Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 18 stycznia 2021

REZERWATY DLA POLAKÓW! - Cz. I

 CZYLI NIEUDANY EKSPERYMENT

STWORZENIA "SOWIECKIEGO-POLAKA"

 
 
"IDĄ TERAZ GODZINY ZA GODZINAMI, 
ZWYCIĘSTWO ZA NAMI, PRZED NAMI SZEROKIE ŻYCIE"
 
MARSZAŁEK JÓZEF PIŁSUDSKI
(1921 r.)
 
 
 

 
 
 Gdy 5 czerwca 1920 r. ruszyła ofensywa Armii Konnej Siemiona Budionnego (która wchodziła w skład Frontu Południowo-Zachodniego dowodzonego przez gen. Ilicza Jegorowa) i pierwszych starć tej formacji z Wojskiem Polskim (m.in. ciężka, 10-godzinna bitwa pod Samhorodkiem), udało się Budionnemu w błyskawicznym tempie wyjść na tyły 3 Armii polskiej, stacjonującej w Kijowie pod dowództwem gen. Edwarda Rydza-Śmigłego (zdobycie Kijowa przez Polaków i Ukraińców Semena Petlury - 7 maja 1920 r., stało się powodem wybuchu wielkorosyjskiego nacjonalizmu. Wielu "białych" oficerów walczących dotąd z bolszewikami, zaczęło się wówczas zgłaszać do Armii Czerwonej z prośbą o skierowanie ich na "front białopolski"). Już 7 czerwca bolszewicy byli w Berdyczowie i Żytomierzu, co groziło realnym odcięciem wojsk stacjonujących w Kijowie. 11 czerwca wojska polskie i ukraińskie wycofały się ze stolicy Ukrainy i tego samego dnia bolszewicy wkroczyli do Kijowa. Front na południu zaczął się sypać w zastraszającym tempie, zaś 4 lipca ruszyła główna ofensywa sowieckiego Frontu Zachodniego, dowodzonego przez gen. Michaiła Tuchaczewskiego, której celem było nie tylko odrzucenie wojsk polskich daleko na Zachód, ale przede wszystkim zdobycie Warszawy i Poznania oraz likwidację odrodzonego w listopadzie 1918 r. państwa polskiego. Szybkie posuwanie się do przodu dwóch sowieckich frontów spowodowało, że próba zorganizowania obrony na linii rzek Berezyna-Ptycz-Uborć-Słucz-Smotrycz nie wchodziła w grę, podobnie jak kolejna linia obronna Wilno-Wilejka-Mińsk-Słuck-Łuniniec-Sarny-Zbaraż-Czortków. 10 lipca zdobyte zostały Święciany, 11 lipca - Mińsk, a 14 lipca bolszewicy wkroczyli do Wilna. Front Litewsko-Białoruski zaczął się pruć jeszcze szybciej jak fronty: Środkowy i Ukraiński i na całej linii działań wojennych Wojsko Polskie znalazło się w totalnym odwrocie. Sytuacja była na tle groźna, że zaczęto zastanawiać się nie tyle nad obroną Polesia, Wołynia czy Grodzieńszczyzny, ale samej Warszawy (jeszcze przed upadkiem Wilna, gdy do dowództwa 10 Dywizji Piechoty przybył gen. Zegadłowicz, dowódca 1 Armii gen. Lucjan Żeligowski powitał go słowami: "Nie pozostaje nam nic innego, jak bronić Wilna", na co Zegadłowicz machnął ręką i rzekł: "Chyba Warszawy!"). 19 lipca rozpoczęła się bitwa o Grodno, która zakończyła się zdobyciem miasta przez bolszewików (30 czołgów broniących miasta nie poradziło sobie z kawalerią Gaj-Chana, co też on dobitnie podsumował, mówiąc: "Czołg nie przerazi wyszkolonych kawalerzystów!").

Po przekroczeniu Niemna i zajęciu Białegostoku 23 lipca, został sformowany (tego dnia w Moskwie) tak zwany Polrewkom, czyli Tymczasowy Komitet Rewolucyjny Polski z Julianem Marchlewskim, Feliksem  Dzierżyńskim, Feliksem Konem i Józefem Unszlichtem na czele. W założeniu komunistów, miał to być - po szybko spodziewanym zdobyciu Warszawy - nowy rząd sowieckiej Polski. Przyjechali oni do Białegostoku 1 sierpnia z manifestem ogłaszającym powstanie Polskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej. Front sowiecki coraz szybciej zbliżał się do Warszawy, która żyła wówczas frywolnością pięknego lata 1920 r. Kawiarniane ogródki były pełne ludzi i rozbrzmiewały muzyką, młodzi mężczyźni popisywali się przed dziewczętami swymi rakietami do gry w tenisa, coraz bardziej modnymi autami i "szpanerskim" stylem życia. Gdy jednak okazało się że fronty wschodnie uległy załamaniu, zaczęła pojawiać się obawa i zniechęcenie do prowadzenia dalszej wojny (Charles de Gaulle przyszły prezydent Francji, a wówczas oficer francuskiej misji wojskowej w Polsce, tak pisał w swym "Dzienniku" o Warszawie z lipca 1920 r.: "Rezygnacja. Dostrzegałem ją często u Słowian, uczucie niebezpieczeństwa nie podnieca ich, ale przybija. Dlatego w różnych epokach garstka barbarzyńców mogła w tych rejonach panować nad niezmierzonymi obszarami"). Wiadomości z frontu i wziętych do niewoli polskich żołnierzach, też nie napawały optymizmem, czego dowodem były choćby relacje Izaaka Babela - wówczas oficera Czeka, który w swym "Dzienniku 1920" pisał m.in. tak o postępowaniu bolszewików wobec jeńców wojennych: "Błagamy, żeby nie zabijać jeńców (...) przebijali bagnetami, dostrzeliwali, trupy na trupach, jednego jeszcze obdzierają, drugiego dobijają, jęki, krzyki, charkot - to nasz szwadron szedł do natarcia".  Istnienie Polski (a co za tym idzie innych państw Europy-Środkowej oraz Niemiec Francji, Włoch, Hiszpanii) stanęło pod wielkim znakiem zapytania, gdyż po rozbiciu Polski i wejściu w granice Niemiec, tamtejsze zrewoltowane masy znacznie wsparłyby Armię Czerwoną, umożliwiając jej podbój praktycznie całej Europy.
 
3 sierpnia Wojsko Polskie cofnęło się już na linię Bugu, sytuacja była dramatyczna, znikąd pomocy (strajki dokerów w porcie w Gdańsku zapobiegły dostarczeniu wysłanej przez Francję i Anglię broni i amunicji), jedynie Węgrzy wysyłali skrzynie pełne amunicji (ze względu na wielkie zniszczenia wojenne I Wojny Światowej, nie ostała się ani jedna fabryka produkująca amunicję i realnie nie było po prostu czym strzelać. I tutaj właśnie z nieodzowną pomocą przyszli Węgrzy, którzy wysyłali skrzynie oficjalnie z pomocą humanitarną - ponieważ Czechosłowacja odmawiała transportu sprzętu wojennego dla zagrożonej upadkiem Polski, swoją drogą, gdyby wówczas Polska padła, Czechy, podobnie jak Litwa i inne kraje, również bardzo szybko zostałaby opanowana przez Sowietów - realnie zaś w owych skrzyniach była amunicja, która ocaliła wówczas Europę przez komunistycznym zniewoleniem). W nocy, z 5 na 6 sierpnia opracowany został plan ostatecznego starcia z bolszewikami nad Wisłą, u stóp Warszawy. Stolica miała być broniona przez 1 Armię gen. Franciszka Latinika, wspomagana od północy przez 5 Armię gen. Władysława Sikorskiego i od południa przez 2 Armię gen. Edwarda Rydza-Śmigłego. Ich zadaniem było utrzymać linię Wisły od Płocka aż po Warkę, a szczególnie przedpola Warszawy - Radzymin i Wołomin. Główne uderzenie zaś miało nadejść od strony rzeki Wieprz na południowy-wschód od Warszawy, tam też stały 4 Armia gen. Leonarda Skierskiego i 3 Armia gen. Zygmunta Zielińskiego. Nad całością sił uderzających znad Wieprza dowództwo objął Józef Piłsudski. W obliczu zagrożenia bolszewickiego, gdy sowieckie armie: 3, 4, 15 i 16 kruszyły wszędzie polską obronę, Polacy nieco się przebudzili (pomagały w tym również rozklejane po Warszawie plakaty z sarkastycznymi hasłami, jak choćby ten: "Korzystaj z pogody i graj w tenisa, obywatelu młody, gdy kobiety idą w bój"). Hasła: "Wszystko dla zwycięstwa! Do broni!" czy "Idź na front" początkowo nie robiły wrażenia na młodych mężczyznach, którzy - jak pisał Stanisław Thugutt: "Czytali je obojętnym wzrokiem". Gdy jednak wróg stanął już u bram i wydano proklamację do narodu nawołującą do obrony Ojczyzny, sytuacja ta zaczęła się zmieniać. Zaczęły formować się ochotnicze pułki (np. 205 Pułk Cechu Szewców, 17 Pułk Piechoty złożony głównie z wioślarzy czy niezwykle popularny wśród inteligencji 201 Ochotniczy Pułk Piechoty), powstawały komitety obywatelskie gromadzące dary dla wojska oraz Straż Obywatelska. Do formacji ochotniczych zaczęli zgłaszać się kolejarze, dziennikarze, robotnicy, chłopi, nawet kilkanaście (może kilkadziesiąt, bowiem niektóre ukrywały swoją płeć pod męskim mundurem i krótko obciętymi włosami) kobiet służyło bezpośrednio na linii frontu w działaniach bojowych (choć głównie zajmowały się one organizacją darów dla wojska).
 
 
 
AMERYKAŃSCY OCHOTNICY Z 7 ESKADRY MYŚLIWSKIEJ IMIENIA TADEUSZA KOŚCIUSZKI w 1920 r.
MERIAN C. COOPER DRUGI Z LEWEJ OD GÓRY
 
 
 
 
ODSŁONIĘCIE POMNIKA POLEGŁYCH AMERYKAŃSKICH LOTNIKÓW
(LWÓW - 30 MAJA 1925 r.)
 

 
Były też i formacje cudzoziemskie - jak choćby kilkunastu Francuzów biorących bezpośredni udział w walkach (w tym major de Gaulle), Amerykanie z lotniczej Eskadry Kościuszkowskiej podpułkownika Meriana C. Coopera (który dostał się do sowieckiej niewoli a potem z niej uciekł, zaś w latach 20-tych i 30-tych był słynnym producentem filmowym z Hollywood, nakręcił m.in. King Konga z 1933 r.), Brytyjczycy (ze sławnym Adrianem Carton de Wiart, który przed Bożym Narodzeniem 1919 r. bardzo się oburzył na polską delegację, zaproszoną na wieczorek taneczny do budynku brytyjskiej Misji Wojskowej w Polsce, gdyż znając prosowiecką politykę premiera Lioyda George'a, Polacy nie zamierzali "tańczyć jak im Brytyjczycy zagrają" i po posiłku podziękowali i wyszli. de Wiart chciał wówczas co poniektórych wyzwać na pojedynek za ów afront, ale potem brał udział w walkach - choć nie na pierwszej linii frontu - a po wojnie zamieszkał w Polsce - Karol Radziwiłł podarował mu majątek ziemski na Polesiu, wraz z małą willą w Prostyniu). Oczywiście należy także wspomnieć o formacjach złożonych z Ukraińców, Białorusinów i Rosjan (wrogich komunistom). Był nawet jeden japoński oficer - wysłany do Polski z misją dyplomatyczną - który na pierwszej linii walk, samurajskim mieczem ścinał bolszewickie łby. Oczywiście wśród tych formacji ochotniczych zabrakło Niemców, którzy wówczas ochoczo kibicowali Sowietom i sądzili że "na trupie Polski" odzyskają ziemie utracone decyzją Kongresu Wersalskiego z czerwca 1919 r. (choć i wśród Niemców były wyjątki, nieliczne - ale jednak. Przykładem niech będzie mój pradziad, który jako Niemiec zaciągnął się najpierw do "Błękitnej Armii" Józefa Hallera we Francji, a następnie wraz z tą formacją walczył z bolszewikami już po powrocie do Polski). Nic tak nie ucieszyłoby wówczas Niemców, jak właśnie upadek Polski w sierpniu 1920 r. Cóż, ktoś kiedyś powiedział że od czasu NATO i Unii Europejskiej narody polski i niemiecki mocno się do siebie zbliżyły, a Niemcy są teraz naszym "śmiertelnym przyjacielem" 😉.
 
 
sir ADRIAN CARTON de WIART
 

 
Kontrofensywa znad Wieprza rozpoczęła się rankiem 16 sierpnia 1920 r. Polski wywiad doskonale rozpracował przeciwnika i wiadomo było dokładnie jakie formacje wchodzą w skład poszczególnych sowieckich dywizji, tylko był problem z tzw.: "Grupą Mozyrską". Wywiad donosił że składała się ona z dwóch dywizji 57 i 58, ale powszechnie uważano że informacje te są niepełne, lub wręcz nawet całkiem błędne. W polskim dowództwie spodziewano się zasadzki, jednak gdy po kilku godzinach po rozpoczęciu ofensywy wysunięte pułki 2, 14, 16, 17 i 21 Dywizji raportowały że wciąż nie mogą nawiązać kontaktu bojowego z przeciwnikiem (Polacy na tym odcinku mieli sformowane 43 tys. piechoty, 4,5 jazdy, 179 dział i 80 karabinów maszynowych, zaś liczebność Grupy Mozyrskiej składała się z 31 tys. żołnierzy, rozrzuconych na froncie o szerokości 100 km.), szybko okazało się że Sowieci nie mają tam żadnych większych sił (wszystkie był zebrane na linii Warszawy oraz w rejonie północnym Wisła-Drwęca, gdzie zupełnie do niczego nie przydał się ani Korpus konny Gaj-Chana ani też 4 Armia sowiecka - tak potrzebne Tuchaczewskiemu w chwili ataku znad Wieprza. Co ciekawe oddziały te był wysunięte ku północy i zachodowi tak bardzo, że Tuchaczewski utracił z nimi jakikolwiek kontakt). Przewaga Polaków na linii Wieprza była przygniatająca, dlatego też w ciągu dwóch dni ofensywy, polskie dywizje wyszły na tyły 16 i 3 Armii sowieckiej, powodując panikę w tych oddziałach (okazało się bowiem że Polacy atakują nie tylko z rejonu Warszawy, ale i z... tyłu, Sowieci nie mieli więc gdzie uciekać). Od 17 sierpnia sowieckie dywizje (często bez zgody Tuchaczewskiego) rozpoczęły odwrót na wschód i północ (do niemieckich Prus Wschodnich), jeszcze 18 sierpnia sowiecki dowódca wydał rozkaz rozbicia "modlińskiej grupy wojsk przeciwnika", ale było to już zadanie niewykonalne. Do 20 sierpnia cały sowiecki front został przełamany a dywizje wroga na własną rękę szukały ucieczki na wschód, lub też starały się przejść do Prus (tak postąpiły niektóre dywizje 4 i 15 Armii, zaś Niemcy szybko je dozbrajali i ponownie wysyłali na front, miast internować). 22 sierpnia Polacy byli już w Białymstoku i Łomży, a do 25 sierpnia ponownie Wojsko Polskie podeszło pod Grodno. Bitwa pod Warszawą była dla bolszewików przegrana, a dwie armie sowieckie praktycznie przestały istnieć (choć wiele jednostek m.in. dzięki pomocy Niemców - przechodziło przez Prusy i ponownie szykowało się do ataku, teraz na linii Niemna), z najsilniejszej sowieckiej 15 Armii po bitwie... pozostał jedynie sztab, a niewiele więcej zostało z 16 Armii walczącej bezpośrednio pod Warszawą. Poległo i zostało rannych ponad 30 000 bolszewików, 70 000 dostało się do polskiej niewoli a 88 000 przeszło granicę w Prusach i po dozbrojeniu przez Niemców, wycofało się na linię Niemna. Straty polskie wyniosły 4 500 poległych, 22 000 rannych i 10 000 zaginionych. Należy jednak dodać, że nie byłoby zwycięstwa kontrofensywy znad Wieprza, gdyby w dniach 13-17 sierpnia wojska broniące Warszawy pod Radzyminem i Ossowem uległy Sowietom. To dzięki ich determinacji zwycięstwo to zostało w pełni osiągnięte.
 
 
JEŃCY SOWIECCY 1920 r.
TAK SKOŃCZYLI "ZDOBYWCY" NIOSĄCY PŁOMIEŃ REWOLUCJI 
NA CAŁĄ EUROPĘ I PRAGNĄCY TĘ EUROPĘ UTOPIĆ W MORZU KRWI
 
 

 
Na całym odcinku sowieckiego frontu pełno było pomordowanych bestialsko polskich jeńców, którzy dostali się do niewoli w połowie sierpnia 1920 r. Na przykład między wsiami Trzcianka i Stupsk leżało na drogach mnóstwo żołnierzy z "Syberyjskiej Brygady" walczących do końca w sowieckim okrążeniu, a gdy wreszcie przybyła odsiecz kawalerii generała Dreszera, było już za późno. Według relacji świadków którzy 25 sierpnia przybyli na odsiecz "Syberakom": "Droga, wieś cała usiana była trupami jeńców polskich. Leżeli rozebrani do bielizny, niektórzy do naga. Na oko, nie były to więc już trupy żołnierzy, ale masy ludzi, zastygłe w bezkształtnych pozach mordowanych wręcz. Takiego mrożącego krew w żyłach widoku nie widział nikt jeszcze chyba w całym pułku. Bo to wszystko leżało prawie na kupie. Na małą przestrzeń spędzono przeszło tysiąc jeńców. Teraz słali się o czaszkach rozwalonych łopatami, głowach odrąbanych szablami, ciała przebite wielokrotnie, podziurawione bagnetami, pocięte na kawałki, niektórzy z wykłutymi oczami, o rozprutych brzuchach. (...) Mniej zniekształcone trupy leżały z zastygłym w oczach przerażeniu, o ustach otwartych w krzyku". Gniew i rozpacz potęgowała się wśród polskich żołnierzy i wziętych do niewoli sowieckich komisarzy ludowych zmuszali oni do mówienia choćby takich słów jak.: "Lenin to sukinsyn", lub "Lenin to diabelskie łajno", a gdy ci odmawiali, odprowadzano ich na egzekucję. Sowieci nie byli jednak jeszcze całkiem rozbici, a uzupełniwszy braki w ludziach i sprzęcie (również przy pomocy niemieckiej) już w następnym miesiącu - we wrześniu - gotowi byli do kolejnej ofensywy. Zachód też okazał się "parszywieńki". Premier Wielkiej Brytanii David Lioyd George dążył do jak najszybszego zakończenia tej wojny (zapewne w obawie przed sowieckimi zwycięstwami) i na konferencji w Spa w Belgii w lipcu 1920 r. (której głównym tematem była jednak kwestia wysokości kontrybucji nałożonych na pokonane w I Wojnie Światowej Niemcy), zmusił premiera Polski - Władysława Grabskiego do wyrażenia zgody na warunki proponowanego przez Londyn pokoju. Oczywiście ów pokój miał się dokonać kosztem Polski (jak pisał osobisty sekretarz Lioyda George'a - Philip Kerr do brytyjskiego posła w Warszawie: "Poprze on Polskę w granicach etnograficznych jako jedyną Polskę, która być może przeżyje w przyszłości"). 10 lipca w Spa Lioyd George zażądał od Grabskiego zgody na 1) wycofanie wojsk polskich na linię wyznaczoną 8 grudnia 1919 r. (tzw.: "Linię Curzona" od nazwy brytyjskiego polityka George'a Curzona który ją zaprojektował - z drobnymi zmianami linia ta dziś wyznacza wschodnią granicę Polski, bowiem stała się podstawą, jaką wymusił Stalin na aliantach zachodnich w Jałcie i Poczdamie w 1945 r.), 2) udział Polski w konferencji pokojowej w Londynie, jaką zamierzał zwołać Lioyd George z udziałem sowieckiej Rosji, 3) pozostawić kwestię przynależności Wilna, Śląska Cieszyńskiego i Gdańska decyzji sojuszniczych mocarstw. W zamian oferował on podjęcie pertraktacji z bolszewikami w celu zatrzymania ich zwycięskiego marszu na Zachód i zawarcia trwałego pokoju (Lioyd George twierdził iż z "Rosją należy rozmawiać, bo ma zboże i surowce", oraz preferował pokój przez handel "peace through trade"). W wyniku pogarszającej się sytuacji na froncie premier Grabski zdecydował się przyjąć te warunki, choć było wiadomo że muszą one doprowadzić do zwasalizowania Polski przez sowiecką Rosję, zaś Francuzi (którzy oficjalnie wspierali polską niepodległość, jako przeciwwagę dla Niemiec) pozostali w tej sprawie zupełnie bierni (marszałek Foch twierdził że nic nie może zrobić, zaś premier Aleksander Millerand nie chciał się wdawać w żadne kontakty z bolszewikami, zanim oni nie zadeklarują przejęcia odpowiedzialności za długi Rosji wobec francuskich wierzycieli jeszcze z okresu przedwojennego).

Zadowolony z siebie brytyjski premier, wystosował 11 lipca notę dyplomatyczną do rządu sowieckiego, w której potwierdzał zgodę Polski na wycofanie się Wojska Polskiego do linii Niemna, Bugu i Sanu, która miała stać się wschodnią granicą Polski. Była to propozycja niezwykle korzystna dla bolszewików, tym bardziej że Armia Czerwona na froncie nie doszła jeszcze na żadnym odcinku do tych proponowanych linii, co wiązało się z oddaniem bez walki w bolszewickie ręce ogromnych obszarów na Wschodzie. Niestety, radość Lioyda George'a nie trwała długo, bowiem pewni szybkiego zwycięstwa pod Warszawą (a następnie wkroczenia do Niemiec i Francji) bolszewicy, odrzucili ową "kompromisową" propozycję Brytyjczyków i w nocie pełnej ironii i złośliwości pod adresen Londynu (wysłanej 17 lipca 1920 r. przez ludowego komisarza spraw zagranicznych sowieckiej Rosji - Gieorgija Cziczerina), deklarowali wręcz iż są gotowi zaproponować Polakom korzystniejsze granice na wschodzie, niż te jakie określił w swej nocie Lioyd George, a poza tym pytali jak to jest, że Londyn - który zadeklarował się jako aktywny przeciwnik sowieckiej Rosji, teraz ma stać się bezstronnym pośrednikiem między Moskwą a Warszawą (Stalin stwierdził wówczas że: "Jeśli kiedykolwiek będziemy prowadzić rozmowy z Polską, należy je prowadzić w Moskwie, a nie w Londynie"). Owe dyplomatyczne niepowodzenie i otwarty afront ze strony Sowietów, wcale nie zraziły Lioyda George'a do dalszych działań i nadal pragnął on występować w roli pośrednika w konflikcie polsko-sowieckim. Był w stanie zaakceptować każdą sytuację, która doprowadziła by do zawiązania trwałego pokoju (oczywiście kosztem Polski i innych krajów Europy Środkowej i Wschodniej), gdy więc brytyjski premier otrzymał sowiecką notę z odpowiedzią Cziczerina (na którą czekał - jak zapisał towarzyszący mu we wsi Cobham lord Riddell - "jak kochanek czekający na telegram") otwarcie uznał ją za "nierozsądną". Miał rację, bowiem gdyby bolszewików nie przepełniała pycha i pewność już odniesionego zwycięstwa na froncie, podjęliby tę propozycję, co automatycznie rozbroiłoby Polskę i mogli odnieść całkowity sukces, bez dalszego prowadzenia wojny. Jednak nie to było celem Lenina, Trockiego czy Stalina - celem było bowiem opanowanie Europy, aby utworzyć tam Europejską Republikę Rad zaprowadzoną na sowieckich bagnetach. Dlatego też nie zamierzali oni godzić się na półśrodki i w nocie z 17 lipca deklarowali że są w stanie oddać Polakom większe tereny na Wschodzie, niż te proponowane przez lorda Curzona. To przecież nic ich nie kosztowało, tym bardziej że Polska jak i inne kraje i tak miała się roztopić w bolszewickim tyglu - więc poszczególne tereny nie miały tu żadnego znaczenia. Lioyd George tego nie rozumiał i liczył na to, że kosztem Polski (nawet jeśli oznaczałoby to jej wchłonięcie przez Sowiety) zatrzyma marsz Armii Czerwonej na granicy z Niemcami i doprowadzi do nawiązania przyjaznych stosunków handlowych z imperium bolszewików (jedynie Winston Churchill pisał w lipcu 1920 r. na łamach "Evening News" w tekście zatytułowanym: "Niebezpieczeństwo zatrucia ze Wschodu", że jeśli Polska zostanie przez bolszewików "połknięta", cały europejski system porządku wersalskiego runie w gruzy, choć i on był niepoprawnym marzycielem-fantastą, gdyż proponował aby Polskę od sowieckiej inwazji ocalili... Niemcy 😄, kraj który otwarcie stawiał na zwycięstwo Sowietów i oczekiwał go z niecierpliwością).
 
Przeciwnikiem niepodległości Polski był również brytyjski hrabia i polityk Partii Konserwatywnej - Arthur Balfour, który twierdził iż Polska nie powinna otrzymać pełnej niepodległości, gdyż stałaby się  tylko problemem dla Europy, jako: "obszar ciągłych rozgrywek między Niemcami a Rosją i jej istnienie, tak odległe od wsparcia sprawy europejskiego pokoju, stwarzałoby stałą okazję do europejskiego konfliktu". Twierdził też iż Polska powinna pozostać pod panowaniem Rosji. W jego mniemaniu o tym czy w Europie Środkowo-Wschodniej ma prawo powstać jakiś kraj, decydują przede wszystkim korzyści, odniesione z tego stanu rzeczy dla Europy Zachodniej, zaś - jak twierdził Balfour: "Polska, a tym bardziej inne, nieposiadające długich tradycji państwowych małe kraje tego regionu nie są zdolne, by rządzić się same", uważał więc że wszyscy Polacy z zagwarantowaniem im autonomii wewnętrznej, mogliby z powodzeniem odnależć swój "narodowy dom" pod panowaniem Rosji (swoją drogą ciekawa argumentacja, zważywszy że gdy w Europie Zachodniej toczyły się krwawe wojny czy to dynastyczne czy też religijne, a w Anglii panowała anarchia czasów Wojny Stuletniej i Wojny Dwóch Róż, Polska tworzyła podtawy europejskiego prawa, formując federacyjny model bezkrwawego poszerzania własnego terytorium, poprzez dobrowolne unie polityczne. To przecież Paweł Włodkowic na Soborze w Konstancji w 1415 r. sformułował zasadę, iż nie można nikogo, nawet pogan pozbawiać ziemi na której żyją, gdyż posiadają ją z woli Boga i należy przemawiać do nich słowem i czynem "Męki Chrystusa", a nie ogniem i mieczem zaprowadzać na siłę chrześcijaństwo. To również polska koncepcja "wolności mórz" z XVI wieku - która w tamtym czasie była w Europie Zachodniej traktowana jako niedorzeczna, stała się potem podstawą europejskiego pokoju po zakończeniu I Wojny Światowej. Gdy więc Anglicy, Francuzi czy Niemcy wyrzynali się w bratobójczych walkach, w Polsce/Rzeczpospolitej kwitła cywilizacja najlepszego okresu antycznego Rzymu, połączona z wolnością religijną, wolnością słowa i wolnością poglądów, a także prawem buntu wobec króla, jeśli ten ośmieliłby się podnieść rękę na demokratyczne swobody obywatelskie. Rzeczpospolita poza tym była krajem tak potężnym, że zdolna była prowadzić zwycięskie wojny na kilku frontach jednocześnie i to z reguły dysponując armią mniej liczebną od przeciwnika, gdyż szlachta niezbyt chętnie godziła się na długie wojny a co za tym idzie nowe podatki na wojsko. Polacy byli jedynymi Europejczykami, którzy dwukrotnie zajęli Moskwę, jedynymi, którzy realnie zagrozili Konstantynopolowi w taki sposób, iż sułtan musiał się stamtąd ewakuować. Kto więc był tutaj "małym krajem", "nieposiadającym długich tradycji państwowych" i "nieumiejącym się samemu rządzić?").
 
 

  
Po zwycięstwie pod Warszawą i rozbiciu siejącej postrach wśród "białych" rosyjskich generałów Armii Konnej Siemiona Budionnego - 31 sierpnia 1920 r. w bitwie pod Komarowem (jak pisał w swym raporcie pułkownik Juliusz Rómmel - miał on również niemieckie korzenie, a jego rodzina wywodziła się od niemieckiej gałęzi rodu von Rummel - dowódca zwycięskiej 1 Dywizji Jazdy: "W kilkadziesiąt sekund (...) obraz bitwy zmienił się całkowicie. Budiennowcy zmykają rąbani i kłuci przez Krechowiaków i Czternastkę, całe przedpola, wraz z zasłaniającym horyzont wzgórzem 256, przechodzi w nasze ręce"). Przewaga Sowietów w tej bitwie wynosiła 4:1, a mimo to ponieśli oni druzgocącą klęskę a straty Armii Konnej w tej bitwie wyniosły prawie 4 000 poległych i rannych, zginęło też kilku dowódców brygad i 12 komisarzy sowieckich, a sam Budionny odniósł poważną ranę. Straty polskie też był duże, poległo ponad 300 żołnierzy i 500 koni (czyli 1/5 całej 1 Dywizji Jazdy), plany brytyjskiego premiera Lioyda George'a doprowadzenia do pokoju z Sowietami kosztem (lub też na trupie) Polski legły w gruzach. 10 września rozpoczęła się główna ofensywa polska na Wołyniu i Podolu. 14 września wojska białoruskie batiuszki Bułak-Bałachowicza (jednego z najsławniejszych zagończyków II Rzeczypospolitej) zajęły Kamień Koszyrski, biorąc do niewoli tysiące sowieckich jeńców i zdobywając 500 wozów, działa oraz amunicję, a w tym samym czasie wojska 1 i 9 Dywizji Piechoty wspomagane przez 1 Korpus Konny, zajęły Łuck, zdobywając 4 parowozy, sowiecki pociąg pancerny, 180 wozów, 3 samochody pancerne, działa, karabiny maszynowe i amunicję. 17 września Armia Ukraińska Semena Petlury zajęła Buczacz i w rejonie Trembowli rozbiła sowiecką 41 Dywizję Strzelców, biorąc do niewoli cały sztab dywizji, kilkuset jeńców oraz zdobywając broń i amunicję. Do końca września 1920 r. na Froncie Południowym opanowano tereny za Zbruczem i Smotryczą, w tym Kamieniec Podolski i Płoskirów, a także Tulczyn, Sławutę, Sarny, Bereźnicę i Dąbrowicę, osiągając ponownie linię frontu ze stycznia 1920 r.
 
A tymczasem stało się jasne, że klęska w Bitwie Warszawskiej nie oznaczała jeszcze decydującego ciosu zadanego Armii Czerwonej i że po uzupełnieniu składów osobowych i zaopatrzeniu się w broń oraz amunicję, Tuchaczewski przygotowywał się do kolejnej ofensywy. Stało się jasne że to właśnie Bitwa nad Niemnem zadecyduje o wyniku tej wojny. 20 września ruszyła wielka ofensywa polska na Froncie Północnym (pod osobistym dowództwem Józefa Piłsudskiego). Główne uderzenie miały wyprowadzić 2 i 4 Armia (wspomagane przez Grupę Centralną pułkownika Adama Koca, oraz Grupę Północną gen. Aleksandra Osińskiego), łącznie było to 10 dywizji piechoty i 2 brygady kawalerii (prawie 300 tys. żołnierzy, z czego na pierwszej linii 96 tys.) - były to też wojska gotowe do walki i mające silne morale. Przeciwko nim znaleźli się bolszewicy w sile 3, 16 i najsłabszej 4 Armii. Łącznie 15 dywizji piechoty i 3 brygady kawalerii (430 tys. żołnierzy z czego na pierwszej linii ponad 100 tys.). Już 22 września wojska polskie zaczęły przełamywać sowieckie linie, co spowodowało że bolszewicy rzucili do walki dywizje odwodowe, mimo to nie udało mi się zatrzymać polskiego natarcia, choć walka zmieniła się z manewrowej w pozycyjną. Tego samego, 22 września 1 Dywizja Piechoty Legionów zajęła (z rąk litewskich) Sejny, a tym samym przekroczyła linię Niemna (Litwini oficjalnie byli neutralni w tym konflikcie, realnie zaś wspierali Armię Czerwoną podobnie jak Niemcy, nieświadomi tego, że klęska Polski byłaby równoznaczna z upadkiem samej Litwy i wcieleniem jej do sowieckiej Rosji. Głupota Czechów i Litwinów w 1920 r. wręcz porażała, bowiem żyli oni jakimiś mrzonkami, licząc na to iż skończy się jedynie na upadku Polski, a umowy i sojusze zawarte z Moskwą będą podstawą przyszłych pokojowych stosunków tych państw z Sowietami. 12 lipca 1920 r. został podpisany w Moskwie układ litewsko-sowiecki w którym bolszewicy uznawali prawa Litwy nie tylko do Wilna i Wileńszczyzny, ale również do Sejn, Suwałk, Augustowa, Oszmiany i Grodna, a w zamian Litwini "użyczali" Armii Czerwonej swego terytorium do działań przeciwko Polsce. Realnie jednak układ ten dla Sowietów znaczył tyle, co papier na którym został wydrukowany, czego wyraz dał przewodniczący sowieckiej delegacji na rozmowy z Litwinami - Adolf Joffe - w swym liście do Biura Politycznego Rosyjskiej Komunistycznej Partii (bolszewików) z dnia 11 lipca 1920 r., w którym pisał: "Po utwierdzeniu się Armii Czerownej w Polsce, "biała" Litwa w żadnym wypadku nie może się ostać, a podpisany traktat utrzyma się przez kilka tygodni. Dlatego radziłbym, aby Litwinom nie dawać od razu przyznanych w traktacie pieniędzy, gdyż mogliby je wydać jeszcze przed utworzeniem sowieckiej Litwy"). W dniach 25-26 września Polacy zajęli Grodno (26 września toczyły się jeszcze walki w centrum miasta, choć samo miasto opanowano pod wieczór 25 września), 26 września zajęto również Pińsk i Słonim, a 28 września Chomsk, Drohiczyn i Janów na Polesiu. Tego samego dnia Tuchaczewski zarządził odwrót na linię starych okopów niemieckich (z I Wojny Światowej) i tym samym potwierdził kolejną klęskę Sowietów, którzy stracili w Bitwie Niemeńskiej prawie 20 tysięcy poległych i ponad 40 tys. wziętych do niewoli, a praktycznie wszystkie sowieckie armie biorące udział w tej bitwie przestały istnieć.
 
 

 
Po drugiej klęsce w wielkiej bitwie, siły bolszewickie spadły do ok. 60 tys. i nie były już zdolne do przeprowadzenia jakiejkolwiek akcji ofensywnej. Wojna była praktycznie skończona, jednak teraz toczyła się gra o kształt przyszłych granic i dlatego Piłsudski zarządził energiczny pościg za wrogiem. Chciał bowiem wykorzystać sprzyjającą okazję i dopaść wycofujące się oddziały Armii Czerwonej oraz rozbić je do nogi, tak aby nieprzyjaciel przestał stanowić do linii Dniepru i Berezyny jakąkolwiek militarną siłę. 30 września zajęto Baranowicze, 1 października Nowogródek (Piłsudski pragnął opanować jak największe terytorium, będące potem podstawą przy ustalaniu nowej granicy polsko-sowieckiej), zaś 15 października grupa podpułkownika Gustawa Paszkiewicza wkroczyła do Mińska - stolicy Białorusi. Zdając sobie sprawę ze swego położenia, Lenin naciskał teraz na delegację sowiecką (która od 14 sierpnia prowadziła rozmowy pokojowe z Polakami w Mińsku, a od 16 września w Rydze - stolicy Łotwy) by ta za wszelką cenę doprowadziła do zakończenia walk (ponoć już 24 września godził się na uznanie przedrozbiorowych granic Rzeczypospolitej z roku 1772, pod warunkiem natychmiastowego przerwania przez Polskę działań wojennych). Tak więc 12 października parafowano zawieszenie broni na całej długości frontu, a weszło ono w życie 18 października i od tej chwili zaprzestano dalszych walk na froncie. Po długich negocjacjach w Rydze ostatecznie 5 października opracowano wstępny kształt porozumienia pokojowego i kształtu granicy polsko-sowieckiej (notabene, po upublicznieniu tego komunikatu, państwa zachodnie - szczególnie Wielka Brytania i Francja - miały za złe Polsce iż... samodzielnie decyduje w tej sprawie bez konsultacji z nimi 😄). Nowa granica miała przebiegać teraz od linii Dźwiny do Dniestru, przy czym Dzisna, Mołodeczno, Baranowicze, Nieśwież, Mikaszewicze, Rokitno, Zbaraż, Tarnopol, Trembowla, Czortków i Borszczów znalazły się po polskiej stronie granicy, natomiast takie miasta jak Mińsk, Słuck, Płoskirów czy Kamieniec Podolski pozostały po stronie sowieckiej. Polska delegacja (złożona głównie z polityków opcji narodowej oraz ludowej) nie widząc możliwości spolonizowania ogromnych połaci Białorusi i Ukrainy, oddała te tereny Sowietom i tym samym setki tysięcy Polaków mieszkających poza wyznaczoną linią graniczną miało odtąd żyć z dala od Polski w komunistycznym kraju (ogromne pretensje do polskiej ekipy negocjacyjnej z Janem Dąbrowskim, Stanisławem Grabskim i Leonem Wasilewskim na czele, mieli m.in. mieszkańcy Mińska, bowiem dla nich pozostawienie tego miasta poza Polską było jawną zdradą i zmusiło wielu Mińszczan do wyprowadzki z miasta w którym żyli od pokoleń, tylko po to, aby znów móc zamieszkać w wolnej Polsce). Dziennikarze zagraniczni akredytowani w Rydze, nie mogli się nadziwić temu, co wyczyniała tam polska delegacja, która pokojowo przegrywała zwycięską wojnę, rezygnując ze znacznych nabytków terytorialnych na Białorusi i częściowo na Ukrainie. Celem Piłsudskiego zaś, było nie tyle inkorporowanie wielkich terenów zdobytych na Wschodzie do państwa polskiego, ile stworzenie tam niepodległych (lecz powiązanych przymierzem politycznym i wojskowym z Polską) państw Białorusi i Ukrainy (Edmund Woyniłłowicz miał wręcz stwierdzić iż żądanie suwerennego państwa białoruskiego w sytuacji, gdy: "Białoruś ani jednego grosza na ten cel nie dała, ani jednego żołnierza na front nie wysłała - jest absurdem" i dodawał że Białorusini powinni: "od razu wyrzec się samoistności, dażyć do związku z Polską na podstawie wybitnej autonomii, którą w zależności od warunków współżycia, można bedzie zwężać lub rozszerzać według okoliczności").
 
 
 GRANICE POLSKI
NIEBIESKĄ LINIĄ OZNACZONA ZOSTAŁA GRANICA WYPRACOWANA W POKOJU RYSKIM z 1921 r. CZERWONĄ LINIĄ GRANICE RZECZPOSPOLITEJ OBOJGA (TROJGA) NARODÓW Z CZASÓW WIELKOŚCI POLSKO-LITEWSKO-RUSKIEGO MOCARSTWA, GDZIE NA WSCHODZIE BYŁO DOSŁOWNIE O "RZUT BERETEM" DO MOSKWY. ZAŚ WSPÓŁCZESNE GRANICE POLSKI OZNACZONE ZOSTAŁY KOLOREM CIEMNO-POMARAŃCZOWYM
 

 
Powstanie niezależnych państw Białorusi i Ukrainy, było celem koncepcji federacyjnej Józefa Piłsudskiego, który doskonale zdawał sobie sprawę że takie kraje sprzymierzone z Polską, stanowić będą skuteczną barierę oddzielającą nas od Rosji. Wówczas nawet podczas konfliktu z Niemcami nasze tyły byłyby bezpieczne. Tak się jednak nie stało i w wyniku traktatu ryskiego podpisanego 18 marca 1921 r. żadne z tych państw nie powstało, zaś Polska graniczyła bezpośrednio z sowiecką Rosją (zemściło się to w 1939 r. gdy 1 września Niemcy a 17 września Sowieci napadli na nasz kraj, wzajemnie go podbijając. Gdyby urzeczywistniła się koncepcja federacyjna Marszałka Piłsudskiego, nigdy by do tego nie doszło, bowiem Hitler nie uderzyłby na Polskę bez oficjalnej aprobaty Stalina, a w sytuacji gdy Rosja sowiecka nie miałaby bezpośredniej granicy z Polską taka aprobata byłaby tylko polityczną fantasmagorią). Już 17 pażdziernika 1920 r. delegacja Ukrainskiej Republiki Ludowej w Rydze (sprzymierzonej wówczas z Polską) złożyła swe mandaty, oświadczając iż Polska podpisując preliminaria pokojowe, złamała układ sojuszniczy z Ukrainą. Podobnie postąpili delegaci białoruscy. Natomiat po zawarciu pokoju z Sowietami, zarówno Ukraińcy jak i Białorusini Bułak-Bałachowicza przestali być już potrzebni i internowano ich w kilku obozach. Do jednego z takich obozów przyjechał w 1921 r. Marszałek Piłsudski i pełen złości na polskich polityków, którzy w taki sposób potraktowali sojusznika co razem z Wojskiem Polskim przelewał krew w walce z bolszewizmem, rzekł do nich wówczas otwarcie: "Ja was przepraszam Panowie! Ja was bardzo przepraszam!" Wojna co prawda była wygrana, ale na Wschodzie pozostawiono pod sowieckim butem tysiące Polaków, którzy żyli na ziemiach wchodzących w skład Rzeczpospolitej Obojga (Trojga) Narodów od pokoleń. Upokorzono również sojuszników, nie starano się też odpowiednio zabezpieczyć Polski od sowieckiej Rosji, co potem zemściło się w 1939 r. Piłsudski stwierdził oficjalnie (po zapoznaniu się z warunkami traktatu ryskiego), iż: "Za ten traktat komuś w Polsce należałoby rozbić głupi łeb", oraz dodał: "w tych granicach Polska nie przetrwa nawet jednego pokolenia". Niestety miał rację (nie pierwszy i nie ostatni zresztą raz). A o tym, co się działo z Polakami pozostawionymi po sowieckiej stronie granicy, opowiem już w kolejnej części.
 
 
    

 
 
CDN.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz