CZYLI MAŁO ZNANE TAJEMNICE
I AUTENTYCZNE WYDARZENIA,
KTÓRE OSNUWA AURA BAJKOWOŚCI
I NIEPRAWDOPODOBIEŃSTWA
II
CZY LUKRECJA BORGIA
SYPIAŁA ZE SWOIM OJCEM I BRAĆMI?
Cz. VII
MEDIOLAN SFORZÓW
Cz. VI
"Bona, od najmłodszych lat bardzo ładna, z każdym rokiem jeszcze bardziej piękniała. Dawniej bardzo podobna do swojego ojca, Giana Galeazza, teraz zaczęła się zmieniać i upodabniać do babki, Bony Sabaudzkiej, o której mówiono, że była za młodu jedną z najpiękniejszych kobiet Italii. Kiedy cicha i nieśmiała Hipolita dostrzeże, jak bardzo różni się od siostry? Czy za kilka lat, gdy spojrzy w lustro, nie skieruje do Boga swoich żalów, że okazał się tak niesprawiedliwy, obdarzając jej młodszą siostrę urodą, jej zaś dając jedynie miłą powierzchowność i dobry charakter" - fragment książki Renaty Czarneckiej pt.: "Madonny z Bari. Matka i Córka - księżna Mediolanu i królowa Bona"
Ślub Zygmunta I Jagiellończyka i włoskiej księżniczki Bony Sforzy d'Aragony oczywiście odbył się w Krakowie, do którego to miasta przybyli - w orszaku przyszłej królowej - Włosi, byli wprost zachwyceni. Miasto było duże, bogate oraz stanowiło ognisko cywilizacji i nauki promieniującej na cały kraj. Do mniej więcej 1410 r. Kraków niewiele różnił się od innych dużych miast w Koronie, ale po tej dacie następuje jego dynamiczny, trwający przez prawie dwa stulecia rozwój. Mieszczaństwo krakowskie było dostojne, bardzo rozbudowane i wpływowe, a niejednokrotnie zdarzało się, że krakowskie mieszczki wychodziły za mąż za książąt (np. Barbara Rockemberg została żoną księcia raciborskiego, zaś nieznana z imienia córka krakowskiego kupca - Stawrota, była kochanką i kandydatką na żonę księcia mazowieckiego - Konrada III Rudego, nim ten ostatecznie - pod wpływem swego otoczenia - zdecydował się poślubić Annę Radziwiłłównę, pochodzącą z możnego, litewskiego rodu). Do największych rodów Krakowa na przełomie XV i XVI stulecia, należeli Wierzynkowie (Wierzynki - Wisingi), Morsztynowie (Morstinowie), Bonerzy oraz Turzoni - były to w ogromnej większości spolonizowane rody niemieckie (szczególnie Bonerzy, wywodzący się z Alzacji, utrzymywali częste kontakty z Norymbergą). W ogóle miasto było w dużej mierze zalane przybyszami z Niemiec, Szwajcarii (szczególnie intensywny "najazd" Szwajcarów na Kraków datuje się w dekadzie lat 1510 - 1520, i jest związany z działalnością Rudolfa Agricoli Juniora na Uniwersytecie Krakowskim), Włoch (np. Filip Buonaccorsi, zwany Kallimachem i "najazd" Florentczyków na Kraków w latach 90-tych XV wieku), a także z... Anglii (np. Leonard Cox, który na Uniwersytecie Krakowskim wykładał retorykę i literaturę łacińską. Pochodził on z Monmouthshire z diecezji Lincoln. To on właśnie wygłosił 6 grudnia 1518 r. słynną laudację na cześć Akademii Jagiellońskiej, a potem - 1526 r. - wdał się w spór rektorski ze swoim krajanem - Erazmem Licorianusem. I choć nie wiadomo czego konkretnie dotyczył spór - Licorianus zarzucał Cox'owi że ten przybijał na drzwiach kolegium Uniwersytetu paszkwile, w których go wyszydzał i ośmieszał - ale wydaje się, że walka tych dwóch panów miała zupełnie inne podłoże i związana była z konfliktem, jaki w tym czasie wybuchł pomiędzy biskupem przemyskim i sekretarzem królowej Bony Sforzy - Andrzejem Krzyckim, a rodziną Łaskich, którzy to po prostu wysługiwali się dwoma angielskimi wykładowcami, przy czym Cox był na usługach biskupa Krzyckiego, zaś Licorianus i inny poeta - Anianus, na usługach familii Łaskich). Nie brakowało w Krakowie również i Węgrów (np. Jan Turzo z Lewoczy, Jego potomkowie, szybko się spolonizowali i byli odtąd zwani Turzonami - a był to ród finansistów, mocno związanych z niemieckimi Fuggerami).
Kraków był wówczas miastem tak zamożnym, że musiano wprowadzać specjalne ustawy, które ograniczały zbytek jego mieszkańców (zgodnie z zasadą chrześcijańskiej skromności, choć tak naprawdę decydujące znaczenie miał fakt, aby mieszczanie zbytnio nie upodabniali się do szlachty, bo wówczas trudno byłoby odróżnić jednego od drugiego). W 1495 r. magistrat krakowski zabronił mieszczkom krakowskim ubierania się w gronostaje, a także wszystkim mieszkańcom stołecznego grodu organizowania hucznych i bogatych zabaw (chrzcin, urodzin, wesel) i określano nawet kwotę, w granicy której owe uroczystości powinny się zamykać (przepis ten był jednak w kolejnych latach wielokrotnie łamany). Handel, nauka i podróże krajoznawcze kwitły wśród krakowskich mieszczan, a jeżdżono głównie do Włoch i do Niemiec, czasem też na pielgrzymkę do Ziemi Świętej (choć wyprawa taka bywała często niebezpieczna i należało się liczyć z różnymi przeciwnościami losu w czasie całej podróży, gdyż można było np.... zostać uprowadzonym w niewolę przez Turków lub Tatarów, jak to się stało w 1484 r. z jednym z wykładowców Uniwersytetu Krakowskiego - Michałem z Wielunia. Akademia długo nie chciała udzielić mu zgody na podróż do Jerozolimy, ale ostatecznie w lutym 1484 r. wyraziła zgodę, a ten akurat w okolicach Kilii nad Morzem Czarnym wpadł na oblegających to miasto Turków i dostał się do niewoli. Potem aż trzykrotnie próbowano wykupić go z niewoli, ale nigdy już nie powrócił do Krakowa i umarł z wycieńczenia w niewoli - służąc na galerach - na wyspie Rodos w 1487 r. Jego strata była o tyle bolesna dla Uniwersytetu, że jako jeden z nielicznych znał on język hebrajski, co należało do rzadkości. Jego ciało wykupił od Turków wielki mistrz rycerzy św. Jana - czyli Joannitów z Rodos - i pochował go na własny koszt, oddając mu należne człowiekowi jego klasy honory. Innym profesorem, który w tym samym czasie wykładał na Uniwersytecie Krakowskim i znał dobrze język hebrajski, był Michał z Wrocławia. Zajmował się on astronomią, a przede wszystkim astrologią. Układał przepowiednie - co wówczas było bardzo dochodowym zajęciem i pozwalało profesorom uniwersyteckim uzyskać znacznie lepsze dochody, niż ich praca w Akademii. W swym "Iudicum" z 1494 r. pisał on: "Żydzi w początku roku będą przebiegli i sprytni" i "z chrześcijanami będą żyć w niezgodzie" - ponoć ta przepowiednia wówczas się sprawdziła). Pomimo niebezpieczeństw, które czyhały na podróżnego w tamtym czasie, wielu Krakowian decydowało się na odbycie długich i często męczących podróży (czego dowodem jest branie częstych urlopów wśród kadry profesorskiej Uniwersytetu Krakowskiego i nie pomagały odmowy, ani królewskie mandaty, przywołujące długo nieobecnych wykładowców do powrotu na uczelnię). Oczywiście działało to w dwie strony, jedni wyjeżdżali "zwiedzać świat", inni zaś przyjeżdżali do Krakowa i Korony, aby poznawać miasto i ów rozległy kraj, w którym to - ze względu na panujący pogląd o mroźnych zimach - "słowa same zamarzały w ustach" (niemiecki podróżnik - Hartmann Schedel, w swej "Kronice Świata" z 1492 r. zapisał, że mieszkańcy Krakowa odznaczają się "rozumem, obyczajnością i ludzkością dla obcych", oraz że w tym mieście "znaleźć można wszystko, czego tylko natura ludzka pożąda").
Kraków to było również miasto adeptów sztuki drukarskiej, a kolejne drukarnie powstawały tu jak grzyby po deszczu (do największych należały: drukarnia Zainera, Fiola, Hallera, Hochfedera, Unglera i Vietora, przy czym drukarzem dworu królewskiego był Jan Haller). Poza tym Krakowianie z XVI wieku słynęli z dość ekscentrycznych zabaw, czego opis pozostawił nam choćby Jan Ursinus w swym "Modus epistolandi", który wraz ze swoimi przyjaciółmi - Mikołajem Lippusem i Petrusem Barbo, oraz ich żonami, uczestniczył w jednej z takich zabaw, odbywających się w posiadłości doktora Charamanusa, leżącej nad Wisłą tuż za miastem, nieopodal klasztoru Karmelitów. Ursinus pisze (oczywiście tekst jest po łacinie): "Miejsce było urocze, stworzone na wiejskie rozkosze. (...) Towarzystwo zabawia się naprzód chwytaniem ptaków jak krogulców, jastrzębi i przepiórek, potem udaje się nad rzeczkę (jakiś bliżej niedookreślony dopływ Wisły), która ocieniona wierzbami, w swym kryształowym łożysku i wśród brzegów zielonych, łagodnie sunęła. Zdejmujemy szaty i obuwie, a biorąc sieci zaczynamy znów zabawiać się jak dzieci. Tak wykrzykiwaliśmy jak pijani, tak się przekomarzaliśmy, że mógł był kto nas wziąć za oszalałych. (...) Żony nasze stały w bliskości i panny niektóre piękne, złotem i kamieniami ozdobne i kwiatem jeszcze upiększone. Chociaż im wstyd zabraniał się z nami bawić, to jednak patrzyły na nas, aby to co się działo krasić swą wesołością i śmiechem. Panna Konstancja, wyróżniająca się pięknością kształtów, chciała Jerzego Turrona poparzyć pokrzywą, lecz wpadła w wodę po pas, co niezmierną wywołało wesołość. Udano się potem na ucztę, przy którym spożyto łupy (autorowi chodzi zapewne o złowione w rzece ryby), a wina kreteńskie i węgierskie sączyły się obficie. Po biesiadzie z apetytem spożytej nastąpiła piesza przechadzka między złotymi zbożami, zielonymi gajami i drzewami uginającymi się pod ciężarem owocu. Błąkaliśmy się długo, jedni śpiewali, inni brzdąkali na cytrze, inni stroili żarty i ściskali żony i panny. Wróciwszy do strumienia, siedliśmy na murawie i dla ochłody spożywaliśmy zsiadłe mleko. Patrzyliśmy na wieśniaków tańcujących aż do zachodu słońca, jak oni podpici wśród pląsów się przewracali i zabłociwszy się śmieszny przedstawiali widok". O innych krakowskich romansach - jak choćby Konrada Celtesa (niemieckiego poety i podróżnika, który od 1489 r. studiował na Akademii Jagiellońskiej i zakochał się w pięknej mieszczce krakowskiej Hasilinie, a następnie w niejakiej Elsuli a potem jeszcze w Urszuli) nie ma już sensu pisać, ponieważ są one dość nudne - jak wszystkie renesansowe romanse - skupiające się na jednostkowym uczuciu autora do jego wybranki.
18 kwietnia 1518 r. w Katedrze Wawelskiej odbył się ślub króla Zygmunta I Jagiellończyka i Bony Sforzy, włoskiej księżniczki, dziedziczki księstw Bari i Rosano, a przy tym niezwykle ambitnej i energicznej kobiety. Nie wszystkim jednak podobały się takie cechy, wśród żony i królowej, czego dowodem była niechęć do zbyt odważnej polityki Bony i zarzucanie jej nazbyt wielu męskich cech charakteru (np. poeta Andrzej Grabowski po latach tak oto opisał królową Bonę: "Bona ci dano imię, a tyś złość wcielona, chytra, mściwa, łakoma, zła matka, zła żona"). Po uroczystości małżeństwa i koronacji owej Włoszki, rozpoczęły się uczty i turnieje rycerskie (w których już nie uczestniczyli owi dwaj rycerze - Stanisław Tęczyński i Hieronim Jarosławski, którzy kilka dni wcześniej, popisując się przed Boną spadli z koni i... połamali sobie nogi), potem nastąpiło wręczanie oficjalnych prezentów młodej parze, a na końcu tańce. Pierwszy taniec królowa Bona odtańczyła ze swą włoską dwórką, a jej wdzięczne ruchy wywołały podziw króla i wszystkich tam zgromadzonych. Po dwóch dniach wspaniałych uroczystości, królewska para udała się na spoczynek do swojej sypialni (którą odnawiano specjalnie na królewskie zaślubiny już od paru tygodni). Co ciekawe, nie mieli być tam sami, gdyż do komnaty wniesiono krzesła, na których zasiąść mieli dostojnicy królestwa, zaproszeni książęta i przedstawiciele dyplomatyczni (ograniczono się "jedynie" do posłów cesarza Maksymiliana I Habsburga, oraz wysłannika papieża). Do komnaty wniesiono również ciastka i napoje, aby zebrani nie musieli "o suchych pyskach" przyglądać się aktom spłodzenia "upragnionego następcy tronu" (jak określił to dobitnie biskup krakowski - Jan Konarski). Młoda para usiadła po przeciwnych stronach wielkiego łoża z baldachimem, a król był ponaglany do stosunku sprośnymi żartami zgromadzonych tam możnych. Gdy już miało dojść do aktu miłosnego, goście zostali wyproszeni z sali, wyniesiono krzesła i stoły z łakociami, a oboje małżonkowie zwarli się w miłosnej namiętności.
Jednak pierwsza noc poślubna miała wypaść fatalnie. Ponoć pojawiła się plotka, że Bona ma "zbyt luźną pochwę" - co miało sugerować iż nie jest dziewicą. Dziś już jednak wiadomo że informacje o tym zostały zmyślone wiele lat później, a w tamtym czasie nikt Bonie nie zarzucił braku cnotliwego życia czy niewierności małżeńskiej. W rzeczywistości król był bardzo zadowolony ze swojej młodej żony (on miał wówczas 51 lat, zaś ona lat 24) i następnego dnia polecił kanclerzowi wielkiemu koronnemu - Krzysztofowi Szydłowieckiemu ofiarować Bonie skrzynię pełną drogocennych prezentów (były w niej cztery ozdobne łańcuchy, trzy wisiory wysadzane złotem i drogimi kamieniami, a także materiały na suknie - złotogłów, jedwab, aksamit ze złotem i bez złota). Dwór nowej królowej został oficjalnie utworzony 9 maja 1518 r. Marszałkiem jej dworu został Mikołaj Wolski, choć Bona zapewne widziałaby w tej roli (szczególnie na początku, gdy jeszcze nie znała języka polskiego) jakiegoś Włocha ze swojego otoczenia, ale pod tym względem nie było wielkiej różnicy, gdyż łacina stanowiła wówczas drugi (a w piśmiennictwie nawet pierwszy) język polskich możnowładców oraz szlachty (nie tylko szlachty zresztą, bowiem dzięki sieci przyklasztornych szkół, łacinę poznawali również zwykli mieszczanie, a język ten był szalenie popularny w Rzeczpospolitej). Włosi początkowo myśleli, że jadą co prawda do bardzo wielkiego kraju, ale jednak na wpół dzikiego, niezaznajomionego z kulturą antyku i dziełami klasycznych twórców. Sądzili że staną się tutaj propagatorami "lepszej cywilizacji" Zachodniej Europy. Ale gdy ujrzeli Kraków (w tym Krakowianki, które szczególnie przypadły im do gustu), dwór królewski, na którym to łacina była językiem wręcz oficjalnym, gdy ujrzeli piękno wawelskiego Zamku (przebudowywanego w renesansowym duchu od 1502 r.), musieli uznać, że ich cel koryfeuszów "lepszej cywilizacji" nie może został wypełniony, gdyż ta cywilizacja już rozkwitała w kraju, do którego przybyli. Dlatego też kwestia narodowości marszałka dworu królowej miała drugorzędne znaczenie, a mogła być istotna tylko dla niej samej, ze względów sentymentalnych. Włosi niewiele się też różnili od Polaków i choć dziś pewne rzeczy są wypierane ze zbiorowej pamięci narodu, to jednak należy wiedzieć, że dwór królewski (a za nim dwory magnackie) był również wielce niemoralny. Rozwój druku wielce się temu przysłużył, gdyż spod drukarskich pras nie wychodziły jedynie Pisma Święte (w znacznie większej skali niż wcześniej, gdy przepisywano je ręcznie), czy przeróżne książki, ale przede wszystkim pamflety i sprośne historyjki dla gawiedzi, które obśmiewały władców, ukazując ich np. w alkowach. I wszyscy byli zadowoleni (może poza tymi, których obśmiewano) lud mogąc pofolgować swej erotycznej (i nie tylko) fantazji, a drukarnie mając czysty zarobek z tego typu publikacji. Tak też na przełomie XV i XVI wieku po raz pierwszy pojawiły się pierwsze brukowce.
Zresztą polscy (rozumiani w kategoriach kulturowych, a nie etnicznych) magnaci i szlachta, mieli się za potomków starożytnych Sarmatów i wielokrotnie odwoływali się do tradycji antycznego Rzymu, co też Włochom musiało się bardzo podobać. Podkreślano też zbieżność ustrojową republikańskiego Rzymu i Rzeczpospolitej Obojga Narodów, która oficjalnie będąc monarchią, realnie była republiką z wybieralnym na dożywotnie rządy królem, jako odpowiednikiem rzymskiego konsula i kontrolującym wszystko sejmem, złożonym z izby poselskiej i senatu (co się tyczy senatu, to właśnie w Rzeczpospolitej - poza Włochami - po raz pierwszy nazwano tak izbę wyższą parlamentu, gdyż nigdzie indziej, aż do końca XVIII wieku, nie używano takiej nazwy). Kwintesencją tego utożsamiania się z antykiem, Sarmatami oraz Rzymem (Litwini wprost twierdzili że są potomkami starożytnych Rzymian 😊), było wytworzenie się świadomości, że to naród jest suwerenem w państwie, naród, nie król czy jakikolwiek władca, ale właśnie naród. Narodem zaś określali się ci, którzy brali na siebie obowiązek obrony Ojczyzny (czyli szlachta) w pospolitym ruszeniu (to, że z czasem coraz mniej chętnie brano na siebie ten obowiązek, a jednocześnie zwiększano swą władzę w kraju kosztem pozostałych stanów: mieszczaństwa i chłopów, to już zupełnie inna historia). Do tego dochodziło jeszcze zmieszanie się w Rzeczpospolitej kultur Zachodu i Wschodu, tworząc swoistą mieszankę synergii związanej z Zachodem kultury katolicko-protestancko-polskiej i będącej częścią tradycji Wschodu, kultury rusko-prawosławnej. To się przejawiało w wielu elementach codziennego życia, jak choćby w modzie polskiej, która przejmowała tradycje strojów węgierskich, ruskich a także tatarskich i tureckich i z tej mieszanki powstał narodowy szlachecki strój polski - kontusz, będący szatą wierzchnią, przypominającą nieco suknię, a także żupan - będący tradycyjną męską szatą wierzchnią. Tak więc w dawnej Polsce łączyły się ze sobą zarówno eliksiry Zachodu, jak i esencje Wschodu tworząc zupełnie nową jakość.
Tak więc marszałkiem dworu królowej Bony został Mikołaj Wolski, jednak jej kanclerzem został już Włoch - Ludwik Alifio, zaś na czele osobistego fraucymeru monarchini stanęły dwie Włoszki: Beatrycze Zurla i Ifigenia (otrzymywały one pensję w wysokości 100 florenów rocznie, która przewyższała nawet uposażenie męskich członków dworu królowej, łącznie z samym Wolskim na czele). Prócz nich, do jej osobistego otoczenia należały też: Lukrecja d'Alifio, Beatrycze Roselli, Porcja Arcamone, Faustyna Opizzioni, Laura Effrem, Izabela Dognano, Laodomia Caracciolo, Urszula Maciejowska, Anna Zarembianka, Katarzyna Morska i Elżbieta Pękosławska (potem doszły jeszcze Petronela Kościelecka, Magdalena Bonerówna i Zuzanna Myszkowska). Łącznie jej osobisty dwór liczył początkowo kilkadziesiąt osób, ale dość szybko (już w połowie lat 20-tych XVI wieku) przekroczył sto osób. Swym podskarbim królowa również mianowała Włocha - Antoniego Carmignano, osobistym medykiem - Jana Valentino, poza tym w skład jej dworu wchodzili pokojowcy, kucharze, aptekarze, krawcy, złotnicy, znawcy ziół i fryzjerzy. Królowa dbała o moralne prowadzenie się członków swego dworu a szczególnie zaś dam, które za najmniejsze przewinienie były natychmiast karane (ale za to za przysługi wykonywane z polecenia królowej, znacznie lepiej wynagradzane niż reszta jej męskiego otoczenia). Królowa dbała o każdą ze swoich dwórek i wszystkie odpowiednio uposażyła oraz wydała za mąż. Ale każdą próbę niesubordynacji traktowała jak osobisty policzek i nigdy nie wybaczała (o czym przekonała się Beatrycze Roselli, której mąż roztrwonił jej majątek, a ta następnie opuściła Polskę i wyjechała do Włoch, gdzie jednak też niczego nie osiągnęła, zaś królowa skonfiskowała jej majątek pozostawiony w Polsce, a gdy Roselli utraciła także kamienicę w Bari i nie miała gdzie się podziać, słała do Bony list za listem w których błagała ją o przebaczenie. Ta jednak nigdy jej nie odpowiedziała i nie pomogła, uważając że dwórka poniżyła jej królewski majestat, wyjeżdżając do Włoch bez uzyskania jej zgody).
Królowa Bona rzadko podczas dnia widywała się ze swoim mężem (ich komnaty były umieszczone po przeciwnych stronach zamkowego dziedzińca). Osobno brali udział w porannej mszy, osobno spożywali posiłki i osobno mieli ułożone zajęcia i rozrywki w ciągu dnia. Spotykali się dopiero po zmroku we wspólnej sypialni. Tam właśnie królowa Bona sześciokrotnie zachodziła w ciążę, z czego narodziły się cztery córki i dwóch synów (ostatniego - Olbrachta Jagiellończyka królowa poroniła 27 września 1527 r. podczas feralnego polowania w Niepołomicach, gdy Bonę zaatakował rozjuszony, ranny niedźwiedź). Pierwszy i realnie jedyny syn - Zygmunt August, urodził się jako drugie dziecko, dnia 1 sierpnia 1520 r. Jako pierwszą zaś królowa Bona urodziła dziewczynkę (18 stycznia 1519 r.), której nadano imię Izabela (po matce Bony - Izabeli Aragońskiej). Nim do tego doszło, królowa planowała zorganizowanie wielkich uroczystości i szykowano też zaproszenia na chrzciny "następcy tronu", które zamierzano wysłać do wszystkich wielkich europejskich władców (Bona miała stwierdzić, że na chrzest jej syna powinien przybyć osobiście nawet Henryk VIII). Niestety, narodziła się dziewczynka - Izabela, a dodatkowo król też był nieobecny w mieście, gdyż toczyła się właśnie wojna na Północy z Zakonem Krzyżackim o Prusy i Warmię, dlatego też wszystko pospiesznie odwołano (żaden szanujący się władca nie przyjechałby do miasta, w którym nie było monarchy, wysłaliby raczej swych posłów i reprezentantów, a tego Bona chciała uniknąć). Bona Sforza była niezwykle inteligentną, pewną siebie i ambitną kobietą, która wielokrotnie wywierała wpływ na rządy i z biegiem lat skutecznie sterowała starzejącym się małżonkiem, uzyskując coraz większy wpływ na sprawy wagi państwowej, a także tworząc swoje własne stronnictwo polityczne. Starała się ugruntować przyszłość dynastii Jagiellonów (dlatego też zawsze pragnęła urodzić syna, a córki traktowała dosyć oschle, zaś Zygmunt August był jej oczkiem w głowie), rozwiązać kłopoty ze skarbem królewskim, poprzez egzekucję dóbr w zastawionych we wcześniejszych latach królewszczyznach (to znaczy osobistych majątkach króla, oddanych w zarząd, ze względu na niemożność spłacenia królewskich długów). W polityce zagranicznej dążyła do osłabienia pozycji Habsburgów i Hohenzollernów, była zwolenniczką większej obecności Polski w basenie naddunajskim i sojuszu z Turkami przeciwko Austriakom, Niemcom oraz Hiszpanom (co ciekawe, królowa Bona i sułtanka Hurrem wzajemnie do siebie pisywały, a pod ich wpływem pisywali do siebie również król Zygmunt I Jagiellończyk i sułtan Sulejman Wspaniały, deklarując dozgonną przyjaźń i wzajemny pokój. Oficjalny traktat został zaś podpisany w grudniu 1532 r. i wszedł w życie na początku 1533 r.). Bona dążyła też do zwarcia sojuszu polsko-francuskiego.
Na obszarze całego kraju (Korony i Litwy) zakładała liczne miasta i wsie, przeprowadziła reformę ceł na Litwie, zasiedlała pograniczne tereny z Prusami, starając się maksymalnie uprzykrzyć życie księciu Albrechtowi Hohenzollernowi - wcześniejszemu wielkiemu mistrzowi Zakonu Krzyżackiego. To za jej sprawą nigdy ten Brandenburczyk nie wszedł do polskiego senatu (choć układ z 8 kwietnia 1525 r. gwarantował mu takie miejsce, w zamian za złożenie hołdu lennego i sekularyzację Prus Zakonnych, a Albrecht do końca życia - 1568 - starał się o to miejsce i nigdy go nie uzyskał). To jej upór doprowadził też do wybrania (4 grudnia 1522 r.) na Litwie następcą po śmierci Zygmunta I, jego syna - Zygmunta Augusta, zaś 18 października 1529 r. doprowadziła do ogłoszenia Augusta współpanującym księciem jeszcze za życia ojca. Tego też roku (18 grudnia) Zygmunt August został wybrany na króla Polski i uroczyście koronowany na Wawelu - 20 lutego 1530 r. Wszystko to nastąpiło dzięki uporowi i determinacji jego matki, Bony Sforzy, która to syna nadzwyczaj kochała i była zdeterminowana uczynić dla niego wszystko co najlepsze. Podobnie czyniła jej matka - Izabela Aragońska i reszta rodziny italskich Sforzów, gdzie też się przeniesiemy już w kolejnej części.
CDN.
Habsburgowie byli mistrzami w oczernianiu przedstawicieli dynastii, z którymi mieli na pieńku. Najgłupsze i najgorsze plotki - jeśli chodzi o polskie władczynie - były przez nich rozsiewane przeciwko Bonie a wcześniej przeciwko Jadwidze Andegaweńskiej.
OdpowiedzUsuńhttps://ciekawostkihistoryczne.pl/2017/11/05/mezczyzni-zgotowali-jej-pieklo-dzisiaj-nikt-juz-nie-pamieta-ze-krolowa-jadwiga-byla-za-zycia-wyzywana-od-prostytutek-nierzadnic-cudzoloznic/
https://ciekawostkihistoryczne.pl/2015/02/26/wszyscy-kochankowie-bony-sforzy/
Pozdrawiam cieplutko, Justyna