Łączna liczba wyświetleń

sobota, 24 lutego 2018

CZY BÓG ZAWSZE NAGRADZA ZA DOBRO I KARZE ZA ZŁO?

DUCHOWE ROZWAŻANIA NA SOBOTĘ




Dawno już nie podejmowałem tematów związanych bezpośrednio z duchowością, lecz ostatnie wydarzenia spowodowały iż postanowiłem powrócić do tego tematu. Mianowicie chciałbym tutaj spróbować odpowiedzieć na pytanie, czy zawsze Bóg nagradza nas za dobre uczynki a karze za popełnione zło? Ciekawe pytanie prawda? Odpowiedź powinna być jednoznaczna i brzmieć "oczywiście że tak", ale... czy na pewno. W kilku poprzednich moich postach na temat życia po śmierci, starałem się wytłumaczyć na przykładzie ludzi poddanych hipnozie, którzy cofnęli się nie tylko do swych poprzednich wcieleń, ale również do okresu jaki spędzili pomiędzy nimi, jak (mniej więcej) wygląda nasze istnienie po fizycznej śmierci ciała? Należy jednak pamiętać, że nawet opierając się na owych przekazach nie mamy NIGDY stuprocentowej pewności jak jest naprawdę po tej drugiej stronie. Jedno tylko pozostaje pewne - wszystko na tym świecie zbudowane jest z energii, a skoro tak, to znaczy że wszystko jest... nieśmiertelne, bowiem energii nie sposób zniszczyć. Nim przejdę do tematu, chciałbym jednak przeprowadzić krótkie wprowadzenie, polegające na przytoczeniu jednego z przypadków jasnowidza Krzysztofa Jackowskiego, specjalizującego się w udzielaniu pomocy rodzinom i policji w odnajdywaniu zaginionych osób. W tamtym roku miał on przypadek iż... rozmawiał z duchem zmarłego mężczyzny, oto krótka relacja z tego wydarzenia, 
przeprowadzona przez Fundację Nautilius (wybrane fragmenty): 


"- Jesteśmy nieśmiertelnymi istotami, dla których śmierć fizyczna jest tylko błahostką, kolejnym etapem w długiej wędrówce! Trzeba o tym mówić. Trzeba to powtarzać. Trzeba to przypominać i robimy to od 25 lat. A teraz historia, z którą powinien zapoznać się każdy, a zwłaszcza ci spośród czytelników serwisu FN, którzy opłakują odejście bliskich. To na pewno sprawi, że poczujecie spokój i pewność, że wasi bliscy są, żyją i czują się wspaniale w nowym miejscu, do którego właśnie trafili!

Historia zaczyna się kilkanaście dni temu 16 października 2017 roku, kiedy w Warszawie zaginął 79-letni Marian Figiel. Stało się to w okolicach warszawskiego Cmentarza Bródnowskiego, a sam przebieg wydarzenia był wręcz nieprawdopodobny. Zaginiony mężczyzna udał się na cmentarz razem ze swoją żoną i szwagierką, po czym zdecydował się wrócić do domu i dosłownie rozpłynął się w powietrzu. Policja rozpoczęła wielką akcję poszukiwawczą. Dziesiątki funkcjonariuszy przeczesywało cmentarz i jego okolice - nie dało to najmniejszego rezultatu. Mija 9 dni, od kiedy mężczyzna zaginął bez śladu. I tu pojawia się Krzysztof Jackowski. Syn zaginionego zwraca się o pomoc do jasnowidza i przesyła mu zdjęcie ojca, a także jego koszulę i czapkę.

Krzysztof Jackowski opisuje, że tego dnia wziął do ręki czapkę mężczyzny i poprosił go o pomoc:
- Powiedz mi chłopie, gdzie ty jesteś…
I nagle poczuł obecność ducha zmarłego mężczyzny. Miał bardzo precyzyjną wizję, gdzie leży ciało zaginionego człowieka.
- Minął pierwszą przecznicę, drugą… leży w oczywistym miejscu. Tam jest ulica Podobna, a obok mur cmentarza! Ten człowiek zmarł w pobliżu zakładu kamieniarskiego i cały czas tam leży.
Jasnowidz sprawdził wizję na mapie google - okazało się, że faktycznie wizja zgadzała się co do joty.

Syn zaginionego tuż po telefonicznej rozmowie z jasnowidzem wsiada w samochód i jedzie we wskazane przez jasnowidza miejsce. Po chwili jasnowidz odbiera wiadomość:
- Miał pan rację… znalazłem zwłoki ojca!
Historia jakich Krzysztof Jackowski miał setki, jeśli nie tysiące w swoim życiu. Absolutny, stuprocentowy dowód na jasnowidzenie i pozazmysłową moc jasnowidza. O sprawie napisała także gazeta, a skan tego artykułu jest w Archiwum Fundacji Nautilus.

Ale to nie wszystko - absolutnie najciekawsze wydarzyło się tego samego dnia wieczorem. Jasnowidz mieszka w wolnostojącym domu w Człuchowie, który w piwnicy posiada piec centralnego ogrzewania. Krzysztof Jackowski opowiada, że zszedł do piwnicy, aby napalić w piecu, ale musiał chwilę odczekać jak zwykle, aby "dopilnować rozpalenia się ognia".
Poczułem, jak pojawił się w piwnicy! I wtedy to powiedział...
Była 22.00 - wieczór. To był przeszywający moment - nagle jasnowidz swoimi zmysłami poczuł, że duch zmarłego mężczyzny postanowił go odwiedzić i wszedł do piwnicy jego domu. Kiedy jasnowidz to zrozumiał, wtedy w myślach zadał duchowi pytanie:
- Powiedz mi, jak to jest, kiedy się umiera?
Odpowiedź przyszła błyskawicznie.

- Dymek, zwykły dymek... to takie błahe i proste! - odpowiedział duch zmarłego. Jasnowidz czuł wyraźnie, że duch jest szczęśliwy, a nawet rozbawiony. Ale po chwili dodał coś jeszcze. Słowa, które warto zachować w pamięci na zawsze, kiedy tylko przyjdzie do nas lęk przed śmiercią lub rozpacz po bliskich, którzy weszli do "krainy światła". Duch zmarłego mężczyzny przekazał jasnowidzowi słowa o następującej treści:
- Oni mają już moje ciało i beczą, a ja byłem już w tylu ciekawych miejscach! (PS: o możliwości przemieszczania się duszy zmarłego w najróżniejsze miejsca a także dzielenia własnej energii - czyli bycia jednocześnie w kilku lub kilkunastu miejscach naraz, pisałem już w poprzednich tematach z cyklu: "Umieramy i co dalej?").

Jasnowidz dosłownie zaniemówił z wrażenia. Przekaz ducha był tak jasny, tak wyraźny - natychmiast polubił tego człowieka...
- On mi tego samego dnia to powiedział! On mi to powiedział, a jego ciało już było przecież w kostnicy. Pierwszy raz w życiu mogę powiedzieć, że zmarły mi powiedział coś, co ja uznaję za fakt. On to mówił szczęśliwie! On był zły, że oni interesują się jego ciałem... Ten pan był wesoły, lekki. To powiedział mi zmarły, którego ja znalazłem! On był w tylu ciekawych miejscach i to go frapowało!"

To tyle wyrazem wstępu, całość na stronie Fundacji Nautilius




KRZYSZTOF JACKOWSKI OPOWIADA O PRZYPADKU ROZMOWY (POPRZEZ MYŚL) Z DUCHEM 
ZMARŁEGO MĘŻCZYZNY



Jesteśmy więc zbudowani (stworzeni) z energii i to energii hiper-świadomej własnej egzystencji i własnej podmiotowości. Nie możemy zginąć po śmierci, nie możemy odczuwać żadnego fizycznego bólu po fizycznej śmierci naszego ciała, co nie oznacza że nie przeżywamy pewnych zdarzeń w sposób mentalny (niekiedy takie dusze, które doświadczyły za życia jakichś okropnych zdarzeń, same decydują się na czasową izolację, ma ona różne aspekty - najbardziej ekstremalna polega na odwróceniu się od Boga, wówczas można powiedzieć że dusza jest w swoistym piekle, ale nie jest to ani stan naturalny ani też stały dla owej duszy. Wszystko zależy bowiem od niej samej, czy pragnie powrócić do reszty - tutaj ogromną rolę do wykonania mają owi Przewodnicy, o których pisałem w poprzednich tematach z serii "Życie po śmierci"). Ja jednak chciałbym się skupić na czymś zupełnie innym, a mianowicie na odpowiedzi na pytanie dlaczego tak wielu dobrych ludzi wiedzie tak nędzne i poniżające życie, dlaczego zaś tylu realnych sukinsynów opływa w dostatki i wiedzie im się bardzo dobrze. Dlaczego ci, którzy realnie pomagali mordowanym Żydom, dziś są oczerniani i przykleja się im łatkę "antysemitów", dlaczego zaś tyle osób lub organizacji jawnie kolaborujący lub przeszkadzających w udzielaniu jakiejkolwiek pomocy Żydom w gettach, dziś promienieje w glorii "sprawiedliwych"? Dlaczego Bóg na to pozwala?

Odpowiedź nie jest jednoznaczna, tak samo jak fakt iż my sami nie jesteśmy istotami jednoznacznymi. Postaram się jednak spróbować odpowiedzieć na to pytanie, gdyż jest ono fundamentalne dla nas wszystkich, żyjących tu na Ziemi. Oczywiście nasze uczynki, jakie popełniamy za życia, generują odpowiednią ilość energii (pozytywnej lub negatywnej), w zależności od tego, co czynimy dla innych ludzi - to jest fakt bezsporny i połączony jest z owym: "sianiem i zbieraniem", czyli innymi słowy z kwestią karmy (jak zwał, tak zwał - mnie osobiście nie podoba się ta nazwa, bo przywołuje ona skojarzenia z buddyzmem czy hinduizmem, a to o czym piszę nie jest ani buddyzmem ani hinduizmem). Czyli dostajemy to, na co sobie zapracowaliśmy za życia. To jest fakt bezsporny, ale... wielu z nas nie ma pojęcia że istnieje swoista duchowa furtka, która umożliwia przezwyciężenie naszej karmy. Gdzie znajduje się owa furtka? Odpowiedź na to pytanie jest dość błaha i mało skomplikowana (podobnie jak i inne elementy naszego istnienia, takie jak umieranie - które jest tylko naturalnym procesem, nic nie znaczącym porzuceniem "starego ubrania", swoistym "zwykłym dymkiem" bez większego znaczenia - choć dla nas, żyjących ma ono wagę wręcz fundamentalną, czy reinkarnacja - która także jest czymś zupełnie naturalnym, z duchowego punktu widzenia, ale dla nas musi ona przybierać dodatkowe elementy, które tworzą z niej swoiste kuriozum jak np. to, iż dusza ludzka po śmierci może wejść w ciało zwierzęcia, totalna bzdura, dusze ludzkie nie wcielają się w ciała istot zwierzęcych, gdyż ilość nagromadzonej energii duszy ludzkiej, jest inna, niż ta, która inkarnuje w ciałach zwierząt).




Ale do puenty - na czym polega owa "duchowa furtka" umożliwiająca nam przerwanie nagromadzonego systemu karmicznego? Tą "furtką" jest... nasz Umysł, który może generować zupełnie niesamowite rzeczy. Wszystko na tym świecie jest tak zbudowane, aby bez względu na jakie okoliczności (szczególnie te negatywne - zbrodnie, nieszczęśliwe doświadczenia i wspomnienia) dusza/człowiek akceptował/a swoje miejsce na tym świecie. Naszym celem jest pogodzić się z tym iż istnieją przeciwstawne bieguny - pozytywny i negatywny i że nasze podejście do tego tematu będzie konsekwencją naszego przyszłego życia na tym świecie. Jeśli chcemy go przeżyć szczęśliwie, to prócz naszych pozytywnych dokonań i relacji z innymi ludźmi, pogódźmy się również w myślach z tym światem, bowiem (w takiej czy innej formie) jest on dziełem Boga, boskim stworzeniem, naszą szkołą życia. Jeśli zaakceptujemy ten świat, nie będziemy chcieli go zmieniać, wymyślając jakieś niestworzone idee lub ideologie (zauważcie, wszystkie idee rewolucyjne, które miały na sztandarach poprawę tego świata i stworzenie raju na ziemi dla ludzkości, zawsze kończyły jako krwawe tyranie z niewyobrażalną ilością pomordowanych ludzi i zawsze upadały, szczególnie tyczy się to ideologii marksistowskich - komunizmu i nazizmu). Chcemy żyć dobrze - zaakceptujmy ten świat, taki, jaki jest, bez żadnych prób większej ingerencji w jego "naprawę" z naszej strony, bo każda taka naprawa generuje w naszym Umyśle niezgodę na zaistniałą sytuację, a to oznacza że... negatywne emocje do nas wrócą z jeszcze większą siłą, niż nasze uczynki i obrócą się przeciwko nam. Chcemy walczyć ze złem - walczmy, ale poprzez nasze pozytywne myśli i uczynki, a nie poprzez próby "naprawy tego świata". Zło zawsze generuje zło, negatywne myśli są zaś potężną bronią, która powróci do nas szybciej, niż nasze negatywne uczynki. Podobnie zresztą jak i nasze pozytywne myśli doprowadzą nas do prawdziwego "Dolce Vita" - szczęśliwego życia. Jeśli kochamy ten świat, mamy pozytywne doń usposobienie - żyje się nam łatwiej, niż jeśli zaczynamy go krytykować i niszczyć.

Umysł bowiem stanowi naszą realną siłę, to boska Myśl była pierwszą rzeczą, powołującą Wszechświaty i stwarzającą fizyczne życie (choć w Biblii mówi się że było to Słowo, ale w tym przypadku Słowo jest według mnie raczej synonimem Myśli). My zaś, istoty pochodzące od Boga, posiadające własną świadomość (zarówno jednostkową jak i wspólnotową), także jesteśmy w stanie generować własne środowisko wokół siebie i swoich bliskich. Jeśli skupiamy się tylko na negatywach tego świata, to nawet gdy uda się nam coś osiągnąć, wcześniej czy później i tak poniesiemy klęskę (np. stracimy pracę, pogrążymy się w używkach które wyniszczą nasze zdrowie i w konsekwencji życie itd. itp.). Jeśli zaś zaczniemy generować wokół siebie pozytywny świat, bardzo szybko przekonamy się iż "życie" jakby się do nas uśmiechnęło, że jest nam łatwiej, że wiele kwestii, które wcześniej uważaliśmy za niezwykle trudne i wymagające ogromnie dużego zaangażowania, przychodzą nam łatwo. Skupmy się więc na kształtowaniu pozytywnej energii poprzez nasz Umysł i nasze myśli, a cały świat otworzy się przed nami niczym najpiękniejszy kwiat. Ja czynię tak od dawna i naprawdę nie mogę narzekać na swoje życie.


JESTEŚMY ISTOTAMI STWORZONYMI ZE ŚWIADOMEJ SWEGO ISTNIENIA ENERGII - ENERGIA TA KSZTAŁTUJE NASZ ŚWIAT POPRZEZ NASZ UMYSŁ I MYŚL - NAJPOTĘŻNIEJSZĄ SIŁĘ SPRAWCZĄ WSZECHŚWIATA. PAMIĘTAJMY JEDNAK ABY NIE POPAŚĆ W ZBYTNIĄ PYCHĘ I NIE UZNAĆ ŻE MOŻEMY WSZYSTKO. JESTEŚMY TYLKO CZĘŚCIĄ WIĘKSZEJ CAŁOŚCI - ZWANEJ BOGIEM LUB STWÓRCĄ, SWOISTĄ KROPLĄ BEZGRANICZNEGO OCEANU ENERGII MIŁOŚCI, STARAJMY SIĘ WIĘC UNIKAĆ TAKICH SFORMUŁOWAŃ JAK np.: "BÓG  Z NAMI". WEDŁUG MNIE JEST TO ZDANIE WYBITNIE NIEWŁAŚCIWIE SFORMOWANE, GDYŻ PRAWIDŁOWO POWINNO ONO BRZMIEĆ:


"MY Z BOGIEM"


STRZEŻMY SIĘ PYCHY - KTÓRA RÓWNIEŻ KROCZY PRZED UPADKIEM I POKOCHAJMY TEN ŚWIAT, A WSZYSTKIM NAM BĘDZIE SIĘ ŻYŁO O NIEBO LEPIEJ 






GERMAN DEATH CAMPS

NEVER POLISH


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz