Łączna liczba wyświetleń

środa, 14 kwietnia 2021

WINO, KOBIETY I... TRON WE KRWI - CZYLI PONURY CIEŃ BIZANCJUM - Cz. XIX

NIM JESZCZE

NAD KONSTANTYNOPOLEM

ZAŁOPOTAŁ ZIELONY

SZTANDAR MAHOMETA

 

I

JAK AZJATKA Z AFRYKANEREM

(CZYLI PIERWSZA "BIZANTYJKA"

NA RZYMSKIM PALATYNIE)

Cz. XVIII

 
 
 
 
 
 
CONSTITUTIO ANTONINIANA
 
 
 Nowy cesarz Marek Aureliusz Antoninus Augustus (czyli właśnie Karakalla) stanął przed trudnym zadaniem zapełnienia skarbca państwowego, który w ciągu ostatnich lat ciągłych wojen, uległ znacznemu ubytkowi. Co prawda jego ojciec - Septymiusz Sewer pozostawił po sobie lekką nadwyżkę budżetową, ale te pieniądze były wybitnie niewystarczające, tym bardziej, że Karakalla szybko je roztrwonił (zwiększając żołd wypłacany żołnierzom z 550 do 750 denarów rocznie i pretorianom z 1250 do 1750 denarów rocznie, co też szybko doprowadziło do powstania inflacji). Teraz cesarz szukał pieniędzy nie tylko podczas publicznych igrzysk (gdzie nawet osobiście - z batem w reku - prosił o datki), ale starał się wydusić jeszcze ostatni grosz zarówno z warstw posiadających, jak i z ludu. A ponieważ w owym czasie niezwykle mocno dały o sobie znać pewne procesy społeczne, które były związane z upadkiem tzw. rzymskiej klasy średniej (ekwitów i dekurionów), a jednocześnie wzrostem nobilitas i pewnej (bardzo nielicznej, ale w tym okresie równej już klasie senatorskiej) wybranej liczby ekwitów. Głównie jednak obciążenia finansowe państwa rzymskiego na swych barkach dźwigała klasa średnia i niższa (drobni rolnicy). Często też (odnośnie danych prowincji) daniny pobierane od humiliores (czyli właśnie klasy niższej) w formie obowiązkowych podatków, nie były ściśle określone i na początku rządów Karakalli, kilka gmin z prowincji Afryka poprosiło cesarza aby ściśle określił specjalnym edyktem, wielkość obowiązujących ich świadczeń. Tym bardziej, że cesarska biurokracja i aparat policyjny, były bardzo skuteczne w ściganiu i przymuszaniu ludności do obowiązkowych danin na rzecz skarbu państwa (np. w skardze z miast Azji Mniejszej, która wpłynęła wówczas do cesarza, tamtejsza pokrzywdzona ludność skarżyła się, że prefekt nasłał na nich żołnierzy, a ci ograbili ich doszczętnie ze wszystkiego, nawet ze środków najniezbędniejszych do życia. Poza tym skarga dotyczyła również dużej przemocy, jakiej dopuściły się siły policyjne). Ubożenie klasy średniej i niższej, powodowało też przejmowanie ich ziemi i włączanie jej do wielkich latyfundiów senatorskich oraz ekwickich, które jednak wymagały sporej liczby rąk do pracy. Natomiast koniec II i początek III wieku, to czas znacznego spadku napływu nowych niewolników (co widać chociażby w ewolucji prawa, które zakazywało już uśmiercania lub trwałego okaleczania niewolnika przez jego właściciela), a jednocześnie wzrastało bogactwo i znaczenie wyzwoleńców (proces ten nabrał tempa szczególnie od lat 70-tych II wieku i trwał gdzieś do połowy lat 30-tych wieku III). Aby więc utrzymać dynamikę prac rolnych w latyfundiach - przy ciągłym spadku ludności niewolniczej - właściciele tych majątków, wpadli na pomysł zawierania czasowych umów z wynajętymi rolnikami (kolonami) na mocy których, właściciel dzierżawił im (np. na 5 lat) działkę ziemi, a ci byli zobowiązani do wypłacania mu z tego tytułu corocznej zapłaty. Problem polegał jednak na tym, że w sytuacji ciągłych danin, jakie był nakładane na ludność prowincji, a także klęsk naturalnych lub też wojen, kolonowie ci nie byli często w stanie wywiązać się z zawartej umowy, a to oznaczało, że właściciel zamykał ich siłą i zmuszał do "odrobienia" zaległej kwoty, w postaci obowiązkowych prac rolnych lub porządkowych w jego majątku, jako taniej siły roboczej. W ten sposób można było zmusić kolonów do obowiązkowych (bezpłatnych, gdyż pracowano głównie za strawę) prac na ziemi nobilitas, trwających kilkanaście a często nawet kilkadziesiąt lat (nic więc dziwnego, że w takich warunkach pomiatana i wykorzystywana uboga ludność wiejska, która nie była przecież zniewolona - poczęła coraz częściej zasilać religie orientalne, w tym głównie chrześcijaństwo i mitraizm - obiecujące sprawiedliwą karę i dobrą nagrodę po śmierci). 




Cesarz, wiedząc o tych wszystkich negatywnych tendencjach w Imperium (był o tym bowiem informowany, również w postaci donosów i skarg) myślał tylko o jednym - jak skutecznie z powrotem zapełnić cesarski skarbiec. Zdawał on sobie jednocześnie sprawę, z różnic istniejących pomiędzy gminami miejskimi a wiejskimi i choć ludność miejska w równym stopniu była obciążona świadczeniami co kolonowie na wsi, to jednak była w dużym stopniu chroniona przed samowolą urzędniczą (chociażby przez organizacje zawodowe - czyli cechy, do których w większości mieszkańcy miast należeli). Poza tym, ludność miejska posiadała kilka przywilejów i ulg podatkowych, których nie mieli rolnicy, jak choćby ulgi w kwestiach spadkowych i darowiznach. Niestety, już Septymiusz Sewer zniósł im te ulgi, a Karakalla dodatkowo podwyższył podatek od wyzwolenia niewolnika z 5 % do 10 % jego wartości. Ponieważ jednak znaczna część ludności Imperium, nie posiadała praw obywatelskich (a co za tym idzie, nie obejmowało ich wiele dodatkowych zarządzeń fiskalnych), przeto właśnie teraz cesarz wpadł na iście rewolucyjny pomysł jak zwiększyć dochód skarbu państwa, przy jednoczesnym pozostawieniu w spokoju ludności wiejskiej (i tak obarczonej już tyloma daninami, że praktycznie niezdolnej do uiszczania nowych świadczeń - tym bardziej że i tak większość pensji robotnika rolnego zabierał czy to poborca podatkowy, czy też właściciel dzierżawionej przezeń ziemi, przeto praca takich ludzi, choćby nie wiem jak długa, nie miała żadnych praktycznych efektów i w żadnym razie nie mogła doprowadzić do jego wzbogacenia się, lub przynajmniej wyjścia z biedy. Stawał się on więc tym samym, prywatnym niewolnikiem właściciela ziemi na której pracował i to pomimo faktu, że prawnie nie był on zniewolony). Cesarz Karakalla wpadł więc na pomysł, aby jednym dekretem, wszystkim mieszkańcom Imperium nadać obywatelstwo rzymskie, a tym samym zrównać ich pod względem fiskalnym. Taki krok był doprawdy iście rewolucyjny, zważywszy że jeszcze np. za czasów cesarza Klaudiusza (lata 41-54) przyznanie komuś obcemu rzymskiego obywatelstwa, było postrzegane bardzo negatywnie. Jednak od tamtego czasu dużo się zmieniło. Przede wszystkim bardzo spadły możliwości awansu społecznego (kolonowie, przypisani do ziemi, w zasadzie nie byli w stanie opuścić jej do końca swego życia, podobnie było też w miastach, gdzie członkowie danych cechów, jeśli chcieli je opuścić i przenieść się np. do innego miasta - musieli wpłacić "wyjściowe" często przewyższające ich kilkuletnie pobory, a jeśli tego nie uczynili, przywódcy cechów mogli wysłać za nimi listy gończe i zmusić ich do powrotu). O ile w wiekach wcześniejszych możliwości przejścia człowieka wybitnego z jednego stanu, do drugiego były co prawda dość rzadkie, ale jednak możliwe, o tyle z końcem II i początkiem III wieku, poszczególne klasy społeczne były już praktycznie "zabetonowane". Ogromnie też wzrósł majątek stanu senatorskiego (nobilitas) i części ekwitów, z której wytworzyła się nowa ekonomiczna elita (jednocześnie nastąpiła ich nieuchronna polityczna degradacja, co uwidoczniło się wzrostem znaczenia imperatora kosztem senatu). Władcy Imperium zaś, już dawno zatracili swój pierwotny tytuł "pierwszych wśród równych" i stali się teraz: "panami wszystkich spraw ludzkich". Zmienił się również charakter obywatelstwa rzymskiego i o ile w czasach Oktawiana Augusta obywatel rzymski zwolniony był z większości świadczeń fiskalnych wobec państwa, o tyle już w połowie II wieku, stał się on jego głównym podatnikiem.
 
 

 
Dlatego też cesarz Karakalla wydał ów rewolucyjny w swej skali dekret (212 r.) na mocy którego, wszyscy mieszkańcy Imperium Romanum, automatycznie stawali się obywatelami Rzymu. I o ile w czasach Oktawiana Augusta, gdy pewien Gall prosił Liwię, aby wpłynęła na swego małżonka, by ten przyznał mu obywatelstwo rzymskie (ponieważ pragnął on uniknąć płacenia podatków, co wówczas właśnie zapewniało obywatelstwo), o tyle teraz uzyskanie obywatelstwa wiązało się przede wszystkim z obowiązkami fiskalnymi na rzecz państwa. Dekret Karakalli otrzymał oficjalną nazwę: "Constitutio Antoniniana", aby było wiadome komu ostatecznie mieszkańcy Imperium powinni być wdzięczni za owo "wyróżnienie". Zadowolony z siebie cesarz miał następnie rzec, że teraz, dzięki rozszerzeniu obywatelstwa, skarbiec zapewne się pomnoży i w rozmowie ze swą matką - Julią Domną stwierdził: "Nikt nie powinien mieć pieniędzy prócz mnie, abym mógł je rozdawać żołnierzom", a gdy ta starała się uświadomić go, iż w tym momencie wyczerpał on wszelkie źródła dochodów na przyszłość, ten, wskazując na swój miecz, rzekł: "Bądź dobrej myśli! Póki to mamy, niczego nam nie zabraknie". Tak oto, dzięki pilnym wydatkom cesarza, wszyscy mieszkańcy Imperium Rzymskiego uzyskali obywatelstwo, które jednak politycznie niewiele już nie znaczyło (we wcześniejszych wiekach, uzyskanie obywatelstwa nie tylko obejmowało zwolnienia podatkowe, ale przede wszystkim możliwość rozpoczęcia kariery politycznej i wejścia do senatu. W czasach Sewera i Karakalli senat stał się jednak już zwykłą atrapą, "starym, kalekim dziadkiem" - jak o nim mawiano, którym z przyczyn wieku należy się zajmować, ale już niekoniecznie go słuchać, czy też mu podlegać). Karakalla będąc zadowolony z nowego dekretu, wkrótce po jego uchwaleniu postanowił opuścić Rzym i udał się do Galii. 
 
 
 
 
 
 
 OD RENU DO DUNAJU
 
 
 W Galii bowiem, na tamtejsze rzymskie umocnienia nad Renem, uderzyło barbarzyńskie, ale niezwykle wojownicze plemię Alamanów. Cesarz dotarł tam pod koniec 212 r. a walki przeciągnęły się aż do połowy roku 213. Przez ten czas, Karakalla zdołał powstrzymać ataki Alamanów na Galię, przekroczył Ren i rozpoczął kampanię w Germanii, gdzie dotarł do rzeki Men (Moenus) i gór Taunus. W przerwach od wojennych zmagań, cesarz znalazł czas na wypoczynek w miejscowości, którą Rzymianie zwali wówczas Aquae (od leczniczych wód, występujących na tym terenie) albo też Aurelia Aquensis (dziś miasto to, nosi nazwę Baden-Baden). Po pokonaniu Germanów, przeniósł się cesarz nad górny Dunaj, do Recji - aby nadzorować tamtejsze umocnienia nadgraniczne. Jednak gdy Karakalla przybył na miejsce, okazało się że stany osobowe legionów stacjonujących nad Dunajem są niepełne, gdyż brakuje chętnych do służby wojskowej. A dynastia Sewerów, od samych swych początków, to była dynastia stricte militarna i już ojciec Karakalli znacznie rozbudował siły zbroje stacjonujące w Rzymie (łącznie było to wówczas 24 000 żołnierzy, podzielonych na kohorty gwardii pretoriańskiej - 10 000 ludzi - której liczebność wzrosła o pięć tysięcy od czasów Marka Aureliusza i Kommodusa, następnie kohorty straży miejskiej (vigiles) liczące 7 000 zbrojnych i pełniące również funkcję straży pożarnej - ich liczebność wzrosła o prawie trzy tysiące, a trzecią i ostatnią formacją, były oddziały policji miejskiej (cohortes urbanae) liczące również 7 000 ludzi - których liczba w tym okresie wzrosła prawie trzykrotnie, z pierwotnych ok. 2 500. Poza tym, pod Rzymem, w miejscowości Alba Longa - dziś Castel Gandolfo - stacjonował II Legion Partyjski, sformowany jeszcze przez Sewera i liczący 6 000 żołnierzy. Łącznie więc Karakalla miał do swej dyspozycji w Italii siły w liczbie 30 000 zawodowych żołnierzy, nie licząc mniejszych, lokalnych posterunków w innych italskich miastach). Wzrosła też liczebność legii nadgranicznych i na początku rządów cesarza Karakalli liczyły one ok. 350 000 żołnierzy, podzielonych na 33 legiony. Legioniści byli też znacznie lepiej opłacani niż wcześniej (Sewer zwiększył im żołd do 550 denarów rocznie - wcześniej było to 375 denarów rocznie, a Karakalla jeszcze podwyższył żołd do 750 denarów rocznie), nie mówiąc już o samych pretorianach (którzy dostawali 1750 denarów rocznego żołdu, a za Kommodusa było to 1250 denarów).
 
Służba w armii trwała dwadzieścia lat, a przez ten czas, żołnierz musiał być cały czas mobilny, nie mógł więc zawierać związków małżeńskich, a co najwyżej wdawać się w romanse (choć i tak legioniści wielokrotnie łamali ten zakaz i w ukryciu przed swoim dowódcą, a niekiedy nawet za jego zgodą - brali sobie za żony kobiety z ziem, na których stacjonowano). Była to praktyka o tyle dobra, że w sytuacji szybkiej potrzeby przerzucenia części legionów np. znad Renu na Wschód, żołnierze nie musieli myśleć, co też się stanie z ich żonami i dziećmi, ale ostatecznie system taki okazał się mało funkcjonalny (przerzuceni żołnierze tęsknili do ziem gdzie stacjonowali i gdzie często się urodzili, a poza tym też mieli nieodpowiednie uzbrojenie lub okrycie w zależności od terenu, dokąd ich wysłano - np. ci znad Renu czy Dunaju trafiali na piaszczyste tereny Arabii lub Mezopotamii, gdzie nie byli przyzwyczajeni ani do upałów, ani do specyficznej formy wojowania ludów wschodnich, natomiast ci z Orientu, trafiając nad Ren czy do Brytanii, po prostu zamarzali tam z zimna). Już Septymiusz Sewer, widząc bezowocność takich praktyk, wpadł na pomysł stałego przywiązania legionistów do miejsc ich stacjonowania, a milowym krokiem ku temu okazało się przyznanie im prawa do zawierania małżeństw, a tym samym do otrzymania obywatelstwa rzymskiego przez - zrodzone w tych związkach - dzieci. Sewer zalegalizował ten stan w 202 r., lecz jednocześnie uznając te związki za pełnoprawne małżeństwa, wymusił obowiązek pełnienia dziedzicznej służby wojskowej przez synów legionistów. Było to niewielkie poświęcenie, w zamian za dość znaczną swobodę i możliwości, jakie zostały nadane żołnierzom podczas pełnienia przez nich 20-letniej służby w obronie granic Imperium Romanum (wcześniej legioniści mieszkali w koszarach i wiedli iście "spartański" tryb życia, zaś po reformie Sewera, mogli już zamieszkać ze swoimi żonami w osadach, powstających wokół obozów - musieli być tylko stale gotowi do walki. Było to więc dla nich znaczne ułatwienie życia). Mało tego. W tym właśnie czasie zaczęły mnożyć się (jak grzyby po deszczu) wszelkie "kluby oficerskie" - dające legatom, centurionom i dekurionom możliwość rozrywki, a także powstawać zaczęły ubezpieczalnie - opłacane ze wspólnych składek żołnierskich i przeznaczone na umożliwienie weteranom rozpoczęcia nowego życia, po zakończeniu przez nich służby wojskowej. Dzięki tym ułatwieniom, żołnierze mieli znacznie łatwiejszą służbę (a przynajmniej czas upływał im znacznie przyjemniej niż poprzednio), dlatego też, gdy cesarz przybył do Recji, dziwnym był ów spadek powołań do tamtejszych legii naddunajskich. Ale Karakalla długo się nie zastanawiał nad zawiłościami owych problemów, tylko przyznał żołnierzom  okoliczne ziemie na własność, pod warunkiem wszakże, że ich potomkowie również będą - wraz z ową ziemią - dziedziczyli służbę przy granicy Imperium. Tak rozwiązawszy sprawę, na jesieni 213 r. cesarz Marek Antoninus Karakalla powrócił do Rzymu.
 
 
 

 
 
ŚWIĘTE DZIEWICE
 
 
W tym też czasie (z końcem 213 r.) wybuchła w Rzymie okrutna afera, związana z kolegium westalek - czyli świętych dziewic usługujących bogini Weście w jej okrągłej Świątyni na Forum Romanum. To właśnie one westalki - które Kasjusz Dion nazwał "wiecznie dziewiczymi" - strzegły największych i najświętszych skarbów antycznego Rzymu. Był to oczywiście przede wszystkim ów "Święty Ogień", który nigdy nie mógł zgasnąć, jeśli Rzym i Imperium miały trwać dalej. Ogień był oczywiście symbolem samej bogini Westy i dopóki płonął, Rzym miał zapewnione jej wsparcie i ochronę. Znicz co prawda gaszono zawsze w kalendy marca (1 marca) co miało na celu jego uprzątnięcie, obmycie i przygotowanie do ponownego, uroczystego rozpalenia (odbywało się ono zawsze w ten sam sposób - przez potarcie suchej gałęzi ze "szczęśliwego" drzewa, rosnącego w świątynnym ogrodzie). Tym wszystkim osobiście zajmowały się jedynie westalki, ale pozostała praca (np. w kuchni czy ogrodzie) należała już do świątynnych niewolnic. Westalki miały obowiązek czuwać przy zniczu (dzień i noc), dbać o czystość w świątyni, odprawiać modlitwy i brać udział w ofiarach na cześć bogini, a westalek zawsze było tylko sześć (w tym zarówno młodsze jak i starsze). Służba "przy zniczu" trwała trzydzieści lat, po czym westalka mogła odejść i powrócić do życia świeckiego, oraz poślubić kogo tylko zechciała (zostać mężem westalki, było niezwykle nobilitującym dla każdego mężczyzny, nawet dla cesarza). Zdarzało się jednak (i to wcale nie rzadko), że po upłynięciu oficjalnego czasu służby u bogini, kobiety decydowały się pozostać w świątyni dalej, by pełnić tę funkcję do końca swego życia. A służba ta, mimo wszystko wcale nie należała do łatwych. Po pierwsze, trzeba było wyrzec się męskiego dotyku i towarzystwa, gdyż westalka musiała pozostać dziewicą aż do śmierci. Po drugie, obowiązki "przy zniczu" były nader uciążliwe i gdy dana westalka pełniła dyżur, nie mogła zasnąć nawet na chwilę, gdyż jeśliby zaspała i ogień zgasł - konsekwencje takiego czynu byłby okrutne. Taka westalka byłaby poddana srogiej karze chłosty, wykonanej ręką arcykapłana (Pontifex Maximus), który był prawnym opiekunem i przełożonym kolegium westalek. Mógł on karać je za najróżniejsze przewinienia, ale nawet on - jako mężczyzna - nie mógł wejść do wszystkich pomieszczeń, które znajdowały się w samej świątyni.
 
Mowa tu oczywiście nie tylko o pokoikach kapłanek, które po dziś dzień zachowały się w tablinum (czyli części centralnej świątyni), po trzy małe pomieszczenia, umieszczone po prawej i lewej stronie centralnej sali (były to zapewne osobiste pokoje westalek w ciągu trzydziestu lat ich służby "przy zniczu"). Budynek miał trzy (może cztery kondygnacje), a na samym dole, w piwnicach umieszczone były cele. Wiadomo że w świątyni znajdowała się łazienka (odnalezione kawałki rur, świadczą, że była tam doprowadzana woda do wanien). Ubikacje zaś, znajdowały się poza centralną salą, przy marmurowym dziedzińcu (który w starożytności musiał sprawiać duże wrażenie, lecz dziś jest tylko odrapaną częścią pozostałych ruin). Za świątynią znajdował się obszerny dziedziniec z dwoma basenami po środku i różanym ogrodem (w którym to westalki - które akurat nie musiały pełnić służby przy zniczu i nie miały żadnych innych obowiązków - spędzały swój wolny czas). Jednak większość ich czasu zajmowała praca. Co prawda miały wanny i rury (którymi to dostarczano do świątyni wodę), ale nie mogły z nich korzystać przy sprzątaniu świątynnych pomieszczeń. Nie wolno im było również zaczerpnąć wody z akweduktów, a jedynie pobrać ją ze specjalnego źródła, zwanego Kamen, znajdującego się w grocie przy Porta Capena na Via Appia. Codziennie więc wybrane westalki udawały się z dzbanami przez pół miasta, do groty, leżącej za rzymskimi murami, aby tam pobrać wodę i zanieść ją do świątyni - gdyż tylko taką wodą można było umyć podłogę w przybytku bogini Westy (co ciekawe, jeszcze w średniowieczu rzymskie zakonnice udawały się do tej groty, bowiem wierzono iż woda stamtąd ma wyjątkowe, cudowne właściwości). Jednak za każdym razem, gdy westalka opuszczała Świątynię swej bogini, musiał towarzyszyć jej liktor z wiązką rózg (wymóg ten najczęściej dotyczył jednak głównie nowicjuszek, bowiem westalki z kilkunastoletnim stażem miały prawo podróżować przez miasto lektyką zaprzęgniętą w woły). Każda z westalek miała moc uwalniania od kary i jeśli na jej drodze pojawił się skazany przestępca i poprosił dziewicę o wstawiennictwo, jej słowo było niepodważalne i decydujące - bez względu na pełniony przez nią staż.
 
 

 
Wszystkie westalki dla samych siebie były "siostrami", choć przewodziła im najstarsza westalka (virgo maxima). Wszystkie one jednak podlegały obowiązkowi posłuszeństwa Najwyższemu Kapłanowi, wobec którego miały taka samą zależność, jak córki wobec ojca lub opiekuna. Ale nawet on, Pontifex Maximus - jako mężczyzna - nie miał prawa przekroczyć specjalnego pomieszczenia, w którym to znajdowały się największe i najświętsze skarby Rzymu. Wejść tam mogły jedynie dziewicze westalki. Według legendy, jedynym mężczyzną, który ujrzał te skarby, był arcykapłan Lucjusz Cecyliusz Metellus, który w 241 r. p.n.e.  - gdy wybuchł pożar świątyni - rzucił się własnym ciałem, aby te świętości osłonić. Jako nagrodę za jego poświęcenie, bogini Westa zesłała mu ślepotę, bowiem miał Metellus wkrótce potem stracić wzrok (tak mówi legenda, ale to bzdura, gdyż Cecyliusz Metellus w kilka lat później (224 r. p.n.e.) został obrany dyktatorem Rzymu, a przecież nie wybrano by człowieka, który oślepł) Warto też dodać, że obowiązek "czuwania przy zniczu" pełniły westalki wzorowo, o czym świadczy fakt, iż w całej, ponad tysiącletniej historii Rzymu, znicz zgasł tylko... dwa razy, w 206 r. p.n.e. i 178 r. p.n.e. Jednak teraz (w owym 213 roku) zarzut wymierzony w "Święte Dziewice" był znacznie poważniejszy, niż tylko niedopilnowanie ognia bogini, bowiem tyczył się złamania obowiązkowego celibatu przez aż... cztery westalki (czyli 2/3 z nich). Był to zarzut, który - jeśli został udowodniony - powodował natychmiastowy wyrok śmierci i to śmierci okrutnej - przez zakopanie żywcem w grobie. Rzym nie pamiętał podobnej zbrodni od 285 lat, gdyż po raz ostatni odnotowano przypadek złamania przez westalki ślubów czystości, właśnie w owym 73 r. p.n.e. gdy na Rzym spadł cios, w postaci wybuchu powstania Spartakusa. Wówczas to dwie dziewice bogini Westy - Fabia i Licynia zostały oskarżone o fizyczne obcowanie z mężczyznami (kochankiem pierwszej miał być Lucjusz Sergiusz Katylina, zaś drugiej Marek Licyniusz Krassus - pogromca Spartakusa). Jednak, na szczęście dla owych kobiet, nie udowodniono im winy (choć nie wiadomo czy po prostu nie chciano ich karać tak okrutną śmiercią, czy też rzeczywiście nie znaleziono dowodów potwierdzających ich winę? A może po prostu zadecydowała pozycja polityczna ich kochanków, szczególnie Krassusa, który był wówczas jednym z najbogatszych i najpotężniejszych Rzymian - a swym majątkiem ustępował chyba tylko Lukullusowi). Wiadomo tylko, że rzymska ulica (czyli antyczna "opinia publiczna") owe kobiety uznała wówczas winnymi i domagała się ich ukarania. Do tego jednak nie doszło. 
 
Po raz ostatni zaś westalkom udowodniono winę i skazano je na tę okrutną śmierć (o której już kiedyś pisałem, podobnie jak o liście poprzednich, w ten sposób ukaranych kapłanek, więc już nie będę się powtarzał) w roku 113 p.n.e. Cała sprawa ujrzała światło dzienne, rok wcześniej, gdy okazało się, że jedna z westalek imieniem Emilia, pewnego razu oddała się swemu kochankowi, który od tej pory zaczął to wykorzystywać i domagał się od Emilii kolejnych miłosnych spotkań. Doszło do tego, że... sprowadził jej swoich towarzyszy i zmusił ją by oddała się im wszystkim po kolei, a gdyby odmówiła, szantażował ją wyjawieniem złamania ślubów czystości. Wreszcie zmusił ją, by wciągnęła do tego "miłosnego kręgu" dwie inne westalki - Licynię i Marcję. Dziewczyna nie miała wyjścia i się zgodziła, a sprawa zapewne nie wyszłaby na jaw, gdyby nie przypadek. Otóż, w owym 114 r. p.n.e. piorun zabił jadącą konno westalkę o imieniu Helwia. Jej ciało znaleziono z oderwanym welonem i rozpuszczonymi włosami, jak również z podartą suknią i odsłoniętym sromem. Uznano to za znak od bogów i rozpoczęto obserwację świątyni Westy. Tak oto natrafiono na miłosne spotkania stręczycieli Emilii i jej dwóch "sióstr". Natychmiast wszczęto dochodzenie, w wyniku którego skazano Emilię na karę śmierci (przez zakopanie żywcem), ale dwie pozostałe kobiety uniewinniono (głównie dlatego, że pochodziły z możnych, patrycjuszowskich rodów, a sędzią w ich sprawie był arcykapłan - Lucjusz Cecyliusz Metellus Dalmatyński, przyjaciel rodziny Marcjuszów, z którego to wywodziła się jedna z oskarżonych kobiet). Sprawa wydawała się zamknięta, ale szybko okazało się, że to mrzonki. Pojawiły się bowiem znaki złowróżbne, jak choćby taki, że w budynku świątyni Wenus Verticordii (Odmieniającej Serca) zawaliła się dopiero co wzniesiona ściana (a świątynię tę zbudowano właśnie po to, aby przebłagać boginię Westę z uczynek jej kapłanek z poprzedniego roku). Wówczas to trybun ludowy - Sekstus Peduceusz na zgromadzeniu ludowym postawił wniosek o ponowne przeprowadzenie procesu owych dwóch westalek, a lud uchwalił, że sędzią w tej sprawie nie będzie arcykapłan, tylko wybrany urzędnik świecki. I tak też się stało, powołano na tę funkcję znanego ze swej prawości (i surowości) Lucjusza Kasjusza. Ponownie zawezwano kobiety i zmuszono je, by publicznie (na zgromadzeniu ludowym) wyjawiły jak, gdzie i ile razy ubliżyły bogini. A potem skazano je na śmierć, podobnie jak rok wcześniej ową Emilię. Nie pomogły płacz i prośby, nie pomogły próby finansowego "zadośćuczynienia" (a raczej wykupienia przez rodziny owych kobiet). Zostały zakopane żywcem na Polu Zbrodniczym, jako ostatnie westalki w dziejach Rzymu. Oczywiście nie znaczy to, że potem nie dochodziło już do prób wplątania westalek w najróżniejsze afery obyczajowe (np. w 63 r. p.n.e. Cyceron ogłosił się "obrońcą świętych dziewic" przed - jak twierdził - hordą spiskowców Katyliny, zaś 120 lat później, cesarz Neron - jako arcykapłan - zgwałcił jedną z westalek Rubrię, ale dziewczyna nie poniosła z tego powodu żadnych konsekwencji), nigdy już jednak nie skończyło się to skazaniem i śmiercią westalki.
 
 

 
Jednak w owym 213 r. gdy cesarz Karakalla powrócił do Rzymu z tytułem Germanicus Maximus ("Największy Zwycięzca Germanów"), aż czterem westalkom udowodniono złamanie ślubów czystości. Jedna z nich, pragnąc oszczędzić sobie haniebnej i okrutnej śmierci - popełniła samobójstwo, a trzy pozostałe kobiety skazano zgodnie z dawnym prawem, zakopując je w niewielkim, podziemnym pokoju na Polu Zbrodniczym (Campus Sceleratus). Pokój ten - w którym znajdowała się lampa oliwna i trochę jedzenia (chleb, woda, mleko, oliwa) zasypywano następnie ziemią i ubijano tak długo, aby nie było możliwe wydostanie się stamtąd. Potem zaś arcykapłan przystępował do składania ofiar za duszę skazanej, którą nazywał swą "ukochaną". Istniały podejrzenia, że kochankiem jednej z westalek skazanych tego roku, był sam cesarz Marek Antoninus Karakalla, ale oczywiście nie miało to już żadnego znaczenia. Tak więc rok 213 dobiegł końca, zaś z początkiem nowego 214, imperator musiał ponownie opuścić Rzym i udać się nad Dunaj, a następnie na Wschód, gdyż stabilności granicy zagrażał tam teraz barbarzyński lud Karpów. Nim jednak wyjechał, zajął się przygotowaniem tzw. nowej reformy monetarnej, do której to wprowadzenia zmusiła go postępująca inflacja finansów publicznych. Osiągnął w ten sposób większe zyski, niż wcześniejszym przyznaniem obywatelstwa wszystkim mieszkańcom Imperium Romanum.
 
 
 


 
 CDN.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz