Łączna liczba wyświetleń

piątek, 16 lipca 2021

MITTELEUROPA - Cz. I

CZYLI JAK TO NIEMCY PRÓBOWAŁY

PODPORZĄDKOWAĆ SOBIE 

EUROPĘ ŚRODKOWĄ






WSTĘP

  
 Żyjemy dziś w ciekawych czasach, w których fakty przeplatają się z półprawdami, a te znów ze zwykłymi kłamstwami i konfabulacjami. Człowiek współczesności narażony jest na te same niebezpieczeństwa, na które narażeni byli również jego przodkowie (w mniejszej lub większej części), z tym, że współczesny postęp technologiczny wcale nie oznacza zwiększenia zasobów ludzkiej wolności, demokracji, praw człowieka i oczywiście prawdy, która jest jednym z fundamentów zdrowego społeczeństwa. Piszę o tym, ponieważ wydawało mi się, że niewiele rzeczy realnie będzie w stanie mnie zaskoczyć, a jednak ze zdziwieniem wciąż na nowo odkrywam, że istnieją nieprzebrane pokłady takich właśnie możliwości. Mam tu na myśli ostatni pomysł tej nowej, komicznej (wystarczy zobaczyć jakie tam są indywidua) amerykańskiej administracji dziadka Bideta Bidena, a raczej należałoby stwierdzić: trzeciej kadencji Baracka Obamy. Otóż ludzie ci wymyślili sobie, że idea Trójmorza (Międzymorze i Trójmorze to nieco inne twory, aczkolwiek zbliżone do siebie pod względem politycznym i gospodarczym), promowana szczególnie przez Trumpa - to oczywiście "bardzo dobra koncepcja", ale nie doskonała. Więc, aby ją udoskonalić, wymyślili sobie, że należałoby połączyć ją z... Niemcami i w Berlinie ulokować centrum organizacyjne Trójmorza. Czytając o tym, targały mną dwie sprzeczności, a mianowicie złość i radość. Złość to może określenie nieco nad wyraz, ale mając w pamięci ów "reset z Rosją" roku 2009, który ekipa Obamy ogłosiła właśnie 17 września, trudno mi było pohamować jakiekolwiek neutralne myśli na temat całego tego marksistowskiego (partia demokratyczna - a przynajmniej cała jej wierchuszka - jest już całkowicie przejęta przez zwolenników marksizmu antykulturowego) tałatajstwa. Drugą reakcją był pusty śmiech, gdyż trudno mi nawet spróbować pogodzić w sobie owe sprzeczności. Trójmorze (czy w ogóle Międzymorze) tworzone było w opozycji a nawet w konkurencji (choć niekoniecznie w jawnej wrogości) do Niemiec i obecnej polityki Berlina, nastawionej na całkowitą dominację (szczególnie w Europie Środkowo-Wschodniej). Jakiekolwiek "wejście" Berlina do Trójmorza, skończy się realną likwidacją tej idei politycznej, mającej na celu odrodzenie "esencji" dawnej Rzeczpospolitej i państw, które do XVIII wieku istniały na tych terenach. A próby odrodzenia dawnej polityczno-kulturowej jedności państw leżących na styku Bałtyk-Adriatyk-Morze Czarne, były już podejmowane po 1989 r. kilkukrotnie. Koncepcja Qwadragonale z 1989 r. czy potem Hexagonale z 1991 r. zostały skutecznie rozbite przez Niemców i realnie przestały funkcjonować. Niemcy też doprowadzili do rozpadu Jugosławii w 1992 r., czego efektem była potem wojna w tym kraju.

Ostatnio czytałem, że Fundacja Adenauera jest bardzo aktywna w Mołdawii, szczególnie teraz, po tamtejszych wyborach, które miały miejsce 11 lipca 2021 r. i które wygrała centroprawicowa i przeciwna Moskwie (mając świadomość jak długo Rosja okupowała ten mały europejski kraj, w którym żyje spora rosyjska mniejszość, polityka wymierzona w rosyjskie interesy nie należy tam do oczywistości) partia "Akcja i Solidarność". I rzeczywiście, należałoby się zapytać: co Adenauer ma do Mołdawii? Jednocześnie natychmiast powinno się postawić inne pytanie (również zadane w tekście na ten temat), a gdzie w tym wszystkim jest Fundacja Piłsudskiego? Gdzie obecni są Polacy w regionach, które są nam kulturowo i historycznie bliskie? Tak postawione pytanie oczywiście pozostaje bez odpowiedzi, bowiem wciąż jeszcze w naszym kraju dominuje mentalność kolonialna, niewolnicza, służalcza i takie przekonanie że jednak Zachód, a już szczególnie Niemcy, to coś lepszego. I trudno się temu dziwić, bowiem w ciągu ostatnich 300 lat, realnie niepodlegli i suwerenni byliśmy przez jakieś... 27 lat (mam tu na myśli głównie okres lat 1918-1939, pewien niewielki, aczkolwiek dostrzegalny w "ośrodkach kontrolujących" wyłom z lat 2005-2007 i dość krótki czas lat 2015-2020 do czasu wybuchu pandemii Covid-19). Jest to zbyt mało, aby wyrobić w świadomości obywatelskiej myślenie kategoriami suwerennego narodu. Za dużo było okupacji, zniewolenia, a potem jeszcze tej pożal się Boże "transformacji ustrojowej" po 1989 r., aby rzeczywiście móc żyć i pracować w niepodległej i niezależnej od nikogo z zewnątrz Ojczyźnie. Od ponad 300 lat, ktoś obcy zawsze próbuje nam układać życie, mówić jak mamy myśleć, w co mamy wierzyć i dokąd podążać aby było prawdziwie "po europejsku", a My, abyśmy zasłużyli na miano "Europejczyków". I w takiej chwili zawsze przypomina mi się dawny wiersz Tadeusza Drozdy, pochodzący jeszcze z czasów komuny (lata 80-te), który brzmi tak: "Proszę Cię, nie ucz mnie, kolego, miłości do kawałka ziemi, który istnieje gdzieś daleko i oby nazwy swej nie zmienił. Z przypiętym znaczkiem i nalepką, z wyjętym z bagażnika hasłem - wiesz, gdzie jest fajnie, a gdzie kiepsko, dla ciebie wszystko proste, jasne. Tu, gdzie okrzyki twoje chroni policjant, ustrój i rodacy, każesz mi łzy nad krajem ronić i wtedy wszystko będzie cacy. Pogadać trochę, siąść za barem - co pijesz brachu, gadaj plotki. Pod stołem leży gdzieś transparent, znaczek, nalepka i ulotki. Proszę Cię, nie ucz mnie, kolego, miłości do kawałka ziemi, który istnieje gdzieś daleko i oby nazwy swej nie zmienił". Lub też inny, tego samego autora: "Od tysiącleci wciąż nam wieje, przez kraj się burze przelewały, ciągle nam ktoś ulepszał dzieje, a my dla innych w pełni chwały...".

Mimo to jednak myślenie niewolnicze można przełamać, ale potrzeba na to czasu i konsekwencji w działaniu. A i tak dużo już zostało zmienione. Na przykład w sporej części świadomości młodego pokolenia zakiełkowała pamięć o Żołnierzach Niezłomnych, brutalnie mordowanych przez komunistów za wierność swej przysiędze wojskowej (sprzed 1939 r.) i własnemu dążeniu do wolności. Przecież owych Niezłomnych nie odkryli ani politycy, ani nawet nauczyciele. Uczynili to sami młodzi ludzie, którzy realnie utożsamili się z tamtymi żołnierzami i dzięki temu ta zapomniana (zakopana w zbiorowych mogiłach, połamana i zniszczona) pamięć o tamtej, jakże nierównej i skazanej na klęskę walce - przetrwała! Mimo to, wciąż, tyle lat po ich śmierci, pewne grupy wylewają na nich potoki pomyj, starając się sprowadzić tych "Dzieci Wolności" do swojego marnego poziomu, a często również do poziomu tych, którzy byli największymi kanaliami i przyjechali tutaj na sowieckich tankach, budować "Polskę Ludową" (niejednokrotnie byli to tych właśnie opluwaczy genetyczni przodkowie).




Przykładem niech będzie chociażby kwestia Jedwabnego, czyli miejscowości, gdzie lokalni Żydzi zostali zamordowani. Wszelkiej maści "autorytety (m)oralne" wypowiadają się wciąż z pełnym przekonaniem, że zbrodni tej dokonali Polacy, lokalni mieszkańcy Jedwabnego, a wszystko to za sprawą książki Jana Tomasza Grossa z 2000 r. pt. "Sąsiedzi". Pamiętam, jak kilka miesięcy temu, wdałem się na jednym z anglojęzycznych forów historycznych w dyskusję na temat Jedwabnego i muszę przyznać że byłem pod wielkim wrażeniem tego, co dotychczasowa propaganda historyczna (bo inaczej tego nazwać nie można) zrobiła z umysłami ludzi w USA, Wielkiej Brytanii czy nawet Portugalii (jednym z moich głównych adwersarzy, był właśnie gość z tego kraju). Przytaczali mi pewne dokumenty wykładowców uniwersyteckich, którzy jasno perorowali że zbrodni tej z pewnością musieli dokonać Polacy. A skąd oni to wiedzieli? Byli tam na miejscu? Dokonywali ekshumacji ofiar? Czy może powielali tępą i agresywną, aczkolwiek modną propagandę na ten temat, która jest czymś oczywistym na amerykańskich i nie tylko amerykańskich uczelniach (jakiś czas temu była również głośna historia Jakuba Vaugona, pochodzącego z polsko-francuskiej rodziny, zamieszkałej w Paryżu. Otóż w 2017 r. na lekcji historii, nauczycielka - kierując się podstawą programową obowiązującego podręcznika do nauki historii i geografii - stwierdziła otwarcie, iż w niemieckim obozie koncentracyjnym w Treblince, to właśnie Polacy mordowali Żydów. Gdy Jakub zaprotestował przeciwko temu jawnemu kłamstwu, ponoć został wyśmiany, a nauczycielka mu nie uwierzyła. Gdy zaś jego rodzice zwrócili się do dyrektora, również nie znaleźli zrozumienia, a nauczycielka stwierdziła że Jakub sprawia jej ciągłe kłopoty i kazała mu się "douczyć" historii. Rodzice Jakuba zwrócili się więc do dyrekcji Muzeum Walki i Męczeństwa w Treblince, prosząc o odpowiedź na pytanie czy Polacy również "uczestniczyli w Holokauście" w tym obozie i otrzymali odpowiedź przeczącą. Gdy więc uzbrojeni w takie oświadczenie Muzeum w Treblince, skierowali apel do wydawcy podręcznika, z prośbą o wykreślenie kłamliwego stwierdzenia że "Polacy brali udział w mordowaniu Żydów w obozie w Treblince", wydawca ów przesłał list z przeprosinami i zadeklarował że w kolejnych wydaniach podręcznika "błąd" ten zostanie naprawiony - i tak też się stało, ale... niewiele to zmieniło w szkole, do której uczęszczał Jakub Vaugon. Tam bowiem sam dyrektor owej placówki powiadomił rodziców, że osobiście znajdzie potwierdzenie, iż Polacy "uczestniczyli w Holokauście". Na drugi dzień Jakub został wezwany przez nauczycielkę historii, która powiadomiła go że sprawia jej same kłopoty i że przez niego dyrektor nie spał całą noc, szukając dowodów na to, że to właśnie Jakub jest w błędzie. 😅  Nie znalazł i sprawa została wyciszona. Tabula rasa - nic nie było. Nie było bezpodstawnych oskarżeń o antysemityzm, o to że "Polacy mordowali Żydów w Treblince", o to, że koledzy nazywali Jakuba "potomkiem morderców". Nic nie było, było tylko tradycyjne już francuskie tchórzostwo i po udowodnieniu im błędów, podkulenie ogona i zapomnienie o całej sprawie). I tak właśnie jest teraz ze sprawą Jedwabnego - nikogo nie obchodzi, że na miejscu znaleziono łuski z niemieckiej broni, że w tej wsi było obecne niemieckie Einsatzkommando pod dowództwem obersturmfuhrera SS Hermanna Schapera, które to dokonało kilka dni wcześniej innych pogromów ludności żydowskiej w Wiźnie, Wąsoczu, Łomży, Radziłowie, w Tykocinie, Rutkach, w Borkach i w Zambrowie. Tylko akurat do Jedwabnego oddział Schapera wpadł na piknik, aby piec kiełbaski przy ognisku i jodłować w typowo bawarskim stylu 😨. Tańczyli i śpiewali po męczącej pracy, a pote poszli spać (tak jak w tym fragmencie z "Czasu Honoru", gdy jeden Niemiec pyta drugiego: "Co się z tobą dzieje?", "Nic, mam akurat przerwę w paleniu mieszkańców dzielnicy i postanowiłem się napić").       

 


 Nikomu nie zależy na prawdzie, gdyż dla nich już jest wszystko jasne - to Polacy musieli zabić owych Żydów w Jedwabnem, a grupa Schapera co najwyżej grała im marsz weselny i zapraszała na grilla. Wiadomo, Niemcy to kulturalny naród - Beethoven, Schiller, Mozart - więc nigdy, ale to nigdy nie mogliby uczestniczyć w jakichkolwiek zbrodniach - prawda? A więc skoro to nie  Niemcy, to kto dokonał tych wszystkich zbrodni? Zapewne owi "naziści" o bliżej nieustalonej jeszcze narodowości, ale wszystkie poszlaki na ziemi i niebie świadczą że jednak nazistami musieli być... Polacy. Gross i inni "wybitni specjaliści" w tematyce Holokaustu już dawno to opisali, więc nie ma żadnych wątpliwości, że to byli właśnie Polacy. A biedni, niewinni niczemu Niemcy, napadnięci i zniewoleni przez nikczemnego Hitlera i jego bandę nazistów (nie wiadomo jeszcze jakiej narodowości), musieli czekać wyzwolenia z hitlerowskich pęt i dobrze że pojawił się taki Stauffenberg (bohatersko grany przez Toma Cruise'a) który postanowił wyzwolić Niemcy z niewoli i przeprowadził zamach na Hitlera. Przyznam się szczerze, że zawsze gdy oglądam ten film (pt.: "Valkiria" z 2008 r.) mam takie uczucie, jakby próbowano ze mnie w jakiś sposób zakpić i ubliżyć mojej inteligencji. Dlaczego? Ponieważ ten "cudowny" antynazista, ten krystaliczny bojownik o "Wolne Niemcy" - pułkownik Claus von Stauffenberg był... wielkim zwolennikiem Hitlera, jego polityki i eksterminacji narodów podbitych. Pisał przecież sążniste listy do swej żony z okupowanej Polski, w których stwierdzał np.: "Miejscowa ludność to niewiarygodny motłoch, bardzo dużo Żydów i mieszańców. Naród, który aby się dobrze czuć, najwyraźniej potrzebuje batoga. Tysiące jeńców przyczynią się na pewno do rozwoju naszego rolnictwa. Niemcy mogą wyciągnąć z tego korzyści, bo oni są pilni, pracowici i niewymagający (...) Najważniejsze jest to, abyśmy w Polsce właśnie teraz zaczęli planową kolonizację", albo też: "Co najbardziej rzuca się w tym kraju w oczy, to zaniedbanie. Nie tylko bezgraniczna bieda i nieporządek, lecz wrażenie, że wszystko, co wcześniej widziało lepsze czasy, dziś podupadło".




 Stauffenberg był również wielkim zwolennikiem utrzymania niemieckiej obecności w Europie Środkowo-Wschodniej, a sprzeciwił się Hitlerowi tylko dlatego, że ten... zaczął przegrywać wojnę. Póki Hitler wyrywał, Stauffenberg deklarował się jako najwierniejszy z nazistów, ale jak zaczął przegrywać to "aby ocalić Niemcy" podjął się wyeliminowania szaleńca. 




Dla mnie ta postać jest totalnie skompromitowana i niegodna żadnego upamiętnienia, ale Niemcy chcą wierzyć że rzeczywiście istniał w czasie wojny jakiś antynazistowski ruch, do którego mogliby się odwołać. A jedyny prawdziwy, antynazistowski ruch w Niemczech w czasie II Wojny Światowej stworzyli... Polacy (o czym pisałem w kilku poprzednich tematach o akcji "N" wyrosłej częściowo ze stworzonego przez Piłsudskiego w 1934 r. "Laboratorium", chociażby tutaj). Wracając zaś do sprawy Jedwabnego, należy stwierdzić że dzisiejsi Żydzi są niezwykle zadufani w sobie, wyjątkowo napastliwi i nieprzyjmujący żadnych merytorycznych argumentów. Dla nich też sprawa jest już jasna, że to Polacy zamordowali Żydów w Jedwabnem i że musimy to "przyjąć i zaakceptować". Pytanie tylko brzmi - co mamy zaakceptować? Kłamstwo, konfabulację, a może wstrzymanie (zdaje się w 2003 r.) ekshumacji? A mimo to zrzucenie całej odpowiedzialności za ową zbrodnię na Polaków i to mimo faktu iż byli tam obecni Niemcy z grupy Schapera. To wszystko prowadzi do jasnej dedukcji, że skoro obecnie Polska zbyt dobrze się rozwija i bogaci (choć politycy uparcie dążą do tego, aby to zmienić), że nie ma w niej tylu "obcych etnicznie i narodowościowo" elementów, mogących posłużyć do destabilizacji w kraju (np. niedawny list 20 francuskich generałów do rządu i społeczeństwa ostrzegający przed nieuchronną wojną domową w przyszłości), a poza tym leży w dogodnym miejscu Europy (nasze położenie - jak już kiedyś stwierdziłem - może być zarówno przekleństwem jak i błogosławieństwem. Tym pierwszym była przez ostatnie 300 lat, teraz nadchodzi czas tego drugiego i zarówno Żydzi, jak i inni "nasi przyjaciele" dobrze o tym wiedzą), więc należy ją okraść i podporządkować. A poza tym Polska ma zbyt piękną kartę dziejową z czasów II Wojny Światowej (to przecież My, jako pierwsi sprzeciwiliśmy się obu totalitaryzmom - niemieckiemu nazizmowi i rosyjskiemu bolszewizmowi i jako pierwsi rozpoczęliśmy konsekwentną walkę z Hitlerem. Broniliśmy angielskiego nieba przed Niemcami, walczyliśmy na morzach i oceanach, zdobyliśmy Monte Cassino a poza tym - jako pierwsi - byliśmy mordowani, przesiedlani, rabowani, odbierano nam dzieci, to dla nas zbudowano najstraszniejszy z obozów zagłady - Auschwitz - Żydzi trafiali tam dopiero od 1942 r.) - i to wszystko bardzo się nie podoba, bowiem inne narody skutecznie zdołały się skompromitować, np. tacy Francuzi sami wsadzali swoich Żydów do pociągów i odstawiali ich Niemcom, pomimo tego, że ci wcale o nich nie prosili. Amerykanie także mieli swoje grzeszki, podobnie jak Anglicy. I nie było drugiego takiego narodu, który byłby jednocześnie narodem bohaterów i ofiar, a również nie zhańbił się kolaboracją czy zbrodniami. Dlatego też wymyślane są cuda na kiju, aby jednak tę Polskę nieco ubrudzić w gównie, aby sprowadzić Ją do roli sprawcy nie swoich win. 
 
 

 
Podczas ostatnich obchodów w Jedwabnem (10-11 lipca 2021 r.) wyraźnie było widać, że Żydzi wcale nie pragną porozumienia, nie pragną zgody, oni chcą dalszej eskalacji tego konfliktu, licząc zapewne na to, że dzięki temu będzie można z Polski wycisnąć jakieś pieniądze dla organizacji zajmujących się Holokaustem (i wyznających cały ten holokaustianizm, który dziś jest już religią założycielską nowego Izraela). A przecież w Polsce również istnieli ludzie źli, niegodni, haniebni - zwani powszechnie "szmalcownikami". Problem polega na tym, że tego typu ludzkie gnidy zawsze się znajdą w każdym społeczeństwie, lecz Polska jako państwo - nigdy nie prowadziła jakiejkolwiek rasistowskiej czy antysemickiej planowej polityki, a wręcz przeciwnie. Tam gdzie masowo i w sposób instytucjonalny zabijano Żydów, u nas tych Żydów masowo i instytucjonalnie chroniono. To właśnie Polacy stworzyli "Żegotę" - największą (i bodajże chyba jedyną) organizację, zajmującą się udzielaniem zorganizowanej pomocy ludności żydowskiej. A Przecież w Polsce za ukrywanie Żydów groziła NATYCHMIASTOWA kara śmierci, i to nie tylko dla tego, który tych Żydów ukrywał, ale i dla całej jego rodziny (w tym dzieci) oraz niejednokrotnie dla sąsiadów, a nawet całej wsi. Dlatego też najlepszym co można jeszcze zrobić, to powtórzyć apel polskich biskupów z 1965 r. skierowany do biskupów niemieckich i zatytułowany: "Wybaczamy i prosimy o wybaczenie". I nawet jeśli dysproporcja niemieckich zbrodni jest nieporównywalna z niczym (nawet ze zbrodniami sowieckimi), to jednak każde niesprawiedliwie stracone życie zasługuje na przeprosiny i na pamięć. Niemcy zresztą też mają tam swoje pretensje, dotyczące wpędzeń i powojennych prześladowań - ale trzeba powiedzieć jasno i otwarcie: to wyście sami zgotowali sobie ten los, nikt was nie napadł, nikt was nie okupował, to wy napadliście na inne kraje, zniszczyliście je i ograbiliście. Tak, Hitler był waszym dobroczyńcą i starsze pokolenie Niemców dobrze o tym wie. To dzięki niemu bowiem (i amerykańskiej pomocy finansowej) udało się ponownie odbudować siłę niemieckiej gospodarki po wojnie. Realnie można więc powiedzieć, że Niemcy są narodem złodziei i morderców, ale jeśli dochodziło do powojennej zemsty na ludności niemieckiej (np. w obozie w Łambinowicach o czym pisałem - tutaj. Należy jednak pamiętać że to był obóz komunistyczny i więziono tam również Polaków, którzy byli uznani za wrogów "władzy ludowej") należy to nazwać i przeprosić. Podobnie w kwestii Żydów - jeśli istnieli szmalcownicy i istnieli ci Żydzi, którzy mordowali Polaków i wydawali ich w ręce Sowietów, którzy budowali łuki triumfalne dla wkraczającej po 17 września 1939 r. do Polski Armii Czerwonej, którzy liczyli na "dogadanie" się z Niemcami i stworzenie po wrześniu 1939 r. jakiegoś tworu państwowego, w którym Niemcy i Żydzi byliby narodem panów, a cała reszta (czyli właśnie Polacy) narodem niewolników (z tym że Niemcy nie chcieli z Żydami nawet gadać, ku ich ogromnej rozpaczy). I kto w takiej sytuacji jest bardziej winny? Ale ok. powiedzmy sobie wzajemnie "przepraszam" i podajmy ręce. Żyjmy ze sobą w zgodzie, jak bracia, bowim to właśnie nasze narody zostały w czasie II Wojny przeznaczone do fizycznej eksterminacji. Pytanie tylko brzmi, czy Żydzi tego chcą. Z tego, co się działo w Jedwabnem, jasno wynika że niestety chyba jednak nie!



 

A tak w ogóle to zapraszam na nową serię, omawiającą niemieckie praktyki dominacji w Europie Środkowo-Wschodniej począwszy od XIX wieku, a skończywszy na czasach nam współczesnych, czego właśnie dotyczył będzie ten temat.  



CDN.
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz