Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 17 września 2024

MOGLIŚMY TO WYGRAĆ! - Cz. I

CZYLI, CZY RZECZYWIŚCIE WOJNA ROKU 1939 BYŁA Z GÓRY SKAZANA NA KLĘSKĘ?




 W tej serii chciałbym powrócić do tematu który już kilkukrotnie podejmowałem, choć wydaje mi się że w sposób wybitnie niewystarczający. Mianowicie chciałbym tutaj udowodnić że we wrześniu 1939 roku nie byliśmy całkowicie skazani na klęskę (choć oczywiście w tym założeniu należałoby wykluczyć interwencję sowiecką z 17 września 1939 r., w przeciwnym bowiem razie jakiekolwiek dywagacje na ten temat pozbawione są sensu). Ten temat jednak będzie nieco inny od tych które wcześniej podejmowałem, a mianowicie to nie ja będę starał się tutaj udowodnić że wojna roku 39 nie była od początku skazana na klęskę, a posłużę się w tym celu książką autorstwa pana Tymoteusza Pawłowskiego pt.: "Sowieci nie wchodzą. Polacy mogli wygrać w 1939 roku. Fakty, a nie historia alternatywna". Zatem pozwolę sobie zaprezentować w tej właśnie serii tematycznej wybrane przeze mnie fragmenty książki pana Pawłowskiego, i jeśli zajdzie taka konieczność również podzielę się swoim własnym komentarzem na ten temat (co oczywiście bardzo łatwo będzie można rozpoznać, jako że użyję w tym celu czcionki innego koloru).

Nim jednak przejdę do tematu, chciałbym od razu wyjaśnić pewne że nieścisłości. Mianowicie wrzesień roku 1939 miał wybuchnąć pierwotnie rok wcześniej, w czasie kryzysu sudeckiego hitlerowskich Niemiec z Czechosłowacją. Wtedy to się nie udało Hitlerowi (bo on właśnie pragnął tej wojny) i doszło do kapitulacji Czechosłowacji przypieczętowanej jej rozbiorem w Monachium przez Francję, Wielką Brytanię i hitlerowskie Niemcy i Włochy Mussoliniego (29-30 września 1938 r.). Wówczas Hitler (zły z powodu tego że do wojny wówczas nie doszło) powiedział do swoich generałów: "Panowie, ukradliście mi wojnę!". Jak już wcześniej w innym temacie wspomniałem, Hitler był zafiksowany totalnie na punkcie swojej ideologii rasowej (która w konsekwencji doprowadziła go do klęski), był też bardzo niestabilny emocjonalnie, często wybuchał gniewem, a i zaraz potem uśmiechał się gratulował sukcesów swoim oficerom. Ale Hitler pragnął wojn y, pragnął pokazania że to co napisał w "Mein Kampf" jest prawdą, że naród niemiecki rzeczywiście jest narodem panów, a przede wszystkim że naród niemiecki jest silny i zjednoczony wokół swego wodza, a Niemcy wracają jako mocarstwo na arenę światową. Polityczne sukcesy, czyli bezkrwawe zdobywanie ziem, takie jak Anschluss Austrii czy zdobycie pasa Sudetów na granicy z Czechami, lub też Kłajpedy z Litwą, tak naprawdę Hitlera denerwowały. Bowiem polityczne nabytki nie mogły dopełnić tego, czego on pragnął i o czym pisał w "Mein Kampf", czyli zjednoczenia narodu jako nowej, czystej siły rasowej. Do tego potrzebna była wojna, przelana krew i ofiary po stronie niemieckiej, z tym że Hitler (bądź co bądź żołnierz frontowy I Wojny Światowej), nie chciał i nie pragnął takiej wojny, jaką widział w latach 1914-1918 na froncie zachodnim, czyli powolnego wykrwawiania się w okopach. Pragnął wojny - owszem, ale szybkiej, zwycięskiej, manewrowej wojny, która potwierdzi jego rasowe idee o Niemcach jako narodzie panów, o Niemcach jako zdobywcach, kruszących wszelki opór podludzi, a za takich miano właśnie Polaków, Rosjan Ukraińców, Białorusinów i wszystkich Słowian. Wojna z Polską (ale również wojna ze Związkiem Sowieckim) w rozumieniu Hitlera miała być wojną kolonialną, wojną, jaką toczyli Brytyjczycy w XIX wieku w Indiach, czyli wojną z dzikusami. Pokazaniem wyższości "narodu panów" nad bandą dzikusów, którzy nie dorośli do cywilizacji. I takiej właśnie wojny pragnął Hitler, szybkiej i zwycięskiej, dlatego też gdy - jeżdżąc we wrześniu 1939 r. za swymi armiami po Polsce - dowiadywał się o stratach ponoszonych przez Wermacht, o silnym oporze Wojska Polskiego, to po prostu (mówiąc kolokwialnie) brała go kurwica, i obsobaczał swoich generałów sposób niesamowicie chamski. A to przecież byli żołnierze frontowi I Wojny Światowej, częstokroć cesarscy oficerowie, a tutaj kapral Hitler mieszał ich z błotem, bo coś nie stykało w jego rasowych enuncjacjach i okazywało się że "słowiańskie dzikusy" powstrzymują napór Wehrmachtu stworzonego z "narodu panów", to było dla niego nie do pomyślenia.




Należy też od razu dopowiedzieć i wyjaśnić że Hitler (wbrew temu co się o nim mówi, że był "szczurem tyłowym" w czasie I Wojny Światowej i unikał walki), Hitler nigdy nie był tchórzem i nie bał się ani świszczących nad głową kul, ani też wykonania rozkazów które często bywały niebezpieczne. To trzeba przyznać i oddać prawdę, bo tak właśnie było. Zresztą Wojna Światowa uratowała mu życie, gdyż w 1913 r. przyjechał z Austrii do Monachium jako kandydat do Akademii Sztuk Pięknych. Jednak tamtejszym profesorom jego szkice nie przypadły do gustu (nie wiem, ja może się nie znam ale widziałem szkice Hitlera z lat późniejszych, te, które robił o krasnoludkach i królewnie Śnieżce i muszę powiedzieć że były dosyć dobre, ale może nie mam tego artystycznego drygu co owi profesorowie z Monachium). Został więc odrzucony jako kandydat do Akademii Sztuk Pięknych i w tym okresie przypadł najtrudniejszy czas jego życia, jako że finansowe wsparcie rodziny praktycznie ustało, a on wylądował w przytułku dla bezdomnych bez grosza przy duszy. Doszło też do tego że sypiał w parkach na ławkach. Ciekawa konstatacja bo 26 lat później, po swoim zwycięstwie nad Francją Hitler stał się nawet nie tyle wszechwładnym wodzem III Rzeszy ale realnie bogiem. Tak Hitler w roku 1940 stał się dla Niemców bogiem. Miał wszystko czego dusza zapragnie, całe państwo niemieckie i większa część Europy stały się jego własnością. Jak to się dziwnie układają koleje ludzkiego losu - prawda? I właśnie wybuch I Wojny Światowej wyrwał go z tej wegetacji, z tego marazmu życiowego i dał mu nową misję życiową (jak to się skończyło oczywiście wszyscy wiemy, ale w tamtym czasie było to dla niego samego bardzo ożywcze). Hitler znajdował się w tłumie wiwatujących ludzi na monachijskim Odeonsplatz - 2 sierpnia 1914 r. (widoczny jest w tłumie na zdjęciu). Zgłosił się na ochotnika do armii już 5 sierpnia, ale został wówczas odprawiony z kwitkiem, bo nie było dla niego miejsc, jednak już 16 sierpnia dostał powołanie do 16 Rezerwowego Pułku Piechoty i po przeszkoleniu w połowie września znalazł się na Froncie Zachodnim. Brał udział w ciężkich walkach pod Ypres, gdzie o mały włos nie został ranny (pocisk dosłownie zdmuchnął rękaw jego munduru, ale ręka pozostała cała). W czasie szturmu na Gheluvelt Hitler w swych listach opisywał ataki w sposób euforyczny, chociaż inni żołnierze jego pułku pisali jakoby musieli wytrzymać "cztery straszne dni", albo w liście do matki pisał inny z żołnierzy: "To czego doświadczyłem, już wystarczy!" Hitlera zaś radowała ta bitwa (zresztą został w niej odznaczony Krzyżem Żelaznym II klasy, czyli nie mógł być tchórzem i nie chował się z tyłu, jak potem twierdzono). 3 listopada Hitler został awansowany na gefraitra (starszego szeregowego), a 9 listopada przeniesiony do sztabu pułku. Mówi się że od tej chwili Hitler już tylko sporadycznie miał kontakt z walkami na froncie, ale przecież służył jako informator przekazujący rozkazy dowództwa, a to wcale nie była łatwa i przyjemna służba, a wręcz przeciwnie. Często trzeba było się przekradać pod gradem kul z jednej pozycji na drugą i nie było że nie pójdę, bo rowskaz musiał zostać dostarczony bez względu na okoliczności - inaczej takiego żołnierza czekał sąd wojenny - czyli kara śmierci. Warto jeszcze odnotować że 5 października 1916 r. Hitler został ranny odłamkiem granatu w lewe udo, co spowodowało że stracił wiele krwi i potem długo nie mógł chodzić. 

Ta jego szaleńcza brawura ukazała się również we wrześniu 1939 r. gdy (co prawda pod silną ochroną) ale jednak jeździł za swymi armiami po Polsce. I czasem bywało tak że rankiem tego dnia przez daną miejscowość przechodziło jeszcze Wojsko Polskie, a po południu jechał tamtędy już Hitler i wystarczyłaby jakaś zbłąkana kula, jakiś rykoszet i byłoby po ptokach (🤭). Ale w wielu tych sprawach Hitler miał prawdziwego farta i to zarówno na froncie I Wojny Światowej jak i później. I to należy mu oddać Hitler się cholernik nie bał i często narażał swoje życie na niebezpieczeństwo. Ale wydaje mi się że na tym poprzestańmy i przejdźmy teraz do głównego tematu, czyli do wyjaśnienia powodów, dla których Wojna roku 1939 mogła zakończyć się dla nas zwycięstwem. Zatem do dzieła.



"SOWIECI NIE WCHODZĄ
(TYMOTEUSZ PAWŁOWSKI)




WSTĘP 


Ostatni rozkaz marszałka Polski Edwarda Śmigłego-Rydza, wydany 20 września 1939 roku w rumuńskim mieście Krajowa, zaczyna się następująco: "Żołnierze! Najazd bolszewicki na Polskę nastąpił w czasie wykonywania przez nasze wojska manewru, którego celem było skoncentrowanie się w południowo-wschodniej części Polski, tak by mając do otrzymywania zaopatrzenia i materiału wojennego komunikację i łączność przez Rumunię z Francją i Anglią, móc dalej prowadzić wojnę. Najazd bolszewicki uniemożliwił wykonanie tego planu".

Od tamtych wydarzeń minęło 85 lat, i nikt nie zwraca uwagi, jaki dokładnie plan miało Wojsko Polskie. Kampania 1939 roku przedstawiana jest powszechnie jako chaotyczny bój odwrotowy polskiej kawalerii z niemieckimi czołgami, od samego początku skazany na porażkę. Dowódcy Wojska Polskiego przedstawiani są jako romantyczni straceńcy, cenieni tym wyżej, im mniejsze straty poniosły dowodzone przez nich wojska. Skoro wszystko i tak miało się skończyć po trzech, czterech tygodniach, to po co było walczyć?

Ocenianie przeszłych wydarzeń z perspektywy dzisiejszej nazywa się prezentyzmem. Nasze postrzeganie kampanii polskiej 1939 roku obarczone jest błędem prezentyzmu. Tymczasem Wojsko Polskie 1 września 1939 roku stanęło do walki z Wehrmachtem, mając realne szanse na zwycięstwo. Kalkulacje szans opierały się na doświadczeniach z poprzednich wojen; na pomocy sojuszników; na olbrzymiej przestrzeni, którą musieli pokonać Niemcy; na warunkach pogodowych; na obliczeniach zdolności przewozowej sieci kolejowej. Szanse te zostały pogrzebane przez najazd 17 września Armii Czerwonej sprzymierzonej z Wehrmachtem.

(...) Analizy te oparłem na badaniach prowadzonych przeze mnie od wielu już lat. Czasy studenckie zakończyłem doktoratem, w danym jako: "Armia marszałka Śmigłego". (...) Wspólnie z Markiem Deszczyńskim zorganizowałem międzynarodową konferencję: "Kampania Polska 1939" (...) Oprócz tego pisałem artykuły i wydawałem książki o działaniach wojennych, m.in. o wojnie polsko-rosyjskiej 1920 roku i kampanii 1939 oraz o przygotowaniach do nich. (...) Mam również nadzieję że po lekturze książki Czytelnik bliższy będzie znalezienia odpowiedzi na pytanie: "kto jest winny klęski wrześniowej?"




CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz