Łączna liczba wyświetleń

sobota, 12 września 2020

JOSEPH McCARTHY - MŁOT NA MARKSIZM - Cz. I

WALKA Z CZERWONĄ 

PIĄTĄ KOLUMNĄ W USA 



"W KOMUNIZMIE NIE BĘDZIE 
WYPADKÓW TRAMWAJOWYCH"




 
 Obserwując poziom postępującej neomarksistowskiej rewolucji w USA, jawnych już prób przerobienia Amerykanów na lewicową modłę (czego dobitnym przykładem jest choćby ostatni nakaz Amerykańskiej Akademii Sztuki Filmowej wprowadzający nowe zasady ubiegania się twórców filmowych o Oscara, zmuszając wszystkich do obowiązkowego wprowadzenia parytetów względem kobiet, mniejszości rasowych, mniejszości seksualnych a także osób niepełnosprawnych - swoją drogą kreatorzy "Nowego Wspaniałego Świata", nie widzą nic niestosownego w umieszczaniu kobiet i przedstawicieli innych ras obok osób z niepełnosprawnością [fizyczną lub umysłową], tak jakby płeć żeńska czy inny niż biały kolor skóry, miały świadczyć o ułomności tych osób 😒. Tak oto morduje się sztukę i nakłada kaganiec cenzury, wymuszając na obywatelach jego akceptację). Gdy nawoływania do fizycznego zamordowania prezydenta Donalda Trumpa, padają już nie tylko z ust celebrytów czy pospolitej lewackiej hołoty, ale wręcz wpływowych polityków partii demokratycznej (swoją drogą zastanawiam się do czego oni jeszcze się posuną i co się stanie w przypadku wygranej Trumpa w tych wyborach? Można jednak być pewnym że dojdzie do kolejnych prób destabilizacji kraju, a nawet... secesji typowo zlewaczałych stanów Wschodniego i Zachodniego Wybrzeża, takich jak np. Kalifornia. Czyli druga Wojna Secesyjna), wówczas powracam myślą do lat 50-tych (należy bowiem pamiętać że lata po zakończeniu II Wojny Światowej, a szczególnie 50-te i pierwsza połowa lat 60-tych, to był najwspanialszy okres dziejów w całej historii USA. Rozpędzona gospodarka pracowała na pełnych obrotach, bezrobocie było marginalne, powstawały nowe osiedla domów jednorodzinnych, wznoszone przez przyzwoicie zarabiających przedstawicieli amerykańskiej middle class, gdzie samotnie pracujący mężczyzna był w stanie spokojnie utrzymać całą swoją rodzinę, co dziś już jest praktycznie niemożliwe), czyli do epoki senatora (który miał jaja ze stali) Josepha McCarthy'ego, z którego amerykańska lewica uczyniła potem przykład inkwizytora i faszysty, urządzającego pogromy i rozpalającego stosy, na których płonęły niewinne "czarownice".

Ameryka miała dwa takie "przebudzenia mocy" w swej historii. Pierwszy to okres wspomnianego wyżej boomu gospodarczego lat 50-tych i 60-tych, a drugi miał miejsce z końcem lat 70-tych, czyli z chwilą zwycięstwa wyborczego prezydenta Ronalda Reagana i działalności Phyllis Schalfly (znanej chociażby z filmu "Mrs. America"), której feministki wprost nienawidziły (ze względu na jej polityczną skuteczność). O amerykańskiej kontrrewolucji konserwatywnej lat 80-tych postaram się jeszcze napisać nieco więcej, od siebie jednak dodam że bardzo lubię ten okres w historii USA, okres w którym kobiety znów zaczęły być kobiece (i jak śpiewał Merle Haggard w 1982 r.: "Czy stare czasy na dobre odeszły (...) Czasy, gdy kraj nasz był silny (...) przed Beatlesami i przed Yesterday. Chciałbym, żeby Ford i Chevrolet znów lat dziesięć jeździły, by Coca Cola nie zwała się Coke. Tak było przed piecami mikrofalowymi, kiedy dziewczyny jeszcze gotowały (...) Przestańmy staczać się z górki, powstańmy, by cześć oddać sztandarowi (...) Najlepsze z życia w wolności jest jeszcze przed nami, stare czasy jeszcze nie odeszły"), a wśród mężczyzn ponownie (po zakończeniu wojny w Wietnamie i marksistowskiej rewolucji drugiej połowy lat 60-tych) zaczęto propagować takie wartości jak patriotyzm i poświęcenie w obronie słabszych. Te wszystkie filmy na których (poniekąd) się wychowałem: Rambo, Rocky, Drużyna A, Amerykański Ninja, Szklana Pułapka, Terminator i wiele innych - były przykładem odrodzenia tradycji tej prawdziwej Ameryki, tej Ameryki z czasów "Najwspanialszego Pokolenia" lat 50-tych. To właśnie tamto pokolenie wypracowało bowiem dobrobyt Ameryki, który obecnie jest przejadany przez pokolenie nierobów, nie wiedzących dokładnie ile jest płci i wrażliwych jak płatki śniegu na wszelkie przejawy wolności słowa (definiowanej jako "mowa nienawiści"). Ale czas dobrobytu dobiega końca i przyjdzie taki moment że ci młodzi, ogłupieni wszechobecną propagandą i lewicową ideologią - czyniącą w ich głowach prawdziwą sieczkę - pewnego pięknego dnia obudzą się bez środków do życia. I nie będzie już mowy o tym czy kupić sobie nowego Iphone, czy nowe Adidasy, ale jak zdobyć chleb aby nie umrzeć z głodu. A niestety dobrobyt bierze się z pracy ludzkich rąk i z tego, co jesteśmy w stanie wyprodukować i dać innym ludziom za to, aby ci inni dali nam wyroby własnej pracy. Donald Trump - do którego można mieć wiele zastrzeżeń - zdaje się to rozumieć i widzi że polityka wielkich koncernów, które przenoszą produkcję do krajów Trzeciego Świata lub Chin (gdzie pracownikom płaci się głodowe pensje lub wręcz dostają jedynie przysłowiową miskę ryżu), jednocześnie zwalniając pracowników we własnych krajach i potęgując tym bezrobocie - jest drogą donikąd. Ta droga prowadzi do katastrofy i Trump doskonale zdaje sobie z tego sprawę, starając się na powrót ściągnąć produkcję do USA (pytanie tylko brzmi, czy Amerykanie - wyrośli na ideologii "płynnej płci" gender, feminizmu i lgbt - są jeszcze zdolni do podjęcia efektywnej pracy, tak jak czynili to ich ojcowie lub dziadowie). I to właśnie powoduje wręcz histeryczny wrzask establishmentu, który w Trumpie upatruje swego największego wroga i będzie się starał wyeliminować go z tych wyborów.




A to wszystko jest pokłosiem bardzo silnych w USA (szczególnie w establishmencie politycznym, wielkim biznesie spekulacyjnym i tzw. szeroko rozumianej pop-kulturze) sympatii komunistycznych. To jest proces dość odległy, sięgający jeszcze czasów sprzed wybuchu I Wojny Światowej. Przecież to finansiści z Wall Street dawali pieniądze na rozwój ruchu komunistycznego w ogarniętej rewolucją Rosji, to oni finansowali Lenina, Trockiego, Stalina a nawet Hitlera. Co prawda dla jednych komunizm był pewnym eksperymentem, który chcieli jedynie przetestować (a wiadomo, jak się ma gigantyczne pieniądze, to czasem "czacha dymi" i człowiek zaczyna wierzyć że jest Bogiem i może czynić co mu się żywnie podoba i tak sterować "historycznymi precedensami", aby jedynie sprawdzić jakie to może mieć konsekwencje. Amerykańska komedia z lat 80-tych pt.: "Nieoczekiwana zmiana miejsc" z Danem Aykroyd'em i Eddie Murphy'm, świetnie pokazuje te mechanizmy, gdzie ludzkie życie nie ma żadnego znaczenia wobec kaprysu "ludzi trzymających kasę"). Inni jednak albo realnie w to uwierzyli, albo też cynicznie wykorzystywali tę zbrodniczą ideologię - jaką był i jaką jest marksizm - w celu realizacji własnych interesów, oraz umocnienia swojej pozycji i władzy. Już w latach 20-tych i 30-tych w amerykańskiej polityce, wielu było takich, którzy wierzyli że na Ziemi rządzonej przez komunistów, Stany Zjednoczone również odnajdą własne szczęście i swoją drogę w tym "komunistycznym raju" - jak go określano. Biorąc bowiem pod uwagę same szczytne hasła (oderwane od ideologii) to należy powiedzieć że komunizm był wspaniałą ideą, dążącą do szczęścia ludzkości i wprowadzenia prawdziwego "Raju na Ziemi". Przecież te wszystkie szczytne hasła i zapowiedzi odnoszące się do marksizmu, te wizje świata pełnego sprawiedliwości, równości i braterstwa - są tak piękne, że aż przesłodzone. Bowiem ludzka natura jest niezwykle drapieżna i podporządkowana temu światu na zasadzie siły i sprytu (wygrywa najsilniejszy) i w takiej komunistycznej utopii wcale nie doszłoby do powszechnego szczęścia wszystkich ludzi, ale do powszechnej anarchii, w której zwycięzcami okazaliby się jedynie najsilniejsi, czyli ci, którzy jednocześnie narzuciliby swoją wolę całej reszcie. Raj polegałby więc na tym, że ci, którzy mieliby ku temu możliwości, stworzyliby sobie własne dominia, a ponieważ komuniści doskonale zdawali sobie z tego sprawę, dlatego też podstawowym ich celem zaraz po rewolucji (co zresztą podkreślał Karol Marks) było stworzenie policji bezpieczeństwa, która stałaby się zbrojnym ramieniem nowej, komunistycznej władzy i mogłaby krwawo spacyfikować wszelkie niepokoje.

Ponieważ więc ludzka natura jest naturą drapieżnika, przeto doprowadzenie do rewolucji i próba wprowadzenia komunistycznego "Raju na Ziemi" w pierwotnym okresie sprowadzałaby się do bezmyślnego mordowania "wrogów ludu" ("faszystów" - wrogów rewolucji, czyli wszystkich zdroworozsądkowo myślących ludzi), a w drugim etapie do wzięcia tego wszystkiego za pysk, przez odpowiednio dobrane szwadrony "obrońców rewolucji" i ustanowienia totalitarnie rządzonego społeczeństwa, podobnego do tego, jaki panuje np. w Korei Północnej. I to jest rzecz oczywista, a jedynie ludzie o "bardzo małym rozumku" mogą myśleć, że kiedykolwiek uda się zbudować powszechne szczęście ludzkości i wprowadzić równość (płci, ras etc.). W całej historii ludzkości nigdy nikt nie zdołał zbudować społeczeństwa opartego na równości wszystkich ludzi. W takim razie jakim należy być "geniuszem" aby sądzić że kiedykolwiek udałoby się to w przyszłości? Przecież gdyby było to możliwe, to w jakiejś części świata, w jakiejś społeczności ktoś mądry i sprawiedliwy wprowadziłby taki wspaniały system . A jeśli nikt taki się nie pojawił i nikt nie zdołał tego urzeczywistnić, to dzisiejsi lewaccy bojówkarze spod znaku Antify czy Black Lives Matter i wspierający ich "pożyteczni idioci" z całą pewnością również tego nie dokonają. Dlatego m.in. coraz rzadziej feministki mówią już o "równości płci" (to znaczy, wciąż się do tego odwołują, ale jedynie w chwili gdy zabraknie im argumentów i przyparte do muru nie wiedzą co odpowiedzieć, mogą wówczas rzec: "to ty jesteś wrogiem równości?"). Zresztą feminizm od swych początków nigdy nie był ideologią równości, a jedynie ideologią bezwzględnej przemocy i marksistowskiego Nowego Wspaniałego Świata. Jednak przez dekady udawało się feministkom prać mózgi (głównie młodych dziewczyn) że feminizm to walka o prawa kobiet i dążenie do równości płci. Teraz już jednak prawie o tym nie wspominają, gdyż jest coraz bardziej oczywiste, że feminizm to ruch, powstały w celu upokarzania i niszczenia mężczyzn, oraz podburzania kobiet i czynienia z nich "mięsa armatniego" w walce płci. A wszystko po to, aby feministki (bo nie chodzi tu o wszystkie kobiety, gdyż jeśli kobieta nie wyznaje feministycznej ideologii to nie jest godna zasiadać w tym matriarchalnym-marksistowskim gronie) dostały się do władzy i wykopały stamtąd tych podłych samców ("Samiec twój wróg" - spójrzcie, tyle lat minęło od Seksmisji, a jakże to jest aktualne). Feminizm jest więc ideologią niszczącą mężczyzn, podgrzewającą "wojnę płci" i potęgującą piekło kobiet (jeden szczególny fakt, który przyznają już nawet osoby o mocno lewicowych poglądach - otóż w tych krajach, w których feminizm zwyciężył, stając się poniekąd oficjalną ideologią państwową - a mam tutaj na myśli kraje skandynawskie, czyli Szwecję, Danię, Norwegię czy Finlandię - poziom gwałtów na kobietach i agresji wobec kobiet jest największy z możliwych. Niektóre feministki nazywają to "paradoksem" gdyż nie są w stanie zrozumieć dlaczego tam, gdzie zwycięża feminizm, tam poziom bezpieczeństwa kobiet drastycznie spada, a one same stają się ofiarami gwałtów, pobić czy zabójstw. I nie mam tutaj na myśli molestowania seksualnego, bowiem w feministycznym kraju, w którym brutalny gwałt jest codziennością kobiety, molestowanie seksualne stało się najlżejszą niedogodnością o której nawet się nie wspomina. I teraz chciałbym zadać feministkom pytanie - jak sądzicie, dlaczego tam, gdzie zwycięża feminizm, poziom bezpieczeństwa kobiet drastycznie spada? Aby wam ułatwić odpowiedź, przytoczę małą podpowiedź w formie pytania, które brzmi: jak to możliwe, że w komunistycznym raju stworzonym przez bolszewików dla robotników i chłopów, pozycja tychże środowisk spadła poniżej wszelkich ludzkich norm, a czasy caratu były wspominane z rozrzewnieniem, jako okres prawdziwej chłopskiej czy robotniczej wolności. Mam nadzieję że podpowiedź okaże się przydatna, choć wątpię aby kojarzenie faktów było mocną stroną feministek).


O CZYM TA KOBIETA OPOWIADA? O TYM "PŁYNNOŚCI PŁCI" I WYCHOWANIU DO ROLI KOBIET I MĘŻCZYZN. GWOLI PRZYPOMNIENIA - NAWET SAMICE MAŁP ZAMKNIĘTE W KLATCE Z ZABAWKAMI - WYBIERAJĄ LALKI I KOŁYSKI, A SAMCE SAMOCHODZIKI, PISTOLETY-ZABAWKI I KIJE. TO TEŻ OZNACZA ŻE MAŁPY SĄ ZDOMINOWANE PRZEZ "OPRESYJNĄ" KULTURĘ? A MOŻE TO DOWÓD EWOLUCJI I DOBITNY PRZYKŁAD FAKTU, IŻ MAŁPY SĄ ZNACZNIE INTELIGENTNIEJSZE OD NIEJEDNEJ FEMINISTKI 😄

 
 

Zatem człowiek o naturze zwierzęcia (a tak wygląda nasza prawdziwa natura w stanie czystym i pozbawionym wszelkich "opresyjnych" elementów kultury, takich jak prawo, tradycja, rodzina, wiara), jest zdolny do wszystkiego aby tylko przetrwać (w czasie Wielkiego Głodu na Ukrainie w latach 1932-1933 - gdy Stalin uczynił z tego kraju prawdziwą pustynię, zakazując jednocześnie migracji wygłodzonych ludzi ze wsi do miast - aby przetrwać, rodzice zjadali własne dzieci, mężowie żony - a wszędzie dominowała brutalna siła i chęć przetrwania. Oto jest prawdziwa ludzka natura w stanie czystym czyli cofniętym do pozycji "szlachetnego dzikusa"). I dlatego tak niezwykle ważne są te wszystkie filary bezpieczeństwa, które - co prawda - są oczywiście formą zinstytucjonalizowanej przemocy, ale przemocy koniecznej aby wykształcił się model człowieka, opartego na pewnych moralnych podstawach. I w tym celu tak niezbędne są zarówno elementy przymusu prawnego (np. kary za popełnione przestępstwa), jak również przymusu religijnego (kwestie "dobra" i "zła", "prawdy" i "kłamstwa" i tutaj nie ma nic płynnego czy relatywnego, tu jest jasno i prosto wyłożone: to albo tamto, czyli albo piekło, albo raj). Jest to szczególnie widoczne chociażby w kwestii samobójstw (choć często motywy ku temu wiodące mogą być bardzo złożone), gdzie religia (szczególnie religie chrześcijańskie, choć nie tylko) jasno definiują że samobójstwo to grzech śmiertelny, po popełnieniu którego człowiek pójdzie do piekła. I nawet jeśli uznamy że to pewna forma nadinterpretacji, to jednak cel, jaki jej przyświeca - jest wzniosły. Człowiek bowiem nie rodzi się po to, aby jadł, pił, kopulował, gonił za błahostkami, żył jak zwierzę oraz niszczył życie swoje i innych, by ostatecznie popełnić samobójstwo. Nasze istnienie na tym świecie jest zgoła odmienne i choć czasem trudno jest nam to pojąć - tak właśnie jest! Dlaczego bowiem potępiony został Judasz Iskariota? Czy dlatego że wydał Jezusa w ręce kapłanów Świątyni i Rzymian? Ależ nie! Judasz został potępiony za to, że dokonawszy takiego czynu, przestał wierzyć w Boże miłosierdzie i z żalu za swój postępek popełnił samobójstwo, nie starając się uzyskać przebaczenia i odmienić swego życia. 

Człowiek bowiem w życiu ma do spełnienia pewne cele, których my sami często nawet nie jesteśmy w stanie pojąć, nie mówiąc już o akceptacji. Uważamy że życie się kończy, gdy spadają na nas ciosy, które wydają się tak mocne, że nie jesteśmy w stanie się podnieść. Lecz nie ma takiego nieszczęścia, którego nie będzie można naprawić i takiej życiowej katastrofy, z której nie można wyjść (a wiem to na przykładzie mojego znajomego, o którym już kiedyś wspominałem. Ów były aktor, który stoczył się na dno tak, iż stracił dom, rodzinę - żona od niego odeszła - a on sam wylądował na ulicy, racząc się najgorszymi możliwymi trunkami i popadając w alkoholizm. Był wrakiem człowieka - a ponieważ pił głównie denaturat i temu podobne, to z czasem nawet chodzić zaczął jak robot, gdyż nogi przestały już odmawiać mu posłuszeństwa. Co ciekawe - nie chciał pomocy od nikogo, żył w swoim świecie przez prawie dwa lata, w zimie sypiając w piwnicach lub po klatkach schodowych. Jednak po pewnym czasie dotarło do niego że to droga donikąd i ostatecznie pozwolił sobie pomóc. Trafił do szpitala, po którego wyjściu stał się innym człowiekiem. Przestał pić - nie pije już ponad pięć lat - ma pracę, ma własny dom, znalazł sobie kobietę z którą założył rodzinę. Innymi słowy - odrodził się na nowo. Bo nic na tym świecie nie jest przesądzone i droga do ponownego odrodzenia jest otwarta przed każdym człowiekiem, bez względu na czyn, jakiego się wcześniej dopuścił). Natomiast marksiści lubią łatwe opowieści, które nie mają żadnego odwzorowania w rzeczywistości. Przytoczę tutaj pewną historyjkę z 1921 r. gdy podczas komunistycznego zebrania partyjnego w sowieckiej Rosji, jeden z mówców zaczął opowiadać jaki to już wkrótce zapanuje Raj na Ziemi, gdy tylko komunizm ostatecznie zwycięży na Świecie. Wszyscy będą szczęśliwi, nie będzie głodu, chłodu ani niesprawiedliwości. Tak pięknie opowiadał, aż wreszcie ktoś zapytał czy będzie się szczęśliwym nawet wówczas, gdy własna żona wpadnie pod tramwaj? Na co tamten odparł: "W komunizmie nie będzie wypadków tramwajowych". Pozostawmy to więc bez komentarza.




Kończąc jednak ten przydługi wstęp i wracając do tematu, chciałbym zaprezentować tutaj zarówno sylwetkę, jak i działalność senatora McCarthy'ego, człowieka, który opierając się pogróżkom (wysyłanym do niego prawie codziennie, w tym groźbom zamordowania jego żony i dzieci), konsekwentnie demaskował ukrytych w amerykańskiej polityce agentów Kremla i innych sympatyków komunizmu w establishmencie politycznym, biznesie oraz kulturze. O tym jednak opowiem już w kolejnej części.


 



CDN.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz