CZYLI, JAK TO W POLSCE
NARÓD WYBIERAŁ SWOICH KRÓLÓW?
BATORY - KOSZMAR MOSKALA
Cz. VII
GDAŃSKA ZADRA
Cz. III
Na rozpoczętym w Toruniu (19 października 1576 r.) sejmie, nie łatwo było o zgodę w tak istotnych dla kraju sprawach, jak coraz pewniejsza wojna z Moskwą w Inflantach czy bunt Gdańska, gdyż zebrani w grodzie Kopernika posłowie oraz licznie przybyła szlachta, przede wszystkim oczekiwali nagród (za poparcie Batorego w walce o tron) lub przebaczenia (za opowiedzenie się po stronie Maksymiliana). Królowi jednak przede wszystkim zależało na uchwaleniu nowych podatków na wojnę z Gdańskiem (i Moskwą), ale szlachta zdawała się tym w ogóle nie przejmować, zamartwiając się przede wszystkim o zbyt "liche" wynagrodzenie, jakie od króla otrzymali ci, którzy go dotąd popierali. Szczególnie aktywny w tym dziele był mocno rozrodzony ród Zborowskich. Owszem, przedstawicielom owego rodu król Batory wiele zawdzięczał (szczególnie Piotrowi, Andrzejowi, Janowi i Samuelowi), lecz mimo to, nie zamierzał on oddawać im pełnej władzy nad krajem i stać się jedynie ich marionetką na tronie. A taki właśnie był cel przedstawicieli tego rodu, podporządkować sobie Batorego, wykorzystując do tego jego słabe punkty. Problem polegał tylko na tym, że ów król słabych punktów praktycznie nie posiadał. Nie przepadał zbytnio za towarzystwem kobiet, więc te kwestie odpadały i żadnej kochanki nie dałoby mu się do łoża podesłać. Nie lubił też Batory hazardu, nie grał w karty, prawie nie pijał alkoholu, nie lubił skocznych i wyuzdanych tańców, nie przepadał za modnymi strojami i tak naprawdę jedyne co go pasjonowało, to były polowania i... wojaczka. W pierwszym przypadku uczestnictwo w łowach u boku króla niewiele Zborowskim dawało, gdyż monarcha ów oddzielał te swoje nieliczne przyjemności od wielkiej polityki i podczas polowań nie rozmawiał z nikim na poważne tematy, a jeśli ktokolwiek próbował wtrącić się z kwestią nadań czy wakujących urzędów, król stawał się nieprzyjemny i obcesowy, zrzucając z siebie dworskie maniery. Uczestnictwo zaś w wojnie też nie należało do tych kwestii, które Zborowskim szczególnie leżały na sercu - tak więc, nie wiedząc w jaki sposób podporządkować sobie króla, wpadali oni w coraz większe zniecierpliwienie, rozgoryczenie i nerwowość, czego wyraz dali właśnie na sejmie toruńskim w październiku roku 1576.
Szczególnie mocno zależało Zborowskim na kanclerstwie wielkim koronnym i zdjęciu banicji z Samuela Zborowskiego (za zabicie w lutym 1574 r. - podczas uroczystości koronacyjnych poprzedniego króla - Henryka Walezjusza - kasztelana przemyskiego Andrzeja Wapowskiego). Niestety, objęcie jednego z najbardziej eksponowanych urzędów cywilnych w Rzeczpospolitej, czyli kanclerstwa wielkiego koronnego (odpowiednika dzisiejszej funkcji ministra spraw zagranicznych, z tym że od 1569 r. istniały dwa urzędy kanclerza dla Korony i dla Litwy, a co za tym idzie, przyjęło się, że kanclerz wielki koronny odpowiada za politykę w stosunku do krajów Zachodu i Turcji Osmańskiej, a kanclerz wielki litewski w stosunku do krajów Wschodu, czyli głównie Moskwy) stało się dla Zborowskich niemożliwe z chwilą, gdy poczęli oni wszem i wobec rozgłaszać, iż Batory im jest winien tron i musi ich za to odpowiednio nagrodzić. Pycha członków tego rodu rosła coraz bardziej, a to niepokoiło króla, który nie zamierzał powiększać i tak już sporej potęgi, jaką ów ród posiadał w Koronie (a poprzez swoje związki z Chodkiewiczami również i na Litwie). Tak więc głosy Zborowskich, mające uświadomić królowi komu tak naprawdę zawdzięcza tron, zadziałały przeciwnie do zamierzeń ich twórców. Urząd kanclerza wielkiego objął (po starym - 72-letnim i głuchym już Walentym Dembińskim, który przeszedł na swoistą "emeryturę" wyjeżdżając do swych majętności; notabene Dembiński też był stronnikiem Zborowskich i zgodził się ustąpić ze stanowiska tylko wówczas, gdy pieczęć wielką koronną obejmie po nim właśnie Andrzej Zborowski, król jednak skutecznie zdołał wyperswadować mu ten pomysł) dotychczasowy podkanclerzy koronny (urząd ten był tożsamy z urzędem kanclerza wielkiego koronnego, tylko o szczebel niższy) Piotr Dunin Wolski. Podkanclerzym koronnym został zaś dotychczasowy sekretarz królewski i swoisty "trybun" szlachty - Jan Zamoyski.
To był policzek wymierzony Zborowskim, którzy na sejmie toruńskim otwarcie już demonstrowali swój sprzeciw wobec królewskiej "despotii" i zawiązali nieformalny sojusz ze starostą gnieźnieńskim - Stanisławem Górką (który na polecenie Batorego 18 maja 1576 r. uwolnił Lanckoronę, okupowaną przez stronnika cesarza Maksymiliana - Olbrachta Łaskiego) a także z chorążym inowrocławskim (i znanym teologiem kalwińskim) - Jakubem Niemojewskim i rotmistrzem królewskim - Stanisławem Pękosławskim. W tym nieformalnym układzie zastanawiano się nawet nad pozbawieniem Batorego korony i wyborem w jego miejsce cesarza Maksymiliana II Habsburga, ale knowania owe przerwała wiadomość (która dotarła do Torunia z końcem października) o śmierci cesarza 12 dnia tego miesiąca. To wydarzenie wszystko zmieniło, upadły bowiem marzenia nie tylko Zborowskich, ale i zbuntowanego Gdańska, który dotąd liczył że opór przeciw Batoremu wynagrodzi im nowy król Maksymilian. Do Torunia przybył wówczas także (dotąd nieugięty stronnik Maksymiliana) wojewoda podolski i hetman wojsk zaciężnych - Mikołaj Mielecki. Przybył on w otoczeniu licznej asysty zbrojnych (niby to na wojnę z Gdańskiem) odzianych w białe szaty, symbolizujące jego niewinność (w opóźnianiu złożenia przysięgi wierności Batoremu). Złożył on przysięgę przed królewskim majestatem, tłumacząc się jednocześnie iż wcześniej nie uczynił tego kierując się swoim "prawem do wolności" (Batory dobrze sobie zapamiętał jego słowa i w kilka lat później udowodnił Mieleckiemu, że i on może kierować się "swoim prawem do wolności").
Sejm toruński zdominowały kwestie zwrotu przez króla skarbów tykocińskich po zmarłym Zygmuncie II Auguście (które Batory zajął, twierdząc iż jako nowy król ma do nich prawa), wartych ponoć 8 milionów florenów. Szlachta domagała się ich zwrotu, jako że był to majątek królowej Anny Jagiellonki i jej sióstr. Król Batory twierdził że majątek zajął zgodnie z prawem, jako małżonek królowej Anny Jagiellonki, a tak w ogóle stwierdził, iż nie na niewolnika został tu uproszony, lecz na króla i że królem malowanym być nie zamierza ("Jestem królem waszym prawdziwym, a nie malowanym!"). Dodał również te słowa: "Polacy! strzeżcie wolności, to rzecz wasza! ale nauk mi nie dawajcie; a pamiętajcie, aby wolność wasza nie wyrodziła się w sromotną swawolę". To szlachecką brać obruszyło niezmiernie, zaczęły się sarkania iż król z pokojowego narodu pragnie uczynić naród wojenny, iż zwiększyć chce władzę swoją, kosztem praw narodu, na co nie zamierzano się godzić. Gdy więc przyszło do debatowania nad nowymi podatkami, zarówno król jak i Zamoyski niewiele wskórali. Nie pomogła giętka mowa "trybuna szlachty", nie pomogły łzy i napominania o ratunek upadającej Ojczyzny, rozrywanej a to przez Moskali, a to przez Niemców (Habsburgów - znaczy się). Posłowie odpowiadali że król może sobie "uzbierać" potrzebną sumę z arend, czynszów i zaległości które jeszcze należą się skarbowi państwa, ale oni na żadne podatki się nie godzą; a tak w ogóle to przecież sejmiki pruskie uchwaliły już w styczniu (1576 r.) mobilizację pospolitego ruszenia na poskromienie Gdańska. Oczywiście oczekiwać że pospolite ruszenie zdobędzie dobrze obwarowane i umocnione duże miasto, jakim był Gdańsk, było co najmniej niedorzecznością, jeśli nie głupotą.
Ale Gdańszczanie po śmierci cesarza Maksymiliana również nie byli tak skorzy do walki, jak wcześniej. Co prawda sprofanowano wiele katolickich świątyń i spalono kilka miejscowości należących do kleru (np. Kościół św. Mikołaja w Gdańsku skąd wypędzono ojców dominikanów, klasztor w Oliwie gdzie zamordowany został jeden zakonnik a kilku odniosło rany, a także spalono takie wsie jak: Sopot, Zaspa i Gdynia), ale teraz władze Gdańska wysłały posłów do miejscowości Grzebień (Grzebinie), godząc się na uznanie Batorego za króla i wypłacenie zaległej od kilku lat sumy 200 tys. złotych w czterech ratach, pod warunkiem wszakże iż wolności będą im przywrócone i Statut Karnkowskiego z 1570 r. (ciążący nad miastem niczym spięty gorset nad ciałem) zostanie cofnięty a miasto uzyska prawo do wypowiedzenia posłuszeństwa królowi na przyszłość. Oczywiście były to warunki nie do zaakceptowania przez Batorego, dlatego też zostały przezeń odrzucone. Sytuacja miasta nie była jednak dobra (pomimo faktu iż król jeszcze nie posiadał siły, zdolnej realnie Gdańskowi zagrozić), dlatego wkrótce potem do Torunia przybył burmistrz miasta - Konstanty Feber, rajca Jerzy Rosenberg i syndyk Henryk Lembke - wszyscy oni pragnęli zgody z królem (jednocześnie władze miasta wysłały listy do sejmujących stanów "Najjaśniejszej Rzeczpospolitej" w których proszono - a nawet błagano - senatorów i posłów o zakończenie waśni). Wydaje się, że łatwo w takiej sytuacji zakończyć można było ów konflikt i doprowadzić do powszechnej zgody, która była celem całej szlachty, niechętnej łożyć pieniędzy na bunty, wojny czy jakiekolwiek inne wyrzeczenia. Wszyscy więc z radością oznajmili królowi że przyszedł czas zakończyć ów bunt i jeśli Gdańsk uzna Batorego i zapłaci należną sumę, należy to przyjąć by spór dobiegł końca. Ale Batory czuł się upokorzony przez władze miasta, które jawnie zażądały prawa do wypowiedzenia mu posłuszeństwa, dlatego też odrzucił proponowane mu warunki pokoju, zażądał zburzenia nowych fortyfikacji Gdańska, wydania mu ośmiu ciężkich armat, przekazania jego oddziałom (zarówno "fioletowym" hajdukom węgierskim, jak i stworzonemu w czerwcu 1576 r. nowemu oddziałowi 1000 ludzi wyborowej jazdy z Korony i Wielkiego Księstwa, będącego pod osobistą komendą króla) całego Wisłoujścia, a także wysłania wojsk najemnych - zatrudnionych przez Gdańsk - na wojnę z Moskwą. Te zaś warunki były nie do zaakceptowania przez Gdańsk i teraz to władze tego miasta je odrzuciły.
Wśród miejskich władz grodu nad Motławą, poczęły pojawiać się pomysły trwałego odłączenia się od Rzeczpospolitej i z pomocą duńską uzyskania od nowego cesarza rzymskiego, specjalnego statusu niemieckiego miasta Rzeszy. Pomysły te, były odpowiedzią, na pojawiające się wśród szlachty zebranej na sejmie w Toruniu rady, aby Gdańsk uznać za... wroga zewnętrznego (bo tylko wówczas król miał prawo rozsyłać wici na zwołanie pospolitego ruszenia), a to z tego powodu, że szlachta nie chciała płacić podatków na wojsko i szukała wszelkich środków i wymówek, aby tylko tego nie uczynić. Znów zaczęło się sarkanie szlachty, która pytała jeden przez drugiego: dlaczego król nie opłaci wojsk z królewszczyzn, z zaległych podatków jakich przez lata nie płacili starostowie, a były jeszcze przecież skarby tykocińskie, z których też można było opłacić wojnę? Dlaczego król trzyma przy swym boku liczną gwardię węgierską i węgierskich hajdamaków? Dlaczego król nie godzi się na rozsądne propozycje Gdańska, które przecież wcale nie godzą w prestiż i powagę Rzeczpospolitej? Dlaczego wreszcie król tak usilnie dąży do wojny, wojny, której tak bardzo nie chce szlachta? Te kolejne skargi doprowadziły Batorego to gniewu i otwarcie, nie bacząc na konwenanse rzekł do sejmujących stanów: "Nie w chlewie, lecz człowiekiem wolnym urodziłem się: zanim w te ziemie przybyłem, nie zbywało mi na jedzeniu, ani na przyodziewku; wolność moją zatem kocham i zachowam. (...) Chcę panować i rządzić i nie ścierpię, aby ktoś z was mi w tym przeszkadzał". Mowa ta, wygłoszona tonem nie budzącym sprzeciwu, wywarła na zebranych wielkie wrażenie i choć wrażenie to było raczej negatywne, to jednak nikt nie odważył się nic na nie odpowiedzieć. Wszyscy zdali sobie sprawę, że król zamierza rządzić silną ręką i wszelką opozycję będzie tłumił w zarodku - to bardzo nie spodobało się w narodzie tak przywykłym do swej wolności i swych przywilejów. Sejm toruński dobiegł końca z końcem listopada 1576 r. niczego nie uchwaliwszy. A czasy szły niespokojne, w Inflantach car Iwan IV Groźny był już gotowy do podjęcia wiosennej ofensywy, Tatarzy już szykowali się do ataku na Ukrainę, Podole i Wołyń, Gdańsk wciąż był zbuntowany, a pieniędzy jak nie było, tak nie ma.
W KOMICZNEJ FORMIE UWYPUKLONE ZOSTAŁY WADY DEMOKRACJI SZLACHECKIEJ, PANUJĄCEJ W DAWNEJ RZECZYPOSPOLITEJ:
"0:35 - "Była demokracja, więc każdy mógł pić, ile chciał. O podatkach decydowali sobie sami, więc ich nie płacili 😆, a w dodatku mogli wybrać sobie króla najgorszego z możliwych"
A tymczasem w Ratyzbonie 27 października 1576 r. nowym cesarzem rzymskim (Narodu Niemieckiego) obrany został 24-letni syn Maksymiliana II - Rudolf II Habsburg. Dzień koronacji cesarskiej wyznaczono na 1 listopada - czyli dzień poświęcony zmarłym. Nie była to zbyt dobra wróżba na przyszłość, ale nie można było Rudolfa koronować od razu po wyborze, gdyż insygnia cesarskie Karola Wielkiego (od 1424 r.) znajdowały się w Norymberdze i należało je najpierw stamtąd sprowadzić. Wcześniej jeszcze, bo 29 października uwolniony został z twierdzy w Linzu przetrzymywany tam od czerwca 1576 r. Dymitr Solikowski, jego brat Zygmunt, Jan Krotosz, Samuel Łaski i Andrzej Górka. Wszyscy oni powrócili do kraju i zdążyli jeszcze wziąć udział w obradach sejmu toruńskiego. A tymczasem do Krakowa zimą 1576/1577 zjechał osobisty sekretarz króla Francji (i oficjalnie - jak sam się tytułował - Polski) Henryka Walezego, w celu odebrania pozostawionych podczas ucieczki z Krakowa sreber stołowych, szat, swego łoża i innych królewskich kosztowności. Część z tych sprzętów król Henryk podarował podkomorzemu Janowi Tęczyńskiemu i swemu osobistemu radcy - Gwidonowi Faurowi Pibrak'owi, ale duża część kosztowności wciąż pozostawała w Polsce. Sekretarz królewski przywiózł list do króla Batorego od Henryka i królowej matki Katarzyny Medycejskiej z prośbą o wydanie tych rzeczy (co ciekawe, Henryk pisząc do Stefana nie używał tytułów, gdyż sam uważał się za króla Polski, ale jednocześnie list ten był utrzymany w przyjacielskim tonie). Stefan Batory polecił Tęczyńskiemu odszukać te kosztowności i wydać je francuskiemu posłowi. Henryk był zadowolony z powrotu doń odzyskanych rzeczy, nieco mniej jego matka, która stwierdziła że podczas przejazdu część mebli (np. obić krzeseł) tak namokła w czasie opadów śniegu, że należało je wymienić, a także wyrzucić część strojów, które również przemokły w czasie przejazdu przez Niemcy.
Król Stefan Batory po śmierci cesarza Maksymiliana, począł być coraz bardziej akceptowalny dla tych, którzy jeszcze do niedawna otwarcie sprzeciwiali się uznaniu go za króla Rzeczpospolitej. Wysłany do Rzymu Jan Grzymalita Zamoyski (z którym wcześniej nikt z kardynałów - poza Alessandrem Farnese - nie chciał się spotkać - o czym pisałem w poprzednich częściach) teraz dostąpił zaszczytu audiencji u papieża - Grzegorza XIII, a drzwi kardynalskich pałaców stanęły przed nim otworem. Stało się tak, ponieważ papież uznał, że śmierć Maksymiliana była znakiem od Boga i że Batoremu sprzyja łaska Boża, skoro tak szybko udało mu się objąć tron i usunąć wszystkich konkurentów i wrogów. Reinhold Heidenstein (urodzony w Królewcu, niemiecki szlachcic) sekretarz Stefana Batorego (który szybko się spolonizował, co nie było wcale trudne, zdając sobie sprawę jak silną była idea wolności i prawa która wówczas promieniowała z Rzeczpospolitej) także pisał: "Baczny człowiek przyznać to musi Panu Bogu wielką łaskę jego (...) a przy tym wielkie szczęście Korony Polskiej i Księstwa Litewskiego". I rzeczywiście, jak się temu przyjrzeć, to było w tym wiele prawdy, przecież Batory pierwotnie w ogóle nie był nawet kandydatem do polskiego tronu a ostatecznie został królem. Jego największy przeciwnik - Maksymilian, zmarł nim zdążył zawalczyć o polską koronę. A potem... Batory podporządkował sobie Gdańsk (choć też musiał pójść na pewne ustępstwa), w kraju praktycznie pozbawionym wojska i przy niechętnej do płacenia podatków szlachcie, stworzył siłę militarną, która w trzech kampaniach pobiła Moskwę, zajmując znaczne tereny nie tylko w samych Inflantach, ale i na ziemiach które kilka dekad wcześniej Moskwa odebrała Litwie (mało tego, prawie że pojmał samego cara Iwana Groźnego i tylko przypadek ocalił go od niewoli o którym jeszcze opowiem). Król Stefan Batory już w sześć lat po swej koronacji był władcą odnowionego europejskiego mocarstwa, z którym pragnął nie tylko dobić Moskwę, ale i wyzwolić Węgry i zadać Osmanom ostateczną klęskę zdobywając Konstantynopol. Nie dokonał tego, bowiem jakaś przerażona tą wizją persona zakończyła jego żywot trucizną. Nic też dziwnego, że Stefan Batory uważany jest za bodajże największego (nie licząc Kazimierza III Wielkiego i Jana III Sobieskiego) polskiego monarchę. Ale jak na razie, nie wyprzedzajmy faktów...
RZECZPOSPOLITA Z CZASÓW KRÓLA BATOREGO (BIAŁĄ LINIĄ WYRYSOWANE TAKŻE GRANICE DRUGIEJ RZECZPOSPOLITEJ). CIEMNYM KOLOREM POKAZANE SĄ WSZYSTKIE ZDOBYCZE BATOREGO NA WOJNIE Z MOSKWĄ, WRAZ Z OBSZAREM ZAJĘTYM PRZEZ POLAKÓW (NARYSOWANYM GRUBĄ LINIĄ), ALE ODSTĄPIONYM MOSKALOM w POKOJU w JAMIE ZAPOLSKIM W 1582 r.
OBCHODY 400 ROCZNICY URODZIN
KRÓLA STEFANA BATOREGO
(1533-1933)
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz