Łączna liczba wyświetleń

środa, 26 października 2022

UMIERAMY I CO DALEJ? - czyli co się z nami dzieje po śmierci? - Cz. LXIII

ŻYCIE PO ŚMIERCI -

CZYLI RELACJE OSÓB,

KTÓRE PRZEŻYŁY WŁASNĄ ŚMIERĆ

 

 
 

V

CIAŁO FIZYCZNE I CIAŁO ASTRALNE

 
 
 
 
 
 CO TO JEST CIAŁO ASTRALNE?
 
 
 Ciało astralne - określenie to jest dla większości czytelników niezrozumiałe i nie można się temu dziwić. Chaos, jaki istnieje w pojęciach z dziedziny parapsychologii, jest jeszcze bardziej pogłębiany przez religie, sekty i prywatne poglądy różnych domorosłych proroków. Sięgnijmy więc do najstarszej religii świata - magii, jaką jest Huna. Jej ślady odnajdujemy w jaskiniach Altamiry i w grotach Haggaru. Umieszczone tam rysunki naskalne wykonane zostały przez malarzy sprzed 15 000 lat. Huna występuje w martwych językach Fenicjan i Kartagińczyków. Jest widoczna w świętych księgach indyjskich, w Starym Testamencie. Nowoczesne poglądy, mające pretensje do nazwy "nauka" sugerują, że człowiek składa się wyłącznie z mięsa i kości. Ten prymitywny materializm jest wygodny, lecz niezgodny z prawdziwym stanem rzeczy. 
 
Już przed I wojną światową - o czym wspominają autorzy w "Wahres Leben", dwutygodniku Niemieckiego Związku Spirytualistów z roku 1912 - w jednej z holenderskich klinik dokonano ciekawego doświadczenia. Na bardzo czułej wadze postawiono łóżko, na które położono konającego człowieka. Lekarze czekali cierpliwie, wpatrzeni we wskazówkę wagi. W momencie zgonu chory utracił na wadze kilkadziesiąt gramów. Doświadczenie to powtarzano wielokrotnie, również i po II wojnie światowej. Za każdym razem otrzymywano podobny wynik. Można stąd wnioskować, iż "coś" musiało zmarłego opuścić. Tym czymś było właśnie owo tajemnicze ciało astralne. Jeden ze składników istoty ludzkiej. 
 
Stare religie, których symbole są do dziś utrwalone w różnych totemach ludów "dzikich", niezrozumiałe dla naszej wysokiej cywilizacji i kultury, twierdzą jednak, że naprawdę człowiek składa się z: 
 
1. Ciała fizycznego, które jest jak gdyby pokrowcem dla innych, znacznie ważniejszych składników; 
 
2. Dwóch dusz, które należy traktować osobno: świadomości mającej rozum, lecz nie posiadającej pamięci oraz z podświadomości mającej pamięć, lecz pozbawionej umiejętności samodzielnego kojarzenia. Normalnie owe dusze po śmierci człowieka trzymają się razem i religie nazywają je ciałem astralnym lub - jak chrześcijańska - duszą; 
 
3. Tzw. Najwyższego Ja, które można określić mianem anioła stróża. Ta część człowieka znajduje się poza ciałem i kontakt z nim jest możliwy za pośrednictwem niższego Ja. Jest ono bowiem ślepe i głuche. Reaguje natomiast na myśli i pomaga, jeżeli umiejętnie się je o coś prosi. Wszelkie wrzaski, prymitywne pochlebstwa i klepanie modlitw nie dają żadnych wyników.
 
 



ILE WAŻY CIAŁO ASTRALNE?
 
 
 Ciało astralne człowieka jest, zdaniem parapsychologów, siedzibą naszej podświadomości. Jest ona poniekąd sublokatorem naszego ciała fizycznego. Składa się ze szczególnego rodzaju subtelnej materii o niesłychanie delikatnej konsystencji. Przed kilkunastu laty, na międzynarodowym kongresie parapsychologicznym w Paryżu, ktoś powiedział półżartem, że ciało astralne waży tyle, co wąs pchły. Wśród okultystów istnieją różne opinie co do ciężaru ciała astralnego. Andrew Jackson Davis jest zdania, że ciało astralne waży mniej więcej jedną uncję, czyli 28,3 grama. Ciało astralne jest materialne, jednak jego konsystencja jest nam nieznana. 
 
W związku z tym problemem trzeba tu wspomnieć o dwóch holenderskich fizykach. Dr. dr. Malta i dr. Zaalberg Zelst van den Haag starali się ustalić wagę ciała astralnego. Było to przed kilkunastu laty. Zbudowali oni bardzo czuły i skomplikowany aparat, który nazwali dynamistografem. Obaj twierdzą, że za pomocą tego aparatu mogą wejść w kontakt z istotami z tamtego świata bez pomocy medium. Stawiali ten przyrząd w pustym pokoju, obserwując jego działanie przez okienko w ścianie. Później można było stwierdzić, że aparatem posługiwały się jakieś istoty inteligentne i podawały długie komunikaty na drugim końcu dynamistografu, za pomocą tarczy z literami alfabetu. Wspomniani fizycy postanowili też zbadać fizyczne i chemiczne właściwości ciała astralnego oraz układ i ruch drobin odbywający się w nim. W miarę możliwości zamierzali także zbadać i ustalić jego składniki. Otrzymali takie oto wyniki. Pod wpływem woli, ciało astralne może się kurczyć i rozprężać. Ciało astralne może w ten sposób powiększyć się o 1,26 mm, czyli o jedną czterdziestomilionową część swojej normalnej objętości. Kurczyć się może natomiast o mniej więcej 8 mm, czyli o sześć i ćwierćmilionową część swej objętości. Ciężar właściwy ciała astralnego wynosi około 12,24 miligrama, czyli że jest mniejszy, niż ciężar właściwy wodoru. Od ciężaru właściwego powietrza jest mniejszy 176,5 razy.
 
Wola oddziałuje na ciało astralne automatycznie. Ciało astralne podlega prawu o sile ciężkości. Istnieje jakaś nieznana nam energia, która trzyma w skupieniu drobiny tego ciała. Atomy, z których składa się ciało astralne, są bardzo małe, znacznie od siebie oddalone i ciężkie. Gęstość ciała astralnego równa się mniej więcej gęstości powietrza zewnętrznego, jeżeli ciśnienie atmosferyczne się zwiększa, to także to samo następuje wewnątrz ciała astralnego. Wagę ciała astralnego obliczono i ustalono na mniej więcej 69,5 grama. Te wyniki są zbieżne z rezultatami otrzymywanymi przed kilkudziesięciu laty przez doktora Duncana Mc Dougella. Ważył on wówczas kilku konających na gruźlicę. Stawiał w tym celu pacjenta wraz z łóżkiem na bardzo czułej wadze. W chwili zgonu wskazówka wagi uchylała się pokazując ubytek 2-2,5 uncji, czyli 56,6 do 70,75 gramów. Doświadczenie to, przeprowadzone niezależnie od eksperymentów holenderskich, potwierdzałoby słuszność otrzymanych wyników.
 
 
 
 
 
 BILOKACJA, CZYLI WYSYŁANIE CIAŁA ASTRALNEGO
 
 
 W ostatnich latach kilku uczonych stwierdziło, że po przejściu pewnych ćwiczeń praktycznych każdy może nauczyć się wysyłania swego ciała astralnego i to za życia doczesnego. Piszą na ten temat autorzy amerykańscy S.S. Muloon i H. Carrington. Teoretyczne podstawy takich eksperymentów podaje M.F. Long w swym dziele: "Wiedza tajemna za cudami". W zasadzie chodzi tu o jeden z systemów jogi, znany szerzej pod nazwą Elcancar. Liczna literatura tego tematu jest dostępna w językach niemieckim i angielskim. 
 
Subtelna konsystencja ciała astralnego przenika nas. Podczas snu następuje jednak lekkie rozluźnienie obu składników, które dla łatwiejszego zrozumienia potraktujemy jako dwie odrębne osobistości, zamieszkałe, powiedzmy, w jednym pokoju. W czasie snu ciało astralne, widoczne przez jasnowidzów oraz niektóre osoby widujące aurę, lekko unosi się ponad ciało fizyczne człowieka w celu nasycenia się energią kosmiczną. Na ten temat pisano już dużo, istnieją też różne teorie. Dlatego na razie odniesiemy się do tego z pewną rezerwą, aby uniknąć polemiki, która nie jest celem naszej pracy. 
 
Akcja odłączania ciała astralnego od ciała ziemskiego, gdy konkretna osoba nie jest w śnie somnambulicznym, a na jawie, może objawiać się zawrotami głowy, omdleniami, a nawet katalepsją i spadkiem temperatury ciała. Podczas snu natomiast - w postaci snów o fruwaniu, o nagłym wznoszeniu się w górę (np. windą). Może to oznaczać, iż ciało astralne ma ochotę odczepić się od przynależnego mu ciała ziemskiego. Jedną z innych charakterystycznych cech takiego stanu są drgawki występujące w chwili zasypiania. Jest to pewna wskazówka, że ciało astralne chciałoby na "własną rękę" opuścić przynależne mu ciało ziemskie i wybrać się na wycieczkę. 
 
Świadomość ludzka w takich przypadkach nawet nie orientuje się o co chodzi. Lecz uwaga: rozstanie się nie następuje całkowicie. Ciało astralne i ciało ziemskie są stale połączone ze sobą żywą tkanką pulsującą, jak przewód krwionośny. Taśma ma kolor srebrny. W odległości kilku metrów ma ona grubość kilku centymetrów, lecz w miarę oddalania się ciała astralnego od ciała ziemskiego wydłuża się i staje się cienka jak nić. Jednakże zawsze utrzymuje żywy kontakt z ciałem macierzystym. Stan taki można porównać z psem uwięzionym na elastycznej taśmie gumowej. Ruchem ciała astralnego, jego oddalaniem się i rozciąganiem srebrnej nici rządzi ludzka podświadomość. 
 
Istnieje kilka stanów współzależności między ciałem człowieka a jego ciałem astralnym. Teorie tych powiązań są dość skomplikowane i nie jest konieczne zapoznawać przeciętnego czytelnika z tymi zagadnieniami. Samorzutne oddzielenie się ciała astralnego jest dość częste, chociaż ludzie nie zdają sobie z tego sprawy. Takie rozstania odbywają się z reguły na niezbyt dużą odległość. Początkowo ciało astralne unosi się w górę równolegle do leżącego na łóżku ciała "zwykłego", po czym na wysokości około dwóch metrów staje na nogi. (Wiadomo to z obserwacji przeprowadzonych przez media i jasnowidzów). Ciało astralne, przyuczane do wycieczek za pomocą systematycznych ćwiczeń, może udawać się bez obaw na większe odległości. W tym czasie ciało ziemskie jest nieruchome, sztywne i jakby martwe. Z takich wypraw bilokacyjnych znany był Mahomet, inżynier Ossowiecki oraz liczne media. Nabierało to cech świętości w oczach pospólstwa. W interesie Kościoła bowiem takie fakty umacniały wiarę maluczkich w boskie cechy medialnej osoby. 
 
W chwili zgonu ciało astralne opuszcza swe ciało ziemskie, lecz czyni to na zawsze. Srebrna taśma ulega wówczas zerwaniu. Konającemu pomagają w tym istoty z tamtego świata, aby ułatwić umierającemu przejście na "tamtą stronę". Dopóki nasza podświadomość działa samodzielnie, a świadomość nie wpływa na bilokacyjne wycieczki wysyłanego ciała astralnego, jest ono, mówiąc potocznie, bardzo strachliwe. Przy najmniejszym, nawet pozornym zagrożeniu, srebrna wstęga kurczy się w ułamku sekundy i ciało astralne wraca błyskawicznie "do domu". Kiedy ciało astralne nauczy się oddalać na większą odległość, nabiera ono w sposób nam nieznany dodatkowo cech świadomości lub ją po prostu zabiera ze sobą. Dzięki temu może działać samodzielnie, podczas gdy ciało ziemskie leży sobie zimne i półmartwe. Nie ma wówczas żadnego kontaktu z nikim i niczym, a jakiekolwiek próby obudzenia takiego pozornie martwego człowieka grożą mu śmiercią. Na tej, nielicznym znanej, zasadzie polegają różne komunikaty, ostrzeżenia i wiadomości wysyłane na odległość. Spotykamy się z tym od niepamiętnych czasów. Są to działania z dziedziny parapsychologii i udokumentowane zostały historycznie przez licznych pamiętnikarzy i dziejopisów.
 
Czy bilokacji można się nauczyć? - Ależ oczywiście. Lecz wymaga to cierpliwości, wytrwałych ćwiczeń i jednak pewnych kwalifikacji - widocznych szczególnie w horoskopie indywidualnym. Same ćwiczenia nie są ani trudne, ani męczące. Wszystko polega na przyzwyczajeniu naszej podświadomości do obcych dla niej sytuacji. Zaczynamy od tego, że przed zaśnięciem próbujemy "wyjść z siebie" i z pewnej odległości popatrzeć na swe ciało. Zaznaczam jednak, że główne trudności bilokacji polegają na strachliwości naszej podświadomości, która kieruje się uczuciem, a nie rozsądkiem i trzeźwym myśleniem, opartym na życiowym doświadczeniu. Po prostu panicznie boi się wysyłania swego ciała astralnego, a naszej świadomości nie chce słuchać. Oczywiście, istnieją w tej dziedzinie liczne wyjątki. Uchodzą one za świetnych parapsychologów, wybitne media lub za "świętych"', w zależności od tego, w jakim otoczeniu się wychowali lub mówiąc dosadniej: kto ich dostał w swe ręce. 
 
Różne próby z sugestywnymi snami, o czym już wspominałem, są mało przekonywające. Istnieje jednak sposób sprowokowania podświadomości. Idzie się wieczorem około dwudziestej trzeciej spać, zjadłszy uprzednio coś słonego. Przed położeniem się do łóżka stawia się na stole szklankę z wodą. Nie dla ugaszenia pragnienia, a dla zwrócenia na to uwagi podświadomości - którą normalnie trudno okłamać - iż na stole jest szklanka z wodą, mogąca ugasić pragnienie. Przed zaśnięciem myślimy intensywnie o owej szklance wody i o możliwości ugaszenia pragnienia oraz staramy się z tą myślą zasnąć. Podczas zasypiania można myśleć także o windzie i o jej równomiernym wznoszeniu się w górę. Sny o nierównomiernej jeździe windą łatwo kojarzą się ze snami o podłożu seksualnym. A więc: opuszczamy pokój, wsiadamy do windy, jedziemy przez chwilę w górę, po czym wszystko tak samo odbywa się w kierunku odwrotnym. Nie jest to jeszcze bilokacja, ale w ten sposób przyzwyczajamy naszą podświadomość, mającą kontakt z ciałem astralnym, do późniejszej "prawdziwej" eksterioryzacji. 
 
Jak już wcześniej powiedziałem, ciało astralne opuszcza nasze ciało, aby sobie pochodzić po okolicy. Ludzka świadomość zazwyczaj nie zdaje sobie z tego w ogóle sprawy. Należy przypuszczać, że na tej drodze powstają w człowieku różne sny prorocze, albowiem po "tamtej stronie życia" czas w naszym ujęciu zagadnienia nie istnieje. Poza naszym życiem po prostu go nie ma.
 
 
 
 
 
SOBOWTÓRY - SZCZEGÓLNE PRZYPADKI BILOKACJI
 
 
 Istnienie duchów staje się tym mniej wątpliwe, jeżeli przyjmiemy za fakt występowanie sobowtórów. Pojawienie się takich eidoolon, jak nazywano sobowtóry w starożytnej Grecji, obserwowano bowiem już w czasach zamierzchłych. Nieraz słyszy się o takich wypadkach i w czasach najnowszych. Pisał na ten temat Francuz de Roclias, a inny Francuz Durville, jako pierwszy, potrafił z człowieka, będącego w transie, wydzielić ciało astralne, które stanowiło samodzielną osobowość i stawało obok uśpionego. W takich przypadkach obie postacie bywają połączone ze sobą taśmą fluidalną wychodzącą z czoła, pępka lub żołądka medium. Kto stawał w pobliżu takiego tworu wydzielonego ze śpiącego medium, odczuwał chłód i zimny powiew. Przy dotyku tej sztucznej zjawy miało się wrażenie, iż jest to jakaś wilgotna masa. Od takiego dotyku palce świeciły fosforyzującym blaskiem. 
 
Niektóre osoby, będące w transie, mogły swemu wydzielonemu sobowtórowi dawać polecenie stukania, zamykania drzwi, a nawet spoglądania przez przedmioty nieprzejrzyste. W rzadkich przypadkach taki sobowtór potrafił nawet przenieść się do cudzego mieszkania i tam zamanifestować się obecnym. U niektórych osób podatnych w tym kierunku sobowtór, czyli ciało astralne, oddziela się podczas snu i może działać na duże odległości. 
 
Znany uczony i badacz amerykański Hyslop wspomina, jak to jeden z jego przyjaciół, lekarz w Buffalo, zbudził się którejś nocy 1907 roku pod wrażeniem, że ktoś jest w jego pokoju. Kiedy otworzył oczy, spostrzegł obok łóżka swoją żonę, która przed kilkoma dniami wyjechała na wycieczkę.
 
- Co ty tu robisz? - spytał lekarz, a ona na to: 
 
- Chciałam zobaczyć, jak ci się powodzi - podeszła do męża, objęła go za szyję, po czym nagle zniknęła. 
 
Doktor wyskoczył z łóżka jak oparzony i zapalił światło, lecz w pokoju nie było nikogo. Kiedy żona po kilku dniach powróciła z wycieczki do domu, spytała męża, czy w ostatnią sobotę zauważył coś szczególnego. Wyjaśniła mu następnie, iż przeczytawszy podręcznik Hudsona o wysyłaniu ciała astralnego, dowiedziała się, że przed spaniem należy intensywnie zapragnąć przeniesienia się w jakieś określone miejsce, a ciało astralne samo potem ten eksperyment wykona. Oczywiście, żona lekarza musiała mieć w tym kierunku jakieś zdolności, jeżeli doświadczenie od razu jej się udało.
 
Tego rodzaju bilokacje udają się także na drodze medialnej. Znany uczony angielski prof. William Crookes eksperymentował z panią Fay, z której wydzielił się sobowtór astralny i podał mu książkę z odległości 2,5 metra. W tym czasie pani Fay była przywiązana do krzesła. 
 
Pewien misjonarz opowiadał panu Hyslopowi o znajomym mu murzyńskim czarowniku w Afryce, który wysłał kiedyś swe ciało astralne do wioski odległej o cztery dni drogi. Na polecenie misjonarza sobowtór po drodze wstąpił do znajomego, mieszkającego o trzy dni drogi i poprosił w imieniu misjonarza o przysłanie paczki naboi do karabinu. Aby wprowadzić się w trans, Murzyn rozpalił wpierw ogień z aromatycznego drzewa, natarł się jakąś kleistą cieczą i śpiewał inwokacje do duchów lasów i wód. Następnie położył się i zapadł w stan katalepsji, w którym jego ciało stało się nieczułe na ukłucia, a źrenice niewrażliwe na światło. W tym stanie był przez całą noc. Rano przebudził się i powiedział, że sprawę naboi załatwił. I istotnie, po trzech dniach przybył goniec i naboje przyniósł. Przyjaciel misjonarza zawiadamiał, że jakiś Murzyn wsunął do pokoju głowę przez półotwarte drzwi i przekazał prośbę.
 
Do jednego z najbardziej znanych przypadków samorzutnej bilokacji w wieku XIX należy historia francuskiej nauczycielki, panny Emilii Sagee z Dijon. Pani ta, w latach 1845-1846 uczyła języka francuskiego w pensjonacie dla dziewcząt w Inflantach. Już po kilku tygodniach zaczęto opowiadać sobie, że pannę Sagee widuje się nieraz równocześnie w dwóch miejscach. Dyrektorka przyjęła to za plotki, lecz kiedyś panna Sagee stanęła w klasie przy tablicy, a równocześnie wydzielił się z niej sobowtór, który stanąwszy obok naśladował ruchy piszącej coś nauczycielki. Innym razem nauczycielka siedziała przy stole, a za nią stał sobowtór, wykonując te same ruchy. Kiedyś dziewczyna zachorowała i leżała przez kilka dni w łóżku. Jej przyjaciółka, panna Wrangel, dotrzymywała jej towarzystwa. Nagle spostrzegła, że przez pokój przeszedł sobowtór nauczycielki leżącej w łóżku. Pewnego dnia uczennice w klasie były zajęte haftowaniem, a nauczycielka siedząca z nimi wyszła z pokoju. Wówczas uczennice zauważyły, że na fotelu przy nich nagle pojawiła się panna Sagee, a jej oryginał widoczny przez okno nadal zbierał w ogrodzie truskawki. Po chwili postać nauczycielki, która nagle pojawiła się w klasie, zaczęła się robić przejrzysta i zniknęła. Ponieważ tego rodzaju wypadki powtarzały się przez półtora roku, a pensjonat wskutek tego pustoszał w zastraszającym tempie, biednej nauczycielce wypowiedziano posadę.
 
- Już dziewiętnasty raz wypowiadają mi z tego powodu posadę - skarżyła się dziewczyna. 
 
W historii starożytnej Tacyt wspomina o ciekawym przypadku bilokacji. Kiedy Wespazjan był kiedyś w świątyni Serapisa w Aleksandrii, stanął przed nim nagle kapłan Basilides. Jak się później okazało, Basilides był w owym czasie chory i znajdował się o osiemset mil od Aleksandrii. 
 
A oto inne jeszcze przypadki z tej dziedziny. Święty Józef z Copertino obiecał swemu przyjacielowi Piccinowi, że go odwiedzi przed jego, Piccina, śmiercią. Święty dotrzymał przyrzeczenia nie opuszczając Rzymu. Później nie wychodząc ze swej celi w Asyżu, był także przy zgonie matki Piccina. 
 
Kiedyś św. Antoni wygłaszał kazanie w Hiszpanii, kiedy równocześnie oskarżono jego ojca o morderstwo i skazano na karę śmierci. Tuż przed egzekucją święty nagle pojawił się w Rzymie i udowodnił niewinność ojca, wskazując prawdziwego mordercę. Podczas procesu kanonizacyjnego wydało się, że święty nie opuszczał wówczas Hiszpanii. 
 
Szkot Robert Bruce, lat około 30, służył w roku 1828 na niedużym statku handlowym, kursującym pomiędzy Liverpoolem a Saint John w Kanadzie. Kiedyś, ustalając położenie statku, nie był pewny wyniku. Poszedł więc do kabiny kapitana, aby się go poradzić. Lecz przy biurku zobaczył obcego człowieka. Pobiegł więc na mostek kapitański i po chwili wraz z kapitanem weszli obaj do kabiny, by przyłapać intruza na gorącym uczynku. Nie zastali tam jednak nikogo. Znaleźli jedynie kartkę, na której obcy napisał: Sterujcie na północny zachód. Przeszukano cały statek i porównano pismo wszystkich obecnych, ale to nic nie dało. Ponieważ wskutek zastosowania się do apelu, jaki pozostawił obcy, statek straciłby najwyżej kilka godzin, kapitan nakazał zmianę kursu. Niebawem trafiono na dużą górę lodową, w której tkwił wrak innego statku. Statek ów płynął do Quebec. Gdy łodzie statku Bruce'a przywiozły rozbitków, marynarz rozpoznał wśród nich obcego, który przed kilkoma godzinami gościł na jego okręcie, w kabinie kapitana. Jego pismo też było identyczne z charakterem, jakim sygnowano żądanie zmiany kursu. Kapitan wraku wyjaśnił, że tajemniczy gość przez cały czas był na pokładzie jego statku i pod jego okiem. Około południa położył się na koi i zasnął. Po około 30 minutach obudził się i stwierdził: Dziś będziemy uratowani. Śniło mi się, że byłem na statku, który zdąża nam na pomoc. Tu dokładnie opisał wygląd statku Bruce'a. Dziś już wiemy, co się wówczas wydarzyło: ciało astralne jednego z pasażerów oddzieliło się czasowo od ciała fizycznego i przeniosło się na statek, który potem uratował rozbitków.
 
Spontaniczne oddzielenie się ciała astralnego jest wypadkiem dosyć rzadkim. Co prawda, można się tego nauczyć. W ostatnich czasach znany był z tych umiejętności włoski zakonnik, Padre Pio. W dawniejszych wiekach umiejętność tę posiadali liczni święci np. św. Augustyn, św. Franciszek Ksawery, św. Antoni Padewski i inni, którzy byli często widywani w dwóch miejscach równocześnie. 
 
 
 

 
BILOKACYJNE WYPRAWY W ZAŚWIATY
 
 
Pani Aintree z Southsea w Wielkiej Brytanii ma 48 lat i jest najnormalniejszą w świecie kobietą. W gronie znajomych znana jest ze swych zdolności medialnych, dlatego też odwiedzają ją liczni przyjaciele, aby dowiedzieć się czegoś więcej o swoich najbliższych, o których przez dłuższy okres nie mają wiadomości. Tego rodzaju zdolności mają liczne media, a wszelkie inicjacje ezoteryczne w tym kierunku, jak: umartwianie się, wegetarianizm, wystrzeganie się papierosów i alkoholu, a nawet stosunków seksualnych, to akcesoria rytualne, o których przysłowie mówi, że do rzemiosła konieczny jest hałas. Znany polski jasnowidz, inżynier Ossowiecki, nie stronił od uciech tego świata, a mimo to eksperymenty jasnowidcze, czyli po prostu wysyłanie swego ciała astralnego w inne okolice, udawały mu się wspaniale. Doświadczenia Helen Aintree były nieraz na bardzo wysokim, wręcz artystycznym poziomie. Zapytana kiedyś, jak właściwie wygląda tamten świat, Helen dała taką odpowiedź:
 
- Jest to miejsce ciszy i spokoju, gdzie nasze ziemskie kłopoty, troski i zmartwienia nie istnieją. Jest to kraina pagórków, dolin, pięknych, złotych miast i wspaniałych budowli. Dookoła spotyka się wesołe, uśmiechnięte twarze. Nie ma tam słońca, jak u nas, a jednak jest światło. Jest raczej coś jakby żarzenie się. Ma się wrażenie, że wszyscy i wszystko to światło wydzielają. Dookoła brzmią łagodne dźwięki muzyki, lecz nie są to rzeczy skomponowane przez człowieka. Są to dźwięki wydawane przez przyrodę, ale zrozumiałe dla każdego. Nie ma tam walki o byt, zawiści, nienawiści i innych brzydkich, ziemskich namiętności. 
 
Kiedy panią Helen Aintree spytano, dlaczego nie musi umierać, aby zobaczyć tzw. tamten świat, odpowiedziała:
 
- Moim zdaniem, część składników ludzkiej istoty jest niezniszczalna. Nazywamy je duszą. Śmierć oddziela ją od naszego ciała doczesnego i przenosi w inne dziedziny, tam, gdzie powinna przebywać. Jeżeli takie wyższe sfery istnieją rzeczywiście, nie widzę powodu, dla którego byłyby one dostępne tylko dla tych, którzy już umarli. Mnie wystarczy rozwinąć w sobie potężne uczucie tęsknoty i pragnienia, i drogą myślową wpłynąć na czasowe oddzielenie się duszy od ciała, aby znaleźć się w tej prawie baśniowej krainie. Tam, w owym "innym" świecie, możemy sobie według swoich pragnień utworzyć oryginalny, własny świat. Tam udzielą nam także pomocy i wskazówek, jak to zrobić. Ludzie o niskim poziomie etycznym trudniej to zrozumieją. Lecz ktoś, kto za życia doczesnego był pozbawiony egoizmu i starał się żyć nie tylko dla siebie, lecz także dla dobra swych bliźnich, ma po "tamtej stronie" znacznie ułatwioną dalszą ewolucję. Tak tu, jak i tam, jest nasze istnienie takie, jak je sobie utworzymy.
 
Panią Helen Aintree - jak już wspomniałem - odwiedza bardzo wiele osób. Większość jest ciekawa, jak się powodzi ich drogim zmarłym. Inni proszą o przekazanie wiadomości.
 
- Przychodzą do mnie także ludzie nauki - mówi Helen Aintree - ciekawi, w jaki sposób odbywają się moje kontakty z tamtym światem... A więc: Zamykam się w pokoju, gdzie panuje zupełna cisza. Zasłony na oknach są zasunięte. Panuje półmrok. Kładę się wygodnie w obszernym fotelu i staram się wprowadzić w trans, aby rozluźnić więzy łączące mnie z tym światem. Nie trwa długo, zanim poczuję, jak moje ciało astralne oddziela się od mego ciała fizycznego. Oddycham wtedy głęboko, wydychając powietrze ustami i skupiam całą swoją uwagę w kierunku oddzielenia się od mojego ciała ziemskiego. I wówczas nagle dostrzegam swoje ciało leżące w dole, ja zaś unoszę się w górze. Jest wskazane spoglądać wtedy w górę, aby nie widzieć różnych okropności i okrucieństw, jakie wyczyniają ludzie na dole. 
 
Najsławniejszy jasnowidz naszego stulecia, Edgar Cayce, wyjaśnia, że unosząc się w górę, mija sfery o różnych poziomach etycznych ich mieszkańców. Wstępuje w górę po promieniu świetlnym, aż dociera do celu, czyli tam, gdzie przebywają istoty pokrewne jego osobowości. Powróćmy jednak do relacji pani Helen Aintree.
 
- Pani Beale, która od niedawna jest wdową, pragnęła dowiedzieć się, gdzie przebywa jej zmarły mąż i czy jest tam szczęśliwy. Mimochodem wdowa wspomniała, że nie może znaleźć polisy ubezpieczeniowej męża, opłacanej przez wiele lat. Żal mi się zrobiło starej kobiety - stwierdziła pani Helen - i obiecałam jej pomóc. Zdawałam sobie jednak sprawę z pewnych trudności. Po "tamtej stronie" można znaleźć tylko kogoś, kto już osiągnął najwyższy szczebel doskonałości (inni jasnowidze, jak i autorzy, są odmiennego zdania). Kto wiódł spokojne i uczciwe życie, znajduje się na poziomie, który można by nazwać portem wyczekiwania. W jego pamięci istnieją jeszcze tylko wydarzenia związane z przeżyciami uczuciowymi. Sprawę pani Beale udało mi się jednak szczęśliwie rozwiązać. Okazało się, że jej zmarły mąż już od jakiegoś czasu starał się nawiązać kontakt z wdową. Ułatwiłam mu to i dowiedziałam się od niego, że poszukiwane dokumenty znajdują się na dnie starej szafy, stojącej aktualnie w ogrodzie, w altanie. Otrzymane tą drogą informacje potwierdziły się. Dokumenty rzeczywiście tam były i wdowie wypłacono polisę ubezpieczeniową.
 
W swej książce pt.: "Leben nach dem Tode" Artur Fosd wspomina o własnych przeżyciach: "... chwilę później unosiłem się nad moim łóżkiem i patrzyłem obojętnie na moje nieruchome ciało. Obchodziło mnie tyle, co nic. Odczuwałem wewnętrzny spokój i ogarnęła mnie dziwna pogoda ducha. Potem chwila bezdennej pustki bez poczucia czasu. Kiedy odzyskałem przytomność, unosiłem się w powietrzu. Wiedziałem jednak, że ja jestem mną. Dookoła były jakieś góry pokryte zielenią. Zewsząd zbliżali się do mnie ludzie, których kiedyś znałem i uważałem od dawna za zmarłych. Jedni wydawali mi się młodsi, inni znów starsi. Wszyscy witali mnie serdecznie. Chciałem spytać o inne, znane mi zmarłe osoby, lecz w tej samej chwili zacząłem widzieć wszystko, jak przez mgłę. Inni znajomi mijali mnie obojętnie. Chyba obowiązywały tu prawa powinowactwa duchowego. Po chwili powiedziano mi, że muszę powrócić tam, skąd przyszedłem. Nagle poczułem też, iż wpadam w przepaść. Otworzyłem oczy i zobaczyłem nad sobą pielęgniarkę w bieli. Okazało się, że przez dwa tygodnie byłem w zapaści".
 
 
 
 CDN.
 

2 komentarze:

  1. I tutaj dochodzimy do błędu myślowego, jaką "ludzie" wpadają.

    Większość punkt startowy do rozważań, badań itp. przyjmuje punkt w którym są, czyli punkt "fizyczność" i tym "kim są" w tej formie fizycznej. Cała interpretacja, a najważniejszej perspektywa, odbiór rzeczywistość opiera się na tym punkcie.

    Jest to o tyle zwodnicze, mylne i wielką pułapką, że odrzuca inną perspektywę, tego kim/czym etc jesteśmy w rzeczywistości.

    Jak zauważysz, większość badań opiera się nie tyle na aspekcie fizyczny, a na tej perspektywie oraz "otoczeniu", czyli zewnętrznych. Tak. Astral, jak i ciało astral ma bardziej w tych wszystkich badania, rozważaniach etc. aspekt zewnętrzny.

    Zakłada, że są jakieś "formy", jakieś "ciała", jakieś "światy", tak samo światy zmarłych np.

    Mało kto patrzy odwrotną stroną, do góry nogami. Czyli jak my w fizyczność, niby patrzymy do góry, mało patrzy z góry do dołu.

    By poznań wiele rzeczy warto odwrócić wszystko do góry nogami, zanegować rzeczy oczywiste, bo przyjmując coś co jest przyjęte, nigdy odkryjemy prawdy, a będziemy powielać czyjeś np poglądy lub błędy myśleniowe, nie widząc w tym żadnego błędu.

    Ja chcę zwrócić uwagę na aspekt działa umysłu oraz świadomości. C oz tych dwóch rzeczy może powstać, a raczej jakie OGRANICZENIA własny umysł może nałożyć SAM na SIEBIE i w nie UWIERZYĆ.

    Wierzysz w Astral i dusze spoko. Tylko czy to naprawdę istnieje? A nawet jeśli istnieje, to czy to również nie pochodzi od naszego umysłu? Jak daleko to że coś istnieje jest naszym tworem? Gdzie jest granica?

    Bo widzisz. W tym co robię i zagłębiam się jest to, że mniej wierze, że "coś" zewnątrz to wszystko stworzyło, a raczej, że MY sami stworzyliśmy, zapominając o tym.
    I to zapomnienie jest naszym Upadkiem.
    Na tyle Upadkiem dużym, że nawet sam aspekt Upadku ubraliśmy w formę mitu o rzeczach zewnętrznych, które były tego powodem.
    Więc nie dość, że zapomnieliśmy, to jeszcze odrzucamy, że to my i jeszcze szukamy winnego innego, niż my, tworząc sobie tego winnego i wierząc w istnienie tego winnego, który... nie istnieje.

    Bardziej zwróć uwagę jak umysł błądzi, jak tworzy sobie różne rzeczy w swoim i innych otoczeniu. Poznaj mechaniki umysłu, jego drogę.

    Ja przestałem interesować się ezo i ufo, widząc zupełnie inaczej wszystko poprzez też własne doświadczenia, które pokazują mi czasami zupełnie co innego. Obnażając błędy naszego myślenia.

    Wgłęb się w to jak umysł może się zatracić i co by musiał wykreować, by się zatracić i zapomnień. Stwórz sobie obraz, wyobraźnie, co by musiało być, że umysł straci rozeznanie co jest prawdą a co fałszem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym temacie - a raczej, w tej serii - prezentuję jedynie opis samego Leszka Szumana i jego w tej "materii" doświadczenia.

      Co zaś się tyczy kwestii własnego umysłu i własnych projekcji światów i rzeczywistości dookoła, to kiedyś już pisałem że istnieje takie prawdopodobieństwo, że jesteśmy tylko częścią większej całości nas samych, która wysyła poszczególne swoje jaźnie, aby to one doświadczały (np. ból czy przemoc, ale również szczęście i radość), zaś "tryb główny" pozostaje z boku i obserwuje, uczy się i doświadcza wraz ze swoimi jaźniami. Nie mówię że tak nie jest, ale jednocześnie trzeba dodać, że każda jaźń potrzebuje po fizycznej śmierci ciała odpoczynku i regeneracji. Do tego zapewne służy świat, który opisuje (m.in.) Leszek Szuman.

      Usuń