Łączna liczba wyświetleń

piątek, 28 stycznia 2022

NIEWOLNICE - Cz. LX

CZYLI CZTERY HISTORIE

WSPÓŁCZESNYCH KOBIET

KTÓRE STAŁY SIĘ PRAWDZIWYMI

NIEWOLNICAMI

 
 

 
 

 HISTORIA TRZECIA

SARAH

NIEWOLNICA SEKSUALNA

Cz. VII

 
 
 
 
 
 
PROSTYTUTKA
 
 
 Reece otworzył drzwi z boku szklanej witryny. Weszłam do środka, za mną Sally. Żadna z nas się nie odzywała. Drzwi zatrzasnęły się za nami, a w zamku przekręcił się klucz. Była dziesiąta rano, a ja zaraz miałam się stać prostytutką. Tego ranka byłam jak ogłuszona. Przez całą noc nie udało mi się zasnąć na dłużej niż pięć minut. Z początku starałam się nie słyszeć odgłosów bicia, jakie znosiła Sally na łóżku za mną. Głuchych, odrażających uderzeń pięściami, które lądowały na miękkich częściach jej ciała - tych, które będą mniej widoczne dla klientów, przynajmniej do czasu, kiedy nie znajdą się za blisko, żeby się wycofać. Sally wzięła czarne bikini. Patrzyłam, jak powoli je wkłada. Ciało miała szczupłe, wręcz chłopięce. Dostrzegłam na nim ślady razów, jeszcze świeże po dwunastu godzinach. Bikini zgrabnie opięło jej biodra, ale góra była za duża, pomiędzy miseczką a ciałem zostało sporo miejsca. Kiedy się pochyliła, zauważyłam, że widać jej brodawki piersi. Zaciekawiło mnie, czy to ma jakiś cel. Może to kolejny trik, żeby zwabić klientów? Nie miałam czasu spytać. Skinęła na mnie i szorstkim głosem kazała mi włożyć bikini. Było zimne, wilgotne. W jednej chwili dostałam gęsiej skórki. Zrobiłam pierwszy nieśmiały krok w stronę własnego upadku. Sally otworzyła drzwi łączące mały pokój z tyłu z tym ze szklaną witryną i kazała mi wejść do środka. Sama weszła za mną i podeszła do szyby.
 
- Dobra, zaczynamy. Rozsuwam kotary i otwieram drzwi. Masz tu podejść i wypatrywać klientów. Jeśli ci ktoś wpadnie w oko, musisz go zwabić do środka. Wiesz już, jak to robić. Ja przyglądam się z tyłu. Dzisiaj John będzie chciał konkretnej kasy, a ja nie będę znosić kary za to, że mu za mało. Jasne? 
 
Wiedziałam, że nie mam wyjścia, nie jestem w stanie uciec przed tym, co mnie czeka. Pomyślałam, że może chociaż spróbuję to odsuwać w czasie tak długo, jak tylko się da.
 
- Jest dopiero dziesiąta. O tej godzinie raczej nie będzie klientów, co? Nie możemy sobie posiedzieć i pogadać? 
 
Ale nie zwróciła na mnie uwagi. Rozsunęła ciężkie zasłony, otworzyła szklane drzwi i wskazała miejsce, w którym miałam stanąć. Później usunęła się z pola widzenia. Wyglądałam na ulicę. Na zewnątrz było mnóstwo ludzi, mężczyzn i kobiet. Z przerażeniem uświadomiłam sobie, że są wśród nich tacy, którzy rozglądają się wśród dziewczyn na wystawach. O dziesiątej rano? Wyglądało na to, że usługi seksualne cieszą się tu powodzeniem w godzinach pracy, w każdym razie rano. Po pięciu minutach do moich drzwi podszedł mężczyzna. Nie zrobiłam nic, żeby go zwabić. Po jego minie widać było, że chce wejść do środka. Widziałam ten wyraz twarzy wiele razy - odrażające zwierzęce pożądanie i przypływ adrenaliny sprawiały, że jego oczy były zimne i świńskie. Bałam się, ale wiedziałam, co muszę robić. Otworzyłam drzwi i wpuściłam go do środka. Był pięćdziesięcioletnim Holendrem, ale szybko przeszedł na angielski, kiedy się zorientował, że go nie rozumiem. Wyglądał dość zwyczajnie, gdybym minęła go na ulicy w Gateshead, chyba nie zwróciłabym na niego uwagi. Ale tutaj wyciągał portfel i powiedział, że chce "wszystko". Wymamrotałam coś o dwustu guldenach, a on podał mi zwinięty plik banknotów. Miałam wrażenie, że mój umysł się na chwilę wyłączył, kiedy palcami gmerałam przy bikini. Wpatrywał się we mnie.
 
 


- A zasłony? Nie zaciągasz kotar? 
 
Wypadłam z transu i szybko odcięłam dopływ światła i widok z ulicy. Moje ciało działało tak, jakby sterował nim automatyczny pilot, kiedy mężczyzna podszedł do łóżka i zaczął się rozbierać. Dziwne, ale przez kilka minut starannie składał ubranie, które ułożył w równą kupkę na podłodze przy łóżku, a później odwrócił się do mnie. Znalazłam prezerwatywę i jakoś udało mi się mu ją założyć. No i nadszedł ten moment. Starałam się wymazać wspomnienie kilku kolejnych minut. Starałam się, ale mi się to nie udało. To, co robił, wyryło się tak głęboko, nieodwracalnie w miękkiej, wrażliwej tkance mojej pamięci, że nigdy w życiu nie zblaknie ani nie złagodnieje. Płakałam cały czas, ale jemu chyba się to podobało, bo robił to coraz ostrzej. Jak długo to trwało? Wydawało mi się, i nadal wydaje, kiedy ten film przewija się na nowo w mojej głowie, że całe godziny. Ale to niemożliwe. Pewnie nie zajęło więcej niż dziesięć, piętnaście minut. Kiedy było po wszystkim, kiedy zrobiłam z prezerwatywą to, co kazała mi Sally, wstał, starannie włożył na siebie ubranie i powiedział po prostu: "dzięki". I zniknął. Siedziałam na łóżku, przy zasłoniętych kotarach, w kompletnym szoku. Czułam niewysłowioną ulgę, że mam to za sobą, ale nie byłam w stanie zrozumieć, co tak naprawdę się przed chwilą stało. I dlaczego powiedział: "dzięki", jakbym wyświadczyła mu drobną przysługę, za którą można było się odwdzięczyć tym zwykłym, pustym słowem. Dzięki. Za co? Za to, że dałam ci się zgwałcić? Bo tak to właśnie było. Dziękuję? Nagle zaczęłam drżeć w nieopanowany sposób. Całym moim ciałem wstrząsały potężne dreszcze, miałam wrażenie, że spadam w ciemną, bezkresną przepaść. Już nie byłam Sarah Forsyth. Ta Sarah zakończyła życie, zaduszona przez nową kobietę, którą właśnie się stawałam - Sarah, która puszcza się za pieniądze. Sarah dziwkę. Sally weszła i próbowała mnie uścisnąć, pewnie chciała dodać mi otuchy. Uścisk zrozumienia. Ale nie mogłam znieść niczyjego dotyku. Skóra mnie piekła, czułam się niewiarygodnie brudna. Chciałam zedrzeć z siebie zanieczyszczoną, zdeprawowaną skórę do żywego, czystego ciała. Ale kiedy zaczęłam się drapać, Sally chwyciła mnie za ręce i mocno ścisnęła, a potem zmusiła, żebym się odwróciła i na nią spojrzała.
 
- Posłuchaj. Już po wszystkim. Pierwszy raz masz za sobą. Jest najgorszy, uwierz mi. Masz już z głowy, poradziłaś sobie. Następny będzie łatwiejszy.
 
Chciałam jej wierzyć. Tylko ona stała pomiędzy mną a mężczyznami z ulicy, którzy chcieli wykorzystać moje ciało dla własnej egoistycznej przyjemności. Nagle poczułam potrzebę, żeby jej zaufać. Żeby mnie przytuliła. Teraz wiem, że to klasyczny przykład psychologicznej reakcji na ekstremalną traumę. Tak zwany syndrom sztokholmski, kiedy ofiary czują się emocjonalnie związane ze swoimi oprawcami. Oczywiście, kłamała. Najgorsze wcale nie było za mną, skąd. A kolejny raz wcale nie był łatwiejszy. Następny też nie. Do obiadu obsłużyłam jeszcze dwóch mężczyzn. Każdy raz był tak samo trudny jak ten pierwszy. Za każdym razem płakałam cicho, kiedy mnie wykorzystywali, a oni robili to dalej, jakby było to normalne. Za każdym razem w milczeniu napierali na mnie nieustępliwie, aż znaleźli ulgę, której szukali. A potem rzucali przed wyjściem zdawkowe: "dziękuję". Zastanawiałam się, kim są ci mężczyźni. Skąd pochodzą? Czy mają żony, są w związkach? A może są samotni i zdesperowani? I jak zostali wychowani, skoro wydaje im się, że seks za pieniądze i narzucanie swojej osoby wyraźnie nieszczęśliwej i niechętnej nieznajomej nie jest niczym złym. Sally przez cały czas siedziała w małym pokoju obok żeby w razie czego mieć na mnie oko, jak powiedziała. I cały czas wciągała kreski koki, a potem paliła wielkie, ostro zakończone jointy. Sprawiała wrażenie mocno naćpanej i zastanawiałam się, jaki miałabym z niej pożytek, gdybym rzeczywiście znalazła się w tarapatach. Ku mojemu zaskoczeniu poczułam, że jestem głodna. Spojrzałam na zegarek, była czternasta. Nie jadłam śniadania, poczułam, że mój żołądek potrzebuje czegoś, czegokolwiek, żeby moje ciało mogło dalej funkcjonować. Spytałam Sally o obiad, a ona posłała mi takie spojrzenie, jakby chciała spytać: "Chyba pomyliłaś miejsca?" - To nie praca biurowa, Sarah. Nie ma przerwy na lunch. Nie możemy sobie wyskoczyć, żeby coś zjeść ani zajrzeć do sklepu. Pracujemy całą zmianę, bez przerwy. Pogrzebała w torebce i podała mi coś, co wyglądało na garść różnokolorowych pigułek. Widziałam, ile narkotyków brała i bałam się najgorszego. Odskoczyłam od jej wyciągniętej dłoni.
 
- Częstuj się. To m&m’sy, nie żadne pieprzone piguły. Na inny lunch nie masz co liczyć. 
 
Słowo lunch wymówiła z takim sarkazmem, że wybuchnęłam histerycznym śmiechem. Spojrzała na mnie i też zaczęła się śmiać. Nagle uderzyła mnie rzeczywistość i śmiech zamienił się w szloch. Padłyśmy sobie w ramiona i płakałyśmy. Ale m&m’sy zjadłyśmy. Sally zgodziła się obsłużyć kilku następnych klientów. Zamieniłyśmy się miejscami i teraz ja siedziałam w pokoju obok, żeby mieć na nią oko. Pokój był przesiąknięty papierosowym dymem. Paliła bez przerwy przez cały ranek i powietrze było ciężkie od zapachu nikotyny. Paliłam od dziecka i byłam uzależniona od tytoniu, ale nawet mnie brakowało tlenu w tej ciężkiej, duszącej atmosferze. Chciałam otworzyć drzwi, żeby wpuścić trochę świeżego powietrza i odrobinę bladego słonecznego światła, które sączyło się do brudnego pokoju. Ale, oczywiście, nie mogłam. Reece zamknął nas na klucz i nie sądziłam, żeby Sally go miała. Popołudnie mijało, a ja złapałam się na tym, że sięgam do jej paczki papierosów, których najwyraźniej miała spory zapas - i odpalam jeden od drugiego. Jesteś w tym niecały dzień, powiedziałam sobie, a już zaczynasz powielać stereotyp, który pokazują w telewizji - tania dziwka, paląca jak opętana. Postanowiłam sobie, że zwolnię, że pomiędzy jednym a drugim papierosem odczekam co najmniej pół godziny. Ale nie dałam rady. Szybko dały znać o sobie nuda i depresja. Po niedługiej chwili znowu odpalałam nowego papierosa od tlącego się niedopałka poprzedniego. Palenie wydawało się jedynym sposobem odmierzania czasu, który upływał w tym ponurym, obskurnym małym świecie. Sally załatwiła dwóch klientów - było to leniwe popołudnie, jak powiedziała - a potem oznajmiła mi, że teraz znowu moja kolej. Zmusiłam się, żeby wejść do pokoju, stanęłam przy samej szybie i wyglądałam na ulicę. Ludzie odwzajemniali spojrzenia. Co sobie myśleli na mój widok? Co przemykało im przez myśl, kiedy widzieli przestraszoną drobną kobietę, a właściwie dziecko, w przebraniu dorosłego, siłą wepchnięte w świat dorosłych? Wkrótce popołudniowy interes znowu się rozkręcił, a z nastaniem wieczoru ruszył pełną parą. Miałam wrażenie, że przy mojej witrynie pojawia się klient za klientem. W przygnębiającej liczbie chcieli wejść do środka. W pewnej chwili dwóch mężczyzn kłóciło się nawet o to, który z nich był pierwszy. Z tego, co widziałam, prostytutki w innych witrynach na tej ulicy nie cieszyły się takim wzięciem. Mężczyźni przechadzali się w tę i z powrotem, porównywali i wracali popatrzeć na mnie. Miałam wrażenie, że jestem manekinem w jakimś dziwnym sklepie z ubraniami i że potencjalni klienci podziwiają stroje, które prezentuję i porównują je z kreacjami innych projektantów na innych manekinach. Tyle że nie był to butik, a my nie miałyśmy na sobie ciuchów prosto od dyktatorów mody. Nie miałyśmy na sobie prawie nic. To był sklep mięsny - wystawa rzeźnika - a dziewczyny w oknach udawały części tuszy. Jednak nie tłumaczyło to, dlaczego moja witryna przyciągała taką uwagę. Podczas jednej z niewielu przerw spytałam Sally, dlaczego stałyśmy się tak popularne.
 
 

 
- To nie my, Sarah, tylko ty. Z dwóch powodów. Po pierwsze, jesteś nowa. Wielu klientów często przychodzi do Dzielnicy Czerwonych Latarni, bywają tu kilka razy w tygodniu. Czasami kupują, czasami nie, ale rzeczą, która przyciąga ich zawsze, jest nowa dziewczyna. "Świeże mięso", jak to tu nazywamy. Po drugie, twój wygląd. Ile masz lat? Dziewiętnaście? Nie wyglądasz na więcej niż czternaście, przyciągasz facetów, którzy lubią młody i świeży towar. To ma tu prawdziwe wzięcie, jesteś dla nich bezpiecznym sposobem na zaspokojenie fantazji o pieprzeniu małej dziewczynki. 
 
Jakby na potwierdzenie jej słów, następnym klientem był mężczyzna w średnim wieku, Niemiec, sądząc po silnym akcencie. Pieprząc mnie, powtarzał:
 
- No i kto jest małą córeczką tatusia? 
 
Czy miał pojęcie, jaką krzywdę wyrządzały mi te słowa? Jakie wspomnienia przywoływały? Mojego ojca, który molestował mnie, odkąd skończyłam trzy lata. Oczywiście, że nie wiedział. Ale powinien był. Powinien był zadać sobie pytanie, co ta młoda dziewczyna tu robi? Czemu pieprzy się ze mną za pieniądze? Co przydarzyło jej się w życiu, że się znalazła w takim położeniu? Bo gdyby się zastanowił, może by zgadł? Może domyśliłby się, że tak naprawdę wykorzystuje dziewczynę, która była molestowana seksualnie przez całe życie. Ale jego to nie obchodziło, nie spytał. Skupiał się jedynie na tym, żeby wpychać we mnie swój penis i pieprzyć mnie. Zatapiał się w świecie fantazji o kazirodczym gwałcie dziecka. Kiedy wyszedł, pochyliłam się nad małą umywalką i zwymiotowałam. Czułam smak gorzkiej żółci, przyglądając się na pół strawionym kolorowym m&m’som wirującym w zlewie i wpadającym do odpływu. Sally stanęła za mną i ostrożnie dotknęła mojego ramienia. Wyjęła jointa, bez słowa pokazała, że tego właśnie mi trzeba. Wzięłam z jej palców niewielki papierek w kształcie rożka, uniosłam do ust i zaciągnęłam się mocno dymem o słodkawym smaku. Zaczęłam kaszleć i dusić się, oczy zaszły mi mgłą, chociaż nie spuszczałam ich z Sally. Mimo to wciągnęłam dym głęboko do płuc. Chciałam, żeby mnie otumanił, owinął mnie, mój skatowany umysł i obolałe ciało wielkim, wygodnym kocem poczucia ulgi. Czułam, jak dym przedziera się w dół gardła, czułam mdły smak na języku, aż w końcu fala oszołomienia dotarła do mojego umysłu. Poddałam się - chętnie i z wdzięcznością - jej ogłuszającemu działaniu. I w tej chwili przepadłam. Do końca zmiany obsłużyłam dziesięciu klientów, a Sally czterech. Stos zużytych prezerwatyw i chusteczek sięgał do samej krawędzi kosza, a na Reece’a czekał plik ponad dwóch tysięcy guldenów. Wypaliłam też kolejnych pięć jointów, radośnie witając potężne fale środka znieczulającego, który zalewał mnie z każdym zaciągnięciem. Sally wyjaśniła, że to hasz - haszysz, żywica konopi indyjskich - i chociaż jest o wiele razy mocniejszy niż joint, za którego w Anglii można wylądować w więzieniu, tu, w Amsterdamie, jest sprzedawany całkiem jawnie.
 
- Kupuje się je u facetów, którzy prowadzą kawiarnie, te z narkotykami, wiesz? Chyba słyszałaś o kawiarniach? 
 
Skinęłam niemrawo. Czytałam o nich w przewodnikach, które pochłaniałam, kiedy Amsterdam był dla mnie miejscem marzeń, a nie koszmarów. Wtedy się uśmiechałam, przeglądając zabawne opisy amsterdamskich kafejek sprzedających haszysz. Poza tym każdy chyba o nich słyszał i wiedział, że w rzeczywistości jest to mądry, długoterminowy eksperyment, skazany na sukces. W gazetach w moim kraju co chwilę pojawiały się wychwalające je artykuły, które opisywały, jak to kafejki rozwiązały problem twardych narkotyków, który wymykał się w Holandii spod kontroli. Sally wyjaśniła, że mogę o tym zapomnieć.
 
- Nic nie wiesz o kawiarniach. Nie znasz prawdy. Nie wiesz, co się tam naprawdę dzieje. Wcześniej czy później się przekonasz. Ale na dzisiaj wystarczy. To twój pierwszy dzień, nieźle sobie poradziłaś. Jutro nie będzie tak źle. Teraz już jesteś profesjonalistką. Prosty, jak nas tu nazywają. 
 
Mówiła to tak, jakbym miała z czego być dumna. Jakbym zrobiła coś wielkiego. Czułam się prawie tak, jakbym miała zostać odznaczona jakąś surrealistyczną odznaką skauta. Dobra robota, Sarah Forsyth, naprawdę zasłużyłaś na odznakę za pieprzenie się z facetami za pieniądze. Zostajesz przyjęta do zastępu Prosty. Ale mimo oparów haszyszu wiedziałam, że nie zrobiłam niczego dobrego. Pozwoliłam się seksualnie wykorzystać, dziesięć razy, mężczyznom, których zupełnie nie obchodziło, jaki ból mi sprawiają. I po raz pierwszy spróbowałam narkotyków. Nie zasłużyłam na żadną odznakę. Nie zrobiłam nic, żeby ktokolwiek mógł być ze mnie dumny. Wiedziałam, kim jest Sarah Forsyth. I kim będzie od tej pory - tanią dziwką. Prosty. Nie było już Sarah Forsyth, wykwalifikowanej opiekunki z Gateshead. To była stara Sarah. Ta nowa, która żyła, a raczej egzystowała, w Amsterdamie, znacznie się od niej różniła. Była prostytutką.
 
 
 

  
 CDN.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz