Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 23 stycznia 2024

MÓJ OJCIEC "KRÓL POLSKI" - Cz. II

CZYLI HISTORIA NAZISTOWSKIEGO ZBRODNIARZA, OPOWIEDZIANA PRZEZ JEGO SYNA



TYSIĄC LAT WINY
HANS FRANK - GENERALNY GUBERNATOR POLSKI, I JEGO SYNOWIE NIKLAS I NORMAN






DALSZA CZĘŚĆ HISTORII NAZISTOWSKIEGO ZBRODNIARZA HANSA FRANKA - GENERALNEGO GUBERNATORA ZIEM POLSKICH, OPOWIEDZIANA USTAMI JEGO SYNÓW - NIKLASA I NORMANA, Z KSIĄŻKI GERALDA POSNERA "DZIECI HITLERA. JAK ŻYĆ Z PIĘTNEM OJCA NAZISTY". (KOLOREM NIEBIESKIM BĘDĘ ZAMIESZCZAŁ WŁASNE UWAGI).



W czasie niemal sześcioletnich rządów Hans Frank zniszczył doszczętnie państwowość Polski, wykorzystywał jej obywateli i zrujnował ją materialnie. Ogłosił niemiecki językiem urzędowym, przywłaszczył sobie liczne dzieła sztuki
uznawane za narodowe skarby i postarał się, by do jego domu w Schliersee
wysyłano ogromne ilości jedzenia, w tym prawdziwych przysmaków,
podczas gdy niemal cała Europa głodowała. Polskich robotników
przymusowo wywożono statkami do Niemiec, by zaangażowali się w pracę
na rzecz działań zbrojnych. Ogromną część zbiorów naziści też wysłali do
siebie, podczas gdy przeciętnemu Polakowi musiało wystarczyć sześćset
kalorii dziennie. Frank usiłował zmienić Kościół katolicki w nazistowski
organ. Twierdził, że "księża będą głosić, cokolwiek sobie zażyczymy,
a z każdym księdzem, który postąpi inaczej, prędko się rozprawimy.
Zadaniem księży jest sprawić, by Polacy siedzieli cicho i pozostali głupi
i nierozgarnięci". Aresztowano wówczas tysiące polskich księży, a ośmiuset
piętnastu zginęło w Dachau. (Nie mówiąc już o tym, ilu zginęło w Auschwitz).

Bezduszny ton Franka trafiał do największych sadystów w SS i policji.
Gubernator oświadczył pewnego razu: "Jeżeli o mnie chodzi, po wojnie
możecie zrobić z Polaków, Ukraińców i wszystkich, którzy się tu jeszcze
kręcą, mielonkę". Chwalił się berlińskiemu dziennikarzowi: "Gdybym chciał wydrukować plakat o zamiarze rozstrzelania każdej siódemki Polaków,
w Polsce nie wystarczyłoby drzew na wyprodukowanie papieru".
Szczególnie brutalnie wprowadzał w życie hitlerowską politykę wobec Żydów. Na wiosnę 1940 roku na spotkaniu dowódców oddziałów oznajmił, że "nasi generałowie nie mogą dłużej znosić mieszkania w domach, gdzie jedynymi lokatorami poza nimi są ludzkie szkodniki, czyli Żydzi". Obiecał oczyścić Kraków z Żydów, zdezynfekować getto i zbudować dla Niemców lokale mieszkalne, w których będzie można oddychać "dobrym, niemieckim powietrzem". W ciągu kilku następnych lat zawsze pilnował, by wobec
Żydów stosowano wszystkie najsurowsze nazistowskie metody.

W pierwszą rocznicę przejęcia władzy w Polsce (Niemcy wkroczyli do Krakowa 6 września 1939 r. po wycofaniu się na wschód oddziałów Armii Kraków, do miasta wkroczyły niemieckie jednostki 14 Armii. 23 września rozpoczął urzędowanie niemiecki komisarz miasta - Ernst Zörner. 12 października Hitler podpisał dekret o utworzeniu Generalnego Gubernatorstwa dla zajętych terenów Polski ze stolicą w Krakowie i z Hansem Frankiem jako Generalnym Gubernatorem. 26 października 1939 r. dekret wszedł w życie i tego dnia władze w Krakowie przyjęła niemiecka administracja cywilna, a Hans Frank objął urzędowanie. Dwa dni później zajął Wawel który od tej pory kazał nazywać "Krakauer Burg") przekonywał swoich
oficerów, że ich rodziny w Niemczech nie powinny się o nich niepokoić.
Warunki bardzo się poprawiły, odkąd tak wiele "wszy i Żydów" zostało zlikwidowanych. To doniosłe oświadczenie padło podczas posiedzenia rządu na Wawelu. W zagrzewającej do walki przemowie Frank mówił: "A co do
Żydów, to mówię zupełnie otwarcie, że trzeba z nimi skończyć, w taki czy
inny sposób. Jeśli więc chodzi o Żydów, będę się od tej pory kierował jedną
tylko wytyczną: założeniem, że muszą zniknąć (...). Musimy unicestwiać
Żydów, gdziekolwiek ich znajdziemy i gdzie jest to możliwe (...). Nie
możemy zastrzelić trzech i pół miliona Żydów, nie możemy ich otruć, ale
możemy poczynić konieczne kroki, które w ten czy inny sposób doprowadzą do ich całkowitej eksterminacji". Do grudnia 1942 roku osiemdziesiąt pięć
procent polskich Żydów zostało przetransportowanych do obozów
koncentracyjnych, z których większość podlegała pod jurysdykcję Franka.




Niklasowi najtrudniej żyje się właśnie z tymi wypowiedziami ojca. "Nie
sądzę nawet, żeby był antysemitą"- mówi Niklas. - Tego po nim oczekiwano, więc natychmiast się nim stał. W tym czasie był oportunistą, człowiekiem bardzo słabym. Chciał grać wielkiego twardziela przed Hitlerem i resztą. Trudno mi czytać te oświadczenia, bo czuję wtedy złość i gorzki wstyd, a jednak wciąż do nich wracam. To niewiarygodne, że osoba, która kochała Chopina, Beethovena, była przyjacielem Richarda Straussa, miała
łzy w oczach przy czytaniu bożonarodzeniowych opowieści, mogła
wypowiedzieć te słowa. Dla mnie te stwierdzenia są równie złe jak
morderstwa popełnione przez SS".
Norman nie może się pozbyć wrażenia, że te przemowy musiał wygłosić
ktoś inny. "Nigdy nie mówił tak przy rodzinie. Nie wychowywałem się
w atmosferze antysemityzmu, nie chcieli tego ani rodzice, ani nikt inny.
W domu nie rozmawialiśmy o Żydach, ale w oficjalnych mediach bardzo
dużo się o tym mówiło. W młodym wieku człowiek nie interesuje się takimi
rzeczami. Te antysemickie uprzedzenia i wyidealizowana wizja eksterminacji
Żydów, o której ojciec niejednokrotnie opowiadał, ale zawsze tylko przed
dużą publiką, nie pochodziły z jego wnętrza. Były raczej wynikiem jego
zaangażowania w oficjalną politykę, dzięki temu mógł być postrzegany jako
narodowy socjalista. Nienawiść do Żydów stała się substytutem programu politycznego. Kiedy po wojnie przeczytałem słowa ojca, byłem po prostu
zawstydzony. Tego nie mógł powiedzieć człowiek, którego kochałem. Był
pełen sprzeczności, nie umiem tego zrozumieć. Jak mógł być taki kulturalny
i dobry dla mnie, a potem mówić tak głupie i pełne nienawiści rzeczy?". Norman potrząsał głową, bliski łez, gdy to wspominał.

Niektórzy z kolegów Hansa Franka próbowali go później bronić,
obwiniając o zbrodnie, które popełnił, Heinricha Himmlera i SS. Twierdzili,
że Frank wygłaszał "twarde" mowy tylko wtedy, gdy wśród słuchaczy
znajdowali się esesmani, żeby nie wydać się za miękkim w kwestii polityki
eksterminacyjnej. Argumentowali, że nie miał bezpośredniej kontroli nad
obozami koncentracyjnymi, które podlegały pod jurysdykcję SS. Chętnie
wskazywali na fakt, że największy obóz, Auschwitz, leżał poza granicami
Generalnego Gubernatorstwa. Nie ma raczej wątpliwości co do tego, że
Frank nie lubił Himmlera i jego pełnomocnika w Polsce Friedricha Krügera. Często próbował przeciwstawiać się rozkazom SS i krytykował arbitralne
i "bezprawne" aresztowania dokonywane przez tę organizację. Jednakże
konflikt Franka z SS wynikał w dużej mierze nie z jego moralnych obiekcji,
ale był raczej sporem o kontrolowanie Generalnej Guberni. Podgrzewały go
także próby zdyskredytowania przez Franka i jego żonę prowadzonego przez
SS śledztwa w sprawie korupcji.
SS prowadziła dochodzenie w ich sprawie w związku z kupowaniem rzeczy od Żydów w getcie. Ci byli zmuszeni do sprzedawania swojego
majątku po bardzo niskich cenach lub wręcz oddawania jako "prezentów".
"Matka mawiała, że Żydzi w getcie robią najpiękniejsze podkoszulki" -
wspominał Niklas. Frankowie zabierali więźniom jedzenie, dzieła sztuki,
ikony, rosyjską biżuterię, futra, złoto, marmur, antyki i rzadkie dywany.
Część z tych dóbr lądowała w ich bawarskim domu w Schliersee. Frank
zatrudniał tego samego marszanda ("specjalistę od kradzieży sztuki", uściślił
Niklas) co nienasycony Göring. Gdy dowiedział się o dochodzeniu SS,
sfałszował faktury, by zatrzeć za sobą ślady, ale SS doszła ostatecznie do
wniosku, że cała administracja w Krakowie jest przeżarta korupcją.
Jednak śledztwo w sprawie korupcji osiągnęło punkt kulminacyjny dopiero w 1942 roku. Do tego czasu Franka pochłaniało niełatwe zadanie
zarządzania największą strefą spośród wszystkich okupowanych przez
nazistowskie Niemcy. 




Na początku był sam, rodzina wciąż przebywała w Niemczech. Kiedy wyjechał do Polski w 1939 roku, Norman wrócił do
Bawarii. W latach 1939-1940 widywali się tylko sporadycznie, choć w czasie świąt ojciec przyjeżdżał do domu. "Podczas pobytu w Bawarii poznałem moją przyszłą żonę, tyle że ożeniłem się z nią dopiero po dwudziestu latach" - opowiadał Norman. W marcu 1940 roku Normana wysłano do szkoły z internatem. Jako introwertyk miał w nowej szkole trudności z nawiązywaniem przyjaźni.
"Siostra przebywała teraz z dala ode mnie. Chociaż nas rozdzielono, nie
byłem przez to bardziej samotny. Przy niej też tak się czułem". Podczas gdy jego ojciec wydawał dekrety mające przekształcić Polskę w kraj niewolniczo poddany Niemcom, Norman uczył się o wojnie w szkole. "Mówili nam o wojnie, zwłaszcza o niemieckich zwycięstwach. Pamiętam, że upadek Francji był wielkim wydarzeniem. Ale mnie nigdy nie
interesowały sprawy militarne. Wielu kolegów ze szkoły marzyło o wstąpieniu do armii, ale nie ja. Nie uczestniczyłem w ich zabawach. Dla mnie dużo bardziej ekscytująca była ładna bramka w hokeju albo jedna z moich książek. Zamiast iść na wojnę, wolałbym popłynąć w dół rzeki
Missisipi z Huckleberrym Finnem".
W marcu 1941 roku naziści ukończyli budowę szkoły w Krakowie i Hans
Frank mógł sprowadzić swojego trzynastoletniego syna do siebie (6 marca 1941 r. pojawił się komunikat o utworzeniu getta w Krakowie. 20 marca zakończono przesiedlać tam ludność żydowską i od tej pory getto rozpoczęło działalność). "Wolałbym zostać w Bawarii, ale przynajmniej mogłem znowu przebywać z ojcem. Dla mnie to, że był generalnym gubernatorem, było tylko kolejną rangą wojskową". 

Ale Kraków okazał się inny, niż Norman się spodziewał. "Było dużo cieplej, niż sobie wyobrażałem. Myślałem, że w Polsce ludzie nigdy nie rozstają się z futrami. Mimo moich obaw dobrze się tam czułem. Kraków to bardzo ładne miasto, ale życie w zamku okazało się nudne i bezbarwne z powodu wojny. Berlin, który pamiętałem z czasów pokoju, był według mnie dużo bardziej ekscytujący. Zamek okazał się świetny, ale
wolałbym mieszkać w Berlinie".
Choć Polska zaskoczyła Normana, największą niespodzianką okazał się
dla niego sam ojciec. "Minęło sześć miesięcy, odkąd go ostatni raz
widziałem, to było najdłuższe jak dotąd rozstanie. Kiedy go zobaczyłem,
wiedziałem, że żyje pod ogromną presją. Zdrowie mu dopisywało, ale był
dużo poważniejszy, dużo mniej skłonny do żartów. Dla mojego ojca wszystko się zmieniło. Był martwy, tyle że jeszcze tego nie wiedział". Chociaż Brigitte odwiedzała ich czasem z Niklasem i pozostałymi
dziećmi, przez większość pobytu w Krakowie Norman był z ojcem sam.
"Ponieważ matka niezbyt lubiła podróżować z małymi dziećmi, nie
przyjeżdżała zbyt często. Byliśmy więc tylko ojciec i ja, i służba, ale tych
ludzi nigdy nie widywaliśmy. Ojciec pragnął mojej obecności, by na nowo
poczuć, że ma rodzinę. Moja starsza siostra też czasem się zjawiała, ale
ciągle wychodziła z jakimiś chłopakami i prawie jej nie widywaliśmy".

Norman uczęszczał do liceum dla Niemców i volksdeutschów (Polaków,
w których żyłach płynęła niemiecka krew). Miał tu znacznie gorsze oceny,
szybko przeistoczył się z dobrego ucznia w "ucznia fatalnego". "Tylko sport
się dla mnie liczył" - opowiadał. Każdego dnia jeździł do szkoły na rowerze.
"Bardzo dobrze znałem miasto, pokazano mi też getto. Dla mnie była to jeszcze jedna dzielnica. Nie pamiętam żadnych murów czy płotów, jak wokół tego w Warszawie. Nie sądziłem, że to coś nadzwyczajnego, bo powiedziano
mi, że getto było tam, zanim zjawił się mój ojciec, i że Polacy chcieli, żeby
tak się stało (😝). Nie zawieszono żadnej tablicy z napisem "getto" czy
czegokolwiek takiego". Norman miał też okazję zobaczyć getto warszawskie. Zapamiętał, że "że wszyscy się przepychali i potrącali nawzajem. Żydzi będący nadzorcami nosili mundury. Istniały dwie, wyraźnie od siebie oddzielone klasy. Jedna
wciąż coś miała, podczas gdy druga żyła już w nędzy".

Niklas, jedenaście lat młodszy od Normana, również miał dwa wyraźne,
gnębiące go wspomnienia z wycieczek do getta. "Siedziałem z tyłu w mercedesie, towarzysząc matce w jednej z jej kupieckich wypraw. W samochodzie był też jej sekretarz, kierowca i moja niania. Tkwiłem z nosem przy szybie, nie mogąc oderwać wzroku. Pamiętam, że wszyscy
dorośli wyglądali na przestraszonych, a dzieci gapiły się na nasz wóz. Spytałem matkę, dlaczego są tacy wściekli i dlaczego mają gwiazdy na ubraniach, a także kim są mężczyźni z biczami. - "Och, nieważne, i tak byś nie zrozumiał. Ciesz się przejażdżką" - tak mi powiedziała. A kiedy samochód się zatrzymał, wyjrzałem przez okno, a za nim stał starszy ode
mnie chłopiec i gapił się na mnie. Musiał mieć dziesięć lat albo więcej, bo na
prawym ramieniu nosił gwiazdę, a potem dowiedziałem się, że wszystkie
dzieci powyżej dziesiątego roku życia musiały ją zakładać. Zacząłem robić
do niego miny, ale on wydawał się bardzo smutny i w końcu uciekł. Pamiętam, że poczułem się tak, jakbym pokonał tego starszego i większego ode mnie chłopca. Dopiero później zdałem sobie sprawę, w jak kiepskiej był sytuacji i że prawdopodobnie nie przeżył. Wtedy poczułem wstyd. Innym razem byłem tam ze swoją nianią. Pamiętam dom, słabo
oświetlony korytarz i to, że jeden z mężczyzn, którzy byli z nami, podniósł
mnie, żebym mógł zajrzeć przez judasza. Przy ścianie stała młoda kobieta i wbijała wzrok w podłogę. - "Spójrz na tę wstrętną czarownicę" - powiedział mężczyzna, a ja zacząłem płakać. "Nie zrobi ci krzywdy" - zapewnił i dodał: "I tak wkrótce będzie martwa". Wiele lat później odkryłem, że była sławną członkinią ruchu oporu, która uciekła z obozu koncentracyjnego. Została zabita. To są obrazy, które w sobie noszę".




Normana również dręczyły mrożące krew w żyłach wspomnienia. Doskonale pamiętał to, co wydarzyło się krótko po jego przyjeździe do Krakowa. Grał w piłkę nożną, gdy nagle usłyszał mężczyzn głośno
śpiewających zakazany polski hymn narodowy, a potem niedaleki odgłos
strzałów. Zapytał opiekuna, co się dzieje. "Rozstrzeliwują Polaków" - oznajmił mi". Później Norman spytał o to ojca, ale Hans Frank wpadł w furię i od razu uciął rozmowę. "Powiedział, że trwa wojna i nie powinienem się tym zajmować" - wspominał ze smutkiem Norman.
Nie wszystkie wspomnienia są dla braci tak przygnębiające. W Krakowie,
tak samo jak w Berlinie, Hans Frank podejmował najznaczniejszych oficjeli
Trzeciej Rzeszy i obaj jego synowie pamiętają przyjęcia na zamku. Wśród
gości znaleźli się minister propagandy Joseph Goebbels i partyjny ideolog
Alfred Rosenberg. "Były także gwiazdy filmowe, muzycy, śpiewacy operowi
i różnoracy artyści z Niemiec, Norwegii, Szwecji, mnóstwo ludzi z różnych
krajów" - wspominał Norman. "W Krakowie nie toczyły się żadne walki
i tam było bezpieczniej występować. Dla mojego ojca, który kochał kulturę,
było to ważne. Ja też się z tego cieszyłem".
Norman podróżował także z ojcem po Polsce. Ich prywatny sedan często mijał jeden z obozów koncentracyjnych, którymi usiany był wiejski krajobraz. "Wracając z Wiednia, zawsze przejeżdżaliśmy obok Auschwitz" -
zapamiętał. "Wtedy tego nie wiedziałem, ale później zdałem sobie z tego sprawę, bo z Krakowa jechało się tam godzinę, a obóz był bardzo wielki. Nie zastanawiałem się nad tym, jak jest w obozach, w ogóle nie rejestrowałem ich istnienia. Sądziłem, że to normalne w czasie wojny. Wiedziałem, że to KZ (Konzentrationslager - Obóz Koncentracyjny), z drutem kolczastym
i całą resztą, ale myślałem, że to obozy jenieckie. Dopiero po wojnie odkryłem, co się tam działo". Raz tylko pojawiła się myśl, że może jednak jest inaczej. W szkole kolega narysował obrazek, na którym Żyd wchodził do fabryki, a z drugiej strony wyjeżdżały kostki mydła (robienie abażurów z ludzkiej skóry i mydła z ludzkiego tłuszczu Niemcy w czasie Wojny opracowali do perfekcji, jak prawdziwi barbarzyńcy i zbrodniarze) Nauczyciel uznał rysunek za tak dobry, że
puścił go po klasie (😯)Ponieważ ojciec już wcześniej zganił Normana za próbę wypytywania o rozstrzeliwanie Polaków, chłopiec nie wspomniał mu o tym rysunku. "Ale czułem, że dzieje się coś strasznego" -przyznał. Niklas zapamiętał jedną jedyną wyprawę na ogrodzony drutem kolczastym teren będący, jak się po latach zorientował, obwodem obozu koncentracyjnego. "Chudych mężczyzn zmuszano tam, by wdrapywali się na grzbiet osła, który za każdym razem ich zrzucał. Uważałem, że to przezabawne. Umundurowany mężczyzna był dla mnie miły, dał mi gorącej czekolady. To wszystko, co mi zostało w pamięci".

Ale Hans Frank nie zawsze zabierał dzieci, nawet Normana, gdy wyjeżdżał z Krakowa. Oficjalne dane pokazują, że w dwunastomiesięcznym okresie (od połowy 1942 do połowy 1943 roku) gubernator spędził w rozjazdach sto siedemdziesiąt dni. "Często zostawałem w zamku sam, jedynie ze służbą. Tak samo jak w Berlinie czułem się tam samotny, choć wtedy byłem już dorosły (miał piętnaście lat). Trzymałem się na uboczu.
Wszystko mnie zawstydzało, nigdy się nie wypowiadałem, zawsze byłem bardzo cichy". Norman nie wiedział, że jego ojciec kobieciarz znów zaczął się
w Niemczech spotykać ze swoją sympatią z dzieciństwa. Korzystał z każdej
okazji, by odwiedzić swoją "ukochaną Lilly". Syn miał świadomość, że
stosunki między rodzicami "się ochłodziły". Nie zdawał sobie jednak sprawy, że ojciec chciał zakończyć małżeństwo. W 1942 roku Hans Frank napisał do Brigitte list, w którym napomknął o "krwi i górach trupów". Był to jego sposób na wyznanie, że wie o eksterminacji Żydów. Aby oszczędzić jej
wynikających z tego przykrości, proponował "największe poświęcenie, na
jakie może się zdobyć mąż - rozwód". Brigitte jednak przejrzała jego zamiary i odmówiła. Żadne z dzieci nie miało pojęcia, że rodzice toczą zażartą bitwę w sądzie. Brigitte twierdziła, że jej mąż jest "schizofrenikiem" cierpiącym na "psychozę, rezultat jego seksualnych przygód". Pisała listy do osób z otoczenia Hitlera, w których skarżyła się na Hansa i sugerowała, że dyskredytuje on Himmlera. Z kolei Frank rozsiewał plotki o tym, że żona wraz ze swoim kochankiem, bliskim przyjacielem Franków, gubernatorem dystryktu radomskiego doktorem Karlem Laschem, są wplątani w przemyt futer. Dawał również do zrozumienia, że Niklas jest tak naprawdę synem Lascha. Niklas potwierdził, że jego matka faktycznie zgromadziła mnóstwo futer, że Lasch był jej kochankiem i że często zastanawiał się, czy jest jego dzieckiem. Choć rozwodowa batalia bawiła wrogów Franka, Brigitte w końcu zwróciła się bezpośrednio do Hitlera i ten nakazał zakończyć sprawę. Małżeństwo wciąż trwało, mimo że Hans i Brigitte niemal całkowicie zerwali kontakty. Norman, gdy się nad tym zastanawiał,
postrzegał ojca jako ofiarę. "Miał kilka kobiet, ale one nie były dla niego zbyt
miłe" - twierdził. "Tylko jego matka zawsze dobrze go traktowała. Nawet ta
dziewczyna, z którą spotykał się w czasie wojny, nie była dla niego dobra".

Dzieckiem, które najdotkliwiej odczuwało napięcie w małżeństwie Franków, był Niklas, który miał zaledwie pięć lat. Zapamiętał podróż pociągiem do Polski, salonką ojca. "Do zamku zabierał nas samochód, widzę siebie siedzącego w środku. Pamiętam, jak pewnego razu w Kressendorfie (Krzeszowice pod Krakowem), ojciec stał u szczytu schodów i czekał, aż wejdziemy z matką do zamku. Stał tam jak jakiś król i czułem, że matka jest wściekła, że nie zszedł na dół, żeby się z nią przywitać. W tamtej chwili bałem się ojca". Na zamku w Krakowie Niklas i jego brat Michael bawili się w chowanego "pomiędzy grobami królów Polski. To dla mnie bardzo miłe wspomnienie. Choć teraz wydaje mi się niewiarygodne, że nam na to pozwolono, i czuję wstyd". Inną zabawą, której się tam oddawał, było
jeżdżenie autem na pedały i wpadanie na polskich służących. "Czekałem za
rogiem, a kiedy słyszałem, że idą, odpychałem się tak mocno i tak szybko jak umiałem, i waliłem ich w nogi. Chociaż byli wściekli, uśmiechali się do
mnie, bo byłem synem generalnego gubernatora. Stałem się bardzo agresywny. Dziś powiedziałbym, że zachowywałem się tak w reakcji na
atmosferę wynikającą z małżeńskich kłopotów rodziców. Nie pamiętam, żeby
się kłócili, ale wiedziałem, że coś jest nie tak. Nie potrafię dokładnie tego opisać, ale nigdy nie czułem się szczęśliwy czy coś w tym stylu. Próbowałem przywołać wspomnienia z tamtego czasu, wszystkie moje odczucia. Nie przychodzi mi do głowy żadna konkretna sytuacja, ale wiem, że nie było dobrze". Gdy Niklas pozbywał się frustracji wynikłej z rodzinnych kłopotów w agresywnych zabawach, Norman stawał się coraz bardziej introwertyczny. "Nigdy nie bawiliśmy się z Normanem" - wspominał Niklas. "Dla nas był już zupełnie dorosły. Pamiętam, jak mniej więcej w tamtym okresie udawał starca: chodził z laską, garbił się i poruszał jak bardzo stary człowiek. Lubił wychodzić zupełnie sam, nie było go całymi godzinami. Myślę, że robił to zarówno w czasie wojny, jak i po niej. To była jego rozrywka".

Niklas nie przypominał sobie, by ojciec okazywał jemu lub reszcie rodziny uczucia. "Nie pamiętam nic takiego z tamtego okresu" - twierdził. "Żadnych uścisków, żadnego "kocham cię". Przypomniał sobie za to, jak pewnego razu ojciec się z nim droczył: "Mówił: "Kim jesteś, mały nieznajomy? Co tu robisz?". Jeden z nielicznych zapamiętanych przez Niklasa wybuchów złości miał miejsce, gdy przypadkiem zepsuł okulary ojca. Wtedy nawet lekko go spoliczkował. Norman przeciwnie, uważał, że ojciec co prawda nigdy nie okazywał uczuć demonstracyjnie, ale był osobą bardzo ciepłą. Nie pamiętał żadnych kar cielesnych. "Czuł się winny, że na tak długi czas mnie zostawia, więc kiedy przebywał w zamku, próbował mi
to wynagrodzić. Nigdy mnie nie uderzył, nawet nie umiał się na mnie mocno
gniewać. Po 1942 roku w ogóle przestały go zajmować rodzinne sprawy,
przejmował się tylko swoją pracą. Stał się zamknięty w sobie i wycofany".
Rok 1942 był ważnym rokiem dla rodziny Franków. Norman miał prawie czternaście lat i musiał wstąpić do Hitlerjugend. "Na szczęście mieszkałem to w Krakowie, to w Berlinie, to w Schliersee, więc dowódcy nigdy nie wiedzieli, gdzie jestem, i nie dostawałem żadnych rozkazów" - opowiadał. - "Musiałem tylko nosić mundur, to wystarczyło. Nie miałem porównania, więc myślałem, że to normalne podczas wojny".




Ale niedogodności związane
z byciem członkiem Hitlerjugend były niczym w porównaniu z problemami,
którym stawiał czoła jego ojciec. 5 marca 1942 roku Hans Frank został wezwany do prywatnego wagonu kolejowego Himmlera, który przyjechał do
Polski specjalnie po to, by z nim porozmawiać. Przybyli z nim również
znienawidzony przez Franka Obergruppenführer Hans
Lammers i sekretarz Hitlera Martin Bormann. Podczas spotkania Himmler
robił notatki. Trzej nazistowscy dygnitarze przedstawili Frankowi dowody na korupcję w jego administracji. W zamian za przerwanie śledztwa Frank oddał SS kontrolę nad policją, zapewniając im swobodę działania w Generalnej Guberni. W ten sposób przekazał dużą część swojej władzy w Polsce Himmlerowi. Norman widział, że ojciec szuka ucieczki od politycznych problemów w muzyce i literaturze. "Znów zaczął komponować, grał na fortepianie
prawie każdej nocy, nieraz godzinami. Ja siedziałem i patrzyłem na niego. Byliśmy tylko my dwaj".



PROPAGANDOWY MATERIAŁ NIEMIECKI WYŚWIETLANY W KINACH GENERALNEJ GUBERNI Z 1941, O TYM JAK TO ŻYDZI PRZENOSZĄ ZARAZKI I CHOROBY, BO GENETYCZNIE NIE SĄ ZDOLNI DO UTRZYMANIA CZYSTOŚCI
(SWOJĄ DROGĄ WYJĄTKOWE GÓWNO, ALE WARTE DO OBEJRZENIA ZE WZGLĘDÓW EDUKACYJNYCH - CHODŹ UWAGA RÓWNIEŻ NA DRASTYCZNE SCENY)



CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz