Łączna liczba wyświetleń

piątek, 26 czerwca 2020

MEMORIAM - Cz. XVII

WEDŁUG PRZEKONANIA OGÓŁU!






UMIŁOWANY POKÓJ

I ZŁUDNE NADZIEJE

SIEDEMDZIESIĄTYCH LAT

Cz. II 




GODNY NASTĘPCA WIRIATUSA






 Stłumienie rebelii Marka Emiliusza Lepidusa (77 r. p.n.e.), przyniosło Italii kilka lat wytchnienia od ciągłych bratobójczych wojen, toczonych w niedalekiej odległości od Rzymu. Jednak nie można było mówić ani o nadziejach na trwały pokój, ani o ostatecznym rozwiązaniu - narosłych przez lata - politycznych konfliktów. Wzajemna nienawiść ogarnęła ludzkie serca i umysły, zbyt wiele bowiem nagromadziło się nieprawości, zbyt wiele nieszczęść spadło na obywateli i zbyt wiele łez wylano, aby owa zgoda mogła nastąpić. Potomkowie proskrybowanych w wyniku politycznych rozrachunków Sulli, chcieli przynajmniej odzyskać prawa obywatelskie - co w dalszej konsekwencji dałoby im sposobność do ubiegania się o zwrot zagrabionego ich ojcom mienia, a na to nie wyrażali zgody ci, którzy dzięki polityce dyktatora Sulli - owe mienie nabyli za bezcen i stali się teraz jego nowymi właścicielami. Obdarowanie przez Sullę swoich stronników majętnościami należącymi do pokonanych wrogów, spowodowało związanie ich z jego sprawą tak silnie, że nie osłabiła tego związku nawet jego śmierć. Zresztą inaczej być nie mogło, bo gdy weszło się w posiadanie czyjegoś majątku na drodze politycznych wywłaszczeń, to obawa przed koniecznością zwrotu takowegoż była na tyle determinująca, że zmuszała tych ludzi do utrzymania systemu sullańskiego - choć zdrowy rozsądek podpowiadał aby go nieco poluzować, ale obawa przed takim krokiem była na tyle silna, że niewiele można było w tym temacie uczynić. Zresztą w stronnictwie optymatów (zwolenników Sulli) istniała mniejsza - lecz bardzo zdeterminowana i nastawiona niezwykle wojowniczo - grupa, która każdy zamiar zmierzający do uregulowania pewnych mniej istotnych kwestii ustrojowych, uważała za bezpośredni atak na fundamenty rzymskiej Republiki (kon-sty-tuc-ja 😉). Do owego grona tzw.: "żarliwych" zaliczyć można: Kwintusa Lutacjusza Katulusa, Gajusza Skryboniusza Kuriona, Gnejusza Korneliusza Dolabellę, Mamerkusa Lepidusa, Kwintusa Hortensjusza czy Lucjusza Korneliusza Sisennę. Ich wzajemna żarliwość wzmocniona była dodatkowo silnymi związkami rodzinnymi lub przyjacielskimi (jak na przykład przyjaźń Katulusa, Hortensjusza i Sisenny, którzy znali się od wczesnej młodości).

Wkrótce potem powróciła kwestia przywrócenia pełni praw trybunatowi ludowemu - o który (w latach 77-75 p.n.e.) zabiegało kilku polityków, oraz dawała się odczuć silna presja obywateli na poczynienie ustępstw w tej kwestii. Przez długi czas grupa "żarliwych" blokowała wszelkie zmiany, twierdząc, że spowoduje to rozmontowanie ustroju sullańskiego i powrót do polityki, wygnanych mariańczyków (stronników Gajusza Mariusza - zwanych też popularami). Szczególnie burzliwie wyglądały debaty senatu w tej kwestii za konsulatu Gnejusza Oktawiusza i Gajusza Skryboniusza Kuriona (76 r. p.n.e.), ale dopiero przekonanie w roku następnym (75 p.n.e.) stronnictwa braci Kottów (Gajusza i Marka Aureliuszów), czyli umiarkowanych sullańczyków, pozwoliło zmienić prawo i przywrócić trybunom ludowym możliwość ubiegania się o inne urzędy publiczne (co pierwotnie zostało uniemożliwione po reformach ustrojowych Korneliusza Sulli z lat 82-80 p.n.e.). Była to pierwsza zapowiedź demontażu ustroju senackiego (zwanego też oligarchicznym lub sullańskim) i powrót do wcześniejszego ustroju grakchańskiego (będącego nieco bardziej demokratycznym, choć śmiem twierdzić że po śmierci Gajusza Flaminiusza Neposa w bitwie z Hannibalem nad Jeziorem Trazymeńskim w 217 r. p.n.e. - czyli realnego twórcy stronnictwa demokratycznego, postulującego ewolucję rzymskiego ustroju w kierunku zbliżonym do tego, jaki panował w Atenach V i IV wieku p.n.e. - idea ta już nigdy w rzymskiej polityce się nie odrodziła), który to nastąpił kilka lat później (70 r. p.n.e.). Mimo tego sukcesu, kontrakcja grupy "żarliwych" spowodowała, że wkrótce potem (jeszcze w tym samym 75 r. p.n.e.) odzyskane prawa znów zostały zawieszone przez senat, który zaczął obawiać się ponownego odrodzenia stronnictwa popularów. W tym też czasie rzymską politykę znów trapiły demony korupcji, oraz nieudolność w polityce wewnętrznej i zagranicznej. Zaczęły się mnożyć oskarżenia o korupcję w trybunałach sądowych (odebranych przez Sullę ekwitom) oraz na stanowiskach zarządców prowincji (nie wspominając już o instytucji publikanów, gdzie łapówki stały się wręcz konieczną codziennością), a wielu młodych prawników oraz retorów budowało swoje przyszłe kariery polityczne, na wygłaszanych podczas owych procesów mowach oskarżycielskich (w 77 r. p.n.e. po swym powrocie ze Wschodu, młody Gajusz Juliusz Cezar oskarżył o zdzierstwo Gnejusza Korneliusza Dolabellę, który sprawował wcześniej funkcję namiestnika Macedonii i choć zarzuty korupcji zostały przez sąd odrzucone - Dolabella miał przecież wśród sędziów wielu znajomych, z którymi wcześniej zasiadał jeszcze w senacie -  a on sam oczyszczony z zarzutów, to jednak upór Cezara w wyjaśnienie tej sprawy i pomoc udzielona Grekom oraz Macedończykom, pozwoliła mu zaistnieć w polityce jako jednej z twarzy odradzającego się stronnictwa popularów), czy mowach obronnych (jak w przypadku Marka Tulliusza Cycerona, który wsławił się obroną Roscjusza, którego to majątek przejął za bezcen wyzwoleniec Sulli - Chrysogonus, a Sulla dodatkowo wytoczył mu proces o ojcobójstwo - co było sporą niedorzecznością, jako że ojciec Roscjusza zginął w wyniku proskrypcji, choć podejrzewano że to sam Roscjusz wbił mu sztylet w pierś. Cyceron podjął się jego obrony i proces wygrał, lecz z obawy przed gniewem dyktatora postanowił wyjechać z Rzymu na Wschód. Miało to miejsce w 80 r. p.n.e.).




A tymczasem w dalekiej Hiszpanii zaczęły dziać się rzeczy dziwnie niepokojące. Będący pod silnym wpływem proroctw Sybilli - niejaki Kwintus Sertoriusz, zaczął tam tworzyć swoje prywatne państwo. Wypędzony z Rzymu, wciąż marzył o dalekich podróżach i choć sam nie dotarł do Wysp Szczęśliwych (czyli Wysp Kanaryjskich), a dotarli tam jego żeglarze - to jednak wciąż pragnął  dalekomorskich wypraw (kto wie, może gdyby miał szczęście, to nawet... dopłynąłby do Ameryki jeszcze przed Kolumbem i Wikingami, choć z drugiej strony rzymskie okręty raczej nie nadawały się do podróży przez Ocean, więc zapewne i tak nic by z tego nie wyszło). Ów Kwintus Sertoriusz - zwolennik Mariusza i były pretor (z roku 83 p.n.e.), przebywał wówczas w Mauretanii, gdzie znów planował podróż za słupy Herkulesa (Cieśnina Gibraltarska), gdy przybyła do niego delegacja z Hiszpanii Dalszej (Hispania Ulterior) z plemienia Luzytan (dzisiejsza Portugalia) prosząc go, aby objął nad nimi przewodnictwo i poprowadził ich w buncie przeciwko Rzymianom. Sertoriusz - człowiek dość przyjemnej postury i zamiłowań - zgodził się przyjąć ich propozycję i przybył do Hiszpanii, gdzie został obwołany wodzem anty-rzymskiego powstania Luzytan (oczywiście wraz z nim przybyły tam niedobitki popularów, oraz 10 000 żołnierzy ze spacyfikowanej Sardynii pod dowództwem Marka Perpenny). Kolejne miasta hiszpańskie obwoływały go swoim przywódcą, dzięki czemu dość szybko opanował znaczny teren środkowej i południowo-zachodniej Hiszpanii, gdzie zachowywał się niczym udzielny monarcha. Przestał też czynić rozróżnienie na Rzymian i barbarzyńców (Luzytan), zdając sobie doskonale sprawę, że siłami samych rzymskich popularów nie będzie w stanie długo opierać się kolejnym armiom konsularnym, wysyłanym z Rzymu w celu szybkiego stłumienia tej rebelii. Aby więc odnieść sukces, należało otworzyć się na Hiszpanów, nie dzieląc ich przy tym na ludność barbarzyńską - czyli z założenia gorszą. I tak właśnie postępował Kwintus Sertoriusz. Po pierwsze zadeklarował oficjalnie że toczy wojnę w imię wyzwolenia Luzytan spod rzymskiego jarzma, po drugie założył szkołę w której uczyły się dzieci przedstawicieli hiszpańskiej elity (w której duży nacisk położono na naukę łaciny - czyli Sertoriusz dążył konsekwentnie do ich szybkiej romanizacji). Bardzo szybko opanował większość Hiszpanii, zaś senat bezradnie się temu przyglądał, a konsulowie robili co mogli, aby tylko nie przyjąć dowództwa w wojnie z Sertoriuszem. Już wówczas bowiem nazywano go nowym Hannibalem, oraz następcą Wiriatusa (przywódcy plemienia Luzytan, który toczył długie i wyczerpujące Rzymian walki w latach 147-139 p.n.e. i dla współczesnych był kimś w rodzaju hiszpańskiego Spartakusa).

Sertoriusz zachowywał się jak monarcha i nawet założył swój własny dwór - który posiadał zarówno rzymskie, jak i barbarzyńskie cechy wspólne. Zasiadał na przykład na tronie, przystrojonym skórami, a u jego boku przechadzała się biała łania cerynejska (ta, którą jego ludzie przywieźli z Wysp Kanaryjskich). Wierzył on mocno, że jest to ta sama łania, którą niegdyś ścigał Herkules po gaju Hesperyd, i składając hołd bogini Artemidzie, wyrażał Sertoriusz wdzięczność, że to właśnie on został obdarzony takim przywilejem (Sertoriusz był człowiekiem bardzo religijnym, jednocześnie interpretował on mity dosłownie - widząc w nich swoisty "odcisk bogów"). Choć stan wojny utrzymywał się od samego początku, to do Hiszpanii skierowano dopiero armię sędziwego już prokonsula - Kwintusa Cecyliusza Metellusa Piusa (79 r. p.n.e.). Mimo to Sertoriusz odnosił same zwycięstwa, rozbijając najpierw w bitwie nad rzeką Betis (dziś Gwadalkiwir) namiestnika Hiszpanii Ulterior - Lucjusza Fufidiusa (80 r. p.n.e.). Następnie przez kolejne trzy lata odcinał armię Metellusa Piusa, pozbawiając ją zaopatrzenia i zmuszając do odwrotów, tak iż Metellus popadł wręcz w rozpacz i zaczął słać do Rzymu ponaglające listy z prośbą o natychmiastowe wsparcie. Ponieważ żaden z konsulów nie zamierzał pakować się na tak ciężki teren, jakim była wówczas Hiszpania (doskonale pamiętano bowiem długie, ciągnące się przez dziesięciolecia walki z Luzytanami i Celtyberami - których ostatecznie udało się ujarzmić dopiero po ciężkiej i krwawej wojnie w 133 r. p.n.e., po kapitulacji Numancji), gdzie nie można było liczyć na szybkie zwycięstwo i tym samym łatwą sławę - przeto też rozpaczliwe prośby Metella Piusa trafiały w próżnię. Jednak po stłumieniu buntu Lepidusa przez siły Gnejusza Pompejusza, jego armia nie została rozwiązana i wciąż koczowała obozem pod Rzymem - zatem postanowiono to właśnie jego wysłać do Hiszpanii, jednocześnie pragnąc pozbyć się z Italii zarówno jego samego, jak i jego armii. Powstała jednak drobna przeszkoda natury formalno-politycznej - Pompejusz nie był bowiem jeszcze konsulem, dlatego też nie można mu było przyznać wojskowej władzy prokonsularnej. Ale i z tego kłopotu wybrnięto dość łatwo, a to za sprawą sędziwego już sullańczyka, człowieka posiadającego ogromne wpływy i cieszącego się powszechnym szacunkiem wśród reszty senatorów - Lucjusza Marcjusza Filipa, który stwierdził że młodemu Pompejuszowi (wówczas oni wszyscy - Cezar, Pompejusz, Cyceron, Katon Młodszy, Krassus - byli jeszcze młodzianami, i choć większość z nich skończyła już dwadzieścia kilka lat, to jednak i tak była to wciąż młodzież, w porównaniu do niektórych sędziwych senatorów) należy przyznać nie tyle władzę prokonsularną, co władzę "zamiast" konsula ("Non proconsulem, nisi pro consule"). I tak właśnie się stało.

Choć Pompejusz dobrze przygotował się do prowadzenia działań wojennych, Hiszpania była jednak znacznie cięższym terenem walk, niż Italia czy Afryka (gdzie się wcześniej wsławił), szczególnie że miejscowa ludność była wrogo nastawiona do Rzymian i utrudniała skuteczne posuwanie się legionów do przodu, dokonujac częstych sabotaży na ich tyłach i szybko okazało się, że zwycięstwo nie będzie wcale takie łatwe. Już w pierwszej bitwie z Pompejuszem pod Lauron (76 r. p.n.e.), Sertoriusz wykazał swoją wyższość, zmuszając Rzymian do odwrotu i zdobywając tę twierdzę (Pompejusz poniósł w tej bitwie dość duże straty w ludziach, stracił też całą paszę dla koni). Potem zaś Sertoriusz kpił z Pompejusza, mówiąc że na takiego "chłopaczka" nie potrzebuje nawet oręża, wystarczy mu sam bat. Wyśmiewał się także z Metellusa Piusa, nazywając go "starą kobietą", której sukni kurczowo trzyma się młody Pompejusz - niczym dziecko ssące matczyną pierś. Obie armie jednak, operowały na dwóch odcinkach frontu - Pompejusz na wschodzie Hiszpanii, a Metellus Pius na zachodzie. Wkrótce potem (75 r. p.n.e.) Pompejusz dopadł wydzielone siły Sertoriusza - pod dowództwem jego oficerów Marka Perpenny i Herenniusza - pod Walencją i doszczętnie je rozbił (poległo ponoć ok. 10 000 żołnierzy Sertoriusza). Metellus Pius również wyszedł zwycięsko ze stacia pod Italiką (75 r. p.n.e.), gdzie pokonał kwestora Lucjusza Hirtulejusza. Dzięki tym zwycięstwom, obaj wodzowie mogli uderzyć wspólnie na Sertoriusza i spróbować rozbić go w jednej, dużej bitwie, ale niestety, ludzka zawiść wzięła górę i zamiast sobie wzajemnie pomagać, postanowili konkurować o to, który pierwszy wbije głowę Sertoriusza na włócznię i wyśle ją do Rzymu. Tę dogodną sytuację postanowił wykorzystać Sertoriusz, dopadając Pompejusza nad rzeką Sucro (75 r. p.n.e.), gdzie zamierzał rozbić jego siły, nim nadejdzie odsiecz Metellus Piusa. Bitwa jednak nie została rozstrzygnięta, choć to wojska Sertoriusza wycofały się z pola walki (jednak Pompejusz w tej bitwie został poważnie ranny w rękę, choć sam swemu napastnikowi odciął dłoń - w której ten trzymał miecz). Sertoriusz wycofał się teraz do twierdzy Klunia (miasto nad rzeką Duero, na zachód od Numancji), gdzie wkrótce potem przybyli Pompejusz i Metellus Pius (75 r. p.n.e.). Niestety, nawet zjednoczeni nie byli w stanie ostatecznie pokonać Sertoriusza, który częstymi wypadami powodował duże straty w ich szeregach.
 



Mając doskonałe rozeznanie w terenie i pomoc ze strony miejscowych ludów, zdołał Sertoriusz wydostać się z okrążenia i wyjść na tyły wojsk rzymskich. Do kolejnego starcia doszło pod Saguntem, gdzie obaj wodzowie ponownie nie byli w stanie pokonać armii Sertoriusza (choć on sam również nie zdołał ich rozbić). Bitwa ponownie zakończyła się (niezwykle krwawym) remisem, ale ubytek żołnierzy i częsta utrata aprowizacji (w wyniku sabotażu), spowodowała, że armia rzymska nie mogąc szybko zniszczyć przeciwnika, słabła z miesiąca na miesiąc. Doszło do tego, że Pompejusz musiał słać listy do Rzymu z prośbą o pomoc, deklarując, że jeśli nie zostanie mu ona udzielona, to będzie musiał z wojskami wycofać się do Italii, a w krok za nim podąży Sertoriusz, który - kto wie - może nawet zdobędzie wówczas Rzym. I rzeczywiście, takie plany zaczęły się pojawiać w obozie Sertoriusza, który sugerował nawet że należy przenieść działania wojenne do Italii i tam właśnie uderzyć Rzymian w samo serce. Przerażeni takim obrotem sprawy senatorowie, którzy nie chcieli powrotu Pompejusza z jego armią do Italii, a już w szczególności nie chcieli tutaj przybycia sił Sertoriusza, uchwalili nowy pobór rekruta i wysłanie tych wojsk Pompejuszowi do Hiszpanii (74 r. p.n.e.). Sytuacja wcale nie była sprzyjająca, bowiem w tym samym czasie w Rzymie zapanował głód, spowodowany odcięciem dostaw zboża z Egiptu przez cylicyjskich piratów, a poza tym były już zalążki kryzysu finansów publicznych (czyli po prostu zaczęło brakować kasy w budżecie). Poza tym na Wschodzie wybuchła nowa wojna z władcą Pontu, królem Mitrydatesem VI, a już wkrótce miała spaść na Italię kolejna plaga, w postaci zbuntowanych gladiatorów ze szkoły Kwintusa Lentulusa Batiatusa z Kapui, którzy rozplenili się niczym szarańcza po całym kraju, dokonując licznych rozbojów i zniszczeń. Zatem Pompejusz nie mógł dostać tylu żołnierzy, ilu oczekiwał (inna sprawa że przeciwko niemu w senacie działał Lucjusz Licyniusz Lukullus - który uważał Pompejusza za swego osobistego wroga). Oczywiście Sertoriusz także przeceniał swoje możliwości - nie był on bowiem wówczas zdolny do przerzucenia wojsk do Italii i zagrożenia Rzymowi (i zapewne zdawał sobie z tego sprawę, a wspominając o ataku na Rzym stosował swoistą socjotechnikę, mającą utrzymać wolę walki i wierność Hiszpanów u jego boku). Coraz bardziej też oddawał się modlitwie (przy czym modlił się również do swojej białej łani, którą traktował jak uosobienie bogini Artemidy), a nawet obserwował swoją łanię - dokąd chodziła, jak długo jej nie było i kiedy do niego wracała. A gdy wracała, wpadał w zachwyt i twierdził iż bogowie jednak mu sprzyjają.
  
Inna sprawa, że Sertoriusz zaczął popadać w paranoję, widząc wszędzie wokół siebie zdrajców. W ten sposób skazał na śmierć wielu Rzymian, którzy wcześniej przysięgali mu wierność, ale teraz uznał, że jednak spiskują przeciw niemu (nie do końca te zarzuty były bezpodstawne, jako że rzymskim oficerom bardzo nie podobało się bratanie Sertoriusza z tubylcami i wynoszenie ich do tej samej pozycji, jaką w prowincjach mieli Rzymianie. Poza tym swoje musieli zrobić również i agencji Pompejusza, których zadaniem było podsycanie konflików wśród stronników Sertoriusza i wzajemne poróżnianie Rzymian z Hiszpanami. Być może więc działania Sertoriusza nie były tak całkiem bezpodstawne i paranoidalne). Udało się jednak Sertoriuszowi obronić Hiszpanię i zmusić siły Pompejusza oraz Metellusa Piusa do wycofania się do innych prowincji (chodzi głównie o Galię Narbońską, czyli dzisiejszą Prowansję), z powodu odcięcia ich armii od aprowizacji. I gdy już wydawało się, że Rzymianie tej wojny jednak nie wygrają (rok 73 p.n.e. upłynął w Hiszpanii pod znakiem triumfu Sertoriusza, podczas gdy Italia oraz Rzym przeżywały w tym czasie ostry kryzys - spowodowany po pierwsze: brakiem zboża, dostawy z Egiptu a nawet z Afryki zostały skutecznie odcięte przez piratów, co doprowadziło do tego, że konsulowie Marek Terencjusz Warron i Gajusz Kasjusz Longinus musieli przyznać sobie prawo pierwokupu nadwyżki zboża z Sycylii po zaniżonych cenach, które następnie sprzedano po jeszcze niższych cenach wśród obywateli Rzymu - aby tym samym nie doszło do buntu plebsu. Po drugie: toczyła się wojna z Mitrydatesem pontyjskim w Azji Mniejszej, a po trzecie: wybuchło powstanie Spartakusa, które szybko rozszerzyło się na całą południową, a następnie północną Italię). Mimo to, wydarzyło się coś niespodziewanego. Oto bowiem Marek Perpenna - dotąd wierny stronnik Sertoriusza, napadł na niego podczas uczty i pozbawił go życia, po czym sam przejął przywództwo powstania (72 r. p.n.e.). Perpenna z pewnością został do takiego kroku namówiony przez ludzi Pompejusza (choć oczywiście polegało to jedynie na podpuszczeniu go do takiego kroku, gdyż Perpenna nie zamierzał poddawać się Pompejuszowi), skoro bowiem nie można było zwyciężyć Sertoriusza w bitwie, należało zgładzić go w inny sposób - poprzez np. zdradę zaufanego człowieka, którego potem już będzie można znacznie łatwiej pokonać (jak pisze Plutrch: "Perpenna podjął dzieło zabitego na bazie tych samych sił i środków, nie mając jednak równego mu rozumu w ich stosowaniu"). Wkrótce potem (71 r. p.n.e.) Gnejusz Pompejusz wydał mu bitwę, która zakończyła się ostateczną klęską hiszpańskich bojowników, a sam Perpenna trafił do niewoli, po czym (z rozkazu Pompejusza) został zgładzony.




Gdy rozwiązano wreszcie sprawę hiszpańskiego buntu (po ośmiu latach krwawej wojny - swoją drogą walki w Hiszpanii trwały prawie tyle samo co późniejsze walki w Galii, toczone przez Juliusza Cezara w latach 58-51 p.n.e.), należało teraz czym prędzej (oczywiście po wcześniejszym przywróceniu ładu i porządku w obu hiszpańskich prowincjach: Hiszpanii Dalszej [Ulterior] i Hiszpanii Bliższej [Citerior]) wracać do Italii, gdzie Marek Licyniusz Krassus nie radził sobie z buntem niewolników, walczących pod przywództwem pewnego trackiego gladiatora o imieniu Spartakus. Warto też pokrótce zastanowić się, jak w ogóle do tego doszło, że niewolnicy ośmielili się wystapić przeciwko nam - ale o tym opowiem już następnym razem.

 






CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz