Łączna liczba wyświetleń

środa, 16 października 2024

TRIANON - WĘGIERSKA TRAUMA - Cz. I

I DO DZIŚ NIEZABLIŹNIONA RANA




 Był szczególnie brzydki piątek 4 czerwca 1920 r. Chociaż to już było lato, dzień był chłodny, pochmurny, wyjątkowo nieprzyjemny, a słońca praktycznie nie widać było za gęstych chmur, które przetaczały się po niebie. W zasadzie dzień ten oddawał nastrój ludzi, zebranych na Placu Bohaterów w Budapeszcie, którzy tego właśnie dnia rozpoczynali swoją narodową żałobę, trwającą tak naprawdę do dziś dnia (czyli już ponad 100 lat). Cóż takiego się wydarzyło, że naród węgierski do dzisiaj postrzega tamto wydarzenie jako narodową tragedię, wręcz rozbiór państwa, które było jednym z największych w Europie, a skończyło jako niewiele znaczący ogryzek Europy Środkowej (choć akurat tutaj też liczą się elity, co współcześnie pokazuje chociażby przykład Wiktora Orbana, czy premiera Słowacji Roberta Fico - którzy są wielkimi przywódcami małych państw. Natomiast zarówno Węgry jak i Słowacja, Czechy, Rumunia, Bułgaria, te wszystkie kraje zachowały swoją pierwotną elitę polityczną, która co prawda nieco się zmieniła w czasach komunistycznych, ale nie aż tak bardzo jak to miało miejsce u nas. Nasza elita kończyła w dołach śmierci w Katyniu, w Palmirach, w niemieckich obozach koncentracyjnych i w sowieckich łagrach, a ci którym udało się przetrwać,  osiedli na Zachodzie {tam też osiadło również wielu wybitnych polskich naukowców, którzy później przez lata pracowali na wielkość USA, Wielkiej Brytanii, Francji czy innych krajów, tylko nie Polski - bo tutaj najpierw Sowieci z Niemcami urządzili krwawą łaźnię, a następnie przez lata komunistycznego zniewolenia tak naprawdę nie dało się ani pracować, ani żyć wybitnym jednostkom}. Nasze nowe "elity" przyjechały na sowieckich tankach ze Wschodu, a w ciągu kolejnych dekad jedynie dokooptowano do tego towarzystwa technokratów {i najróżniejszych politycznych cwaniaków}, którzy aby przetrwać, musieli działać i mówić tak jak tamci. Węgrom ta katastrofa została oszczędzona, dlatego też dzisiaj Węgry mają węgierskiego Orbana, a my mamy niemieckiego Tuska).

Węgry zostały zranione, mocno zranione, choć w ich przekonaniu kara jaka została im zadana, była niewspółmierna do ich ewentualnej winy. Bo cóż też było miało być tą winą? Że Węgry w dualistycznej monarchii z Austrią, razem walczyły po stronie Państw Centralnych w Wielkiej Wojnie? A jaki miały wybór? Żadnego! tym bardziej że cesarz z rodu Habsburgów (rezydujący głównie w Wiedniu) był równocześnie ich królem. Z tego też powodu przedstawiciele zwycięskich mocarstw uznali to państwo za pokonane i wrogie, a tym samym narzucili mu tak drakońskie warunki, jakich nie narzucono żadnemu innemu państwu z którym Ententa toczyła Wielką Wojnę. Tak więc 4 czerwca 1920 r. dokładnie o godzinie 16:15 w Pałacu Trianon pod Paryżem, dwaj węgierscy przedstawiciele: minister spraw socjalnych Ákos Benárd i ambasador Alfréd Drasche-Lázár (w towarzystwie Ivána Praznovszkyego, hrabiego Istvána Csáskyego, radcy ambasady Jánosa Wettsteina i sekretarza Arnó Bobrika) podpisali dokument hańby, który realnie oznaczał rozbiór Wielkich Węgier. Przyglądało się temu 22 przedstawicieli Ententy i państw z nią stowarzyszonych, oraz 4 przedstawicieli doproszonych z Kanady, Australii, Nowej Zelandii i Republiki Południowej Afryki. Po stronie węgierskiej dokument ten podpisywało przedstawicielstwo o tak niskiej hierarchii dyplomatycznej, ponieważ żaden inny polityk na Węgrzech nie chciał podpisać tego traktatu, aby nikt nie kojarzył owej hańby z jego nazwiskiem. Wyznaczono więc do tego ludzi pośrednich, gdyż ktoś musiał to podpisać bo inaczej Węgry stałyby się pariasem Europy i chcąc nie chcąc zostały do tego zmuszone, ale Węgrzy w swej świadomości wypierali tę hańbę (i wypierają ją poniekąd po dziś dzień).

Jak w ogóle do tego doszło i dlaczego Węgrzy odczuwają tak wielką stratę, jaką ponieśli na korzyść państw sąsiednich: głównie Rumunii (utracono obszar 103 095 km² i 5 257 467 ludności), Czechosłowacji (61 633 km² i 3 517 568 ludności), Królestwa Serbii, Chorwacji i Słowenii - od 1929 r Jugosławii (20 551 km² i 1 509 295 ludności), Austrii (4 020 km²), Włoch (jakiś niewielkie tereny na Słowacji), a także Polski (dwie wioski na Spiszu, zamieszkałe łącznie przez 230 osób). Kraj który jeszcze w 1918 r. liczył 282 870 km² i 18 264 000 ludności, w roku 1920 liczył już 92 963 km² i 7 615 117 ludności, czyli zmniejszył się o ponad 10 649 000 mieszkańców, z czego jakieś 30% to byli rodowici Węgrzy. Zresztą zarówno w Siedmiogrodzie (przyłączonym do Rumunii), jak również na Słowacji (która stała się częścią Czechosłowacji), Węgrzy zamieszkiwali głównie miasta, a także stanowili lokalną elitę. Wszystkie zamki na Słowacji, jak również wszystkie dwory w Siedmiogrodzie należały do Węgrów, natomiast Słowacy (i Rumunii) to byli głównie chłopi. Włoski podróżnik Claudio Magris tak opisywał słowacką ziemię: "Większość panów zamieszkujących te posiadłości stanowili Węgrzy. Dla słowackich chłopów pozostawały drevenice, chaty lub małe domy z desek, połączonych słomą lub suchym nawozem. (...) ręce chłopek z leżącej u podnóża zamku wioski dziś jeszcze są barwy ziemi, wysuszone i sękate niczym korzenie drzew, torujące sobie drogę pośród kamieni. (...) przez wieki Słowacy byli ludem ignorowanym, nieznanym substratem i tkanką swego kraju, podobnym owej słomie i suchemu nawozowi spajającemu drevenice". Wielkie Węgry, Węgry historyczne przeszły do historii, pozostał ogryzek, którym obecnie włada Wiktor Orban.




Nim jeszcze w Pałacu Trianon przedstawiciele Węgier zostali zmuszeni do podpisania owego haniebnego traktatu, który nazwano traktatem pokojowym - czyli 4 czerwca 1920 r. (a więc na zaledwie jeden dzień przed rozpoczęciem ofensywy Siemiona Budionnego na Ukrainie, gdyż od 7 maja 1920 r. Wojsko Polskie przebywało w Kijowie a front stał na Dnieprze, Białej Cerkwi, Samhorodku, Piskowie, Hajsynie,  Bracławiu aż do Dniestru), już od rana, od godziny 8:00 na Placu Bohaterów w Budapeszcie (przed ustawionym w 1895 r. Panteonem węgierskich królów) zaczął gromadzić się gęsty tłum. W tłumie tym licznie znajdowali się uchodźcy z ziem które od Węgier odpadały, a którzy przybyli do stolicy aby zamanifestować swój sprzeciw wobec rozpadu kraju, sprzeciw wobec rozbioru Węgier po ponad tysiącletniej jego historii. Przybyli oni tam z transparentami ziem, które odpadały od węgierskiej macierzy i można było wówczas przeczytać nazwy owych ziem: Górne Węgry (czyli dzisiejsza Słowacja), Siedmiogród, Kraina Południowa (dzisiejsza Wojwodina). Obok czerwono-biało-zielonych sztandarów powiewały tam również czarne, żałobne proporce i proporcjonalnie było ich znacznie więcej niż flag narodowych Węgier. Ok. godziny 9:30 tłum sprzed Placu Bohaterów ruszył aleją Andrássyego ku Bazylice św. Stefana, gdzie też o godzinie 10:00 miało się odbyć nabożeństwo żałobne. Po drodze śpiewano hymn narodowy na przemian z węgierskimi pieśniami patriotycznymi, a także dały się słyszeć tu i ówdzie pojawiające się okrzyki: "Precz z Ententą!", "Sprawiedliwość dla Węgier!", "To nie pokój!". Tuż przed godziną 10:00 we wszystkich kościołach w Budapeszcie rozdzwoniły się dzwony, stanęły wszystkie tramwaje, a na 5 minut również pociągi i statki na Dunaju. Mszę w Bazylice św. Stefana odprawił opat Kálmán Kovács (gdyż biskup István Zadravecz był wówczas chory), który w ostatnich słowach swego kazania zwrócił się do zebranych: "Pokażemy, że chcemy żyć i żyć będziemy. Nie zgorzknienie i nie nienawiść wiodą nas, gdyż wierzymy w odrodzenie, lepszą przyszłość, w którą z pomocą boską nieustannie ufamy". Na zakończenie tłum odśpiewał hymn, po czym ludzie przeszli pod pomnik narodowego poety Sándora Patöfiego, gdzie również odśpiewano hymn i rozwiązano zgromadzenie. Udając się do swych domów ludzie szli w smutku, niektórzy płakali - potworna żałoba spadła wówczas na Węgry.

O godzinie 11:05 zebrało się Zgromadzenie Narodowe, a głos zabrał reprezentujący komitat Veszprém - István Rokovszky, który po odczytaniu krótkiego oświadczenia parlamentu Węgier w tej sprawie, wypowiedział na koniec takie oto słowa: "W dniu dzisiejszym Węgry znalazły się w historycznym punkcie zwrotnym. Dziś podpisany zostanie układ pokojowy, który oznacza rozdrobnienie naszego tysiącletniego państwa. Nazywają traktatem pokojowym to, co nie gwarantuje wiecznego pokoju, lecz wieczny niepokój" (z sali wówczas dało się słyszeć głosy: "Właśnie, właśnie...!"). (...) "Nikogo nie można przymusić do czegoś, co jest niewykonalne" - kontynuował Rokovszky i zwrócił się do tych Węgrów, którzy: "są dziś od nas odcinani: po tysiącletnim wspólnym życiu i losie musimy się rozejść, ale nie na zawsze!" (z sali padły głosy: "Nie na zawsze!", "Nigdy!"). Co doprowadziło Węgry do takiej tragedii, której efekty tak naprawdę ciążą na nich po dziś dzień? Wielu Węgrów uważało że głównym spirytus movens owej hańby traktatu z Trianon do której zostali zmuszeni, był premier Francji Georges Clemenceau. Opowiadano sobie że wpływ na to miał jego osobiste doświadczenia, a mianowicie to, że jego syn poślubił Węgierkę - Idę Michnay, z którą później się rozwiódł. Powodem rozwodu miał być romans, w jaki wydałaś się Ida w czasie, gdy młody Clemenceau był na froncie. Georges raczej nie utrzymywał dobrych stosunków ze swym synem, natomiast z synową dosyć ożywione, wspierał ją i pomagał, ale jego stosunek również się zmienił po tym, jak wyszło na jaw, że Ida rzeczywiście zdradzała jego syna (ten porzucił ją wówczas z dwojgiem dzieci). Na Węgrzech uznano więc oficjalnie że powodem niechęci Francuzów - a szczególnie właśnie Clemenceau do Węgier, była jego osobista, rodzinna trauma, której następnie dawał on wyraz, dyktując Węgrom tak okrutne warunki pokojowe.

Jaka była jednak prawda? Kto zawinił, kto rzeczywiście ponosił odpowiedzialność i gdzie należy jej szukać? Czy wśród przedstawicieli państw Ententy którzy na mapie Europy w Wersalu nie byli w stanie znaleźć Wisły tylko dlatego, że była ona tam zapisana po niemiecku? Czy może jednak winę ponosili sami Węgrzy, którzy należąc do dualistycznej monarchii również przegrali wojnę, a Austriacy pociągnęli ich na dno za sobą? O tym opowiem już w kolejnej części tej nowej serii, która jednocześnie jest pierwszą na temat Węgier jako takich. 




Poza tym jak to mówi się w tym przysłowiu: "Polak Węgier dwa bratanki, i do szabli i do szklanki". Węgrom należy oddać szacunek, jako że bez ich wsparcia, a przede wszystkim bez ich amunicji - którą dostarczyli nam w kluczowych dniach Bitwy Warszawskiej w sierpniu 1920 r. przegralibyśmy tę bitwę (gdyż nie mieliśmy już czym strzelać, a wszystkie fabryki amunicji w naszym kraju zostały zniszczone kompletnie w czasie Wielkiej Wojny) i co za tym idzie Sowieci doszliby do Niemiec, a prawdopodobnie również do Francji, Włoch i Hiszpanii. Powstałaby nowa komunistyczna, zjednoczona Europa, zbudowana oczywiście na milionach zamordowanych "wrogów socjalizmu". W 1939 r Hitler chciał aby Węgry również uczestniczyły w agresji na Polskę, ale premier Węgier Pál Teleki powiedział, że jakakolwiek akcja wymierzona przeciwko Polsce ze strony Węgier jest niemożliwa ze względu na zaszłości historyczne i względy moralne, a przez jakąkolwiek akcję rozumie również przemarsz przez węgierskie terytorium wojsk niemieckich i zapowiedział że jeżeli Niemcy nadal będą naciskać i usiłować wymusić takie działania, to gotów jest użyć siły. Potem po klęsce w 1939 r. Węgrzy bardzo często przymykali oko na internowanych na Węgrzech żołnierzy polskich. Dochodziło do tego, że Polacy chodzili sobie po mieście zupełnie nie pilnowani, a wielu z nich już nie wracało do obozu internowania, tylko przedzierali się dalej do Francji, do tworzonego tam Wojska Polskiego, aby dalej walczyć z niemieckim okupantem które zniszczył nam kraj. Węgrzy też pomagali nam w czasie rzezi na Wołyniu w 1943 r. chroniąc ludność polską przed ukraińskimi nacjonalistami z OUN-UPA, a także w Powstaniu Warszawskim 1944 r. Odpłaciliśmy im się w roku 1956 w czasie Powstania Węgierskiego gdy Sowieci niszczyli wolnościowy zryw Węgrów. Wówczas w Polsce organizowano powszechną pomoc dla krwawiących Węgier, oddawano masowo krew, polskie dzieci wysyłały zabawki dla dzieci węgierskich, przygotowywano leki, środki opatrunkowe, ubrania nawet żywność. To wspólne wsparcie z Bratankami poniekąd przetrwało do dziś.





PS: Kochani ostatnio jestem tam tak zawalony pracą, że dosłownie nie wiem w co ręce mam włożyć, dlatego też nieco mniej angażuję i tutaj na tym blogu, aczkolwiek być może szybko się to zmieni. Zobaczymy jak szybko uda mi się pewne sprawy uporządkować (i to sprawy które się nagle niestety zwaliły mi się na głowę i wymagają niezwłocznej interwencji). Cóż, nikt nie powiedział że będzie łatwo, a jak masz firmę to niestety musisz non stop być obecny, bo jak tylko na moment odpuścisz to... Szkoda gadać.


CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz