Łączna liczba wyświetleń

sobota, 16 grudnia 2017

WŁADYSŁAW IV I PLANY WIELKIEJ WOJNY Z IMPERIUM OSMAŃSKIM - Cz. V

CZYLI JAK TO KRÓL

RZECZYPOSPOLITEJ WŁADYSŁAW IV

PLANOWAŁ ODBUDOWAĆ DAWNE

CHRZEŚCIJAŃSKIE PAŃSTWO 

W KONSTANTYNOPOLU


PÓŁROCZNE BEZKRÓLEWIE

(30 Kwietnia - 8 Listopada 1632 r.)

Cz. IV





"GDYBY POLACY ZJEDNOCZYLI SIĘ W POLITYCZNEJ ZGODZIE - ŻADEN KRAJ W EUROPIE NIE SPROSTAŁBY ICH POTĘDZE, A AZJA I GRECJA STAŁYBY SIĘ ICH ŁATWYM ŁUPEM"

NIEZNANY Z NAZWISKA FRANCUSKI PODRÓŻNIK
(Początek XVII wieku)





Nim przejdę już bezpośrednio do sejmu elekcyjnego, na którym obywatele (szlachta) wybiorą nowego monarchę, królewicza polskiego - Władysława Wazę (którego pełna tytulatura przed wstąpieniem na tron brzmiała: "z Bożej łaski królewicz polski i szwedzki, obrany wielki książę moskiewski, rządca księstwa smoleńskiego, siewierskiego i czernihowskiego", słów kilka należy powiedzieć o ogólnej sytuacji międzynarodowej głównie na kierunku moskiewskim, osmańskim i szwedzkim. Zajmijmy się najpierw Portą Ottomańską. W 1533 r. pomiędzy Królestwem Polski i Imperium Osmańskim zawarty został trwały układ pokojowy, podpisany w Konstantynopolu przez polskiego posła Piotra Opalińskiego (występującego w imieniu króla Zygmunta I), oraz sułtana Sulejmana Wspaniałego. Pokój ten zawarty został początkowo na okres życia obu monarchów (Sulejman nie zgodził się przedłużyć go również na czas panowania swych następców, twierdząc że oni sami zadecydują "czy pójdą w ślady ojców"), ale bez wątpienia ogromną rolę w jego zawarciu odegrały dwie kobiety: polska branka z Rohatyna - sułtanka Roksolana/Hurrem, oraz królowa Bona Sforza, która dążyła do jak największego osłabienia pozycji Habsburgów (zarówno hiszpańskich, którzy najechali i złupili jej włoskie księstwo - Bari, jak i tych austriackich). Nie oznaczało to jednak zakończenia najazdów tatarskich na ziemie polskie. Najazdy tatarskie był podejmowane następnie w latach 1533, 1534, 1537, 1538, 1540 i 1541. Były to jednak stosunkowo wyprawy stosunkowo nieliczne (w porównaniu z latami wcześniejszymi), i w większości kończył się one klęską Tatarów (jedynie w 1541 r. pomimo klęski pod Winnicą, Tatarzy zdołali uprowadzić na Krym ok. 1000 osób jasyru). 

Nie obyło się również bez polskich wypraw odwetowych i tak w 1545 r. oddziały kozaków zaporoskich pod wodzą starosty barskiego Bernarda Pretwicza (i kilku innych polskich możnowładców kresowych), napada na tureckie miasto Oczaków, który zostaje zdobyty i spalony. Turcy ostro protestują w tej sprawie, gorząc wojną, lecz szybko dochodzi do zażegnania konfliktu, gdy królowa Bona (porozumiawszy się listownie z Hurrem), deklaruje wynagrodzenie sułtanowi poniesionych strat i z własnych środków wypłaca Sulejmanowi 155 100 asprów. W kolejnych latach, praktycznie rok w rok dochodziło do kolejnych najazdów tatarskich na ziemie Rzeczypospolitej i rzadszych polskich wypraw odwetowych na Krym, jednak dopiero z końcem XVI wieku zaistniał prawdziwy powód do realnego (symbolicznie wygasł on wraz ze śmiercią Sulejmana Wspaniałego w 1566 r.) zerwania układu pokojowego z 1533 r. W 1595 r. wybuchła nawet mała wojna polsko-turecka o Mołdawię (którą Turcy zamierzali bezpośrednio wcielić do swego imperium). Polacy rozpoczęli kontrakcję 27 sierpnia i 3 września zajęły stolicę Mołdawii - Jassy, osadzając na tamtejszym tronie wychowanego w Polsce - Jeremiego Mohyłę, który uznał Mołdawię za... prowincję Królestwa Polskiego. Sułtan Mehmed III wysłał wówczas Tatarów pod wodzą samego chana Gazi II Gireja. 20 października ok. 25 000 armia tatarska poniosła całkowitą klęskę w bitwie pod Cecorą, z rąk hetmana wielkiego koronnego - Jana Zamojskiego (7 300 żołnierzy). 21 października podpisano pokój, na mocy którego Turcja i Tatarzy uznawali władzę Rzeczypospolitej w Mołdawii. Po zawarciu pokoju Zamojski miał wrócić do kraju (pozostawiając w Mołdawii 10 chorągwi jazdy pod dowództwem starosty kamienieckiego Jana Potockiego), ale im do tego doszło, postanowił ruszyć na południe i... zdobył Wołoszczyznę (dzisiejsza Rumunia), gdzie osadził na tronie Szymona Mohyłę, ale po wycofaniu się stamtąd Polaków, władzę odzyskał dotychczasowy hospodar Michał Waleczny. 

Michał Waleczny w 1599 r. opanował księstwo Siedmiogrodu, a 16 maja 1600 r. pokonał pod Suczawą, wojska Jeremiego Mohyły (Polacy wycofali się z Mołdawii w 1599 r. z powodu opóźnień w wypłacaniu żołdu, wcześniej, w grudniu 1598 r. Potocki rozbił jeszcze siły tatarsko-siedmiogrodzkie pod Suczawą, walcząc w osamotnieniu i dysponując jedynie kilkoma tysiącami żołnierzy, podczas gdy wojska mołdawskie Mohyły, mające ubezpieczać Polaków, po prostu uciekły). We wrześniu 1600 r. hetman Zamojski zjawił się więc ponownie w Mołdawii, prowadząc dużą siłę ok. 21 000 żołnierzy. Przy takiej liczbie wojska, siły Rzeczypospolitej były praktycznie nie do zatrzymania (biorąc pod uwagę że rozbijano 20-30 tysięczne armie, dysponując zaledwie kilkoma tysiącami żołnierzy). Najpierw więc rozbito siły Baby Nowaka, jednego z wodzów Michała Walecznego, grasującego na Pokuciu, następnie zajęto Suczawę (21 września). Przywrócono na tron Jeremiego Mohyłę. Tymczasem Michał Waleczny, dysponujący siłą ok. 40 000 ludzi, cofał się w kierunku Siedmiogrodu, ścigany przez... 7 000 oddział Jakuba Potockiego. 12 października pod Naieni na Wołoszczyźnie, doszło do bitwy z przednią strażą wojsk Michała Walecznego, pod wodzą Baby Nowaka, która po tej bitwie przestała istnieć. Od tej chwili siły Walecznego zmniejszyły się do 16 000, co oznaczało że nie tylko utracił on Mołdawię, Siedmiogród ale również własne państwo - Wołoszczyznę, gdyż z taką siłą nie mógł on nawet marzyć o zwycięstwie nad 20 000 armią polską. I tak też się stało, 20 października doszło do bitwy nad rzeką Telezyną (zwana również bitwą pod Bukową) w wyniku którego wojsko Michała Walecznego przestało istnieć, a on sam musiał się ratować ucieczką. Utracił wszystkie trzy kraje, które stały się lennami Rzeczypospolitej (Mołdawia ponownie została uznana za polskie województwo). W 1602 r. Polacy opuścili Mołdawię, ponieważ sejm znów zwlekał z nowymi podatkami na wojsko i żołd przestał przychodzić.

Jako ciekawostkę mogę przytoczyć "ofertę", jaką wystosował w 1590 r. turecki wysłannik Sinan Pasza, który będąc tego roku w Krakowie, zażądał od Rzeczpospolitej haraczu albo przyjęcia islamu. Doprawdy, przedziwna propozycja "nie do odrzucenia", ale naturalna, jeśli idzie o turecką dyplomację tego i późniejszych okresów, jak bowiem pisze Józef Sękowski: "Ten śmieszny obrządek, wymyślony przez ciemnych teologów, którzy dość niezgrabnie ludzkiemi być chcieli, głęboko jest wrażony w umysły hardych Osmanów, nie umiejących mierzyć sił nieprzyjaciela, i dlatego lekkomyślnie gardzących niemi". W kolejnych latach znów wyprawiali się Polacy "na Multan" (czyli do Mołdawii i krajów na północ od Dunaju), a Kozacy grabili miasta Morza Czarnego, z czego ciekawym jest zdobycie Synopy (zwanej wówczas "miastem kochanków") w sierpniu 1614 r. Kaffy w 1615 r. i przedmieść Konstantynopola w 1615 i 1617 r.  . Kozacy Zaporoscy, namówieni do ataku przez zbiegłych do Rzeczpospolitej byłych osmańskich niewolników, zdobyli twierdzę i spalili całe miasto, biorąc w niewolę rodziny tureckich wielmożów, wraz z ich haremami. Podobnie miało to miejsce w latach 1615 i 1616-1617 gdy sułtan Ahmed I i sułtanka Kosem, obserwowali bezradnie dwa płonące porty w Konstantynopolu, zaś w 1617 r. musiano ewakuować cały pałac, wraz z haremem, obawiając się aby nie wpadł w ręce Kozaków, którzy ponownie grabili przedmieścia i palili okręty w portach stolicy Imperium Osmańskiego. Aby nie doprowadzać do wojny obu państw, 23 września 1617 r. w obozie w Buszy nad Dniestrem, doszło do podpisania kolejnego pokoju pomiędzy Rzeczpospolitą a Turcją Osmańską, podpisanego przez hetmana Stanisława Żółkiewskiego i Iskandera Paszę. Polska godziła się oddać Mołdawię pod zwierzchność Turcji, oraz zakazań Kozakom rabunkowych wypraw na wybrzeża Morza Czarnego, zaś Turcy mieli tak samo poskromić Tatarów przed ich wyprawami na ziemie Ukrainy i Wołynia.




Wojna jednak i tak wisiała na włosku i wybuchła z całą pełnią w 1620 r. Był to też pierwszy od 1533 r. tak wielki konflikt polsko-turecki, angażujący bezpośrednio siły obu tych państw (wcześniej bowiem walczono głównie przeciwko Tatarom lub Wołochom, a Turcy przeciw Kozakom). Bowiem w 1618 r. wybuchła w Niemczech wojna religijna pomiędzy Ligą Katolicką a Unią Protestancką. Rzeczpospolita co prawda nie weszła bezpośrednio do tego konfliktu, ale król Zygmunt III (sam gorący katolik), wspierał stronę cesarsko-katolicką, czyli Habsburgów austriackich. Czynił tak, nie tylko jako Król Polski i Wielki Książę Litewski, ale również jako Król Szwecji (którym oficjalnie był od 1592 r., choć w 1599 r. szwedzki parlament pozbawił go korony, mimo to wciąż się uważał za prawowitego króla Szwecji). Szwedzi natomiast, z ich królem Gustawem II Adolfem, wsparli protestantów. Protestantów wspierał również władca Siedmiogrodu - Gabor Bethlen, który zdobył władzę w tym księstwie, po upadku dynastii (1613 r.) miłych w Polsce Batorych, których zdradził. Poza tym w senacie Rzeczypospolitej dominowali wówczas katolicy (protestanci byli w dużej mniejszości), stąd nic dziwnego, gdy w lutym 1619 r. na sejm do Polski przybył poseł cesarza rzymskiego (austriackiego) hrabia Altheim, prosząc w imieniu swego władcy o wsparcie Rzeczypospolitej i jej króla. "Wsparcia i macierzystej opieki króla polskiego" błagał również biskup wrocławski arcyksiążę Karol. Sejm odmówił jednak włączenia się Rzeczpospolitej do tej wojny, jednocześnie zezwalając (pod wpływem króla Zygmunta III), na prowadzenie zaciągów wojskowych w Polsce przez wysłanników cesarza. Król szczególnie ofiarował Habsburgom oddziały Lisowczyków (których pragnął się pozbyć, jako że była to formacja, która nie otrzymywała żołdu, za to utrzymywała się sama z tego, co zdobyła na wrogu, zresztą grabienie swoich też im nie przeszkadzało). Warto na moment zatrzymać się nad tą formacją i powiedzieć o nich kilka słów.

Kim byli Lisowczycy? Mówiąc o tej quazi pirackiej formacji wojskowej musimy coś wyjaśnić (pirackiej formacji która w swoim czasie nie należała do rzadkości, w Europie XVI - XVII wieku istniały nawet państwa pirackie, i to nie na morzach karaibskim, czy śródziemnym, lecz blisko granic polskich. Takim pirackim państwem byli np. Tatarzy. Chanat Tatarski istniał tylko w jednym celu - by zdobywać łupy. Tam nie chodziło o podbój danego obszaru czy państwa, tam chodziło przede wszystkim o zdobycie jasyru, złota, kosztowności i innych dóbr. To było pirackie państwo lądowe, z którym armia Rzeczypospolitej wojowała i wygrywała na przestrzeni dziejów. Również szkockie klany, były oddziałami przestępczymi, które dopuszczały się ogromnych zbrodni. Był to jeden z powodów dla których Anglicy nie chcieli unii personalnej ze Szkocją, o unii realnej nawet nie wspominano. Anglicy obawiali się że szlachta szkocka "rozpanoszy się po Londynie", jak również nie chcieli dzielić się z nimi swymi uprawnieniami parlamentarnymi. Oto jakie argumenty na początku XVII stulecia przytaczano by przeciwdziałać unii ze Szkocją: "Jeśli przyznamy im nasze swobody, to zlecą się do nas jak bydło do zielonej paszy (...), czego świadectwem jest mnogość Szkotów w Polsce". Cóż Rzeczpospolita wówczas była prawdziwym domem, dla wszystkich wygnanych i szukających schronienia osób w Europie, zaś owa niechęć angielsko-szkocka, była tak silna, że dopiero w ponad sto lat później (1707 r.), udało się stworzyć unię realną tych państw - Wielką Brytanię. Bardzo długo więc biało-czerwona róża Tudorów, nie chciała się zespolić z zielono-różowym ostem Stuartów).

Z Lisowczykami był zawsze jeden problem - nie było wiadomo co właściwie z nimi zrobić. Byli niezbędni na czas wojny, ich ataki, często decydowały o pokonaniu przeciwnika w mniejszych potyczkach. Przydatni byli też w zdobywaniu miast. Problem z nimi zaczynał się po zakończonej wojnie. To była bowiem formacja, dla której pokój mógł w ogóle nie istnieć - oni żyli z wojaczki. Wojaczka była ich życiem. Jeśli zabrakło wroga zewnętrznego, znajdowali sobie "wroga" wewnątrz państwa. Ich ataki na wsie i małe miasteczka, kończyły się zbiorową rzezią mieszkańców. Dlatego też, by pozbyć się ich z kraju, "wypożyczano" ich innym władcom, których państwa znajdowały się akurat w stanie wojny z państwem trzecim. Lisowczycy byli nie do zatrzymania dla wrogów (zresztą nie tylko oni, wystarczy wspomnieć inne polskie formacje wojskowe, ze sławną Husarią na czele, Pancernymi czy Dragonami, którzy w 1617 r. pod dowództwem Jana Sicińskiego przez miesiąc całkowicie sparaliżowali Estonię. Szwedzkie oddziały w Estonii, co najmniej 10-krotnie liczniejsze, bały się wychylić za mury twierdz i miast nadbałtyckich. Wszyscy oczekiwali posiłków ze Szwecji, przeciwko...100-osobowemu oddziałowi polskich dragonów). Lisowczycy (i inne polskie formacje wojskowe), grasowały sobie po państwie rosyjskim, jakby byli u siebie, a Jarosz Kleczkowski - wódz Lisowczyków, powiedział w 1620 r. o kampanii moskiewskiej: "Była ochota i do Persji i z tym narodem ku dobrej nachylonym wierze zwarłszy się, dziedzicznemu nieprzyjacielowi imienia naszego, Turczynowi, w oczy zakoliwszy zastąpić" - innymi słowy, Lisowczycy chcieli nawet zaatakować Persję a następnie Turcję Osmańską od strony rosyjskiej, co świadczy że niewiele sobie robili z ewentualnych sił rosyjskich, perskich czy tureckich, jakie przeciwko nim mogły zostać wystawione (Lisowczycy w swych pochodach po Rosji, dotarli zresztą aż do... Morza Białego, będącego częścią Oceanu Arktycznego).

W 1619 r. król Zygmunt III ofiarował więc Lisowczyków na służbę u cesarza rzymskiego (austriackiego) Ferdynanda II Habsburga. W tym czasie Wiedeń był już oblegany przez siły siedmiogrodzkie Gabora Bethlena (było to tzw.: Drugie oblężenie Wiednia, Pierwsze było w 1529 r. za Sulejmana Wspaniałego, a Trzecie w 1683 r. Podczas tych dwóch ostatnich oblężeń, Wiedeń nie został zdobyty tylko dzięki interwencji Polaków). 23 listopada 1619 r. doszło do spotkania sił siedmiogrodzkich (w liczbie 7 000), z 10 000 formacją Lisowczyków. Wynik tego starcia był z góry do przewidzenia, siły Gabora Bethlena zostały doszczętnie rozbite, a on sam musiał pospiesznie zwijać oblężenie Wiednia i wycofać się do Siedmiogrodu. W 1620 r. Lisowczycy dalej byli na służbie cesarskiej, rozbijając w pył protestanckie wojska czeskie (Kromieryż, Prochacice, nad Lubą i wreszcie w bitwie na Białej Górze pod Pragą - 9 listopada 1620 r.), doprowadzając do całkowitej pacyfikacji protestantów w Czechach (doszło wówczas do ogromnej hekatomby w historii Czech, bowiem ludne i bogate królestwo, pozostające co prawda pod rządami dynastii Habsburgów od 1526 r. ale realnie w dużej mierze niezależne, zostało spacyfikowane i wyludnione z 3 000 000 mieszkańców liczba ludności spadła tam do 800 000. Prawie 600 miast i miasteczek zostało spalonych, podobnie 24 000 wsi, 30 000 szlacheckich rodzin czeskich, musiało uciekać z kraju (w dużej części schronili się oni w Polsce, głównie zaś w Lesznie), a cesarz przywłaszczył sobie ich majątek  na astronomiczną wówczas kwotę 54 000 000 talarów.
 
W tym samym czasie pokonany Gabor Bethlen, poskarżył się sułtanowi na działania Polaków w Czechach i Austrii, co oznaczało zerwanie pokoju w Buszy z 1617 r. Dodatkowo tego samego (1620 r.) doszło do kolejnego ataku Kozaków na tureckie wybrzeża nad Morzem Czarnym i spalenia przez nich Warny (wrzesień), wycinając przy tym kilkaset janczarów i uprowadzając co bogatszych mieszkańców na Ukrainę. Młody sułtan - Osman II wpadł w furię i ostro zbeształ polskiego posła Hieronima Otwinowskiego, wysłanego do Konstantynopola, w celu wytłumaczenia się z ataku i zażegnania ewentualnej wojny. Sułtan żądał wyjaśnień, dlaczego doszło do ataku, skoro Rzeczpospolita w pokoju buszy zobowiązała się do powstrzymywania i kontrolowania kozackich zapędów? Otwinowski próbował się bronić, mówiąc że w 1618 r. doszło do ataku Tatarów na Podole (zabijając Jana Zamojskiego, który z kilkunastoma sługami jechał ze Lwowa do swych majątków nad Dniestrem (jego żona i córki schowały się przed Tatarami w gęstej trzcinie, co je uratowało i nie zostały wzięte w jasyr). Nim jednak na ratunek przybyli hetman polny Stanisław Koniecpolski i Jan Zamojski (syn zabitego), Tatarzy odeszli, uprowadzając z 1000 ludzi w jasyr. Ta opieszałość i brak skoordynowania sił, spowodowały że hetman Stanisław Żółkiewski musiał się z tego gęsto tłumaczyć na sejmie w styczniu 1619 r. a nawet poprosił króla aby przyjął jego dymisję z urzędu hetmana wielkiego koronnego, na co król nie wyraził zgody.




Tymczasem hospodar mołdawski (oficjalnie lennik Turcji Osmańskiej) Gaspar Graziani, poinformował listownie hetmana Żółkiewskiego, o antypolskich knowaniach Gabora Bethlena w Konstantynopolu. Graziani poinformował również, że bejlerbej Rumelii, z okolicznych sandżaków gromadzi Tatarów Akermańskich przeciwko Polsce. Sprawa ta się jednak wydała i sułtan postanowił obalić Grazianiego, ale wówczas z odsieczą postanowił mu przyjść hetman Żółkiewski. Kierując się nie tyle polityką, co raczej lojalnością i honorem (uważał że Rzeczpospolita powinna chronić człowieka, który świadczył na Jej korzyść), przekonał króla do interwencji wojskowej w Mołdawii (co było równoznaczne z wybuchem wojny z Turcją i zerwaniem pokoju z Buszy). Hetman Żółkiewski gromadził swe siły w twierdzy Bar (miasto to zostało założone jeszcze za czasów królowej Bony Sforzy, na pamiątkę jej rodzinnego włoskiego księstwa - Bari). Zgromadził jednak tylko 6 000 jazdy i 2 000 piechoty. Wojsko to przeprawiło się przez graniczną rzekę Dniestr w dniach 3 i 4 września 1620 r. i weszło do Mołdawii. 5 września rozbito obóz nad rzeką Kajnarą (hospodar wołoski - Gracjan obiecał wysłać 15 000 żołnierzy, jednak realnie do polskiego obozu dotarło jedynie 600 Wołochów - 7 września). 9 września wojsko ruszył dalej kierując się ku Jassom, drogą prowadzącą na Cecorę. 12 września dotarli do starych okopów polskich hetmana Zamojskiego sprzed 25 lat (z czasów pierwszej wyprawy na Mołdawię z 1595 r.), Żółkiewski kazał je odbudować i podwyższyć. Zaczęła jednak szwankować zarówno służba wywiadowcza (wysłani na zwiad Lisowczycy, przywieźli tylko kilka uciętych głów, miast jakichś pochwyconych informatorów), oraz karność (obecni w obozie wielcy panowie, zaczęli szeptać przeciwko hetmanowi, twierdząc że wyprawa ta jest niepotrzebna i że trzeba wracać do domu).

17 września w rejonie wsi Cecora, napotkano siły nieprzyjaciela, najpierw pojawili się Tatarzy pod kałgajem Dewlet-Girejem w sile 30 000, w przeciągu dwóch kolejnych dni siły te zwiększyły się do 100 000, gdy przybył z całą armią bejlerbej silistryjski Iskander Pasza, oraz wojska bejlerbeja Rumelii Jusufa i bejlerbeja Nikopola Sarymsaka Teryjaki oraz mutesaryfa Widynia Chyzyr-baszy (siły te więc wyglądały nastepująco 100 000 Turków i Tatarów przeciwko 8 600 Polaków i Kozaków). Do pierwszego starcia doszło 18 września, było to starcie o tabory, które chcieli przejąć Turcy, jednak uderzenie chorągwi husarskich, zmusiło Turków do ucieczki do ich obozu. Główna bitwa rozpoczęła się 19 września i trwała do 7 października. Była bardzo krwawa i uciążliwa, a trup ścielił się gęsto (polegli rotmistrze chorągwii husarskich Wrzeszcz, Goślicki i Kowalkowski, a Jan Żółkiewski i Łukasz Żółkiewski - syn i synowiec hetmana, odnieśli rany. Dowódca piechoty, Denhof, został poważnie ranny, tak że nie mógł wydawać komend. Mimo to wojsko walczyło dzielnie wobec zalewających ich fal nieprzyjaciół (hetman polny Stanisław Koniecpolski sam zwalił z koni kilkunastu nieprzyjaciół). Widząc jednak że bitwa zamienia się w klęskę, cześć wielkich panów zaczęła uciekać (Korecki, Kalinowski), co jednak im się nie udało (Kalinowski utonął w nurtach Prutu, Korecki poszedł by w jego ślady, ale wyratowano go i z pretensjami do hetmana przemoczony wrócił do obozu - hetman odpowiedział mu jednak "Jam suchy, nie ciecze ze mnie prutowa woda" - co było prztyczkiem do tchórzostwa Koreckiego i jego próby ucieczki z pola bitwy).

Hetman Żółkiewski poprzysiągł że bez względu na wynik bitwy, nie opuści żołnierzy: "Jeśli będziem zwyciężeni, nie miedzy jeńcami, lecz między poległymi mię szukajcie", zdążył też napisać list do żony, w którym znalazły się takie słowa: "Nie turbuj się, choćbym poległ, toż ja stary i na usługi Rzeczypospolitej niezdatny; niech się stanie wola Pana, który sprawi, że syn nasz po ojcu miecz wziąwszy, pomści się krwi jego". Teraz myślano (od 29 września) już tylko o tym, aby wyrwać się z okrążenia, wyprowadziwszy tabor, w środku gromadząc na wozach wszystkich rannych, otoczonym wojskiem gotowym do boju - w dzień walczono, nocą posuwano się w kierunku północnym, ku granicy. Nie było czasu ani odpocząć, ani posilić się, brakowało bowiem nawet wody do picia, co powodowało że wielu padało martwych nie od kuli czy miecza nieprzyjaciela, ale właśnie z głodu i pragnienia, niektórzy też popadli w obłęd. Tabor posuwał się jednak dalej, codziennie tocząc uporczywe walki, ku granicy, która byłaby wybawieniem. 5 października dotarto pod Kobołdę, skąd można było już dostrzec Dniepr, granicę i własną ziemię. Żołnierze na ten widok poczęli samowolnie przeprawiać się przez rzekę, tworząc duże luki w taborze, a hetman Żółkiewski nie był w stanie ich powstrzymać. W luki te zaczął wchodzić nieprzyjaciel co powodowało że większość taboru zostało stracone (rannych Turcy i Tatarzy wymordowali). 7 października, widząc całkowitą klęskę, hetman Żółkiewski przebił mieczem swego konia, na znak że nie zamierza uciekać, ścisnął rękę swego syna, każąc mu uchodzić, a sam dobywszy miecza walczył do czasu, gdy mógł jeszcze ustać, kładąc trupem wielu nieprzyjaciół, gdy upadł, został zadźgany i skonał (miał 73 lata). U jego boku walczyło jeszcze 11 oficerów, którzy również zabili swoje konie, aby walczyć do końca - wszyscy trafili do tureckiej niewoli. Po bitwie Turcy odcięli hetmanowi Żółkiewskiemu głowę, i wysłali ją do Konstantynopola, gdzie została umieszczona... pod sklepieniami sułtańskiego pałacu.

Klęska cecorska wywołał ogromne wrażenie w całym kraju (była nawet porównywana do klęski z 1939 r. i zajęcia kraju przez Niemców i Rosję Sowiecką), pospiesznie zaczęto więc gromadzić siły, szybko wystawiono lekką jazdę i uzbrojono wieśniaków pod wodzą Stanisława Lubomirskiego, który miał opóźniać marsz Turków, aż sejm nie uchwali nowych podatków na armię. Sejm zebrał się 3 listopada pod laską Jakuba Szczawińskiego i uchwalił niezbędne podatki na nową armię - wszyscy byli bowiem pod wrażeniem klęski cecorskiej i ujmy, jaką niosła ona na honorze Rzeczypospolitej. Tymczasem sułtan Osman II był pod wrażeniem zwycięstwa i już snuł plany "połknięcia" Polski, której podbój byłby zaczątkiem upadku cesarstwa rzymskiego, zajęcia Niemiec i całej Europy, oraz zniszczenia chrześcijaństwa. Klęska cecorska wywarła też wielkie wrażenie w Europie, szczególnie zaś w państwach niemieckich, bezpośrednio zagrożonych podbojem tureckim. Cesarz Ferdynand nakazał publiczne modły w kościołach, zwane "dzwonami tureckimi", mające przebłagać Boga i nie dopuścić do podboju tureckiego, w przypadku jednak klęski, był gotowy ukorzyć się przed sułtanem (nazwał się nawet pokornie w liście do Osmana II "synem sułtana" co miało być wyrazem jego podległości). W Polsce zaś obawy były tym większe, że nie wiedziano jak zachowa się Rosja, która w pokoju dywilińskim 3 stycznia 1619 r. utraciła na korzyść rzeczypospolitej, ogromne tereny, podchodzące prawie pod samą Moskwę, poza tym książę polski Władysław, syn króla Zygmunta III używał tytułu cara moskiewskiego, a także korona carska dynastii Rurykowiczów, była przechowywana w królewskim skarbcu na Wawelu w Krakowie - car Michał I Romanow, musiał do swej koronacji w 1613 r. użyć więc nowej korony). Wysłany do Moskwy stolnik oszmiański Aleksander Slizień, wrócił z niczym, nie było więc wiadomo jakie będzie stanowisko Moskwy.

Pod wpływem klęski, w kraju doszło też do pierwszego "gwałtu na majestacie królewskim", gdy chory psychicznie Michał Piekarski z Bieńkowic, uderzył czekanem w plecy i krak, wchodzącego do kościoła króla Zygmunta III - rany okazały się niegroźne, a niedoszłego zabójcę ranił w głowę mieczem królewicz Władysław (potem sąd skazał go na śmierć poprzez rozerwanie końmi, stąd w narodzie przetrwało powiedzenie: "Krzyczeć jak Piekarski na mękach"). Zamach na króla, wywołała jednak powszechne oburzenie - "Nie bywało to nigdy w narodzie naszym!" - miał zapisać miecznik koronny Jan Zebrzydowski. Pospiesznie zaczęto też zbierać wojska, tym bardziej że sułtan również zgromadził ogromną armię, ściągając swe siły z najodleglejszych krain i twierdząc że oto nastąpiła ostateczna rozprawa z chrześcijaństwem. Wysłano poselstwa do Wiednia, Rzymu, Paryża, Londynu i Amsterdamu, chodziło bowiem o przyszłość całego chrześcijaństwa. Wyznaczono też przyszłych dowódców armii - przeciwko Turkom i Tatarom miał dowodzić hetman wielki litewski Jan Karol Chodkiewicz, zaś przeciwko Szwedom (z którymi kończył się rozejm) hetman polny litewski Krzysztof Radziwiłł. Tymczasem sułtan zatknął buńczuk przed swoim pałacem w Konstantynopolu (29 kwietnia 1621 r.), na znak że osobiście zamierza dowodzić zwycięską armią, która podbije Europę. Zgromadzono ogromne siły, cała armia liczyła prawie... 400 000 ludzi, do tego 115 ogromnych armat i 260 mniejszych, 10 000 wielbłądów, 20 000 bawołów, cztery słonie, które niosły namioty sułtańskie, król Zygmunt III w liście do papieża Grzegorza XV pisał: "Jeszcze nigdy takiej siły nie widziała Europa, ani też podobnej wojny nie sięga pamięć ludzka".




W Polsce spodziewano się, że przybędą oddziały mające dopomóc w walce z muzułmanami, ale... żadna pomoc nie dotarła. Papież przysłał tylko poświęconą chorągiew i 20 000 złotych zasiłku. Cesarz zaś, zabronił nawet przeprowadzania zaciągów wojskowych dla Rzeczpospolitej na swoich ziemiach, gdyż obawiał się aby nie rozgniewać tym sułtana i nie sprowokować najazdu na Rzeszę. Król Anglii - Jakub I Stuart, obiecał jedynie nakłonić Szwecję do kolejnego rozejmu i zezwolić na pobór w Anglii 5 000 żołnierzy na jego koszt (pod warunkiem aby Polacy sami ich sobie zwerbowali), Francuzi w ogóle żadnego wsparcia nie obiecali, zaś arcyksiążę Flandrii Albert, wysłał do Polski rynsztunek wojenny na kilka tysięcy żołnierzy. Pod Lwowem zaczęto gromadzić armię, która miała liczyć początkowo 60 000 żołnierzy, ale realnie udało się zebrać ok. 35 000 (wielcy panowie Ostrogscy, Czartoryscy, Radziwiłłowie, Sieniawscy, Zamojscy, Sobiescy, Potoccy, Wołuccy i inni - zjeżdżali się pod Lwów bardzo opieszale, prowadząc nieliczne chorągwie). Zgromadzono też 28 armat, ale wkrótce wybuchła "afera prochowa", bowiem okazało się że kule do armat były za lekkie, a proch w dużej części zamoczony, innymi słowy dostawcy tych materiałów dopuścili się oszustwa. Tymczasem sułtan Osman II 7 czerwca 1621 r. wyjechał z Adrianopola, kierując się ku granicy nad Dniestrem. Prowadził ze sobą ogromną potęgę swych poddanych z Europy, Azji i Afryki, gdy jednak doniesiono hetmanowi Chodkiewiczowi o ogromie sił nieprzyjaciela, ten dobył tylko własnej szabli i powiedział: "Ta ich policzy". W dniach 8-16 sierpnia Wojsko Polskie przekroczyło Dniestr i wkroczyło do przygranicznej twierdzy - Chocim. 1 września przybył tam również ataman Kozaków Zaporoskich Piotr Konaszewicz-Sahajdaczny (bodajże jeden z największych kozackich wodzów w Rzeczypospolitej), prowadząc ze sobą 30 000 Kozaków. Zaś 2 września "Zawitał dzień pamiętny dla wszystkiej potomności" - ukazały się bowiem na horyzoncie niezliczone oddziały turecko-tatarsko-egipsko-syryjsko-mezopotamskie sułtana Osmana II.

Hetman Chodkiewicz przemówił do żołnierzy tymi słowy: "...nie o to już chodzi, czy Wołoszczyzna będzie naszą: na naszych prawicach leży zdrowie i nadzieja całej pospolitej rzeczy (...) zasużym się królewskiemu majestatowi i tej sławnej Rzeczypospolitej, albo pomrzemy na Jej całość. (...) Co do mnie (...) jedno mi tylko już pozostaje życzenie, abym życie w obronie kraju położył. Na dane hasło uderzmy zatem na wroga Polacy i Litwini, pomni na pradziadowską chwałę. A ty święta sprawiedliwości potęgo, przez którą królowie i wodzowie panują i zwyciężają, dodaj nam siły; ty, Boże! wstrzymaj pomstę za grzechy nasze; wymierz karę nad niesprawiedliwymi, niech pozna pogaństwo, żeś Bogiem i obrońcą naszym". Wielu się wówczas wyspowiadało przed kapłanami różnych obrządków a następnie odśpiewano Bogarodzicę. Sułtan Osman II pewny łatwego zwycięstwa, bowiem różnica sił była ogromna, postanowił że nie weźmie pokarmu do ust, nim wszystkich "zuchwalców" którzy ośmielili się wystąpić przeciwko niemu, nie rozbije i jeszcze tego samego dnia 2 września nakazał swej armii przystąpić do szturmu. Po całodziennej krwawej walce, pole usiane było trupami nieprzyjaciół, poległ też pasza Sylistrii. Pierwszy szturm zakończył się turecką porażką. 3 września Turcy przesunęli obóz swój bliżej twierdzy i pod Chocimiem rozłożyło się nieprzepastne miasto namiotów, a wśród nich największy, niczym prawdziwy pałac - namiot sułtański z półksiężycem i przylegająca doń wysoka wieża. 3 września do obozu przedarł się również królewicz Władysław, z częścią oddziałów, którego wcześniej choroba ścięła z nóg i miast w polu, przebywał w łożu. Chodkiewicz podzielił obronę w sposób następujący: lewe skrzydło objął osobiście wraz z Litwinami, na prawym stanęli Polacy pod Lubomirskim, zaś królewicz Władysław i cześć oddziałów polskich, węgierskich i niemieckich zajęła środek. Kozacy zaś stacjonowali poza obozem, ukryci wśród drzew i krzewów.

W ciągu dwudziestu następnych dni odpierano kolejne szturmy tureckie (z czego najsilniejsze były przeprowadzone w dniach 3, 4, 9 września), 9 września Turcy zauważyli słaby punkt w obronie, koło bramy przy szańcu hetmana polnego. W sile 20 000 uderzyli więc w tym kierunku pod osłoną nocy i wybili ze stu żołnierzy, praktycznie pogrążonych we śnie pod wodzą rotmistrzów Życzewskiego i Sładkowskiego, nim nie ściągnięto czterech chorągwi husarskich pod osobistym dowództwem hetmana Chodkiewicza i wypchnięto Turków z obozu, nim przybyły posiłki Lubomirskiego. O sile tego ataku, niech świadczy fakt, że kasztelan płocki - Zenowicz, który osobiście walczył w pierwszym szeregu, odniósł aż... 22 rany zmarł rankiem dnia następnego). Wśród Turków jednak straty był ogromne (kilka tysięcy), poległo też dwóch paszów. Polacy i Litwini, choć posiadając tylko 28 armat i to mniejszego kalibru, strzelali jednak znacznie celniej od Turków, powodując tym większe straty w obozie nieprzyjaciół. Miano też przeprowadzić wypad na obóz turecki (w nocy z 12-13 września), ale wtedy właśnie spadł rzęsisty deszcz co spowodowało że pozamakały samopały, przez co odwołano wypad. 15 września Turcy przypuścili szturm największy (Karakasz Pasza przyprowadził dodatkowe 70 000 wojska). Do obrony stanęli wszyscy, łącznie z hetmanem Chodkiewiczem i królewiczem Władysławem (stojącym ze swym oddziałem przy bramie twierdzy). "Poczęła się bitwa okrutna", aż do chwili gdy Karakasz Pasza, prowadząc swe oddziały, nie spadł z konia, trafiony w głowę kulą wystrzeloną z samopału. Szturm wówczas ustał a Turcy powrócili do swego obozu. W nocy z 18 na 19 września ok. 10 000 Kozaków Zaporoskich podjęło atak na obóz turecki. Zniesiono przednie straże, zniszczono obóz Kantemira Paszy, zdobyto czerwoną chorągiew ze złotą skofią, łańcuch i regresy wojskowe Kantemira Paszy. Rozpędzono również 30 wielbłądów i 200 koni.




Tymczasem Turcy grabili okoliczne tereny i ściągali jasyr pod twierdze, aby na oczach obrońców masakrować mężczyzn i gwałcić kobiety wzięte w niewolę. W obozie polskim zaś zaczęło brakować amunicji, a także prowiantu i wody. Do tego w tych właśnie dniach bardzo poważnie rozchorował się sam hetman Chodkiewicz, do tego stopnia że nie mógł realnie dowodzić obroną. Widząc własną niemoc, oraz obawiając się o osobę królewicza Władysława, którego poprzysiągł chronić, zaproponował opuszczenie twierdzy i wymarsz za Dniestr. Zebrani jednak odpowiedzieli że wolą bić się do upadłego, niż uciekać. 21 września królewicz Władysław zebrał dowódców na naradę, postanowiono zmniejszyć linię obrony, adekwatnie do strat poniesionych przez obrońców i wysłać wiadomość do króla o sytuacji. 24 września nad ranem, na Zamku chocimskim po ciężkiej chorobie zmarł hetman Jan Karol Chodkiewicz - miał 61 lat. Ten fakt jednak postanowiono utajnić, aby nie powodować wśród wojska upadku morale, związanego ze śmiercią wodza. Sprawa jednak bardzo szybko się wydała, a wiadomość o śmierci Chodkiewicza przedostała się również do Turków, którzy postanowili wykorzystać okazję i przeprowadzić kolejny szturm. 28 września przeprowadzono kolejny wielki szturm, przy kanonadzie armatniej, do boju ruszyli Janczarzy i Spahowie. Rowami przedarli się do obozu Kozaków i Lisowczyków. Wysłano im na odsiecz piechotę (w tym kilkuset Szkotów ze straży przybocznej królewicza Władysława). Bitwa zakończyła się kolejną klęską Turków, którzy zostali wyparci i musieli powrócić do swego obozu.




Sprawa jednak wyglądała dramatycznie, w polskim obozie pozostała bowiem już tylko... jedna beczka prochu, gdyby więc Turcy przeprowadzili kolejny szturm, nie byłoby czym ich odeprzeć. Turcy już jednak nie ponowili kolejnego ataku, gdyż straty ich były ogromne (prawie 100 000 poległych). Sułtan był zły, ale przystał na propozycję rozejmu, wystosowaną ze strony polskiej. 9 października 1621 r. uzgodniono ostateczny kształt ugody (ze strony polskiej negocjowali Jakub Sobieski - ojciec przyszłego króla Jana III Sobieskiego, pogromcy Turków pod Wiedniem w 1683 r. oraz Stanisław Żórawiński kasztelan bełski - ze strony tureckiej zaś wielki wezyr, sędziwy Dilawer Pasza). Turcy 10 października wycofali się spod twierdzy (co świadczyło o ich klęsce), a po trzech dniach dopiero (12 października) obóz opuścili Polacy, Litwini i Kozacy. Wojsko to jednak przypominało obraz nędzy i rozpaczy, bardziej podobne było do żywych trupów niż do jakichkolwiek ludzkich postaci. Po stronie polsko-litewskiej poległo ok. 15 000 żołnierzy, lecz pozostałe wojsko nie nadawało się już do wojaczki. Zawarty rozejm okazał się trwałym pokojem, Turcy bowiem, pod wrażeniem oporu obrońców spod Chocimia, nie odważyli się już wystąpić zbrojnie przeciwko Rzeczypospolitej, przez kolejne dziesięciolecia (w 1633 r. doszło do niewielkiej wojny, zresztą zwycięskiej dla Rzeczypospolitej). Podobnie cała Europa zaczęła mówić o Polakach, jako obrońcach chrześcijaństwa, do Warszawy zaś zaczęły płynąć listy gratulacyjne, papież Grzegorz XV ustanowił dzień 10 października dniem świętym, na pamiątkę obrony Chocimia, a we Florencji z inspiracji Medyceuszy, wystawiono posąg zmarłego wodza Jana Karola Chodkiewicza, który wysłano wdowie. Stanął on w majątku Chodkiewiczów w Ostrogu.


OSMAN II



Natomiast sułtan Osman II wkrótce potem (20 maja 1622 r.) został zamordowany przez zbuntowanych janczarów. W chwili śmierci nie miał nawet 18 lat. Wkrótce potem (po krótkich rządach niedorozwiniętego umysłowo Mustafy I, władzę nad Imperium Osmańskim przejął w 1623 r. syn sułtanki Kosem - Murad IV (o którym pisałem już kiedyś, że lubował się w strzelaniu z pistoletu ponad głowami swych kobiet z haremu, zmuszając je do zanurkowania w basenie. Wiele kobiet przez to się potopiło, kilka zginęło od kul swego sułtana). W każdym razie po 1621 r. Turcy nie mogli już marzyć, aby kiedykolwiek jeszcze próbować "połknąć" Polskę. Poświęcenie dwóch wielkich hetmanów i innych oficerów i żołnierzy, zaowocowało podkreśleniem polskiej wyjątkowości wojskowej i utrzymaniem mocarstwowości regionalnej, choć musiano zrezygnować z Mołdawii na korzyść Osmanów.                                 



CDN.
       

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz