Łączna liczba wyświetleń

piątek, 28 sierpnia 2020

PRZYJACIELE I WROGOWIE 1920 - Cz. I

PRAWDZIWYCH PRZYJACIÓŁ 

POZNAJE SIĘ W BIEDZIE


 


 Dokładnie sto lat temu miały miejsce niezwykle istotne wydarzenia nie tylko w skali kontynentu europejskiego, ale całego ziemskiego globu. Oto bowiem zwrotnice dziejów przesunęły się znów z niezwykłym impetem i doprowadzić mogły do całkowitej zmiany naszych dziejów i do totalnego przeorania Kontynentu wszerz i wzdłuż. Otóż w carskiej Rosji roku 1917, wybuchła rewolucja, która wspierana przez marksistowskie partie Zachodu i finansowana przez nowojorskie Wall Street i londyńskie City nabrała takiego impetu, że nie tylko poradziła sobie w walce z lokalną kontrrewolucją, ale była wręcz w stanie importować tę rewolucję daleko poza granice Rosji, znacznie dalej niż to się komukolwiek wydawało. Rewolucjoniści bolszewiccy bez wątpienia stanowili siłę "postępową" ówczesnego świata i jako tacy mogli liczyć na pomoc oraz wsparcie zrewoltowanych i niechętnych dalszemu prowadzeniu Wojny Światowej - środowisk dążących do zmiany (często po prostu jakiejkolwiek zmiany). Rewolucja marksistowska była wówczas zarzewiem ogromnego i niewygasłego buntu środowisk robotniczych (ale już nie chłopskich - co też jest bardzo istotne), czyli tak zwanego miejskiego prekariatu, ludzi najuboższych i żyjących często w większej lub mniejszej biedzie. Operując hasłami "sprawiedliwości społecznej" (czyli wymordowania arystokracji i elity Starego Świata, by na jego gruzach stworzyć Nowy Świat) natrafiała na podatny grunt wśród ludzi, dla których takie pojęcia jak "Wolność" czy "Demokracja" były jedynie pięknie brzmiącym frazesem bez żadnego realnego przełożenia na życie mas najbardziej upośledzonych, dla których liczyło się tylko to, jakie realne korzyści wyniosą z rewolucji i czy ich życie tym samym zmieni się na lepsze. Niestety, rewolucje nie służą temu, aby zmieniać świat na lepsze i zawsze powodują powstanie znacznie większego zniewolenia i większej biedy, niż to było wcześniej, problem polega jedynie na tym, że wielu ludzi nie jest w stanie sobie tego uświadomić i naiwnie wierzy że po wymordowaniu starej elity, nagle ich położenie ulegnie zasadniczej zmianie a cały kraj stanie się ziemią mlekiem i miodem płynącą.

W latach 1917-1919 bardzo wiele osób i środowisk na kontynencie europejskim, skutecznie zostało opętanych taką wizją, która stojąc w niezgodzie z dotychczasowym systemem kapitalistycznym, wpychała ich jednocześnie w otchłań morderstw, gwałtów, rabunków i ciągłej, beznadziejnej walki o realizację utopijnych ideałów rewolucji marksistowskiej, która jednak wciąż domagała się kolejnych ofiar - a te zaś tłumaczone były przez wielu jako nieodzowne koszty każdej rewolucji (jeszcze tylko ci i tamci muszą zginąć i wtedy już z pewnością powstanie wymarzony "Raj na Ziemi"). Mijały jednak miesiące, potem lata, ofiar wciąż przybywało a zapowiadany dobrobyt nie powstawał, pojawiała się za to nowa, jeszcze bardziej totalna i antyludzka dyktatura, która całe te zrewoltowane masy zamierzała podporządkować sobie za pomocą wszechobecnego terroru. Zapowiadany "Raj na Ziemi" polegał jedynie na tym, że dotychczasową elitę - zastępowali nuworysze żądni wszelkiej władzy i jedynie w ich przypadku rzeczywiście dokonywała się pewna zmiana na lepsze, natomiast masy, które wyniosły tę niewielką grupkę do władzy, od początku do końca pełniły jedynie rolę kozła ofiarnego lub też mięsa armatniego, wystawionego na ataki i nie otrzymującego nic w zamian. Nic, poza pusto-brzmiącymi sloganami, wartymi tylko tyle, ile papier na którym zostały wydrukowane. W nagrodę za swoje zasługi w obalaniu "Starego Porządku" otrzymywali terror nowej władzy i jeszcze większą niewolę osobistą (denuncjacje, szukanie "wrogów ludu", cenzurowanie własnych słów a nawet... myśli). I tak właśnie wyglądała owa rewolucja bolszewicka, zwana też powszechnie Rewolucją Październikową. Wyniosła ona do władzy partyjną grupkę marksistów, którzy następnie zgotowali rosyjskiemu narodowi prawdziwą katorgę, taką, jakiej nie zaznał moskiewski lud w najcięższych czasach caratu. Oczywiście rewolucja nie mogła wybuchnąć i powstać tylko w jednym kraju, gdyż gdyby do tego doszło, to było pewne że bolszewicki kolos, otoczony zewsząd wrogimi mu krajami kapitalistycznymi, musi - wcześniej czy później (a raczej wcześniej) - po prostu uschnąć, jak roślina pozbawiona wody i słońca. Dlatego też tak istotne było eksportowanie rewolucji dalej do Europy Zachodniej, USA, Ameryki Południowej, Azji, Afryki - na cały ziemski glob. Dopiero wówczas, gdy wszędzie już byłoby tak samo, ustrój komunistyczny mógłby przetrwać (generując przy tym nieprawdopodobną wręcz masę mordów i rabunku) pod nową, marksistowską władzą.




Wiele środowisk w Europie dało się opętać wizją rewolucji dążącej do "sprawiedliwości społecznej" i z niecierpliwością wyczekiwało tam pojawienia się "czerwonych armii proletariatu", które miały zburzyć Stare i stworzyć prawdziwy "Raj na Ziemi". Jak już wspomniałem fundament rewolucji mieli stanowić robotnicy i miejska biedota, która zrewoltowana i odpowiednio stymulowana, miała doprowadzić do zamieszek, anarchii i mordów, które otworzyłyby bolszewikom drogę do władzy w wielu krajach Europy (lecz Marks nigdy nie zamierzał rozpoczynać rewolucji w Rosji, jako kraju zacofanym cywilizacyjnie, a upatrywał jej wybuch w najbardziej uprzemysłowionych ośrodkach Anglii, Francji czy Niemiec. Lenin zaś sądził że rewolucja powinna wybuchnąć w... Szwajcarii, jako centrum europejskiego kapitału - banki szwajcarskie należały wówczas do najlepszych na całym Świecie). Rosja była jedynie wypadkiem przy pracy, miejscem na którym rewolucja - jeśli nawet miałaby wybuchnąć - to jedynie po to, aby ów "płomień terroru" zanieść z powrotem na Zachód. W żadnym razie nie chodziło o to by budować komunizm w Rosji, lecz by eksportować bolszewizm do Niemiec, Francji, Włoch, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii czy USA. I tutaj właśnie pojawił się mały problem, jako że od 11 listopada 1918 r. (czyli podpisania kapitulacji przez II Rzeszę Niemiecką i tym samym zakończenia I Wojny Światowej), zaczęło się odbudowywać państwo polskie, którego lud (w tym oczywiście robotnicy) nawet jeśli wyznawał ideały socjalistyczne, to zdecydowanie odrzucał hasła "dyktatury proletariatu" i internacjonalistycznego ruchu robotniczego, który to właśnie miał dokonać krwawej rewolucji. Naród polski był nastawiony patriotycznie i niepodległościowo, o czym przekonali się polscy komuniści, pragnąc zdominować tworzone od 5 listopada 1918 r. na terenie byłej Kongresówki - Rady Delegatów Robotniczych. Napotkali tam wówczas bardzo silny opór PPS-u (Polskiej Partii Socjalistycznej), której program wówczas opierał się co prawda na budowie socjalizmu, ale w oderwaniu od rewolucji bolszewickiej i po odrodzeniu niepodległego Państwa Polskiego (socjaliści i ludowcy byli zawsze największymi wrogami komunistów - których ci nazywali socjal-faszystami lub ludo-faszystami, a na pochodach 1-majowych dochodziło do walk pomiędzy oddziałami milicji partyjnej PPS, a bojówkami komunistów, gdzie często bywało po kilkanaście osób rannych, a nawet po kilkoro zabitych). Polska rodziła się zatem w listopadzie 1918 r. w prawdziwych "bólach porodowych". Kraj był totalnie zniszczony prowadzonymi działaniami wojennymi i przetaczaniem się frontów I Wojny Światowej. Całkiem rozgrabiona Kongresówka i Galicja (nieco lepiej sytuacja wyglądała w Wielkopolsce i na Pomorzu, ale ziemie te jeszcze oficjalnie nie zostały przyłączone do odradzającej się Polski). 

Rzeczpospolita Polska, która w 1920 r. miała powstrzymać potęgę Armii Czerwonej (wspartą zaciągami oddziałów carskich), w 1918 r. przypominała jedną wielką układankę puzzli. Było kilkadziesiąt partii politycznych, a większość z nich tworzyła własne milicje i oddziały partyjne. Nie było wojska (jedynie nieliczne oddziały legionowe lub korpusy "Puławian", w większości jednak przebywające z dala od rodzącego się kraju). Znana była niechęć socjalistów z endekami (Narodową Demokracją), chadeków z ludowcami, codziennie na ulicach Warszawy (i kilku innych miast) toczyły się regularne walki pomiędzy partyjnymi bojówkami, które rozumowały jedynie w kategoriach bieżących, nie zdając sobie większej sprawy z ogromnego zagrożenia, jakie już wówczas zawisło nad tym, co jeszcze nawet nie było Polską. Powstawały też samodzielne twory polityczne, jak choćby Republika Tarnobrzeska, na której czele stał komunista Tomasz Dąbal i (pełniący obowiązki księdza) Eugeniusz Okoń. Na Kielecczyźnie i w Zagłębiu Dąbrowskim również wrzało. Bezrobocie było przeogromne, ludzie głodowali, cały przemysł został rozgrabiony podczas wojny i odradzający się kraj bardziej przypominał Afganistan niż jakiekolwiek cywilizowane europejskie państwo. Na Podolu powstała też Galicyjska Socjalistyczna Republika Sowiecka ze stolicą w Tarnopolu (kto dziś o tym w ogóle pamięta?), która miała stać się "furtką" otwierającą bolszewikom drogę na Zachód. Na czele tego "podolskiego nowotworu" (jak wyraził się o nim osiadły w Kanadzie dziennikarz - Benedykt Haydenkorna), stali skomunizowani austriaccy i ukraińscy oficerowie (których potem Stalin kazał rozstrzelać za nieudolność). Powstała rusofilska Republika Łemkowska w Gładyszewie, która co prawda nie powielała (tak jak ci z Podola) "nieśmiertelnej myśli Marksa i Lenina", ale przez swoje rusofilstwo, stanowiła niebezpieczne podglebie dla nadciągającego ze Wschodu wroga. Podobnie było we wsi Florynka (między Krynicą a Gorlicami) gdzie powstała Ruska Republika Ludowa. Poza tym już na samym początku swych narodzin musiała się Polska zmierzyć z niechęcią (lub wręcz nienawiścią) największych państw sąsiednich - czyli Rosji (i to zarówno tej czerwonej jak i białej), Ukrainy, Litwy, Czechosłowacji i Niemiec. Zresztą lista państw nam niechętnych, była znacznie dłuższa, lecz te cztery właśnie były żywotnie zainteresowane w upadku młodej i jeszcze niestabilnej polskiej państwowości (co się tyczy Rosji i Niemiec to sprawa nie podlega dyskusji, chodziło o utrzymanie co najmniej granicy z 1914 r., która dla Niemców była niezwykle istotna a rodząca się Polska po prostu w tym przeszkadzała, zaś dla bolszewików Polska jako kraj niepodległy, stanowiła realną zaporę przed importem rewolucji na Zachód i dlatego nie miała prawa przetrwać. Ukraińcy również chcieli zawładnąć tzw.: "Galicją Wschodnią", której główne miasta - w tym Lwów, Tarnopol, Stanisławów - były skarbnicami polskości i polskiej kultury. Natomiast nie pojmuję polityki rządów: litewskiego i czeskiego. Dla mnie osobiście ci pierwsi to byli kompletni kretyni, którzy sprzymierzyli się z Sowietami bo chcieli jedynie odzyskać Wilno - naprawdę myśleli że Sowieci oddadzą im Wilno za darmo? Jeśli tak, to gratuluję rozsądku. Ci drudzy zaś, to dupodajki, cieszący się z każdego sowieckiego sukcesu, byle tylko na szkodę Polski. Cóż, "czechoza" to jak widać nie tylko stan umysłu, ale również sposób na życie, jak nie jednemu, to drugiemu (Niemcom) podstawi się tyłek i będzie się zgodnie maszerowało w rytm melodii: czy to "Wyklęty powstań ludu ziemi...", czy też "Deutschland, Deutschland über alles...").




W takich warunkach wszechobecnej niestabilności politycznej, administracyjnego rozbicia, groźby komunistycznego zamachu, niemieckiego ataku i wrogości wielu innych państw Europy - rodząca się do niepodległego bytu Polska po prostu nie miała prawa przetrwać. Mogła co najwyżej dryfować przez kilkanaście miesięcy (jak inne tego typu twory państwowe w Europie Wschodniej czy na Kaukazie), ale nie miała szans na trwałe zaistnienie na mapie Świata. Żaden szanujący się hazardzista nigdy nie postawiłby za przetrwaniem Polski swoich pieniędzy, gdyż jej upadek był tak prawdopodobny, jak to że po nocy przychodzi dzień. Niemcy zresztą od początku nazywali nasz kraj "państwem sezonowym" ("saisonstaat") i niestety mieliby rację, gdyż rzeczywiście przy tak niesprzyjających warunkach geopolitycznej konfrontacji przetrwanie państwa, próbującego "wyskrobać" sobie miejsce pomiędzy dwoma kolosami - Rosją i Niemcami - było NIEMOŻLIWE!... A jednak się udało! I to udało się jak cholera jak mawiał klasyk. Nie tylko zjednoczyliśmy się terytorialnie, odtworzyliśmy wojsko - które potem zlikwidowało wszelkie te "marksistowskie nowotwory", ocaliło Lwów i doszło do Zbrusza, likwidując Zachodnio-ukraińską Republikę Ludową, wyzwalając Wilno z rak bolszewików (słynne są słowa, wypowiedziane do żołnierzy 31 grudnia 1918 r. na Placu Łukiskim w Wilnie, przed atakiem bolszewików na miasto, przez rotmistrza Jerzego Dąbrowskiego ps. "Łupaszko": "Chłopcy - Ojczyzna - bolszewicy - kurwa ich mać!" Te krótkie, lakoniczne słowa, spowodowały liczne omdlenia zebranych na placu pań i uśmiech na twarzach żołnierzy), następnie przywracając do Macierzy Wielkopolskę i Pomorze i wspomagając walki na Śląsku. I wreszcie rozbijając w dwóch bitwach siły ośmiu sowieckich armii, które już widziały się zwycięzcami, idąc za rozkazem Lenina na podbój Europy. Nic wiec dziwnego że państwo i jego elity, które dokonało takiego czynu, miało potem pełne prawo uważać się za jedno z największych europejskich mocarstw (idea mocarstwowa była bardzo silna w II Rzeczpospolitej - o czym zresztą już kilkukrotnie pisałem - uosabiała się chociażby w planach zdobycia zamorskich kolonii), ze stabilną gospodarką, rozbudowującą się flotą, czwartą pod względem wielkości armią lądową Europy, a nawet... planami podboju przestrzeni powietrznej. 

Prócz licznych wrogów, jakich nie brakowało odradzającej się Rzeczpospolitej w 1920 r. (w czasie inwazji sowieckiej), byli jednak również i nieliczni sojusznicy a nawet prawdziwi przyjaciele, dzięki którym pomocy udało się tę wojnę zakończyć zwycięstwem i właśnie od nich zamierzam zacząć tę nową serię, poświęconą realnym i ukrytym wrogom, oraz prawdziwym i "przyszywanym" sojusznikom, których działania wpływały negatywnie lub pozytywnie (dla nas) na przebieg wydarzeń na froncie. Zacznijmy może zatem od przyjaciół i sojuszników, gdyż ich wielu nie było w czasie owych przełomowych walk roku 1920 r. 



PS: Należy też pamiętać, że ogromną rolę w zwycięstwie odegrał również i nasz wywiad. 
Poniżej ciekawy spektakl Teatru Telewizji pt.: "Człowiek, który zatrzymał Rosję", opowiadający o podpułkowniku Janie Kowalewskim - naczelniku Wydziału II Biura Szyfrów Sztabu Generalnego Naczelnego Dowództwa, który (m.in.) wsławił się dekryptażem wielu sowieckich szyfrogramów podczas wojny z Sowietami z lat 1919-1920

 



 

CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz