Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 18 września 2022

"JESTEM KRÓLEM WASZYM PRAWDZIWYM, A NIE MALOWANYM..." - Cz. XX

CZYLI, JAK TO W POLSCE

NARÓD WYBIERAŁ SWOICH KRÓLÓW?



 
 

BATORY - KOSZMAR MOSKALA

Cz. VI







GDAŃSKA ZADRA
Cz. II
 
 
 Sprawa Gdańska była wówczas niecierpiącą zwłoki, pierwszą potrzebą do rozwiązania, tym bardziej, że w Inflantach Iwan IV Groźny już szykował się do kolejnej wojny, a niewielkie środki jakie do obrony tych ziem mógł przeznaczyć skarb koronny i litewski, wystarczały zaledwie na obsadzenie 15 zamków (z czego zaledwie trzy twierdze liczyły więcej niż stu obrońców: Wolmar, Trydent i Djament i trzy dodatkowe posiadały po 100 ludzi załogi: Marienhaus, Kokenhaus i Dyneburg, cała reszta miała co najwyżej 50 zaciężnych drabów). Jednak mimo to, król Batory nie zapominał o swoim siedmiogrodzkim księstwie (w Krakowie miał osobną kancelarię, zajmującą się tylko sprawami Siedmiogrodu) i ludziach, z którymi niegdyś przyszło mu walczyć o władzę. Mowa oczywiście o Kasprze Bekieszu. Od 1571 r. (czyli od śmierci księcia Jana Zygmunta Zapolyi, którego matka Izabela Jagiellonka - gdy ten był jeszcze dzieckiem - tak walczyła o uzyskanie dla niego poparcia samego sułtana Sulejmana Wspaniałego) Kasper Bekiesz miał poparcie Habsburgów co do władztwa siedmiogrodzkiego, ale szlachta węgierska postawiła wówczas na Batorego, co przerodziło się w wojnę pomiędzy nimi. 19 lipca 1575 r. w krwawej bitwie pod Szentpal, Stefan Batory pokonał Bekiesza i zmusił go do ucieczki. Ten znalazł bezpieczną przystań na zamku Olbrachta Łaskiego w Kieżmarku (syna Hieronima, który sam zaś był bratankiem prymasa Jana Łaskiego - autora Statutu Łaskiego z 1505 r., czyli zbioru wszystkich praw obowiązujących w Królestwie Polskim). Olbracht Łaski należał do zwolenników cesarza Maksymiliana i to jego właśnie widział na polskim tronie. Jednak po klęsce pod Szentpal, cesarz cofnął swe poparcie dla Bekiesza i przekonał Łaskiego aby wypędził go z Kieżmarku. Bekiesz był zrujnowany i upokorzony, stracił wszystko (łącznie z cesarskim poparciem). Widząc to, Batory posłał doń Piotra Zborowskiego i zaproponował Bekieszowi pokój oraz wsparcie. Miły gest od dawnego wroga, ale Bekiesz tak naprawdę nie miał innego wyjścia i musiał na to przystać, tym bardziej że jego nienawiść do cesarza przewyższyła niechęć do Batorego związaną z utratą Siedmiogrodu. 26 sierpnia 1576 r. Zborowski przekazał Bekieszowi list królewski, w którym Batory przebaczył mu wszystko i... zapraszał na dwór do Krakowa. Kasper Bekiesz rychło z tego skorzystał i odtąd zmienił się w jednego z najwierniejszych stronników Batorego.

27 sierpnia na błoniach pod Toruniem ustawiono królewski namiot, pod którym na tronie zasiadł król Stefan I Batory. Do króla przybyły wówczas poczty rajców miejskich z Torunia i Elbląga, którzy korzyły się przed królewskim majestatem i oficjalnie uznawały "króla zza lasu" (jak pogardliwie zwali Batorego Prusacy). Elbląg liczył, że tym aktem zyska coś kosztem Gdańska (władzom miasta szczególnie zależało na wydaniu przez króla aktu, nakazującego statkom handlowym rozładowywać się w Elblągu, a dopiero potem w Gdańsku), gdyż bogactwo Gdańszczan mocno kłuło Elblążan w oczy. Batory co prawda takowego ukazu nie wydał, ale potwierdził prawa i wolności miast pruskich. Elblążanie byli zawiedzeni, ale szybko okazało się, że wiele jeszcze mogą zyskać, tym bardziej że Gdańsk - ta "Wenecja Północy", nie wysłała swoich przedstawicieli do Torunia, nie przybyli oni aby uznać i ukorzyć się przed nowym królem. Gdańsk niczym olbrzymi wygłodniały orzeł, sterczał u bałtyckich rubieży kraju, ciągnąc za sobą nitkę Wisły, którą do Gdańska szło niemal wszystko, co tylko Polska mogła sprzedać i kupić (Sebastian Klonowic pisał wówczas: "Iż co się rodzi na polskim ugorze, połknie to morze. Pan nie nasyci morza bezdennego, wsi nie nasycą pana choć jednego"). Miasto to było wielkie i potężne (nawet stołeczny Kraków ledwie mógł mu dorównać). Posiadało szereg przywilejów (ograniczonych po 1570 r. Statutem Karnkowskiego, o co miasto miało żal i dążyło do jego zniesienia). Potężne fortyfikacje broniły dostępu do miasta, a system śluz dawał możliwość zatopienia wrogich armii, które by tam podeszły. Gdańsk dodatkowo posiadał własną flotę handlową (oraz korsarską flotę najemną, wynajmowaną królom w razie potrzeby na wojnę) i choć na miejskim ratuszu dumnie sterczał pozłacany wizerunek króla Zygmunta II Augusta w koronie, to jednak miasto zazdrośnie broniło swoich praw i wolności, za motto uznając słowa: "Aurea Libertas" ("Złota Wolność"). Wydawałoby się że gdański patrycjat i polska szlachta hołdują tej samej zasadzie, więc powinni się wspierać. Nic bardziej mylnego, szlachta nie lubiła Gdańska (choć go podziwiała) i często z przekąsem nazywała go: "Chłańsk". Gdańsk był bowiem częścią Hanzy (niemieckiego związku kupieckiego) a miejski patrycjat, podobnie jak większość mieszkańców miasta był wyznania luterańskiego i niemieckiej mowy. Oczywiście nie miało to żadnego znaczenia, ponieważ zarówno jedni, jak i drudzy doskonale zdawali sobie sprawę z wzajemnej symbiozy (gospodarcza potęga Rzeczpospolitej brała się z dwóch czynników: silnego rozwoju żeglugi śródlądowej - głównie zaś wiślanej, oraz z istnienia Gdańska, jako swoistego "okna na świat" - szczególnie zaś dla polskiego zboża. Natomiast Gdańsk nie był w stanie tak dynamicznie rozwijać się w innym kraju niż Rzeczpospolita - czego dowodem był fakt, że gdy na początku XVIII wieku Prusacy zajęli podstępem miasto, to wówczas Gdańszczanie nazwali to okupacją i apelowali na sejmach do króla Augusta II Mocnego o jak najszybszą pomoc w jego wyzwoleniu).


APOTEOZA ŁĄCZNOŚCI GDAŃSKA Z POLSKĄ



Teraz Gdańsk starał się uzyskać od Batorego jakieś przywileje i wymusić na nim ustępstwa (w szczególności tyczące się zniesienia Statutu Karnkowskiego), większość jednak patrycjatu wciąż trwała przy cesarzu Maksymilianie, w nim jedynie upatrując przyszłego polskiego monarchę. Batory próbował negocjacji z miastem (posyłając do Gdańska swoich posłów: pisarza płockiego - Mikołaja Kossobudzkiego i marszałka nadwornego - Andrzeja Zborowskiego), ale niczego tą drogą nie zyskał (miasto odpowiadało, że najpierw Batory powinien pojednać się z cesarzem i znieść znienawidzone Statuty Karnkowskiego, a dopiero potem Gdańszczanie mogą ujrzeć w Batorym swego króla). Batory już wiedział, że nie da rady zmusić miasta do uległości inaczej, jak tylko siłą, przeto zaraz udał się do Grudziądza, a stamtąd pojechał do Malborka, skąd raz jeszcze posłał do Gdańska (z początkiem września) swych przedstawicieli: biskupa chełmińskiego - Stanisława Kostkę, wojewodę brzeskiego - Jana Służewskiego i niejakiego Sobieskiego (zwanego też Subijewskim), żądając od miasta złożenia przysięgi wierności i grożąc w przypadku odmowy koniecznością użycia: "sposobów przyzwoitych ku ocaleniu swojej godności". Patrycjat odpowiedział tymi samymi żądaniami co wcześniej, a gdy król dowiedział się, że miasto zaczyna werbować najemników w Rzeszy, wydał (15 września 1576 r.) zakaz transportu zboża i innych produktów Wisłą do Gdańska, jednocześnie wzywał niepokorne miasto do stawienia się na sądzie królewskim do Malborka (na 20 września), a gdy nikt z przedstawicieli miasta nie przybył, ogłosił (24 września) Gdańsk miastem zbuntowanym (nakazał też uwięzienie dwóch burmistrzów gdańskich wysłanych doń w poselstwie i kazał odesłać ich pod strażą do Łęczycy). 26 września i 9 października wydał monarcha dwa uniwersały, zwołujące pospolite ruszenie pruskie (wraz z wozami i żywnością) do Starogardu (dowodzić pomorską szlachtą miał wojewoda - Achacy Czerny). Tymczasem Gdańszczanie przedsiębrali już pierwsze kroki agresywne, atakując katolicki Kościół św. Mikołaja w Gdańsku, wypędzając tamtejszych dominikanów, a także atakując i niszcząc podmiejskie posiadłości biskupa kujawskiego - Stanisława Karnkowskiego. Achacy Czerny z zebraną wokół siebie gwardią przyboczną, uderzył na zameczek Grabin (stojący nad Motławą) i go zdobył, a następnie podszedł pod mury Gdańska, lecz widząc ich wielkość zawrócił do Tczewa (gdzie przekazał dowództwo nad pospolitym ruszeniem - które ostatecznie nie zebrało się, gdyż większość szlachty pojechała na sejm wyznaczony przez króla na 4 października, ale opóźniony o dwa tygodnie - na ręce kasztelana gnieźnieńskiego Jana Zborowskiego).

A tymczasem w Ratyzbonie cesarz Maksymilian II Habsburg dożywał swych ostatnich dni ziemskiego żywota. Cesarzowa małżonka - Maria napisała list do syna - Rudolfa (króla Węgier od 1572 r. i Czech od 1575 r.) by czym prędzej przybywał do umierającego ojca. 24-letni monarcha (ponoć śmiertelnie nudzący się w Pradze), czym prędzej wyjechał więc do Ratyzbony, gdzie po raz pierwszy na własne oczy ujrzał wówczas umierającą osobę, której lekarze i uzdrowiciele starali się jeszcze pomóc. Medycyna jednak była bezradna, a wówczas to cesarzowa Maria poleciła wyprawić gońców do Ulm, gdzie mieszkała uzdrowicielka o nazwisku - Magdalena Stricher, która ponoć leczyła wywarami z ziół i kwiatów (fiołków). Normalnie takie "zabobony" nie były tolerowane na wiedeńskim dworze, ale... jeśli cokolwiek miałoby pomóc cesarzowi, to uznano, że należy z tego skorzystać - tym bardziej że lekarze nie byli w stanie już nic uczynić. Ową Magdalenę Stricher (na polecenie cesarzowej) sprowadzono do Ratyzbony i polecono jej, by sporządziła wywar, który uleczy cesarza Maksymiliana. I ona tak uczyniła, podając władcy swój eliksir, po którym spożyciu cesarz... odzyskał zdrowie (mógł mówić i nawet wstawał z łóżka), ale nie na długo - wkrótce jego stan jeszcze bardziej się pogorszył, a eliksiry uzdrowicielki już nie działały. Wtedy cesarzowa wpadła na kolejny pomysł i kazała sprowadzić astrologa, by ten w koniunkcji gwiazd znalazł lekarstwo. Astrologiem tym był Tadeusz Hajek (przyjaciel astronoma - Tychona de Brache), ale i jego próby skończyły się niepowodzeniem, choć bez wątpienia w młodym królu Rudolfie wzbudził on podziw (potem życie cesarza Rudolfa II bardzo mocno związane będzie z alchemią i astrologią). Dni Maksymiliana były już policzone, a jedyne na czym teraz skupiła się uwaga jego bliskich, to było... zapewnienie mu życia wiecznego. O co chodziło? Otóż cesarz Maksymilian II Habsburg - stojący na czele katolickiego państwa jakim było arcyksięstwo Austrii, sam należał do grona wyznawców protestantyzmu. Cesarzowa Maria uklękła więc przed łożem umierającego męża i prosiła go, by ten przed śmiercią przeszedł na katolicyzm i nie umierał w grzechu, w jakim żył i panował. Następnie wyjęła krzyż i przychyliła mu do ust, lecz Maksymilian odwrócił głowę. Pragnął umrzeć zgodnie ze swoją luterańską wiarą. Do łoża umierającego ustawiła się teraz kolejka tych, którzy chcieli dopomóc mu w zbawieniu duszy. Gdy więc zabiegi Marii nic nie dały, o to samo prosił ojca Rudolf, potem księżna Bawarii i siostra umierającego - Anna Austriaczka. Przybył też ambasador Hiszpanii (kraju którym władał kuzyn Maksymiliana - Filip II), potem legat papieski, który wyjaśniał umierającemu, że rzecz tu idzie o jego zbawienie i życie wieczne. Maksymilian wszystkich oddalił i 12 października 1576 r. zmarł (w wieku 49 lat) jako protestant. Jego ciało zostało przewiezione do Pragi i złożone w Katedrze św. Wita na Hradczanach (niestety, w dniu pogrzebu doszło w Pradze do burt ulicznych i ataków na protestantów. Tłum zaatakował nawet cesarskich strażników którzy uciekli, porzucając sztandary i klejnoty). Syn zmarłego - Rudolf II został ogłoszony nowym cesarzem 27 października 1576 r. i koronowany w Ratyzbonie 1 listopada. Wraz ze śmiercią Maksymiliana cały jego obóz polityczny w Polsce przestał istnieć, a dalsze trwanie w uporze zbuntowanego Gdańska, utraciło jakąkolwiek rację bytu.

Nim jednak powrócimy na Pomorze (i do Gdańska), na moment przenieśmy się jeszcze do Francji, aby przyjrzeć się rządom władcy, który wciąż tytułował się królem Polski i wielkim księciem Litwy. Otóż, we Francji dobiegała właśnie końca Piąta Wojna Religijna (1574-1576), złożona z całej serii mniejszych i większych podjazdów oraz ataków na siebie katolików i hugenotów. Król Henryk III ten czas spędzał bardzo różnie. Albo w otoczeniu swoich ulubieńców (mignonów), albo samobiczując się w kongregacji penitentów z Awinionu (podczas jednej z takich procesji biczowników, w której król osobiście brał udział wraz ze swoimi mignonami, mającej miejsce w grudniu 1574 r., zmusił Henryk do udziału w niej pewnego starego kardynała, a ponieważ procesja postępowała boso i do tego w strugach deszczu, starzec wielokrotnie upadał po drodze. Wreszcie wzięty pod rękę przez mignonów Henryka, był ciągnięty przez całą drogę w strugach chłodnego, grudniowego deszczu. Doprowadziło to do tego, że ów kardynał nabawił się zapalenia płuc i po kilku dniach zmarł, ponoć wzywając na łożu śmierci diabła po swą duszę). Król Henryk spędzał czas w jeszcze inny sposób - przebierając się za kobietę i paradując po Luwrze w kobiecych sukniach (w 1576 r. podczas turnieju rycerskiego, Henryk III przebrał się za amazonkę i biegał po placu z łukiem w ręku). Urządzał też bale, na których mężczyźni musieli przebrać się za kobiety, a kobiety za mężczyzn (jak to miało miejsce w maju 1577 r. gdy zmusił damy swego dworu do założenia męskich strojów i... usługiwania jemu, jego mignonom i innym męskim gościom przebranym za kobiety przy królewskim stole. Notabene wszystkim kazał przyjść w sukniach uszytych z zielonego jedwabiu, za co mieli zapłacić z własnej szkatuły - a wówczas był to wydatek niebagatelny). Realnie więc Francją rządziła królewska matka - Katarzyna Medycejska (która też lubiła urządzać bale, np. na jeden taki bankiet urządzony w Chenonceaux, zaprosiła wielkich panów - od których zresztą w większości pożyczyła pieniądze na ów bankiet - a przy stole usługiwały im damy z fraucymeru królowej matki, obnażone do pasa w górę), a była to kobieta niecierpliwa (w przeciwieństwie do swego syna). 7 maja 1576 r. doprowadziła Katarzyna do podpisania pokoju w Beaulieu pomiędzy zwaśnionymi stronami toczącej się wojny religijnej. Był to tzw.: "Pokój Panów" (lub też "Pokój Książąt" - "la paix de Monsieur"), a przekonała do tego - będącego w opozycji do Henryka III swego młodszego syna - Franciszka księcia Alençon (był to 21-letni chłopak, któremu wydawało się że może wszystko. Źle wychowany przez matkę, nie szanujący nikogo i niczego, do tego już w młodym wieku oszpecony przez ospę - budził niechęć nie tylko dworu, ale nawet swoich bliskich). Pokój w Beaulieu był klęską dla Francji, a szczególnie dla monarchii, gdyż realnie prowadził do rozbicia Francji na szereg małych, niezależnych od władzy centralnej księstewek (cały kraj zamieniał się w mozaikę, rządzoną przez od nikogo niezależnych, magnackich gubernatorów i czynił z Francji luźną federację feudalnych prowincji).




Henryk Nawarski (przyszły król Francji - Henryk IV Burbon, założyciel owej dynastii) i jego małżonka Małgorzata "Margo" Walezjuszka - otrzymali Gujennę; Henryk Kondeusz (przywódca hugenotów) dostał Pikardię; Franciszek książę Alençon - Anjou, Touraine i Berry oraz tytuł księcia Andegawenii; Henryk de Montmorency, seigneur Damville otrzymał Langwedocję; 6 prowincji zagarnęli członkowie domu lotaryńskiego; 8 miast warownych dostali hugenoci, jako "gwarancje bezpieczeństwa", oraz wolność odprawiania kultu w całym kraju (poza Paryżem i okolicą oraz tym miejscem, gdzie w danym momencie rezydował dwór królewski) jak również rekompensaty finansowe za zbrodnie dokonane podczas Nocy św. Bartłomieja (miały być one wypłacone z królewskiej kasy). Pokój miał doprowadzić do pojednania i zakończenia walk, niszczących Francję od prawie piętnastu lat - w rzeczywistości jednak stał się zarzewiem nowych konfliktów. Jako pierwsza zbuntowała się przeciwko pokojowi Pikardia, protestując przeciw podporządkowaniu się Kondeuszowi hugenocie. W czerwcu 1576 r. do zbuntowanych pikardyjskich mieszczan dołączyła pikardyjska szlachta (dużą pracę wykonali tam agenci Filipa II - zaniepokojonego faktem, iż w graniczącej z jego niderlandzkimi posiadłościami Pikardii rządy obejmie religijny "odszczepieniec"). Tam też (w Pikardii) narodziła się wówczas "Święta Liga" oraz "Unia Katolików" pod przewodnictwem rodu Gwizjuszy. Francję począł ogarniać bunt, gdyż katolicka większość nie godziła się na przywileje, jakie w pokoju z Beaulieu otrzymali hugenoci. Zaczęto powoływać się na zasadę suwerenności narodu, twierdząc że król jest co prawda najwyższym ze wszystkich jednostek, ale sam stoi niżej od ogółu Francuzów (Jean Bodin wydał wówczas - 1576 r. swe dzieło "Sześć ksiąg o Rzeczpospolitej" w którym powoływał się na polskie doświadczenia parlamentarne, przytaczając polskie dzieje, instytucje oraz prawa i twierdząc że Francuzi powinni pójść tą samą drogą co Polacy, jeśli nie chcą doprowadzić do upadku swego królestwa). Zresztą Henryk III (niezadowolony z warunków Pokoju z Beaulieu) wykorzystywał doświadczenia nabyte w Polsce i gdy zaczęły pojawiać się głosy zwołania Stanów Generalnych, stwierdził że staje na czele Świętej Ligii i ligowe milicje od tej chwili są oddziałami królewskimi, a najwyższe decyzje Stanów Generalnych, będą "decyzjami króla w jego Stanach" (była to dosłowna kopia polskiej formuły o "królu w Sejmie"). Zwołał też Stany Generalne do Blois na grudzień 1576 r. co pozwoliło do tego czasu nieco ostudzić wzburzone nastroje mieszkańców francuskich ziem.

A tymczasem 19 października w Toruniu zebrał się sejm na który bardzo liczył król Batory. Potrzebował bowiem pieniędzy, a tylko tam mógł uzyskać środki nie tylko na wojnę ze zbuntowany miastem, ale też na rzecz ważniejszą - ostateczną wojnę z Moskwą, wypędzeniem jej z twierdz Inflant oraz odebraniem Połocka, Smoleńska a być może nawet Pskowa. Niestety, szlachta nie podzielała owych królewskich zamierzeń i miała swoje własne cele do realizacji.





PS: Dziś przypada 83 rocznica barbarzyńskiej agresji Związku Sowieckiego na Polskę, walczącą od 1 września z najazdem hitlerowskich Niemiec. Przykra to data - 17 września - która realnie doprowadziła do upadku naszego państwa. Pocieszające jest jednak to, że dziś, na froncie pod Charkowem moskiewscy mordercy z Buczy i Izumu dostają takie baty, że już nie wiedzą gdzie mają uciekać. Jaka szkoda, że przez głupotę kilku narodowych i ludowych polityków w Rydze z przełomu 1920/1921 r. nie udało się doprowadzić do powstania choćby części niepodległych republik: Ukrainy i Białorusi. Jakże inaczej wyglądałby wówczas Wrzesień 1939 r. 
 

 
ZALOTY TOTALITARNYCH BANDYTÓW NAD TRUPEM POLSKI



ŻOŁNIERZ WEHRMACHTU CAŁUJE 
KOBIETĘ Z ARMII CZERWONEJ
(WRZESIEŃ 1939 r.) 
 

 
 

 
CDN. 
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz