Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 22 lipca 2021

GWAŁT - CZY NIEODZOWNY ELEMENT KOBIECEGO LOSU? - Cz. XXIV

NAJWAŻNIEJSZE I (NIEKIEDY)

NAJBRUTALNIEJSZE PRZYPADKI

GWAŁTÓW W HISTORII


 


 

145 r. p.n.e.

GWAŁT NA WESELU

Cz. X

 




 BÓG Z ODLEGŁEJ KRAINY
Cz. X
 
 
 Perscy satrapowie, wyznaczeni przez Króla Królów Artakserksesa II do zdławienia "egipskiej rebelii" - Farnabazos, Titraustes i Abrokomas pewni byli łatwego i szybkiego zwycięstwa, tym bardziej że wiedli ze sobą ogromne siły inwazyjne. Szybko się jednak okazało, że tak się nie stanie, a Persowie mieli ogromne trudności z przebiciem się z zachodniego Synaju i wejściem na egipską ziemię. Umocnienia owego Ateńczyka Chabriasa, były tak doskonałe, że rozbijały się o nie kolejne perskie ataki. W ciągu dwóch lat, Persowie nie byli w stanie przełamać tych linii i wkroczyć do Egiptu, co tym bardziej powodowało frustrację i gniew ich władcy. Z początkiem trzeciego roku wojny (383 r. p.n.e.) postanowili więc przestać szturmować umocnienia Chabriasa - ciągnące się od twierdzy Peluzjum, aż do bagien serbonickich znajdujących się nieopodal jednego z najbliższych dopływów Nilu - i obejść je od strony południowej, czyli mniej więcej od Heroonpolis (niewielkiego miasta, leżącego na drodze do Bubastis w Delcie). Jednak tam właśnie swoje siły skierował Chabrias i między dwoma jeziorami, nieopodal pustyni synajskiej doszło do bitwy, która zakończyła się porażką Persów. Co prawda ich siły nie zostały całkowicie zniszczone, ale na tyle osłabione i przetrzebione, że nie były już zdolne do podejmowania kolejnych szturmów na "Mur Chabriasa". Persowie zostali wręcz zmuszeni do wycofania się do Palestyny i tym samym siły Egiptu - po raz pierwszy od ponad dwustu lat (czyli od kampanii faraona Psametyka II z 590 r. p.n.e., która to była traktowana jako podróż inspekcyjna przez Fenicję) - weszli na ziemie Syro-Palestyny. Zwycięstwo było oszałamiające, nie dosyć że wielka armia Króla Królów nie dotknęła połaci egipskiej ziemi, to jeszcze faraon Achoris wkroczył do Palestyny, gdzie uznał się władcą tej ziemi, jak i południowej Fenicji - pozostawiając swoje inskrypcje w świątyni Eszmuna, na północ od miasta Sydon, a także ołtarz, przywieziony ze Syene (Asuan) i wystawiony w Aszkalonie. Całe to zwycięstwo w ogromnej mierze zawdzięczali Egipcjanie greckim najemnikom Chabriasa.

Persowie doznali upokarzającej klęski, ale nie była to wcale klęska ostatnia, gdyż wkrótce po wycofaniu się armii perskiej z Synaju, ponownie zaktywizował się władca Cypru (a dokładnie cypryjskiej Salaminy) - Euagoras, który również mógł obawiać się ataku ze strony Persów, tym bardziej, że perskie siły inwazyjne - mające dokonać ataku na Cypr - były już przygotowywane w Tarsie w Cylicji, gdzie satrapa Tiribazos zgromadził 300 okrętów i dysponował 2000 talentów, które dostał od króla Artakserksesa II i z nich opłacał greckich najemników, którzy pod wizerunkiem Heraklesa mieli iść ręka w rękę z Persami i Cylicyjczykami, wyznającymi Ahura Mazdę i anatolijskiego boga Sandona. Klęska Persów w Egipcie znacznie ułatwiła Euagorasowi zadanie, gdyż teraz, po prawie dekadzie od chwili kiedy się zbuntował (dokładnie było to w roku 392 p.n.e.), mógł wreszcie przejść do ofensywy, a nie tylko bronić się na wodach wokół Cypru (zamieniając jednocześnie wyspę w prawdziwą twierdzę). Nim więc satrapa Tiribazos i młody wódz jego armii - Aroandas (zwany też niekiedy Orontesem), wnuk Artakserksesa II przez swoją matkę, księżniczkę Rodogune - wyruszyli w morze na podbój Cypru, Euagoras pierwszy dokonał ataku. Śmiałym wypadem zajął on Tyr i kilka innych miast na wybrzeżu Fenicji (383 r. p.n.e.). Próbował też nawiązać kontakt z tzw.: "konfederacją Atharu", której stroną był zarówno Tyr, jak i Sydon i Arados. Nie wiadomo jednak, jak zachowały się te dwa pozostałe portowe miasta, sprawujące kontrolę również nad Tripolisem (miasto to było siedzibą konfederacji Atharu, a nazwa wzięła się stąd, że każde z tych trzech ośrodków, miało swoją jedną dzielnicę w Tripolisie - czyli dokładnie w Trójmieście). Wydaje się jednak, że nie przyłączyły się one do buntu Euagorasa, tym bardziej, że owe portowe miasta cieszyły się pod perską dominacją bardzo szeroką autonomią, łącznie z prawem do bicia własnej monety i utrzymywaniem u władzy lokalnych dynastii (co prawda to się znacznie zmieni w ciągu IV wieku p.n.e. i w już w końcu lat 50-tych, Sydon zacznie szukać wsparcia wśród Greków, ostatecznie wypowiadając posłuszeństwo perskiemu królowi w 351 r. p.n.e., ale tak stanie się dopiero w przyszłości).




Persowie nie od razu ruszyli na Cypr. Prawdziwa inwazja zaczęła się dopiero w 381 r. p.n.e. a perska flota dokonała ataku nie od strony północnej wyspy, tylko od południowej, od miasta Kition, leżącego w południowo-wschodniej części Cypru. Miasto zostało zdobyte, tworząc pierwszy przyczółek perskich sił na tej wyspie, poświęconej bogini Afrodyty. Aroandas - jako główny dowódca armii (Tiribazos wkrótce opuścił Cypr) - przywrócił na tron w Kition, wypędzonego stamtąd wcześniej przez Euagorasa - niejakiego Milkiatona. Flota perska została jednak zaatakowana przez lokalnych piratów, z którymi porozumiał się Euagoras, a którym to udało się zniszczyć sporą część perskiej aprowizacji. Ponieważ zniszczeniu uległa ta część, która należała do greckich najemników, zbuntowali się oni, żądając wydania im również zaopatrzenia perskiego, deklarując, że w przeciwnym razie odpłyną do swych domów. Oczywiście nie można było wydać zaopatrzenia perskiego Grekom, gdyż spowodowałoby to głód w oddziałach perskich, dlatego też Aroandas polecił niejakiemu Glosowi - synowi Tanaosa (dowódcy floty z czasów Cyrusa Młodszego, czyli sprzed dwudziestu lat) sprowadzić brakujące zaopatrzenie z Cylicji, co też się stało i bunt greckich najemników został stłumiony. Wówczas to Euagoras, który dysponował flotą w sile 200 okrętów wojennych (z czego 50 to były okręty wysłane przez Achorisa z Egiptu, a 20 to okręty z Tyru), zaatakował znienacka, nieopodal Salaminy flotę perską, która w pierwszym ataku straciła kilkadziesiąt okrętów i o mały włos nie została rozbita, ale zimna krew Glosa, który wycofał resztę niezagrożonych okrętów za skały, przegrupował je i ponownie ruszył do walki, zamieniła perską klęskę w wielkie zwycięstwo. Euagoras utracił całą flotę i jedynie niedobitki schroniły się w porcie w Salaminie, które to miasto zostało całkowicie odcięte przez Persów i Greków od morza i lądu. Utrata floty oznaczała zagładę miasta, które nie mogąc dostarczać zaopatrzenia dla wojska i mieszkańców drogą morską, było skazane na powolną śmierć głodową lub bezwarunkową kapitulację. Euagoras doskonale zdawał sobie z tego sprawę i dlatego nocą, z dziesięcioma okrętami wymknął się z miasta, omijając perskie patrole i popłynął do Egiptu z prośbą o pomoc. Achoris ofiarował mu 30 okrętów i zaopatrzenie na pół roku, ale to było wszystko co mógł uczynić dla Euagorasa. Egipska pomoc była niewystarczająca i mogła co najwyżej przedłużyć agonię miasta, ale nie to miasto wyzwolić. 

Dlatego też Euagoras poprosił Tiribazesa o pokój (jako naczelnego wodza całej wyprawy), deklarując, iż gotów jest mu się poddać i wrócić pod władzę Króla Królów, ale w zamian zażądał dalszego pozostawienia go u władzy w Salaminie. Satrapa Cylicji - Tiribazos stwierdził że może pozostawić Euagorasa jako króla w Salaminie, ale pod warunkiem, iż ten odda inne zdobyte przez siebie miasta, zapłaci daninę i jako niewolnik ucałuje jego stopy. Euagoras zgodził się oddać wszystkie zdobyte miasta i skapitulować, ale jako król przed królem, a nie niewolnik. Odmówił też ucałowania stóp Tiribazosa. Wówczas satrapa Cylicji zerwał z nim rozmowy pokojowe (początek 380 r. p.n.e.) i kontynuował dalsze oblężenie Salaminy. Euagoras był wówczas w bardzo trudnym położeniu i zapewne musiałby ostatecznie zgodzić się na warunki postawione przez Tiribazosa, lecz właśnie wówczas nastąpił... doprawdy przedziwny zbieg różnych okoliczności, które w konsekwencji ocaliły Euagorasa i całą cypryjską Salaminę od hańby lub głodowej śmierci. Latem 380 r. p.n.e. tuż przed rozpoczynającymi się w Olimpii igrzyskami, głos przed zebranymi i oczekującymi sportowej rywalizacji Grekami, zabrał sławny ateński mówca, śmiertelny wróg Persów (którym odmawiał nawet cech ludzkich, uważając ich nie tyle nawet za barbarzyńców, co wręcz za... zwierzęta) - Isokrates. Ten chwalca ateńskiej demokracji i ateńskiej polityki (twierdził np. że to właśnie Ateny rozsławiły wszystkich Hellenów w świecie i to dzięki nim imię Hellenów w ogóle cokolwiek znaczy), rzekł wprost przed tłumem Hellenów zebranych na stadionie w Olimpii, że nie może sypiać nocami, wiedząc, że "perskie psy" nadal oblegają w cypryjskiej Salaminie Hellenów Euagorasa. Tego ostatniego nazywał "przyjacielem wszystkiego, co helleńskie". Twierdził też, że osobiście czuje się upokorzony i zhańbiony faktem, że wielu greckich renegatów przykłada swą rękę, wspomagając Persów w walce z helleńskimi braćmi z Cypru. Pytał też, jak długo jeszcze istnieć będzie to "podłe" imperium, zasiedlone ludami, z wyglądu tylko przypominającymi ludzi i jak długo Grecy będą się wzajemnie niszczyć, ulegając knowaniom monarchów z Suzy. Ponieważ jednak wymieniał z nazwy te polis, z których to najemnicy zgłosili się do służby w armii Tiribazosa i Aroandasa, przeto wywołał tym sporą konsternację i niezadowolenie. Poza tym denerwowały Hellenów stwierdzenia, że "Ateńczycy nigdy nie zdobyliby się na taką podłość", dlatego też większość domagała się, aby zakończył swą przemowę i usunął się. I tak też się stało, Isokrates nie porwał Greków w Olimpii, choć wówczas też zaczęto głośniej mówić o problemie, jakim było wysługiwanie się Greków Persom za pieniądze (problem ten rozwiąże dopiero Aleksander Wielki, skazując pochwyconych w perskiej armii Greków na karę śmierci). Zaczęto też organizować pomoc aprowizacyjną dla oblężonej Salaminy (choć jej skala nie była oszałamiająca, ale przynajmniej pozwoliła zagłodzonemu miastu wegetować w oporze jeszcze tych kilka dodatkowych miesięcy).




Jednak prawdziwym powodem ocalenia Euagorasa w Salaminie, była wzajemna niezgoda, jaka szybko pojawiła się w perskich oddziałach. Otóż cały laur zwycięstwa przypisywał sobie Tiribazos, którego nie było nawet na Cyprze podczas decydujących walk, zaś prawdziwy dowódca armii - Aroandas, czuł się tym głęboko upokorzony. On, w którego żyłach płynęła królewska krew Achemenidów, miał teraz ustąpić pierwszeństwa satrapie Cylicji, który co prawda pojawił się na krótko w Kition i nawet przez jakiś czas dowodził oblężeniem Salaminy, ale nie uczestniczył w głównych walkach i wkrótce potem wyjechał do Suzy, starając się przekonać Artakserksesa II do swojej sprawy (czyli uczynienia go zarówno satrapą Cylicji jak i zdobytego Cypru). Aroandas - poprzez swoje kontakty z dworem królewskim - oskarżył Tiribazosa o próbę buntu i knucie sojuszu ze Spartą, a także o wysłanie zapytania do wyroczni w Delfach, czy ów bunt mu się powiedzie. Artakserkses przyjął przestrogę swego wnuka bardzo poważnie i gdy tylko Tiribazos zjawił się w komnacie audiencyjnej Pałacu w Suzie, władca kazał zakuć go w kajdany i wtrącić do lochu. Najprawdopodobniej projektowany bunt, był jedynie wymysłem Aroandasa, który z zazdrości doprowadził do upadku swego konkurenta (co prawda nie ma żadnych dowodów na to, że Tiribazos rzeczywiście potajemnie kontaktował się ze Spartanami i zamierzał podarkami przekonać greckich najemników do opowiedzenia się po jego stronie, ale oczywiście nie można tego całkowicie wykluczyć). Po upadku Tiribzaosa, Euagoras zaproponował Aroandasowi kapitulację miasta na tych samych warunkach, co wcześniej, ale bez upokarzania i całowania stóp. Wnuk Artakserksesa przystał na tę propozycję i na wiosnę 379 r. p.n.e. Salamina cypryjska poddała się Persom, a Euagoras pozostał przy władzy w tym mieście. Dzięki temu, udało mu się wyjść z tej całej kabały z honorem i nie musiał wybierać pomiędzy śmiercią głodową a utratą honoru (Tiribazos został oczyszczony z zarzutów w 378 r. p.n.e. gdy dopomógł królowi w zdławieniu buntu w Kadusji, który to był o tyle niebezpieczny, że sam Artakserkses musiał się wyprawić aby go stłumić. W tym górzystym kraju brakowało wszystkiego, a armia perska cierpiała głód - żołnierze zarzynali i zjadali najpierw osły i muły, które niosły zaopatrzenie, a potem nawet własne konie. Dopiero sztuka dyplomatyczna Tiribazosa - którego król zabrał ze sobą, w obawie aby ten nie został uwolniony i nie spróbował zasiąść na tronie - który nawiązał kontakt z obu kadusyjskimi wodzami, pozwoliła ostatecznie zakończyć bunt, i powrócić żołnierzom do domów z tej koszmarnej Kadusji. Ich powrót przypominał... marsz żywych trupów, a sam król szedł pieszo, bo nikt nie miał siły nieść go w lektyce a nie było już koni, bo wszystkie zostały zjedzone. Wraz z powrotem Tiribazosa do łask, natychmiast jego wrogowie stali się podejrzani, i tak wysługujący się Aroandasowi Glos, został z polecenia króla zgładzony nocą, gdy szykował się do snu - uduszono go tam królewskim szalem, zaś sam Aroandas - co prawda ocalił życie, gdyż był członkiem rodu Achemenidów - to jednak jego dziadek osobiście "skreślił go z grona swych przyjaciół" i skazał na niełaskę).




A tymczasem w Egipcie, po zwycięstwie nad Persami Farnabazosa, Titrausteusa i Abrokomasa, faraon Achoris odbierał hołdy swych egipskich poddanych, jako wcielenie boga Amona, Ptaha i Ozyrysa. U jego boku stał zwycięski Ateńczyk - Chabrias, który odtąd miał pełne zaufanie króla i należał do grona jego osobistych przyjaciół i doradców. Achoris pragnął, by Chabrias pozostał w Egipcie na stałe wraz ze swoimi żołnierzami - a w tym celu obsypywał ich złotem i zaszczytami - ale mimo to, większość Greków chciała już wracać do swoich domów i rodzin, gdyż niezbyt dobrze czuli się w Egipcie, wśród bogów o zwierzęcych twarzach. Wreszcie, z początkiem 379 r. p.n.e. Persowie (a konkretnie satrapa Frygii - Farnabazos), zapewne z królewskiego polecenia (?) wysłał do Aten poselstwo, które stwierdziło iż obecność dowódcy ateńskiej floty w Egipcie, stanowi jawne pogwałcenie Pokoju Królewskiego (Pokój Antalkidasa z 387/386 r. p.n.e.). Ostrzegali również, że jeśli Ateńczycy nic z tym nie zrobią, Król Królów uzna ich za swoich osobistych wrogów. Zapewne ta groźba podziałała na Ateńczyków, którzy posłali Chabriasowi rozkaz, aby czym prędzej wracał do Aten, deklarując, że jeśli tego nie uczyni w wyznaczonym terminie, zostanie uznany za zdrajcę i skazany na karę śmierci. Ponieważ większość jego żołnierzy również chciała już wracać, Chabrias ostatecznie opuścił Egipt i faraona Achorisa, zaś po jego wyjeździe bardzo szybko podniósł się w Sebennytos bunt niejakiego Naktanebo. Achoris zmarł (lub zginął) walcząc z buntownikami w owym 379 r. p.n.e., a na tron wstąpił jego syn - Neferites II (prawdopodobnie nie zdążył się nawet koronować, gdyż brak jego imienia tronowego). Panował też bardzo krótko (ok. czterech miesięcy) i ostatecznie został obalony przez nowego króla, który to przyjął pełne tronowe imię - Cheperkare Naktanebo I (listopad 379 r. p.n.e.). Był on synem Tachosa, lokalnego wielmoży z Sebennytos ("Kronika demotyczna" o której pisałem w poprzednich częściach, przedstawia śmierć Achorisa i upadek Neferitesa II, jako zło konieczne, gdyż ponoć władcy ci stali się bezbożni - choć akurat Achorisa kronika ta w dużej mierze chwali, w porównaniu do innych królów, władających Egiptem po odzyskaniu niepodległości przez ten kraj w 404 r. p.n.e.). Naktanebo I był założycielem XXX Dynastii, już ostatniej rodzimej w dziejach Starożytnego Egiptu, a tymczasem od odzyskania niepodległości upłynęło już 25 lat, podczas których - pomimo wewnętrznych buntów i szybko zmieniających się władców - udało się Egipcjanom tę wolność zachować. Ale od wschodu wciąż widać było nadchodzące czarne chmury...

   




CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz