Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 14 września 2020

DZIENNIKI ZBRODNIARZA - Cz. XI

CZYLI OPIS I KOMENTARZ DO

DZIENNIKÓW JOSEPHA GOEBBELSA





 

1926

 

DZIENNIKI DLA JOSEPHA GOEBBELSA

od 9 CZERWCA 1925 r.

do 8 LISTOPADA 1926 r.

Cz. III



 

 

13 KWIETNIA 1926 r.


 W środę wyjazd do Monachium. (...) Parówki i piwo. Monachijskie życie! Kołtuńsko miłe! Wspaniałe miasto! Do tego świeci słońce. Z powrotem do hotelu. Telefonował Hitler. Chce nas przywitać. Dzwonimy do niego z kawiarni. W kwadrans już jest. Wielki, zdrowy, pełen życia. Bardzo go lubię. Jest dla nas zawstydzająco dobry (...). Zostawia nam auto na popołudnie. (...) Wieczorem o godz. 8 autem do Bürgerbräu (sławna ogromna piwnica w Monachium, w której mieściła się piwiarnia. Było to tradycyjne miejsce spotkań narodowych socjalistów w czasach ich walki o władzę). Hitler już tam jest. Serce wali mi jak młot. W sali. Burzliwe przywitanie. Człowiek przy człowieku. Głowa przy głowie. Otwiera Streicher. Potem przemawiam dwie i pół godziny. Daję z siebie wszystko. Hałaśliwa wrzawa. Na koniec Hitler mnie obejmuje. Łzy stają mi w oczach. Jestem szczęśliwy. Przez blokujący przejście tłum do auta. Okrzyki "Heil!", odjazd. Hitler czeka na mnie sam w hotelu. Potem jemy razem kolację. Jest gospodarzem. A jaki jest przy tym wielki! (...) 

Piątek rano. Pfeffer i Kaufmann robią mi wyrzuty. Moje przemówienie było jakoby niedobre. Czyżby Kaufmann był zazdrosny? Fuj, co też ja myślę! Nastrój podniecenia. Do biura partii. Praca przebiega bez zakłóceń. Hess: najrozsądniejszy, spokojny, przyjazny, mądry, z rezerwą: prywatny sekretarz (Hitlera). Schwarz: zredukowany urzędnik, mały idealizm, przykry w sprawach pieniężnych, monachijski pyskacz, przyjazny z twarzy: kasjer. Ekscelencja Heinemann (Bruno Heinemann - w latach 1921-1927 przewodniczący najwyższego partyjnego sądu NSDAP): generał w stanie spoczynku, zadaje pytania, pozbawiony zdolności myślenia. Chodzący kodeks honorowy: sędzia w sprawach honoru. Bouhler (Philipp Bouhler - dziennikarz i członek NSDAP, autor kilku książek, w latach 1939-1941 odpowiadał za program eutanazji upośledzonych i niepełnosprawnych osób. Typowany na gubernatora niemieckiej Afryki Wschodniej. Po klęsce Niemiec popełnił samobójstwo w alianckim obozie internowania w Dachau): mały, pilny, przyjazny: zarządca. May: berlińska klapa. Nieprzyjemny: szef propagandy. Przychodzi mistrz. Do jego pokoju. Kaufmann zostaje napomniany. Z powodu grubiańskiego listu do Bouhlera. Nic nie mówi. (...) Czemu jednak i ja zostałem zwymyślany? Potem cała kolekcja oskarżeń. Godnie i miło przedstawione. Cóż to jednak za facet z tego Hitlera! Dr Ley i Bauschen intrygowali. Dostało się mnie i Gregorowi Straßerowi. Każde nieopatrznie wypowiedziane słowo zostało wyolbrzymione. Mój Boże, co za świnie! (...) Na końcu dochodzi do porozumienia. Hitler jest wielki. Podaje nam wszystkim serdecznie rękę. (...) 

Biuro. Hess sam. Rozmowa. Jest całkiem miłym facetem. Przychodzi Hitler. Pryncypialne zagadnienia: polityka wschodnia, problem socjalny. Dowodzenie w stylu Bambergu. Mówi 3 godziny. Znakomicie. Mógłby niejednego przyprawić o szaleństwo. Włochy i Anglia naszymi sojusznikami. Rosja chce nas pożreć. Wszystko to można znaleźć w jego broszurze i drugim tomie Mein Kampf, który niebawem wyjdzie drukiem (Mein Kampf wychodził początkowo w formie wspomnień i rozliczeń Hitlera po nieudanym puczu monachijskim z listopada 1923 r. Najpierw pojawiło się "Rozliczenie", wydane drukiem w lipcu 1925 r. A dopiero potem "Ruch narodowosocjalistyczny", który pojawił się w grudniu 1926 r. Obie części w formie książki zaczęto wydawać od 1930 r.). Zbliżamy się do siebie. Pytamy. Odpowiada wyśmienicie. Uwielbiam go. Problem socjalny. Całkiem nowe spojrzenie. Wszystko przemyślał. Jego ideał: mieszanka kolektywizmu i indywidualizmu. Ziemia i wszystko co na niej dla ludu. Produkcja, jako że jest twórcza, indywidualistyczna. Koncerny, trusty, produkcja finalna, komunikacja etc. zsocjalizowane. O tym dałoby się pomówić. (...) Przy nim kompletnie się uspokajam. To człowiek, który traktuje wszystko tylko w całokształcie. Taki zapaleniec może być moim wodzem. Chylę czoło przed tym większym, tym politycznym geniuszem! Serdeczne pożegnanie. Wszyscy trzej otrzymujemy mocne potwierdzenie. Teraz powinien być między nami pokój. (...)



 16 KWIETNIA 1926 r.


 Jeszcze w Monachium. Wczoraj wieczorem spotkałem się z Hitlerem. Zaprosił mnie potem na kolację. Była też milutka młoda dama (Angela "Geli" Raubal - siostrzenica Hitlera, popełniła samobójstwo w wieku 23 lat, strzelając do siebie z pistoletu Hitlera - 18 września 1931 r., nie godząc się na totalną kontrolę, jaką jej wuj nad nią roztoczył). Piękny wieczór. (...) 

Dzisiaj rano o godz. 10 zostałem zawieziony do Hitlera. Wręczyłem mu kwiaty, z czego się bardzo ucieszył. Następnie rozmawialiśmy przez dwie godziny o polityce wschodniej i zachodniej. Jego sposób argumentacji jest niezbity. Sądzę jednak, że jeszcze nie w pełni rozpoznał problem Rosji. Również i ja muszę na nowo przemyśleć pewne kwestie. (...)


ANGELA "GELI" RAUBAL

 
 

 19 KWIETNIA 1926 r.


 (...) Stuttgart. (...) Przemawiam do wielotysięcznej masy 2 godziny, panuje boska cisza. Na koniec zrywa się burza. Wyjazd! Do innej sali. Przemawia jeszcze Hitler. W ekstazie. Burzliwa aprobata. Potem jeszcze ja muszę przemawiać pół godziny. Jak to jest ciężko. Na posiłek. Hitler, zobaczywszy mnie, bierze w objęcia. Mówi mi wiele pochwał. Wierzę, że przyjął mnie do swojego serca jak nikogo innego (homo-dodatni związek na całe życie 😅). Do domu. Siedzę jeszcze do późna w noc z Munderem (Eugen Munder - usunięty z partii w 1927 r. za krytykę stylu życia Hitlera, w 1935 r. ponownie przyjęty do NSDAP) i filozofuję. Munder - myśliciel, ja - kaznodzieja. 

Niedziela: on (Hitler) przemawia przed okręgiem. Dobrze. Ja mówię pół godziny o "naszej pracy w Zagłębiu Ruhry". Ludzie wychodzą. Wtedy on wraca. Dokonuje podsumowania. Rozbrzmiewa to niczym karabin maszynowy. "Wolność jest naszym celem!"

U pani dr Voelter na kawie. Świętujemy urodziny Hitlera. Kończy 37 lat. 37 świec płonie wokół kwiatów. Opowiada o 9 listopada 1923 roku (pucz monachijski). Adolfie Hitlerze, kocham cię, ponieważ jesteś wielki i prosty zarazem. To jest to, co nazywa się geniuszem. Pożegnanie z nim. Bądź zdrów! (...)



8 MAJA 1926 r.


 (...) Następnego dnia Bayreuth. Miasto Wagnera. Czuję się wyniesiony. Przez deszcz! Do H. St. Chamberlaina. Jego żona, córka Wagnera, prosi mnie na górę. Poruszająca scena: Chamberlain na łożu spoczynku. Złamany, bełkotliwy, ze łzami w oczach. Trzyma moją rękę i nie chce mnie puścić. Jego wielkie oczy płoną ogniem. Bądź pozdrowiony ojcze naszego ducha. Ten, który utorował i przygotował drogę! Jestem poruszony do głębi. Pożegnanie. Bełkoce, chce coś powiedzieć, ale nie może i wtedy wybucha płaczem jak dziecko! Długi, długi uścisk dłoni! Bądź zdrów! (...)

Następnego dnia autem przez Bayreuth. Odwiedziny Wahnfried. Pani Wagner (żona Siegfrieda) zabiera mnie na posiłek (Winifred Wagner - żona syna Ryszarda Wagnera. Dyrektorka Festiwalu Wagnerowskiego w Bayreuth w latach 1930-1944. Przyjaciółka Hitlera). Rasowa kobieta. One wszystkie powinny być takie. I fanatycznie po naszej stronie. Miłe dzieciaki. Natychmiast zostajemy przyjaciółmi. Zwierza się ze swojego zmartwienia. Siegfried jest taki bez energii. Fuj! Powinien się wstydzić wobec mistrza. Jest również Siegfried. Zniewieściały. Dobroduszny. Nieco dekadencki. Trochę taki bojaźliwy artysta. Co to daje? Czy bycie artystą nie oznacza przynajmniej odwagi cywilnej? Jego żona mi się podoba. Chciałbym mieć ją za przyjaciółkę. Prowadzi mnie przez pokój mistrza. Tu jego fortepian, jego obraz, jego biurko. Wszystko jak wtedy. Jego Tannhäuser (opera wagnerowska) obudził moją młodość. Miałem wtedy 13 lat. Myślę o tym teraz. Dzieci dokazują w całym domu. Dziecięcy śmiech tam, gdzie niegdyś rozbrzmiewała muzyka. To wszystko to samo: dary Boga. Stoimy w korytarzu długo gawędząc. Przez cudowny park. Kilka cichych chwil przy grobie mistrza. Młoda kobieta płacze, ponieważ syn mistrza nie jest taki jak on. Pożegnanie. Uśmiech! Uścisk dłoni! (...)



10 CZERWCA 1926 r.


 Ciągle jeszcze nie ma jasności. Hitler ma rozstrzygnąć w przyszłym tygodniu. (...) Wszyscy chcą mnie do Berlina w charakterze ratownika. Dziękuję za tę kamienną pustynię. Inna wersja: mam iść do Monachium jako sekretarz generalny ruchu. Już lepiej. Ale to zależy od warunków. Tylko jeśli mogę pozostać absolutnie niezależny. Pierwszego wieczoru przemawiam w Spandau. Przed 2000 ludzi. Ogromny sukces! Berlin to wielka pustynia. Następnego ranka u Gregora Straßera. Przypuszcza, że idę na kompromis z Monachium. Wybijam mu z głowy te głupoty. (...)



12 CZERWCA 1926 r.


 (...) Chciałbym już, aby Hitler wezwał mnie do Monachium. W ten sposób wylazłbym z tego całego błota.Teraz wszystko zależy od jego decyzji. Chce mnie? Tam na dole moim mottem byłoby: pracować, trzymać się na dystans od ludzi. Wszyscy to kanalie, włącznie ze mną. (...)



16 CZERWCA 1926 r.


Hitler jest tutaj od dwóch dni (...) Przywitany z wielką pompą. Przemawiał w atmosferze entuzjazmu przedwczoraj w Elberfeldzie, wczoraj w Bochum. Dzisiaj autem do Kolonii. Dzisiaj wieczorem przemawia w Essen. (...) Hitler to stary, kochany kamrat. Daje się lubić jako człowiek. I do tego jeszcze ta wybitna, duchowa osobowość. Od tej upartej głowy zawsze można się czegoś nauczyć. Jako mówca to cudowne współgranie gestu, mimiki i słowa. Urodzony podżegacz! Z tym człowiekiem można zdobyć świat. Wypuście go, a on już zachwieje posadami skorumpowanej republiki. (...)




 
6 LIPCA 1926 r.


Weimar! Jeden z najważniejszych etapów na mojej drodze. Przy tym przeżycie o nie zachwianej mocy. Przyjazd w sobotę rano. Po długiej, pełnej humoru, podróży. W Weimarze już szalony ruch (odbywał się wówczas w Weimarze drugi parteitag NSDAP - na którym Hitler przekazał "krwawą flagę" z czasów puczu monachijskiego, w ręce SS - czyniąc ją tym samym organizacją elitarną i powierzając tej organizacji zaszczyt noszenia sztandarów Deutschland Erwache, niezależnych od SA). Do hotelu Chemnitius. Śpię aż do południa. Południe! Jest Straßer! Przychodzą Rust i Dincklage. Na ulicach roi się od naszych ludzi. Muszę ściskać tysiące rąk. Kawa! Pogawędka! Na rynek! Przybywają berlińczycy! Oni wszyscy mnie lubią. Machanie i uśmiechy. (...) Przyjeżdża Hitler. Poruszenie. Berlińczycy stoją przed jego hotelem i śpiewają. Przejmujące: "Hitler wyprowadzi nas kiedyś z tej biedy!". (...) Nagle Hitler przechodzi przez rynek. Natychmiast zostaję zaproszony do towarzystwa. Bardzo się cieszy, że sprawa ma się tak dobrze. Na zewnątrz z wszystkimi panami. Z każdego kąta robi się zdjęcia. Dla komisji propagandowej i organizacyjnej. (...) Adolf przemawia do swoich Bawarczyków. Cudowny naród. (...) O godz. 2 w nocy przyjeżdżają na ciężarówkach esseńczycy, 200 osób po 35-godzinnej podróży. Któż jeszcze wątpi w przyszłość! Do łóżka! Do łóżka!

Następnego ranka o godz. 9! Do teatru. Wszędzie nasi. Człowiek przy człowieku. Przemawia Feder. 2 godziny. Stara śpiewka. Niczym na konferencji związków zawodowych. Średnio. Do teatru. Sprawozdania komisji. Rosenberg świetnie. Podobnie Straßer. Mój referat o "propagandzie". Jestem przyjmowany z radością. Moja satyra "Jeśli przychodzi mówca" budzi niekończącą się wesołość. Hitler pęka ze śmiechu. Mówi Hitler. O polityce, idei i organizacji. Głęboko i mistycznie. Prawie jak ewangelia. Przejmuje dreszcz, gdy wędruje się z nim ku otchłaniom bytu. Padło ostatnie zdanie. Dziękuję losowi, że dał nam takiego człowieka! Pochód! W samochodzie naprzeciw Straßer. Wśród nieustannych wiwatów ciasno splecionej masy ludzkiej. Nadchodzi pochód. Dołączamy do czołówki. Całe przywództwo, Hitler jako pierwszy, maszeruje z przodu. Przez cały Weimar. Na rynku. Przed nami defiluje 15 000 SA-manów. Nadciąga trzecia Rzesza. Wzbiera w piersi wiara. Niemcy się budzą! (...) 


   


24 LIPCA 1926 r.


 Rano wymarsz z Hochlenzer (hotel w Berchtesgaden). Szef mówi o problemach rasowych. Tego nie da się opowiedzieć. Trzeba przy tym być. On jest geniuszem. Z całą pewnością twórczy instrument boskiego losu. Stoję przed nim wstrząśnięty. Taki on jest: jak dziecko, kochany, dobry, miłosierny. Jak kot przebiegły, mądry i zwinny, jak lew gigantyczny i ryczący. Swój chłop, mężczyzna. Mówi o państwie. Po południu o zdobyciu państwa i o sensie politycznej rewolucji. Myśli, które przechodziły mi już przez głowę, ale ich jeszcze nie wyartykułowałem. Po kolacji siedzimy jeszcze długo w ogrodzie Domu Marynarki, a on głosi kazanie o nowym państwie i o tym, jak je wywalczymy. Brzmi to jak proroctwo. Hen na niebie formuje się biała chmura w kształcie swastyki. Migocące światło stoi na niebie, nie może to być gwiazda. Czy to znak losu? (...)

 

 

 CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz