewiarygodne. Mustafa nie byłby zdolny do ponownego przebycia całej mili tylko po to, żeby mnie uspokoić. Byłam pełna podejrzeń i zapytałam go:
- Gdzie ty się dokładnie znajdujesz, Mustafa? Wyślę po ciebie samochód. 
Napomknął niezbyt pewnie o autostradzie Ml5, ale powiedział, żebym nie zadawała sobie trudu z wysyłaniem samochodu, bo wkrótce będzie gotów jego wóz, którym wróci do domu. Jego pewny siebie i opanowany głos przyprawiał mnie o niepokój. Gdy ponownie odłożył słuchawkę, znów poczułam w sobie pustkę. Zadzwoniłam do jednej ze znajomych i zapytałam się, czy autostrada Ml5 prowadzi do Liverpoolu, na co usłyszałam, że wiedzie ona w zupełnie innym kierunku.

Mustafa kłamał. Nagle zdałam jednak sobie sprawę, że nie to ma znaczenie, że złapałam Mustafę na kłamstwie. On ma moje dzieci! Opadły mnie najgorsze myśli. Co on chce z nimi zrobić? Dokąd je zabiera? Usiadłam i zmusiłam się do zrobienia kilku głębokich oddechów. "Pomyśl, Tehmino - nakazywałam sobie. - Uspokój się i pomyśl!" Dochodziła północ, kiedy Mustafa zadzwonił znowu. Starałam się uniknąć awantury i podałam słuchawkę matce. W delikatny sposób dała mu znać o moich obawach, ale on nazwał je paranoją. Wyjaśnił szczegółowo, na czym polegała awaria jego samochodu, i zapewnił matkę, że dzieciom nic się nie stało. Na koniec upiększył jeszcze swoją historię nadając jej cechy prawdopodobieństwa:
- Poprosiłem wcześniej mojego służącego - powiedział - żeby ugotował nam saalun (curry). 
Curry z jagnięcia było jednym z ulubionych dań Naseeby.
- Zadzwoniłem właśnie do niego i powiedziałem, żeby na nas poczekał, bo się spóźnimy. Bardzo chciałem być w domu na kolację, to nie moja wina, że samochód się zepsuł. 
Gdy matka skończyła rozmawiać z Mustafą, zatelefonowałam do jego domu. Ktoś podniósł słuchawkę, ale się nie odzywał. Próbowałam jeszcze kilka razy, z takim samym rezultatem, aż w końcu usłyszałam głos służącego.
- Farid - zapytałam - czy przygotowałeś na dzisiaj saalun!
- Nie, begum Sahib - ze zdziwieniem odparł służący. - Nie wydano mi takiego polecenia. 
Odłożyłam słuchawkę i zdałam sobie pytanie: dlaczego Mustafa kłamie? Gdzie on jest? Gdzie są moje dzieci?  






 CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz