Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 5 marca 2019

REFORMY AUGUSTA - Cz. II

CZYLI JAK ZMIENIAŁA SIĘ

RZYMSKA REPUBLIKA 

U PROGU NARODZIN

JEZUSA Z NAZARETU





DIONIZOS I IZYDA 

Cz. I




 Po zwycięstwie Antoniusza i Oktawiana nad Brutusem i Kasjuszem w bitwie pod Filippi (październik 42 r. p.n.e.), Oktawian Cezar został zmuszony do niegodziwej roli osadzenia weteranów na italskiej ziemi. Nie było tam jednak wolnych gruntów, więc jedyną możliwością stało się wysiedlenie lokalnej ludności, po to, aby tereny te móc ofiarować żołnierzom. Tak też Oktawian musiał uczynić, a owe wysiedlenia były bodajże największymi w dotychczasowych dziejach rzymskiego państwa. Wytypowano więc osiemnaście miast w Italii, gdzie ludzie tracili dorobek całego życia, często wielu pokoleń i masowo byli odrywani od swych ziem i swych domów, ze łzami w oczach i przekleństwem na ustach opuszczali rodzinne strony. Ze łzami w oczach tłumy Italików i Rzymian maszerowały drogami ku miastom aby tam powiększyć szeregi żebraków. Wypędzani z ojcowizny ludzie, błagali choć o odszkodowanie, aby mogli przetrwać ciężki czas w nowym miejscu - nie otrzymali nic, publiczna kasa była bowiem doszczętnie ogołocona, a pieniądze szły głównie na cele wojenne, nagrody dla żołnierzy i drobne przyjemności triumwirów (a raczej już duumwirów, gdyż po zwycięstwie pod Filippi gruchnęła wiadomość że Lepidus potajemnie kontaktował się z Kasjuszem w celu ułożenia się z nim na wypadek klęski cezarian, choć on sam temu zaprzeczał. Udało mu się wybronić z tych zarzutów lecz na osłodę dano mu tylko Afrykę. Była to co prawda prowincja zamożna i dość ludna, ale pozbawiona większego znaczenia strategicznego. Odtąd bowiem Imperium zostało podzielone na dwie części: Zachodnie pod kontrolą Oktawiana i Wschodnie pod władzą Antoniusza). Wysiedlani z własnych domów nie mogli więc liczyć na żadne odszkodowanie.

Niewielu szczęśliwcom udało się uniknąć tego losu, ale musieli mieć albo dużo szczęścia, albo dobre znajomości, dzięki którym uniknęli popadnięcia w ruinę. Jednym z takich szczęśliwców był niejaki Publiusz Wergiliusz Maron - chłop, który w wolnych chwilach zajmował się pisaniem marnej jakości wierszy (jak choćby ten o... "Komarze" - który ugryzł go w czoło gdy spał i dzięki temu uratował mu życie, gdyż zabijając owego komara na swym czole, Wergiliusz dostrzegł zbliżającego się doń węża. Potem temu komarowi wzniósł nawet małą kapliczkę na swej ziemi). Udało mu się jednak (pewnie dzięki przyjaciołom) skontaktować z Azyliuszem Pollionem - namiestnikiem Galii Przedalpejskiej (gdzie mieściła się pod Mutiną ojcowizna Wergiliusza) i przekonał go, by pomówił w jego sprawie z Oktawianem. Zaś Oktawian wysoko cenił Polliona (poza tym chciał go mieć po swojej stronie), więc przychylił się do prośby Wergiliusza. Wielu innych nie miało tyle szczęścia. A tymczasem na Wschodzie Antoniusz bawił się w najlepsze. Zawsze miał zabawową naturę, lubił wino, muzykę, śpiew, występy aktorów mimicznych, komediantów, ale przede wszystkim uwielbiał kobiety. Miał naturę bawidamka i pijaka (raz nawet publicznie zwymiotował na Forum Romanum, będąc jeszcze na kacu po przyjęciu urządzonym w domu aktora mimicznego - Hippiasza). W swym domu w Rzymie (który wcześniej należał do Pompejusza Wielkiego, a który został przez Antoniusza kupiony, choć ten długo wzbraniał się przed wypłaceniem żądanej sumy, twierdząc że dom powinien doń należeć na zasadzie łupu wojennego), przyjmował aktorów, mimów, kuglarzy, oraz... żony rzymskich polityków. Do jego ulubieńców należała dwójka aktorów - mim Sergiusz i komediantka Kiteryda (która też była jego kochanką i którą ponoć kazał wraz z sobą wozić w lektyce i ofiarował jej mnóstwo niewolników, tak iż w praktyce kobieta ta miała tyle sług, co jego własna żona Fulwia).




Gdy Antoniusz udawał się w podróż, wraz z nim postępował radosny orszak, złożony z aktorów, akrobatów, prostytutek i muzyków. W miejscach postojowych wznoszono namioty, gdzie urządzano kosztowne przyjęcia. Do rydwanów zaprzęgano lwy, a także gdziekolwiek się nie pojawił, żądał ów triumwir by wszystkie jego harfiarki i prostytutki, otrzymały pokoje w domach... dostojnych rzymskich matron. Mało za to był Antoniusz wrażliwy na niedolę rzymskiego plebsu. Można wręcz powiedzieć że codzienne problemy najuboższych niewiele go zajmowały, ale jednocześnie wysoko cenił żołnierską odwagę i bitność. Sam częstokroć dawał przykład swej spartańskiej natury, maszerując wraz z żołnierzami, jedząc to co oni (zdarzało się że jedli nawet korę z drzew i pili brudną wodę, jak w czasie kampanii alpejskiej w 42 r. p.n.e. - zresztą wszelkie niepowodzenia bardziej go mobilizowały i dodawały mu energii, niż sukcesy czy zwycięstwa). Często jadał na stojąco, na wojskowy sposób, nawet w towarzystwie, co budziło zdziwienie a niekiedy wręcz irytację. Zachowywał się też jak prostak (potrafił np. oddać mocz do impluvium, mieszczącym się w atrium pewnego Rzymianina, który zaprosił go do siebie na ucztę). Nie inaczej było na Wschodzie, gdy znalazł się "pod skrzydłami" Kleopatry. Należy tutaj od razu dodać, że Antoniusz mimo swych miłostek i dziwactw, nie był okrutnikiem. Oczywiście dopuszczał się grabieży a swych wrogów nienawidził i potrafił być w stosunku do nich bezwzględny, ale jednocześnie sprzeciwiał się wszelkiemu nieuzasadnionemu niczym okrucieństwu i potrafił być niezwykle hojny (jednemu kucharzowi ofiarował dom pewnego zamordowanego senatora, tylko za to iż ten przyrządził smaczne danie), śmiał się też z dowcipów na swój temat na równi z innymi. 

Od czasu zwycięstwa pod Filippi (którego notabene był jedynym autorem, jako że Oktawian nie miał żadnego doświadczenia wojskowego, poza tym zaraz po bitwie rozchorował się poważnie), bawił na Wschodzie. Najpierw w Atenach (gdzie tłumy przybyłych monarchów czekały godzinami pod drzwiami jego pałacu na audiencję, a królewskie małżonki wdzięczyły się doń niczym ladacznice), potem w Pergamonie. Gdy przejeżdżał przez Efez, całe miasto przybrało odświętne barwy. Wkraczał tam na swym rydwanie niczym Bachus z kielichem wina w dłoni i swą kochanką po boku, poprzedzany przebranymi za satyrów dostojnymi mieszkańcami miasta (zaś ich żony przebrane były za bachtanki). Nazywano go tam Bachusem "słodkim Wdziękodawcą". Po prostu robił sobie długie wakacje od służby i trudów wojny, której poświęcał się przez ostatnie miesiące. Dokonywał też (w wolnych od zabaw chwilach) administracyjnego przeglądu sytuacji na Wschodzie, a poszczególnym monarchom wyznaczył określonej wysokości daniny. Nie usuwał skompromitowanych wsparciem dla Brutusa i Kasjusza władców, bowiem wychodził z rozsądnego poniekąd przekonania iż łatwiej dogadać się z królem, który już ma poparcie u swoich poddanych i cieszy się jakimś autorytetem, niż w jego miejsce mianować kogoś nowego, niepewnego, który szybko straci władzę gdy tylko wojska Antoniusza opuszczą jego ziemię. Tak więc czynił Antoniusz podróże inspekcyjne po Azji Mniejszej. Był w Galacji, Kapadocji (gdzie wdał się w krótki romans z Glafyrą - matką młodego władcy tej krainy - Ariarthesa). Gdy wracał z Mazaki (stolicy Kapadocji), udał się do miasta Tarsus w Cylicji (okrutnie złupionego kilkanaście miesięcy wcześniej przez Kasjusza) i tam też postanowił zawezwać królową Egiptu - niejaką Kleopatrę VII.

Początkowo planował osobiście udać się do Egiptu, ale uznał że postawiłoby go to w roli błagalnika i sugerowało jego zależność od Kleopatry, więc wysłał do Aleksandrii swego oficera - Kwintusa Deliusza, z zadaniem przekonania królowej do stawienia się w Tarsie. Deliusz, gdy tylko ujrzał Kleopatrę siedzącą majestatycznie na tronie, ponoć miał rzec iż: "Antoniusz już jest stracony, bowiem nie zdoła uczynić tej kobiecie nic złego, a ona uczyni z nim co zechce" (nie wiadomo czy słowa te są prawdziwe i czy nie zostały włożone w usta Deliusza w czasie, gdy Oktawian rozpętał w Rzymie istną nagonkę na tych dwoje, ukazując Antoniusza wręcz jako psa Kleopatry, którego ona trzyma na łańcuchu u swego łoża). To, co u jego potomnych i późniejszych historyków budziło zniesmaczenie, czyli to że "ulegał kobiecie", wydaje się że dla Antoniusza nie miało znaczenia, ani nie było niczym nowym czy upokarzającym - miał już przecież w tym względzie doświadczenie, będąc w związku z Fulwią (ponoć potem śmiano się że Kleopatra powinna być Fulwii dozgonnie wdzięczna za to iż nauczyła Antoniusza obcować z kobietami o silnych charakterach). Antoniusz miał mieć do Kleopatry pretensje, że w czasie walk z Brutusem i Kasjuszem, królowa pozostała bierna, a nawet że próbowała grać na dwa fronty, starając się skontaktować z Kasjuszem i jednocześnie obiecując wysłać swą flotę, jako wsparcie dla cezarian. Trudno się jednak temu dziwić, Kleopatra starała się zabezpieczyć, na wypadek każdego możliwego scenariusza, gdyby bowiem zwyciężyli mordercy Cezara - przy swej bierności straciłaby tron. Tym bardziej że Kasjusz oficjalnie nakazał jej przysłać pomoc. Było to z jego strony jawne zagranie, królowa bowiem nie mogła tego żądania zbagatelizować, musiała na nie odpowiedzieć i musiała się też przy tym opowiedzieć po jednej ze stron. Tylko której?


 

 Serce podpowiadało by wspomóc cezarian (tym bardziej że miała z Cezarem syna - Ptolemeusza Cezariona, którego szykowała na kolejnego władcę). Ale rozsądek mówił że zdecydowanie opowiedzieć się nie może, bo w przypadku zwycięstwa drugiej strony straci wszystko i 300 lat rządów dynastii Ptolemeuszów w Egipcie przejdzie do historii. Wysłała więc list do Kasjusza, deklarując że oczywiście bardzo chciałaby mu pomóc, ale niestety w Egipcie panuje głód i zaraza (nie była to wymówka, rzeczywiście kraj nawiedziła klęska głodu, związana ze słabymi wylewami Nilu, szczególnie w latach 44, 43 i 42 p.n.e., a królowa osobiście nadzorowała wydawanie zboża poddanym z królewskich spichrzów, przy czym - co ciekawe - wydawała je tylko Egipcjanom, Grekom i Rzymianom, za to zabroniła wydawać zboża Żydom). Kasjusz odebrał to jak wymówkę i osobistą obrazę, co skutkowało tym, iż postanowił pomaszerować z Syrii (gdzie dotąd stacjonował) do Egiptu, aby zająć kraj i ukarać królową. Gdyby to uczynił, rzeczywiście wiele by zyskał - Egipt był bowiem prawdziwym spichlerzem krajów Morza Śródziemnego, poza tym położyłby rękę na złocie Ptolemeuszy. Jednak do ataku Kasjusza na Egipt nie doszło, gdyż wcześniej otrzymał on list od Brutusa z Azji Mniejszej, nakazujący by szybko połączył z nim swoje siły. Potem razem wyruszyli do Gracji ku swemu przeznaczeniu (ponoć pewnej nocy, jeszcze w Azji Mniejszej, Brutus miał dziwne widzenie. Gdy siedział sam w swoim namiocie a z oddali słychać było tylko okrzyki zmieniających się żołnierz - nagle w swym namiocie ujrzał dziwną postać w kapturze na głowie. Nieco przerażony, zapytał kimże jest ów przybysz, na co zjawa ta odparła - "Twoim przeznaczeniem Brutusie, spotkamy się pod Filippi". Potem postać znikła a roztrzęsiony Brutus udał się do Kasjusza aby mu się zwierzyć). 




Notabene w czasie swego marszu do Azji, Kasjusz pomstując na niemożność zdobycia egipskich bogactw, jako zadośćuczynienie obłożył ogromną daniną (43 r. p.n.e.) w wysokości 1 500 talentów, miasto Tarsus do którego wkroczył. Mieszkańcy byli przerażeni, bo zagroził że jeśli wspomniana suma nie zostanie zebrana, miasto zostanie zniszczone a mieszkańcy wymordowani. Mieszkańcy znosili więc wszystko co posiadali i wkrótce całe miasto zostało ograbione z wszelkich kosztowności. A gdy się okazało że wciąż jeszcze brakuje do wspomnianej sumy, magistrat postanowił najpierw o sprzedać prywatnych niewolników. Jednak to też było za mało, więc nakazano sprzedawać do niewoli... dzieci wolnych obywateli, a gdy i to nie wystarczyło,  sprzedawano w niewolę kobiety i starców - mimo to nie udało się zebrać narzuconej kwoty. Kasjusz jednak "wspaniałomyślnie" darował ową resztę mieszkańcom, tym bardziej że i tak nikt już niczego nie posiadał, a miasto zostało doszczętnie ograbione. Wielu Tarsyjczyków, którym na siłę odbierano dzieci (aby sprzedać je w niewolę), popełniło z rozpaczy samobójstwo. Tak to właśnie wyglądało wówczas, gdy nie było jeszcze wiadomo która strona rzymskiej wojny domowej zwycięży. Teraz jednak, w owym 41 r. p.n.e. Kleopatra miała wyłożone wszystkie karty - Oktawian władał Zachodem i przebywał w Rzymie, Antoniusz zaś zarządzał rzymskim Wschodem (i krajami klientystycznymi). Antoniusza już kiedyś poznała, niecałe piętnaście lat wcześniej, gdy przybył do Aleksandrii (55 r. p.n.e.). Wydał się jej - czternastoletniej wówczas dziewczynce - przystojnym, młodym mężczyzną, niestroniącym od uciech stołu i łoża. Warto by było teraz odnowić te relacje - jak zapewne myślała, tym bardziej że Egipt potrzebuje sojuszników. Może nie tyle Egipt, a ona - Kleopatra potrzebuje potężnych sojuszników, bowiem wrogów wciąż jej nie brakuje. 

Wciąż przecież żyła jej siostra - Arsinoe, która przebywała w świątyni Artemidy w Efezie i która zamyślała nad możliwością zastąpienia siostry na tronie, gdyby tej podwinęła się noga. Tym bardziej że kapłani Artemidy otoczyli Arsinoe swoją szczególną opieką i wsparciem, a przez to dostęp do niej był mocno ograniczony (i nasłani przez Kleopatrę zabójcy nie mieliby większych szans zbliżyć się do księżniczki Arsinoe). Poza tym gdzieś w Fenicji objawił się kolejny uzurpator, podający się za jej cudownie ocalałego brata - Ptolemeusza XIII (który utonął w Nilu w styczniu 47 r. p.n.e. w czasie ucieczki po klęsce w bitwie nad Nilem z Rzymianami). Głosił on że został w cudowny sposób ocalony przez bogów i że to oni kazali mu odzyskać władzę i ukarać wszystkich jego przeciwników. Tak wiec wrogowie nie próżnowali a ona - Kleopatra potrzebowała i ochrony i opieki. Któż się do tego nadawał lepiej niż znany rzymski bawidamek i jednocześnie zwycięski wódz - Marek Antoniusz? Z pewnością znacznie lepiej, niż sztywny i bezpośredni młody Oktawian, którego zresztą nigdy nie widziała na oczy. Tak więc teraz, gdy los się do niej uśmiechnął i na jej dwór do Aleksandrii przybył wysłany przez Antoniusza - Kwintus Deliusz, postanowiła tę okazję wykorzystać i zapewnić sobie i swoim potomkom bezpieczną przyszłość na egipskim tronie.  

   



CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz