Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 17 sierpnia 2020

SZALONY MONARCHA I JEGO EPOKA - Cz. I

CZY KAROL VI 

I JEGO ROZPUSTNA MAŁŻONKA

PRZYWIEDLI FRANCJĘ 

NA SKRAJ UPADKU?






"KOGO BOGOWIE CHCĄ ZNISZCZYĆ, 
NAJPIERW DOPROWADZAJĄ GO DO OBŁĘDU"

EURYPIDES






POD OSŁONĄ NIEWIEŚCICH SUKIEN

Cz. I



Był słoneczny, sierpniowy poranek 1392 r., gdy spory orszak króla Francji - Karola VI, zmierzał ku Bretanii, z której to władcą - Janem V - miał francuski monarcha konflikt natury prawnej (Jan udzielił schronienia człowiekowi, który planował morderstwo jednego z jego osobistych doradców i przyjaciół - nobliwego Oliviera de Clisson, rycerza z Bretanii). Król był niespokojny tego dnia i zewsząd wypatrywał zdradzieckiego ataku na swoją osobę, a ów niepokój został w nim jeszcze wzmocniony przez odzianego w łachmany mężczyznę, który wyszedłszy z lasu i dopadłszy jego konia, rzekł: "Szlachetny królu! Nie jedź dalej, zostałeś zdradzony!". Ów mężczyzna został co prawda odegnany przez królewską straż, ale i tak szedł za orszakiem, wołając z oddali aby król miał się na baczności i nikomu nie ufał. Karol wziął sobie do serca ostrzeżenia owego człowieka i począł zastanawiać się czy dobrze uczynił ruszając na tę wyprawę. W pewnym momencie dał się słyszeć głuchy odgłos opadającego żelaza, gdyż jeden z królewskich paziów przysnął i upuścił trzymaną w ręku lancę, która odbiła się od hełmu jadącego za nim rycerza, wydając dźwięk dobywającego się oręża. Król nie czekał długo, wyjął swój miecz i z okrzykiem: "Zdrajcy! Chcecie mnie wydać wrogom!", ruszył w stronę grupy rycerzy i piechurów, po czym kilku z nich zadał śmiertelne rany. Król był jak w amoku, zapewne położyłby trupem znacznie więcej swych żołnierzy, gdyby nie został zrzucony z konia i przyciśnięty do ziemi. Gdy tak się stało, monarcha stracił przytomność, po czym został przewieziony z powrotem do Luwru. Był to pierwszy przypadek szaleństwa, jakie doskwierało królowi Karolowi VI - który przez to właśnie otrzymał przydomek "Szalony" - już do końca jego życia, a zmarł w trzydzieści lat później. Choroba potęgowała się na różne sposoby, raz np. monarcha nie poznawał ludzi ze swego otoczenia, nawet własnej małżonki, innym razem uznał że jest cały ze szkła i zabraniał komukolwiek zbliżać się do siebie, gdyż obawiał się że może się potłuc (nosił nawet specjalne stroje, które miały uniemożliwić "rozbicie go"). To jednak niewiele zajmowało jego małżonkę - królową Izabellę Bawarską, która w tym samym czasie gościła w swym łożu mnóstwo kochanków, z których to najsławniejszymi (oraz tymi, którym udało się przeżyć, bowiem zazdrosny Karol kazał wszystkich podejrzanych o przyprawianie mu rogów, zaszywać w worki i wrzucać do Sekwany) byli: książę Ludwik Orleański (jeden z najprzystojniejszych możnych ówczesnej Francji) i książę Jan bez Strachu (całkowite przeciwieństwo tego pierwszego - niski, brzydki, ale za to zapewne dobry w łożu, gdyż równie często gościł w sypialni Izabelli). Szaleństwo króla, rozwiązłość jego małżonki (która stawiała wręcz pod znakiem zapytania przyszłość dynastii Walezjuszy i nawet syn królewskiej pary, przyszły król Karol VII - zaczął poważnie obawiać się o swoje pochodzenie, tym bardziej że pewnego razu jego własna matka wprost rzekła, iż Karol "jest bękartem". Pewność siebie i wiarę we własne pochodzenie oraz dziejową misję ocalenia Francji spod angielskiej okupacji, przywróciła Karolowi VII dopiero pewna wiejska dziewczyna, która przeszła do historii pod imieniem - Joanny d'Arc), na to nałożyła się jeszcze wciąż trwająca wojna z Anglią (zwana stuletnią), Wielka Schizma Zachodnia (związana z wyborem dwóch konkurencyjnych wobec siebie papieży), oraz kryzys gospodarczy, który dotknął w tym czasie Europę Zachodnią, a w szczególności zaś zniszczoną toczącą się wojną - Francję. A zaczęło się tak:

Karol VI przyszedł na świat w grudniu roku 1368, gdy królem Francji był jego ojciec - Karol V, zwany "Mądrym". Ów monarcha przyniósł Francji nieco wytchnienia od toczących się nieprzerwanie (od 1337 r.) zmagań wojennych z Anglią, choć wątła budowa ciała i słabe zdrowie raczej nie dawały mu możliwości zdobycia wielkiej rycerskiej sławy (lub choćby wykazania się męstwem w boju, tak jak jego ojciec - Jan II, czy dziad - Filip VI). Karol V lubił spokój, samotność, zacisze Luwru lub uroki Vincennes, ale przede wszystkim kochał książki i całe godziny spędzał w swej bibliotece na zamku w paryskim Luwrze. Na tron wstąpił po śmierci swego ojca (który zmarł w Londynie, jako angielski więzień) w kwietniu 1364 r. w wieku 26 lat. Młody król postanowił że będzie panował w myśl filozofii Arystotelesa jako władca sprawiedliwy. Doskonale zdawał sobie sprawę z ambicji swoich braci, książąt Burgundii, Nawarry czy Andegawenii, których starał się przeciągnąć na swoją stronę, wyposażając hojnie w ziemie, zamki i pensje. Wiedział bowiem dobrze, że książęta, czy też panowie feudalni muszą wciąż pławić się w zbytku, który zastępowałby im myśli o samodzielności i działaniu na szkodę Korony (życie bowiem takiego pana upływało głównie na beztrosce a jego celem była nieustanna radość, zabawa i oczywiście od czasu do czasu jakaś wyprawa wojenna, dla podkreślenia własnego męstwa i sławy swego rodu. Celem książąt, diuków i baronów były słowa, które w momencie śmierci wypowiedział władca Akwitanii - Wilhelm IX, zmarły w 1127 r., a brzmiały one: "W mym życiu zaznałem tylko radości i uciech", zaś mottem francuskich arystokratów były słowa z powieści "Flamenca": "Niechaj największą udręką będzie udręka w miłości"). Karol V dobrał sobie również odpowiednich doradców, do których należał (m.in.): Bertrand du Guscelin, znany rycerz i zawadiaka, któremu powierzył urząd konetabla (naczelnego wodza) Francji. Sama Francja wówczas to w dużej mierze było pojęcie względne, gdyż tak naprawdę poczucie narodu francuskiego ukształtowało się dopiero w połowie XVIII wieku, a szczególnie podczas Rewolucji Francuskiej, natomiast wcześniej istniało "bardzo wiele Francji", gdyż rozdrobnienie polityczne i językowe ziem francuskich - efekt ustroju feudalnego - był silny również w czasach Ludwika XIV czy Ludwika XV, a przejazd z jednej francuskiej prowincji do drugiej często wyglądał jak podróż do innego kraju (również pod względem językowym). Oczywiście nie znaczy to, że tożsamość narodowa powstała dopiero w końcu XVIII, lub też w XIX wieku, wręcz przeciwnie. Na przykład w Polsce pojęcie narodu było znane od wczesnego średniowiecza i jedynie potem częściowo modyfikowane, podobnie było w Anglii, a poza tym tożsamość narodowa znana była już starożytnym. Przecież Ateńczycy walczyli z Lacedemończykami nie jako Hellenowie, ale właśnie jako obywatele Attyki, Rzymianie zaś toczyli boje z Hannibalem, jako potomkowie Romulusa i Remusa znad Tybru itd.




Pierwszym politycznym sukcesem Karola V było zneutralizowanie wpływów Karola Złego z Nawarry w księstwie Normandii (1364-1365) i zakończeniem wojny domowej w Bretanii (1364). Kolejnym krokiem było uporanie się z bandami gaskońskich i angielskich rycerzy, którzy z najemników stali się teraz rabusiami, pustoszącymi drogi i napadającymi na poddanych króla Francji. Ideał rycerski był co prawda znany w ówczesnej Europie i promowany jako najwyższy model idealnego wojownika, obrońcy wiary Chrystusowej i pogromcy niewieścich serc. Niestety, ten ideał dotyczył jedynie arystokratów (a i wśród nich było wiele "czarnych owcy" niegodnych nigdy miana rycerza, jak choćby jeden z najsławniejszych rycerzy u boku Joanny d'Arc - Giles de Rais, który prywatnie był pedofilem i mordercą, porywającym do swego zamku, a następnie gwałcącym i torturującym aż do ich zgonu, młodych chłopców. Przez to nadano mu potem przydomek "Diabeł", gdyż ponoć wyznawał kult szatana). Turnieje rycerskie był co prawda pięknym podkreśleniem rycerskiego ideału, jednak i one były zdominowane przez ludzi możnych. Zasady rycerskie były co prawda proste (bronić Kościoła, walczyć z kłamstwem i niesprawiedliwością, pomagać ubogim, bronić pokoju), to jednak bardzo niewielu przestrzegało ich dosłownie, choć bez wątpienia dla rycerzy bardzo ważny był honor i raz dane słowo (np. przysięga), co czasem prowadziło ich do zguby (jak choćby Antoniego z Burgundii, który przybył z wojskiem już po przegranej przez Francuzów bitwie pod Azincourt w 1415 r., lecz aby wypełnić dane królowi Francji słowo i zachować swój honor, uderzył na Anglików, poświęcając swe życie. Potem jego bratanek - Filip Dobry, wyrażał żal że nie mógł mu - ze względu na swój młody wiek - towarzyszyć w tej pięknej chwili rycerskiego obowiązku). Ci rycerze (głównie książęta i arystokraci) najczęściej marzyli o wielkiej sławie wojennej i miłości wybranki serca (często ta miłość była platoniczna, gdyż rycerz miłował swą wybrankę niczym "święty obraz", jednocześnie uważając by niczym jej nie skalać, w tym również miłością cielesną - przynajmniej do chwili ożenku. Natomiast sam oddawał się przyjemnościom ciała z dziewkami w miastach lub na wsiach). Dlatego też turnieje rycerskie były najlepszą okazją do zademonstrowania swej siły i sprawności bojowej, a jednocześnie obrony honoru wybranki serca (wiele było takich pojedynków, teraz wspomnę jedynie o dwóch. Pierwszy odbył się podczas spotkania cesarza rzymskiego i króla Węgier - Zygmunta Luksemburskiego, oraz króla Polski i wielkiego księcia Litwy: Władysława II Jagiełły - w Budzie w 1412 r. Tam właśnie szczególnie wsławił się rycerz Zawisza Czarny, pokonując wielu wystawionych przeciw niemu przeciwników. Jeszcze raz i to na znacznie większą, europejską skalę, zwyciężył Zawisza turniej z 1415 r. w hiszpańskim mieście Perpignan, gdzie na oczach sproszonego tam rycerstwa z całej praktycznie Europy, pokonał dotychczasowego mistrza - Jana z Aragonii. Starcie tych dwóch sław było krótkie, gdyż Aragończyk padł po pierwszym uderzeniu kopii Zawiszy Czarnego, który od tej pory był uważany za jednego z najsławniejszych rycerzy Europy).







Jednak większa część rycerstwa to byli najemnicy, którzy solidnie opłacani - wynajmowali się do udziału w wojnach u feudalnych panów, a jeśli zabrakło wojaczki, często zamieniali się w zwykłych rabusiów. I co ciekawe - nie zawsze chodziło im o pieniądze, bowiem równie ważna (czasem nawet ważniejsza) była potrzeba "wyszalenia się" i ponownego powrotu do walki, sprawdzenia się w boju, oraz udowodnienia swej przewagi. Karol V jednak ostro tępił owe "kompanie" rabusiów, które grasowały po drogach, choć zamiast siły często stosował podstęp, starając się ich nie tle zwalczyć, co raczej ponownie wykorzystać do walk w swoim interesie. Tak więc du Guscelin zwerbował ich i... wysłał za Pireneje, do Kastylii, gdzie toczyła się wojna domowa i gdzie owi najemnicy dopomogli w uzyskaniu tamtejszej korony przez Henryka II Trastamara w 1369 r. co zaowocowało współpracą Kastylii i Francji przeciw Anglii (Kastylijczycy pomogli Francuzom budować flotę wojenną, która pozwoliła admirałowi Janowi z Vienne opanować Kanał La Manche), więc Karol V za jednym zamachem "upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu". Odzyskał również (w latach 1369-1375) większość ziem dotąd zajętych przez Anglików, jak: Akwitania, Gaskonia czy hrabstwo Armagnac i to w ogromnej większości bez użycia oręża (do nielicznych walk i napadów jednak dochodziło). Potem mawiano, iż ten król odzyskał więcej ziem siedząc w swych komnatach i czytając książki, niż jego ojciec i dziad z mieczem w dłoni na polu walki. Kraj był jednak zrujnowany wojną i rabunkami, poza tym w latach 1373 i 1380 wybuchały we Francji epidemie dżumy, w czasie których było tyle ofiar, że nie wiedziano jak grzebać zmarłych. Zaludnienie zmniejszyło się dramatycznie a wiele wiosek całkowicie wymarło (np. w 1417 r. trzej ostatni mieszkańcy pewnej parafii w Saintonage (San;tonei) przenieśli się do Bordeaux, zaś wieś Magny-les-Hameaux nieopodal Paryża pozostała bezludna od 1341 r. do... 1455 r. gdy osiedlili się tam "trzej ubodzy ludzie z Normandii". A takich przypadków było mnóstwo). Bieda również stała się powszechna i nie opuściła już Francji aż do... XIX wieku (porównanie francuskiego chłopa z XIII a z XV czy nawet XVII wieku, to było zupełne przeciwieństwo. W pierwszym przypadku panował duży dobrobyt, który zaczął się we Francji z końcem XI wieku i trwał nieprzerwanie aż do drugiej dekady XIV wieku i czasy te są nazywane "dobrobytem francuskiej wsi". Natomiast po epoce "Czarnej Śmierci" z lat 40-stych XIV wieku, wojen z Anglikami i Burgundami oraz walk wewnętrznych pomiędzy panami feudalnymi - francuski chłop cofnął się praktycznie do prymitywizmu. W 1465 r. gdy przez Francję przejeżdżał angielski prawnik - John Forescue, to nie mógł się nadziwić że chłopi tutaj przypominają prawdziwych barbarzyńców, gdyż odziani są w łachmany, piją jedynie czystą wodę i jedzą chleb jęczmienny oraz owoce, a z mięsa jedynie flaki i łby zabijanych dla szlachty i mieszczan zwierząt). Zmieniały się też miasta, gdyż podgrodzia praktycznie zniknęły, a ludność przeniosła się za mury miast, odseparowując się od wsi (co w wiekach wcześniejszych było nie do pomyślenia, gdyż wieś żyła przy mieście, a bogate podgrodzia dawały okazję do wzajemnego wzbogacania się. Miasta teraz zamykały bramy przed chłopami, bowiem obawiały się rabusiów, lub też nie chciały kolejnych włóczęgów, oraz bały się zarazy, gdyż kto wie co ze sobą przyniósł taki przybysz. Powstały dwa światy - Francja miejska i wiejska, arystokratyczna i ta dla ludu, a dysproporcja ta rosła z biegiem kolejnych dziesięcioleci, aż swoją kulminację osiągnęła podczas Rewolucji Francuskiej).



 MARAT W WANNIE

0:45 - "MASZ DZIWNĄ MINĘ, MOŻESZ MÓWIĆ SWOBODNIE"
"CUCHNIESZ! TRZEBA CIĘ LECZYĆ, JEŚLI TO JESZCZE MOŻLIWE" 😂


 

Karol V był też człowiekiem, który bardzo sprawnie posługiwał się orężem propagandy, szczególnie w odniesieniu do papieży z Awinionu. Od 1305 r. wszyscy kolejni papieże rezydowali nie w Rzymie, ale w południowo-francuskim Awinionie, w którym żyło im się wygodnie i dostatnio i który od 1348 r. stał się własnością Państwa Kościelnego. Mimo bezpieczeństwa i dostatku, jaki tam otaczał papieży, kardynałów i prałatów, poczęto zamyślać nad powrotem do Rzymu (według Petrarki już za Benedykta XII, pełniącego swój pontyfikat w latach 1334-1342: "Awinion stał się twierdzą udręki, ostoją ofiar gniewu Bożego, gniazdem rozpusty, bagnem moralnym świata, szkołą występku, świątynią herezji (...) kuźnią kłamstwa, potwornym więzieniem, kloaką pełną ekskrementów". Petrarka miał co prawda z Benedyktem swoje własne porachunki - jak choćby fakt, iż papież uczynił swą kochanką jego siostrę, którą, jak pisze Petrarka: "kupił za sporą sumę pieniędzy od jej drugiego brata, Bernarda, by spędzać z nią wolne chwile" - i pewnie nieco przesadzał, jednak z pewnością miał też sporo racji, jako że już za kolejnego papieża, Klemensa VI (1342-1352) - który chełpił się wręcz iż nikt przed nim jeszcze nie wiedział: "jak być papieżem" - Awinion stał się prawdziwym: "Rynsztokiem, w którym gromadziły się wszelkie męty świata. Tam Boga traktuje się z pogardą, czci się jedynie pieniądze, a prawa Boga i człowieka są powszechnie gwałcone. Wszystko, co się tam znajduje, jest kłamstwem: powietrze, ziemia, domy, a nade wszystko alkowy". Ponoć Klemens już się w ogóle nie przejmował zachowaniem jakichkolwiek pozorów i spędzaniem czasu z jedną wybranką, ale utworzył w Awinionie prawdziwy harem, a jego dwór stał się: "Domem pełnym wina, kobiet, pieśni i kapłanów, którzy zachowywali się tak, jakby głosili chwałę nie Chrystusowi, ale świętowaniu i nieczystości". Papież kupił sobie też: "piękny, nowy szacowny burdel", a w dokumencie sprzedaży było zapisane, iż kupna dokonano: "W imieniu Naszego Pana Jezusa Chrystusa", powierzając jego prowadzenie swej ulubionej kochance - hrabinie Cecylii Turenne. W ślad za papieżem podążało także wielu kardynałów i prałatów, utrzymując swe liczne nałożnice). Plany powrotu do Rzymu ponoć miewał Benedykt XII, choć zostały one szybko zarzucone za czasów jego następcy - najbardziej francuskiego z papieży Awinionu - Klemensa VI. 

Do tych planów powrócił Urban V (1362-1370), który po objęciu pontyfikatu zmienił styl papieskiego życia, usuwając luksus z papieskich komnat, a sam - jako były profesor z Montpellier - wolał typowo zakonny tryb życia. Chciał wrócić do Rzymu, aby stamtąd nadzorować projektowaną właśnie wyprawą krzyżową przeciwko Turkom Osmańskim (w tej sprawie również zebrali się monarchowie Europy na krakowskiej uczcie u Wierzynka w 1364 r.). Ulegał też nawoływaniom św. Katarzyny ze Sieny, która błagała go wręcz by powrócił do Italii i ponownie zajął miejsce na tronie św. Piotra. W grudniu 1366 r. ta młoda (zaledwie 19-letnia) niepiśmienna dziewczyna, przybyła na osiołku do Awinionu i od razu została dopuszczona przed oblicze papieża, któremu miała opowiedzieć swój sen, podczas którego nawiedził ją sam Jezus Chrystus i włożył obrączkę ślubną na jej palec. Rzekła również, że Chrystus pragnął by Ojciec Święty wrócił do Rzymu i zajął tam należne mu miejsce jako przywódca chrześcijańskiej wspólnoty. I tak też się stało, gdy z początkiem 1367 r. wyruszyła do Rzymu papieska świta, by w otoczeniu książąt Kościoła, ponownie objąć we władanie tron św. Piotra na Lateranie. I tutaj już bezpośrednio zadziałał król Karol V, któremu nie w smak było opuszczenie Francji przez papieża i który postanowił temu przeciwdziałać (co prawda Awinion od 1348 r. należał do Państwa Kościelnego, ale był zaledwie enklawą zamkniętą w morzu francuskich posiadłości i zdaną - podobnie jak i sam papież - na łaskę i niełaskę francuskiego monarchy, który mógł liczyć na kontrolowanie poprzez papieża - całego świata chrześcijańskiego. Nie ulega bowiem wątpliwości, że to papież był zależny od króla, a nie król od papieża, a jednocześnie papież kontrolował pozostałych monarchów europejskich - przecież Klemens VI szczycił się że jeśli zechce, to uczyni biskupem "tyłek króla Anglii", pod warunkiem jeśli ten wcześniej upadnie do jego stóp i go o to poprosi. Niezadowoleni z takiej chełpliwości papieża kapłani, pewnego razu przyprowadzili do papieskiego pałacu osła, na którego szyi wisiał napis: "Ja również pragnę zostać biskupem Ojcze Święty", co ponoć bardzo rozbawiło Klemensa). Karol V zorganizował więc "pożegnanie" papieża, ustawiając ludzi (opłaconych zapewne przez de la Riviere), którzy zaczęli skandować: "Diabelski papieżu, bezbożny Ojcze, dokąd wiedziesz swe owce", "Szatan cię prowadzi na zatracenie Urbanie", "Potępienie wieczne czeka wszystkich, którzy pójdą za tym szatańskim kapłanem", "Zawróć Urbanie, póki nie jest za późno" itd. Wkrótce okrzyki te podchwycili pozostali mieszkańcy Awinionu i w ten sposób lud miasta żegnał swego papieża. Tak też Karol V starał się przeszkodzić w wyprowadzce papiestwa z Awinionu.

Szybko jednak okazało się, że plan powrotu do Rzymu był mocno nieprzemyślany. Miasto było małe, brudne (liczyło wówczas zaledwie 30 000 mieszkańców). Pałac na Lateranie przypominał bardziej zwierzyniec, niż siedzibę następcy św. Piotra (było tam mnóstwo zwierząt, szczególnie nietoperzy i sów, ale także psów i kotów które uwiły tam sobie ciepłe schronienie, a poza tym pałac był w opłakanym stanie). Podobnie prałaci i kardynałowie mieli trudności ze znalezieniem jakiegoś "odpowiedniego" ich pozycji miejsca i tęsknili do uciech Awinionu. W tych warunkach wytrzymano w Rzymie zaledwie trzy lata i z początkiem 1370 r. papież Urban V zarządził powrót do Awinionu. Mimo apeli św. Katarzyny ze Sieny czy św. Brygidy Szwedzkiej (matki ośmiorga dzieci, która pod koniec życia wstąpiła do zakonu i prowadziła ascetyczny tryb życia), papież nie zdecydował się pozostać w Rzymie. Spotkało się to z wybuchem radości ze strony kardynałów, którzy ochoczo poczęli pakować się i szykować do powrotu na francuską ziemię. Wkrótce jednak, po przybyciu do Awinionu, papież Urban V zmarł w wieku 60 lat. Jego następcą został wybrany kardynał Piotr Roger z Limousin, który przyjął imię Grzegorza XI. 18 czerwca 1376 r. ponownie przybyła do Awinionu św. Katarzyna ze Sieny, która znów przekonywała papieża o powrocie do Rzymu, twierdząc że pobyt w Awinionie "z którego w nozdrza bije odór jak z piekieł" i zależność Ojca Świętego od króla Francji, godzi bezpośrednio w jego autorytet jako następcy św. Piotra. Ta niepiśmienna (w tym czasie ponoć nauczyła się już pisać, ale do końca życia miała ogromne trudności z właściwym składaniem liter i wolała dyktować innym swoje słowa) dziewka, poczynała sobie coraz śmielej. Podczas swego pobytu w Awinionie, zasypywała papieża swymi listami, a nawet odważyła się bezpośrednio pouczać Grzegorza XI, mówiąc doń: "Dalej, żywo, rusz się, Ojcze! Nie stój ciągle w miejscu! Rozpal w sobie ogień wielkiego pragnienia, oczekując wspomożenia Bożego i wyroków Opatrzności Bożej", innym znów razem twierdziła: "Mówię ci, że trzeba słuchać rad ludzi dobrych, a nie tych, którzy kochają tylko własne zaszczyty, urzędy i przyjemności (...) W imieniu Chrystusa Ukrzyżowanego proszę Waszą Świątobliwość o pośpiech. (...) wyjedź natychmiast". Ta ciągła jej presja (ponoć zasypywała papieża listami zarówno rano po przebudzeniu, jak i wieczorem, gdy szedł na spoczynek), spowodowała wreszcie podjęcie ponownej decyzji o powrocie do Rzymu. Teraz jednak postanowił wtajemniczyć w swój plan tylko kilkunastu kardynałów i najbliższe sobie osoby, po czym 13 września 1376 r. wyjechał z Awinionu statkiem na Rodanie, kierując się ku brzegom Italii.

 


Papież nie dotarł jednak do Rzymu, a zatrzymał się w Genui, pomny bowiem doświadczeń Urbana V, wysłał swych ludzi którzy mieli odpowiednio przygotować jego siedzibę na Lateranie. Kardynałom nie spodobała się ta ponowna przeprowadzka i zamierzali czym prędzej wracać do Awinionu. W październiku 1376 r. do Genui przybyła (jadąc na osiołku) św. Katarzyna ze Sieny, która utwierdziła papieża w jego postanowieniu i przekonała o kontynuowaniu dalszej podróży. 17 stycznia 1377 r. przy dźwięku dzwonów kościelnych, zapalonych pochodni i okrzyków radości mieszkańców Rzymu, Grzegorz XI wjechał w mury Wiecznego Miasta. Dla wielu książąt Kościoła powrót do Rzymu był sporą niedogodnością. Miasto to przypominało bardziej dużą wieś i było po prostu brudne (praczki wywieszały swe pranie na ruinach rzymskich świątyń dawnego Forum Romanum, co przetrwało aż do XIX wieku) i wielu słusznie uważało że winną tej nieszczęsnej przeprowadzki jest właśnie św. Katarzyna ze Sieny. Postanowiono odpłacić jej pięknym za nadobne i gdy w roku następnym pojechała do Florencji, aby w imieniu papieża negocjować podporządkowanie miasta Ojcu Świętemu i tym samym zdjęcie papieskiego interdyktu (nałożonego na Florencję 31 marca 1376 r.), omal nie została zabita przez rozwścieczony tłum. Prawdopodobnie był on również podburzany przez niektórych kardynałów, którzy musieli opuścić swoje wygodne pałace w Awinionie i pożegnać swe nałożnice. W każdym razie tłum zaczął szarpać Katarzynę tak, iż prawie zdarł z niej całe odzienie, krzycząc że jest ona wyznawczynią szatana (jedna kobieta wbiła nawet swą szpilkę wyjętą z włosów w stopę Katarzyny, przez co ta długo nie mogła swobodnie chodzić). Wkrótce potem Grzegorz XI zmarł w marcu 1378 r. (w wieku 49 lat), po czym powstał prawdziwy pat z wyborem jego następcy. Otóż w Awinionie (u boku francuskiego monarchy) pozostało większość kardynałów, zaś ci, którzy dotarli do Rzymu (w liczbie 16), w większości też byli Francuzami, którzy chcieli wybrać kolejnego Francuza. Rzymianie jednak nie zamierzali na to się zgadzać i lud miasta otoczył pałac w Watykanie i groził wyłamaniem bram, gdyby kardynałowie nie wybrali Rzymianina. Ostatecznie elektorzy zgodzili się wybrać arcybiskupa Bari - Bartolomeo Prignano, który przyjął imię Urbana VI. Ten wybór nie spodobał się jednak Rzymianom, którzy wywołali zamieszki (8 kwietnia 1378 r.) trwające kilkanaście dni, a wielu kardynałów uciekło wówczas z miasta (również nowy papież), kierując się do Tivoli. Francuzi zaś skierowali się do Anagni, gdzie 20 września wybrano nowego papieża - kardynała Roberta z Genewy, który przyjął imię Klemensa VII.

Tak oto zrodziła się Wielka Schizma Zachodnia, która trwała do 1417 r., ale król Karol V uzyskał to, czego pragnął - czyli ponowny powrót papieży do Francji (w Rzymie zaś wyglądało to następująco: zwolennicy Klemensa opanowali Zamek św. Anioła - dawniejsze Mauzoleum cesarza Hadriana - zaś Urban VI zajął pałac przy kościele Matki Boskiej na Zatybrzu. Gdy w kwietniu 1379 r. Rzymianie zdobyli Zamek św. Anioła - niszcząc go prawie doszczętnie - i wymordowali wszystkich obrońców, Klemens VII opuścił Anagni i powrócił do Awinionu. W taki oto sposób, po zaledwie trzech latach nieobecności, ponownie następcy św. Piotra zjawili się na francuskiej ziemi, co niezwykle uradowało Karola V. Ten zmarł w sierpniu 1380 r. w wieku 42 lat, pozostawiając na tronie Francji swego małoletniego syna - Karola VI - bohatera naszej opowieści - który nie miał wówczas nawet lat 12).

   
O KAROLU VI JEST TU MOWA w 1:40
ZAŚ O św. KATARZYNIE ze SIENY w 4:25





CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz