Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 31 stycznia 2022

SUŁTANAT KOBIET - Cz. XXXI

HAREMY WYBRANYCH WŁADCÓW

OD MEHMEDA II ZDOBYWCY

DO ABDUL HAMIDA II

 



 

SERAJ SULEJMANA WSPANIAŁEGO

Cz. XX






  
ŻONA
SERAJ POD RZĄDAMI ROKSOLANY/HURREM
(1534-1558)
Cz. V
 

 
COŚ SIĘ KOŃCZY - COŚ ZACZYNA 
 
  
 4 kwietnia 1536 r. cesarz rzymski i król Hiszpanii - Karol V (I) stanął ze swym wojskiem pod murami Wiecznego Miasta, zaś dnia następnego we wspaniałym triumfalnym pochodzie, niczym Cezar po zwycięstwach w Grecji, Afryce i Hiszpanii - wkroczył do Rzymu. Mieszkańcy tego miasta (którzy zapewne dobrze pamiętali masakry, zniewagi i niewolę jaką zgotowali im przede wszystkim niemieccy lancknechci na usługach króla Hiszpanii) podziwiali teraz wkraczających do stolicy dawnego Imperium Romanum, owych sławnych hiszpańskich tercios, a także włoską piechotę i wciąż budzących przerażenie niemieckich lancknechtów. Cesarz jechał na końcu - za kardynałami i oficerami swej gwardii - na białym koniu, ubrany w jasny strój "promiennego władcy", triumfatora i potomka dawnych cezarów. Tłum Rzymian przyglądał się owemu mężczyźnie, który przejeżdżając pod łukami cesarzy: Tytusa i Septymiusza Sewera, czuł się tak, jakby odległość dawnych wieków nie miała wówczas żadnego znaczenia, jakby to on był rzymskim władcą, wkraczającym teraz do stolicy swego imperium po zwycięskiej kampanii. Spotkanie z papieżem na audiencji publicznej zostało wyznaczone na 17 kwietnia, a przez ten czas cesarz Karol - po rozlokowaniu wojska - zajmował się coraz bardziej niepokojącym go problemem Francji, a konkretnie króla Franciszka I Walezjusza, który teraz, po śmierci (październik 1535 r.) księcia Mediolanu (a prywatnie szwagra i sojusznika Karola) - Francesco II Sforzy, starał się ponownie zawładnąć Księstwem Mediolanu i uczynić z niego władztwo dla jednego ze swych synów. Niezadowolony z negocjacji prowadzonych z wysłannikami cesarza, król Franciszek zbrojnie najechał posiadłości Księstwa Sabaudii (od zachodu graniczącego z Mediolanem) i zajął Piemont (gdzie pozostawił swoje wojska i stworzył pierwszą współczesną francuską administrację na tych terenach, która przetrwała aż do 1559 r. Potem, gdy po zwycięstwie w wojnie z Austrią w 1859 r. cesarz Napoleon III wymusił na Sabaudii zwrot Piemontu - co nastąpiło w 1860 r. - świętowano ponowne po trzech stuleciach zjednoczenie tego kraju z francuską ojczyzną). Było to bardzo niebezpieczne posunięcie, gdyż Sabaudia uważana była za "bramę" do Italii i ten, kto kontrolował tę bramę, realnie miał wpływ na politykę włoskich państewek, a pretendentów do panowania nad Italią było co najmniej dwóch.

Poza tym do cesarza dotarły potwierdzone już informacje, o zawarciu w Konstantynopolu francusko-tureckiego układu handlowego (podpisanego oficjalnie 18 lutego 1536 r. przez pierwszego ambasadora Francji w Imperium Osmańskim, opata klasztoru Saint-Pierre-le-Vif-de-Sens i kawalera Zakonu Joannitów - Jeana de la Foresta oraz wielkiego wezyra Ibrahima Paszę). Wcześniej do cesarza dochodziły jedynie pogłoski o spodziewanym aliansie, ale teraz miał już potwierdzenie tego stanu rzeczy. Oto Arcychrześcijański Król Francji (le Roi Très Chrétien), sprzymierzył się z największym wrogiem chrześcijaństwa, jakiem był sułtan Sulejman - kontrolujący prawie całe Morze Śródziemne i pragnący wbić swój sułtański buńczuk w najdalsze rejony chrześcijańskiej Europy, a szczególnie zamierzał zdobyć Wiedeń, Rzym i Madryt. Teraz układ z owym "pogańskim potworem" stawiał króla Francji w bardzo niekorzystnym świetle. Cesarz wiedział, że w tych warunkach wojna z Francją jest nieunikniona i przed zbliżającym się nieuchronnie militarnym starciem pragnął mieć za sobą poparcie papieża. Z Rzymu pisywał również listy do swej małżonki, królowej Izabeli, która namawiała męża na jak najszybszy powrót do Hiszpanii. On odpisywał jej, że z głębokim żalem musi odłożyć swój powrót, gdyż przygotowuje się do nowej wojny z Francją, a na to - jak powtarzał - "Ciągle potrzebne są pieniądze i jeszcze raz pieniądze". Pocieszał też Izabelę: "Pani, nie trzeba tu tęsknot i czułości. Bądź dzielna, aby znieść to, co Bóg daje, a wierzę, że wszystko będzie dobrze. Opatrz jak najstaranniej zarówno granice Nawarry, jak i koło Rosellon, wyekwipuj ludzi i każ ich zgrupować, szukaj pieniędzy wszędzie, a jeśli Bóg ześle nam jakieś z Peru, nawet gdyby należały do osób prywatnych, skorzystamy z nich". Warto tutaj też wyjaśnić pewną rzecz, a mianowicie już wówczas panowało przekonanie, że "skarby Nowego Świata" są nieprzebrane i że Indianie mają mnóstwo złota, które należy przejąć i przewieść - po krótkim postoju na Hispanioli - do Hiszpanii, stąd też określenie "a jeśli Bóg ześle nam jakieś z Peru". Imperium Azteków (Mechikanie) zostało zniszczone przez garstkę hiszpańskich konkwistadorów, których wspomagali inni Indianie - wrogowie Azteków (głównie Tabaskowie, Tlakskalanie i Totonakowie), choć tak naprawdę Azteków zabiły przesądy ich włąsnej religii, każące im wierzyć, że Hernan Cortez jest ich dawnym bogiem "Pierzastym Wężem" - Quatzelcoatlem. Tenochtitlan zginął w morzu pożarów (1521 r.), a ostatni władca imperium srogich bóstw domagających się krwi i śmierci ofiar na ołtarzach - Guatimozin (Cuauhtemoc), pomimo tego, że poddano go torturom i spalono mu stopy, nie wyjawił gdzie ukrył złoto (Hiszpanie potem nawet nurkowali w wodach Jeziora Texcoco w poszukiwaniu zatopionych skarbów, ale niewiele z tego odnaleziono). Natomiast w 1533 r. inna grupa hiszpańskich "miłośników przygód" ostatecznie położyła kres andyjskiemu Imperium Inków (Tahuantinsuyu - czyli ludu Keczua), również spodziewając się stamtąd ogromnego dopływu złota i srebra do Europy (po sprowadzeniu do obu Ameryk afrykańskich Murzynów, jako niewolników - zaczęto wydobywać złoto i transportować je galeonami do Kadyksu i Sewilli - chyba że akurat taki galeon został zaatakowany przez piratów lub korsarzy, będących na usługach władców Francji czy Anglii).




Innym miejscem, skąd głównie płynęły środki na utrzymanie hiszpańskiej armii i kontynuację wojennych planów Karola V, była Kastylia - którą łupiono podatkami bez litości. Działo się tak, ponieważ w Kastylii król rządził w sposób absolutny i tamtejsze kortezy posłusznie uchwalały takie podatki, jakich życzył sobie monarcha. Zupełnie inaczej rzecz się miała w Aragonii, Katalonii czy w Nawarze - które to posiadały dość dużą autonomię wewnętrzną i tamtejsze kortezy bardzo rzadko godziły się na sumy, jakich życzył sobie król Hiszpanii. Realnie dochodziło nawet do tego, że władcy musieli pytać miasta Katalonii i Aragonii czy wyrażą zgodę na wprowadzenie tam hiszpańskiego wojska (głównie kastylijskiego lub najemnego). Tak więc prawdziwe środki na utrzymanie owego wielkiego Imperium, składającego się z Kastylii, Aragonii, Katalonii, Nawarry, Sardynii, Sycylii, Neapolu, Mediolanu, Franche-Comte, Flandrii oraz posiadłości zamorskich w Nowym Świecie, pochodziły głównie z podatków mieszkańców Kastylii oraz ze skarbów, jakie przywożono galeonami z obu Ameryk (to był ten sam paradoks, co u nas, w Rzeczypospolitej - potężny kraj o rozległym terytorium, którego jednak nie można było odpowiednio obsadzić wojskiem, stąd większość hiszpańskich terenów pozostawała całkowicie bezbronna np. na ataki piratów morskich, podobnie jak nasza południowo-wschodnia granica w większości pozostawała bezbronna na ataki piratów lądowych, zwanych Tatarami. Choć były też i różnice - hiszpańska szlachta coraz rzadziej decydowała się na udział w wojaczce, lecz - co też należy dodać - zdarzały się i takie sytuacje, gdy szlachcice na wezwanie króla walczyli nawet w szeregach piechoty jako prości żołnierze. Były to oczywiście znikome przypadki, tym bardziej że często nawet przez całe swe życie wielu hiszpańskich możnych nie opuszczało samego Madrytu, chyba że akurat zostali gdzieś posłani z królewskim rozkazem, lub też otrzymali jakieś konkretne namiestnictwa i urzędy. Powodowało to niekiedy komiczne zachowania, gdy np. hiszpańscy grandowie nie wiedzieli czy Niderlandy... leżą w Europie, zaś lud hiszpański w ogóle uważał, że ich król jest... jedynym królem na świecie i nie ma innych. Szlachta w Rzeczpospolitej mimo wszystko zbierała się na wezwanie króla, hetmanów lub wojewodów na pospolite ruszenie w celu powstrzymania najazdu lub - gdy już do niego doszło - doścignięcia przeciwnika i odebrania mu zdobytego jasyru. Poza tym wielu polskich szlachciców często jeździło po Europie - głównie do Włoch, Austrii, Niemiec i do Francji, ale zdarzały się też i dalsze eskapady do Ziemi Świętej, do Anglii, do Hiszpanii, do Chin i do Ameryki: Północnej i Południowej).




W listach do swej małżonki cesarz Karol był jednak dobrej myśli jeśli idzie o wojnę z Francją, gdy pisał: "Sądzę że z Francją będzie jak zwykle - na początku odniesie pewien sukces, ale później, z Bożą pomocą, rozwalimy im głowy". 17 kwietnia 1536 r. w wielkanocny poniedziałek Karol V stanął przed papieżem - Pawłem III i w obecności rzymskiej szlachty oraz ambasadorów obcych dworów, wygłosił (po hiszpańsku, co było niespotykane w Rzymie, gdzie królowała albo łacina albo język włoski) mowę, która była mową wojenną, mową godzącą w króla Francji - Franciszka I. Oskarżał go bowiem o dążenie do dominacji i otwarcie nazywał: "burzycielem chrześcijańskiego pokoju" i "wrogiem chrześcijańskiego świata" (to ostatnie stwierdzenie uzasadniał zawartym wcześniej układem Franciszka z Sulejmanem), zaś na zakończenie swej przemowy Karol rzekł: "I dlatego obiecuję Waszej Świątobliwości w obecności tego świętego kolegium oraz wszystkich zgromadzonych tutaj szlachetnych panów, że jeśli król Francji zechce dać mi pole własną osobą przeciwko mojej, dotrzymam mu go, w zbroi czy bez, w koszuli ze szpadą i sztyletem, na lądzie czy morzu, moście czy wyspie, w szrankach czy przed frontem naszych wojsk, czy gdziekolwiek i jakkolwiek zechce" - innymi słowy, Karol ponownie rzucał Franciszkowi wyzwanie aby spotkali się jeden na jednego we wspólnej walce, która oszczędzi życie żołnierzy i zadecyduje o tym, który z owych monarchów góruje nad drugim i który ma prawo do dominacji w chrześcijańskim świecie. Karol dawał Franciszkowi dwadzieścia dni czasu na odpowiedź, a jeśli by stchórzył i nie zjawił się w miejscu, które sam wybierze, będzie musiał opuścić Piemont i zwrócić wszystko, co odebrał sabaudzkiemu księciu. Karol wziął wówczas papieża za świadka, twierdząc że jeśli nie ma racji, Paweł III powinien go ukarać, ale jeśli słowa jego nie kłamią, pragnie aby ukarał jego wrogów (czyli właśnie Franciszka), dodając jeszcze na koniec: "I z tym wyruszam jutro do Lombardii, gdzie spotkamy się, żeby rozwalić sobie głowy. Mam w Bogu nadzieję, że dla króla Francji będzie to czas gorszy od poprzedniego" (zapewne miał tu na myśli klęskę Franciszka w bitwie pod Pawią w 1525 r. po której ten trafił do niewoli Karola i został przewieziony do Madrytu - gdzie notabene rozkochiwał w sobie tamtejsze hiszpańskie damy, a szczególnie siostra cesarza Eleonora Habsburg, młoda wdowa po królu Portugalii, opiekowała się cesarskim więźniem niezwykle starannie. Eleonora była tak bardzo zakochana we Franciszku, że nie chciała słyszeć o żadnym innym nowym mężu, jakiego szykował dla niej brat i ostatecznie dopięła swego, 12 lutego 1526 r. w obecności Karola V, Franciszek i Eleonora zostali oficjalnie zaręczeni. Notabene król i cesarz wprost wówczas "spijali sobie z dzióbków", chwaląc się wzajemnie i okazują sobie niezwykłą grzeczność, a tak naprawdę obaj się nienawidzili i ta nienawiść była tak silna, że dostrzegali to ambasadorowie innych państw, jak choćby niejaki Giustiniano z Wenecji, który w 1537 r. pisał do Signorii że: "Franciszek i Karol z zasady robią sobie na przekór, więc zgoda między nimi jest nieosiągalna". Mimo to, gdy Franciszek przebywał w niewoli, jasno deklarował: "Masz przed sobą swego niewolnika", na co Karol odpowiadał: "Nie niewolnika, ale brata i przyjaciela, którego uważam za wolnego". Ostatecznie Franciszek został zwolniony z więzienia po podpisaniu upokarzającego traktatu pokojowego - 14 stycznia 1526 r. i w marcu wrócił do Francji, a w roku 1530 Eleonora została jego nową żoną).




Tymczasem przenieśmy się teraz znad siedmiu wzgórz Wiecznego Miasta, do położonego nad Bosforem Konstantynopola, gdzie uradowana z wybudowania nowej łaźni (tylko dla siebie i swych dzieci) Hurrem, mogła przyglądać się z okien pięknej okolicy, podziwiając jednocześnie dwa morza (Czarne i Marmara) które akurat tam się ze sobą łączyło. Jej głównym celem było ocalenie życia swoich synów, poprzez wstąpienie na tron jednego z nich (liczyła głównie na najstarszego, czyli Mehmeda), natomiast przeszkodą w tych zamiarach był syn Mahidevran, najstarszy syn Sulejmana - książę Mustafa. Mahidevran przebywała już w Starym Pałacu, ale Mustafa był niebezpieczny i przy wsparciu przebiegłego jak lis wielkiego wezyra - Ibrahima Paszy, mógł skutecznie pokrzyżować jej plany. A system następowania po sobie kolejnych władców był w Imperium Osmańskim niezwykle brutalny i od czasów Mehmeda II każdy kolejny sułtan musiał wymordować swych braci i kuzynów - czy tego chciał, czy nie - bowiem każdy z nich był potencjalnym zagrożeniem nie tylko dla jego władzy, ale przede wszystkim dla jedności i stabilności Imperium Osmanów, a ponieważ nie istniały prawa - takie jak w chrześcijańskiej Europie - gdzie najstarszy syn poprzedniego władcy obejmował tron, przeto każdy zdrowy potomek sułtana, był zagrożeniem nie tylko dla swoich braci, ale nawet... dla swojego ojca i aby utrzymać wewnętrzny pokój, po prostu się mordowano. Książę Mustafa zaś był bardzo popularny wśród poddanych, a szczególnie w wojsku (w korpusie janczarów) i gdyby Sulejmanowi cokolwiek się stało, np. zostałby ranny podczas kampanii wojennej i zmarł w drodze do stolicy, wówczas z pewnością Mustafa zebrałby armię i ogłosił się nowym sułtanem. Co wówczas stałoby się z Mehmedem, Selimem, Bajazydem i Dzihangirem? Co stało by się z Hurrem? Co prawda bracia raczej darzyli się szacunkiem a nawet miłością (wyjątkiem byli Selim i Bajazyd, którzy od młodości za sobą nie przepadali i ciągle wzajemnie konkurowali), ale kto zagwarantowałby, że taki stan utrzymałby się również po objęciu władzy przez Mustafę, tym bardziej że gdyby doszło do jakiegoś nawet niegroźnego buntu janczarów (a takie zdarzały się i podczas panowania Sulejmana, szczególnie niebezpieczny był ten z 1525 r.), mógł on zostać wykorzystany, jako pretekst do rzucenia podejrzeń w kierunku synów Hurrem. Zresztą ona sama z pewnością nie mogłaby liczyć na szacunek czy łaskę Mustafy, ten bowiem jeszcze jako dziecko wielokrotnie widział, jak jego matka płakała przez tę sułtańską niewolnicę. A Mahidevran nie była niewolnicą, tylko księżniczką pochodzącą z rodu Kabardynów i była córką czerkieskiego księcia - Mirzy Temruka, którego syn (a jej brat) również nosił imię Mustafa. Z pewnością w takich okolicznościach teraz Hurrem zostałaby odesłana do Starego Pałacu, gdzie nie było takich wygód jak w Seraju i gdzie byłaby całkowicie odizolowana od swych synów. Nie mogła do tego dopuścić, choć zadanie które sobie obrała, nie było łatwe. Musiała jednak pokonać przeciwności losu i zwyciężyć, bo stawką w tej grze było życie jej synów. Największą zaś i najsilniejszą wówczas przeszkodą na drodze do urzeczywistnienia się planów Hurrem, stanowił wielki wezyr i "najpiękniejszy mężczyzna w całym Imperium" (jak go nazywano) Ibrahim Pasza.




Niestety, Ibrahim był nie tylko potężny i wpływowy, nie tylko był najlepszym przyjacielem Sulejmana - który odnalazł go w jednej z winnic Manisy, gdy był jeszcze nastoletnim chłopcem i zabrał ze sobą - ale przede wszystkim Ibrahim stał się lekkomyślny. Serce jego przelewała pycha, która odbierała mu rozum i zaślepiała go zupełnie. Uznał bowiem, że nie tylko potrafi manipulować sułtanem, ale że wręcz sam jest godny tego tytułu. Podczas kampanii perskiej jego namiot był znacznie piękniejszy od namiotu Sulejmana i ozdobiony nawet specjalnymi kopułami, stojącymi u wejścia. Wszyscy to widzieli, widział to sam sułtan, ale wówczas milczał. Na co liczył? Że człowiek, którego wyciągnął z niewoli i wywyższył tak dalece, iż nie podobało się to przedstawicielom starych rodów, którzy nazywali Ibrahima pogardliwie "konwertytą" (czyniąc aluzję do tego, że nie urodził się jako muzułmanin, a dopiero w niewoli przyjął islam), że ów człowiek się opamięta? Niestety, brak reakcji jest najgorszą reakcją, bowiem pycha - gdy się pojawi - sama nie zniknie i bez pewnego wstrząsu niestety nie obejdzie się. A wstrząs był potrzebny, gdyż Ibrahim pozwalał sobie na coraz więcej. Taki stan rzeczy bardzo radował Hurrem, która wiedziała że przyjaźń przyjaźnią, ale ambicja z czasem zrobi swoje i sułtan będzie musiał ukarać swego wezyra, bo jeśli nie, to wystawi się na pośmiewisko i może nawet stracić tron. Ją samą też wielu oskarżało że czarami utrzymuje przy sobie Sulejmana i to tak, iż ten rzadko lub prawie wcale nie spogląda na inne dziewczęta z haremu. Ale ona była kobietą i w żaden sposób nie mogła zagrozić władzy sułtana, a Ibrahim mógł, i to nawet pomimo faktu że pierwotnie trafił tu jako niewolnik. Był przecież głównodowodzącym armii i zaufanym samego sułtana, stąd tylko krok do obalenia Sulejmana i wprowadzenia na tron np. księcia Mustafy, a potem - kto wiec co mogłoby się stać. Tak więc w tej rozgrywce to Hurrem  była dominującą stroną, a pycha i bezmyślność Ibrahima nie pozwalała mu tego dostrzec. Sułtan również widział rosnącą w Ibrahimie pewność siebie i przekonanie o własnej niezwykłości, a konflikt, jaki wybuchł pomiędzy Ibrahimem a ministrem finansów - Iskenderem Celebim podczas kampanii perskiej, wzbudził jeszcze większe podejrzenia sułtana względem jego towarzysza lat młodzieńczych. Co prawda konflikt ten rozstrzygnięty został na korzyść Ibrahima, a Iskender Celebi popadł w sułtańską niełaskę, lecz mimo to Ibrahim napadł na Celebiego i uwięził go, po czym poddał torturom, starając się oskarżyć go o oszustwo, przywłaszczenie sobie sporych środków należących do sułtana, a także o zdradę i branie pieniędzy od Persów, Celebi jednak - pomimo tortur - nie przyznawał się do winy, przeto ostatecznie Ibrahim nakazał go uśmiercić. Ponoć miało się to stać za zgodą Sulejmana, ale Ibrahim zapewne i tak nie czekałby na zgodę i kazał go powiesić na rynku w Bagdadzie (marzec 1535 r.). Tej samej nocy Sulejman miał dziwny sen, w którym Iskender Celebi chciał go udusić. Przerażony, zastanawiał się, kto tak naprawdę był winien w tym konflikcie i czy Ibrahim mógł go okłamać, zwieść dla własnych korzyści? To był poważny błąd Ibrahima, który jednak był jak w amoku, nie dostrzegał niebezpieczeństw a napędzała go adrenalina jego własnej pychy i chęci dominacji. Zabójcza mieszanka, która niechybnie doprowadziła go do upadku.   

   


 Inną sprawą - często pomijaną - jest prywatny konflikt, jaki wybuchł w domu Ibrahima Paszy. A mianowicie chodzi o spór z Hatice Sultan - siostrą Sulejmana i małżonką Ibrahima, spór ten bowiem wybuchł o inną kobietę. Tak, bowiem Ibrahim wziął sobie... drugą żonę, czego nie wolno mu było czynić, gdyż jako małżonek sułtańskiej siostry, musiał być jej wierny (był to jedyny wyjątek w hierarchii muzułmańskich małżeństw, gdy to kobieta stała wyżej od swego męża). Ten problem jest całkowicie pomijany, bowiem nie wiadomo dokładnie kiedy miał on miejsce i czy nastąpiło to już przy końcu kariery i życia Ibrahima, czy też znacznie wcześniej. Faktem jest jednak, że ów "najpiękniejszy mężczyzna w całym Imperium" wdał się w romans, a następnie poślubił niejaką Muhsine (nic o niej nie wiadomo). Taka sytuacja nie mogła spodobać się Hatice i zapewne ona także skarżyła się na Ibrahima do Sulejmana, potwierdzając negatywne o nim plotki, jakie wcześniej padały z ust Hurrem. Czarę goryczy przelały też informacje o tym, że w czasie kampanii perskiej Ibrahim kazał się zwać "sułtanem seraskierem". Nie było to nic nowego jeśli chodzi o ziemie, które wówczas zajmowali Turcy, gdyż Safawidzi mianowali lokalnych wodzów, których zwano tam po prostu sułtanami. Problem jednak polegał na tym, że dla Turków sułtan był tylko jeden - ten w Konstantynopolu i żaden inny. Dlatego też oficjalne nazwanie się przez Ibrahima "sułtanem", zebranie w swym ogrodzie w Sutluce posągów rzymskich bogów i bogiń zabranych do Konstantynopola po kampanii węgierskiej w 1526 r. (co lud stolicy uważał za bałwochwalstwo), pogardliwy stosunek do Koranu i hadisów (co było podstawą do oskarżania Ibrahima o pozostawanie ukrytym chrześcijaninem i fałszywe przyjęcie islamu), pycha - jaką okazywał wszystkim wokół, twierdząc że ma wpływ na Sulejmana (tak ponoć rzekł w rozmowie z ambasadorem Francji - Jean'em de la Forestem, z którym 18 lutego 1536 r. podpisał układ handlowy), ślub z inną kobietą - to wszystko razem dochodziło do uszu padyszacha i musiało ostatecznie doprowadzić do pęknięcia tej cienkiej, czerwonej linii, jaka dzieliła wielkiego wezyra od upadku. Sułtan nie mógł sobie bowiem pozwolić na plotki, które godziły w jego dobre imię i honor, musiał działać, a ponieważ obcowanie z Ibrahimem stawało się dla Sulejmana coraz bardziej nieznośne, przeto ostateczna decyzja co dalej uczynić z krnąbrnym wezyrem też nie była aż tak trudna do podjęcia. Sułtan postanowił - Ibrahim musi odejść... odejść na zawsze.   
 
 

 
Problem jednak był, ponieważ Sulejman obiecał niegdyś Ibrahimowi, że nigdy nie pozbawi go życia, nigdy go nie zabije. Jak więc teraz miałby - nie łamiąc danego wcześniej słowa - usunąć tego, coraz bardziej pyszałkowatego i niebezpiecznego człowieka? Wówczas do głowy sułtana wpadł iście szatański plan (choć nie wiadomo czy sam go obmyślił, czy też "ktoś" - np. Hurrem - mu go podpowiedział?). Ponoć sułtan miał uznać, iż dał słowo "żywemu", nie "martwemu", a na czym polegał haczyk tej intrygi? Otóż na tym, że Sulejman postanowił zgładzić Ibrahima we śnie, czyli wówczas, gdy - jak sądzono - dusza opuszcza ciało udając się w zakamarki sennego świata. Należało więc pobawić Ibrahima życia, gdy mocno spał, wówczas Sulejman nie złamałby danego słowa, gdyż dusza Ibrahima byłaby poza ciałem. 14 marca 1536 r. Sulejman zaprosił Ibrahima do swego pałacu na wieczorny posiłek (sahur), podczas którego rozpamiętywano dawne czasy, a sułtan sprawiał wrażenie zadowolonego i nawet uściskał swego wezyra. Poprosił go też, aby został w Seraju na noc, by jak dawniej spać w sąsiednich pokojach. Gdy Ibrahim udał się na spoczynek i zasnął, do jego komnaty weszli bezszelestni zabójcy, głuchoniemi wykonawcy sułtańskich poleceń - kaci. Szybko owinęli powrozem szyję Ibrahima, który momentalnie musiał się przebudzić i nawet próbował z nimi walczyć (musiał któregoś skaleczyć, bo potem okazało się że ubranie Ibrahima i ściana wokół jego łóżka poplamiona była krwią). Taka walka jednak nie mogła trwać wiecznie, a Ibrahim był na straconej pozycji, próbując złapać oddech w starciu z pięcioma zawodowymi zabójcami. Sulejman zapewne przysłuchiwał się całemu wydarzeniu zza sąsiedniej komnaty (tak jak w 1801 r. carewicz Aleksander, zaangażowany w spisek na życie swego ojca - cara Pawła I), czekając zakończenia tej okrutnej procedury. Ostatecznie Ibrahim został zaduszony, a jego ciało - zgodnie ze zwyczajem - wyrzucono przed drzwi Seraju. Był już ranek - 15 marca 1536 r. Tego dnia wszystko się skończyło. Skończył się stary Sulejman, ten, który ufał ludziom, który miał przyjaciela i który wierzył w miłość bliskich mu osób. Ten Sulejman zginął wraz z Ibrahimem w jego komnacie, a na to miejsce narodził się nowy Sulejman - podejrzliwy i nieufny, wietrzący spiski i do końca swego życia nie ufający już nikomu innemu, no, może poza Hurrem, swą córką Mihrimah i najmłodszym, kalekim synem Dzihangirem (ze względu na swój widoczny garb i fizyczną niesprawność, jako jedyny był poza wszelkimi podejrzeniami ojca, dlatego też musiał być najbardziej kochany ze wszystkich synów). Tak więc w owym marcowym dniu w Seraju coś się skończyło, a jednocześnie narodziło się coś nowego. Coś, co wkrótce z obawy przed utratą władzy pozbawi życia dwóch swoich synów. To nowe "coś", to sułtan Sulejman - postrach Europy.    




CDN.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz