Łączna liczba wyświetleń

piątek, 5 czerwca 2020

JAKA PIĘKNA... PATOLOGIA! Cz. VI

CZYLI ROZWAŻANIA NAD

WSPÓŁCZESNOŚCIĄ


ANTIFA - ŁOWCY SYFA

CZYLI MÓJ KOMENTARZ 

DO WYDARZEŃ W USA





 
 Dnia 25 maja 2020 r. w Minneapolis w stanie Minnesota policjant o imieniu Derek Chauvin dopuścił się brutalnej interwencji, w wyniku której doszło do śmierci czarnoskórego 46-letniego George'a Floyda. Interwencja policji była brutalna, gdyż wspomniany policjant dociskał do ziemi kolanem szyję zatrzymanego mężczyznę i nie reagował na słowa Floyda o niemożności złapania tchu, czym też doprowadził do jego zgonu. Relacja z tego zatrzymania (nagrana z kilku kamer) i umieszczona w internecie, bardzo szybko sprowokowała wybuch zamieszek na tle rasowym, najpierw w samym Minneapolis, a następnie również i w innych miastach USA. Zamieszki wybuchły na tle rasowym właśnie dlatego że doszło do śmierci czarnoskórego Amerykanina, a tym, który do tego doprowadził, był biały policjant - Derek Chauvin. Bardzo szybko po śmierci Floyda zaczęły powstawać peany na jego cześć, sławiące go jako obywatela, który co prawda nie zawsze postępował właściwie, ale chciał się zmienić, chciał naprawić swoje życie. Wszyscy pytani o Floyda zgodnie podkreślali że był on dobrym człowiekiem i że dla wszystkich chciał dobrze, tylko nie dano mu szansy wcielenia tego w życie (a w domyśle: "przez tego rasistowskiego białasa, zginął nasz brat, nasz ziomal"). Piękne, łapiące za serce obrazki z córką zmarłego mężczyzny, której wręczono tabliczki z napisem jak bardzo to przeżyła i jak boleje nad stratą ojca (nie żebym trywializował - śmierć rodzica to dla dziecka z pewnością ogromny wstrząs, rozpacz i ból, gdyż nagle traci osobę która dała jej życie i którą z pewnością kochała - problem pojawia się jednak wtedy, gdy takie emocje próbuje się odpowiednio wykorzystać do całkiem innych celów, niż realna pomoc dla osieroconego dziecka). Nikt jednak (z owych świętych moralistów), nie próbuje zadać sobie podstawowego pytania - co właściwie było powodem zatrzymania George'a Floyda?

Otóż ów czarnoskóry mężczyzna został zatrzymany po nieudanej próbie zapłacenia w sklepie, za pomocą sfałszowanego czeku bankowego. George Floyd próbował wyłudzić towar ze sklepu i zapłacić za niego lipnym czekiem, co akurat się nie udało wskutek przytomności kasjera, który zaraz potem zawiadomił policję. Na interwencję przyjechało czterech policjantów (3 białych i 1 Azjata) i wówczas doszło do owego feralnego zatrzymania Floyda, które zakończyło się jego zgonem. I chciałbym od razu aby było jasne - nie pochwalam ani brutalnej formy zatrzymania tego mężczyzny, ani też głupoty policjanta, który słysząc że zatrzymany nie może oddychać, nic sobie z tego nie robił i dalej dociskał mu twarz do ziemi (uciskając szyję, chociaż - co ciekawe - amerykańscy patolodzy stwierdzili że Floyd nie miał uszkodzonej tchawicy, czyli że zgon mógł również być spowodowany czymś innym). Taki policjant powinien ponieść karę i zostać osądzony za swój bezmyślny czyn - i to nie podlega żadnym komentarzom. Problem pojawia się jednak wówczas, gdy okazuje się że ów zatrzymany George Floyd wcale nie był aniołkiem i że jego policyjna kartoteka była niezwykle długa i bogata. Policjant w takiej sytuacji musi również brać po uwagę fakt, że zatrzymany może po pierwsze - konfabulować, po drugie, próbować uciec, a po trzecie zaatakować stróża prawa. Ma więc prawo obawiać się o swoje życie i może użyć do tego środków, które uważa za stosowne, aby taką osobę unieszkodliwić. W tym akurat przypadku Derek Chauvin postąpił jednak bezmyślnie. Nic by bowiem się nie stało, gdyby zdjął kolano z szyi Floyda, mógłby wówczas go spokojnie aresztować (tym bardziej że Floyd miał już wówczas założone kajdanki) i zamknąć w radiowozie. Nie wiadomo dlaczego tak nie postąpił, natomiast ciekawym jest zupełnie inny fakt, który dzisiejsze lewicowe media w USA (i nie tylko tam zresztą) zupełnie pomijają. A mianowicie to, że panowie Chauvin i Floyd znali się, gdyż wcześniej pracowali ze sobą w jednym klubie. Być może więc w grę wchodziły również jakieś animozje prywatne.

Faktem jest jednak, że George Floyd przestał oddychać, w wyniku czego nastąpił jego zgon. Faktem również jest (o czym także media milczą) że był przestępcą, który kilkakrotnie dokonywał włamań i kradzieży - również z bronią w ręku (np. raz terroryzował pistoletem starszą kobietę, którą też chciał obrabować). Ja rozumiem że są różne "aniołki" - większe i mniejsze (jak to teraz media i cała ta lewicowa jaczejka - próbuje usprawiedliwiać, że co prawda nieco zbłądził, ale przecież chciał dobrze - komu dobrze, należałoby zapytać, ale pomińmy to milczeniem), jednak fakt pozostaje faktem, George Floyd nie był wcale miłym gościem i policjanci mieli pełne prawo obawiać się z jego strony wszystkiego najgorszego. Mało tego, teraz okazuje się że Floyd był pod wpływem narkotyków (czyli był naćpany i policjanci zapewne to widzieli), oraz pod wpływem alkoholu. Nikt mi nie powie, że naćpany człowiek od którego czuć alkohol, z policyjną kartoteką wielkości dzieł Szekspira - może nie stanowić zagrożenia. Każdy policjant (a przynajmniej znaczna ich część) codziennie podejmując służbę, naraża się na niebezpieczeństwo, które co prawda nieodzownie łączy się z rodzajem wykonywanej pracy, ale jednocześnie nie może stanowić usprawiedliwienia dla bandyty, który próbując wymknąć się z łupem, weźmie sobie takiego policjanta za cel. Ja osobiście mam ogromny szacunek do munduru - moi dwaj stryjowie byli policjantami (już są na emeryturze), kuzyn jest policjantem, a kolejny wuj wojskowym w stopniu pułkownika (w stanie spoczynku). Nasłuchałem się też najróżniejszych informacji z policyjnych interwencji i mógłbym z tych opowieści spisać prawdziwą litanię i wiem z jak dziwnymi, nieprzyjemnymi i odchylonymi od normy osobnikami mają często policjanci do czynienia. Dlatego też niekiedy brutalne interwencje policyjne są dopuszczalne, ale w przypadku Chauvina i Folyda ta prawidłowość nie występuje, gdyż nic nie tłumaczy bezmyślnej brutalności (Floyd już był skuty i leżał na ziemi, nie było więc najmniejszej potrzeby uciskać mu szyj i dociskać do ziemi). Dlatego też Chauvin powinien ponieść zasłużoną karę (głównie za swoją głupotę) i tak zapewne się stanie (tym bardziej teraz, pod wpływem "społecznego oburzenia" na "biały rasizm").




Jednak śmierć Floyda, doprowadziła do wybuchu zamieszek na tle etnicznym, które po raz ostatni na taką skalę pojawiły się w maju 1992 r. po brutalnym pobiciu innego czarnoskórego Amerykanina - Rodney'a Kinga. Tutaj jednak mamy do czynienia z czymś jeszcze, a mianowicie z projektowaniem (tak, właśnie z projektowaniem) zamieszek przez najróżniejsze (głównie lewicowe) środowiska, które jako swoje zbrojne ramię wyprowadziły na ulicę amerykańską Antifę. Ta przestępcza paramilitarna organizacja o charakterze terrorystycznym - która powinna być za takową uznana w każdym kraju na świecie - doprowadza do wzniecania burd, stymulowania (i kierowania) ataków na policję oraz zwykłych obywateli USA i dokonywania masowych przestępstw oraz kradzieży w imię walki z kapitalizmem. Nic dziwnego że wreszcie (bowiem obiecywał to zrobić znacznie wcześniej, ale opór "Deep State" chroniący tych bandytów był z pewnością zbyt silny) prezydent USA Donald Trump zaliczył Antifę do organizacji terrorystycznych. To co dzieje się obecnie w USA, przypomina preludium do wojny domowej, na której czele staną marksiści z Antify i wszyscy wspierający ich, opętani marksistowską ideologią idioci oraz degeneraci społeczni. Antifa to oczywiście nie wszystko. Inną neomarksistowską, skrajnie rasistowską i niebezpieczną organizacją, jest "Black Lives Matter". Jedni i drudzy wchodzą w skład lewicowych bojówek, które zostały zmobilizowane, aby dokonać siłowego "impeachmentu" prezydenta Trumpa. W wielu miastach USA dochodzi do masowych kradzieży, podpaleń i rozbojów na ogromną skalę, zaś policja jest namawiana (przez lewicowych gubernatorów stanów) do nieinterwencji, lub opieszałości w wykonywaniu swoich czynności. W efekcie dochodzi do ogromnych rozbojów i demolki sklepów, ulic, podpalania samochodów i ataków na zwykłych obywateli Stanów Zjednoczonych. To, z czym obecnie mamy do czynienia w USA, to marksizm w swej czystej postaci (pozbawiony tych wszystkich pięknych hasełek, w które się przebiera dla niepoznaki i prania ludziom mózgów) - to zło, które wypełzło ze swych nor i które niszczy nie tylko dorobek życia tysięcy ludzi, ale przede wszystkim podstawy naszej cywilizacji - czyli tego, o czym już wcześniej wielokrotnie pisałem. Spójrzmy teraz, gdyby zniknęło prawo, kultura, cały dorobek cywilizacji - do czego nawołują dziś marksiści - mielibyśmy "stan naturalny" i "dobrego dzikusa" w swej pierwotnej formie, czyli takiej, jaką obecnie można spotkać na ulicach wielu amerykańskich miast.

Józef Mackiewicz - człowiek który widział jak wygląda marksizm w samej swej naturze, powtarzał wielokrotnie - "Z komunistami się nie rozmawia, do komunistów się strzela!". I to jest jedyna prawda jaką należy sobie przyswoić, gdyż jakakolwiek próba wejścia w polemikę z tymi ludźmi skończy się tragicznie. To co dzieje się obecnie w USA to czyste zło, to czysty marksizm i mam nadzieję że wreszcie prezydent Donald Trump ostatecznie przywróci porządek w kraju i spacyfikuje wszelkie komunistyczne mendy (inaczej tego nazwać po prostu nie można), niszczące dorobek ludzi, którzy własną pracą zarabiają na życie (90% tych ataków skierowana jest przeciwko drobnym, często czarnoskórym przedsiębiorcom, bowiem wielkie koncerny stać na utrzymanie ochrony i odpowiednie zabezpieczenie własnych sklepów). A tutaj nie ma na co czekać, marksizm, który nie zostanie powstrzymany silnym ciosem pięści, zacznie się plenić jeszcze bardziej, powodując więcej cierpienia dla milionów zwykłych, spokojnych obywateli Stanów Zjednoczonych Ameryki (jak i w ogóle całego świata), którzy to wyczekują jakiegoś zdecydowanego działania ze strony prezydenta. A Trump ma taką możliwość bezpośredniego działania (wyprowadzenia na ulice Gwardii Narodowej lub nawet US Army), dają mu do tego prawo jeszcze przepisy z 1807 r. przyznane prezydentowi przez Kongres dla zapewnienia bezpieczeństwa w kraju (gdy ktoś jednak zapyta: chwila, chwila, to amerykańscy koloniści podnieśli bunt przeciwko Brytyjczykom, bo nie godzili się na drenaż ich portfeli przez Koronę, a potem nowy, amerykański rząd wprowadził ustawę, która uniemożliwia obywatelom podjęcie buntu przeciwko polityce rządu. Otóż wcale nie, w USA każdy ma prawo protestować, zakładać związki, organizacje i grupy wpływów, które mogą działać w imieniu danych grup lub społeczności i przekonywać senatorów oraz kongresmenów do swych racji. Wiele jest takich organizacji w USA, które w taki właśnie sposób działają, ale do tego trzeba się zjednoczyć w ramach jakiejś grupy, która niestety musi mieć poparcie również w sile kapitału. Natomiast wszelkie próby podważania ustroju, niszczenia miast i dobytku obywateli oraz wywoływania powstań i nawoływania do agresji i nienawiści - mają prawo i obowiązek spotkać się ze zdecydowaną reakcją ze strony rządu USA i samego prezydenta. Po to właśnie wprowadzono tę ustawę).

Ja oczekuję zdecydowanego działania Trumpa, nie może być bowiem tak, że bandy, które wypełzły ze swoich zatęchłych nor (często naćpane i pod wpływem alkoholu), demolują wszystko wokół niczym prawdziwe robactwo (rzeczywiście, takie myśli mogą się niestety nasuwać gdy tylko obejrzy się te wszystkie rozróby, które obecnie dzieją się w USA). Jestem też przekonany, że wielu z nich jest celowo zwożonych w pewne dzielnice, gdzie mają doprowadzić do zamętu i zniszczeń, tak aby w świat poszedł przekaz że USA płonie i pogłębia się w wewnętrznej anarchii, zaś prezydent Trump nie radzi sobie z zaistniałą sytuacją i potrafi tylko "grozić własnemu narodowi" (bo taki właśnie przekaz już jest powielany przez te wszystkie lewackie jaczejki). Walka z Donaldem Trumpem stała się życiowym mottem nie tylko polityków Partii Demokratycznej (i częściowo Republikańskiej), ale wręcz stanowi główny cel dla ludzi wchodzących w skład tzw.: "Głębokiego Państwa". Bowiem dotąd tak pięknie wszystko się układało od owego 2009 r. gdy prezydentem USA został Barak Obama. Zaraz też dokonał "resetu" z Moskwą (17 września - czego Obamie nie zapomnę), a w wyniku tego resetu doszło do skumulowanej pracy wywiadów, czego efektem była 10 kwietnia 2010 r. katastrofa samolotu prezydenta Rzeczpospolitej Polski pod Smoleńskiem. A potem już poszło z górki. W 2011 r. miała miejsce "Arabska Wiosna" (dokonana głównie rękami Francuzów i Włochów, ale przy bezpośrednim wsparciu innych wywiadów, w tym niemieckiego BND, izraelskiego Mosadu i oczywiście amerykańskiego CIA), która polegała na obaleniu dotychczasowych dyktatorów z muzułmańskich państw Północnej Afryki i Bliskiego Wschodu. Była ona zapowiedzią projektowanej już wówczas innej operacji o kryptonimie: "Zalew", która rozpoczęła się dopiero w 2015 r. otwarciem Europy dla muzułmańskich uchodźców z Lewantu i Bliskiego Wschodu, a której to symbolem stało się "zaproszenie" do Niemiec imigrantów przez Angelę Makrelę Merkel i danie zielonego światła dla polityki: "refugees willkommen". W 2013 r. przeprowadzono operację "wymiana papieża", aby łatwiej było zaakceptować imigrację, a przy konserwatywnym i zdroworozsądkowym papieżu Benedykcie XVI nie byłoby to możliwe w takiej formie. Wprowadzono więc pana Bergolio, jako pełniącego obowiązki papieża (za życia poprzedniego papieża, który co prawda został zmuszony do przejścia na emeryturę, ale przecież nie zrezygnował z pełnienia swej funkcji). Wszystko po kolei układało się więc wyśmienicie i choć w 2014 r. pojawiły się pierwsze rysy w owych globalnych planach stworzenia najprawdopodobniej jednego światowego rządu (doszło wówczas do zakończenia "resetu" z Rosją - gdyż interesy amerykańskie na Ukrainie były silne, a Rosja wkraczała do Syrii, czemu sprzeciwiali się Amerykanie - więc Moskwa zajęła Krym i rozpoczęła wojnę hybrydową na wschodniej Ukrainie), mimo to pierwotne plany nadal kontynuowano.




I stało się prawdziwe nieszczęście. W wyborach prezydenckich w USA w listopadzie 2016 r. zwyciężył niejaki Donald Trump (miliarder, który co prawda miewał wcześniej różne kontakty z politykami i przedstawicielami "Deep State", ale ogólnie był traktowany jako nuworysz i w żadnym wypadku nie był uważany za "swojego"), który pokonał kandydatkę globalistów, lady Clinton (pamiętam że wówczas do końca śledziłem wyniki wyborów w USA i ze względu na różnicę czasu położyłem się spać dopiero nad ranem, gdy już wiedziałem że Trump został wybrany na prezydenta). I wtedy się zaczęło: oskarżenia o kontakty z Rosją, o rosyjskie wpływy w Waszyngtonie (a służby kopały dogłębnie, a mimo to niczego nie udało im się wykopać, choć lewica do dziś powtarza bzdury o tym, że Trump jest sojusznikiem Putina i że został wybrany z jego pomocą. Natomiast należałoby pokopać po stronie Clintonów, bo tam jest rzeczywiście wiele wspólnych, niewyjaśnionych interesów zażyłości oraz wzajemnej "samopomocy" i to zarówno z Moskwą, jak i z Pekinem). Potem była próba obalenia prezydenta w trakcie trwania kadencji (impeachment), która również zakończyła się dla lewicy klęską. Wreszcie wybuchła "pandemia" koronawirusa i wówczas pojawiła się nadzieja, że ów wirus doprowadzi do upadku Trumpa, gdy USA nie poradzą sobie z rozprzestrzenianiem się zarazy (notabene, aby jeszcze bardziej podgrzać nastroje dr. Anthony Fauci zarządził wprowadzenie obowiązku noszenia maseczek w miejscach publicznych). Okazało się jednak, że pomimo tych wszystkich apokaliptycznych nawoływań (pamiętam jak pisano w lisowym portalu "naTemat" o pandemii w USA i Polsce - zawsze tylko źle, zaś o Niemczech jedynie dobrze lub neutralnie - i tylko idiota by się wówczas nie domyślił "gdzie są nóżki tej kaczuszki") Stany Zjednoczone poradziły sobie z "pandemią" i nie doszło z tego powodu do znacznego spadku poparcia dla Trumpa. Wszystko więc już wykorzystano, całą prawną i polityczną procedurę, mającą doprowadzić do impeachmentu i to się nie udało. Trump zwyciężył. Co więc im pozostało (tym, którzy pragną doprowadzić do uniemożliwienia Donaldowi Trumpowi startu w kolejnych wyborach, bowiem obawiają się że ponownie może je wygrać). Jedynie wariant uliczny i wyprowadzenie ludzi na ulice miast, którzy zaczną wszystko demolować, a potem spreparuje się narrację że Trump sobie nie radzi, że jest "obrzydliwym, białym, rasistą" i to on z pewnością wysłał Chauvina, by celowo udusił Floyda. Taka (mniej-więcej) byłaby narracja w lewicowych mediach typu CNN czy CNBC. Dlatego też uważam, że prezydent Trump powinien zdecydowanie odpowiedzieć na potęgujące się akty wandalizmu i spacyfikować całe to marksistowskie (naćpane i zapijaczone) bydło i pokazać wreszcie siłę Stanów Zjednoczonych Ameryki.




To bydło, zniszczyło również waszyngtoński pomnik Tadeusza Kościuszki, bohatera walk o Niepodległość Polski i USA, któremu za zwycięstwo w bitwie z Moskalami pod Dubienką w lipcu 1792 r., Francuzi przyznali honorowe obywatelstwo swego kraju, zaś w 1777 r. zwycięstwo w bitwie z Brytyjczykami pod Saratogą, odniesione zostało głównie dzięki doskonałym umocnieniom wzniesionym przez Kościuszkę, których Brytyjczycy nie byli w stanie sforsować. To Kościuszko zbudował umocnienia West Point. Za swoje zasługi, otrzymał on nadane przez Kongres obywatelstwo amerykańskie, stopień generała brygady armii amerykańskiej i ziemię (250 ha). Łącznie Tadeusz Kościuszko spędził w Ameryce osiem lat (od sierpnia 1776 r. do lipca 1784 r.), po czym (po krótkim pobycie we Francji) powrócił do kraju. Miał wówczas 38 lat i opuszczał Amerykę, przekonany o tym że jest możliwe prowadzenie zwycięskiej walki przez zaimprowizowaną armię i że wyszkolony i świadomy swych celów obywatel, jest również w stanie pokonać wyszkolonego żołnierza zawodowego. Swoje plany wojskowe zaczął wdrażać w życie w latach 1788-1792, a szczególnie podczas wojny z Moskwą. Co ciekawe, Kościuszko - choć miał problemy finansowe, to pieniądze które przyznał mu Kongres w 1798 r. (czyli 12 280 dolarów - wówczas była to olbrzymia suma), przeznaczył na... wyzwolenie i wykształcenie Murzynów (w swych listach do Jeffersona pisał, że pieniądze przeznacza na wykupienie takiej ilości czarnoskórych niewolników, aby potem starczyło jeszcze na ich wykształcenie i wychowanie), czyli był zwolennikiem równości ludności murzyńskiej i chciał aby się kształcili oraz budowali pomyślność swoich rodzin i swojego kraju (a nie - jak dziś - ulegali marksistowskiej ideologii i wszczynali rozróby, palili auta i okradali sklepy - gdyż nic innego widać nie potrafią). Taka właśnie hołota (głównie czarnoskóra, choć nie tylko bowiem sporo też jest białej hołoty spod znaku Antify) zniszczyła pomnik Tadeusza Kościuszki w Waszyngtonie.





W czasach zaborów o Tadeuszu Kościuszce krążył taki oto wiersz: "Co to za obraz wisi na ścianie? Rycerz z pałaszem w chłopskiej sukmanie, czworograniasta czapka na głowie, powiedz mi mamo, jak on się zowie? Zaraz ci powiem, moje serduszko - jest to nasz rodak sławny Kościuszko. Czy żyje jeszcze? Umarł od dawna, ale cześć jego jest taka sławna, że dziś w obrazach ozdabia ściany. Panom i kmieciom jest tak kochany, że żaden Polak dziś bez wzruszenia nie wypowie jego imienia. Jakie ma imię? On - Tadeusza, piękne imię nosiła ta dusza, a odważny był jak rzadko który, bił się za Polskę, tłukł wrogów z góry, aż sam spadł z konia krwią swą zalany. Oto wiesz teraz synu kochany. A jak się więcej o nim nie dowiesz... na dziś wystarczy, jutro ci powiem". Warto też tutaj odnotować, co o Kościuszce mówił wódz amerykańskiej Armii Południowej - gen. Nathaniel Greene, oto jego opinia: "Jednym z najbardziej użytecznych moich towarzyszy broni był pułkownik Kościuszko. Nic nie było w stanie przewyższyć jego zapału do służby publicznej ani też nic nie mogło być użyteczniejsze nad jego uwagę, czujność i pilność w prowadzeniu różnych przedsięwzięć, których dostarczała nasza mała, ale ruchliwa wojaczka. Skierowany do jakiego­kolwiek rodzaju służby był on zawsze chętnym i zdolnym pomocnikiem w wykonywaniu moich zamiarów. Słowem ­jednym z tych, których ani przyjemność nie może uwieść ani praca znużyć, ani niebezpieczeństwo odstraszyć. Co zaś go ponadto wielce wyróżniało, to niezrównana skromność i zu­pełna nieświadomość, że dokonał czegoś niezwykłego. Nigdy nie występował z roszczeniami lub pretensjami dotyczącymi jego osoby, a nigdy nie pominął sposobności wyróżnienia i polecenia zasług innych. Ten zdolny i dzielny żołnierz opuścił nas teraz, udając się na północ w zamiarze niezłom­nego powrotu do swej własnej ojczyzny, gdzie niezawodnie wkrótce się wyróżni". 






 

PS: Ostatnio pojawił się taki trend, aby biali przepraszali (klękali, całowali buty) czarnoskórych za to że są biali. Ja nie będę nawet tego komentować, bowiem już na samą myśl o takim upokorzeniu robi mi się niedobrze. I jednocześnie coraz częściej sądzę że dużo prawdy jest w tym zabawnym monologu z "Chłopaki nie płaczą", gdy gangster Fred (grany przez Cezarego Pazurę), tłumaczy Bolcowi (Michał Milowicz) skąd się wzięli Murzyni w USA. Przytoczę może ten fragment, bowiem jest wyjątkowo "na czasie": "Wiesz skąd przyjechali czarni do Ameryki? Handlarze niewolników przywieźli ich z Afryki. A myślisz że to taka prosta sprawa wysiąść na plaży w Afryce, złapać w siatkę zwinnego, silnego Murzyna i wywieźć go za Ocean? Jasne że nie! Udało im się to, ponieważ wywozili tylko takich, co albo nie potrafili spierdolić przed siatką, albo byli największymi głąbami w plemieniu i wódz sprzedawał ich za paczkę fajek bo i tak nie miałby z nich pożytku. I ci wszyscy nieudacznicy pojechali do Ameryki, pożenili się, porobili dzieci. Świat poszedł do przodu, pojawiły się komputery, amfetamina, samoloty, ale co z tego, jeżeli ich serca pompują tę samą krew, są potomkami człowieka, który na własnym podwórku dał się złapać w siatkę". I tyle w temacie.




 
PS2: Ostatnio nastąpiła zmiana na stanowisku ambasadora Niemiec w Polsce i pana Rolfa Wilhelma Nikela ma zastąpić pan Arndt Freytag von Loringhofen. To bardzo ciekawa postać - wiceszef BND i były zastępca sekretarza generalnego NATO. Ale ciekawsze jest to, kim był jego tatuś. Otóż Bern Freiherr Freytag von Loringhofen - bo tak właśnie nazywał się tatuś nowego ambasadora Niemiec, należał do grona wysokich oficerów Wehrmachtu i praktycznie do końca, do 29 kwietnia 1945 r. przebywał wraz z Hitlerem w jego berlińskim bunkrze. Otrzymał też Krzyż Żelazny za kampanię w Polsce w 1939 r. i za Bitwę pod Stalingradem (1942/43). Tak się zastanawiam - jak należałoby przywitać nowego pana ambasadora - który ma przejąć pieczę nad rodzimą partią volksdeutschów pruską? Może tak, jak to zostało pokazane w tym filmiku w sztuce "19 Południk" 😉. 




    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz