Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 9 czerwca 2020

MARKIZA de POMPADOUR - CZY DOPROWADZIŁA FRANCJĘ NA SKRAJ UPADKU? - Cz. V

CZY KRÓLEWSKA FAWORYTA

LUDWIKA XV, WYWOŁAŁA EFEKT

"ŚNIEŻNEJ KULI" KTÓRY POGRĄŻYŁ

FRANCJĘ W ODMĘTACH REWOLUCJI?







 "CUDOWNE LATA"

UMIŁOWANEGO WŁADCY

1730-1743

Cz. IV



 "KRÓLOWA JEST NAJPIĘKNIEJSZA"

LUDWIK XV O SWEJ MAŁŻONCE - MARII LESZCZYŃSKIEJ






DWÓR
(1730-1733)


 Lata 1730-1733 upływały królewskiej parze w gronie małżeńskiego i rodzinnego szczęścia. Król wciąż nie mógł się nacieszyć swą starszą o sześć lat żoną i praktycznie nie opuszczał jej sypialni. Ludwik XV i Maria Leszczyńska byli kochankami, którzy wzajemnie ze sobą stracili dziewictwo. Co do Marii to oczywiście była to naturalna postawa dla dam w tamtym czasie, jako że królowie w żadnym razie nie poślubiliby kobiety, która była już "naruszona", więc utrzymanie dziewictwa, stanowiło podstawę dobrego (również finansowo i politycznie) wyjścia za mąż. Natomiast wymogi epoki odnośnie mężczyzn były zupełnie inne i wręcz zalecano kilkunastoletnim chłopcom (szczególnie tym z królewskich i arystokratycznych rodów), by jak najczęściej używali sobie z niewiastami. Dlatego też tak bardzo obawiano się o Ludwika XV w młodości, gdyż - jak pisał Mathieu Marais: "Damy się za nim uganiają, lecz on ani ich nie lubi, ani też na nie spojrzeć nie raczy" i wielce żalono się że młody król woli przebywać jedynie w męskim towarzystwie i zupełnie nie dostrzega płci pięknej. Chantal Thomas pisał zaś o "obrzydliwych świntuchach" pokroju książąt d'Epernon, de Gesvres, d'Alincourta, de Boufflersa czy markiza de Meuse i markiza Rambure, którzy: "Najczęściej już żonaci, w wieku mniej więcej dwudziestu lat, skorzy do zabawy, uważają zakazane karesy (...) za znacznie bardziej ekscytujące (...) aniżeli małżeńskie zbliżenie", innymi słowy ci libertyni uczyli króla jak się samemu zaspokajać, bez potrzeby zbliżenia z kobietą i bez obaw iż zajdzie się z nią w ciążę. Król zdaje się że chyba polubił te "zabawy" i od czasu gdy miał pierwszy wytrysk (luty 1721 r.) nazwał tę przypadłość "królewską chorobą" (bowiem gdy miał pierwszą ejakulację, to myślał że jest chory i poczuł się dziwnie, jak pisał Marais: "Król odczuł przyjemny ból, którego nigdy wcześniej nie zdarzyło mu się przeżyć"). Dlatego też na siłę starano się króla szybko ożenić i jednocześnie podstawiać mu damy, które miały "uczynić z niego mężczyznę".

"Damy są zawsze w gotowości najwyższej i nie można też rzec, że król gotowym nie jest" - jak pisał marszałek de Villars i gdy ostatecznie postanowiono rozdziewiczyć króla, zorganizowano wielki zjazd dworu na zamek Chantilly (lipiec 1724 r.), na który (niczym w bajce) zaproszono również siedemnaście wyjątkowo urodziwych, młodych panien, wywodzących się oczywiście z możnych francuskich rodów. Osobiście dobierała je madame de La Vrilliere (kochanka regenta Francji - Filipa II Orleańskiego), która również weszła w skład owego fraucymeru i jako pierwsza zaprezentowała się młodemu Ludwikowi. Nic to jednak nie dało, a król co prawda powitał panią de La Vrilliere, ale na tym się skończyło i powabna madame straciła okazję by zamienić sypialnię regenta na królewskie łoże w Wersalu. Pozostałe szesnaście dam również nic nie wskórało, król nie miał ochoty na towarzystwo pań i szybko się przy nich nudził (notabene podobnie czuła się w otoczeniu swych dam dworu królowa Szwecji - Krystyna Wazówna, panująca w latach 1632-1654. Uważała ona, że nie ma bardziej żałosnego stworzenia jak... kobieta i wolała przebywać jedynie w męskim towarzystwie, czyniąc sobie żarty z dam dworu i ich fryzur oraz toalet. Zresztą ubierała się tylko w męskie stroje i nie znosiła kobiecych sukien. Co ciekawe, po zrzeczeniu się tronu w 1654 r. i opuszczeniu kraju, wdała się w lesbijski romans, a następnie uwiodła pewnego biskupa w którym się zakochała). Wkrótce potem król opuścił Chantilly i powrócił do Wersalu, a lud Paryża miał z tego niezły ubaw i zaczęły nawet powstawać zabawne pamflety na ten temat, takie jak choćby ten: "Margot, ta co na rożnie mięso piecze do swego przyjaciela zwraca się w te słowa: Cóż oni tam robią z tymi wywłokami, co to je do Chantilly teraz prowadzą? Jakże to, czy dla prawiczka jednego aby na pewno potrzebny cały ten tłum kurewek aż siedemnastu?", albo ten: "Z siedemnastu zdzir, za którymi się uganiał, choć każda w rui wielkiej była (...) to, by z młodzieńca dobrego uczynić jeźdźca (...) wystarczyłaby mu jedna młoda szkapa".




Prawdziwą przyjemność erotyczną młody król poznał jednak dopiero w łożu ze swą małżonką Marią z Leszczyńskich i tak mu się to spodobało, że praktycznie nie opuszczał jej alkowy przez... siedem następnych lat, a królowa wciąż tylko zachodziła w kolejne ciąże. Król nie widział i nie chciał widzieć innych kobiet prócz królowej i gdy sugerowano mu iż jakaś dama odznacza się wyjątkową urodą, ten, nie spoglądając nawet na ową piękność, odpowiadał: "Królowa jest najpiękniejsza". Ludwikowi tak bardzo spodobało się małżeńskie łoże, że bardzo przeżywał okresy, gdy nie mógł zbliżyć się do królowej (podczas ciąży lekarze odradzali zbliżenia - trzy miesiące przed porodem i trzy miesiące po porodzie, czyli pół roku absencji, podczas której król dochowywał wierności swej małżonce pomimo ochoty na zbliżenie). Pewien problem stanowiły kolejne ciąże królowej Marii, gdyż praktycznie co roku rodziła ona nowe dziecko (a jej płodność zaczęła wręcz budzić przerażenie na francuskim dworze, tym bardziej że rodziła prawie wyłącznie córki), ale król cierpliwie czekał, gdy znów będzie mógł odwiedzić małżonkę w jej alkowie. Pierwsze dzieci królewskiej pary (bliźniaczki Ludwika i Henrietta), urodziły się w sierpniu 1727 r. Pierwszy syn (i czwarte dziecko) przyszedł na świat we wrześniu 1729 r., zaś drugi syn urodził się w sierpniu 1730 r. I tak król w wieku dwudziestu lat (a królowa dwudziestu siedmiu) był już ojcem pięciorga dzieci, a to wcale nie był koniec, choć w kolejnych latach (do 1737 r.) na świat przychodziły same córki, co wreszcie zaczęło irytować monarchę. Gdy zaś w kwietniu 1733 r. zmarł w wieku dwóch i pół roku młodszy synek królewskiej pary - Filip, jedynym następcą pozostał już tylko starszy Ludwik, a przecież nie można było opierać przyszłości dynastii na jednym dziecku, tym bardziej że nie było pewności czy też nie podzieli losu brata. Stąd król (nawet wówczas gdy już w 1733 r. wdał się w pierwszy pozamałżeński romans) wciąż odwiedzał sypialnię swej małżonki - by dała Francji kolejnego księcia i ewentualnego następcę tronu). Gdy zaś królowa zaczęła czynić małżonkowi wyrzuty, że przychodzi do niej po wyjściu z łoża kochanki i zagroziła że jeśli raz jeszcze tak uczyni, nie wpuści go więcej do swej sypialni, król - słysząc to - odrzekł: "Dobrze więc, więcej Pani, już nie odwiedzę twej sypialni" i słowa dotrzymał ku rozpaczy królowej, więcej już jej nie odwiedził (miało to miejsce w 1737 r.).

"Kobiety nie są stworzone do biegania, uciekają po to, by je schwytać" - jak pisał Rousseau. Cała fizjonomia kobiet nie służy zarówno ich fizycznej sprawności, jak i umysłowej dojrzałości, a kobieta pozostaje na poziomie rozwoju kilkunastoletniego chłopca - jak wówczas uważano. Nie powinno więc dziwić że król nie tylko stracił cierpliwość do królowej - która rodziła mu same córki (choć to mężczyzna, a nie kobieta odpowiada za płeć dziecka) - ale również przestała mu się podobać jako kobieta. Po kolejnych ciążach miała coraz mniej ochoty do upiększania własnej toalety, a ponieważ była też dość łakoma (lubiła słodycze) więc szybko przybrała na wadze, co jeszcze bardziej odrzucało króla od wizyt w jej sypialni. W każdym razie, w okresie od września 1725 r. do połowy 1733 r. król dotrzymywał wierności królowej Marii i starał się regularnie odwiedzać jej sypialnie (praktycznie codziennie, wyłączając okresy, gdy królowa była w ciąży). Jednak z czasem przestało mu odpowiadać rodzinne życie i zaczął szukać innych wrażeń. Ludwik starał się jednak być dobrym ojcem dla swoich dzieci, zapraszał je do swych pokoi, gdzie pozwalał im bawić się tak, jak chciały lub pijał z nimi kawę. Dzieci oczywiście większość czasu spędzały w otoczeniu mamek i niań, a z matką - a szczególnie ojcem - widywały się od czasu do czasu. Najwięcej i najbardziej król dbał jednak o synów (a po śmierci młodszego Filipa w kwietniu 1733 r. już tylko o Ludwika). Oni byli przyszłością dynastii i każda ich choroba natychmiast powodowała powszechną panikę na dworze, związaną z obawą o przyszłość państwa (jak wówczas gdy młody książę Ludwik zapadł na ospę - cały dwór się dosłownie wyludnił, a kościoły zapełniły się arystokratami i ludem - modlącymi się o szybkie wyzdrowienie następcy tronu). W każdym razie, przez pierwszy okres małżeńskiego pożycia, para królewska tworzyła niezwykle zgodną  i kochającą się rodzinę.  






POLITYKA WEWNĘTRZNA
(1730-1733)


"Francję kurowało trzech lekarzy w kardynalskiej purpurze. Pierwszy (Richelieu) puścił jej krew, drugi (Mazarin) dał na przeczyszczenie, a trzeci (Fleury) przepisał dietę" - taki oto wierszyk krążył po Francji w latach rządów kardynała de Fleury, pokazujący niezwykłą oszczędność, skrupulatność i konsekwencję owych "trzech lekarzy" - którzy doprowadzili do wielkiego rozwoju gospodarczego Francji. Kardynał Andre Hercule de Fleury - który w 1726 r. objął funkcję pierwszego królewskiego ministra - był już wówczas starcem, miał bowiem 74 lata i wszyscy sądzili że to będą krótkie rządy. Jednak ów kardynał piastował swój urząd przez kolejne... szesnaście lat i w tym czasie doprowadził Francję na powrót ku wielkości sprzed wojny o sukcesję hiszpańską (1701 -1714), jak i wcześniejszych wojen Ludwika XIV. Fleury urodził się w czerwcu 1653 r. jako syn ubogiego poborcy podatków z Langwedocji, i dorastał w epoce wielkości Francji z czasów "Króla-Słońce" Ludwika XIV. Ojciec przeznaczył go do roli duchownego, gdyż jedynie Kościół dawał gwarancję bezpłatnej edukacji młodzieży męskiej, a jednocześnie zapewniał karierę polityczną w przyszłości nawet dzieciom z najbiedniejszych rodzin. Święcenia kapłańskie przyjął Fleury w 1674 r. i wkrótce potem został spowiednikiem dworu królowej Francji - Marii Teresy (małżonki Ludwika XIV). Cichy, spokojny, pobożny ksiądz, niczym nie wyróżniał się z tłumu dworaków Wersalu, dlatego też królowa bardzo często lubiła mu się spowiadać i wylewała przy nim swe troski w temacie kolejnych nałożnic męża. W 1699 r. Fleury otrzymał biskupstwo Frejus (i potem mawiał że został biskupem "z niełaski Bożej"). W 1714 r. stary król ściągnął go z powrotem do Wersalu i powierzył opiekunem swego prawnuka - czteroletniego księcia Ludwika. Gdy Ludwik XIV zakończył żywot, a wnuk jego wstąpił na tron jako Ludwik XV we wrześniu 1715 r., kardynał Fleury pozostawał przy jego boku podczas rządów regenta - Filipa Orleańskiego i jego kamaryli (np. madame de Prie - która będąc kochanką księcia Burbona-Kondeusza, nosiła się na dworze niczym królowa). Po zakończeniu regencji (luty 1723 r.) i śmierci Filipa Orleańskiego (grudzień 1723 r.), rządy i opiekę nad królem przejął książę Ludwik Henryk de Burbon-Conde, a madame de Prie stała się swoistą "pierwszą damą Francji".

Gdy zaś od 1725 r. postanowiono na siłę ożenić króla z jedną z wybranych europejskich księżniczek (chodziło o to, aby szybko spłodził potomka, gdyż spodziewano się że młody król może zachorować i umrzeć bezdzietnie, co doprowadziłoby do powszechnego kryzysu, a nawet wojny sukcesyjnej z Hiszpanią - jako że król Filip V był synem Ludwika XIV i ewentualnym pretendentem do tronu Francji w przypadku bezdzietnej śmierci króla Ludwika XV. Co prawda pretensję rościli sobie "Orleańczycy" - grupa skupiona wokół syna zmarłego regenta - ale był on powszechnie uważany za nieco szalonego dewota i nikt nie chciał jego rządów. Dlatego właśnie tak ważne było spłodzenie męskiego potomka - Delfina Francji). Ostatecznie wybór padł na mademoiselle de Vermandois (siostrę księcia Kondeusza) - przebywającą w klasztorze. To ona właśnie miała stać się nową królową Francji, ale pech chciał że wtrąciła się w tę sprawę madame de Prie. Przybyła ona w przebraniu do zakonu, w którym przebywała niedoszła królowa i przyniosła jej dobrą wiadomość, iż została wybrana na żonę dla króla. Madame de Prie oczywiście nie wyjawiła dziewczynie swej tożsamości, a ta, nie wiedząc z kim rozmawia, powiedziała kilka ostrych słów pod adresem kochanki księcia Burbona-Kondeusza (nazwała ją m.in.: "paskudną kreaturą") i to ostatecznie pogrzebało jej szanse na królewską koronę. Żegnając się z mademoiselle de Vermandois, madame de Prie rzekła: "Za to co powiedziałaś, królową nigdy nie zostaniesz!" Zaraz też powiadomiła księcia Burbon-Conde o zachowaniu jego siostry i dodała iż jest butna, pewna siebie i nie nadaje się na przyszłą żonę dla młodego króla. Przerażony opinią swej kochanki, Ludwik książę Burbon-Conde skreślił mademoiselle z listy kandydatek na żonę dla Ludwika XV. Kolejną kandydatką Burbona i madame de Prie była właśnie zubożała polska szlachcianka, której ojciec (Stanisław Leszczyński) przez krótki czas (1704-1709) panował jako król Rzeczpospolitej, ale korony skutecznie pozbawił go wcześniejszy władca, elektor Saksonii - Fryderyk August I (panujący w Rzeczpospolitej w latach 1697-1706 i 1709-1733, jako August II Mocny). Wybór księcia Kondeusza nie spotkał się z aprobatą na dworze, gdyż podkreślano iż taki ślub byłby swoistym mezaliansem (Maria była zubożałą szlachcianką, nie należała nawet do arystokracji), a poza tym pytano: "Polacy to Gaskończycy Północy i do tego bardzo republikańscy. Cóż możemy mieć wspólnego z ludźmi tego pokroju?", inni zaś dodawali: "Leszczyńska - cóż za straszliwe nazwisko dla królowej Francji". Mimo to madame de Prie (z nienawiści do mademoiselle Vermandois) ostatecznie doprowadziła do małżeństwa króla z Marią Leszczyńską.

W 1726 r. wpływy księcia Burbon-Conde (i madame de Prie) ostatecznie się kończą, a kardynał Fleury zdobywa niepodzielną władzę w kraju. Od razu dochodzi też do "czystki" pałacowej i wyczyszczenia aparatu finansowo-skarbowego z ludzi skompromitowanych nadużyciami (np. wygnania braci Paris) i reorganizacji systemu podatkowego, tak iż w przeciągu kilku lat znacznie zmniejszono deficyt budżetowy (co nawet zdążył odnotować w swej broszurze z 1729 r., pt. "Handel i żegluga Wielkiej Brytanii" - Jozue Gee, który pisał tam: "Starania ministrów francuskich o rozwój manufaktur i zużytkowanie wszystkiego dla dobra kraju są godne podziwu. (...) Wiele zaleceń rządu francuskiego mogłoby nam służyć za wzór"). Kardynał Andre de Fleury zalecił Francji przymusową oszczędność i sam dawał tego przykłady, żyjąc nad pozór skromnie (mówi się że Fleury nie potrzebował ni pieniędzy, ni wygód ni wszelkich uroków dobrobytu i mógł się bez nich obejść. Miał tylko jedną namiętność, której się poświęcił i którą kochał - władzę). W 1726 r. Fleury ustabilizował wartość monety (24 liwry za 1 ludwika, 6 liwrów za 1 talara), podporządkował sobie związki finansistów - narzucając im umowę ryczałtową (1726 r.) i tym samym zapewniając państwu dodatkowe fundusze. Znacznie obniżył (a następnie zlikwidował) dziesięcinę - czyli pieniądze które płacił Kościół (po 1733 r. musiał ją jednak przywrócić ze względu na wydatki związane z toczącą się wojną). Wprowadził też koncesje pod działalność ekonomiczną (były one co prawda bardzo uciążliwe, ale dawały państwu dodatkowe środki finansowe). Owe reformy (niekiedy drastyczne, wprowadzane nakazami, jak np. by chłopi tylko w jednym, określonym dniu w tygodniu strzygli swoje owce, a pozostałe spędzali na pracy na roli), doprowadziły już w 1730 r. do ożywienia koniunktury, która stała się zaczątkiem francuskiego dobrobytu pierwszych dekad panowania Ludwika XV - zwanego przez to "Umiłowanym".




Fleury i minister finansów - Fillibert Orry - wprowadzili także politykę ceł protekcyjnych (swoją drogą wszelkie bogactwo państw i imperiów, zawsze brało się z promowania własnego handlu, kosztem obcej konkurencji i tylko tak można doprowadzić do realnego rozwoju gospodarczego kraju. Tak postępowali np. Colbert, Fryderyk II Wielki, a nawet Adolf Hitler - który, co by o nim złego nie mówić, w krótkim czasie za pomocą ceł protekcyjnych, doprowadził Niemcy do gospodarczego rozkwitu - to należy uczciwie przyznać i wystarczy spojrzeć na statystyki z 1933 i 1938 r. jak bardzo przez te pięć lat zmieniły się Niemcy. Co prawda potem Hitler wywołał wojnę i doprowadził do klęski własnego państwa, ale... co Niemcy przez podbój Europy dodatkowo nakradli to ich - prawda?! Kto ich bowiem z tego potem rozliczał?), chroniąc własny rynek, kosztem importu z zagranicy. Bardzo szybko ponownie zaczęły rozwijać się portowe miasta, takie jak: Bordeaux, Marsylia, Hawr, Nantes, Rouen, Saint-Malo czy Bajonna. Perłami we francuskiej Koronie były również zamorskie wyspy, takie jak Martynika, Gwadelupa, Haiti - gdzie uprawiano wielkie plantacje trzciny cukrowej, kakao, kawy, indyga czy bawełny. Dzięki temu rosło też zapotrzebowanie na czarnych niewolników, które nieustannie dostarczano na francuskie Antyle z portów Pontanu (zachodnia Afryka). W 1727 r. wprowadzono nakaz, aby mieszkańcy francuskich kolonii robili zakupy jedynie w ojczyźnie i jej tylko sprzedawali swoje produkty, dzięki czemu dochody z zamorskich prowincji dodatkowo zasiliły królewski skarb, a cukier z Antyli stał się dobrem narodowym i przynosił Francji więcej dochodów, niż południowoamerykańskie złoto Hiszpanii. Postępował też rozwój innych kolonii, jak Luizjana i Nowa Francja w Ameryce (które niestety były od siebie odcięte pasmem Wielkich Jezior - zresztą, nie przepadały też za sobą), choć w przeciwieństwie do kolonii angielskich z Wirginii, Karoliny, Georgii czy Nowej Anglii - do kolonii francuskich prawie całkowicie ustał import kolonistów z Francji i tamtejsza francuska ludność, musiała jedynie polegać na płodności swoich kobiet, co jednak nie wyrównywało poziomu zaludnienia. Brytyjczycy, odcięci w swych koloniach pasmem wysokich gór Appalachów - zaczęli napływać do Nowego Świata z Wielkiej Brytanii i tam się osiedlać, Francuzi nie mieli tyle szczęścia (ostatni koloniści przybyli do Nowej Francji jeszcze w czasach Colberta, czyli w latach 80-tych XVII wieku, zaś w latach 90-tych wysłano tam też pochwycone francuskie prostytutki) więc byli na pozycji przegranej i w konsekwencji nie mieli większych szans utrzymać Ameryki pod berłem "Arcychrześcijańskiego króla" - jak mawiano o francuskich monarchach.

W latach 20-tych i 30-tych XVIII wieku, rozgorzały jeszcze we Francji spory na tle religijnym. Szczególnie żywy był spór jansenistów - gallikanów i jezuitów, i o ile te dwa ostatnie grupy były wspierane przez państwo, o tyle janseniści byli uważani za niebezpieczną sektę, która rosła we Francji od lat 40-tych XVII wieku, za sprawą swego twórcy - biskupa Korneliusza Jansena. Centrum zaś tego religijnego ruchu stał się Port Royal, a raczej tamtejszy augustiański klasztor. Janseniści zmierzali w stronę protestantyzmu, twierdząc że człowiek ma z góry przewidziane zbawienie lub potępienie i ani dobre uczynki, ani modlitwy nic nie zmienią bo wszystko już jest zapisane w Niebie. Ponieważ zaś cały człowieczy ród jest słaby i zdolny bardziej do czynienia zła niż dobra i skoro człowiek nie wie jaki czeka go los po śmierci, przeto cała ludzka społeczność powinna się wspierać, kochać i sobie wzajemnie pomagać. Janseniści całkowicie odrzucali koncepcję Wolnej Woli człowieka i nawet jeśli część ich postulatów była słuszna (to że coś jest "zapisane" w Niebie, nie znaczy wcale że człowiek nie decyduje o własnym losie - Wolna Wola wcale nie wyklucza Przeznaczenia - kiedyś już o tym pisałem) to jednak odbierali istocie ludzkiej prawo decyzyjności, które - nie oszukujmy się - jest elementem naszego duchowego rozwoju. Jeśli to, co człowiek uczyni nie ma większego znaczenia, to automatycznie życie traci większy sens i można sobie folgować do woli, bo być może po śmierci za dobre uczynki również czeka nas potępienie. W każdym razie ruch ten znajdował wielu wyznawców i zwolenników, czym naraził się hierarchii kościelnej (szczególnie jezuitom). Port Royal został zajęty z polecenia króla w 1712 r. i przestał stanowić centrum francuskiego jansenizmu, a ruch ten nastepnie się rozproszył. W 1713 r. papież Klemens XI, wydał bullę "Unigenitus" w której oficjalnie potępił jansenizm i zapowiadał srogie kary dla wyznawców tego religijnego nurtu. We Francji jednak - ze względu na śmierć Ludwika XIV - bulla ta nie została zatwierdzona aż do kwietnia 1730 r., gdy uczynił to z namowy kardynała Fleury - dopiero król Ludwik XV.

Jednak zakaz praktykowania jansenizmu niewiele zmienił, a doprowadził tylko do przeniesienia sporów religijnych na poziom Parlamentu Paryża. Zaczęły więc powstawać żywiołowe apelacje do króla a "konstytucjoniści" zmagali się z "apelantami". Wrzenie religijne ogarniało cały kraj i nawet siostry zakonne zaczęły protestować przeciwko wszechwładzy papieża i biskupów. Król mocno wspierał gallikanizm (ruch religijny, zmierzający do zwiększenia uprawnień króla w kwestii francuskiego Kościoła), a także jezuitów i gdy "apelanci" w 1731 r. wyjechali z Paryża, aby uzyskać audiencję u króla - spotkało ich spore rozczarowanie. Najpierw przybyli oni do Wersalu, ale tam okazało się że król właśnie wyjechał do Marly - gdzie urządził polowanie połączone z dworskim festynem. Zatem kilka karoc z 50 politykami Parlamentu Paryża, skierowało się do Marly, aby uzyskać wreszcie królewskie posłuchanie. Niestety, nikt nie chciał ich przyjąć i wreszcie jeden z ministrów oznajmił im, że król nie ma ochoty ich widzieć i nie ma im też nic do powiedzenia, zatem mają natychmiast powrócić do Paryża. Wkrótce potem jednak wysłano kolejną delegację do Wersalu, która wreszcie uzyskała audiencję, ale nie trwała ona długo. Król się pojawił i po pierwszych słowach delegata, przerwał mu, powiedział że nie podoba mu się jego postawa i zakończył audiencję wychodząc z sali. Trzecia delegacja przybyła już w czerwcu 1732 r. Król ponownie się pojawił, ale stwierdził że nie ma nic do powiedzenia i kazał swoje stanowisko przedstawić kanclerzowi - który rzekł, że wszelkie próby podważania królewskich poleceń, spotkają się ze zdecydowaną odpowiedzią monarchy i będą traktowane jako próba rebelii. A rebeliantów skazuje się np. na wygnanie lub nawet  na galery. Król dodał jeszcze: "Niech mnie Panowie nie zmuszają, bym musiał dać wam odczuć, iż jestem waszym zwierzchnikiem". Tak właśnie zakończyła się trzecia delegacja jansenistycznych "apelantów" w Wersalu. Królewska odpowiedź, doprowadziła jednak do zaostrzenia stanowiska Parlamentu Paryża, a król - gdy się o tym dowiedział - kazał wysłać wojsko, które aresztowało najbardziej opornych członków Parlamentu i nakazało im udać się na wygnanie do Angouleme i Soissons. Ostatecznie w grudniu 1732 r. - za namową kardynała Fleury - król przebaczył buntownikom i pozwolił im na powrót do Paryża, jednocześnie kardynał przymusił Parlament, aby zachował milczenie w kwestiach wiary - dzięki temu na prawie dwadzieścia lat załagodzono we Francji konflikty religijne.                      


 

   

POLITYKA ZAGRANICZNA
(1730-1733)


W grudniu 1716 r. Francja zawarła w Hadze traktat sojuszniczy z Wielką Brytanią, który przez kolejne piętnaście lat był probierzem nowego układu sił w Europie Zachodniej. Do tego traktatu w styczniu 1717 r. przystąpiła też Holandia, zaś w 1718 r. dołączyła jeszcze Austria. Ten sojusz był wytchnieniem dla Europy Zachodniej, gdyż w latach 1689-1714, przez dwadzieścia pięć lat (prócz krótkiego, czteroletniego okresu pokoju 1697-1701) toczyła się permanentna wojna o wpływy, która strasznie osłabiła wiele państw, w tym również Francję. Tak więc, główne mocarstwa Zachodu (Hiszpania przyłączyła się do układu w 1720 r.), zawiązały ze sobą wzajemny sojusz polityczny, który jednak był nietrwały i nie miał większej przyszłości (tym bardziej że zarówno we Francji jak i w Wielkiej Brytanii odzywały się głosy przeciwko sojuszowi) i w latach 1725-1729 przeżywał on swój pierwszy poważny kryzys. Jednak tacy - następujący po sobie przywódcy w obu krajach - jak: Stanhope i kardynał Dubois, Townshend i Burbon-Conde czy Walpole i kardynał Fleury, mimo wszystko utrzymali ten sojusz. W 1729 r. zawarto traktat sewilski, który łączył Francję, Hiszpanię, Wielką Brytanię i Holandię (nazywaną już wówczas "szalupą przymocowaną do brytyjskiego okrętu"), który spowodował poważne rozbicie. Odpadła Austria, a w 1731 r. Wielka Brytania zawarła z Wiedniem dodatkowy traktat, który okazał się deską do trumny dla sojuszu z Francją i Hiszpanią i spowodował że realnie w 1731 r. sojusz brytyjsko-francuski przestał istnieć (Francuzi uważali Habsburgów za swych odwiecznych wrogów, ale w latach 50-tych XVIII wieku nastąpi "odwrócenie przymierzy" i Habsburgowie przestaną już być konkurantami numer jeden, a miejsce to zajmie teraz Wielka Brytania). Na przeszkodzie w nawiązaniu ponownych stosunków z Londynem i Wiedniem, stanęła teraz sprawa "Sankcji Pragmatycznej" cesarza Karola VI. Wydana w 1713 r. Sankcja mówiła o niepodzielności imperium Habsburgów w Europie i o tym że kobiety (w przypadku braku męskich nastepców) również mają prawo do dziedzictwa tronu. 

Sankcja została w latach 1731-1732 przyjęta przez wszystkie kraje Europy, z wyjątkiem... Francji. Opór Francji spowodowany był kwestią Lotaryngii, którą zamierzano włączyć w skład Korony francuskiej, a która wciąż uważana była za składową część Rzeszy Niemieckiej i Cesarstwa. Sprawa jednak szybko się rozwiązała, gdyż w 1 lutego 1733 r. zmarł w Dreźnie król Rzeczpospolitej i elektor Saksonii - August II zwany Mocnym (nazywano go tak ze względu na nadludzką siłę, gdy lubił się popisywać swymi umiejętnościami i sam jeden przestawiał ogromne armaty z miejsca na miejsce, wyginał podkowy i łamał w rękach stalowe pręty), a pretensje do polskiego tronu zaczął wysuwać syn Mocnego - Fryderyk August II (który miał poparcie dworu wiedeńskiego). Wtedy też objawił się (z poparciem Francji) inny kandydat - Stanisław Leszczyński - były polski król, a obecnie ojciec królowej Francji i teść Ludwika XV. Kardynał Fleury postanowił wykorzystać tę kartę w zmaganiach politycznych o hegemonię w Europie i tak właśnie rozpoczęła się w 1733 r. wojna, zwana powszechnie "Wojną o sukcesję polską". 



KRÓL POLSKI I ELEKTOR SAKSONII - AUGUST II MOCNY ORAZ KRÓL SZWECJI - KAROL XII
W FILMIE "HRABINA COSEL" Z 1968 r.






CDN. 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz