Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 25 lipca 2017

PREZYDENT DUDA ROBI NAM CUDA

CO SIĘ WŁAŚCIWIE DZIEJE I... 

CO ROBIĆ DALEJ?






Krótko i na temat, gdyż nie mam zamiaru nazbyt długo się nad tym tematem pochylać (szczególnie że wewnętrznie krew we mnie się burzy, choć nie daję tego po sobie poznać żadnym gestem czy wyrazem). Otóż, jak zapewne wszyscy w Polsce wiedzą, prezydent Andrzej Duda zawetował dwie ustawy: o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa, a nie zawetował jedynie trzeciej ustawy o Ustroju Sądów Powszechnych. Mój komentarz do tego jest taki - reforma sądownictwa była jedną z kluczowych zmian, jakie zaproponował PiS jeszcze przed wyborami z 2015 r. i zarówno posłowie wybrani do sejmu z ramienia tej partii, jak również kandydat na prezydenta, wyłoniony przez to ugrupowanie (a konkretnie przez Jarosława Kaczyńskiego), także o niej mówili podczas samej kampanii - jako o jednej z kluczowych zmian w Polsce, które niezwłocznie muszą zostać wprowadzone w życie. Patologia panująca w polskich sądach (służbie zdrowia, szkolnictwie, armii i kilku jeszcze innych działach życia społeczno-politycznego) od zmiany systemu i "upadku komunizmu (czyli innymi słowy do transformacji systemu komunistycznego w system odgórnie sterowanego - przez ludzi z dawnego układu - ustroju quazi-kapitalistycznego, zapewniającego im nie tylko ochronę, ale również wygodne życie dla nich i zabezpieczenie dla ich dzieci i wnuków), była tak wielka, że pisanie o poszczególnych przypadkach nie ma nawet sensu, gdyż krócej pewnie znaleźć przykłady normalności i uczciwości polskich sądów, niż ukazać jej negatywy. 

W każdym razie, Polską rządziła klika sądowa, która zmieniła się w prawdziwą mafię. Byli nietykalni, nic nie można im było zrobić - zabili jadąc autem po pijanemu na drodze człowieka, pokazywali immunitet (lub nawet od razu krzyczeli do przybyłych policjantów - ja jestem sędzią, nic mi nie zrobicie). To była totalna, nietykalna mafia, nie do ruszenia przez nikogo. Polityków, posłów, senatorów, rząd - można jeszcze co jakiś czas w wyborach zmienić (choć wielu z nich to szczwane lisy i wiedzą jak się ustawić aby jednak do sejmu wejść), prezydenta również, natomiast w przypadku sędziów taka społeczna kontrola w ogóle nie istniała. Byli poza tym wszystkim, oni byli prawem, oni stanowili prawo i oni decydowali o tym kto będzie uznany winnym, a kto nie (a kwestia sprawiedliwości w ogóle nie miała tutaj żadnego znaczenia). Były też takie procesy (już w tej naszej, tzw.: Wolnej Polsce), gdzie zarówno sędzia, prokurator jak i adwokat byli związani z jednym środowiskiem towarzyskim i zaangażowani byli po jednej ze stron. Dobitnym tego przykładem jest chociażby nieumiejętność skazania (za popełnione z ich rozkazów zbrodnie w czasie Stanu Wojennego i epoki marazmu z lat 80-tych, notabene dziś taki sam marazm panuje na Zachodzie, ale nie o tym teraz), zbrodniarzy komunistycznych, takich jak Jaruzelski, Kiszczak, Urban (to jest kpina, ten człowiek swobodnie przeszedł z komunizmu w nowy ustrój nie tylko bez jakiegokolwiek uszczerbku finansowego, ale wręcz zbudował własne medium, a majątek jakim dysponuje jest znaczny), i wielu, wielu innych, takich jak chociażby zbrodniarz sądowy Stefan Michnik, który skazywał na śmierć Żołnierzy Wyklętych w latach 50-tych, czy podobny mu zbrodniarz sądowy - Igor Andriejew, który skazał na śmierć generała Augusta Emila Fieldorfa "Nila", bohatera wojennego, który dowodził największymi akcjami antyniemieckimi podczas II Wojny Światowej.

Tacy ludzie, jeszcze do niedawna (bo dziś już są na sutych emeryturach), wydawali wyroki w niepodległej III Rzeczypospolitej, tej już oficjalnie przynajmniej niekomunistycznej. No ku...a, to przecież jakaś kpina. Komunistyczne świnie, łajna w togach, wydawały wyroki w niepodległej Polsce i nikt z tym przez 28 lat istnienia niekomunistycznej Polski nic nie uczynił - nic. Do dziś, w wielu miastach mieszkają dawni sądowi zbrodniarze, którzy przez długi czas śmiali się swym ofiarom w twarz. Pamiętam, jak opowiadał mi pewien mężczyzna (dziś już dziadek), jak w latach 50-tych był bity przez ubeka, który zmuszał go do podpisywania zeznań. Natomiast dziś, w wolnej Polsce, tamten (też już stary), spokojnie wyprowadzał sobie pieska na spacer i śmiał się mu w twarz mówiąc: "No widzisz, i po co było się stawiać, co z tego miałeś? A wiesz ty dziadu jaką ja mam emeryturę? Ów człowiek powiedział mi: "Nie miałem nawet siły aby dać mu w pysk" - dziś bowiem jest strzępem człowieka, schorowanym, wynędzniałym, ubogim obywatelem. No ale przecież był upadek komuny tak? No i co? No i pstro, można by powiedzieć. Jaki upadek komuny! Kiedy w Polsce był upadek komuny? Zmiana systemu nastąpiła za zgodą, wiedzą i przy udziale komunistów, którzy pozwolili upaść dawnemu, skostniałemu i zupełnie już (w latach 80-tych) gospodarczo i politycznie niewydolnemu systemowi, po to właśnie aby w nowym systemie (dokooptowawszy sobie ludzi z tzw.: "opozycji antykomunistycznej", których korzenie w większości sięgają przybyłych ze wschodu na sowieckich tankach - towarzyszy, którzy tutaj zainstalowani, zaczęli budować nową elitę, nową władzę. I tak z pokolenia na pokolenie, te przywileje dziedziczyli również ich potomkowie, ich dzieci. To były tzw.: "czerwone książątka", które dziś stały się zadeklarowanymi Europejczykami - w sensie zwolennikami panowania i kontroli Brukseli nad tym Priwisleńskim Krajem), taki sam, a nawet paradoksalnie wyższy status i władzę.

Polacy są bowiem "buntowszczykami", należy więc szczególnie ich kontrolować. A kto uczyni to lepiej niż odgórnie wprowadzeni ludzie, którzy następnie będą przekazywać z pokolenia na pokolenie intratne stanowiska (np. w dyplomacji, mediach, sporcie, praktycznie wszędzie). Prawdziwa elita narodu polskiego została wymordowana zarówno przez Niemców jak i Rosjan podczas II Wojny Światowej i po jej zakończeniu. To właśnie ludzie, których z zimną krwią zamordowano w Katyniu w 1940 r. i innych miejscach sowieckiej kaźni, to ludzie zabijani przez Niemców w publicznych egzekucjach w Palmirach i innych miejscach niemieckiej zagłady (poza tym gułagi i obozy koncentracyjne). Polska elita została skutecznie wytrzebiona, a ci co pozostali musieli siłą rzeczy uciekać na Zachód, w obawie o swoje życie. Potem przez lata, polscy generałowie, oficerowie, zwycięzcy wielu bitew (w tym pod Monte Cassino, czy pod Falais), pracowali jako barmani w angielskich pubach, lub w hotelach, a (jak pisał Stanisław Cat-Mackiewicz) polskie arystokratki zmywały podłogi w angielskich domach. Tak Brytyjczycy odwdzięczali się Polakom za uratowanie im dupsk, jeszcze w czasie Bitwy o Anglię w 1940 r. (gdzie polscy piloci byli najskuteczniejszymi pogromcami niemieckiej potęgi Luftwaffe, a ich popularność była wówczas tak wielka, że sami Brytyjczycy aby poderwać Brytyjki, podawali się za Polaków), jak również potem, w czasie całej tej okrutnej wojny.




A przecież sądy w Polsce po upadku komunizmu miały się same oczyścić, miały wyeliminować wszystkie te niecne elementy ze swoich szeregów, wszystkie te patologie. Efekt? Nikt nie stracił nawet pracy, nie mówiąc już o utracie wolności za popełniane przez siebie zbrodnie. A raz puszczona w ruch (i niepowstrzymywana) patologia, pędziła dalej siłą kuli śniegowej. Kolejne roczniki młodych adeptów prawa, uczone przez tych starych, wprowadzanych przez nich zasad, przyswajały je jako swoje własne i tak kółeczko się zamykało, tworząc swoiste perpetuum mobile. Sądy w Polsce nie zostały zmienione w żaden sposób od upadku komunizmu - w ŻADEN!!! Czy można więc się dziwić, że dziś ci ludzie uważają się za szczególną kastę i twierdzą że: to nie naród jest suwerenem (który powierzył im władzę), tylko konstytucja (szczególnie ta konstytucja pokomunistyczna z roku 1997). Innymi słowy, mamy was gdzieś, jesteśmy nadludźmi i nic nam nie zrobicie - jak twierdzili. I oto wreszcie, po 28 latach rząd Prawa i Sprawiedliwości podjął się próby uleczenia skostniałej bryły sądowych patologii. Co prawda ta reforma (po zmianach prezydenta, wprowadzających wymóg uzyskania 3/5 głosów aby wybrać sędziego Sądu Najwyższego), realnie uniemożliwiała dokonanie jakiegokolwiek wyboru sędziego (bowiem zebranie 3/5 czyli 276 posłów z 460 jest w praktyce nierealne). Ale obecne weto prezydenta Dudy co do owych dwóch ustaw było już pewnym pokazem, deklaracją polityczną, gdzie prezydent oficjalnie opowiedział się po stronie patologii. I nie zmienią tego piękne słówka wypowiadane później, że jest za zmianami, że przygotuje projekty nowych ustaw, że rozpocznie rozmowy o nich z obywatelami itd. itp. Mleko zostało wylane - prezydent oficjalnie zadeklarował się jako zwolennik patologii sędziowskiej, a co za tym idzie, jako zwolennik dawnego komunistycznego i pokomunistycznego systemu politycznego w Polsce. 

Jestem rozczarowany - muszę to szczerze powiedzieć - jestem rozczarowany Andrzejem Dudą, człowiekiem na którego głosowałem, bo myślałem że jest to twarz rzeczywistej zmiany. Ale to wszystko pokazuje jak jesteśmy łatwowierni, my ludzie, chcemy wierzyć (szczególnie wilkom, przebranym w owcze skóry), chcemy ufać. A nie powinno się ufać nikomu, dopóki nie poznamy ich rzeczywistych motywów, nie przyjrzymy się ich działaniom. Dziś bowiem z pełnym przekonaniem mogę stwierdzić że ufam jedynie dwóm polskim politykom, tak, tylko dwóm (jeszcze). Jednym z nich jest prezes Prawa i Sprawiedliwości - Jarosław Kaczyński, a drugim minister Obrony Narodowej - Antoni Macierewicz. I finito, nikomu więcej. Ci politycy teraz stanowią główną polityczną barierę przed powrotem tego "aby było tak jak było" i całej tej odmóżdżającej, firmowanej przez Platformę i jej akolitów patologii w praktycznie każdej dziedzinie życia społeczno-politycznego lat 2008-2015. Oni bowiem tworzyli ustrój dla elit, ale nie tych elit prawdziwych, elit narodowych (czy krajowych), ale elit o mentalności żula spod budki z piwem, o mentalności tzw.: lyberalnej (która z prawdziwym liberalizmem nie ma nic wspólnego), oraz o mentalności globalnej, unijnej, a nawet... berlińsko-brukselskiej. I ci ludzie, o takiej mentalności, firmowani  przez poprzednią ekipę rządzącą byli predestynowani na zarządzających tę tu oto unijną prowincją, zwaną jeszcze na razie Polską (ale taki kraj przecież można potem nazwać zupełnie dowolnie np. mały Yunan duży Ulu, mieszankę zrobić). A "elyta" (w tym sądowa) stałaby na straży tych zmian. Zmian w których zwykły obywatel z głodu za kradzież bułki w supermarkecie za kilka groszy idzie siedzieć, a politykowi za wyprowadzenie miliardów z quazi-banku nie spada nawet włos z głowy. To jest sprawiedliwość? To jest państwo prawa? No bez jaj, to jest patologia, częściowo oparta również na założeniach marksistowskich (gdzie też był partia, czyli elita społeczeństwa, i bezmózgi motłoch, który bez jej rad zapewne zmieniłby się w stado zwierząt, przynajmniej wedle twierdzeń marksistów).

Musimy zrozumieć, że jeśli w taki sposób będziemy określać i "dopieszczać" elitę, to skończy się to ostatecznie bardzo, bardzo źle. Nie może być bowiem sprawiedliwości w państwie, w którym elity nie biorą odpowiedzialności za podejmowane przez nie decyzje i popełniane przez nie czyny. Dlatego należy walczyć z każdym "wypierdkiem mamuta", który predestynuje do roli reprezentanta narodu i przedstawiciela elity. Ma być tak, jak było w napoleońskiej Francji z czasów Napoleona Wielkiego, gdzie każdy marszałek, generał czy oficer, był za to samo przewinienie karany znacznie bardziej, niż zwykły żołnierz polowy, któremu wiele się wybaczało lub dostawał jedynie reprymendę. Oficer zaś, który pragnął być częścią elity Cesarstwa Napoleona, musiał wykazywać się nie tylko męstwem, odwagą i przenikliwością, ale również etyką i honorem. Jeśli taki człowiek popełniłby takie samo wykroczenie, jakiego dopuściłby się zwykły żołnierz - był natychmiast degradowany, a częstokroć wtrącany do więzienia. Nie było zmiłuj się, bowiem oficer (czy polityk czy jakikolwiek inny członek elity społecznej narodu), aby być członkiem owej realnej, żywej elity, musi więc posiadać (lub przynajmniej się nimi kierować) inne przymioty moralne, których brak w przypadku zwykłych ludzi jest im wybaczana. Tak było za Napoleona we Francji, a co mamy dziś, (zresztą nie tylko w Polsce, również) w całej Europie? Na kontynent sprowadza się obce etnicznie i cywilizacyjnie hordy, tworzy się rząd europejski, zarządzany przez ścisłą, komunistyczną klikę spod znaku trockisty Altiero Spinellego (i innych marksistów kulturowych) .Są też pokusy aby rozwiązać armie narodowe i wprowadzić wspólną armię europejską (zarządzaną oczywiście przez ową klikę), która byłaby wierna swym protektorom (i pracodawcom - czyli tym, którzy płacą żołd), a mogłaby być użyta podczas tłumienia buntów społecznych w Europie, gdy marksizm doprowadzi już Europejczyków do takiego stanu cywilizacyjnego upadku (już dziś wiele ulic w Londynie, Paryżu, Rzymie przypomina tereny z Mogadiszu czy Libii) i takiej biedy że wyjdą na ulice w wielosettysięcznych protestach. Wówczas właśnie, aby rozgonić "buntowszczyków" użyta zostanie przeciwko nim właśnie armia europejska. 

 





To jest normalna wojna hybrydowa, która toczy się obecnie również w Polsce (owe finansowane przez organizacje Sorosa "spontaniczne manifestacje", gdzie w kilku miejscach dowożono nawet opłaconych statystów, aby darli ryje, choć zapytani nie potrafią wskazać żadnego punktu który w owych ustawach miałby powodować "zamach na demokrację" i "wprowadzanie totalitaryzmu"). Tak bardzo dziś brakuje narodom europejskim kogoś pokroju cesarza Napoleona, marszałka Józefa Piłsudskiego czy chociażby Giuseppe Garibaldiego (twórcy zjednoczonych Włoch), autora wielu podobnych hybrydowych wojenek (w taki właśnie sposób zjednoczył też Italię), który dziś zapewne ze swoimi "czerwonymi koszulami" zatapiałby statki NGO-sów z imigrantami na pokładzie u brzegów Libii. No ale cóż, takich ludzi w dzisiejszej Europie nie mamy, mamy za to Junkera pijaka, ledwie stającego na nogach i wciąż wszystkich poszturchującego lub klepiącego po twarzy (notabene, gdybym miał kiedykolwiek - oby nigdy - nieprzyjemność spotkania się z takim człowiekiem, i on klepnąłby mnie po twarzy, lub zaczął wykręcać krawat, wymierzyłbym mu - oczywiście dla żartów, podobnie jak on - takiego plaskacza, że zapewne upadłby na ziemię. A potem, wciąż się doń uśmiechając podałbym mu rękę pomagając mu wstać, jednocześnie trochę nim potrząsając. Zapewne szybko oduczyłby się takich praktyk), Timmermansa czy Schulza.




Podsumowując - Jestem bardzo rozczarowany tym, co uczynił prezydent Andrzej Duda wetując te dwie ustawy (w jakiś sposób) reformujące polskie sądownictwo, a w każdym razie usuwające tkwiącą w nim głęboko patologię, co już jest bardzo dużo, w porównaniu z tym, czego w tej materii dokonano przez poprzednie 28 lat. Ale jest nadzieja, są nią patrioci których w Polsce nie brakuje (choć często są dzieleni i wzajemnie na siebie napuszczani, to też efekty wojen hybrydowych). I ja powiem tak - spokojnie Kochani, wygłupy opłaconego kodziarstwa i innego sorosowego tałatajstwa na pewno będą jeszcze przez jakiś czas trwały, choć ich liczebność (dziś już niewielka), będzie jeszcze się zmniejszała. My (czyli patrioci, ci wszyscy którzy pragną realnych zmian w kraju, jakie przeprowadza partia rządząca), na razie nie robimy nic. Nie wychodźmy na ulice, nie prowokujmy, nie czyńmy niczego, co mogłoby zostać potem przedstawione (w zachodnich, wybitnie "obiektywnych" mediach typu BBC, CNN czy NBC) jako "atak na demokrację w Polsce". Ale obserwujmy, róbmy zdjęcia, pokazujmy twarze, wpisy (bądźmy szczególnie aktywni w internecie) oraz zbierajmy to wszystko do kupy (ja już to robię od jakiegoś czasu). A kiedy przyjdzie pora, aby wesprzeć odnowę Polski, wtedy My wyjdziemy na ulicę, nie po to aby się bić czy przepychać z lewactwem, ale po to aby pokazać im naszą siłę, naszą liczebność i determinację. A jest nas znacznie więcej i he-he, czapkami ich przykryjemy gdy będzie trzeba (gdy przyjdzie czas - na razie jeszcze nie). Mówię to ja, gotowy wziąć udział w takiej manifestacji gdy przyjdzie pora (jeszcze nie teraz, niech wypali się ich emocjonalne paliwo), choć wcześniej w żadnej podobnej nie brałem udziału (nawet w Marszach Niepodległości), gdyż brak mi na to po prostu czasu. Ale teraz wyjdę, wyjdę jak i inni mnie podobni gdy "zabrzmi złoty róg" - tak nam dopomóż Bóg".




POPIERAM W STU PROCENTACH






PS: Jeszcze jedno. Nie wiem czy wiecie co właśnie wymyśliła komunistyczna Franca z Watykanu. Otóż człowiek, podający się za papieża stwierdził że wszyscy Chrześcijanie, wszyscy Katolicy, którzy modlą się do Boga - czyli do Jezusa Chrystusa (Chrześcijanie uważają Jezusa za Syna Bożego, czyli za Boga), czynią bardzo źle, gdyż nie powinniśmy osobiście kontaktować się z Bogiem... poza kościołem watykańskim. Pięknie prawda? Komunista mówi nam, że kontakt człowieka z Bogiem to coś złego, i że jedynie powinniśmy czynić to za pośrednictwem całkowicie zlewaczałego i skomunizowanego Kościoła "papieża" Franciszka, czyli białej Francy z Watykanu. Brak mi słów, pozostawię więc to bez komentarza, a jednocześnie jako asumpt do przemyśleń dla wielu, którzy jeszcze widzą w tym człowieku coś więcej niż zwykłego, komuszego zwodziciela i kulturowego marksistę. Pozostawiam to waszym sumieniom. Dobranoc.





PS 2: Zamierzałem dziś napisać coś na temat służb wywiadowczych dawnej Jugosławii, które doprowadziły do wybuchu I Wojny Światowej, no ale występek Dudy spowodował że musiałem to przełożyć i tak powstał ten oto post. Na dwa bowiem obecnie coraz bardziej brakuje mi czasu. Doba jest dla mnie za krótka.        


PS 3: Od razu też informuję, że jeśli prezydent Duda rozpocznie tworzenie "partii prezydenckiej" ma już u mnie przegrane na całej linii. Duduś już wówczas może zapomnieć o drugiej kadencji, bo ani nie poprą go zwolennicy Prawa i Sprawiedliwości (i znacznie większego obozu patriotycznej zmiany w naszym kraju), ani (tym bardziej) nie zagłosują na niego zwolennicy PO, KOD-u i temu podobnych, którzy i tak już maja go za marionetkę, a teraz jeszcze odkryli że nie ma nawet moralnego kręgosłupa. Jeśli Duda się nie opamięta i nie zawróci z tej zwodniczej ścieżki, skończy jak Marcinkiewicz na marginesie polityki, z nic nieznaczącym epizodem w życiu".



"MIAŁEŚ CHAMIE ZŁOTY RÓG, 
OSTAŁ CI SIĘ JENO SZNUR"



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz