Łączna liczba wyświetleń

środa, 26 stycznia 2022

"JESTEM KRÓLEM WASZYM PRAWDZIWYM, A NIE MALOWANYM..." - Cz. XII

CZYLI, JAK TO W POLSCE

NARÓD WYBIERAŁ SWOICH KRÓLÓW?

 



 

DRUGA ELEKCJA

1575 r.

Cz. I



 
BEZKRÓLEWIE
CZYLI SEJMY, SEJMIKI, ZAJAZDY I NAJAZDY



 Działo się w Rzeczypospolitej w owym roku 1575 i nie tylko najazd tatarski był wówczas sporym ku temu utrapieniem. Na przykład już z końcem poprzedniego roku znany awanturnik, wojewoda sieradzki - Olbracht Łaski zbrojnie najechał i zajął Lanckoronę wraz z tamtejszym królewskim zamkiem (Olbracht Łaski był miłośnikiem przygód i swobodnego życia, na równi uprawiał wojaczkę jak i przyjemności alkowy. Sam będąc bogatym magnatem oraz senatorem, jednocześnie starał się pozyskiwać sympatię ludu, szczególnie zaś chłopów - których zwalniał z pańszczyzny, a oni go za to wielbili niczym swego własnego "chłopskiego króla"; oczywiście owe zwolnienie z pańszczyzny było tylko tymczasowe, ale i tak przysparzało mu zwolenników wśród kmieci. W swoich dobrach urządził też prywatny harem ze ściąganych tam mieszczek i chłopek które stroił w piękne suknie i oddawał się z nimi najróżniejszym przyjemnościom. W 1564 r. poślubił starszą od siebie o dwadzieścia lat - Beatę Ostrogską z Kościeleckich i zaraz po ślubie zmusił swą małżonkę, aby przepisała na niego cały swój majątek, a potem wywiózł ją do swego zamku w Kieżmarku, gdzie ją zamknął i trzymał pod kluczem przez... dwanaście kolejnych lat. Beata żyła tam w wielkiej biedzie i to do tego stopnia, że ona i jej damy chodziły w podartych sukniach, a ją nie było nawet stać na atrament, aby napisać list w swojej sprawie. W każdym razie nie dawała za wygraną i sadzą przemieszaną z wodą pisywała listy z prośbą o wsparcie do Henryka Walezego i do cesarza Maksymiliana Habsburga. W tym samym czasie zaś Olbracht swoje kochanki stroił w piękne suknie i nawet wziął kolejny ślub (ok. 1571/72 r.) z Francuzką - Sabiną de Sauve. Beata Kościelecka pozostała więźniem zamku w Kieżmarku aż do 1576 r. po czym została przeniesiona do Koszyc, gdzie zmarła w tym samym roku w wieku ok. 60 lat). Z Lanckorony Olbracht Łaski szykował się nawet do ataku na Kraków, ale ostatecznie zdał sobie sprawę że atak taki był zbyt nieprawdopodobny, aby można go było przeprowadzić siłami jednego tylko magnata. Na wiosnę 1575 r. wojewoda krakowski - Piotr Zborowski zwołał pospolite ruszenie w calu odbicia Lanckorony, ale krótkie oblężenie zamku nic nie dało i szlachta rozeszła się do domów - Lanckorona pozostała więc w rękach Łaskiego, aż do lata 1576 r. gdy królem został już Stefan Batory.

Bezkrólewie napełniało odwagą wielu śmiałków, którzy w innej sytuacji nie odważyliby się uprawiać swego warcholstwa. Strzelano więc do siebie po karczmach, pojedynkowano się na szable, najeżdżano i zajmowano sobie włości. Na własnej skórze doświadczył tego sam Jan Dymitr Solikowski - kanonik włocławski, legat papieski i sekretarz króla Zygmunta II Augusta, do którego to strzelano w Warszawie, w karczmie o nazwie "W blasku pochodni"; Solikowski nie odniósł jednak wówczas żadnych ran. W Krakowie doszło zaś do starć katolickich i protestanckich studentów z Uniwersytetu Jagiellońskiego, w wyniku którego zburzono Brug - czyli kalwińską świątynię stojącą na Rynku Świętojańskim, zaś dowodzący strażą miejską podwojewodzi - Zygmunt Palczowski musiał nawet uciekać z miasta, nie będąc w stanie rozdzielić i spacyfikować skonfliktowanych stron. Starosta bełski - Jan Zamoyski zajechał zaś starostwo knyszyńskie, należące do Stefana Bielawskiego (który przebywał wówczas w Krakowie). Ponoć Zamoyski ze strzelbą w ręku wypędził z Knyszyna żonę oraz dwoje małych dzieci Bielawskiego, za co ten potem domagał się sprawiedliwości przed Senatem, ale poza współczuciem obecnych tam senatorów, Knyszyna już nie odzyskał. Do tego doszły jeszcze inne kłopoty wewnętrzne, jak choćby wzrastająca nieufność Litwinów wobec Koroniarzy po nieudanym i bezproduktywnym zjeździe w Stężycy (12 maja - 8 czerwca 1575 r.), a w Wielkopolsce dały się odczuć spore braki soli (którą trzeba było sprowadzać aż z Saksonii po znacznie wyższych cenach). Na to wszystko nachodziły jeszcze znaki szczególne jakie się wówczas objawiały, i na przykład w Poznaniu ukazać się miały na niebie jakieś powietrzne wojska, które tam się ze sobą potykały, a potem serca mieszkańców zatrwożył wielki obóz na niebie, który rozłożony był ku Wschodowi. Nikt nie wiedział co o tym wszystkim myśleć, ale wielu głosiło, że oto nadchodzą ciężkie czasy dla Rzeczpospolitej i przepowiadano nadejście najgorszych i najstraszniejszych katastrof w pozbawionym majestatu królewskiego kraju.




W Stężycy, w ostatnim dniu zamknięcia zjazdu (8 czerwca), uchwalono jeszcze zwołanie sejmików poszczególnych ziem na 11 lipca, sejmików generalnych na 24 sierpnia, oraz elekcji nowego króla na 17 października (oczywiście założenia te miały jeszcze zostać zatwierdzone przez sejmiki). Tu jednak znów powstał konflikt z Senatem, bowiem senatorowie uznali zwołanie sejmików za nielegalne i nie zamierzali brać w nich udziału. Konflikt ten starano się załagodzić, ale przed wyznaczonym terminem zjazdu nie udało się tego dokonać (jedyne co osiągnięto, to wysłanie usprawiedliwień, tłumaczących nieobecność pewnej części senatorów). 11 lipca sejmiki zostały otwarte w Proszowicach (szlachta województwa krakowskiego), w Środzie (szlachta województw: poznańskiego i kaliskiego), w Warszawie (szlachta województwa mazowieckiego) i w Sądowej Wiszni (szlachta województwa ruskiego), odbyły się one jednak bez udziału senatorów. W Proszowicach zatwierdzono bezkrólewie i ogłoszono je oficjalnie na Rynku Głównym w Krakowie - 15 lipca 1575 r., po czym uznano sejmiki generalne i elekcje w wyznaczonym terminie. W Środzie zaś również uznano bezkrólewie, lecz już nie zaakceptowano zwołania sejmiku generalnego na 24 sierpnia i elekcji nowego króla na 17 października; postanowiono za to zwołać sejmik generalny na 18 sierpnia. W Warszawie również uznano bezkrólewie, lecz tamtejsza szlachta zadeklarowała, iż nie godzi się na "przemoc" narzucającą im postanowienia zjazdowe, lecz mimo to zadeklarowano zwołanie sejmiku generalnego na 24 sierpnia. W Sądowej Wiszni także uznano stężyckie postanowienia odnośnie bezkrólewia, ale sejmik generalny wyznaczono na 16 sierpnia i dopiero tam oficjalnie miano ogłosić bezkrólewie. Tak też się stało. Sejmik generalny w Sądowej Wiszni zwołany na 16 sierpnia zajął się - oprócz uznania bezkrólewia - problemem zabezpieczenia południowej granicy przed spodziewanym atakiem Tatarów. Ten z Poznańskiego zwołany do Środy (18 sierpnia) zajął się tylko potwierdzeniem wcześniejszych uchwał (zresztą bardzo mało szlachty nań zjechało). Sejmik Generalny ziemi mazowieckiej, zwołany na 24 sierpnia do Koła też nie wart jest opisu i dopiero sejmik generalny ziemi małopolskiej w Korczynie (24 sierpnia) wart jest większej uwagi. Zjechało nań sporo szlachty i trochę senatorów i po zatwierdzeniu wcześniejszych postanowień odnośnie bezkrólewia, zajęto się sprawami sądownictwa (szczególnie kwestii banicji), obrony (zabezpieczono Zamek na Wawelu i Zamek w Nowym Sączu oddziałem po stu zbrojnych), oraz starano się porozumieć z innymi sejmikami (np. wysłano posłów na sejmik do Środy, sądząc że ten odbywa się równolegle. Jakież było więc zdziwienie posłów: starosty kazimierskiego - Mikołaja Firleja i starosty krzepickiego - Marcina Wolskiego, gdy nikogo tam nie zastali). Podjęto też decyzję o zwołaniu sejmu konwokacyjnego na 17 października ponownie pod Stężycę, ale wcześniej prymas - Jakub Uchański wyznaczył konwokację na 3 października, co doprowadziło do ponownego, choć krótkotrwałego konfliktu. Ostatecznie uznano jednak decyzję prymasa, ale Małopolanie postanowili nie zwoływać sejmików przedzjazdowych, wyznaczonych przez Uchańskiego na 5 września. Odbyły się one tylko na Mazowszu i w Wielkopolsce, gdzie wybrano posłów na konwokacje (z Małopolski pojechało zaś tylko dwóch posłów - Firlej i Wolski) i choć zwoływano jeszcze sejmik generalny ziemi małopolskiej - 15 września, o konwokacji już nie wspominano.

Na Litwie - pomimo buńczucznych głosów o potrzebie zerwania Unii z Koroną - na zjeździe wileńskim z sierpnia 1575 r. postanowiono wspólnie wybrać nowego króla. Na 14 września zwołano do Wilna sejmiki przedelekcyjne, a 25 września w Wilnie odbył się generalny zjazd szlachty całego Wielkiego Księstwa Litewskiego, na którym domagano się od prymasa Uchańskiego poniechania konwokacji i od razu przejścia do elekcji nowego władcy (list ten dotarł jednak do Warszawy już po zakończeniu sejmu konwokacyjnego). Litwini tak butni po Stężycy, teraz nie podnosili już żadnych zarzutów i nie nawoływali do zerwania Unii, a powodem tego stanu rzeczy było wznowienie wojny z Moskwą cara Iwana IV Groźnego. Już w styczniu 1575 r. (po wcześniejszym zdobyciu na Szwedach twierdzy Biały Kamień w Inflantach - 1572/73 - gdzie zginął ulubieniec cara Maluta Skuratow, za co wzięci do niewoli żołnierze szwedzcy zostali żywcem spaleni) Iwan skierował się na inflanckie posiadłości Rzeczpospolitej. Już 8 marca 1575 r. starosta żmudzki i królewski administrator Inflant - Jan Chodkiewicz donosił w swym liście o spustoszeniu przez Moskali ziem wokół Bortniku, Nelmatu, Lemzalu i Parnawy. Sama ta ostatnia wielka twierdza zachodnich Inflant i port morski, mogący stanowić dogodne miejsce pod ewentualny desant - padła 9 lipca. Tym samym, prócz Narwy (zdobyta w 1558 r.), Dorpatu (1558 r.), Felina (1560 r.) i Połocka (1563 r.), Parnawę również znalazła się pod moskiewską władzą (od razu też car Iwan nakazał przesiedlić większość jej mieszkańców do Rosji, co było typowym działaniem Moskali po zdobyciu większych miast). Celem Iwana było zdobycie całych Inflant i stworzenie moskiewskiej floty, poprzez porty w Narwie, Parnawie, Rewlu i Rydze. Do tej pory zdobył on dwa spośród tych czterech portów (Rewel kontrolowała Szwecja, a Rygę polsko-litewska Rzeczpospolita, choć realnie miasto cieszyło się sporą autonomią wewnętrzną, nadaną mu przez króla Zygmunta II Augusta w 1561 r.). W tej sytuacji Litwini zdawali sobie doskonale sprawę, że nie są w stanie samemu stawić opór potędze sił moskiewskich, bez pomocy Polaków z Korony. Co prawda Jan Chodkiewicz przeprowadził kontrofensywę jesienią 1575 r., ale oprócz odbicia niewielkiego zamku Rujen, niewiele tam wówczas zdziałał. Na Polaków nie było co jednak liczyć, jako że zajęci sejmikami, sejmami i wyborem nowego króla, zupełnie nie zaprzątali sobie głowy zabezpieczeniem granicy moskiewskiej, pozostawiając tę kwestię w rękach Litwinów, którzy nie byli w stanie sami sobie z tym poradzić. Ale co tu mówić o dalekiej, wschodniej granicy, skoro Koroniarze nie byli wówczas w stanie zabezpieczyć się też od południa, przed atakami Tatarów i wypadami innych rabusiów (np. Węgrów). Całe szczęście dla Litwy, car Iwan postanowił w kolejnym (1576) roku, skierować się przeciw Szwedom w Estonii, pozwalając jeszcze przez chwilę odetchnąć polsko-litewskim Inflantom.




A tymczasem, jeszcze przed wyznaczonym terminem zjazdu konwokacyjnego, na Rzeczpospolitą spadł druzgocący najazd tatarski (wrzesień 1575 r.). 15 000 Ordyńców chana - Dewlet I Gireja (choć on osobiście w wyprawie nie uczestniczył) przekroczyło Dniepr nieopodal Kijowa i rozpoczęło krwawe plądrowanie Wołynia. Wojewodowie: kijowski - Wasyl Konstanty Ostrogski, podolski - Mikołaj Mielecki, sandomierski - Jan Kostka oraz kasztelan kamieniecki - Hieronim Sieniawski - rozpuścili wici, zwołując szlachtę na pospolite ruszenie pod Konstantynów. Szlachta zbierała się opornie, ale gdy tatarski czambuł pojawił się pod Konstantynowem, wpadł w pułapkę zastawioną przez wojewodów i został do nogi wycięty (ci spośród Ordyńców, którzy uniknęli masakry, potopili się w okolicznych rzekach). Po tym zwycięstwie uznano, że sprawa załatwiona i szlachta rozeszła się do swych domów. Lecz wkrótce dotarły meldunki że to nie koniec, że nowa, potężna Orda tatarska, licząca 100 000 wojowników (tak naprawdę było ich znacznie mniej, jakieś 50 do 70 000) widziana była pod Białą Cerkwią, a siły te prowadziło siedmiu synów chana: Ali, Kazi, Alip, Sat-Girej, Solmit-Girej, Sechoz i Bakaj. Chan (jak każdy pirat, a Tatarzy byli piratami lądowymi) postanowił wykorzystać bezkrólewie panujące w Rzeczypospolitej, aby najechać kraj i go złupić, a jednocześnie wymusić też jakieś inne "upominki". 3 października Ordyńcy założyli kosz pod Tarnopolem i rozpuścili swe zagony, dochodząc aż pod Lwów. W tym czasie zaś nie było obsadzonego urzędu hetmana (hetman wielki koronny - Jerzy Jazłowiecki zmarł 8 marca 1575 r., a w hetmanacie polnym też panował wakat), nie było więc wodza. Nie było też króla - który był wodzem naczelnym, zatem nim zapadły jakieś konkretne decyzje, Tatarzy błyskawicznie spustoszyli Wołyń, Podole i Ruś, porywając ze sobą 44 340 mężczyzn, kobiet i dzieci, 40 000 koni, 500 000 bydła i prawie dwa razy tyle owiec, po czym już 6 października zwinęli kosz i nocą - minąwszy twierdzę w Kamieńcu Podolskim - przeszli przez Dniestr do Mołdawii. Szlachta znów się zbierała, ale choć tym razem mobilizacja przebiegła szybko i pędzono co koń wyskoczy, to jednak działania poszczególnych ziem były nieskoordynowane i niespójne. Szlachta z województwa bełskiego (na czele z Janem Zamoyskim) podążała do Zbaraża, licząc że po drodze przyłączą się inni, ale napotykano tylko spalone wioski i trupy pozbawione głów, lub konających tam ludzi. Dopiero w Satanowie natknęli się na wojewodów idących z Sandomierszczyzny i Kijowszczyzny, a w Kamieńcu dowiedzieli się że Tatarzy już przeszli graniczną rzekę wraz z całym jasyrem.

Wieść o tej upokarzającej klęsce bardzo szybko obiegła cały kraj wywołując piorunujące wrażenie. W Krakowie i w Poznaniu zaczęto obawiać się nawet najazdu habsburskiego (którzy jakoby mieli zbrojnie wymusić swego kandydata do polskiego tronu). Nie dość na tym. W tym samym mniej więcej czasie, na Ruś wpadli Węgrzy (przedzierając się przez karpackie przełęcze), którzy zniszczyli dobra Krzysztofa Gnoińskiego, a jego samego uprowadzili (nic o tej sprawie nie wiadomo, być może był to jakiś zadawniony zatarg jakich wiele w tamtym czasie). Szlachcic ten zdołał jednak uciec i dotarłszy do swych domen, szykował się do najazdu na Siedmiogród (Transylwanię) i ukarania śmiercią owych napastników. Do ataku tego jednak nie doszło, gdyż wkrótce wśród kandydatów do polskiej korony, objawiła się osoba władcy Siedmiogrodu - Stefana Batorego z linii Samlyo. Batory od 25 maja 1571 r. był księciem Siedmiogrodu, wybranym przy poparciu padyszacha (jednak, co bardzo ważne - list sułtański z poparciem dla Batorego nie został odczytany przed, lecz dopiero po jego wyborze, gdyż węgierska szlachta Siedmiogrodu nie chciała, aby Batory panował jako lennik sułtana, a tak by było, gdyby pieczęć listu padyszacha została złamana przed wyborem Stefana Batorego. Oczywiście Siedmiogród był za słaby, aby mógł marzyć o niepodległości i zależność o Porty istniała oczywiście dalej [od 1541 r.], ale przynajmniej w sferze symbolicznej - tak istotnej dla ludzi żyjących w tamtych czasach - sułtańskie poparcie dla Batorego nabierało zupełnie innego znaczenia odczytane po jego wyborze. Kontrkandydatem Batorego do książęcego kołpaka, był kandydat wspierany przez Wiedeń - Kasper Bekiesz - lokalny magnat. Zaraz po swym wyborze napisał Batory list do cesarza Maksymiliana II Habsburga - któremu nie w smak było jego zwycięstwo - gdzie zwał się "wojewodą" Transylwanii (a taki tytuł był miły cesarzowi). Zresztą Batory potrafił pisywać wiernopoddańcze listy zarówno do Wiednia, jak i do Konstantynopola, jednemu obiecując zachowanie religii katolickiej w Siedmiogrodzie i tytułując się wojewodą zamiast księciem, drugiemu zaś deklarował stały haracz i niesprzyjanie Niemcom. Naprawdę zaś Batory dążył do jednego - uniezależnienia się zarówno od Habsburgów jak i od Turków i stworzenia dziedzicznej dynastii książąt Siedmiogrodu.




Listy Batorego z dzisiejszej perspektywy są prawdziwym majstersztykiem dyplomacji, bowiem w korespondencji z cesarzem zawsze pamiętał aby zapytać o zdanie "Święty Majestat" - jak tytułowali się cesarze z rodu Habsburgów - a w rzeczywistości i tak robił po swojemu; często podejmował decyzję, nim jeszcze napisał list z prośbą o radę. Gdy zaś dwór wiedeński przejrzał jego gierki i starał się wymusić na nim jakieś zobowiązania, ten twierdził, że bardzo by pragnął postąpić zgodnie z wolą Świętego Majestatu, jednak nie może, gdyż obawia się ataku Turków. Straszak turecki był dla Batorego doskonałą wymówką przy centralizowaniu i umacnianiu swej władzy w Siedmiogrodzie. Stefan Batory był mądrym władcą, którego ambicje i talenty wykraczały znacznie dalej poza ciasne granice małej Transylwanii, ale zdawał sobie jednocześnie sprawę z faktu, że w jego żyłach nie płynie królewska krew i tytuł księcia jest bez wątpienia szczytem jego marzeń. Batory był też człowiekiem, który przy nagradzaniu innych ludzi, lub obieraniu sobie współpracowników - kierował się przede wszystkim talentem, mądrością, wiedzą lub odwagą danej osoby, a nie tylko urodzeniem - jak to było wówczas na porządku dziennym. Na jego dworze w Alba Iulia (Gyulafehervar) znalazło się wielu wykształconych ludzi których on finansował (i to pomimo faktu że Siedmiogród nie był majętnym księstwem, Batory miał tylko 300 000 forintów rocznego dochodu, co stanowiło zaledwie jedną piątą dochodu cesarza, który przecież również nie należał do najzamożniejszych). Mimo to starał się sprowadzać do siebie ludzi wybitnych, choć ubogich (nie na wszystkich było go przecież stać). Jednym z nich był niejaki Jean-Michael Brut, zamieszkały w Lyonie pisarz i historyk (ponoć gdy otrzymał list od Batorego, zapraszającego go do Siedmiogrodu, nie mógł uwierzyć w swoje szczęście, gdyż wcześniej Brut klepał biedę i ledwie stać go było na własne skromne utrzymanie. Brut od razu odpisał, nazywając Batorego w swym liście: "princeps illustrissime atque augustissime" - "najznamienitszym i najdostojniejszym księciem"). Batory zlecił Brutowi napisanie historii Siedmiogrodu (oczywiście wiadomo było że dzieło to miało głównie wychwalać ród Batorych, a szczególnie samego Stefana, jako "najznakomitszego i majestatycznego" władcę), a Jean-Michael Brut żył sobie wygodnie w Alba Iulia (znacznie lepiej niż w Lyonie), dlatego też na każdym kroku wychwalał swego sponsora i dobroczyńcę. Należy jednak dodać, że co prawda Batory w swoim państwie wspierał ludzi wykształconych i dbał o rozwój nauk, ale jednak wprowadził też cenzurę, zabronił drukowania pism i książek o treści religijnej bez jego zgody oraz zamknął drukarnię ariańską Heltaiego w Koloszwarze (gwoli ciekawości: pierwsza książka w języku węgierskim, wydrukowana została... w Krakowie w 1527 r. w drukarni Hieronima Wietora).

W październiku 1573 r. wybuchł otwarty konflikt pomiędzy Batorym a Kasprem Bekieszem (Batory w liście do austriackiego komendanta Szatmaru - Krzysztofa Teuffenbacha, nazwał go otwarcie "wrogiem ojczyzny" i twierdził, że już stracił do niego cierpliwość). Książę Siedmiogrodu wyruszył zbrojnie na Bekiesza, oblegając go w jego głównym zamku - w Fogaras i zdobył tę twierdzę. Bekiesz uciekł wówczas najpierw do Koszyc, a następnie do Wiednia, starając się przekonać cesarza do wystąpienia przeciwko Batoremu. Nie widząc jednak zdecydowania Maksymiliana, posłał też list do sułtana, obiecując mu zwiększenie daniny i oddanie kilku zamków. Batory - będąc równie dobrym dyplomatą co wodzem - wcześniej już posłał do Konstantynopola specjalne dary dla sułtana, deklarując że Bekiesz jest stronnikiem Niemców i wrogiem Porty. To ostatecznie przesądziło i wsparcia u Selima II Kasper Bekiesz nie zdobył. Ale z chwilą ucieczki z Polski Henryka Walezego i powstaniem (jeszcze nieśmiałej) kandydatury siedmiogrodzkiego władcy do polskiego tronu, zmieniło się też nastawienie Habsburgów do Batorego i oto cesarz Maksymilian - widząc że Stefan Batory staje się coraz bardziej niezależny a przez to może stanowić konkurencję dla habsburskiego kandydata do polskiej korony - postanowił wesprzeć Kaspra Bekiesza w jego próbie odzyskania Siedmiogrodu. Konflikt ponownie wybuchł więc na wiosnę 1575 r., a Bekesz - wsparty niemieckimi najemnikami, ruszył do Siedmiogrodu, kierując się na wschód, w stronę ziem należących do Szeklerów (chłopów węgierskich, mieszkających na granicy Siedmiogrodu), którzy mieli go wesprzeć. Nim jednak do tego doszło, 10 lipca 1575 r. koło Szentpal nad rzeką Maros drogę zastąpił mu ze swym wojskiem Stefan Batory. Bitwa zakończyła się całkowitym pogromem sił Bekiesza, lecz paradoksalnie nie było to tylko lokalne starcie dwóch pretendentów do władzy jakiegoś mało istotnego księstwa. Tak naprawdę nad Maroszą ostatecznie klęskę poniosła habsburska polityka podporządkowania sobie Siedmiogrodu, a Batorego ukazał się nagle jako zwycięski wódz, którego wówczas tak bardzo brakowało Rzeczypospolitej. Tak oto z księcia niewielkiego kraju, awansował Stefan Batory na kandydata do polskiej korony, i to na równi z innymi królami, którzy mieli ku temu znacznie większe prawa. Jednak najazd tatarski i wznowienie wojny przez Moskwę sprawiło, że Polacy i Litwini zapragnęli wybrać króla-wojownika, który poprowadziłby ich do nowych zwycięstw. Któż mógł się wówczas wydawać lepszym kandydatem do tej roli, jak właśnie ówczesny władca Siedmiogrodu. Zatem 4 października (z jednodniowym opóźnieniem) rozpoczął swe obrady sejm konwokacyjny w Stężycy, który miał być wstępem do elekcji nowego władcy.





CDN.
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz