Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 3 stycznia 2022

SUŁTANAT KOBIET - Cz. XXX

HAREMY WYBRANYCH WŁADCÓW

OD MEHMEDA II ZDOBYWCY

DO ABDUL HAMIDA II

 



 

SERAJ SULEJMANA WSPANIAŁEGO

Cz. XIX






 
 ŻONA
SERAJ POD RZĄDAMI ROKSOLANY/HURREM
(1534-1558)
Cz. IV
 


KASTYLIJSKI CEZAR

 
 Hiszpańska wyprawa na Tunis podyktowana była obawą, że oto w północnej Afryce powstanie jedno muzułmańskie państwo Maghrebu pod władzą Hayreddina Barbarossy - dzierżącego tam władzę jako osmański lennik. Taka sytuacja - w połączeniu z wrogą wobec Hiszpanii polityką Francji - króla Franciszka I oraz Anglii - Henryka VIII - oznaczałaby realne okrążenie Hiszpanii od południa, północy i wschodu (jedynie droga zachodnia, ku koloniom w Ameryce Środkowej i Południowej pozostawała jeszcze w miarę bezpieczna) i spowodowałaby utratę przez ten kraj mocarstwowej pozycji w Europie. Celem więc cesarza Karola V, było wypchnięcie muzułmanów na wschodnie wody Morza Śródziemnego i podporządkowanie sobie całego Maghrebu. Pomocny w tym dziele miał się okazać zbiegły do Hiszpanii kalif Sułtanatu Hafsydów (dzisiejsza Tunezja) - Muhammad V al-Hasan, który po zdobyciu Tunisu przez Hiszpanów miał zostać przywrócony do władzy i panować odtąd jako lennik Karola V. Cesarz począł więc przygotowania do wielkiej inwazji morskiej (drugą tak dużą inwazję zorganizuje w pięćdziesiąt lat później syn i następca Karola V - Filip II, a celem jego Wielkiej Armady będzie podbój Królestwa Anglii), choć początkowo starał się utrzymać swe plany w tajemnicy, ale rozmach owego przedsięwzięcia szybko wyszedł na jaw. Jednym z bezpośrednio wtajemniczonych w cesarskie plany ataku na Tunis, był hiszpański kardynał - Juan Pardo de Tavera, który jednak starał się wyperswadować władcy ów zamiar, a przynajmniej zniechęcić go do osobistego udziału w tej wyprawie. De Tavera podkreślał, że życie cesarza rzymskiego (i króla Hiszpanii) jest zbyt cenne, aby narażał się na niepewną i niebezpieczną kampanię, tym bardziej że jego potomek - don Felipe (późniejszy król Filip II) - miał wówczas zaledwie osiem lat. Karol V nie zamierzał jednak słuchać owych rad i zdecydowanie zapowiedział osobisty udział w wyprawie na Tunis.

Swe wsparcie w tej inwazji ogłosił również papież - Paweł III (który przed objęciem pontyfikatu nosił nieoficjalny tytuł: "kardynalskiej peleryny", jako że za młodu stręczył swą siostrę - Julię Farnese papieżowi Aleksandrowi VI, czyli Rodrigo Borgii w zamian za kapelusz kardynalski). Papież ów liczył sobie wówczas (1535 r.) 67 lat i choć został niedawno wybrany na konklawe (13 października 1534 r.) to jednak wydawało się, że długo nie pożyje, jako że cierpiał na wiele dolegliwości (ledwie chodził, a jeśli już to podtrzymywany i zgięty w pół, z trudem też oddychał), dlatego też większość kardynałów spodziewała się że jego pontyfikat będzie krótki i przejściowy (kardynał Trivulzio, widząc z jakim trudem nowy papież zdołał podejść do tronu piotrowego i na nim zasiąść, stwierdził wprost: "To nie jest papież, to papiestwo w zawieszeniu"). Wszyscy oni jednak się przeliczyli, jako że Paweł III sprawował pontyfikat przez piętnaście lat, a w czasie jego rządów miały miejsce kluczowe wydarzenia w dziejach świata (wydany został Akt Supremacji Anglii - 3 listopada 1534 r. - czyniący z Henryka VIII głowę Kościoła i zrywający związki z Rzymem; 18 października 1534 r. w Paryżu wybuchła tzw. "Afera Plakatów" rozwieszanych przez zwolenników Jana Kalwina o wybitnie antykatolickiej treści, która potem doprowadziła do wybuchu wojen religijnych we Francji; w 1535 r. założono żeńskie zgromadzenie zakonu Urszulanek [zatwierdzone przez Pawła III w 1544 r.] a zajmujące się opieką nad kobietami i dziewczętami będącymi ofiarami wojen; w 1540 r. założony został zakon Bonifratrów, którego ojcem założycielem był Portugalczyk - Jan Ciudad [św. Jan Boży], będąc wcześniej żołnierzem, trafił on po bitwie do szpitala i tam właśnie doznał olśnienia, postanowił swoje życie odtąd poświęcić opiece ofiarom wojen i wszelkim potrzebującym; podobną wspólnotę zakonną  - zgromadzenie Jezuitów założył - sierpień 1534 r. - hiszpański żołnierz Inigo Lopez de Loyola, ranny w obie nogi podczas obrony Pampeluny w bitwie z Francuzami w 1521 r., zakon Jezuitów został zatwierdzony przez papieża Pawła III - 27 września 1540 r. Ale jednym z największych osiągnięć tego papieża, było przede wszystkim wydanie w 1537 r. bulli "Sublimis Deus", w której po raz pierwszy od czasów odkrycia Ameryki, jasno i otwarcie Kościół definiował że wszyscy ludzie są "dziećmi Bożymi" i wszyscy są sobie "braćmi". Była to prawdziwa rewolucja jak na tamte czasy, gdyż władcy europejskich krajów, którzy podejmowali zamorskie wyprawy do Nowego Świata, zamierzali te ziemie kolonizować i eksploatować, a lokalną tubylczą ludność indiańską zamienić w niewolników, gdyż uważano ich za podludzi, takie prawie zwierzęta, przeznaczone tylko do ciężkiej pracy na rzecz nowych panów. I w tym właśnie momencie bulla "Sublimis Deus" jasno stwierdzała że nikogo nie wolno zniewalać, gdyż wszyscy ludzie - a dodawano tam oficjalnie że ludźmi są również amerykańscy Indianie i afrykańscy Murzyni - są równi wobec Boga. Innym osiągnięciem tego papieża było też zwołanie soboru powszechnego w Trydencie [1545-1563], dającego osłabionemu dotąd Kościołowi drugi oddech do walki z postępującą reformacją religijną).

Papież wysłał zatem królowi Hiszpanii sześć swoich galer wraz z załogami (których wystawienie opłaciły specjalnym podatkiem rzymskie prostytutki, w zamian za zbawienie swej duszy. Był to - jak twierdził papież - ich osobisty wkład w walkę z Maurami, a ponieważ w ówczesnym Rzymie było ok. 45 000 prostytutek na 100 000 mieszkańców miasta, zatem do papieskiej kiesy wpadł niezły grosz i aż dziw bierze że wystawiono tylko sześć okrętów. Cóż, Paweł III miał również - prócz zalet - także i sporo wad, np. lubił otaczać się dużym przepychem, to on przecież zlecił Michałowi Aniołowi wykonanie fresków w Kaplicy Sykstyńskiej, a o jego balach maskowych - na które również zapraszał wiele kobiet i to zarówno damy jak i panie lekkich obyczajów - opowiadano sobie anegdoty w całej Italii). Swoje okręty przysłali też: król Portugalii - Jan III Pobożny (szwagier Karola V) w liczbie 23 karawel, doża Genui - Battista Lomellini w liczbie 12 okrętów, oraz wielki mistrz Zakonu Joannitów - Piero de Ponte w liczbie 4 okrętów. Cesarz Karol V sam wystawił flotę w liczbie: 100 okrętów Kastylii i Aragonii, 12 z Neapolu i Sycylii (ziemiami tymi również wówczas władali hiszpańscy królowie), 16 swoich galer dał Andrea Doria (którego Karol V mianował dowódcą całej wyprawy), oraz wystawiono 280 hiszpańskich statków transportowych, mających przewieść żołnierzy na afrykański brzeg. Łącznie więc cesarska Armada w Hiszpanii składała się z ponad 450 okrętów i ok. 30 000 żołnierzy. Tej sile Hayreddin Barbarossa - dowodzący obroną Tunisu - mógł przeciwstawić zaledwie 60 galer i kilka tysięcy wojska. Do armii inwazyjnej Karola V zaciągało się też wielu awanturników, marzących o łatwym zwycięstwie i ogromnych łupach. Samej hiszpańskiej szlachty królewskiej (tej będącej najbliżej króla) stawiło się podczas przeglądu armii w Barcelonie - 1500 rycerzy, a wśród nich tacy możni panowie jak: Fernando Alvarez de Toledo wielki książę Alba czy Garcilaso de la Vega. A oprócz tego wielu możnych z Portugalii i z Italii.

Cesarz pożegnał się jeszcze w Madrycie ze swą małżonką - Izabelą Portugalską, powierzył jej wszelkie pełnomocnictwa do sprawowania władzy podczas jego nieobecności i 2 marca 1535 r. żegnany przez swą rodzinę i poddanych "jak na Cezara przystało", opuścił z wojskiem Madryt i przez Medinaceli, Saragosę i Leridę dotarł 3 kwietnia do Barcelony. Co ciekawe - cel wyprawy znany był zaledwie garstce wtajemniczonych w cesarskie plany i większość nie wiedziała dokąd ich pan zamierza się wyprawić, a mimo to tłumy ciążyły ku Barcelonie, gdzie wyznaczono obóz koncentracji wojska (przed wyprawą na Sardynię, gdzie miały dołączyć oddziały włoskie i niemieckie). Według świadka tamtych wydarzeń, królewskiego kronikarza Sandovala: "Szlachty i pospólstwa było tyle, że brakło dla nich miejsca w mieście, a ulicami nie można było przejść. Jedni przybyli zobaczyć tę wspaniałą flotę, inni w zamiarze popłynięcia nią". Lud przyciągały nie tylko okręty, ale również barwne orszaki hiszpańskich donów, którzy przybyli na wyprawę ze swymi giermkami i paziami. Pięknie ozdobione konie, ludzie we wspaniałych szatach i połyskujących w słońcu zbrojach, to wszystko sprawiało wrażenie olśniewającej blaskiem chwały wielkiej przygody w której nie uczestniczyć było wielką stratą. Sam cesarz prezentował się doskonale jako nowy Cezar - zdobywca Afryki. Przypominano wówczas, że to właśnie dokładnie 1580 lat wcześniej Juliusz Cezar w bitwie pod Tapsus w Afryce rozbił ostatecznie siły Pompejańczyków pod wodzą Kwintusa Korneliusza Scypiona Nazyki, Marka Porcjusza Katona Młodszego oraz króla Numidii - Juby I. Teraz tamten triumf powtórzyć miał wraz ze swą armią drugi Cezar - Karol V Habsburg, władca imperium nad którym nigdy nie zachodziło słońce. Ten triumf miał stać się początkiem triumfu Hiszpanii i zepchnięciem muzułmanów na wschodnie wody Morza Śródziemnego, aby potem zmiażdżyć ich na Bałkanach i wreszcie wyzwolić z ich rąk Konstantynopol, podobnie jak tamto zwycięstwo sprzed 1580 lat zapoczątkowało nową epokę w dziejach świata - upadek Republiki i narodziny Cesarstwa Rzymskiego.



 

  
  Wyprawa ku brzegom Afryki ruszyła 31 maja 1535 r. Towarzyszyła jej radość, zabawa i muzyka żegnająca bohaterów wyruszających do walki. W pobliżu portu Cagliari na Sardynii, flota ta połączyła się jeszcze z 74 galerami sprowadzonymi przez markiza Vasto i z ok. 30 000 żołnierzy z Italii i z Niemiec, co powodowało że flota cesarska liczyła już teraz ponad 520 okrętów i 60 000 wojska. Barbarossa nie miał żadnych szans w starciu bitewnym na morzu z taką potęgą, dlatego też dokonywał jedynie nielicznych, nocnych wypadów na niektóre statki aby je spalić, ale w większości próby te i tak kończyły się niepowodzeniem. Tunis był skutecznie odcięty od strony morza, lecz górująca nad miastem twierdza la Goletta (Halk al-Wadi) skutecznie uniemożliwiała wszelkie próby wysadzenia na brzegu desantu. Ostatecznie jednak przeważyła liczebność oraz siła ognia z dział okrętowych i udało się podejść pod twierdzę. Ale zapał obrońców wcale nie osłabł i jak zapisał Karol V w swym liście do siostry, królowej Węgier - Marii Habsburg: Barbarossa "ostrzeliwał nas swoją artylerią, my odpowiadaliśmy; jego arkebuzerzy dawali do nas ognia, my robiliśmy to samo, ruszał do szarży na nas, my też. Wycofał się, a my go ścigaliśmy, aż zdobyliśmy część jego artylerii, a wodę mieliśmy za naszymi plecami". Ostatecznie la Goletta padła po tym, jak Hiszpanie wygrali bitwę o dostęp do wody pitnej (opanowano kilka studni dostarczających czystą wodę do twierdzy), obrońcy więc uciekli do miasta, gdzie się zabarykadowali. Tam jednak czekała ich niemiła niespodzianka, gdy nagle ruszyło na nich 50 000 uwolnionych z kajdan chrześcijańskich niewolników, którzy zaatakowali obrońców i otworzyli wojskom cesarskim bramy Tunisu. Barbarossa, widząc że nie ma już o co walczyć, przedostał się ze swoim orszakiem na mały okręt i szybko stamtąd odpłynął, kierując się w stronę Algieru. Karol V w pięknym orszaku wjechał nazajutrz po bitwie do zdobytego miasta (lipiec 1535 r.). U jego boku stał obalony wcześniej przez Barbarossę - kalif Muhammad V al-Hasan, który odtąd miał sprowadzać władzę jako cesarski lennik. Większość muzułmanów liczyła, że skoro cesarz przywrócił poprzedniego władcę, to ten nie pozwoli zwycięzcom dokonać rzezi i rabunków na mieszkańcach, ale te nadzieje okazały się płonne. Al-Hasan był jedynie marionetką w rękach Karola V bez prawie żadnej realnej władzy. Jego rola sprowadzała się do wykonywania poleceń cesarza, które przedstawiał mu hiszpański komendant garnizonu w Tunisie. Poza tym Muhammad V cieszył się z przynajmniej tej namiastki władzy, a większość czasu i tak spędzał w swym haremie, w którym miast kobiet znajdowali się sami chłopcy oraz młodzi mężczyźni.

Co prawda cesarz również nie pragnął zniszczenia miasta, ale musiał dać swoim żołnierzom trzy dni i dwie noce na jego łupienie, i tak też się stało. Zwycięscy Hiszpanie, Włosi oraz Niemcy dokonali przez te trzy dni ogromnych zniszczeń, rabowano wszystko, co przedstawiało jakąkolwiek wartość, zamordowano 30 000 muzułmanów (mężczyzn) tylko dla rozrywki, podrzynając im gardła, zaś ich żony i córki wzięto sobie na nałożnice lub sprzedano handlarzom niewolników albo też do domów publicznych w Sewilli, Kadyksie czy Kartagenie. Mordowano również tych chrześcijańskich niewolników, którzy dla poprawy swego położenia wcześniej przyjęli islam. Ograbiano meczety, a to, czego nie dało się zabrać i wywieść - niszczono na miejscu. Ostatecznie Hiszpanie pozostawili w mieście (w twierdzy la Goletta) 1 000 żołnierzy i 10 okrętów, a Muhammad V musiał od tej pory płacić cesarzowi coroczną daninę w wysokości 12 000 koron, ścigać i karać muzułmańskich korsarzy grasujących na pobliskich wodach, przeznaczyć część budynków w mieście na katolickie kościoły i uznać praktykowanie katolicyzmu na swoich ziemiach. Karol V triumfował i choć nie poszedł za ciosem i nie skierował się teraz na Algier, lub nie próbował opanować większej części Tunezji, to jednak osiągnął niewątpliwy sukces militarny i polityczny. Stał się pogromcą niewiernych, nowym Cezarem i godnym następcą Karola Wielkiego. Największe zaniepokojenie zwycięstwo to wywołało w Paryżu i w Londynie, gdzie król Henryk VIII realnie mógł się obawiać ze strony "triumfującego Cezara" podobnej takiej inwazji na Anglię w obronie Katarzyny Aragońskiej, zamkniętej z rozkazu Henryka VIII w domowym areszcie na zamku Kimbolten; tym bardziej że król w obronie swej nowej małżonki - Anny Boleyn był w stanie skazywać na śmierć nawet ludzi z którymi przyjaźnił się od swej młodości, jak na przykład Tomasza Morusa, ściętego w Tyburn 6 lipca 1535 r. Henryk VIII miał więc rzeczywiście powody, aby obawiać się ewentualnej inwazji zwycięskiej hiszpańskiej floty Karola V. 

  

 
Natomiast w Konstantynopolu upadek Tunisu nie spowodował większych obaw, a można wręcz powiedzieć że praktycznie żadnych. Fundamenty Imperium Osmańskiego nie zostały tą stratą nawet draśnięte, Hayreddin Barbarossa wydostał się z Tunisu i już planował kolejne akcje odwetowe, łącznie z atakami na hiszpańskie wybrzeża i okoliczne wyspy. A poza tym cesarz Karol nie zamierzał już płynąć ku Grecji i Konstantynopolowi - jak wcześniej planował - a zawrócił do Italii, aby tam - wzorem dawnych cezarów - odbyć wspaniały triumf w Rzymie u stóp samego Ojca Świętego. Upadek Tunisu był więc jedynie małą przegraną bitwą, choć cesarska propaganda rozniosła go po całej Europie jako nieprawdopodobny triumf chrześcijańskiego oręża w walce z Maurami. Zatem Sulejman nie zmieniał niczego w swej dotychczasowej polityce i nie planował szybkiej kontrofensywy w celu powstrzymania sukcesów chrześcijan na morzu. Spędzał czas tak jak dotąd, u boku swej Hurrem, która od niedawna mogła się już cieszyć swoją własną łaźnią, wybudowaną z polecenia sułtana specjalnie dla niej i jej dzieci, jako że w łaźni haremowej na życie sułtanki ktoś miał przeprowadzić zamach, dodając jej do kosza z owocami (które spożywała w łaźni) jadowitą żmiję. Dlatego też sułtan w obawie o życie swej ukochanej małżonki, pozwolił jej na niezależne od innych kobiet korzystanie z oddzielnej łaźni. Nic jednak nie wiadomo na temat ewentualnego śledztwa w sprawie zamachu na życie Hurrem, dlatego też większość historyków uważa że do takowego nigdy nie doszło. Trudno dziś stwierdzić jak było naprawdę, faktem jednak jest że dodatkowa łaźnia została zbudowana w Pałacu Topkapi (sułtan np. miał dwie łaźnie w swojej części Pałacu zwanej selamikiem, jedną oficjalną, a drugą do miłosnych spotkań z wybranymi dziewczętami z haremu). Zbudowano specjalnie dla Hurrem nie tylko samą łaźnię, ale również pokój wypoczynkowy i jedynie czego tam brakowało, to oddzielnego basenu, który był w łaźni przeznaczonej dla wszystkich haremowych kobiet, jak również drugi znajdował się w pałacowym ogrodzie (otoczonym wysokim murem, tak, aby bez obaw mogły w nim kąpać się kobiety sułtana). Myciem samego sułtana jak i sułtanki zajmowały się specjalnie w tym celu szkolone niewolnice. Podawały one mydło, trzymały dzbany z wodą do polewania i szykowały ciepły ręcznik do wytarcia ciała (choć pomieszczenia te i tak były podgrzewane). Dodatkowo podczas strzyżenia sułtańskiej brody lub włosów na głowie, niewolnice skrupulatnie zbierały każdy włosek i wkładały go do kufra, a gdy już uzbierała się w nim spora liczba owłosienia, wysyłano go do Medyny - świętego miasta muzułmanów. Bieliznę i ubrania sułtana prano sześć razy dziennie w specjalnych miednicach, zaś stroje sułtanek tylko dwa razy dziennie.

A tymczasem cesarz Karol V przemierzał właśnie Sycylię i południowe Włochy, kierując się w stronę Neapolu, który bardzo pragnął ujrzeć (jak mawiał Kazimierz Przerwa-Tetmajer: "Lepsze polskie gówno w polu, niżli fiołki w Neapolu" 😄). Wicekrólem Królestwa Neapolu był od 1532 r. niejaki Pedro Alvarez di Toledo, który odznaczał się niewielkim wzrostem, a ożenił się on z Marią, markizą di Villafranca (dziedziczką potężnej fortuny markizatu Villafranca), która to była wysoką dziewczyną (wyszła za don Pedra w wieku trzynastu lat), co sprawiało dość komiczne wrażenie, gdy owa para pojawiała się na ulicach miasta. Don Pedro był jednak dobrym gospodarzem i w ciągu swoich dwudziestoletnich rządów w Neapolu (do lutego 1553 r. i feralnej wyprawy na Sienę podczas której zginął) znacznie upiększył to miasto, zreformował sądownictwo, utemperował butę baronów, choć jednocześnie wprowadzał nowe podatki i często skazywał ludzi na karę śmierci za niepodporządkowanie się wydanym przez siebie rozporządzeniom (łącznie podczas swoich rządów oddał katu ok.... 80 000 poddanych). Cesarz Karol przybywszy do Neapolu, został pięknie powitany przez don Pedra i jego małżonkę i zamieszkał na Zamku Castel-Nuovo. Przyjmował tam delegacje książąt oraz ambasadorów z całych Włoch a Pedro Alvarez di Toledo zadbał, aby cesarz nie nudził się podczas wizyty w Neapolu, dlatego też organizował dla niego świetne bale, turnieje rycerskie a nawet walki byków (don Pedro jeszcze w Hiszpanii dał się poznać jako świetny torreador). Karol V mile spędzał czas również w towarzystwie pięknych kobiet, których bez liku zjeżdżało wówczas do Neapolu (często wielkie rody używały urody swych cór aby cokolwiek uzyskać od cesarza, znając jego słabość na niewieście wdzięki). Na przykład donna Maria d'Aragona, markiza del Vasto szybko zwróciła uwagę Karola V swą delikatnością, powabem i kokieteryjnym szykiem, przyciągając go ku sobie. Markiza del Vasto w ten właśnie sposób pomagała swemu małżonkowi, księciu di Salerno w jego konflikcie z don Pedro Alvarezem i podczas rozmów z cesarzem starała się delikatnie dać do zrozumienia, że di Toledo jest tyranem i nie powinien dłużej sprawować swej funkcji wicekróla Neapolu. Cesarz był nią oczarowany, ale czar pryskał, gdy ona odchodziła, przeto don Pedro mimo wszystko pozostał na swym urzędzie. Inną damą, starającą się o spotkanie ze "zwycięskim Cezarem", była Lukrecja Scaglione - pani o równie pięknej urodzie, a jednocześnie mądra i odważna (ponoć nosiła przy sobie szpadę i potrafiła się nią posłużyć).

Najbardziej jednak uwagę cesarza przykuła siostra Marii - Joanna (Giovanna) d'Aragona - córka księcia Montalto, Ferdynanda Aragońskiego. Była to bowiem kobieta ciesząca się radością życia, olśniewającą urodą, dowcipem i inteligencją. Pisywała pełne humoru wiersze a każde jej pojawienie się w towarzystwie czyniło z niej królową zainteresowania mężczyzn i prowadziło do przybladnięcia wszystkich innych dam. O jej urodzie rozpisywano się w wielu językach (po łacinie, włosku, grecku, francusku, hiszpańsku, angielsku, niemiecku, polsku, węgiersku a nawet po hebrajsku i chaldejsku), ponoć jeszcze w wieku lat pięćdziesięciu (Giovanna urodziła się w 1502 r.) jej uroda przyprawiała o zazdrość nawet dużo młodsze panny i mężatki (w roku 1551 specjalnie zebrali się w Wenecji uczeni i poeci z różnych miast Italii, aby oddać cześć pięknu donny Joanny, efektem tego zebrania w 1555 r. Girolamo Rucelli - również w Wenecji - wydał księgę poezji pt.: "Świątynia Boskiego Panowania, donny Joanny d'Aragony, spisana przez wszystkie najmilsze duchy i we wszystkich głównych językach świata", w której umieścił swoje wiersze i poezje spisane na cześć "boskiej urody" Giovanny). Wcześniej jeszcze, bo w 1531 r. w Rzymie wydano apoteozę Joanny d'Aragony, nazywając ją w książce "Jarmark i Miłość": "świętą Joanną", co graniczyło wprost z bałwochwalstwem i herezją. Jeszcze większe oburzenie wywołał fakt, że autor owej księgi - niejaki Nifo, był nie tylko osobistym lekarzem Joanny, ale również duchownym, tak więc nazwanie jej "świętą" spowodowało wówczas wielkie oburzenie choć jednak głównie wśród płci pięknej, gdyż ani papież, ani kardynałowie nie dostrzegli w tym słowie żadnych oznak herezji. "Boska Joanna" była od 1521 r. żoną Ascania Colonny z Paliano, który wielokrotnie bardzo przysłużył się Karolowi V (np. brał udział w nieszczęsnym zdobyciu Rzymu przez cesarskie wojska w maju 1527 r. co przyniosło ogromne zniszczenia i tragedię dla mieszkańców Wiecznego Miasta i symbolicznie był kresem włoskiego Renesansu - a przynajmniej kresem Renesansu w Rzymie). Cesarz w nagrodę mianował Ascania konetablem Królestwa Neapolu i gubernatorem Abruzzów. Prywatnie zaś Ascania parał się astrologią i układaniem horoskopów, a także przeprowadzał eksperymenty w celu znalezienia sposobu produkcji złota (swoją rozprawę na tematy alchemii wysłał nawet w darze papieżowi Leonowi X, a ten przysłał mu pusty woreczek, pisząc że tak genialny człowiek powinien napełnić go złotem własnej produkcji). Colonna jednak, mając u swego boku żonę tak przecudnej urody, nie był jej wierny i często zdradzał ją nawet z chłopskimi dziewkami, co ją samą bardzo obrażało, mimo to ona dochowała mu wierności (miała z nim siedmioro dzieci: czterech synów i trzy córki), choć z pewnością go nie kochała (ani on jej, było to bowiem małżeństwo czysto polityczne, zresztą Ascanio miał gwałtowny, popędliwy charakter i szybko się wzburzał - a nawet chwytał za szpadę - gdy coś nie szło po jego myśli). Joanna w Neapolu u boku cesarza Karola V (jako jedna z nielicznych) nie występowała przeciw wicekrólowi di Toledo, gdyż jej mąż był jego kompanem, a żona musiała dbać o interesy swego małżonka i go wspierać, nawet jeśli nie pałała do niego miłością.


JOANNA d'ARAGONA



Jeszcze jedna kobieta w Neapolu szczególnie umilała czas "Cezarowi". Była nią równie sławna ze swej urody jak Joanna d'Aragona - Julia Gonzaga. Ta kobieta (młodsza od d'Aragony o dziesięć lat) była od 1526 r. żoną Vespasiano Colonny - włoskiego kondotiera zmarłego w marcu 1528 r. Zmarły małżonek powierzył Julii Gonzadze zarząd nad całym swym majątkiem do czasu, aż ta ponownie nie wyjdzie za mąż, wówczas dziedziczką całego majątku stałaby się córka Wespazjana z pierwszego małżeństwa - Izabella Colonna. Warto też podkreślić, że obie panie (były one rówieśnicami) za sobą nie przepadały i jedna często czyniła na złość drugiej. W swym testamencie Wespazjan stwierdzał iż pragnie, aby córka jego wyszła za mąż za bratanka papieża Leona X - Hipolita Medyceusza i Julia miała wypłacić jej 30 000 dukatów posagu. Dodawał też, że gdyby to małżeństwo z różnych względów nie mogło dojść do skutku, wówczas Julia miała wydać Joannę za jednego ze swych braci i wypłacić jej przy tym 50 000 dukatów posagu. Julia postanowiła wydać Izabellę za swego brata - Ludwika Gonzagę (zwanego też Rodomontem) i w tym celu często zapraszała go do zamku w Fondi (rodowego dziedzictwa jej małżonka). Izabella zrazu niechętna, z czasem zaczęła cieszyć się z kolejnych wizyt Rodomonta w majątku jej ojca, którego - jak sądziła - dobrze już poznała. Był on przystojny, dzielny i pisywał dla niej piękne listy miłosne. To przekonało Izabellę i zgodziła się zostać jego żoną, co też początkowo zbliżyło ją również do Julii. 16 kwietnia 1528 r. w tajemnicy przed papieżem - Klemensem VII (małżeństwo jego synowca - Hipolita z dziedziczką rodu Colonna było niezwykle intratne i prowadziłoby do znacznego wzmocnienia rodu Medyceuszy, dlatego też Klemens VII nie godził się na związek Joanny z nikim innym) - Izabella i Ludwik pobrali się w Fondi. Potem dopiero Rodomonte wyjechał do Rzymu, aby stawiając papieża przed faktem dokonanym, ogłosić się mężem Izabelli. Papież powitał go bardzo chłodno, a wręcz czynił mu słowne wyrzuty, twierdząc że nigdy nie uzna tego związku. Przez rok Rodomonte był w ciągłych rozjazdach, jako że obawiając się ataku sił papieskich na posiadłości Colonnów, musiał je umacniać i zabezpieczać, co wymagało jego ciągłej nieobecności, Izabella zaś pozostała w Fondi, oczekując swego małżonka i pisując do niego tęskne listy. Sytuacja zmieniła się w roku 1529, gdy Klemens VII poważnie zachorował i obawiając się rychłej śmierci, postanowił uczynić kardynałem jednego ze swych synowców, aby zabezpieczyć im przyszłość i otworzyć drogę ku papieskiej tiarze. Uczynił więc kardynałem - Hipolita Medyceusza, który dotąd w imieniu papieża zarządzał Florencją. Hipolit wzbraniał się przed przywdzianiem duchownej sukni, ale jego upór został skruszony, gdy Klemens zapewnił go że życie duchownego niewiele musi się różnić od życia zwykłego mężczyzny i że jako kardynał również otaczać się może kochankami, a dodatkowo dzięki nadaniom ziemskim i tytułom przynoszącym wielkie dochody - Hipolit jako kardynał zebrał w swoim ręku pokaźny majątek (znacznie większy niż posiadał dotąd jako człowiek świecki), a jednocześnie nie musiał zbytnio trudzić się obowiązkami. Hipolit przystał na to i 10 stycznia 1529 r. przywdział suknię i kapelusz kardynalski, stając się z człowieka świeckiego nagle duchownym i (bez żadnych wcześniejszych święceń) otrzymał arcybiskupstwo Avignonu.

To stworzyło nową możliwość w związku Izabelli i Ludwika. Klemens VII choć nadal oficjalnie nie uznawał ich małżeństwa, to jednak nie czynił już z tego powodu Rodomonte żadnych wyrzutów, a nawet zapraszał go na swój dwór do Rzymu. Nagle jednak pojawił się drugi kandydat do ręki Izabelli, który uważał jej związek z Ludwikiem za nieważny. Był to wicekról Sycylii - Ferrante Gonzaga, który nalegał na oficjalne unieważnienie małżeństwa Izabelli. Rodomonte jednak uzyskał od papieża potwierdzenie swego związku i mając ten dokument w ręku w styczniu 1531 r. w Rzymie wziął oficjalny ślub z Izabellą - to ostatecznie przecięło wszelkie niepewności, zaś w roku następnym Izabela powiła syna, którego jednak ojciec nie mógł ujrzeć, gdyż w tym czasie z polecenia papieża walczył z baronem z Vicovaro - Napoleonem Orsinim, który nie chciał podporządkować się Klemensowi VII. Rodomonte zdobył Vicovaro, ale wkrótce potem zginął, zabity skrytobójczą strzałą z polecenia Orsiniego (grudzień 1532 r.). Tak oto Izabella została samotną matką. W listach do siostry, Rodomonte polecał swą małżonkę i synka opiece Julii Gonzagi, problem jednak polegał na tym, że po śmierci Rodomonte stosunek obu młodych wdów do siebie uległ znacznemu pogorszeniu. Częstym gościem w Fondi był teraz kardynał Hipolit Medyceusz. Prowadził on dość bujne życie nie przejmując się zupełnie suknią duchowną, jaką zmuszony został przywdziać i miewał liczne kochanki, uwielbiał częste polowania a jego dwór w Campo Marzio liczył przeszło 300 ludzi, mówiących różnymi językami (ponoć było tam aż dwadzieścia różnych narodowości). Kardynał prowadził też zoo, zapełniając swój ogród najróżniejszymi zwierzętami (np. hipopotamami), a także zorganizował ludzkie zoo, sprowadzając kilkunastu afrykańskich Murzynów, Turków wziętych do niewoli, Tatarów (którzy popisywali się swymi celnymi strzałami z łuków), a także kilku sprowadzonych z Nowego Świata Indian (których przyuczył do nurkowania i pozostawania pod wodą tak długo, aby mógł podjąć zakład i go wygrać). Wszystkich ich pokazywał zapraszanym przez siebie do pałacu w Campo Marzio gościom, niczym ludzkie zwierzęta. Prowadził też życie całkowicie świeckie, a dotyczyło to również jego stroju (suknię duchowną przywdziewał tylko na wyjątkowe okazje i zawsze czynił to z ogromną niechęcią). 

Konflikt pomiędzy Julią a Izabellą zrodził się dlatego, że ta pierwsza zaczęła obdarzać Hipolita kokieteryjnymi spojrzeniami i wdawała się z nim w długie rozmowy. Izabella być może czuła się zazdrosna (w końcu Hipolit według testamentu jej ojca miał zostać jej mężem). Julia - będąc miłośniczką literatury antycznej - zyskiwała w Hipolicie godnego sobie kompana, jako że on również rozczytywał się w antycznych dziełach (np. przełożył na język włoski greckie rozprawy medyczne Hipokratesa), a także zajmował się farmakologią i sporządzał leki na najróżniejsze dolegliwości. Taki człowiek szybko zainteresował Julię, która pozostawała pod jego ogromnym wrażeniem, co jednocześnie powodowało jej konflikt z Izabellą. Hipolit jednak też pozostawał w ciągłych rozjazdach, gdyż papież powierzał mu najróżniejsze misje dyplomatyczne (i wojskowe) z których w różny sposób się wywiązywał, a niekiedy jego życiu zagrażało poważne niebezpieczeństwo (np. posłany do Wiednia wdał się w burdę uliczną pomiędzy hiszpańskimi a niemieckimi żołnierzami i musiał uciekać, zamykając się w jakimś prywatnym domu). Aby jednak zachować w pamięci obraz Julii Gonzagi, poprosił Michała Anioła by ten odmalował dla niego jej portret. Mistrz pędzla bawił w Fondi pięć tygodni (8 czerwca - 15 lipca 1532 r.) i spod jego ręki wyszło arcydzieło, które nazywano "boskim malowidłem" (portret ten nie zachował się jednak do naszych czasów). Obraz został dostarczony Hipolitowi, który miał go zawsze przy sobie gdy nie mógł znieść dłuższej rozłąki z piękną Julią. Hipolit bywał też zazdrosny, jako że do Fondi przybywało wielu poetów, którzy rozpływali się w pochlebstwach nad urodą Julii Gonzagi oraz roznosili te wieści po całej Europie. Bywali tam Bernardo Tasso, Flaminio Soranzo, Pandolfo Porrino, Aurelio Vergerio, Matteo Bandella, Berni, Tolomei czy Carnesecchi (niektórzy z nich zakochali się w Julii bez pamięci, jak choćby Aurelio Vergerio, którego ta nieszczęśliwa miłość doprowadziła ostatecznie do poważnej choroby). Co ciekawe, nie tylko mężczyźni rozpisywali się o urodzie Julii Gonzagi, a czyniły tak też i niektóre kobiety, jak choćby Margerita Tizzoni, która prosiła Bandella, aby ten będąc w Fondi przekazał Julii miłosne poezje, jakie ta napisała na cześć jej piękna i cnót.

To również nie podobało się Izabelli, ale konflikt obu pań (czasem bardzo intensywny, gdyż obie robiły sobie drobne złośliwości) mimo wszystko nie przerodził się jeszcze we wzajemną nienawiść. Izabella w 1533 r. opuściła z synkiem Fondi i przeniosła się do Sabionetta, a następnie (1534 r.) do Rivarolo, co ostatecznie położyło kres kłótniom obu pań. Nie wiadomo jednak czy Izabella zazdrościła Julii urody, ale należy uznać, że jak każda kobieta zapewne i ona czuła niechęć do konkurentki, która dodatkowo odbierała jej "testamentowego" kandydata na męża i to ostatecznie spowodowało jej wyprowadzkę. Zaś wieści o urodzie Julii obiegły już całą Europę i dotarły też do Konstantynopola. Tamtejszy wielki wezyr - Ibrahim Pasza, będąc w ciągłym, długoletnim konflikcie z sułtańską niewolnicą a następnie żoną padyszacha - Roksolaną/Hurrem, wpadł na szatański pomysł zamienienia jej na nową, młodą i piękną odaliskę. Jego wybór padł właśnie na Julię Gonzagę (pisałem o tym w poprzednich częściach). Uprowadzeniem Julii do sułtańskiego haremu podjął się kapudan pasza (czyli wielki admirał) osmańskiej floty - Hayreddin Barbarossa. Jego atak na Fondi nastąpił w lipcu 1534 r., lecz gdy horda Barbarossy podpalała domy i mordowała mieszkańców, kierując się w stronę zamku, Julia Gonzaga zbudzona nagle przez swego służącego, w samej tylko koszuli nocnej dosiadła konia i w towarzystwie jednego z żołnierzy zbiegła z miasta. Hayreddin zajął pałac, ale nie było w nim już Julii Gonzagi. Dowiedział się, że może ona przebywać w pobliskim klasztorze benedyktynek, przebrana za jedną z zakonnic. Tam jednak też nie odnalazł celu swego napadu i aby dać upust złości, wszystkie zakonnice oddał na pastwę swego żołdactwa, które to dokonało na nich wielokrotnych gwałtów. Poza tym muzułmańscy korsarze ograbili katedrę w Fondi, a nawet porozbijali groby przodków Wespazjana Colonny. Na drugi dzień wszystkich mieszkańców miasteczka zebrali na miejskim rynku i zabrali ze sobą w niewolę zdolnych do pracy mężczyzn, oraz młode kobiety z przeznaczeniem na haremowe niewolnice. Julia zaś ponoć schroniła się w lesie. Ubranie na niej tak się podarło, że było widać jej nagie ciało (plecy i łydki), co spowodowało iż owa dama urażona tym, iż taką widzi ją ów żołnierz z którym zbiegła, kazała go potem zasztyletować, jako że miał miał czelność rozgłaszać po pijanemu iż on, prosty żołnierz jako jedyny widział donnę Julię nago (tak mówi plotka, nie wiadomo jednak czy to jest prawda, i czy Julia Gonzaga rzeczywiście zleciła morderstwo tego żołnierza). W lesie Julia żywiła się jagodami i piła wodę z rzeki, a obawiając się wpaść w ręce Maurów, nie wracała do miasta przez ponad tydzień. Ostatecznie odnalazł ją wygłodniałą i leżącą na ziemi w jednej z jaskiń Hipolit Colonna, po czym zabrał ze sobą do Campo Marzio.


JULIA GONZAGA


  
Podczas pobytu cesarza Karola V w Neapolu Julia Gonzaga również dotrzymywała mu towarzystwa, a cesarz zapewne pytał ją jak poradziła sobie w ową feralną noc, gdy zbiry Barbarossy najechali Fondi z zamiarem jej uprowadzenia i uczynienia haremowej niewolnicy sułtana (ponoć Julia miała stwierdzić, że gdyby dostała się w ręce Maurów, pocięłaby sobie paznokciami twarz do krwi, tak aby trwale się oszpecić i tym samym nie trafić do łoża owego "diabła w ludzkiej skórze" - sułtana Sulejmana. Oczywiście nie wiadomo czy relacja ta jest prawdziwa, jednak opinia że Julia nosiła się z zamiarem trwałego oszpecenia była wówczas dość popularna i przynosiła jej samej splendor i nimb "świętej piękności"). Julia wówczas już nosiła żałobę, gdyż w sierpniu 1535 r. zmarł nagle jej ukochany Hipolit Medyceusz i choć nie była jego oficjalną żoną, to zapewne żyli ze sobą jak mężczyzna z kobietą, a ona mocno go kochała (inaczej nie przywdziałaby żałoby, do której noszenia nie była zmuszona). Dopiero po śmierci Hipolita wybuchł prawdziwy konflikt pomiędzy Julią a Izabelą o majątek jaki pozostawił Wespazjan Colonna. Obie panie teraz stały się dla siebie prawdziwymi wrogami, ale to już jest zupełnie inna historia. Natomiast z końcem marca 1536 r. cesarz Karol V opuścił Neapol i skierował się w stronę Wiecznego Miasta, dokąd przybył dnia 4 kwietnia, wjeżdżając w mury pradawnego Rzymu jako triumfator - Cezar niezwyciężony. Wkraczał do miasta, które dziewięć lat wcześniej tak brutalnie złupili wojacy pozostający na jego służbie, a wielu Rzymian wciąż pamiętało masakry urządzane na ulicach Rzymu przez pijane żołdactwo i hańbę szlachetnych rzymskich dam, rozbieranych do naga i wystawianych na placach na licytację, lub zmuszanych do prania bielizny i czyszczenia butów prostych żołdaków. To wszystko pozostawało w pamięci Rzymian, którzy teraz na własne oczy widzieli wkraczającego do ich miasta w glorii sławy sprawcę swych niedawnych nieszczęść. Cóż mogli czuć, na widok wjeżdżającego do Rzymu na białym koniu, pełnego pychy mężczyzny, który teraz uważał się za "pogromcę Maurów"? Tego niestety nie wiadomo, ale wiadomo że z chwilą upadku Tunisu po raz pierwszy mocno popsuły się relacje króla Henryka VIII z jego pierwszym ministrem, lordem protektorem Anglii - Tomaszem Cromwellem (kolejny konflikt nastąpił w styczniu 1540 r. gdy Cromwell stał za kolejnym królewskim małżeństwem, tym razem z Anną Kliwijską, która bardzo nie spodobała się królowi - zwał ją "maciorą" - a swój gniew władca przelewał na Cromwella. Ostatecznie skazał go na śmierć przez ścięcie - 28 lipca 1540 r.). Królewskie ataki na lorda protektora podszyte były właśnie strachem i niepewnością przed Hiszpanami i Karolem V, jako że to Tomasz Cromwell był jednym z głównych architektów odsunięcia Katarzyny Aragońskiej i ślubu króla z Anną Boleyn. Ostatecznie kielich goryczy przelał nieudany mariaż z Anną Kliwijską i Cromwell poszedł na śmierś w ręce kata, który ścinał mu głowę tępym toporem. Taki oto był królewski podarunek Henryka VIII na koniec życia Tomasza Cromwella za jego wierną służbę dla Korony.




       

CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz