Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 20 września 2020

SZALONY MONARCHA I JEGO EPOKA - Cz. II

CZY KAROL VI

I JEGO ROZPUSTNA MAŁŻONKA

PRZYWIEDLI FRANCJĘ

NA SKRAJ UPADKU?

 
 

 
 

POD OSŁONĄ NIEWIEŚCICH SUKIEN

Cz. II

 
 
 
 
 
 
 "CZASIE POKUTY PEŁEN I CIERPIENIA,
WIEKU LAMENTU, KATUSZY, ZAZDROŚCI,
CZASIE NIEMOCY I POTĘPIENIA
 SAME CZYNISZ NIEPRAWOŚCI"
 
 
 
 Gdy 16 września 1380 r. Karol VI obejmował tron Francji, nie miał nawet jeszcze 12 lat. Władzę w imieniu małoletniego króla - zgodnie z życzeniem jego ojca Karola V, który jeszcze w 1374 r. zadbał o uregulowanie kwestii regencji w przypadku swej przedwczesnej śmierci - miały sprawować Stany Regencyjne złożone z prałatów, arystokratów, urzędników i mieszczan. Jednak gdy tylko Karol V wydał swe ostatnie tchnienie, możni panowie spod znaku Kwiatu Lilii (wywodzący się z domu św. Ludwika IX, czyli spokrewnieni z królewskim rodem Walezjuszy), a innymi słowy - trzej stryjowie i jeden wuj młodego króla: Ludwik książę Andegawenii, książę Jan de Berry, Filip Śmiały książę Burgundii i Ludwik de Burbon - obalili testament zmarłego władcy i sami objęli kuratelę nad swym bratankiem. Korzystając ze znacznych praw w swych posiadłościach, związani z królem zależnością lenną, postanowili teraz swą regencję wykorzystać w celu pomnażania niezależności swych domen. Jednak czteroosobowa Rada Regencyjna bardzo szybko się wykruszyła. Najpierw wycofał się książę Ludwik z Andegawenii i w 1382 r. wyruszył na wyprawę do Włoch, by walczyć o tron Neapolu (a już w 1384 r. zmarł w Bari). Książę Jan de Berry zadowolił się lukratywnymi terenami namiestnika Langwedocji i również wycofał się z Rady. Pozostali tylko Filip Śmiały i Ludwik Burbon, ale ten drugi zdradzał już poważne oznaki choroby psychicznej, przeto cała władza regencyjna spoczęła w ręku księcia Burgundii. A spraw naglących było wówczas mnóstwo do rozwiązania, tym bardziej że skarb królewski był prawie pusty (Karol V na łożu śmierci zniósł dodatkowo podatek zwany "fouage" - pobierany od "paleniska", czyli od każdego domu w którym był piec - a piec był w każdym domu). Wojna z Anglią co prawda znalazła się w stanie swoistego zawieszenia, ale wciąż daleko było do jej zakończenia, tym bardziej że niepokoje wciąż wybuchały w pobliżu francuskich granic (w 1379 r. doszło we Flandrii do buntu Filipa van Artevelde, który na czele pospólstwa obalił rządy patrycjatu w Gandawie, Ypres i Brugii), co też skutkowało niepokojami we francuskich miastach (powstanie flandryjskie ożywiło buntownicze nastroje w północnej Francji). Miasta bowiem niechętnie teraz płaciły podatki, gdyż zniesienie "fouage" uznano za krok ku całkowitemu zlikwidowaniu wszelkich świadczeń podatkowych na rzecz Korony i książąt. A Francja właśnie wówczas potrzebowała pieniędzy, tym bardziej że obawiano się zarówno wznowienia wojny z Anglikami, jak i powstań i buntów społecznych.
 
I rzeczywiście, wiele miast (Rouen, Orlean, Reims) odmawiało płacenia podatków i zaczęły wzbierać tam niepokoje oraz zamieszki przeciwko "grubym" (arystokratom), którzy zdzierają ostatni grosz od "chudych" (mieszczan i chłopów). W 1382 r. w Paryżu wybuchło największe i najpoważniejsze powstanie miejskie, które przeszło do historii pod nazwą "Rewolty czekanistów" ("Revolte des maillotins"), czyli mieszkańców miasta uzbrojonych w czekany. Powstanie to, jak również w innych miastach i na wsiach - zostało zgniecione przez francuskie rycerstwo. Rozprawiono się także z rewoltą flandryjską Filipa van Artevelde, znosząc w bitwie pod Roosebeke (listopad 1382 r.) wojska komuny miejskiej Gandawy. Filip Śmiały (jako protektor swego teścia - Ludwika Flandryjskiego) bezwzględnie tłumił wszelki opór, nakazując brutalne konfiskaty i stosując pacyfikacje wsi oraz doraźne egzekucje w miastach. Po zwycięstwie pod Roosebeke, przez trzy kolejne lata trwała bezwzględna pacyfikacja Flandrii, a w 1384 r. (po śmierci swego teścia) rządy w tym kraju przejął książę Burgundii i główny organizator kampanii flandryjskiej - Filip Śmiały. Jego rządy zarówno w tym kraju, jak i jako regenta Francji, cechowała niezwykła brutalność i bezkompromisowość. Bezceremonialnie odbierał zbuntowanym miastom ich przywileje, nakładał olbrzymie grzywny zbiorowe na mieszkańców, stosował represje (masakrując nieposłusznych). Przywrócił też podatek "fouage", który bezwzględnie egzekwował. Francja, której to granice były płynne i która wciąż jeszcze (pomimo aktów unifikacyjnych poprzednich monarchów) podzielona była na kilka niezależnych od Korony księstw, które w przypadku słabości monarchy, pełniły rolę swoistego ogona merdającego psem. Rozdrobnienie dzielnicowe było symbolem średniowiecza w wielu regionach Europy, ale procesy unifikacyjne przyspieszyły od XIV wieku głównie w Europie Środkowej, Północnej, Wschodniej i Południowej, natomiast Francja, Włochy i Niemcy to był zlepek niezależnych domen które bardziej przypominały puzzle, niż jednolity obrazek.
 
 

 
Granice Francji bowiem wciąż wyznaczały rzeki: Skalda, Moza, Saona i Rodan, określone jeszcze w 843 r. w traktacie w Verdun. Co prawda w przeciągu kolejnych wieków część ziem znalazło się pod panowaniem francuskich królów i książąt - to jednak prowokowało to zadrażnienia i niepokoje. Poza tym oczywiście Francja w żadnym wypadku nie była krajem jednolitym ani etnicznie, ani też językowo. Na przykład Południe i Północ Korony Francuskiej tak bardzo się od siebie różniły, że tym z południa (mimo iż granicę oddzielały Pireneje) bliżej było do mieszkańców Aragonii, Nawarry czy nawet Sabaudii, a tym drugim do Lotaryńczyków, Flamandów czy nawet Niemców z Rzeszy. O języku nie ma też co pisać, gdyż praktycznie każda francuska prowincja miała w tym czasie swój własny dialekt, prawie niezrozumiały dla całej reszty. Poza tym kluczową rolę odgrywały kontakty handlowe i wzajemna wymiana, stąd znacznie łatwiej było się dogadać Gaskończykom czy Prowansalczykom z Aragończykami zza Pirenejów, a Akwitańczykom z Anglikami, niż na przykład z "Armaniakami" z Paryża, Reims czy Orleanu. Tak więc poczucie odrębności poszczególnych ziem było w tym czasie bardzo silne w krainie zwanej Francją, a indywidualizm miast - które gotowe były nawet zbrojnie bronić swych przywilejów podatkowych kosztem dobra Korony, stał się powszechnym i naturalnym zjawiskiem. Powodowało to potęgujące się nieszczęścia i klęski. W 1356 r. (już po przegranej bitwie z Anglikami pod Poitiers), francuski kronikarz Michelet pisał: "Królestwo, bezsilne, umierające (...) i tracące świadomość swego istnienia, leżało bezwładnie jak trup. Zżerała je gangrena. Roiło się w nim robactwo, robactwem byli bandyci, Anglicy, Nawarczycy. Cała ta zgnilizna rozłączała, odrywała jedne od drugich członki nieszczęsnego ciała. Mówiono o królestwie, ale nie istniały już stany naprawdę generalne, nie istniało nic powszechnego, nie było komunikacji, nie było dróg. (...) Drogi były jaskiniami łotrów, wieś polem bitwy, wojna wrzała wszędzie jednocześnie, niepodobna było rozróżnić, kto przyjaciel, kto wróg". Tak właśnie prezentował się obraz Francji na początku panowania Karola VI.

Filip Śmiały z Burgundii - który był realnym władcą państwa - gdy już objął rządy we Flandrii, postanowił ożenić młodego króla z księżniczką Izabelą Bawarską z rodu Wittelsbachów (z którymi to wszedł w sojusze). Do małżeństwa doszło dnia 17 lipca 1385 r. gdy król miał lat szesnaście, a jego wybranka zaledwie piętnaście, jednak mimo wszystko młoda para przypadła sobie do gustu (czego efektem było wydanie na świat 12-ściorga dzieci, które to Izabella rodziła prawie co roku, począwszy od września 1386, jednak spora część z nich nie przeżyła wieku dziecięcego). Król i królowa rozpłynęli się teraz na całego w życiu dworskim, czyli ciągłych bankietach, turniejach rycerskich i festynach, żyjąc w zupełnie innym świecie niż większa cześć ich poddanych. Zresztą nie trzeba było być monarchą, by żyć luksusowo i nie martwić się troskami dnia codziennego, które w XIV i XV wieku przybrały we Francji na sile, a okres ten został nazwany po prostu "Czasami Niedoli". Wojna, konfiskaty, rabunki, grasujące po drogach kompanie "oprawców" i "golarzy" (ci pierwsi napadali i rabowali, a ci drudzy zabierali to, czego ci pierwsi nie zdołali ukraść), spowodowały że zaopatrzenie miast w żywność nastręczało sporych trudności, a to znów rodziło obawy o pojawiające się od czasu do czasu klęski głodu. Dlatego też miasta coraz częściej przybierały wiejski charakter i przy domostwach trzymano własne bydło oraz uprawiano poletka - powszechny bowiem stał się strach przed głodem i z rozrzewnieniem opowiadano sobie o dawnych, dobrych czasach "najjaśniejszego pana św. Ludwika", gdy każdy miał co jeść, kraj był zasobny a lud bogaty. Epoka "Czarnej Śmierci" wszystko jednak odwróciła i doprowadziła Francję (oraz inne kraje Europy Zachodniej) do wyludnienia i prawdziwej ruiny. Zaczął na przykład podupadać niezwykle prężny wcześniej przemysł sukienniczy we Flandrii, Artois i Douai (niektóre miasta - jak Arras - skutecznie ratowały się przed plajtą przestawieniem produkcji ubrań na kobierce, które - zamawiane przez królów i książąt - potem zdobiły ściany wielu krajów w Europie). Zamarła wytwórczość, zamarł też i handel, a miasta biedniały i wyludniały się (np. w Tuluzie w ciągu stu lat od początku XIV do XV wieku, ludność miasta spadła o połowę z 40 do 20 tys.), a rzemieślnicy zmuszeni byli do zamknięcia swych warsztatów, gdyż ludzie coraz mniej kupowali, zaś zapotrzebowanie książąt na te towary mimo wszystko było znikome.
 
A mimo to książęta żyli naprawdę dobrze, czego dowodem są pozostałe do naszych czasów pamiętniki i opowiadania, spisane przez wówczas żyjących poddanych francuskiego króla. Taki na przykład Gutierrez Diaz de Gamez - giermek przybyłego z Kastylii rycerza o imieniu Pedro Nino - pozostawił na przykład opis majątku i życia marszałka Francji (od 1405 r. "na emeryturze" ze względu na jego podeszły wiek) Renalda de Trie oraz jego małżonki, na zamku Serifontaine. Gutierrez pisał mianowicie tak: "Admirał był rycerzem bardzo wiekowym i chorym. Złamały go trudy wojenne, bo zawsze walczył, a był rycerzem groźnym w starciu. Nie mógł już bywać na dworze ani w obozach i żył usunąwszy się do swoich włości. Tam pod dostatkiem miał wszystkiego, co przystało jego osobie. (...) Miał z sobą giermków i służbę dla różnego rodzaju usług, jak przystało takiemu panu. (...) pan ów posiadał czterdzieści czy pięćdziesiąt psów, aby polować w lesie, oraz ludzi do ich doglądania. Było tam do dwudziestu wierzchowców dla jego osoby. (...) Cóż więc wam powiem? Wszelkie dobro, wszelkie dostatki można tam było zobaczyć. (...) Rycerz ów miał małżonkę najpiękniejszą niewiastę jaka żyła wówczas we Francji. (...) Bardzo ją wychwalano we wszystkich rzeczach, które przystoją wielkiej damie, a ponieważ miała dużo rozumu, lepiej rządziła swoim domem, na lepszym utrzymywała go poziomie niż którakolwiek można pani w tej prowincji. Miała swoje zacne komnaty oddzielone od pokojów admirała, zaś od jednych do drugich szło się przez most zwodzony. (...) Pani admirałowa miała około dziesięciu szlachetnie urodzonych panien, nader bogato ubranych i zaopatrzonych, które za całą pracę miały troskę o własną osobę i dotrzymywanie towarzystwa swojej pani. (...) Opowiem wam o porządku i regułach, jakich trzymała się ta pani. Rano, gdy wstała, szła ze swymi pannami do gaju, który był niedaleko, każda z książką do nabożeństwa i różańcem. Siadały z dala jedna od drugiej i nic nie gadały, póki nie skończyły modlitwy. Następnie zbierały kwiatki (...) stamtąd wracały do zamku i szły do kaplicy, gdzie słuchały mszy świętej cichej. Wyszedłszy z kaplicy zabierały srebrną tacę, na której były kury, skowronki i inne ptaki pieczone, i jadły (...) a potem podawano wino. (...) To uczyniwszy, pani dosiadała wraz ze swoimi pannami najlepiej osiodłanych i najlepszych (...) stępaków, a wraz z nimi cwałowali rycerze i szlachta. (...) w godzinie obiadu, zsiadali z koni i udawali się do komnaty, gdzie znajdowali stół nakryty. (...) Dania, wielce urozmaicone, w wielkiej liczbie i dobrze przyrządzone (...) składały się bądź z mięsa, bądź z ryb i owoców, zależnie od tego, jaki dzień był. (...) Podczas jedzenia obecni byli grajkowie, którzy przyjemnie na różnych instrumentach wygrywali. Gdy tylko odmówiono modlitwę dziękczynną i usunięto stoły, wchodzili minstrele i pani tańczyła. (...) Tańce trwały godzinę. (...) Następnie przynoszono łakocie, podawano wino i wszyscy szli odpocząć. (...) W lecie jadali wcześniej, a potem pani pieszo szła zabawić się w pola i grali w kule aż do nocy, potem szli do sali oświetlonej pochodniami i wtedy zjawiali się minstrele. Tańczono do późnej nocy, a gdy już podane zostały wina i owoce, żegnali się aby pójść na spoczynek". Miłe, spokojne, beztroskie życie, pełne uczt, polowań balów, przechadzek panów i dam prowadzących zalotne rozmowy - prawdziwe Dolce Vita. Niektórzy też dla rozrywki i urozmaicenia czasu kazali rozrzucać ludowi pieniądze i przypatrywali się jak ludzie między sobą walczą o te monety. Byli też i tacy, którzy dla zabawy kazali... podpalić własne konie.
 
 

 
Niektórzy arystokraci urządzali też specjalne wieczory, podczas których albo grano w karty (w męskim gronie), albo też konwersowano z damami lub zadawano sprośne pytania (choćby takie: "Co w ciele kobiecym jest lepsze, część górna czy dolna?"), inni przebierali się w specjalne stroje (np. w skóry wilków. Jeden z francuskich wielmożów - Peire Vidal, aby zabawić swych gości, przebrał się w skórę wilka i zaczął wyć, a potem kazał wypuścić swoje psy - które jednak nie znały się na żartach i... zagryzły swego pana na miejscu 😏). Należy też pamiętać że średniowiecze to okres, w którym z kobiety uczyniono żywą boginię cnoty, dla której mężczyzna-rycerz był w stanie uczynić wszystko, nawet rzucić się w ogień dla jej kaprysu. Może to się wydawać dziwne (szczególnie dziś, gdy feministki i inne bojowniczki postępu, deprecjonują średniowiecze jako epokę "ciemnoty i zabobonu"), ale kobieta w tym okresie miała bez wątpienia najsilniejszą pozycję w całych historycznych dziejach ludzkości. Nigdy wcześniej ani już nigdy później nie wywyższono kobiet tak wysoko, czyniąc z nich w praktyce żywe bóstwa (np. sławny rycerz i marszałek Francji Jean Le Maingre zwany "Boucicat" - który w latach 1384, 1385 i 1390-1391 walczył po stronie Krzyżaków przeciw Litwinom - tak oto miał postąpić - jak pisze jego biograf Hugo - gdy w Geniu pozdrowiły go dwie damy, a on odwzajemnił pozdrowienie, składając im ukłon. Na pytanie: "Panie, kim są owe dwie niewiasty, którym złożyłeś tak głęboki ukłon?", "Nie wiem" - odparł Boucicat, "Panie, to są pospolite dziewki", "Pospolite dziewki" - rzekł Boucicat - "Wolę raczej okazać cześć dwóm pospolitym dziewkom niż ubliżyć jednej szlachetnej pani"). Powstawały też specjalne zakony, których zadaniem było strzec czci i godności kobiet, oraz służyć im jak przystało rycerzom (jeden z takich zakonów, założył Boucicat w 1399 r. i zwał się on zakonem "Zielonej Tarczy Białej Damy", inny, równie popularny zakon o nazwie: "Dwór Miłości" - założony przez wspomnianego na początku Filipa Śmiałego księcia Burgundii i Flandrii, miał za zadanie: "Pod przewodem, władzą i opieką (...) wychwalanych cnót, a mianowicie pokory i wierności, ku zaszczytowi, pochwale, poważaniu i służbie wszystkich pań i panien"). Służba damie, jako ideale kobiecości - była bezwzględnym obowiązkiem każdego rycerza, który w tym momencie sprowadzał się do roli niewolnika kobiety,  chcącej uraczyć go swym słowem lub gestem. Każdy rycerz, który w jakikolwiek sposób uchybiłby godności damy lub panny, zostałby objęty infamią i uznany za niegodnego tego miana (choć należy też przyznać że wielu rycerzy traktowało te przykazy jako swoisty folklor i nie zawsze tak postępowali w życiu - niektórzy też dopuszczali się gwałtów, porywali kobiety jako swe narzeczone, a jak się im znudziły, odsyłali je do rodziny - ale jednak taki właśnie był model i ideał średniowiecznej męskości: służba niewieściej cnocie i urodzie).
 
 

 
Wracając jednak do Karola VI i jego małżonki, który w listopadzie 1388 r. w wieku dwudziestu lat, objął realne rządy nad krajem i rozwiązał Radę Regencyjną książąt (w zasadzie złożoną z samego Filipa Śmiałego) ponownie powołując do urzędów ludzi mianowanych niegdyś przez jego ojca, którzy doprowadzili do załagodzenia konfliktów z miastami i przywrócenia im dawnych przywilejów (jednak obciążenia fiskalne nadal pozostały w swej mocy). Taki oto był obraz Francji pierwszej dekady rządów Karola VI, a jak wówczas wyglądała Europa i jakie trapiły ją problemy? O tym nieco więcej w kolejnej części...    
 
 
 
 CDN.
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz