Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 17 października 2024

MOGLIŚMY TO WYGRAĆ! - Cz. VI

CZYLI, CZY RZECZYWIŚCIE WOJNA ROKU 
1939 BYŁA Z GÓRY SKAZANA NA KLĘSKĘ?





SOWIECI NIE WCHODZĄ 
(TYMOTEUSZ PAWŁOWSKI)






DLACZEGO DOSZŁO DO WOJNY? 
Cz. II




 Zmniejszenie niebezpieczeństwa że strony ZSRS zostało okupione niewielkim pogorszeniem polskiej pozycji wobec Niemców. Dopóki Czechosłowacja była nieżyczliwa wobec III Rzeszy, Wehrmacht nie mógł wyprowadzić głównego uderzenia na Warszawę ze Śląska, narażonego na ewentualne uderzenie armii czechosłowackiej. Możliwości zamiany Śląska w niemiecki place d'armes Polacy nie mogli zapobiec, udało się natomiast przygotować do ewentualnego militarnego wykorzystania Słowacji przez Niemców. Wyzwalając Zaolzie i przejmując wkrótce potem Czadczyznę, Polacy przerwali linie kolejowe biegnące na wschód Słowacji i na Zakarpacie. Następnie wspólnie z Węgrami rozpoczęli operacje dywersyjne opatrzone kryptonimem "Łom". Mimo że nie przyniosły błyskawicznego sukcesu, sprawiły jednak, że druga linia kolejowa biegnąca na wschód Słowacji i Zakarpacie została opanowana przez Węgrów. Gdy się patrzy na mapę, może się wydawać, że późniejsze - z marca 1939 roku - podporządkowanie Słowacji III Rzeszy doprowadziło do "głębokiego oskrzydlenia Rzeczypospolitej od południa" i do znacznego osłabienia polskiego potencjału obronnego, nie jest to jednak prawdą. W planowaniu działań militarnych nie liczy się długość wspólnej granicy, a jedynie dostępność linii kolejowych, a te były w rękach Polaków i Węgrów. W rękach Niemców, Słowaków, Czechów - właściciele zmieniali się kilkukrotnie w ciągu roku - pozostała tylko jedna linia kolejowa, a na takiej kruchej podstawie nie można planować działań zbrojnych.

Dla Czechów umowa monachijska okazała się prawdziwym szokiem. Władze państwowe przekonywały ich obywateli, że są jedynym demokratycznym państwem w Europie Środkowej, że ich armia jest potężna, bitna i dobrze wyposażona; że fortyfikacje - na które płacili olbrzymie podatki - nie mają w sobie równych, a zresztą Praga prowadzi rozsądną politykę zagraniczną: ma przyjaciół wśród mocarstw i gardzi słabszymi. Wszystko to okazało się kłamstwem. Czechosłowacja nie stosowała zasad demokratycznych wobec mniejszości narodowych, w wywołanym przez to konflikcie nie mogła liczyć na własną armię, a fortyfikacje okazały się bezużyteczne. Polityka zagraniczna okazała się katastrofą - pogardzani do niedawna zachodni sąsiedzi urośli w siłę, a kontakty z państwem Stalina zamiast pomocy przyniosły niechęć Europy. Czesi poczuli się zdradzeni - przede wszystkim przez swojego prezydenta, który szybko opuścił kraj. W kolejnych latach niechęć do Benešia została przekierowana - postarali się o to zarówno propagandyści "beneszowcy", jak i komunistyczni - w niechęć do Zachodu (charakterystyczne jest to - chociażby ze względu na pytanie przeciwko komu wymierzony był alians Moskwy i Pragi - że nie zwraca się uwagi na niewypełnienie zobowiązań sojuszniczych przez Moskwę, a jedynie przez Francję i Wielką Brytanię, która notabene sojusznikiem Czechosłowacji nie była!). Wydarzenia jesieni 1938 roku powszechnie określa się więc w Czechach jako: "zrada Zapadu", "Mnichovska zrada", czy też "zrada spojencü" (zdrada sojuszników). W rzeczywistości właśnie sojusznicy mogli czuć się zdradzeni przez Pragę. Nie chodzi nawet o to, że państwo to prowadziło awanturniczą - stojącą na granicy bolszewizmu - politykę wewnętrzną i zagraniczną, ale o to, że nie miało dość sił, żeby ponieść jej konsekwencje. 

Kapitulacja Czechosłowacji oznaczała utratę kontroli nad czeskim przemysłem zbrojeniowym, w który Francuzi wpompowali olbrzymią ilość pieniędzy oraz technicznego know-how. Niemcy nie tylko dostali fabryki produkujące doskonałe uzbrojenie, ale mieli możliwość zapoznania się z najnowszymi francuskimi technologiami (i brytyjskimi - to huty czeskie produkowały płyty pancerne dla najnowszych okrętów liniowych Royal Navy). Co więcej, sojusznicy Francji - m.in. Jugosławia i Rumunia - miały armie uzbrojone głównie w sprzęt produkowany na terenie Czech - na terenie kontrolowanym przez Niemców. Bardzo często historykom umyka fakt, że kapitulując przed niemieckim dyktatorem, to właśnie Czechosłowacja zdradziła swoich aliantów (a nie na odwrót). Nie tylko zerwała wszystkie dotychczasowe układy sojusznicze, ale związała się z Hitlerem. Przyjęła bowiem od III Rzeszy gwarancje bezpieczeństwa. Oznaczało to faktyczne powstanie sojuszu wojskowego pomiędzy Pragą a Berlinem - tak samo jak późniejsze przyjęcie przez Polskę gwarancji brytyjskich oznaczało sojusz Warszawy i Londynu. Stanięcie po stronie Berlina armii czechosłowackiej (...) wymusiło na Francuzach i Brytyjczykach rozbudowę ich własnych sił zbrojnych. Niemieckie zwycięstwo na konferencji w Monachium - pomimo okazywania entuzjazmu przez zachodnich polityków -  zostało odebrane w Paryżu i Londynie jako bardzo wyraźny sygnał alarmowy. Do września 1938 roku III Rzesza była cenionym członkiem europejskiej społeczności. Może nie najbardziej godnym, ale znów nie tak najgorszym - w końcu obozy koncentracyjne wymyślili Brytyjczycy (w czasie wojny z holenderskimi Afrykanerami zasiedlającymi państwa południowej Afryki: Transwal i Oranię w latach 1899-1902), rasistowskie prawodawstwo zostało zniesione w Stanach Zjednoczonych dopiero w 1965 roku, a krwawe walki o władzę zdarzały się i w kulturalnej Francji (podczas "kryzysu 6 lutego" w 1934 roku na ulicach Paryża zginęło 17 osób, a 2329 było rannych). To konferencja w Monachium - i następująca wkrótce po tym noc kryształowa - udowodniły, że Niemcy nie zamierzają spocząć na laurach i usatysfakcjonować się dotychczasowymi sukcesami, ale występują przeciwko porządkowi europejskiemu. 

I Brytyjczycy, i Francuzi zaczęli działać. Neville Chamberlain mógł krzyczeć do tłumów: "Przywiozłem wam pokój na miarę naszych czasów", ale gdy zasiadł tylko w fotelu premiera, jego główną troską były zbrojenia. Wielka Brytania rozpoczęła rozbudowę sił lądowych o ponad 20 dywizji, zainicjowała rozbudowę floty i lotnictwa (wciąż kiepsko to wyglądało we wrześniu roku 1939, można powiedzieć że Brytyjczycy uważali, że co najmniej do końca roku 1940 - a w zasadzie do 1941 - będą dopiero gotowi do realnego użycia swoich sił zbrojnych w tej wojnie). Francuzi czynili podobnie - być może nawet nieco jawniej, bo samoloty bojowe zamawiali za granicą. I choć większość kontraktów zgarnęły wytwórnie amerykańskie, to samoloty dla Francji produkowali też Belgowie i Holendrzy. Zapytania ofertowe wysyłano nawet do Związku Sowieckiego - ten nie dysponował jednak nowoczesnymi samolotami (trzeba też powiedzieć że ogromną rolę w ponownym uzbrojeniu zarówno III Rzeszy jak i Związku Sowieckiego odegrały Stany Zjednoczone. Amerykańscy inżynierowie modernizowali Związek Sowiecki w latach 30-tych, unowocześnili też Armię Czerwoną. Jedynie sowieckie lotnictwo - a szczególnie marynarka wojenna - została przez Amerykanów pominięta i trudno się temu dziwić. W końcu oni doskonale wiedzieli że zmodernizowany sprzęt - w tym silna flota wojenna - zostanie wcześniej czy później wykorzystana przeciwko nim samym. W czasie II Wojny Światowej sowieckie lotnictwo było bardzo mało skuteczne, a jeszcze mniej skuteczna była sowiecka marynarka wojenna - która przez większość wojny pozostała w portach. Natomiast wojnę wygrała Armia Czerwona stworzona przez Amerykanów. Należy też dodać że amerykańskie banki również finansowały modernizację Wojska Polskiego, aczkolwiek w porównaniu z tym co dano Niemcom, to była prawdziwa kropla w morzu, a stosunek ten można przedstawić co najmniej jako 20-1). W gruncie rzeczy oznaczało to obniżenie pozycji Moskwy - i to nie tylko ze względu na zapóźnienia techniczne. Po klęsce w Hiszpanii, po porażkach na Dalekim Wschodzie, po bankructwie idei frontów ludowych, po wielkiej czystce, po wymordowaniu kadry dowódczej, po upadku Czechosłowacji - Związek Sowiecki przestawał być odbierany jako jasne i oczywiste zagrożenie. A to oznaczało, że antybolszewickie Niemcy nie są potrzebne Europie. Dyplomatyczna hossa Berlina się skończyła. 






Co więcej, gorączkowe zbrojenia Francuzów i Brytyjczyków były tajemnicą poliszynela. Doskonale zdawali sobie z nich sprawę Niemcy. Niestety, rozumieli je w sposób paranoidalny - nie widzieli w nich reakcji na niemieckie poczynania, a akcję wymierzoną w III Rzeszę. Co gorsza, władzę w Berlinie sprawowali ludzie niewykształceni, niewykwalifikowani, niedoświadczeni i niezrównoważeni emocjonalnie. Brak kompetencji niemieckich decydentów wynikał z wielu czynników. Przede wszystkim z partyjnego charakteru państwa, przestrzegania zasady wodzowskiej oraz postanowień układu wersalskiego. Urzędnicy państwowi awansowali nie ze względu na kwalifikacje, ale ze względu na poparcie partii, a w skrajnych przypadkach byli zastępowani przez funkcjonariuszy partyjnych (albo nawet partyjnych sponsorów - jak to miało miejsce w wypadku zastąpienia po konferencji monachijskiej ministra spraw zagranicznych od roku 1932 Konstantina von Neuratha przez Joachima von Ribbentropa - handlarza win i mecenasa partii nazistowskiej, wynagrodzonego w 1935 roku stanowiskiem ambasadora w Londynie). Istotne jest również i to, że większość polityków i urzędników III Rzeszy była ludźmi młodymi - nie tylko pozbawionymi edukacji i doświadczenia, lecz także niecierpliwymi. Chcieli sukcesów i chcieli ich natychmiast. Równie niewykształcone i niedoświadczone były kadry wojskowe. Dowódcy alianccy - dla przykładu Edmund Ironside, Maurice Gamelain i Edward Śmigły-Rydz - szlify generalskie otrzymali w czasach wielkiej wojny. Dowódcy niemieccy byli zaś w czasie tamtej wojny oficerami młodszymi, rzadko majorami. Po traktacie wersalskim przez długie 15 lat nie mogli zdobywać doświadczenia sztabowego, rozwijać zdolności przywódczych czy nawet poznawać problemów dowodzenia wielkimi jednostkami - nie w armii, której liczebność ograniczono do 7 dywizji. Gdy natomiast odbudowano niemiecki sztab generalny, młodym niemieckim generałom nie miał kto przekazywać doświadczeń i wiedzy: większość sztabowców z czasów wielkiej wojny straciła - w czasie wymuszonego rozbratu z wojskiem - kontakt z nowoczesną wiedzą wojskową. 

Najważniejszym czynnikiem był jednak Adolf Hitler. Wiązało się to z pruskim umiłowaniem dyscypliny i ścisłym przestrzeganiem führerprinzip - zasady wodzostwa, polegającej na bezwzględnym podporządkowaniu się poleceniom przełożonych, przekonaniem o ich nieomylności, oraz niemal religijnym kulcie przywódcy (to wszystko prawda, ale należy pamiętać że już Wehrmacht w 1939 roku przyjął zasadę, że w przypadku śmierci wyższego dowódcy, każdy żołnierz szczebel niżej wie co ma dalej robić i nie musi automatycznie pytać się o zdanie przełożonych w sytuacji braku z nimi kontaktu lub konieczności podjęcia szybkich decyzji. Niestety w Wojsku Polskim zasada była jednak bardziej wodzowska, a mniej skierowana na innowacyjność szybkim podejmowaniu decyzji w przypadku utraty dowództwa). Gdyby jeszcze "wódz" wyróżniał się na tle swoich podkomendnych... Niestety dla Europy - a przede wszystkim dla Niemców - Adolf Hitler był niewykształcony, jego kwalifikacje dotyczące dyplomacji były mizerne, odpowiednie dla pięcioletniego jedynie doświadczenia, które zdobył od 1933 roku. Był osobą bardzo emocjonalną, wprost irracjonalną. Co gorsza, odniósł właśnie pasmo sukcesów - więc czuł się niezwyciężony, a żaden z doświadczonych dyplomatów nie miał wystarczającego prestiżu - czy może odwagi - żeby wyjaśnić mu oczywistą prawdę: europejskie mocarstwo osiągające sukcesy zraża do siebie inne mocarstwa...

Czy dałoby się uniknąć wojny, gdyby Hitler spasował w tej licytacji i wybrał politykę obłaskawienia swoich sąsiadów zaniepokojonych nadmiernym wzrostem potęgi III Rzeszy? (...) Wydaje się że tak (my musimy pamiętać również, że nasze położenie było tragiczne nie tylko z punktu widzenia geopolitycznego i militarnego, ale również politycznego. Europa za wszelką cenę chciała uniknąć wojny - oczywiście my też - problem polegał tylko na tym, że oni w zamian za udobruchanie Hitlera byli gotowi zapłacić mu naszymi ziemiami zachodnimi, i to nie tylko Brytyjczycy, ale również Francuzi, a także - a może przede wszystkim w tym wariancie - Amerykanie. Gdyby Hitler nie doszedł do władzy w Niemczech, człowiek który totalnie rozbił budowaną skrupulatnie przez ministra spraw zagranicznych Rzeszy Gustava Stresemanna politykę udobruchania mocarstw zachodnich i wejścia w tyłek Amerykanom - głównie poprzez umożliwienie im inwestycji na niemieckim rynku - to sytuacja byłaby taka, że wojna i tak by wybuchła, bo jak pisał Ignacy Matuszewski w 1932 r. "nie damy oderwać od Polski choćby skrawka polskiej ziemi", więc albo byśmy musieli zgodzić się na międzynarodowy arbitraż w tej kwestii, albo na wojnę z Niemcami, z tym że nie byłyby to Niemcy hitlerowskie. Hitler jednak zdobywając władzę po prostu kopnął ten stolik, wywracając wszystkie figury i zaczął w sposób brutalny i podlany ideologicznym sosem rasizmu realizować swoją politykę, co automatycznie zraziło do Niemiec zarówno Francuzów jak i Brytyjczyków, a także Amerykanów). Przede wszystkim Francja i Wielka Brytania nie były aż tak zainteresowane ani obroną status quo - o wojnie prewencyjnej nie wspominając - żeby zdecydować się na agresję przeciwko Niemcom. Rzeczpospolita była zadowolona z pokojowych stosunków z Rzeszą, poza tym dbała o zachowanie równowagi w stosunkach ze wschodnim i zachodnim sąsiadem. Państwa europejskie właśnie wychodziły z kryzysu i wolały się skupić na rozwoju gospodarczym, a nie militarnym. 




Ekonomia wskazywała zresztą na sukces aliantów - Niemcy w pewnym momencie musiałyby spłacać kredyty zaciągnięte na rozbudowę Wehrmachtu (warto tutaj wspomnieć że już w roku 1939 ceny w Niemczech poszły znacznie w górę o jakieś 25%, przy czym pensje pozostały na niezmienionym poziomie. Dziś przyjęło się uważać że sześcioletnie rządy Hitlera to była prosperita gospodarcza. Owszem, w dużej mierze tak, ale była ona podobna do tej, jaka nastąpiła w Polsce w czasach Edwarda Gierka w pierwszej połowie lat 70-tych - czyli prosperita na kredyt. Rok 1939 był bodajże pierwszym rokiem, w którym Rzesza nie odnotowała wzrostu gospodarczego, a zaczynała się stagnacja. Tym bardziej że trzeba było zacząć spłacać kredyty, a to oznaczało dramatyczne pogorszenie stopy życiowej społeczeństwa niemieckiego. Hitler oczywiście nie mógł sobie na to pozwolić, dlatego wybuch wojny był przez niego wypatrywany z nadzieją, tym bardziej że w jego przekonaniu to miała być "szybka, zwycięska wojna" ze "słowiańskimi małpami" i "francuskimi obłudnikami", a po tych zwycięstwach Wielka Brytania miała otrzymać od Niemiec propozycję pokojową, czyli miał nastąpić podział wpływów: Europa do Niemiec, kolonie i świat dla Wielkiej Brytanii). Swego czasu propagowany był nawet pogląd, że III Rzesza weszła na ścieżkę wojenną w chwili rozpoczęcia zbrojeń. Nikomu chyba nie przyszło do głowy, że koszty wojny byłyby najprawdopodobniej większe niż cena kryzysu gospodarczego wywołanego brakiem wojny.


CDN.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz