Łączna liczba wyświetleń

środa, 20 marca 2019

PRZEWRÓT IDEOLOGICZNY - Cz. II

CZYLI JAK PODBIĆ KRAJ

NIE UŻYWAJĄC WOJSKA?


Przejdźmy zatem do głównego tematu, czyli dezinformacji jako oręża współczesnej (nie tylko zresztą współczesnej, bo to jest oręż stary jak nasz świat, choć dziś używa się go znacznie częściej) wojny. Na początek zaprezentuję poglądy rosyjskiego pisarza Władimira Wolkoffa na przykładzie jego książki: "Dezinformacja - oręż wojny". W miarę możliwości będę się starał rozbudowywać temat, dodając do niego inne aspekty, związane chociażby ze zmianami, jaki zachodziły w Europie Zachodniej i Stanach Zjednoczonych po II Wojnie Światowej, jak również będę chciał wymienić głównych teoretyków i ojców założycieli współczesnych dzisiejszych chorób cywilizacyjnych, typu ideologii gender, homo-propagandy, seksualizacji dzieci, feminizmu i innych tego typu zjawisk, które obecnie mocno przyspieszyły, jako że najwidoczniej uznano (mam tu na myśli prawdziwych decydentów którzy tym wszystkim sterują, a nie polityków - w większości marionetki istniejącego systemu) że wprowadzana w życie od dziesięcioleci (konkretnie od lat 60-tych i 70-tych) rewolucja seksualna nie przynosi spodziewanego efektu i należy przyspieszyć proces "społecznej transformacji", aby system został domknięty ("cała władza w ręce bankierów i finansistów" zaś rządy zostaną zsocjalizowane i całkowicie kontrolowane - jak głosił chociażby tzw.: "Plan Marburga"). A system domknięty zostać musi, inaczej wszystko się posypie i cała ta tytaniczna praca - trwająca pięć dekad, a wcześniej przecież przygotowywana przez marksistowskich specjalistów - okaże się niewarta funta kłaków. Ale nim do tego przejdę, najpierw skupmy się na dezinformacji, jako metodzie współczesnej wojny propagandowo-ideologiczno-cywilizacyjnej, dzięki której bez użycia wojska (bo tak naprawdę wojsko dziś jest potrzebne jedynie do uśmierzania lokalnych buntów, a nie do wielkich wojen międzypaństwowych, które są ogromnie kosztowne i często zupełnie nieefektywne) można podbić dowolny kraj na świecie, jeśli wcześniej zostanie on poddany takiej właśnie obróbce propagandowo-ideologicznej: 





  Wymiana informacji jest cechą właściwą ludziom. Odmienność punktów widzenia, niedoskonałość percepcji, różna ocena względnego znaczenia wydarzeń sprawia jednak, że każda lub niemal każda informacja zawiera w sobie pewien, chociażby najmniejszy ładunek dezinformacji. Czy można tu uczynić wyjątek dla informacji naukowej? Przecież nawet postulat Euklidesa jest w jakimś stopniu dezinformujący. Dzieje się tak dlatego, że informacja jest dezinformująca z samej swej natury. Nie możemy się przejrzeć w lustrze bez pewnej dozy dezinformacji, jakość tafli szklanej, naszego wzroku, oświetlenie, nasz nastrój deformują nasze widzenie. A przecież chodzi tu o informację, która powinna być tak obiektywna jak to tylko możliwe, gdyż jest przeznaczona do naszego osobistego użytku. Kiedy tylko zwracamy się do innej osoby, na błędy w ocenie popełnione przez nas samych nakładają się te, które popełnia ona, i tak dalej. Wystarczy kilku pośredników, żeby oryginalny przekaz uległ znacznej modyfikacji z powodu regularnego wzbogacenia go o elementy dezinformacji (jak choćby dziecinna zabawa w tzw.: "głuchy telefon" - czyli przekazywanie sobie jednej informacji przez kilka osób jako pośredników - taki przekaz zawsze na końcu będzie zawierał jakiś element dezinformacji i niewiele będzie miał wspólnego z oryginałem). I to w najlepszym wypadku, to znaczy wówczas gdy informacje wymieniają w dobrej wierze osoby kompetentne i niezainteresowane jej zniekształceniem. 

Wystarczy jednak wprowadzić do łańcucha przekazu informacji głupca lub spryciarza, żeby elementy dezinformacji już nie sumowały się, ale wręcz mnożyły. Nietrudno sobie wyobrazić, co będzie, jeśli mamy do czynienia już nie z pojedynczymi osobami lecz z masami i masy te są informowane przez organizmy zainteresowane w lansowaniu określonej ideologii politycznej lub po prostu - rozpowszechnianiu wiadomości niezwykłych, szokujących, sensacji. Socjologowie szczegółowo dowiedli jak dalece przygotowany w ten sposób grunt sprzyja upowszechnianiu zbiorowych urojeń, publicyści i politycy nie omieszkali tego wykorzystać. Już przed II Wojną Światową Hitler w  "Mein Kampf" i Tchakhotine w "Gwałceniu tłumów przez propagandę polityczną" pokazywali jak wykorzystywać techniki zapożyczone z psychologii eksperymentalnej do ukierunkowywania opinii publicznej, a raczej jej namiętności. Wszystko to jest wystarczająco znane, jeśli nawet nie zwykłym ludziom, to na pewno specjalistom. Nas interesuje tu inny aspekt zagadnienia - nie chodzi o manipulowanie demos w ramach jednego kraju lecz o dezinformację traktowaną jako oręż w wojnie.
Aby sprecyzować pojęcia, należy zakreślić ramy działania dezinformacji w porównaniu z innymi rodzajami broni z tego samego arsenału: podstępem, wprowadzaniem w błąd, tzw. białą (jawną) propagandą, tzw. czarną (tajną) propagandą oraz wpływaniem.






 PODSTĘP - stosowano w wojnie zawsze. Więcej, jest on nieodłącznym elementem szermierki, bo trzeba nieustannie grozić przeciwnikowi en quarte, żeby zadać mu trafienie en sixte. Szczebel wyżej mamy do czynienia z działaniami dywersyjnymi, polegającemu na odwróceniu uwagi przeciwnika od miejsca, w którym zmierzamy zaatakować (przykładem takiego podstępu, było chociażby podczas II Wojny Światowej przekonywanie Niemców że atak Aliantów nastąpi w rejonie Bałkanów, lub ewentualnie w południowej Francji, gdy tymczasem główny desant miał miejsce na północy w Normandii - 6 czerwca 1944 r.). Posuńmy się o jeszcze jeden szczebel i już jesteśmy blisko wprowadzania w błąd. I tak na przykład Grecy nie zadowolili się pozorowaniem wycofania się, ukrywając jednocześnie zbrojnych we wnętrzu konia, wmówili jeszcze Trojanom, że koń jest darem Ateny, bez czego nie zdołaliby wprowadzić go do miasta. 

WPROWADZANIE W BŁĄD (INTOKSYKACJA) - przeciwnika zawsze było jedną z ulubionych technik kontrwywiadu. Nie ma bowiem lepszego sposobu ochrony prawdziwych tajemnic, niż dostarczenie wywiadowi nieprzyjaciela - fałszywych. Doskonale ujął to Edmond Rostand: "To fałszywy szpieg hiszpański. Wielce dla nas użyteczny. Wiadomości, które zanosi nieprzyjaciołom, ma ode mnie, dzięki czemu możemy wpływać na ich decyzje". Jeśli z płaszczyzny taktycznej przeniesiemy się na strategiczną, a nawet polityczna, wprowadzenie w błąd przestaje być jedną z technik kontrwywiadowczych, stając się samodzielną dyscypliną. Dla Pierre Norda, znawcy w tej dziedzinie: "polega ona na tym, żeby przeciwnik uwierzył w to, w co powinien uwierzyć, aby działał na własną zgubę na płaszczyźnie politycznej lub wojskowej". Hitler zdołał przekonać Stalina, że sowiecki sztab generalny konspiruje z Niemcami w celu obalenia komunizmu w Związku Sowieckim. Skutek: połowa wyższego korpusu oficerskiego zostaje zlikwidowana. Alianci, podjąwszy decyzję o lądowaniu na Sycylii, postanawiają przekonać Hitlera, że zaatakują w Grecji, Sycylia zaś będzie tylko obiektem pozorowanego ataku. W tym celu wrzucają do morza u wybrzeży Hiszpanii zwłoki brytyjskiego oficera z materiałami mającymi wprowadzić Niemców w błąd. Skutek: niemiecka 11 flota torpedowców i inne siły opuszczają Sycylię i Alianci lądują nie napotykając nieomal oporu.


AUTENTYCZNA SYTUACJA, PO SZYBKIM OPANOWANIU MIASTA PALERMO NA SYCYLII PRZEZ gen. GEORGE'A PATTONA, GDY ODBIERAŁ DEFILADĘ, PRZYSZEDŁ MELDUNEK Z DOWÓDZTWA ZAKAZUJĄCY MU ZDOBYWAĆ TO MIASTO. POWIEDZIAŁ WÓWCZAS DO ŻOŁNIERZA, KTÓRY PRZYNIÓSŁ TĘ WIADOMOŚĆ:
"ZAPYTAJ CZY MAM JE Z POWROTEM ODDAĆ NIEMCOM?" 




BIAŁA PROPAGANDA - kiedy stosuje się ją przeciw innemu krajowi, jest także orężem wojny, ponieważ ma na celu podkopanie morale przeciwnika. Siłą rzeczy jednak skutki jej są ograniczone, ponieważ pochodząc otwarcie z nieprzyjacielskich źródeł cieszy się ograniczoną wiarygodnością. Francuscy sympatycy hitleryzmu czy komuniści wychwalający Związek Sowiecki są w sposób tak oczywisty narzędziami obcego państwa, że ich działalność może mieś wpływ jedynie na ich własne szeregi, poputczików i niezdecydowanych.

CZARNA PROPAGANDA - natomiast ukrywa swoje prawdziwe pochodzenie i w ten sposób czyni wiarygodnymi świadome kłamstwa. Arcymistrzem czarnej propagandy podczas II Wojny Światowej był Anglik Sefton Delmer. Zorganizował on kilka radiostacji rzekomo prohitlerowskich. Jedna z nich przedstawiała się jako niemiecka radiostacja wojskowa nadająca "muzykę i wiadomości przeznaczone dla naszych kolegów z Wehrmachtu". Inna posługiwała się bardziej przebiegłą metodą: "Chciałem - pisze Delmer - żeby słuchacze uwierzyli, że przypadkiem natrafili na audycję przeznaczoną nie dla nich. Kręcąc gałką odbiornika trafiali nagle na program jakiejś podziemnej organizacji... Radiostacja ta nadawała poufne informacje pochodzące od wiernego i lojalnego zwolennika Hitlera, gardzącego hołotą, która rządzi krajem w imieniu Fuhrera". Program okazał się tak skuteczny, że po wojnie Sefton Delmer musiał napisać książkę "Black Boomerang", aby zdementować legendy, które sam stworzył i nadał im walor wiarygodności.

WPŁYWANIE - łączy się niekiedy ze stosowaniem technik czarnej propagandy, ale jest metodą nieporównanie subtelniejszą. Agent wpływu jest, by użyć określenia Rogera Mucchiellego: "rodzajem agitatora w stanie czystym". Zajmuje się agitacją nie w zamiarze zmiany biegu wydarzeń w jakimś określonym kierunku lecz w sposób ogólniejszy, żeby zdestabilizować społeczeństwo przeciwnika. Nie jest dla niego istotne, czy bezpośrednie skutki jego działań przyniosą korzyści państwu, dla którego pracuje, rzecz w tym, aby przyniosły one szkodę krajowi, przeciw któremu są wymierzone. Dla przykładu w wielu krajach Trzeciego Świata Związek Sowiecki nie interesował się swymi komunistycznymi zwolennikami, a nawet z zimną krwią wydawał ich na pastwę prześladowań ze strony mniej lub bardziej reakcyjnych reżimów, jeśli tylko liczył, że mogą one mu być bezpośrednio lub pośrednio przydatne w przyszłości. Na pozór więc wpływ Związku Sowieckiego na sytuację w tych krajach przejawiał się w formach sprzecznych z jego otwarcie głoszonymi interesami politycznymi. Tu pewna istotna uwaga: wpływanie jest wyrafinowaną techniką, której absolutnie nie należy mylić z prymitywną jawną propagandą. Co za tym idzie, każda osoba, każda organizacja, która nie kryje się ze swą sympatią dla państwa-mocodawcy, automatycznie wyłącza się z gry. Różowego zawsze podejrzewa się o sympatię dla czerwonych, czerwony może się więc skutecznie ukryć tylko pod maską zielonego, czarnego czy białego. Stronnictwo Młodorosjan, manipulowane przez KGB, oficjalnie mieniło się monarchistycznym i posługiwało rytuałem zapożyczonym od czarnych koszul Mussoliniego. Niektórzy nacjonaliści francuscy, podsycający nastroje antyamerykańskie, nieświadomie pracują dla Związku Sowieckiego, którego nienawidzą. Należy zawsze pamiętać, że kiedy Sun Cy radzi na przykład, żeby w kraju będącym celem działań wywrotowych - buntować młodych przeciw starszym, nie chodzi mu wcale o wpojenie jednym lub drugim jakiejś doktryny korzystnej dla kraju-mocodawcy tych działań, wystarczy wykopanie przepaści między pokoleniami. 

DEZINFORMACJA - Może być rozumiana w wąskim lub szerszym znaczeniu. W wąskim tego słowa znaczeniu mieści się ona w połowie drogi między wprowadzaniem w błąd a wpływaniem. Podczas gdy wprowadzanie w błąd - jako takie - jest czynnością jednorazową, związaną z konkretnym zadaniem, dopuszcza pewną amatorszczyznę, wykorzystuje najprzeróżniejsze środki i zmierza do wmówienia pewnych określonych rzeczy pewnym osobom, dezinformacja prowadzona jest w sposób systematyczny, fachowy, zawsze za pośrednictwem mass mediów i jest adresowana do opinii publicznej, a nie sztabów krajów-obiektów działań. I analogicznie: podczas gdy wpływanie przejawia się w działaniach pozornie niezorganizowanych, oportunistycznych, głównie ilościowych, dezinformacja stawia sobie za cel realizację konkretnego programu zmierzającego do zastąpienia w świadomości, a przede wszystkim podświadomości mas będących przedmiotem tych działań, poglądów uznanych za niekorzystne dla dezinformatora takimi, które on uważa za korzystne dla siebie (jawnym przykładem dezinformacji była tzw.: Akcja N - w ramach której polski wywiad Armii Krajowej zorganizował w Niemczech swoiste podziemie antyhitlerowskie. Wydawano prasę, ulotki, informowano o zbrodniach i aferach rządu nazistowskiego. Pisma kolportowano nawet na linię frontu, bezpośrednio do żołnierzy, informując ich że niepotrzebnie przelewają swoją krew za zbrodniarzy, którzy niszczą kraj od środka i szykują Niemcom zgubę. Pisma były utrzymane w alarmującym tonie o tragicznym położeniu Niemiec i bezsensie przelewania krwi, w walce o zbrodniczą dyktaturę, która ma za nic żołnierskie poświęcenie i życie. Wielu Niemców - w tym żołnierzy na froncie - rzeczywiste myślało ze w ojczyźnie zrodził się jakiś potężny antyhitlerowski ruch społeczny, którego celem jest bezpieczne wyprowadzenie Niemiec z tej wojny i zachowanie przynajmniej części dotychczasowych zdobyczy. W rzeczywistości wszystko organizował Podwydział N Biura Informacji i Propagandy Armii Krajowej z siedzibą w okupowanej przez Niemców Warszawie i kontrolowanej przez polski Rząd na Uchodźstwie w Londynie. Skutki tego są takie, że jeszcze dziś wielu niemieckich historyków rzeczywiście sądzi że w Niemczech zrodził się podczas II Wojny potężny antyhitlerowski ruch obywatelski i na dowód tego pokazują ulotki, broszury i czasopisma Akcji N). 


 WYWIAD ARMII KRAJOWEJ ZDOBYŁ TAKŻE DOKŁADNE PLANY I ROZMIESZCZENIE NIEMIECKIEJ BRONI V1 I V2, PRZEKAZUJĄC JE NASTĘPNIE DO WIELKIEJ BRYTANII

 1:20 - WYSADZIMY LONDYN, ZA POMOCĄ JEDNEJ BOMBY - BUM!"



W szerszym tego słowa znaczeniu dezinformacja obejmuje także techniki wpływania, a to z dwóch zasadniczych powodów. Z jednej strony ci sami ludzie, w ramach tej samej organizacji (na ogół związanej z kontrwywiadem) prowadzą działania w obu tych dziedzinach. Z drugiej - obie one posługują się analogiczną charakterystyką celu. Zarówno w dezinformacji jak i we wpływaniu cel widzi się jako wspólnika. Wystarczy wprowadzić do opinii publicznej mikroskopijny nawet, ale odpowiedni katalizator i następuje reakcja, mająca - co najistotniejsze - wszelkie pozory spontaniczności. Tu jednak pojawiają się trzy ograniczenia. Dezinformacja i wpływanie mogą być skutecznie stosowane dopiero, gdy istnieje już pewna masa krytyczna zdezinformowanych lub ulegających wpływom. Jednostka, rodzina, grupa zawodowa mogą zostać wprowadzone w błąd, ale nie zdezinformowane, bo w sposób naturalny wytwarzają przeciwciała zwalczające kłamstwa w imię szacunku dla prawdy, szaleństwo - w imię zdrowego rozsądku. Po przekroczeniu jednak pewnej liczby jednostki przekształcają się w tłum. Sproletaryzowane intelektualnie (bez względu - nawiasem mówiąc - na poziom wykształcenia) zatracają instynkt samozachowawczy i ich masa zerwawszy wszelkie cumy, przesuwa się bezładnie z jednej strony na druga pod własnym ciężarem, gotowa z wdzięcznością poddać się manipulacjom ekspertów przywracających jej poczucie bezpieczeństwa. Szczurołap z Hamelin nie zdołałby wyprowadzić z miasta jednego szczura - czy jednego dziecka - potrzebował do tego wszystkich szczurów i wszystkich dzieci. 

Podobnie dezinformacji i wpływania nie da się stosować "pod prąd". W obecnym stanie wiedzy naukowej na temat psychologii tłumu nie udałoby się przekonać Amerykanów, że powinni zrezygnować z niepodległości i uznać królową angielską za swą prawowitą władczynię, Murzynów afrykańskich, że kolonizacja była absolutnym błogosławieństwem, współczesnych chrześcijan, że ich obowiązkiem jest ewangelizacja świata ogniem i mieczem. Chociaż więc wpływanie może w określonych wypadkach pobudzać aberracyjne tendencje w celu rozpalenia waśni tlących się w obozie przeciwnika, to naprawdę skuteczne może być tylko wykorzystując tendencje i mody, które już "wiszą w powietrzu". Gazy bojowe stosuje się tylko wówczas, gdy jest przychylny wiatr. Podobnie jest z dezinformacją. I wreszcie - wpływanie i dezinformacja wymagają czasu, dużo czau, gdyż obliczone są nie na popełnianie błędu przez władze, ale stopniowe zaszczepienie określonych stereotypów całemu narodowi. Związek Sowiecki bardzo szeroko wykorzystywał wojnę wietnamską w celu zaszczepienia narodowi amerykańskiemu kompleksu winy i częściowo mu się to powiodło, ponieważ wojna ta trwała długo, jednak nie wystarczająco długo, gdyż kompleks ten ustąpił dość szybko i kilka lat po porażce wietnamskiej Amerykanie odzyskali utraconą niewinność - jeśli nawet nie w stu procentach, to na tyle wystarczająco, żeby trzeźwo dostrzec konieczność przeciwstawiania przemocy - siły. Wszystkie te trzy ograniczenia wynikają ze specyfiki dezinformacji w szerokim tego słowa znaczeniu: nie polega ona na tym, aby dezinformowani :uwierzyli" w coś, lecz na zmodyfikowaniu ich reakcji, mimo tego w co wierzą. Z punktu widzenia dezinformacji nie jest istotne, czy Europa Zachodnia uwierzy na przykład, że Związek Sowiecki jest rajem na ziemi, chodzi o to, żeby zaatakowana nie broniła się (co się właśnie już od dłuższego czasu dzieje), a - jeśli to możliwe - poddała się zanim się tego jeszcze od niej zażąda. Nie jest ważne, że każdy obywatel Europy wie, iż kapitulacja w Monachium doprowadziła do największej wojny w dziejach ludzkości, chodzi o to, żeby w dowolnym momencie masy wolały każdy pokój od wojny. Dewizą dezinformacji nie jest: "Kłamcie, kłamcie, zawsze coś z tego zostanie" lecz "Perorujcie, perorujcie, w końcu odpowiednio do tego postąpicie".




Z tego punktu widzenia jedną z najbardziej podstępnych form dezinformacji jest ta, którą można by nazwać LOGOMACHIĄ. Polega ona na wynajdywaniu formułek, które przypadłszy najpierw do gustu profesjonalistom od komunikacji masowej są następnie rozpowszechniane przez nich wśród opinii publicznej, która akceptuje je jako prawdziwe, podczas kiedy w rzeczywistości są tylko efektowne. Termin "polowanie na czarownice" został prawdopodobnie ukuty w takiej właśnie intencji. A cóż można powiedzieć o owocnej operacji logomachicznej przy użyciu słowa "faszysta"? Dziennikarz, który wylansował termin "prawicowy stalinowiec", zasłużył na miano mistrza logomachii. Posługiwanie się tym terminem oznacza stawianie na jednej płaszczyźnie prawic, która rodzi własnych stalinowców - i stalinizmu, który w tej optyce staje się tylko jedną z odmian despotyzmu (podobnie jest z utożsamianiem ustroju panującego w nazistowskich Niemczech w latach 1933-1945 na ustrój prawicowy, podczas gdy realnie był to czysty marksizm, czyli lewica. Hitler był marksistą, lewicowcem, a jego partia nosiła nazwę Narodowosocjalistyczna Niemiecka Partia Robotników. Owszem, posługiwał się retoryką nacjonalistyczną, ale tylko dla odróżnienia od swego głównego apologety, czyli Stalina - który zresztą też odwoływał się do retoryki nacjonalistycznej- i realnie walka Hitlera ze Stalinem to była po prostu "wojna w rodzinie" między marksistami). W wojnie ideologicznej dać sobie narzucić słownictwo przeciwnika, to już połowa wygranej. Oficerowie francuscy, którzy przebywali w niewoli Vietminhu niewiele mówią o "klatkach dla tygrysów" i złym traktowaniu, bardzo dużo natomiast o tym, że nie można bezkarnie powtarzać po kilkanaście razy dziennie: "oficer francuski równa się zbrodniarz wojenny".

Sama historia pojęcia "dezinformacja" jest interesującym przykładem logomachii. Słowo to pojawiło się po raz pierwszy w sowieckim słowniku encyklopedycznym i jest zdefiniowane jako metoda stosowana przez państwa kapitalistyczne przeciwko demokracjom ludowym. Niemniej jednak w języku rosyjskim żargon dezinformacji dawno już zdobył sobie prawo obywatelstwa i rosyjscy agenci wpływu powszechnie posługują się zwrotem "podpustit diezu" ("podrzucić dezę", czyli puścić w obieg dezinformację). Notabene - zapewne niewielu wie że słowo "inteligencja" i "inteligent" ma rosyjskie pochodzenie. Pojawiło się w tym języku w połowie wieku XIX i wówczas przeniknęło również do języka polskiego. Potem zaś pojawiło się na Zachodzie. W języku angielskim oficjalnie zadomowiło się ok. 1920 r. i bardzo szybko (jako angielszczyzna) zyskało międzynarodową karierę.    


 
 

CDN.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz