Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 19 lipca 2021

KSIĄŻĘ - Cz. I

 CZYLI RZECZ O FRYDERYKU AUGUŚCIE I





 
 Był on wnukiem elektora saskiego Fryderyka Augusta II, panującego w latach 1733-1763 na polskim tronie jako August III Sas, oraz prawnukiem Fryderyka Augusta I, również panującego w Rzeczpospolitej w latach 1697-1706 oraz 1709-1733 jako August II Mocny. Fryderyk Chrystian z dynastii saskich Wettynów - bo o nim to mowa - urodził się 23 grudnia 1750 r. jako syn następcy saksońskiego stolca - Fryderyka Chrystiana Leopolda i Marii Antonii Walpurgis, księżniczki bawarskiej. Dwaj jego koronowani przodkowie nie cieszyli się w Polsce zbyt dobrą pamięcią (August II słynął głównie ze swoich licznych kochanek, do których zaliczały się Zofia Eleonora Kessel, Aurora von Königsmarck, Anna Alojza d'Esterle czy Anna Konstancja Hoym. hrabina Cosel. Poza tym król August II miewał kochanki praktycznie w każdym miejscu, do którego się udawał, a do ich grona należała również piękna Turczynka o imieniu Fatma, oraz hiszpańska margrabianka de Maznera. Oficjalna żona władcy - Krystyna Eberhardyna musiała pogodzić się z losem zdradzanej żony, a z niektórymi "przyjaciółkami" męża nawet sama się zaprzyjaźniła - szczególnie Aurora von Königsmarck dbała, by August, mający z nią romans, jednocześnie nie zaniedbywał swej żony. Podobno na łożu śmierci obawiał się on, czy Bóg wybaczy mu te wszystkie romanse i czy przyjmie go do Nieba. August II znany był też ze swojej olbrzymiej siły i dlatego otrzymał przydomek "Mocny". Potrafił np. w ręku łamać podkowy, wyginać stal oraz samemu przesuwać ciężkie działa, których nie mogło ruszyć nawet kilku żołnierzy. Poza tym był przystojny, obyty w świecie, odważny, był koneserem sztuki. Lubił co prawda się popisywać, ale jednocześnie błyszczał galanterią i dobrymi manierami - swej żonie, którą nieustannie zdradzał, nigdy w niczym nie uchybił, nigdy jej nie obraził i zawsze spełniał jej kaprysy, a nie było to w rodzie Wettynów naturalne podejście do kobiet - tym bardziej że brat Augusta Jan Jerzy IV, swą małżonkę Eleonorę poniżał nieustannie. Jednak w historii Polski August II niczym wielkim się nie zasłużył, a wręcz przeciwnie, od jego to panowania rozpoczęła się epoka stopniowego upadku Rzeczypospolitej Obojga Narodów i choć król ten miał kilka ciekawych pomysłów politycznych, to jednak żadnych nie udało mu się zrealizować i ostatecznie pod koniec życia zamyślał nawet o rozbiorze Polski pomiędzy Prusy i Rosję. Poza tym to właśnie August II wciągnął Polskę w zupełnie niepotrzebny konflikt, zwany Wojną Północną, pomiędzy Rosją a Szwecją, która to w przeważającej części toczyła się na ziemiach polsko-litewskich, doprowadzając kraj do ogromnych zniszczeń, a ostatecznie nie przyniosła żadnych korzyści i uzależniła kraj najpierw od Szwecji, a potem od Rosji. Natomiast jego syn - August III był już totalnym nieporozumieniem. Co prawda miał wielkie plany, mające na celu zwiększenie liczby wojska i opanowanie Mołdawii oraz ponowne wprowadzenie Rzeczpospolitej do grona europejskich mocarstw, ale ostatecznie niczego nie osiągnął przez zbyt duży sprzeciw szlachty i magnaterii, nie chcącej zwiększenia liczby żołnierzy, widząc w tym instrument do walki króla z narodem i odebrania obywatelom ich wolności. To właśnie za Augusta III, w ciągu trzydziestu lat jego panowania, nie doszedł do skutku prawie żaden sejm. Wszystkie zostały zerwane przez posłów przed zakończeniem obrad, prócz jednego, co też dowodzi iż Rzeczpospolita zmieniała się wówczas powoli w karykaturę państwa).






Mimo to, Fryderyk August od maleńkości był przygotowywany do objęcia polskiego tronu i stąd uczono go również języka polskiego. Konstytucja 3 Maja 1791 r. dawała mu następstwo po Stanisławie Auguście Poniatowskim (panującym w latach 1764-1795), jednak wcześniej doszło do trzech rozbiorów Polski (1772, 1793 i 1795) czego efektem było całkowite wymazanie kraju z mapy świata i podział ziem polskich pomiędzy trzech zaborców: Rosję, Prusy i Austrię. Fryderyk August nie miał łatwego dzieciństwa. Matka - Maria Antonia - zaniedbywała go i nie dbała za bardzo o jego przyszłość, jednak wielkoksiążęcy stolec objął już w wieku lat 13, po śmierci swego ojca - Fryderyka Krystiana I w grudniu 1763 r. Nie odznaczał się on niczym szczególnym i na pewno nie był królem-żołnierzem, ani też królem-wodzem, a po prostu miłym facetem, który pragnął spokojnie przeżyć swoje życie. Gdy w 1806 r. wybuchł konflikt prusko-francuski, książę-elektor stanął po stronie Prus. Lecz po dwóch symultanicznie zadanych przez Napoleona ciosach (pod Jeną i Auerstedt), pruska armia przestała istnieć i gdyby nie pomoc rosyjskiego sojusznika, Prusy i pruski król nie przetrwałyby. Po pokoju zawartym w Tylży (7 i 9 lipca 1807 r.), Napoleon mimo wszystko wyciągnął do Fryderyka Augusta swą dłoń i zaproponował mu objęcie władzy w powstałym właśnie (na mocy pokoju w Tylży) Księstwie Warszawskim, któremu to 22 lipca 1807 r. w Dreźnie nadał konstytucję. Wielu Polaków było niezadowolonych z faktu, iż powstało tylko kadłubowe Księstwo, zamiast odrodzonej Korony Polskiej, ale w Tylży nie udało się ugrać nic więcej. Zresztą Napoleon powiedział to do polskiej delegacji, która przybyła do Drezna i odebrała z Jego rąk konstytucję Księstwa Warszawskiego: "Wiem, że Polacy są niekontenci, iż jest tylko Księstwo Warszawskie, ale ja dla was, interesów Francji skompromitować nie mogłem" po czym dodał: "Nie martwcie się, to i tak jeszcze się połamie". Zaś o Fryderyku Auguście, jako nowym księciu warszawskim mówił: "Wiem, że to nie taki król, jakiego wam trzeba, to nie żołnierz, ale jego wybrali wasi sąsiedzi i wyście sami go wybrali na swym sejmie. (...) Jego rozwaga i umiarkowanie mogą zapewnić spokojność publiczną".




Fryderyk August, już jako książę warszawski, po raz pierwszy przybył do swojego nowego kraju 21 listopada 1807 r., wzbudzając swym pojawieniem się powszechny zachwyt nowych poddanych. Ów książę co prawda nie odznaczał się wojowniczością, ale był inteligentnym i rozsądnym władcą, a także zdawał sobie sprawę, że jest tylko tymczasowym "zastępcą króla", który zostanie wybrany po odrodzeniu się dawnej Rzeczpospolitej Obojga Narodów, a to może nastąpić jedynie w konfrontacji z Cesarstwem Rosyjskim. Wiedział dobrze, że w takim przypadku nie utrzyma się u władzy w Polsce i będzie musiał zwrócić tron temu, który zajmie jego miejsce. Do tej roli najbardziej predystynowany był sam Cesarz Napoleon Wielki, który obejmując tron odrodzonego Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego, a jednocześnie dzierżąc w swych rękach tron Cesarstwa Francuskiego, stałby się najpotężniejszym monarchą w dziejach współczesnej Europy. Łącząc w swojej osobie dwa królestwa - Wschodu i Zachodu, zapewniłby swojej rodzinie przyszłość na długie dziesięciolecia a może nawet na wieki. Oczywiście inny niż Cesarz Napoleon kandydat do polskiego tronu także był możliwy, ale jedno pozostawało pewne i Fryderyk August dobrze o tym wiedział - to nie on objąłby ten odrodzony tron. Mimo to nie dawał po sobie poznać, że czuje się z tego powodu dyskryminowany, a wręcz przeciwnie. Polaków przekonywał do siebie nie tylko swą serdecznością, prawością, dobrocią, szczerością i sprawiedliwością, ale także tym, że do swych poddanych przemawiał po polsku. Choć przywiązany do sztywnej etykiety drezdeńskiego dworu, był również dobrym władcą konstytucyjnym. Na mocy konstytucji, książę otrzymywał pełnię władzy wykonawczej oraz inicjatywę ustawodawczą. Od niego zależał też rozbudowany aparat administracyjny Księstwa (złożony aż z 9000 urzędników w 2 milionowym wówczas kraju, a po przyłączeniu części zaboru austriackiego w 1809 r. ludność liczyła już 3 800 000, a i tak była to niewielka część ludności przedrozbiorowej Rzeczypospolitej). Władza ustawodawcza spoczęła w rękach dwuizbowego sejmu (100- osobowej izby poselskiej i 18-osobowego senatu - przy czym godność senatora była dożywotnia). Sejm miał być zwoływany przynajmniej co dwa lata (pierwszy sejm zebrał się w Warszawie - 9 marca 1808 r., po ponad piętnastu latach od zamknięcia ostatniego Sejmu Wielkiego - 29 maja 1792 r.), co nawiązywało do tradycji dawnej Rzeczpospolitej. Istniała również Rada Ministrów i Rada Stanu, która zajmowała się przygotowywaniem projektów ustaw i rozstrzyganiem sporów kompetencyjnych w łonie administracji Księstwa, a także kontrolowała rząd i administrację.

Fryderyk August bardzo polubił swoje nowe Księstwo. Często objeżdżał kraj i zachwycał się: "Tą ziemią naprawdę cudowną, na której wyrastają w mgnieniu oka żołnierze, a nawet twierdze". W kraju stacjonowała stała armia, o liczebności 30 000 żołnierzy, z możliwością jej powiększenia w czasie wojny (Łącznie w Wielkiej Armii napoleońskiej służyło w 1812 r. podczas wyprawy na Moskwę, ok. 100 000 polskich żołnierzy). Z przybyciem nowego monarchy, Warszawa ponownie zatopiła się w licznych balach i rautach, czego dowód mamy choćby z listów Anny Nakwaskiej pisanych do jej siostry i innych dam ówczesnej Warszawy. I tak 23 listopada 1807 r. pisała ona: "Wjazd Najjaśniejszego Pana był wspaniały. Siedział w karecie otwartej, ciągnionej ośmioma końmi. Poprzedzali i otaczali powóz: marszałek Davout, książę Józef, wszyscy jenerałowie i wyżsi oficerowie, a świetne ich mundury i pyszne konie czyniły ten orszak nader okazałym. Król wjeżdżał przez Krakowskie Przedmieście (...) Królowa siedziała z mężem w głębi, królewna na przedzie powozu. (...) Nie wiem doprawdy, jak znajdę dość czasu, żeby ci to wszystko opisać, gdyż jesteśmy w większym odmęcie, niż na pobytu cesarza". W innym zaś liście madame Nakwaska pisze tak: "Warszawa jest w tej chwili bardzo świetna, zabawy następują bez przerwy jedna po drugiej i wdzięczną powinnaś mi być, że dziś piszę do ciebie, bo jestem ogromnie znużona", a w jeszcze innym: "Muszę spiesznie ten list kończyć, bo mama daje dziś kawę proszoną, na której znajdować się będą wszystkie stare baby z całej Warszawy. Zjeżdżają się o 3-ej, aby się rozjechać o 7-ej, a ja, niestety, muszę być między nimi. Będzie to nieszczególna zabawa, ale wynagrodzę to sobie wieczorem pod Blachą i jutro u pani Stanisławowej Potockiej". "Bal u Witta był okazały i prześliczny. Tańczono od 10-tej do wpół do 8-ej z rana, a przez cały ten czas, rzec można, iż jeść nie przestawano, bo oprócz sutej wieczerzy, roznoszono bezustannie chłodniki i przysmaczki najwykwintniejsze. Pokój jadalny przystrojony był mnóstwem drzew pomarańczowych, owocami krytych (...) Przed kilkoma dniami pani A. ułożyła u siebie scenę mimiczną, uroczego powabu. Był to obraz wystawiający Lesbię, gdy straciła swojego wróbla. Niewolnice, chcąc ją rozerwać, wysilają się, ażeby zmysły jej bawić jedne śpiewem, inne tańcem. (...) Składały go najpiękniejsze kobiety z towarzystwa. (...) Wszystko to było zachwycające, ale ułożone dla zawrócenia głowy pewnemu oficerowi francuskiemu, który i bez tych scen uroczych aż nadto jest panią A. zajęty". Pani Nakwaska zapomniała tylko dodać sławne powiedzenie, powstałe w kilka dekad po upadku Napoleona, a brzmiało ono następująco: "Polskie kochanie we francuskim kepi, każda z was miała swego księcia Pepi".




Zaś w 1809 r. wybuchła wojna z Austrią, która to nigdy nie pogodziła się z klęską roku 1805 i zdecydowanie dążyła do rewanżu. Dodatkowo na przełomie 1808/1809 r. Wiedeń ogarnęła prawdziwa gorączka odwetu i nacjonalizmu, czego ewidentną konsekwencją było podjęcie nowej walki z "korsykańskim uzurpatorem". Dyplomacja austriacka starała się do tego konfliktu włączyć również i Prusy (upokorzone przez Napoleona w Tylży), oferując im w zamian za przystąpienie do wojny - ziemie Księstwa Warszawskiego (misja barona Wessenberga, a potem jeszcze specjalna misja pułkownika Steigentescha). W Prusach zaś, po klęsce roku 1806/1807 kilku ambitnych generałów (Scharnhorst, Gneisenau, Clausevitz, Boyen, Yorck) zaczęła wdrażać w życie reformy wojskowe, mające unowocześnić pruską armię, w której ciągle jeszcze unosił się duch Fryderyka Wielkiego. Zaczęły też powstawać rewanżystowskie organizacje i tajne związki polityczne, takie jak Tugendbund, mające podtrzymać antyfrancuskie nastroje wśród pruskiego społeczeństwa. Król Fryderyk Wilhelm III był jednak bardzo zachowawczy. Dobrze pamiętał tę przerażająco ciężką ucieczkę z Berlina do Królewca jesienią i zimą 1807 r., gdy zarówno on, jak i królowa Luiza z dziećmi (w tym z pierwszym cesarzem zjednoczonych Niemiec - Wilhelmem I, mającym wówczas zaledwie dziesięć lat) musieli oddzielnie i innymi drogami zmierzać do Królewca. Obawiał się, że w przypadku pochopnego wystąpienia przeciw Francji i kolejnej klęski, Prusy definitywnie przestaną istnieć, tym bardziej że w Tylży Napoleon mówiąc do cara Aleksandra I o Prusakach, określał ich mianem: "Podły naród, podłe wojsko, podły król" i był wówczas gotów je całkowicie zniszczyć. Dlatego też pruski monarcha wahał się i wolał poczekać kto w owej francusko-austriackiej wojnie wziąłby górę. Napoleon był wówczas zaangażowany w Hiszpanii (drogę do Madrytu otworzył Francuzom 1 Pułk Szwoleżerów Gwardii pod dowództwem pułkownika Jana Kozietulskiego, choć niekwestionowanym bohaterem tej bitwy był jednak rotmistrz Jan Dziewanowski). Bitwa trwała 8 minut (dosłownie) i choć wcześniej francuski oficer powiadomił Cesarza, że przebicie się przez wąwóz Samosierry jest - NIEMOŻLIWE! Napoleon wysłał pułk polskich szwoleżerów, którzy po krótkim starciu (choć niestety przy dość dużych stratach) otworzyli przejście w zaledwie osiem minut. Cesarz zdjął wówczas z głowy swój kapelusz, uniósł go do góry i krzyknął: "Vive la Pologne", a Francuzi po bitwie prosili szwoleżerów: "Na litość Boską, powiedz że byłem z wami!".




Fryderyk Wilhelm III starał się nie prowokować Francuzów i deklarując iż ma pokojowe intencje, zatwierdził spłatę kontrybucji wojennych (8 września 1808 r.), nałożonych na Prusy w sierpniu 1808 r. w wysokości 140 milionów franków, co spotkało się również z francuską odpowiedzią w postaci zakończenia okupacji Berlina w grudniu tego roku (pruski dwór królewski od czasu swej ucieczki, nadal przebywał w Królewcu). W rzeczywistości jednak nałożone sumy były tak wielkie, że król Prus liczył na to, że... w ogóle nie będzie musiał ich spłacać i że wystarczą tu jedynie gesty dobrej woli. Jednak naciskany przez austriackich wysłanników i "partię wojenną" Scharnhorsta, postanowił wybadać, na co może liczyć w przypadku wejścia do antyfrancuskiej koalicji. Jedyną osobą, która mogła mu zapewnić wsparcie w nadchodzącym konflikcie, był car Aleksander I (który już wcześniej ocalił Prusy przed całkowitym upadkiem). Królowa Luiza (która była również kochanką Aleksandra) pisywała do niego listy, uważając go za swojego i całych Prus Zbawiciela, a listy te miały one charakter wręcz religijnego oddania i niewzruszonej wiary w rosyjską pomoc. Tak więc, w grudniu 1808 r. król Fryderyk Wilhelm III udał się do Petersburga z zapytaniem, czy może rozpocząć wojnę z Francją i uzyska rosyjską pomoc. Z początkiem lutego 1809 r. powrócił on do Prus całkiem pacyfistycznie nastawiony. Car nie był jeszcze gotowy go konfrontacji z Napoleonem (projektowana ofensywa miała się rozpocząć dopiero z końcem lata 1812 r. i nosiła nazwę "Wielikoje Dieło") i odradzał wchodzenie w jakikolwiek konflikt. Austriacy wciąż jednak naciskali, ale teraz, wiedząc że pomoc nie nadejdzie, Fryderyk Wilhelm nie zamierzał tonąć wraz z nimi. Dodatkowo gorącą zwolenniczką wojny była królowa Luiza, która popierała Austriaków i "partię wojenną" Scharnhorsta. Lecz król Prus postawił na swoim i gdy tylko ponownie w Królewcu zjawił się austriacki poseł - Wessenberg, nie wpuścił go nawet do miasta, każąc zamknąć wszystkie bramy.

Tuż przed wybuchem wojny roku 1809, siły walczących stron przedstawiały się następująco. Austria dysponowała na froncie niemieckim 180 000 żołnierzy pod dowództwem arcyksięcia Karola Ludwika Habsburga, na froncie włoskim stała armia arcyksięcia Jana Habsburga w sile 60 000 żołnierzy, zaś w Galicji stacjonowało 30 000 żołnierzy pod wodzą Ferdynanda Karola d'Este. Siły francuskie zaś liczyły żołnierzy: 100 000 stacjonowało we Francji, 75 000 we Włoszech, 110 000 w Niemczech (plus wojska sojuszniczych państewek niemieckich w łącznej sile ok. 90 000 żołnierzy). Dodatkowo w Księstwie Warszawskim stacjonowało wówczas ok. 32 000 żołnierzy polskich, a poza tym siły francuskie były głównie skupione na Hiszpanii, gdzie walczyło 325 000 żołnierzy, ale tych akurat nie można było użyć w konflikcie z Austrią. Wojna wybuchła 10 kwietnia 1809 r., choć na odcinku polskim atak nastąpił 15 kwietnia i tego to dnia armia arcyksięcia Ferdynanda d'Este przekroczyła Pilicę pod Nowym Miastem (nieopodal Warszawy). Obroną stolicy dowodził książę Józef Poniatowski (słynny książę Pepi). Dał się on poznać wcześniej głównie ze swoich licznych romansów, a nie z umiejętności dowódczych (choć już zwyciężył Rosjan w bitwie pod Zieleńcami w 1792 r.). Najsłynniejsze bale przed 1806 r. odbywały się w Warszawie właśnie w Pałacu pod Blachą, należącym do księcia Józefa Poniatowskiego. Królowała tam niepodzielnie jego kochanka - Henrietta de Vauban, która znana była również z tego, że miała bardzo wyszukane potrzeby kulinarne i pojawiała się na mieście w towarzystwie małego pieska. Całkowicie zdominowała ona Poniatowskiego, który - jak piszą świadkowie (np. Dembowski) - przestał być panem własnego domu. O wszystkim decydowała ona: kogo można zaprosić, a kogo nie, dokąd można się udać, a dokąd nie, co można zmienić, a co nie. Wielu świadków nie rozumiało tej dziwnej relacji, czyniącej Poniatowskiego realnie niewolnikiem pani de Vauban, ale jemu to odpowiadało (co ciekawe - pożyczał od niej pieniądze, które potem... ofiarowywał jej w prezencie 😄). W Pałacu pod Blachą zapanowała moda francuska na długo przed przybyciem tu Napoleona, gdyż madame de Vauban tolerowała jedynie taki język i zwyczaje, całkowicie eliminując język polski również wśród służby. Warszawa, po utracie przez Polskę niepodległości w 1795 r. stała się realnie na wpół wyludnionym, prowincjonalnym miastem, w którym niepodzielnie królowała Henrietta de Vauban, realnie terroryzując inne damy, które często musiały się stawiać w Pałacu pod Blachą na każde jej wezwanie (zwane eufemistycznie "zaproszeniem") a jeśli nie mogły (bo np. zachorowały), musiały się wytłumaczyć listownie.




Od chwili podpisania przez trzy mocarstwa rozbiorowe traktatu, wymazującego ostatecznie Polskę z mapy Europy (24 października 1795 r.) i zajęciu Warszawy przez Prusaków (9 stycznia 1796 r.), a cały kraj dzieląc na prowincje, w miejsce zlikwidowanych województw (począwszy od 1772 r. były to na Pomorzu i na Warmii - Prusy Zachodnie, Warmię zaś przyłączono do Prus Wschodnich. Kujawy i północna część Wielkopolski stała się Okręgiem Nadnoteckim, pozostała część Wielkopolski - Prusami Południowymi, zaś Mazowsze, Podlasie i część ziem litewskich do Kowna otrzymała nazwę Nowych Prus Wschodnich). Urzędy obsadzano Niemcami, lub zniemczonymi Polakami wyznania ewangelickiego. Sprowadzono niemieckich kolonistów z zamiarem zniemczenia tych ziem, tak jak to się niegdyś udało na Pomorzu Zachodnim i na Dolnym Śląsku. Co ciekawe, w tych latach upadku i beznadziei, ogromna część polskiego społeczeństwa rzuciła się do wszelakich rozrywek, typu bale, przyjęcia, rauty i tak trwano w wesołości, próbując alkoholem zagłuszyć stan marazmu w jakim wszyscy się znaleźli. Były huczne kasyna publiczne, gdzie spotykały się prawie wszystkie stany społeczeństwa: magnaci, prowincjonalna szlachta, mieszczaństwo oraz nowi zarządcy tych ziem, czyli Prusacy. Ludność stolicy dawnego państwa, które granicami rozciągało się od wrót Moskwy do Śląska i od Estonii do Dunaju, spotykała się gromadnie na balach, aby grać w karty, pić do upadłego a po pijanemu wszczynać nocą burdy w mieście, wdając się również w bijatyki z pruskimi żandarmami. Ci często arystokratyczni potomkowie hetmanów, senatorów, wojewodów i kasztelanów, teraz nocami zdzierali szyldy sklepowe, bili się między sobą i pod wpływem alkoholu atakowali przechodniów. Co ciekawe, zarządzający Warszawą, pruski generał Koehler, był bardzo pobłażliwym człowiekiem i często gdy mu donoszono o rozbojach na mieście i pobiciu pruskich żandarmów - śmiał się z tego i nakazywał jedynie udzielić obwinionym napomnień. Tak bardzo tym swoim postępowaniem rozkochał w sobie Warszawiaków, że ci - już po odejściu Prusaków - chcieli nawet postawić mu pomnik. 

Młodzież bezprzykładnie się nudziła i nie widząc szans na odmianę swojego losu (a do tego dochodziło również porozbiorowe zadłużenie części majątków szlacheckich, po otwarciu w Prusach Południowych - czyli w Wielkopolsce i częściowo na Mazowszu - kas depozytowych, przez prezydenta prowincji - Jerzego Hoyma, a ponieważ pożyczki były udzielane na stosunkowo niski procent, przeto wielu było chętnych aby je brać pod hipotekę majątkową. Jednak gdy po pokoju w Campo Formio z 1797 r. ceny zboża dramatycznie poszły do góry, wielu nie było w stanie spłacić owych zobowiązań finansowych i część majątków została skonfiskowana przez państwo pruskie, a następnie wyprzedana niemieckim osadnikom. Ponieważ problem wywłaszczenia dotyczył ogromnej części posiadłości szlacheckich w zaborze pruskim (tylu było chętnych do brania szybkich kredytów pod hipotekę), to już wkrótce większość z nich zostałaby odebrana Polakom i sprzedana Niemcom. I wówczas właśnie, dosłownie za pięć dwunasta Napoleon rozbił Prusaków pod Jeną i Auerstedt oraz skierował się na ziemie polskie, wydając odezwę do Polaków, która sprowadzała się do ogólnego hasła: "Niepodległość albo śmierć". Nic dziwnego że młodzież, nie widząca wcześniej dla siebie żadnych perspektyw rozwoju i topiąca swoje żale w alkoholu, teraz tłumnie zgłaszała się na rozkaz Cesarza, by "bić Prusaków". Łącznie do walki zmobilizowało się ok. 40 000 młodych ludzi (choć było to za mało, aby odtworzyć Polskę w granicach przedrozbiorowych, o czym miał potem rzec sam Napoleon, mówiąc: "Gdyby Polacy wystawili wówczas 100 000 żołnierzy, poszedłbym z nimi i na Wilno i na Kijów i nawet na Moskwę". Należy też dodać, że już będąc na Św. Helenie, Napoleon miał wyrzec takie oto słowa: "Wszystkie moje działania, (podjęte po 1806 r.) miały za cel odbudowę Polski", gdyż, jak mawiał wcześniej: "Stara Francja opluła się i zhańbiła, przypatrując się z podłą bezczynnością zagładzie takiego królestwa, jak Polska. Polacy byli zawsze przyjaciółmi Francji i ja biorę na siebie obowiązek ich pomszczenia. Dopóki Polska nie zostanie odbudowana, nie będzie trwałego pokoju w Europie. Cierpliwości!" Nic dziwnego, że po Jego klęsce najpierw pod Lipskiem w 1813 r. a następnie pod Waterloo w 1815 r. pojawił się specyficzny wierszyk, który brzmiał następująco: "Głupi Napoleonie, gdybyś za Renem siedział, nigdy by się o tobie Hudson Lowe nie dowiedział". Gwoli przypomnienia - sir Hudson Lowe był brytyjskim gubernatorem wyspy Św. Heleny, na którą trafił Napoleon po swej ostatecznej klęsce).




W tym też czasie niewoli (gdy, jak pisała pani Nakwaska: "Królewski Zamek, pałace wielkich panów, dawniej urzędników koronnych i zamożnej szlachty zmieniły się w pustki i po większej części był na sprzedaż wystawiane. Sprzedawano je za bezcen. Smutny to był widok. Niedawno jeszcze gościnne i szeroko otwarte bramy pałacowych dziedzińców, które ledwie pomieścić mogły mnóstwo karet i koni dworskich, były teraz szczelnie zamknięte") książę Józef Poniatowski również wpadał w szał niekończących się zabaw (księżniczka Maria Radziwiłłówna pisała np. do pani Nakwaskiej o balach urządzanych przez Poniatowskiego: "Wczoraj bal a la Blacha był suty, oświetlony pysznie, bardzo ożywiony", albo: "Życzyłabym ci, abyś widziała naszą fetę", albo: "Bawimy się ciągle bardzo dobrze", albo: "Nasze herbaty nie ustają"). Jedyne co raziło gości Pałacu pod Blachą, to duma, wyniosłość i protekcjonalny ton wypowiedzi madame Henrietty de Vauban. Ale imprezy trwały dalej, a Poniatowski zgromadził wokół siebie prawdziwy klub "wesołej kompanii", której członkowie nosili specjalny mundur (zwany "mundurem Jabłonny"), czyli jasnozielony frak z żółtą podszewką, czarnym kołnierzem i złoconymi guzikami, a na to wszystko zakładali kamizelkę koloru słomkowego. Do grona tej wesołej kompani, należeli: Cichocki, Hebdowski, Pokutyński, Miączyński, Nosarzewski, Kamieniecki, Friebes, Toliński, Bronikowski, Rautenstrauch, Kicki, Pruszak, Grotus, Hulewicz, Dzbański, Potoccy, Oborscy, Brzostowscy, Grabowscy, Dembowscy Matuszewicze i... kilku innych. Także skład był dosyć spory. 

Bale urządzano nie tylko w pałacach i po domach, ale również zabawiano się w teatrze. Podczas jednej z takich sztuk, wystawionych w Nowy Rok 1801, doszło do wielkiego skandalu, o którym mówiła potem cała pruska Warszawa. Otóż aktor, grający Ottona z Wittelsbachów w sztuce Josepha Mariusa Babo - Wojciech Bogusławski, postanowił dodać do tej niemieckiej tragedii nieco cech narodowych. A ponieważ był szczerym patriotą i głęboko wierzył, że sformowane we Włoszech Legiony Henryka Dąbrowskiego u boku Francuzów ostatecznie rozbiją "białasów" (czyli Austriaków, a nazwa odnosi się do koloru austriackich mundurów, które był białe, Prusach natomiast nosili mundury granatowe, Brytyjczycy czerwone, Francuzi błękitne, Bawarczycy, podobnie jak Włosi jasnozielone a Rosjanie ciemnozielone), pozwolił sobie wypowiedzieć słowa napisanego przez siebie wiersza, którego cztery ostatnie zwrotki brzmiały następująco: "Ale ukójcie żal nad śmiercią moją, otrzyjcie łzami zalane powieki, bo i po śmierci jeszcze mnie się boją, jeszczem nie zginął na wieki. Powstanę! Oto w synów moich sercach widzę nadzieję przyszłej mojej chwały. Oni się pomszczą na moich mordercach i ród mój podniosą cały. Powstanę! Mury i zamki, i wieże jeszcze moimi zajaśnieją herby. Ród mój mych przodków przywdzieje odzieże i w sławie zagładzi szczerby. Powstanę! Mego przyszłego wyroku i Wy się cieszcie szczęśliwą odmianą - komu nadzieje spadły w starym roku, niechaj mu w nowym powstaną". Bogusławski za ten wiersz otrzymał od pruskich władz wilczy bilet i został natychmiast zwolniony z teatru, a nawet zastanawiano się czy go nie aresztować. Pozbawiony środków do życia, Bogusławski próbował się tłumaczyć tym, iż był to tylko dowcip, ale minister Prus Południowych - Voss nie dał się nabrać. Bogusławski wyjechał więc z Warszawy, w której to pojawiła się petycja w jego obronie, a ponieważ podpisało się wielu wpływowych ludzi (w tym kilku Prusaków), ostatecznie w październiku 1801 r. Wojciech Bogusławski wrócił do Teatru Wielkiego (podczas pierwszego występu po swym zwolnieniu - 6 października, publiczność przywitała go owacją na stojąco).

Tak jak książę Pepi zgromadził wokół siebie sporą "kompanię braci", tak również pani de Vauban zebrała przy sobie możne damy z arystokracji, które podzielały jej opinie o wyjątkowości francuskiej kultury i języka. W 1800 r. w Pałacu Radziwiłłowskim na Krakowskim Przedmieściu, pani Henrietta de Vauban - i kilku innych Francuzów z jej otoczenia - utworzyła amatorski teatr, w którym grywano tylko po francusku i tylko francuskie sztuki, zaś aktorzy nie pobierali za swoją grę żadnych honorariów. Bilety też były darmowe, ale rozprowadzano je tylko wśród wybranych (co też potem doprowadziło do handlu tymi biletami, a ponieważ było to uważane za wyjątkowo nobilitujące wydarzenie, przeto płacono za nie znaczne sumy). Do babińca madame de Vauban, należały: Anna z Tyszkiewiczów Potocka i jej matka Konstancja, Teresa z Poniatowskich Tyszkiewiczowa - siostra księcia Józefa, Anna z Sapiehów Potocka, księżna wirtemberska Maria Czartoryska ze swą matką Izabelą, Izabela z Grabowskich Sobolewska i panie: Maria Walewska (kochanka Cesarza Napoleona i matka Jego syna - Aleksandra), pani Grudzińska, pani Kicka (matka i córka), oraz pani Rautenstrauchowa. Wszystkie one zgodnie twierdziły, że ani język polski, ani niemiecki "nie są w stanie oddać tkliwego uczucia i słodkiego wyrażenia" sztuki, i że można to uczynić jedynie w języku francuskim. Teatr pani de Vauban otrzymał nieoficjalną nazwę "theatre de societe", a różne damy pisywały do siebie, opowiadając jakie sztuki były tam grane. Ponieważ nie można już było zajmować się polityką w taki sposób jak przed rozbiorami Polski, przeto zaczęły pojawiać się stronnictwa artystyczne w zastępstwie politycznych i tak też największymi konkurentami "Blachy", Poniatowskiego i pani de Vauban, byli dawni posłowie Sejmu Wielkiego, spotykający się teraz w Pałacu Stanisława Małachowskiego przy Krakowskim Przedmieściu, na tzw.: "obiadach piątkowych" (które miały nawiązywać do sławnych "obiadów czwartkowych", wyprawianych przez ostatniego króla Polski - Stanisława Augusta Poniatowskiego w latach 1770-1777). Do tego grona należeli głównie Stanisław Małachowski, Stanisław Sołtyk oraz ród Sapiehów z Nowolipek, którzy w 1803 r. założyli tajne "Towarzystwo Przyjaciół Ojczyzny". Tak więc książę Józef Poniatowski nie należał przed rokiem 1806, do wybitnie patriotycznie nastawionych Polaków i raczej sprawiał wrażenie pogodzonego z faktem zagłady Polski człowieka (nie ma bowiem sensu opowiadać o wszystkich jego romansach, których miał mnóstwo, ale warto przytoczyć choćby kilka, jak np. związek z dwiema kobietami - o nieznanych imionach - które wzajemnie o sobie nie wiedziały, a gdy odkryły że książę Pepi zdradza każdą z nich, postanowiły... wspólnie uprawiać miłosny trójkąt. Lecz gdy pewnego razu, prawie nagie - przebrane jedynie w antyczne stroje greckich bogiń z obnażonymi piersiami, oczekiwały księcia w jego buduarze, ten wszedł tam trzymając w objęciach pewną aktorkę z teatru. Tego już było za wiele i obie damy, rozzłościwszy się mocno i potłukłszy lustro, w gniewie opuściły jego Pałac. A poza tym książę nie odmawiał żadnej kobiecie i do jego podbojów zaliczyć można zarówno księżne, hrabianki, jak i aktorki, mieszczki, pokojówki a nawet chłopki).




Wszystko to się skończyło z chwilą rozbicia Prus i zajęcia Berlina (27 października 1806 r., w niecałe dwa tygodnie po rozpoczęciu wojny) przez Napoleona, który przyzwał tam Jana Henryka Dąbrowskiego oraz Józefa Wybickiego (autora polskiego hymnu narodowego, zwanego: "Mazurkiem Dąbrowskiego", który hymnem państwowym stał się oficjalnie dopiero w 1927 r.). Opracowali oni odezwę do narodu polskiego, w której postulowano odrodzenie Polski u boku Napoleona Wielkiego. Odezwa ta, wydana została w Berlinie, dnia 3 listopada 1806 r. Rząd pruski na ziemiach polskich również wydał swój edykt po polsku, w którym nakazywał chwytać "tych złoczyńców we 24 godziny" a następnie zastrzelić na miejscu. Chodziło oczywiście o tych wszystkich, którzy garnęli się pod napoleońskie skrzydła i odtwarzali Wojsko Polskie. Niestety, z pruską odezwą były duże problemy, ponieważ ukazała się ona w niewielkim nakładzie, gdyż żadna polska drukarnia nie chciała tego wydrukować i Prusacy musieli się zwrócić do Żydów. Państwo pruskie rozpadało się w oczach, król uciekał ile sił do Królewca, urzędnicy struchleli i nie wiedzieli co mają czynić, wojsko było rozbite, kraj umierał. Ale, jak to się mówi - z każdej śmierci powstaje nowe życie i tak właśnie było, na gruzach państwa pruskiego odradzała się Polska, która jeszcze dekadę temu była starta w proch i sądzono że tak już zostanie na wieki. Pierwsi na odezwę Dąbrowskiego i Wybickiego odpowiedzieli mieszkańcy ziemi sieradzkiej (13 listopada), a wkrótce potem zbuntowała się przeciwko Prusakom Warszawa (15 listopada). Poczciwy stary generał Koehler, starał się łagodzić powszechne wzburzenie, wychodząc do protestujących i rozmawiając z nimi, ale widząc że jest to ruch masowy, narodowy zaprzestał tych działań i polecił Józefowi Poniatowskiemu zorganizować milicję miejską dla zajęcia się bezpieczeństwem powszechnym. Szybko jednak stało się jasne, że Prusacy nie będą mogli utrzymać się w Warszawie i 26 listopada oddziały pruskie z generałem Koehlerem opuściły polską stolicę, a 28 listopada marszałek Murat jako pierwszy wkroczył do Warszawy, witany entuzjastycznie przez całą ludność. Generał Koehler nakazał też przed swym wymarszem rozstawić, po ulicach oddział swych kirasjerów, którzy mieli strzec mienia mieszkańców przed ewentualnymi rabunkami, które mogły nastąpić przed wkroczeniem do miasta Francuzów. Wdzięczni Warszawiacy zapowiedzieli że będą strzec jego rodziny (którą musiał zostawić w mieście, gdyż nie było szans na zabranie jej w warunkach rozpadającego się państwa i wojska), a potem nawet chciano postawić mu pomnik (o czym już wyżej wspomniałem).

Prusy zostały ocalone przez cara Aleksandra I w Tylży (którego - jak pisałem wyżej - królowa Luzia miała za Zbawiciela). Nie udało mu się tam przeszkodzić w odbudowie państwa polskiego, ale ochronił Prusy przed upadkiem i doprowadził do nadania nazwy nowemu państwu polskiemu określając je jako "Księstwo Warszawskie" a nie Królestwo Polskie. Napoleon dążył do likwidacji Prus i odrodzenia Polski (nawet zaoferował polską koronę Aleksandrowi, ale ten ją odrzucił), car zaś przeciwnie, od ocalenia Prus i likwidacji Polski. Powstała więc kompromisowa propozycja utworzenia Księstwa Warszawskiego i utrzymania podporządkowanych Francji, słabych Prus. Po wkroczeniu Francuzów do Warszawy, książę Józef Poniatowski zaprzyjaźnił się z marszałkiem Joachimem Muratem, a ponieważ Jan Henryk Dąbrowski nie posiadał odpowiednich kontaktów w wyższych sferach warszawskich elit, przeto to właśnie książę Poniatowski został uznany za najodpowiedniejszego kandydata do roli naczelnego wodza formującej się właśnie Armii Polskiej i to pomimo faktu, że wcześniej służył przez jakiś czas w wojsku austriackim (1780-1789), a po zajęciu Warszawy przez Prusaków, należał do najbardziej "pogodzonych" z losem mieszkańców miasta. Napoleon nie za bardzo dowierzał więc Poniatowskiemu i zgodził się na tę nominację jedynie czasowo, na próbę (potem okazało się, że próbę tę Poniatowski zdał wyśmienicie i zyskał takie zaufanie Cesarza, że ten w 1813 r. mianował go marszałkiem Francji). 






 CDN.
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz