Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 2 września 2024

KOCHAM CIĘ ŻYCIE... Cz. VI

CZYLI WSPOMNIENIA LUDZI Z OSTATNICH OŚMIU MIESIĘCY 1939 ROKU, TUŻ PRZED APOKALIPSĄ




 Wracam do tego tematu nie tylko ze względu na przypadającą dziś 85 rocznicę bandyckiego ataku hitlerowskich Niemiec na Polskę i tym samym rozpoczęcia II Wojny Światowej, ale również dla pewnej refleksji. Mianowicie (po raz któryś z rzędu) obejrzałem dziś niemiecki film "Upadek" z 2004 r. w reżyserii Hirschbiegela, opowiadający o ostatnich dniach spędzonych przez Hitlera i jego kamarylę w bunkrze kancelarii Rzeszy w Berlinie. Tak naprawdę zaciekawił mnie jednak tylko ten moment filmu, gdy Hitler wypowiada zdanie "nie chodziło tylko o Niemcy", a następnie temat ten nie jest dalej rozwijamy, tak jakby wrzutka która nic nie znaczy. Otóż wydaje mi się że w tych kilku słowach została właśnie przedstawiona cała idea nazizmu, - calutka. Powiem wprost, według mnie Hitler nigdy nie był żadnym niemieckim nacjonalistą, jest to twierdzenie bzdurne i opiera się jedynie na fakcie że naziści utożsamiali naród niemiecki, jako naród ubermensch'ów - nadludzi, którzy będą tworzyli "nowy wspaniały świat" przyszłości, ale (choć zdaję sobie sprawę że... powiem wprost - samemu nie chce mi się w to wierzyć, aczkolwiek nie mogę pozostać ślepy na fakty), Hitler wykorzystał Niemcy jako środek do celu, a tym celem nigdy nie było stworzenie narodowego państwa niemieckiego. Tak, według mnie Hitler nie był nigdy żadnym nacjonalistą, on wykorzystywał niemiecki nacjonalizm do swojego głównego celu jakim była "nowa Europa" przyszłości, Europa czysta rasowo, gdyż Hitler był przede wszystkim rasistą i ową Europę widział jako społeczeństwo pozbawione wszelkich rasowych wad, a za takie uważał przede wszystkim wszelkie niepożądane rasy. Celem było więc pozbycie się, czyli fizyczna eliminacja (czytaj eksterminacja) przede wszystkim dwóch głównych ras, które Hitler uznał za niepożądane w jego świecie przyszłość, czyli Żydów i Słowian. Dla nich nie było miejsca w "nowej niemieckiej Europie" i to właśnie było główną myślą i celem Hitlera, stworzenie czystej rasowo Europy, a następnie ekspansja tej "rasowej czystości" na inne kontynenty. Dlatego też Hitler przegrał już wygraną wojnę, gdyż gdyby miał choć trochę oleju w głowie, gdyby nie kierował się ideologią rasistowską i gdyby na pierwszym miejscu nie stawiał czystości rasowej, oraz swoich chorych enuncjacji, to wygrałby wojnę ze Związkiem Sowieckim i to w ciągu dwóch, trzech może góra czterech miesięcy (i to przy niewielkich stratach własnych samych Niemców). Przygotowując się bowiem do wojny ze Związkiem Sowieckim Hitler wypowiedział prorocze słowa, iż jest to spróchniała konstrukcja, którą wystarczy kopnąć i ona się sama rozpadnie. I tak by było, tak by było, gdyby nie polityka rasowa Hitlera - z której on nie chciał i nie potrafił zrezygnować.




Bolszewicy byli bowiem tak znienawidzeni przed narody tzw. Związku Sowieckiego, że wręcz zewsząd wypatrywały wybawienia, bez względu na to czy byli to Białorusini, Ukraińcy, Litwini, Łotysze, Estończycy czy sami Rosjanie (nie mówiąc już o narodach kaukaskich), oni sami (gdyby tylko dać im broń do ręki i ogłosić "świętą wojnę z bolszewizmem") w ciągu kilku miesięcy (a być może nawet kilku tygodni) pogonili by bolszewików, że cała ta konstrukcja po prostu rozpadłaby się w oczach. Niemcy niewiele by musieli robić, tak naprawdę pozwolić jedynie uciemiężonym narodom samemu rozprawić się z bolszewikami i wkrótce byliby w Moskwie. Ale taka sytuacja zmusiłaby Hitlera do zmiany jego planów, do stworzenia państwa rosyjskiego (a być może również i takich krajów jak Ukraina czy Białoruś), a tym samym do zaakceptowania Słowian jako partnerów niemczyzny, co dla niego było nie do zaakceptowania. Nie dając tym ludom broni do ręki i nie pozwalając im walczyć w "świętej wojnie" z bolszewizmem o nową "sprawiedliwą" Rosję, tak naprawdę Hitler przegrał tę wojnę już w lecie roku 1941, gdy jego wojska odnosiły niesamowite zwycięstwa na froncie, i to tak wielkie, jakich nie odniosło nigdy wcześniej żadne mocarstwo. W żaden inny sposób Hitler nie był w stanie wygrać wojny z bolszewikami, jak tylko za pomocą uciemiężonych narodów Związku Sowieckiego, gdyż bardzo szybko (choć sam Związek Sowiecki potwornie ucierpiał w pierwszych miesiącach wojny, to jednak) dzięki ogromnej pomocy państw zachodnich (w tym w 90% Stanów Zjednoczonych), bardzo szybko stanął na nogi i wówczas los Hitlera był przesądzony, gdyż nie był on w stanie walczyć jednocześnie z takimi potęgami jak sowiecka Rosja (wspierana przez Stany Zjednoczone) i kraj Wuja Sama, gdzie produkcja paliwa w jednym tylko miesiącu przewyższała to wszystko, co Niemcy byli w stanie wyprodukować i zdobyć w ciągu całego roku wojny. Po prostu kot nie będzie w stanie nigdy pokonać słonia, choćby nie wiem jak bardzo szczerzył zęby i pokazywał pazury. Ale Hitler nie myślał logicznie, gdyż miał w głowie tylko jedno: swoją kwestię rasową, swoją "nową Europę", jaka marzyła mu się po zwycięstwie i likwidacji niepożądanych ras: żydowskiej oraz słowiańskiej. To tyle słowem wstępu, chciałem jedynie wyjaśnić że choć dzisiaj Hitler utożsamiany jest nacjonalizmem, to on nigdy nie był żadnym nacjonalistą (nawet niemieckim 🧐), on wykorzystał niemiecki nacjonalizm do celu, jakim była czystość rasowa "nowego świata" i na tym polu poniósł całkowitą klęskę. Chodź słowa wypowiedziane przez Hitlera w filmie "Upadek" były tylko fragmentem tekstu, który tak naprawdę niewiele znaczył w kontekście tego filmu, w rzeczywistości przez ten moment oddały cały sens istoty nazizmu: "Nie chodziło tylko o Niemcy!". Co oczywiście nie oznacza że wielu Niemców nie zachłysnęło się "narodowym rasizmem" Hitlera i stało się zwykłymi wykonawcami morderczych rozkazów, mających położyć podwalinę pod "nowy wspaniały świat" czystego rasowo społeczeństwa europejskiego.






Była to choroba, którą nie należy łączyć ani z nacjonalizmem, ani też z odwróconym rasizmem, jaki ma miejsce obecnie, gdy Europa zalewana jest w niekontrolowany sposób przez muzułmańskie hordy "wojowników Allaha", którzy już wkrótce zaczną swoje krwawe łowy. Ale wróćmy do głównego tematu. Dziś chciałbym zaprezentować (wyjątkowo z okazji rocznicy wybuchu Wojny), więzienne zapiski Niemca, ostatniego gubernatora dystryktu Kraków -  Kurta von Burgsdorf, spisane już po zakończeniu wojny w polskim więzieniu (jest to rzeczywiście wyjątkowa sprawa jeśli chodzi o opinię Niemca, gdyż spisanych - pamiętnikarskich - opinii Polaków na temat wybuchu Wojny mam bardzo wiele, ale dziś postanowiłem dać się wypowiedzieć funkcjonariuszowi okupacyjnego aparatu niemieckiego zniewolenia). List (w którym Burgsdorf broni swojej osoby przed oskarżeniem o popełnienie zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości), jest dość długi, dlatego też nie zamierzam przedstawić go w całości, a jedynie w wybranych przeze mnie fragmentach (pragnę również oszczędzić czytelnikom tego bloga niektórych - wydaje mi się - nieciekawych i być może nużących fragmentów z tego listu). Na marginesie jeszcze dodam gdyż jakiś czas temu rozmawiałem (telefonicznie) z pewnym znajomym Niemcem, z którym czasem (choć bardzo rzadko) przechodzimy na tematy historyczne, właśnie on odpowiedział mi na argument, iż Polsce bezwzględnie należą się reparacje od Niemiec za zniszczenie całego kraju, wymordowanie prawie 10 milionów mieszkańców i cofnięcie nas w rozwoju co najmniej o kilka stuleci, twierdził że przecież w Niemczech takich miast jak Warszawa było znacznie więcej i to nie tylko Drezno zostało zniszczone, ale również Berlin. Przyznam się szczerze że gówno mnie obchodzi Drezno i Berlin (i tak też mu powiedziałem), gdyż gdyby nie wojna którą wywołał Hitler wraz ze Stalinem (przy biernej postawie Francuzów i Brytyjczyków), w wyniku którego zniszczono mój kraj, to Drezno i Berlin ocalałyby. Dodałem również że (tak jak mówił Churchill) Niemcy należy bombardować prewencyjnie co 50 lat, tak aby nauczyć ich rozumu i pozbawić pychy i naprawdę gówno mnie obchodzą niemieckie straty i zniszczenia, mają bowiem to, czego pragnęli. Mathilde Wolff-Mönckeberg, mieszkanka Hamburga napisała w swoim pamiętniku wkrótce po zakończeniu Wojny i podpisaniu kapitulacji przez Wehrmacht w maju 1945 r.: "Co dzień wytyka nam się (…) potworności, do których dochodziło w kacetach, i dobrze nam tak. Wszyscy musimy ponieść odpowiedzialność za te koszmarne zbrodnie i nikt nie może się od niej uchylać". Ale przejdźmy teraz do samego listu Kurta von Burgsdorf.






"OŚWIADCZENIE KURTA von BURGSDORF ODRZUCAJĄCE OSKARŻENIE SĄDU OKRĘGOWEGO W KRAKOWIE"


"Jako Gubernator Dystryktu Krakowskiego od listopada 1943 roku do stycznia 1945 roku na okupowanych obszarach Państwa Polskiego nie przyznaję się do popełnienia zbrodni przeciwko pokojowi, przeciwko ludzkości lub jakichkolwiek innych zbrodni wojennych z naruszeniem przepisów prawa międzynarodowego Konwencji Haskiej o międzynarodowej wojnie lądowej, ani do działania na szkodę Narodu Polskiego i Państwa Polskiego. Zdecydowanie zaprzeczam w szczególności: udziałowi w złym traktowaniu i umyślnego zabójstwa osób cywilnych i wojskowych oraz jeńców wojennych, a także w aresztowaniach ze szkodą dla osób prześladowanych z powodów politycznych, narodowych, religijnych lub rasowych. Z drugiej strony przyznaję, że od listopada 1943 r. do połowy stycznia 1945 r. pełniłem funkcję tymczasowego gubernatora dystryktu krakowskiego i dystryktowego przywódcy NSDAP w Krakowie. Wykonywałem te stanowiska zgodnie z moją wiedzą i wiarą w duchu porozumienia między tymi dwoma narodami, tak jak wykonywałem je już w zarządach i indywidualnie. W związku z tym też nie czuję się winny, a ocenę moich działań pozostawiam wysokiemu polskiemu sądowi. Mocno wierzę, że znajdę sprawiedliwych sędziów".


UZASADNIENIE

(...)

"Niełatwo jest zdawać relację z własnej działalności, ponieważ już z definicji istnieje duże ryzyko intencji ukazania swej działalności w pozytywnym świetle. Sprawia to, że zaniedbuje się potrzebę obiektywizmu, która powinna przyświecać każdemu – nawet najbardziej osobistemu sprawozdaniu. Ponadto sprawozdania te nie powinny być pismami w celu samoobrony, ale powinny jak najbardziej rzeczowo i obiektywnie ukazywać własne doświadczenia na urzędzie o tym, jak starałem się poznawać, badać i poprawiać warunki w moim dystrykcie. Ponadto zostaną tu objaśnione warunki, z jakimi zetknąłem się w 1944 r., jak również ich przyczyny – o ile są one dla mnie jasne. A równocześnie mogę, bezpośrednio referując, ujawnić tło mojej postawy, jak również jej motywy". 

(Większość z tego co on tutaj pisze pominę, wydaje mi się to bowiem nieciekawe, takie urzędnicze bla bla bla)


ŻYCIORYS

"Nazywam się Curt Ludwik Ehrenreich von Burgdorff, urodzony 16.12. 1886 w Chemnitz (Saksonia), religii ewangelicko-luterańskiej, Niemiec z Rzeszy, urzędnik państwowy, ostatnio w randze podsekretarza stanu, podpułkownik rezerwy, posiadający odznaczenia i ordery wojenne, (…). Żadnego majątku nie posiadam, jestem żonaty z Herthą Marią von Erdmannsdorff, posiadam dwoje dzieci w wieku 33 [ur.1915] i 30 lat [ur.1918], nie karany, ukończyłem gimnazjum humanistyczne i Wydział Prawny Uniwersytetu z tytułem doktora praw. (…)"

"Jestem wyższym urzędnikiem administracyjnym od 1 kwietnia 1916 r. (…) Pracowałem na różnych stanowiskach w administracji wewnętrznej, między innymi od roku 1928 do marca 1933 roku jako Amtshauptmann w Loebau w Saksonii. W marcu 1933 roku przeniesiony zostałem na stanowisko Kreishauptmanna w Lipsku, które zajmowałem do lipca 1933 roku. W miesiącu tym przeniesiony zostałem jako dyrektor ministerialny do Saskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, gdzie w tym charakterze pracowałem do roku 1937, kiedy to przeniesiony zostałem ponownie do Lipska na stanowisko Kreishauptmanna. Na tym ostatnim stanowisku pozostawałem do dnia 18 kwietnia 1938 roku."

"Do Partii wstąpiłem 1 maja 1933 r., mimo poważnych obaw dotyczących zasad i spraw religijnych, najpierw dlatego, że imponował mi program społeczny NSDAP, ale głównie dlatego, że nie chciałem stracić swojego stanowiska starosty za namową Dönicke – mego przewodniczącego okręgu w Lipsku. (…) Ze stanowiskiem tym byłem uczuciowo związany, ponieważ piastowali je również mój ojciec i mój dziadek, a jego matka była rodem z Lipska. Zresztą w tym czasie zrobili to wszyscy urzędnicy, gdyż nie należących do Partii usuwano z urzędów i prześladowano. Żona moja była przewodniczącą Krajowego Chrześcijańskiego Związku Kobiet w Saksonii, ja sam jestem wierzącym i praktykującym ewangelikiem. Uważałem za słuszne, nawet za cenę wpisania się do Partii pozostać na stanowisku, by w okresie przewrotu narodowosocjalistycznego móc być pomocny bliźnim, którzy w okresie tym byli ze względów politycznych, rasowych i religijnych prześladowani. (…) Ponieważ jako przedstawiciel państwa w Rzeszy Hitlera absolutnie potrzebowałem munduru na tym reprezentacyjnym stanowisku, wstąpiłem do SA. Wstąpienie do SS nie wchodziło w rachubę, ponieważ byłem mu przeciwny, a nie chciałem również wykluczać się z korpusu przywódców Partii, zwłaszcza że musiałem również pracować dla tej Partii, (czego nie pragnąłem w ogóle, z uwagi na moje liczne wobec niej zastrzeżenia). Ponadto premier Saksonii baron Manfred von Killinger i dobry przyjaciel przywódca sportowców Rzeszy Hans von Tschammer und Osten, obaj dowódcy SA, doradzali SA tylko dlatego, że tam byłbym dowódcą rezerwy (z.V. – do dyspozycji, a więc nieaktywnym) i byłbym wykorzystywany tylko przy specjalnych okazjach. Okazało się to prawdą, ponieważ nigdy nie wykonywałem regularnej służby w SA"

(...) "... odkomenderowany zostałem jako delegat Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Rzeszy do Seys-Inquarta w Wiedniu, przy czym powierzono mi zadania zrównania administracji austriackiej z administracją Rzeszy. W marcu 1939 roku przydzielony zostałem do Protektoratu Czech i Moraw, gdzie pracowałem do 15 marca 1942 roku to znaczy do czasu odejścia Neuratha i objęcia władzy przez Heydricha. (…)"

"Kiedy Heydrich objął swe nowe stanowisko, natychmiast podszedłem do niego w tych sprawach i wyjaśniłem mu, że jestem gorącym chrześcijaninem – ewangelikiem. Heydrich wyjaśnił, że stare problemy w dużej mierze zostały już rozwiązane, a także, że byłem mu znany z raportów SD o mnie, które zawierają coś więcej niż moje kościelne zaangażowanie. Chciał on jednak, żebym na razie został, ponieważ sekretarz stanu nie był administratorem, ale ja byłem jedynym ekspertem administracyjnym na stanowisku kierowniczym, niemniej jednak nie mogłem pogodzić się z otoczeniem Heidricha, a więc, jako nowo wyszkolony oficer rezerwy wojsk pancernych, próbowałem wydostać się stamtąd z pomocą Wehrmachtu. Spowodowało to ogromne trudności, w końcu Heydrich zgodził się po tygodniach nalegania, i pozwolił mi odejść pod warunkiem, że pójdę do służby frontowej. To znowu spowodowało trudności ze strony Wehrmachtu, ponieważ byłem za stary – 55 lat. Jednak z pomocą mojego dobrego znajomego, generała Olbrichta, którego rozstrzelono w trakcie zamachu na Hitlera z wyroku sądu doraźnego, przeforsowałem moje umieszczenie na froncie. 1 kwietnia 1942 roku, na wiele tygodni przed śmiercią Heydricha, wstąpiłem do 3 Oddziału Zapasowego Niszczycieli Czołgów w Poczdamie. Na początku czerwca 1942 r. wstąpiłem do 16 Dywizji Pancernej w Rosji, gdzie na początku sierpnia 1942 r. zostałem dowódcą 16 Oddziału Niszczycieli Czołgów. Byłem majorem rezerwy. Następnie przez kilka tygodni dowodziłem 664 Pułkiem Pancernym 16 Dywizji Pancernej, a następnie do końca lutego 1943 roku dowodziłem 580 Pułkiem Grenadierów 306 Dywizji Piechoty. Na początku marca wróciłem do domu na prośbę ministerstwa spraw wewnętrznych Rzeszy. Ale pomimo wysiłków tego ministerstwa nie znaleziono dla mnie żadnego stanowiska. W Pradze esesmański rząd Karla Hermanna Franka dokonał zmiany organizacyjnej, która "rzekomo" uczyniła mnie zbytecznym. To była nieprawda – nie chciano tam prawomyślnego urzędnika administracyjnego. Również Goebbels odrzucił moją kandydaturę do Berlina, gdzie miałem być burmistrzem, podobnie uczynił również Mutschmann – Reichsstaatsführer i Gauleiter mojego rodzinnego regionu Saksonii. Po miesiącach oczekiwania i starań w najwyższym Dowództwie Armii, wróciłem na front do Włoch jako podpułkownik i oficer sztabowy do obrony przeciwczołgowej w Oberkommando der 10. Arme. Stamtąd zostałem przewieziony – bez mojej zgody – do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Rzeszy w Berlinie, gdzie sekretarz stanu dr Stuckart poinformował mnie, że mam jechać do Krakowa. Odmówiłem i dlatego musiałem udać się na polecenie Himmlera do jego kwatery polowej w Prusach Wschodnich.

"W międzyczasie Himmler jako minister spraw wewnętrznych Rzeszy został moim najwyższym przełożonym. W ponad godzinnej rozmowie ponownie odmówiłem i wyraźnie stwierdziłem, że: 1) jestem przeciwnikiem żydowskiej polityki Hitlera, 2) że będę musiał sprzeciwić się każdemu reżimowi policyjnemu – Krüger, 3) że jestem chrześcijaninem – protestantem. Himmler odpowiedział, że on również miał moje poglądy w sprawie Żydów, ale został przekonany przez Hitlera. Co więcej, nie będę miał z tym nic wspólnego. Co więcej, jadę do Krakowa prowadzić życzliwą politykę (zupełnie błędny kierunek!) i w końcu religijna postawa takiego starszego pana jak ja jest mu zupełnie obojętna. Himmler zażądał zaakceptował odkomenderowanie do Krakowa i nazwał je "cywilną misją wojenną". Zrobił to, aby mnie zmusić, ponieważ odkomenderowanie – bo właśnie o to tu chodzi – było poniżej mojej rangi służbowej i poprzedniego stanowiska. Do Krakowa zostałem skierowany pod koniec listopada 1943 roku jako szef dystryktu (gubernator) i zaraz po moim przedstawieniu Frankowi podkreśliłem, że jestem najzacieklejszym przeciwnikiem reżimu SS i policji. Dał mi on pocieszające wyjaśnienia. Około 1 grudnia 1943 roku zająłem swoje stanowisko. Nie znałem ani narodu, ani kraju, ani moich współpracowników. W moim urzędzie nie znałem nikogo, a w rządzie tylko Franka, którego widziałem wcześniej tylko 2-3 razy na spotkaniach prawników. (...)"

"Powołanie mnie na stanowisko gubernatora dystryktu Krakowskiego odbyło się jednocześnie z wprowadzeniem Craushaara na urząd kierownika wydziału głównego Spraw Wewnętrznych w rządzie oraz powołaniem Koppe na miejsce Krügera na stanowisko wyższego dowódcy SS i Policji w Generalnym Gubernatorstwie. Aktowi temu nadano charakter uroczysty, brali w nim udział zarówno Frank, jak i Himmler, który przy tej okazji wygłosił długą mowę. W mowie tej w przeciwieństwie do Craushaara, nazywał mnie on stale panem i ani razu nie nazwał mnie towarzyszem partyjnym. Cała mowa Himmlera i zawarte w niej wypowiedzi przeciwko narodowi polskiemu nie interesowały mnie, nie przywiązywałem do nich wagi, ponieważ w kwaterze polowej Hitlera uzyskałem od niego wyraźne zapewnienie, że w Krakowie, jako dawnym okręgu austriackim, będę mógł rządzić inaczej i prowadzić łagodną politykę, w stosunku do ludności tym dystrykcie. Następnego dnia po południu wprowadzony zostałem przez Franka do Pałacu Potockich na urząd gubernatora dystryktu krakowskiego. Obejmując stanowisko gubernatora nie wiedziałem, że administracja państwowa połączona jest w Generalnym Gubernatorstwie w formie unii personalnej z administracją partyjną. Zaraz w pierwszych dniach Frank zaproponował mi, bym objął stanowisko szefa okręgu partyjnego. Na propozycje te nie zgodziłem się, ponieważ dotąd w Partii, ani w żadnej innej organizacji aktywnie nie pracowałem, przy czym argumentowałem także i wobec Franka, że jestem wierzącym i praktykującym chrześcijaninem i robota partyjna dlatego mi nie odpowiada. Sprawa ta przeciągała się i w międzyczasie, zarówno Bühler jak i podlegli mi starostowie, których odwiedzałem i wizytowałem, zdołali mnie przekonać, że powinienem objąć także i stanowisko szefa partii w dystrykcie, gdyż zapobiegnę przez to nasłaniu jakiegoś drugiego Tisslera dystryktowego, który wzmocni pozycję Partii i Bormanna z uszczerbkiem dla autorytetu władzy państwowej. Na skutek tych perswazji objąłem stanowisko przywódcy Partii dystryktu krakowskiego (…) Na urząd ten wprowadził mnie Frank 14 stycznia 1944 roku, wygłaszając przy tym jak zwykle długą, pełną frazesów, i nieodpowiedzialnych zwrotów mowę. Na mowę te odpowiedziałem krótko i wyraźnie podkreśliłem, że w pracy swojej będę się kierował odwagą cywilną i zasadą słuszności. Jak każda mowa na zebraniach partyjnych, tak i moja zawierać musiała pewne zwroty o Hitlerze i jego misji. (…) Podkreślam z naciskiem że objęcie stanowiska partyjnego przeze mnie było opozycją przeciwko polakożerczemu kursowi, dyktowanemu przez Partię z Bormannem na czele (...)".


OPINIA O GENERALNYM GUBERNATORSTWIE W RZESZY

"Wojna z Polską była niepopularna w Niemczech. Kwestia korytarza nie podniecała Niemców. Z tego powodu prasa niemiecka wciąż donosiła w olbrzymim natężeniu o "morderstwach w Bydgoszczy" i "incydentach granicznych", a opisy "polskich okrucieństw" w rejonach przygranicznych pojawiały się wielokrotnie w najjaskrawszych barwach. Raporty prasowe służyły wyjaśnieniu i udowodnieniu niemieckiemu narodowi niższości moralnej Polaków. Do tego dochodziły sukcesy tzw. "Blitzkriegu", który służył zademonstrowaniu niemieckiemu narodowi wyższości we wszystkich dziedzinach, nie tylko wojskowych. W ten sposób wyhodowano bardzo szczególnego ducha! Tylko na tym tle nawet w narodowosocjalistycznych Niemczech można sobie było wyobrazić w ogóle taki twór państwowo-prawny jak Generalne Gubernatorstwo. Jeśli w kraju (w okręgach Gdańsk-Prusy zachodnie, Poznań, Górny Śląsk) około 30 milionów ludzi zostało pozbawionych praw obywatelskich jednym pociągnięciem pióra. Stali się ni mniej ni więcej tylko zerem w świetle prawa państwowego, przedmiotami, którymi zwycięzcy mogli swobodnie dysponować według własnego uznania. 30 milionów ludzi zostało zaanektowanych, w Europie i przez Europejczyków – unikalny proces i wielkie nieszczęście dla Niemiec. Jestem bowiem pewien, że mimo godnego ubolewania – wielkiego nieszczęścia wojny, wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby zwycięskie narodowosocjalistyczne Niemcy postępowały z mądrością i humanitaryzmem w stosunku do pokonanych Polaków. Niesprawiedliwością było utworzenie jednostronnie przez Niemców takiego tworu władzy państwowej, jakim było Generalne Gubernatorstwo, oraz podejmowanie takich działań, jakie ten twór musiał pociągnąć za sobą, częściowo dla realizacji jego celów i zadań, częściowo dla istnienia jego samego. Zasady Generalnego Gubernatorstwa były kamieniem węgielnym w wychowaniu niemieckiego człowieka na nadczłowieka, gdyż nie może być przecież większych różnic między ludźmi jak w zasadzie między Niemcami a Polakami, którzy z powodu losu zmuszeni są żyć na tej samej przestrzeni"

"Generalne Gubernatorstwo miało wśród nas – zawodowych urzędników administracyjnych w Rzeszy naprawdę kiepską reputację. Kiedyś wyrażono to w szyderczej nazwie "gangsterska gubernia" nadanej z powodu przypadku korupcji gubernatora Lasch'a z Radomia, tym bardziej, że był specjalnym protegowanym dr Franka w związku z ich bliską, wieloletnią współpracą w Narodowosocjalistycznym Związku Obrońców Prawa. Ponadto w najostrzejszych słowach potępiano samowolę policji SS-Obergruppenführera Krüger'a, a administracja i urzędnicy administracyjni Generalnego Gubernatorstwa byli źle oceniani na podstawie pewnych rzeczowych faktów. Staliśmy na stanowisku, prawdopodobnie bez zbytniej przesady, że członkostwo w Narodowosocjalistycznym Związku Obrońców Prawa (z którego dr Frank przyjął większość swojego personelu) lub wczesne członkostwo w NSDAP nie daje jeszcze niezbędnych kwalifikacji do pracy jako urzędnik administracyjny, zwłaszcza w obcym kraju, gdzie stawia się szczególnie wysokie wymagania dla urzędnika pod względem umiejętności fachowych i możliwości psychologicznych. Administracja Generalnego Gubernatorstwa jawiła się – słusznie lub niesłusznie – jako niegospodarność spowodowana dyletanctwem i niekompetencją. Chciałbym powiedzieć, że brak jasności sytuacji był jedną z najistotniejszych cech Generalnego Gubernatorstwa. Miałem wrażenie, jakby obawiano się uchylać przepisy, które od dawna były nieaktualne z powodu zaistniałych okoliczności. Wyglądało to tak, jakby chciano, aby każde możliwe wyjście stało wciąż otworem. Utrzymywano przepisy tak, aby można było interweniować w każdej chwili, ale jednocześnie tolerowano odmienną praktykę. Przyczyną takiego prowadzenia spraw rządowych była prawdopodobnie niepewność w stosunku do rzeczywiście rządzących osób: Himmlera i Bormanna. Pokój zawarty z Himmlerem w 1943 r. był właściwie pokojem pozornym, gdyż władza wykonawcza w Generalnym Gubernatorstwie wciąż mocno i wyłącznie spoczywała w rękach Himmlera oraz jego SS i policji wszystkich stopni. Został on zawarty, ponieważ już zaczynała się wyłaniać rywalizacja z Bormannem o Generalne Gubernatorstwo, a sam był prawdopodobnie postrzegany jako wspólny przeciwnik Himmlera i Franka. Obawiałem się więc, że dla Polaków mogą powstać straszne skutki z powodu tego stanu niejasności w sprawach zrzeszania się, jeśli Himmler lub Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy nagle wydadzą ostrzejsze polecenia, jak to miało miejsce w przypadku warszawskich uchodźców, lub jeśli w SS i policji nastąpi zmiana dowódcy, albo jakiś niewielki incydent podczas jakiegoś meczu piłkarskiego. (...)"


POLITYKA WOBEC POLAKÓW


"Ale jaka była więc ta polityka Hitlera wobec Polaków? Nie było to dla mnie łatwe do ustalenia, ponieważ według mojej wiedzy nie było autentycznej, jednoznacznej deklaracji rządu Rzeszy. To był przygnębiający fakt dla mnie i ludzi wyznających moje poglądy, że Hitler nigdy nie ustanowił konstruktywnych planów i propozycji dotyczących prawa konstytucyjnego, nie stworzył żadnych stałych warunków do kontrolowania arbitralności pojedynczej osoby, ale że wszystko i wszędzie było otwarte tzn. trzymane na bagnetach, nie tylko we Francji, Belgii, Norwegii, ale także w krajach o nowych formach państwowych, takich jak Protektorat Czech i Moraw oraz Generalne Gubernatorstwo. Żaden w miarę poważny polityk, nie uwierzył przecież, że ci politycy z "Generalnego Gubernatorstwa" mogą być rozwiązaniem na stałe. (...)"

"Wydaje się tylko, że najpoważniejszym błędem niemieckiej polityki wobec Polaków było to, że poniżała ona Polaków. Te poniżenia wynikały z niemieckich przepisów legislacyjnych, ale to jeszcze nie w pełni je wyczerpywało. O wiele bardziej wynikały one z postaw wobec Polaków, którą rząd hitlerowski narzucił Niemcom. Mówię "narzucił", bo podczas mojej batalii przeciw tej złej polityce spotkałem wielu Niemców, którzy uważali, że nakazana im postawa jest dla nich ciężarem. Nie muszę nic więcej mówić o tej narzuconej Niemcom przez Hitlera, SS i Partię ściśle kontrolowanej postawie, chyba tylko to jedno, że objawiające się wszędzie i we wszystkich dziedzinach życia lekceważenie i znieważanie, było najgłębszą przyczyną niemieckiej porażki również w tym kraju. Dlatego wszędzie krytykowałem i walczyłem z tą postawą, a ze swojej strony starałem się wszędzie pokazać, jak należy się zachowywać jak człowiek wśród innych ludzi bez przymusu i bez ciągłego znieważania (...)".




SYTUACJA POLAKÓW W DYSTRYKCIE

"Kiedy w jeden z pierwszych tutaj dni przechadzałem się po mieście, dokonałem dwóch drobnych obserwacji, które bezpośrednio ukazały mi główny problem, a mianowicie polityczne i humanitarne położenie Polaków w Generalnym Gubernatorstwie. Widziałem zmienione dawne nazwy ulic oraz zauważyłem zróżnicowanie przedziałów w tramwajach na takie dla Niemców i dla Polaków. Żadne nowe zasady konstytucyjne, żadna reorganizacja Generalnego Gubernatorstwa, żaden tak uciążliwy dla narodu polskiego przepis jak np. zamknięcie uniwersytetów i szkół średnich w Wielkiej Galicji, nie ukazało w moich oczami tak nagle – w sposób oczywisty i intensywny – faktu pozbawienia praw obywatelskich i ciągłej obrazy narodu polskiego, jak to uczyniły te dwa śmiesznie małe fakty. Ale przemówiły one nie tylko do mojego umysłu, ale także do moich uczuć, które teraz stały się czynnikiem decydującym o moim stosunku do narodu polskiego. W żadnym razie nie wynikło to z mojej postawy jako niemieckiego urzędnika państwowego, ale z mojego przekonania, że tylko atmosfera sprawiedliwości i pokoju może być odpowiednia do tego, aby umożliwić Polakom i Niemcom wspólne życie. Teraz uzyskało ono cieplejszy, osobisty ton".

"Śledziłem przyczyny pozbawienia polskiego narodu praw obywatelskich. Informowałem się gdziekolwiek mogłem. Bywałem u Generalnego Gubernatora, ale zaprzestałem tych wizyt, bo były one bezowocne z tego powodu, że Generalny Gubernator, moim zdaniem, był w pełni świadom błędów w polityce wobec Polaków w ostatnich latach, ale nie chciał otwarcie się do nich przyznać i dlatego unikał prawdziwej debaty. Ponadto, ze względu na swoją pozycję na zewnątrz starał się ukryć swoją zależność od Berlina w kwestiach politycznych za pomocą przyjaznych i pocieszających słów w stosunku do nowicjusza szukającego rady i pomocy. Rozmawiałem tylko z sekretarzami stanu i prezydentem rządu. Zwracali uwagę na ogólnie dobrą pracę administracji i sukcesy w dziedzinach specjalistycznych, ale w podstawach polityki wskazywali na Berlin i realizowaną przez SS i policję linie polityczną wobec Polaków. Rozmawiałem z moimi urzędnikami urzędu dystryktu i moimi starostami i spotkałem się tu z dużym zrozumieniem i dobrą wolą. Dzięki moim podróżom inspekcyjnym po kraju zrobiłem pocieszającą obserwację, że tam w terenie, w codziennej pracy i w swoim małym obszarze ci fachowi urzędnicy administracji (starosta, agronom powiatowy, lekarz powiatowy) próbowali postępować poprawnie, co w większości psuli teoretycy – politycy i megalomańscy głupcy".


  
Wyrok w sprawie Kurta von Burgsdorfa zapadł przed sądem okręgowym w Krakowie dnia 6 grudnia 1948 r. i był wyjątkowo łagodny. Sąd stwierdził że rzeczywiście "był życzliwy Polakom" został skazany tylko na 3 lata pozbawienia wolności (przy czym zaliczono mu areszt trwający od 30 maja 1946 r. do 6 grudnia 1948 r.), utratę praw publicznych, obywatelskich i honorowych na 2 lata, oraz konfiskatę całego majątku. Prokuratura zaś stwierdziła: 

"Nie ulega wątpliwości, że wśród urzędników niemieckich Burgsdorff wyróżniał się jako człowiek uczciwy, urzędnik starej daty, ożywiony naprawdę chęcią humanitarnego postępowania z ludnością Polską. Dał temu wyraz niejednokrotnie interweniując na rzecz skazanych Polaków, wydając im ułaskawienie. Zwalczał bezwzględną politykę reprezentowaną przez Franka. Jak wykazało dochodzenie na czynności urzędowe Gestapo i policji wpływu nie wywierał. (...) Wina Burgdorffa jednak polega na tym, że piastował stanowisko w administracji Generalnego Gubernatorstwa, która została uznana przez nasze orzecznictwo za organizację przestępczą"


CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz