Łączna liczba wyświetleń

środa, 12 sierpnia 2020

RĘKOPISY NIE PŁONĄ! - Cz. I

CZYLI SPISANE PAMIĘTNIKI 

z KLUCZOWYCH WYDARZEŃ 

w DZIEJACH POLSKI I ŚWIATA






"OBYŚ ŻYŁ W CIEKAWYCH CZASACH"
 

 W tej serii chciałbym rozpocząć prezentację części zachowanych pamiętników, spisanych przez ludzi, którzy byli świadkami wielkich a często tragicznych wydarzeń w dziejach Polski, Europy i Świata. Pamiętniki te są o tyle interesujące, że spisywali je ludzie, którzy osobiście bardzo przeżywali te wszystkie dziejowe zmiany i wydarzenia które dokonywały się bezpośrednio na ich oczach, dlatego też często jest w nich zawarty silny przekaz emocjonalny, co jeszcze bardziej podkreśla tragizm wydarzeń o których myśmy jedynie czytali w książkach lub uczyli się na lekcjach historii. Mam nadzieję że nowa seria spodoba się czytelnikom tego bloga, gdyż owe relacje spisane zostały na kartach pamiętników przez ludzi, którym przyszło żyć "w ciekawych czasach" (jak mówi stare chińskie przekleństwo) i którzy jakoś w tych dziejowych zawieruchach próbowali odnaleźć normalność i spróbować na nowo ułożyć sobie życie. Niech potwierdzeniem tych słów będzie fragment relacji, zaczerpniętej z pamiętników pani Heleny Stankiewicz z majątku w Berżenikach na Litwie (do 1939 r. miasto to wchodziło w skład województwa wileńskiego), która tak oto relacjonowała atak Niemiec na Polskę 1 września 1939 r.: "Wiele było dramatycznych zdarzeń w moim życiu, ale tamta noc we wrześniu 1939 roku zamknęła szczęśliwy okres, choć nie zdawałam sobie wówczas z tego sprawy (...) Słuchaliśmy pilnie komunikatów radiowych. Sytuacja była trudna, ale przecież nasi żołnierze walczyli. Hel się bronił, Warszawa trwała. Czekaliśmy na pomoc wojsk sojuszniczych. Jednak, gdy usłyszałam przez radio wiadomość, że Niemcy zajęli Kraków, a przy grobie Marszałka żołnierze Wehrmachtu zaciągnęli wartę, nogi się pode mną ugięły. Upadłam na kolana i zaczęłam się gorąco modlić, żeby nasi odbili miasto i nie pozwolili zbezcześcić czczonego przez wszystkich Polaków grobu". 



Zapraszam do lektury:     






I

PAMIĘTNIK BOHDANA JANUSZA

Cz. I



 PAMIĘTNIK AUTORSTWA HISTORYKA I ETNOGRAFA BOHDANA JANUSZA, OPISUJE WKROCZENIE WOJSK ROSYJSKICH DO LWOWA (PO EWAKUACJI STAMTĄD WOJSK AUSTRIACKICH) NA POCZĄTKU I WOJNY ŚWIATOWEJ I OKUPACJĘ TEGO MIASTA, TRWAJĄCĄ od 3 WRZEŚNIA 1914 r. do 22 CZERWCA 1915 r.)



 


"293 DNI RZĄDÓW ROSYJSKICH 
WE LWOWIE"



Szybko następowały po sobie lipcowe i sierpniowe wypadki ubiegłego roku. Nie zapomniane zostaną dla wszystkich we Lwowie zwłaszcza ostatnie dnie sierpnia: przewaliła się wówczas przez miasto istna wędrówka ludów, tem różna od swych dawniejszych poprzedniczek, iż królował nad nią bystro w przyszłość wpatrzony wielki umysł dzisiejszych organizatorów-wojowników, że przywiecał jej karny ład i świadomość celu. Przypominamy sobie, iż te olbrzymie fale, co na znak dany spłynęły zewsząd w jedno morze ludzkie, na rozkaz też jeden zwróciły swą siłę niszczącą w kierunek wytyczony, poddając się jak uległy olbrzym nowemu poleceniu - zakołysały się,zachwiały w swym pędzie naprzód i karnie ustąpiły na nowe stanowiska. Sprawność z jaką setki tysięcy żołnierza w przemarszu przez Lwów odeszły w tył, była tak zdumiewająca, iż cała, bez wyjątku chyba, ludność Lwowa z największem zdziwieniem spostrzegła długo potem dopiero, że armia pożegnała miasto, że zostało ono osierocone. Mimo faktu dokonanego, ogół nie chciał, bo też i nie mógł uwierzyć temu - tak się to stało wszystko składnie i sprawnie. I jeśli "sądem ostatecznym" nazwał kto ostatnie dnie sierpnia, z pewnością nie miał na myśli zgiełku wojennego, ruchów armii, bo ta karną swą organizacyą w zdumienie wprost wprowadzała niesforne, a nie przeliczone tłumy niezbrojnego ludu, spieszącego w gorączce na dworzec kolejowy. Te właśnie tłumy nieprzeliczone odegrały rolę w zaaranżowanym przez zbyteczne umiłowanie osób swych "sądzie ostatecznym", one to rozpacznę swą bezradnocią, ale wybitną chęcią do życia, wypełniły szczelnie wspomnienia nasze z dni tych nie zapomnianych.

Trwożne wieści z źródeł najprzeróżniejszych rozchodzić się poczęły już dość długo przed ewakuacyą Lwowa. Dnia! 27. sierpnia 1914r. musiała c.k. [cesarsko-królewska] Komenda wojskowa ogosić: "Ze względu na lekkomyślnie rozsiewane fałszywe pogłoski, wywołujące pewne zaniepokojenie wśród ludności miasta Lwowa, oznajmia się, że wojska nasze stoją na silnych pozycyach, które zajęły i że miastu bezwarunkowo nie grozi żadne niebezpieczeństwo". Rozbudzone raz obawy nie ucichły już jednak, podtrzymywane skutecznie przez zbiegów z okolic działań wojennych, którzy z stanowiska osobistych interesów swych, niewygód i przykrości w jak najczarniejszych potrafili kreślić kolorach djabła, nieoglądanego zresztą wcale na oczy własne. Wiadomo zaś, iż zło każde groźne jest, jak długo nie spojrze mu się w oczy - by się zaś na to zdobyć trzeba wprzód zrzucić z siebie skórkę zajęczą, co też nie za łatwą rzecz uchodzi. Rzucili się więc w popłochu do ucieczki nie tylko ci, którym obowiązek to nakazywał. A kto i jak nie ucieka? Wskutek powstałego w czwartek 28. sierpnia popłochu, jakoby z powodu zbliżania się do miasta od rogatki Łyczakowskiej oddziałów kozackich, prezydent miasta udał się do komendy placu i stwierdził tam, że pogłoska jest nieprawdziwa, a komenda rozesłała wspomniany komunikat. Celem zaś zapobieżenia podobnym zajściom wydała dyrekcya policyi następujące obwieszczenie:

"Na zasadzie ustpu10 obwieszczenia c.k .namiestnictwa z dnia 26. lipca 1914 l. 17,727 o wydanych przez całe ministerstwo na podstawie ustawy z dnia 5. maja 1869 nr. 66 Dziennika praw państwa, zarządzeniach wyjątkowych, zarządza c.k. dyrekcya policyi co następuje:
  1. Na ulicach przystawać i gromadzić się bez warunkowo nie wolno.
  2. Wszystkie szynki oraz w ogóle wszystkie kamienice mają być zamknięte o godz. 8. wieczorem, zaś wszystkie restauracye i kawiarnie o godz. 12. w nocy. 
  3. Po godz. 10 wieczorem osobom cywilnym bez legitymacyi (t. zw. Passierschein) nie wolno pojawiać się na ulicy. Legitymacye w razie udowodnionej potrzeby wystawia dyrekcya policyi. 
  4. Wykroczenia przeciw powyższym przepisom, o ile według istniejących ustaw nie podpadają cięższej karze, karane będą policyjnie po myśli końcowego ustępu wyżej powołanego obwieszczenia grzywną aż do kwoty 2000 K (koron), względnie aż do 6 miesięcy. 
Lwów, 28. sierpnia 1914".

Zarządzenia te zdołały uspokoić, ale najodważniejszych tylko, do czego przyczynił się też i komunikat urzędowy z wojennej kwatery prasowej, ogłoszony 30. sierpnia. Stwierdzał on: "Wielka bitwa, która rozpoczęła się 26. sierpnia, trwa dalej. Sytuacya naszych wojsk jest korzystna. Jest ciepło i słonecznie". Niemniej jednak tysiące ludzi poczęło na gwałt pakować manatki, by jeszcze w czas, ich zdaniem, znaleźć się w bezpieczniejszem miejscu, niż nim być mógł Lwów, niepokojony coraz to nowymi alarmami. Poczęła się też gromadna wędrówka nieprzeliczonych tłumów, zwłaszcza niewiast i dzieci. Ulice, prowadzące na dworzec kolejowy, bywały chwilami formalnie 
zatarasowywane wozami i pieszymi, obciążonymi mnóstwem pakunków, a przez te tłumy przeciskały się liczne oddziały wojskowe, piechota i konnica. Na dworcu starali się wszyscy od razu znaleźć przy pociągach wprawdzie bardzo licznych, ale jednak za szczupłych, by zdołać pomieścić tylu uciekinierów, którym do tego aż tak bardzo się spieszyło. Oglądać też można było sceny, zgoła nie przynoszące zaszczytu płochliwym Lwowianom, chociaż mimo trwogi nie przyszło do żadnych zaburzeń spokoju publicznego. Trwało to dni trzy, a do największych rozmiarów doszło w sobotę, oraz w nocy z soboty na niedzielę (30 - 31sierpnia). Ciężka to była noc owa. Gościńce, ulice, najdrobniejsze nawet drogi, wszystko to uginało się wprost od wozów ładownych, furgonów, automobili, rowerów, fiakrów, powózek, a widzieć też można było nawet taczki ręczne, wózki dziecinne, naprędce sklecione skrzynie z kołami. Za odwiezienie kilku pakunków na dworzec płacono niewiarygodnie wielkie sumy, w braku zaś wózków choćby i nie ze wszystkiemi kołami - bo i takie widzieć można było - objuczano się jak wielbłądy i to na to, by w rezultacie wszystko zostawić na los szczęścia i samemu bohaterskimi wysiłkami wywalczyć sobie miejsce choćby na stopniach wagonów. 

Ścisk w wagonach był tak ogromny, że przez stłoczone masy nie można się było przecisnąć, wobec czego ryzykowniejsi - a było ich nie mało - windowali się przez wąskie okna, Boga chwaląc, że przecież się im udało. Przed pociągami wyrastały w jednej chwili stosy olbrzymie kufrów, skrzyń, pakunków, za którymi napróżno sięgali właściciele - nie było na nie miejsca w wagonach, wobec czego pozostać musiały na opatrzności boskiej. Masy szczęśliwców odjeżdżały, ale bardzo niewielu tylko wiedziało, gdzie właściwie znajdą upragniony kąt pewny - tysiące pozostawały, wyglądając z niecierpliwością nowych pociągów i w oczekiwaniu tem nocowało na ulicach, spoczywając na stosach pakunków, których nie mieli wziąć ze sobą. Na alarm "pociąg stoi" wszystko rzucało się do szturmu na wagony, zdobywając mężnie pozycye, słabo bronione przez dzieci i kobiety. Rodziny całe gubiły się nawzajem, bo cudem było we dwójkę lub trójkę ulokować się w tym samym pocigu: zgubione dzieci wciągano w takich razach przez okna, a sposobu nie było wydostania się z wozu z powrotem. Nad wszystkiem zaś tem kłębiły się obłoki wyziewów, spieka i wrzawa, w której nie sposób było się porozumieć. Tymczasem odjeżdżał jeden pociąg za drugim i do każdego nie zdążyło wsiąść przynajmniej kilka tysięcy ludzi, nie udało się ulokować olbrzymiego taboru spakowanych kufrów. Tysiące "nieszczęliwców", którym nie powiodło się pożegnać Lwowa, już w kilka dni potem za szczęście to sobie poczytało. Nie mogli jednak o tem wiedzieć ci, których lokomotywy powiozły w odległe strony na losy nieznane. 

Jak grom rozeszło się pomieście w poniedziałek 31. sierpnia, że Wydział krajowy z urzędnikami przeniósł się do Nowego Sącza, gdzie też odjechał Bank krajowy po czasowem zamknięciu lwowskiej filii Banku austro-węgierskiego. Stało się to nagle, całkiem niespodzianie. Równocześnie władze państwowe w komplecie opuściły miasto w nocy z 30. na 31 sierpnia. Kolej przygotowała pociągi ewakuacyjne, zawiadomiono późnym wieczorem urzędników, niektórych budzono w nocy. Jak niespodziewane było to dla ogółu mieszkańców, dowodzi tego okoliczność, że na przykład nauczyciele, jak zwyczajnie, pospieszyli rano po pensye, nie domyślając się nawet, co zobaczą pod gmachem namiestnictwa. O godz. 4. nad ranem ruszył z gównego dworca pociąg, przeznaczony dla wojskowych i ich rodzin, a niedługo po nim pociąg urzędniczy. W kilka godzin potem ewakuacya była już faktem dokonanym. Wyjeżdżali jeszcze w poniedziałek i wtorek ludzie prywatni, którzy gdyby chcieli, bez przeszkody pozostać by mogli. W poniedziałek, wczesnym rankiem, nie wiadomo z czyjego polecenia policyanci i żandarmi chodzili od bramy do bramy, zabraniając dozorcom otwierania kamienic i wypuszczania lokatorów, nie pozwalając na wydanie dzienników. I to dopiero wznieciło popłoch ogromny: do ucieczki rzucił się jeszcze kto mógł sobie na to pozwolić. W południe miasto jakby zamarło, sklepy zamknięto, ulice opustoszały. Rządy objęło miasto. 

W poniedziałek 31. sierpnia o godzinie 5. po południu odbyło się w sali ratuszowej zgromadzenie obywateli stolicy w sprawie utworzenia Miejskiej Straży Obywatelskiej. Przedtem jeszcze dnia 16. sierpnia 1914 r. odbyło się posiedzenie Rady miasta w sprawie M. S. O. pod przewodnictwem prezydenta Neumana, który przedstawił zebranym projekt statutu straży. Wybrano wówczas komisyę, celem opracowania regulaminu straży i uchwalono, iż naczelnikiem jej będzie prezydent miasta, prócz tego będzie komendant, oraz 6 zastępców, którym przydzieli się poszczególne dzielnice miasta. Postanowiono też wówczas, iż straż uzbrojona będzie w rewolwery i szable, a składać się będzie z obywateli chętnych do tego. Projekt ten został zaakceptowany przez namiestnictwo i dyrekcyę policyi, ale nie zrealizowany natychmiast, ulec musiał zmianom w stosunkach zmienionych. Chwila potrzeby skłoniła do szybkiego działania: policya wycofana została z miasta. Zebranie z 31. sierpnia zagaił wiceprezydent dr. Tadeusz Rutowski. Wyjaśnił, iż nieprzewidziane wypadki sprawiły opuszczenie miasta przez wadze, wobec czego musi ono samo sobie radzić. Apelując do obywatelstwa, aby stanęło na wysokości swego zadania, zaznaczył, iż nie jest wykluczone, że sytuacya zmienić się jeszcze może. Chwila obecna wymaga utworzenia straży obywatelskiej, która by czuwała nad bezpieczeństwem i mieniem mieszkańców. Zaznaczając jak wielkie posłannictwo składa miasto w ręce straży obywatelskiej, przestrzegał przed jakąkolwiek prowokacyą nieprzyjaciela, gdyby wkroczył w mury stolicy, w takim bowiem razie mógłby powiedzieć, że go zaatakowano i na atak odpowiedzieć atakiem. Następnie zawiadomił, że naczelnictwo straży objął radny miejski radca Schneider. P. Schneider objaśnił zebranie o zadaniach straży, podzielonej na dzielnice z komendantami dzielnicowymi na czele, z siedzibami w odnośnych komisaryatach. Poruszono dalej rozmaite szczegóły, co do wydania i ogoszenia publicznie specyalnych instrukcyi i odezwy do mieszkańców, która też pojawiła się wnet na murach. 

Straż zaś obywatelska zaczęła natychmiast funkcyonować. Każdy członek jej nosił na ramieniu odznakę ze wstążki amarantowo-niebieskiej (barwy miasta) z literami M. S. O. Na wykonawców zaś rozporządzeń Straży powołano straż akcyzową, pożarną i ochotniczą. Urzędujące prezydyum miasta - wiceprezydenci: dr. Rutowski, dr. Stahl i dr. Schleicher wydali następującą odezwę:

"Obywatele! Z dniem dzisiejszym obejmuje Miejska Straż Obywatelska czuwanie nad porządkiem w miecie. 
Każdy obywatel winien członkom Straży bezwarunkowe posłuszeństwo. 
Odznaka: przepaska na ramieniu o barwach miasta. 
We Lwowie, d. 31. sierpnia 1914. 
Prezydyum miasta: 
Dr. Tadeusz Rutowski, Dr. Leonard Stahl, Dr. Filip Schleicher. 
Naczelny komendant Straży: 
Adam Schneider. 

"Obywatele! Wzywamy was do największego spokoju. Nie wolno się płoszyć. Straż Obywatelska czuwa nad bezpieczeństwem mienia i życia. Należy jej zupełnie ulegać. W komisaryatach miejskich urzędują komendy straży. Niech wraca normalne życie w mieście. Sklepy, zwłaszcza z żywnością mają być otwarte. Bramy domów winny być otwarte do godziny 8 wieczór. Żadnych prowokacyi. Na Boga! Spokój, ład, porzdek. 
Prezydyum:
Rutowski, Stahl, Schleicher"


Regulamin Miejskiej Straży Obywatelskiej kreśli następująco jej działalność:


  1. Współdziałanie z rządowymi organami bezpieczeństwa publicznego przy ochronie bezpieczeństwa mienia i życia mieszkańców miasta Lwowa.
  2. Współdziałanie z odnośnymi organami na placach i ulicach miasta, oraz wspieranie w ogóle organów rządowych bezpieczeństwa publicznego przy wykonywaniu obowiązków służbowych i udzielanie potrzebnej pomocy.
  3. Czuwanie nad tem, aby majątek i dobro obywateli i gminy miasta Lwowa nie były narażane i zapobieganie uszkodzeniu wszelkich urządzeń i zakładów publicznych, tak miejskich jak i rządowych.
  4. Przestrzeganie utrzymania porządku na miejscach publicznych, plantacyach, drogach i w realnościach, oraz dopilnowanie zachowania odnośnych ustaw i przepisów.
  5. Osobom, które nagle na ulicy zasłabły, dostarczanie jak najsprawniejszej pomocy lekarskiej i zawiadomienie o tem, jak i o spostrzeżonych wypadkach chorób zakaźnych odnośnego komisaryatu.
  6. Przestrzeganie, aby na targach i w handlach przy sprzedawaniu artykułów żywności nie przekraczano ogłoszonej taryfy maksymalnej.

Do Miejskiej Straży Obywatelskiej może należeć tylko mieszkaniec miasta Lwowa, przyjęty przez Komendanta straży na podstawie opinii Komitetu zarządzającego - odpowiednio uzdolniony. Naczelnikiem M. S. O. jest prezydent miasta lub tegoż zastępca, który mianuje komendanta straży, tegoż sześciu zastępców, po jednym na każdą dzielnicę miasta. Ci wszyscy tworzą Komitet zarządzający M. S. O.






C.D.N.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz