Łączna liczba wyświetleń

środa, 7 kwietnia 2021

MIEJSKIE LEGENDY, OPOWIADANIA I NIEZWYKŁOŚCI - Cz. VII

CZYLI MAŁO ZNANE TAJEMNICE

I AUTENTYCZNE WYDARZENIA,

KTÓRE OSNUWA AURA BAJKOWOŚCI

I NIEPRAWDOPODOBIEŃSTWA

 

II

CZY LUKRECJA BORGIA

SYPIAŁA ZE SWYM OJCEM I BRAĆMI?

Cz. III

 
 
 
 
 
 

MEDIOLAN SFORZÓW

Cz. II

 
 
 Tuż pod Krakowem, pośród kwitnących łąk było rozesłane szkarłatne sukno, na którym stał namiot dla królewskiej pary. Król Zygmunt, choć raczej powolny i nigdy nie tracący spokoju, tym razem pospieszył na powitanie małżonki, której podobizna zapowiadała młódkę wielkiej urody. Opuścił tedy namiot, ledwo zagrzmiały okrzyki, wiwaty, i zobaczył z daleka zatrzymującą się karocę oraz swoich posłów, Ostroroga z Zarembą, pomagających wysiąść księżniczce italskiej na drugim końcu barwistego sukna. Stali przez chwilę i on, i ona, stali bez ruchu, ale gdy zagrzmiały trąby i huknęły działa, zaczęli zbliżać się ku sobie, oboje ciekawi, oboje świadomi, że na ich przywitanie patrzeć będzie tysiące oczu. Jak opowiadali sobie potem dworzanie, jego zachwyciła niezwykła uroda wybranki, oczy jeszcze bardziej podobne do czarnego aksamitu przy jasnych, złocistych włosach, ją zdumiała jego postać wysoka, potężna, a mimo to kształtna, i rumieniec na ogorzałych policzkach. (...) królewska para zeszła się w pół drogi i Bona skłoniła głowę, on zaś najpierw wyciągnął ku niej rękę, ale gdy chciała ją ucałować, objął pochyloną w ukłonie gorącym uściskiem. Przy dźwiękach trąb i huku dział ustawionych pod murami grodu król wprowadził swoją wybrankę do namiotu, gdzie powitał ją łacińską oracją prymas Łaski, a odpowiadał doktor Alifio. Zaraz potem marszałek nadworny Piotr Kmita, przedstawiony młodej pani wraz z innymi dygnitarzami dworu, zarządził sformowanie nowego pochodu. Jadąc na białej klaczy obok króla, Bona widziała przed sobą posłów cesarskich, wysłańców króla Czech i Węgier, dygnitarzy i dworzan królewskich, ogromny orszak panów duchownych i świeckich wprowadzający ją do Krakowa"
 - fragment książki Haliny Auderskiej pt.: "Smok w herbie. Królowa Bona".
 
 
 
 Król Aleksander Jagiellończyk wydał swe ostatnie tchnienie w Wilnie, dnia 19 sierpnia 1506 r. Zmarł w wieku 45 lat (a panował od lat pięciu) i nigdy nie doczekał się potomstwa. Najważniejszym zadaniem, przed którym teraz stanęły i Polska i Litwa, był wybór nowego władcy, a kandydatów do tronu było tylko dwóch - Władysław II Jagiellończyk, król Czech i Węgier, oraz jego młodszy brat - Zygmunt, który w tym czasie pełnił funkcję namiestnika (z ramienia króla Czech, czyli swego brata) Śląska i Dolnych Łużyc, oraz księcia głogowskiego. Co prawda pojawiła się jeszcze trzecia kandydatura w osobie Wasyla III, gosudara Moskwy i Rusi, który w swych listach do siostry (wówczas już wdowy po Aleksandrze) Heleny, pisał, by wysunęła jego kandydaturę na litewski stolec wielkoksiążęcy, ale ta odpisała mu, że nie może tego uczynić, gdyż nie byłoby to zgodne z wolą jej zmarłego męża (taka odpowiedź spowodowała krótkotrwałe ochłodzenie relacji pomiędzy rodzeństwem). Zresztą Wasyl nie liczył się w żadnych możliwych konfiguracjach, gdyż jego kandydatury nikt ani na Litwie, ani w Polsce nie brał nawet pod uwagę. Władysław Jagiellończyk też wycofał się ze starań o koronę polską (zresztą władał już dwoma królestwami, gdzie i tak sobie nie radził, a często ulegał magnatom i frakcjom powierzając rządy w ich ręce. Do historii przeszedł jako "Król Dobze", gdyż Czechom odpowiadał z reguły "dobrze", a Węgrom "bene"), tak więc jedynym kandydatem do korony, pozostał już tylko Zygmunt Jagiellończyk. Przybył on czym prędzej ze swego śląskiego księstwa na Litwę i w Grodnie został przywitany przez zwycięzcę ostatniej bitwy z Tatarami - Michała Glińskiego, który to wyjechał mu z orszakiem na powitanie. Następnie królewicz Zygmunt udał się do Wilna, gdzie też powitał swą bratową - Helenę Moskiewską (uprzejmie, aczkolwiek dość chłodno) i tam oczekiwał na dalszy bieg wydarzeń.
 
Tymczasem na dobre rozgorzał konflikt pomiędzy Litwinami a Rusinami, i ci pierwsi obawiali się nawet wyjechać do Krakowa (gdzie miano przewieźć ciało króla Aleksandra, by tam pochować je w Katedrze na Wawelu), gdyż sądzono, że Rusini (na czele z Glińskim) przejmą władzę w Wilnie i wybiorą swojego księcia (np. właśnie Glińskiego). Dlatego też ciało Aleksandra nie zostało przewiezione do Krakowa, a pochowano je w Katedrze wileńskiej (był to jedyny polski król, który pochowany został na Litwie) dnia 11 października 1506 r. Zygmunt Jagiellończyk został obrany wielkim księciem Litwy 20 października, a teraz pozostawał tylko wybór na króla Polski. Według unii piotrkowsko-mielnickiej z 1501 r. wybór nowego monarchy miał być dokonywany wspólnie, przez Polaków i Litwinów na jednym zjeździe. Problem polegał jednak na tym, że Litwini tej unii nie zatwierdzili (nie godził się na nią również Aleksander, gdyż wspólna elekcja odbierała domowi Jagiellonów ich ziemie dziedziczne, czyli właśnie Litwę, niczego w zamian nie oferując. Obawiał się więc, że w przyszłości Jagiellonowie mogą nie zostać wybrani na polski tron i tym samym utracą także Litwę, co było nie do zaakceptowania. Dlatego też odradził Litwinom zatwierdzenie unii piotrkowsko-mielnickiej). Polacy zaś mieli pretensje do Litwinów, że nie zapytali ich o zgodę przy wyborze nowego wielkiego księcia, ale mimo to nie zdecydowano się (choć takie głosy zaczęły się pojawiać) na odwet, w postaci wyboru innego monarchy. Uznano wybór dokonany w Wilnie, choć jednocześnie panowie szlachta w Koronie zostali postawieni przed faktem dokonanym i nie mieli możliwości jakiegokolwiek innego wyboru (jeśli nie chcieli zrywać unii z Litwą). Mimo to udawano wszem i wobec że elekcja nowego monarchy jest zupełnie wolna, choć kandydat był tylko jeden. Zygmunt miał zresztą w Polsce spore poparcie, szczególnie w Wielkopolsce i na Rusi (gdzie popierał go arcybiskup lwowski - Bernard Wilczek). Szlachta Małopolska na sejmie w Piotrkowie musiała więc zagłosować podobnie jak "bracia" z pozostałych dzielnic kraju i 8 grudnia 1506 r. królewicz Zygmunt Jagiellończyk został oficjalnie wybrany nowym królem Polski. Najpierw decyzja ta zapadła w senacie, potem w izbie poselskiej i gdy marszałek nadworny koronny ogłosił zgromadzonemu pospólstwu decyzję sejmu, przyjęto ją okrzykami radości i zaintonowano "Te Deum laudamus".
 
 
 
 
Przed nowym królem stanęła teraz konieczność jakiegoś ułożenia się z Tatarami, którzy wkrótce po bitwie pod Kleckiem, wysłali swych posłów do Wilna. Chan Mengli I Girej usprawiedliwiał się tam - w liście do króla - z najazdu jego synów na litewską ziemię, pisząc: "Głodni ludzie, wsiadłszy na koń, tam szukają pożywienia, gdzie je mogą znaleźć". Było to co prawda trochę bałamutne (chan twierdził że synowie jego dokonali najazdu wbrew jego woli i wykazali się nieposłuszeństwem, za co, jak twierdził zostali już ukarani przez Allaha. Zresztą śmierć dwóch synów w bitwie nie była dla niego aż taką wielką stratą, tym bardziej że łącznie miał ośmiu synów, a wszyscy oni byli niczym wilcy, czekali tylko aż ojciec umrze, by samodzielnie przejąć władzę), jednak prawdą jest, że w tym właśnie czasie Krym nawiedziła klęska głodu. Zaproponował też "wieczny pokój" (w przypadku Tatarów "wieczny pokój" trwał co najwyżej pięć lat), w zamian jedynie pragnął "drobnych upominków". Zygmunt wyraził na to zgodę (potrzebował czasu na zorganizowanie obrony kraju od południa, a odprężenie w stosunkach z Tatarami było mu wówczas potrzebne politycznie, tym bardziej że na horyzoncie już szykowała się nowa wojna z Moskwą). Zasiadłszy na tronie, otrzymał w dziedziczności kraj, który nie przypominał już dawnej Korony spod Grunwaldu, czy nawet z walk z Krzyżakami o Pomorze. Władza królewska była słaba i jeszcze bardziej osłabiana przez panów szlachtę - widzących w wolności swojej jedyne dobro, jednocześnie nie dostrzegających jakie zagrożenia spaść mogą tym sposobem na Rzeczpospolitą. Na wschodzie Moskwa w dwóch wojnach odebrała Litwie spore tereny i doszła do Dniepru. Tatarzy podchodzili zagonami swymi pod samo Wilno, Przemyśl czy Sandomierz, zaś wielki mistrz Zakonu Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego, konsekwentnie odmawiał złożenia hołdu lennego, do którego był przymuszony traktatem toruńskim z 1466 r. Podpuszczał go w tym uporze również cesarz rzymski - Maksymilian I Habsburg. Kraj potrzebował szybkich i zdecydowanych reform, jeśli nie chciał stać się igraszką w rękach sąsiednich władców. Po swej koronacji na Wawelu - 24 stycznia 1507 r., zabrał się Zygmunt do pracy nad reformą kraju. Jeszcze na sejmie krakowskim (styczeń - marzec 1507 r.) powołano urząd referendarzy, czyli "patronów ubóstwa", wyznaczonych do: "słuchania skarg ludu i odnoszenia takowych królowi i kanclerzom". Uchwalono też podatek "od szlacheckich i duchownych poddanych", po 12 groszy z łanu (choć od razu zaznaczono, że jest to dar jednorazowy i dobrowolny), ustanowiono też podatek od miast, a nawet od domów i zarobków.
 
Zygmunt obdarował też bratową, wdowę po Aleksandrze, której pozostawił dwór w Wilnie (w Dolnym Zamku), oraz nadał oprawę wdowią w Bielsku, Surażu, Brańsku, Oniksztach i w Bracławiu (dochody z tych miast miały trafiać do skarbca Heleny). Miała ona oczywiście w dalszym ciągu zapewnioną swobodę wiary, a jeśli nie przebywała w Wilnie, to najczęściej bawiła w dworku w Oniksztach (w Bracławiu założyła monastyr żeński i cerkiew pod wezwaniem św. Barbary). Mimo to potem skarżyła się w listach do brata, że jej byt po śmierci męża wciąż nie jest pewny (obawiała się przede wszystkim o swój majątek, który zgromadziła i który - jak sądziła - w każdej chwili mógł jej zostać odebrany, dlatego też powierzała go w zarząd wileńskim franciszkanom). Ostatecznie w 1511 r. Helena postanowiła powrócić do Moskwy (na Litwie czuła się już osamotniona, a poza tym jako była królowa została teraz sprowadzona do roli zwykłej wdowy), potrzebowała jednak do tego zgody króla. Zygmunt odmówił. Wtedy też postanowiła wyjechać na własną rękę. Planowała wyjechać do swych dóbr nadgranicznych, skąd miał ją zabrać, wysłany przez Wasyla, specjalny oddział. Jednak gdy do Brańska (skąd zabraną miała być Helena), przybył oddział kniazia Odojewskiego i kniazia Kurbskiego - wysłany przez jej brata, Helena tam nie dotarła. Jej plany bowiem zostały wyjawione staroście wileńskiemu, który zabronił wydania jej jakichkolwiek rzeczy. Patronem majątku byłej królowej był wówczas franciszkanin - Jan Komorowski, któremu Helena ufała i któremu nawet się zwierzała. Gdy jednak i on odmówił wydania powierzonego mu majątku Heleny, ta wpadła w gniew. Komorowski uszedł więc z jej komnaty i poskarżył się wileńskiemu wojewodzie, a ten zabronił Helenie opuszczać Dolny Zamek. Zrozpaczona Rosjanka napisała list do Zygmunta, żaląc mu się na niesprawiedliwość, jaka tu ją spotkała, a król cofnął wówczas zakaz wojewody. Jednak było już za późno i wyjazd do Moskwy nie powiódł się. Od tego czasu zerwała jednak z Komorowskim wszelkie kontakty, wciąż domagając się zwrotu jej własności. W 1513 r. udała się do Bracławia, gdzie urządziła huczne wesele jednej ze swych dworek (w tym czasie otrzymała niewielką część swojego majątku - 40 złotych kubków), a wkrótce potem zmarła (20 stycznia 1513 r.). Miała 36 lat. Szybko też pojawiła się plotka, że Helena została otruta na rozkaz wojewody wileńskiego, który chciał zagarnąć jej majątek. Wydaje się to być jednak nieprawdą, zważywszy że po śmierci Heleny, jej majątek nie trafił w ręce wojewody, ani nikogo innego i nie został uszczuplony, a potem stał się własnością pierwszej żony Zygmunta Jagiellończyka - Barbary Zapolyi. Helena spoczęła w soborze Przeczystej Bogurodzicy w Wilnie (zburzonym przez Moskali w 1794 r.). Zygmunt wyraził ulgę z powodu jej śmierci, pisząc do biskupa krakowskiego - Jana Konarskiego: "Jakże wiele kłopotu w tem Państwu naszemu ubyło".
 
Król, jak król, ale Zygmunt pomimo swojej zdrowej i silnej postury, nie był już młodzieniaszkiem. W roku swej koronacji (1507) miał 40 lat, a mimo to wciąż nie był żonaty. Był on zupełnie innym typem człowieka, niż jego bracia, którzy nie stronili od alkoholu i pięknych kobiet, Zygmunt zaś był typem monogamisty. "Piękna, majestatyczna postawa, znamienita rzadkością i mocą, spojrzenie oczu, okolonych gęstymi brwiami o wyrazie niemal groźnym, domagały się szacunku, umysł od młodości nawykły do życia ujętego w ścisłe karby, które sam sobie nałożył, nie znosił natarczywości i cudzej przemocy" - jak pisał o królu Zygmuncie, Ludwik Finkel w "Elekcji". Król był wysoki, przystojny, o dużych brwiach i groźnym spojrzeniu (cesarz Maksymilian Habsburg, gdy ujrzał go w Wiedniu w 1515 r., zwrócił uwagę na jego piękne białe dłonie i ładnie wykrojone usta, oraz naturalne rumieńce - co wówczas poczytano za oznakę dobrego zdrowia). Długo nie mógł uzyskać żadnej swojej dzielnicy do władania (jako jedyny z braci) i ostatecznie w 1498 r. wyjechał do Budy, na węgierski dwór swojego starszego brata - Władysława. Tam ponoć nauczył się być "smakoszem życia" i spędzał czas słuchając muzyki (fletów, lutni, trąb, harf), pieśni miłosnych, oglądając wygłupy błaznów królewskich, występy linoskoczków, "tańce" niedźwiedzi, pląsy dziewcząt o długich sukniach (zapewne specjalnie) od czasu do czasu odsłaniających łydki, popisy kuglarzy itp, itd. Wolał grać w szachy z bratem (lub innym towarzyszem), niż brać udział w polowaniach czy turniejach rycerskich (nie znosił bowiem widoku krwi). Tam też właśnie po raz pierwszy ujrzał piękną, młodą szlachciankę z Moraw - Katarzynę Ochstat ze wsi Telnice (stąd zwaną Telniczanką). Gdy po raz pierwszy się spotkali, Zygmunt miał już 31 lat, a ona zaledwie 18. Zakochał się w niej po uszy i odwiedzał ją co noc, przynosząc jej kwiaty (szczególnie róże i fiołki), lub inne drobne upominki. Wkrótce potem (styczeń 1499 r.) Katarzyna powiła syna, który otrzymał imię Jan. W tym też roku, brat mianował Zygmunta księciem głogowskim i nowy książę wyjechał na Śląsk, zabierając tam oczywiście kochankę i syna. Jan od młodości był szykowany do kariery duchownej. Wkrótce potem z tego związku narodziły się jeszcze dwie córki - Regina (1501) i Katarzyna (1503). Katarzyna Telniczanka miała w Głogowie zapewnione wszystko, co potrzebowała, a nawet traktowano ją tam jako nieoficjalną księżnę. Zygmunt wyznaczał jej pensje, lub ofiarowywał podarki, a w księgach zaznaczano iż zapłatę pobrała niejaka "Kaśka", lub też po prostu ER (skrót od KathERiny). W 1502 r. Zygmunt i Katarzyna pojechali na ślub króla Władysława i francuskiej hrabianki - Anny de Foix-Candale do Białogrodu Królewskiego (Szekesfehervar) 6 października, a wcześniej na byli na jej koronacji na królową Węgier - 29 września. Zaś gdy 8 grudnia 1506 r. został Zygmunt wybrany na króla Polski, przybył do Krakowa (20 stycznia 1507 r.) i osadził na Wawelu Katarzynę oraz jej dzieci.
 
 

 
Ale ten związek z "Viperą" (czyli żmiją - jak nazywano Katarzynę w Krakowie), bardzo się nie podobał panom szlachcie. Chciano króla jak najszybciej ożenić, aby spłodził legalnego potomka z rodu Jagiellonów. Po zakończonej wojnie z Moskwą (z lat 1507-1508), w czasie której Litwini (przy wsparciu Polaków) przeszli wreszcie do ofensywy, zajmując Czernihów, Drohobuż, Białą i podchodząc pod Toropiec oraz Wiaźmę i Możajsk (kilka kilometrów od Moskwy), sejm piotrkowski (marzec-kwiecień 1509 r.) zażądał wręcz, by król oddalił Telniczankę i wziął sobie legalną małżonkę. Pierwotny wybór Zygmunta padł na 22-letnią Katarzynę, córkę księcia Meklemburgii - Magnusa II. W czerwcu 1509 r. król wysłał tam nawet swoje poselstwo, ale nie dotarło ono do celu, gdyż Zygmunt zawrócił je, gdy posłowie byli jeszcze w Poznaniu (oficjalnym powodem był wybuch wojny z Mołdawią, hospodara Bogdana III Muszkatowicza. Notabene wojna ta, była zemstą za klęskę pod Koźminem w 1497 r . - o której pisałem w poprzedniej części. Mimo że to Bogdan rozpoczął wojnę, najeżdżając Pokucie i doszedł do Halicza i Lwowa, na sejmie w Piotrkowie szybko uchwalono nowy podatek, który nie tylko pozwolił wystawić 20 000 żołnierzy, ale i z tych pieniędzy starczyło środków na rozpoczęcie przebudowy Zamku Wawelskiego w duchu renesansowym. Wodzem naczelnym mianowany został hetman wielki koronny - Mikołaj Kamieniecki, mający już wcześniej doświadczenie w walkach z Wołochami. Ruszył on za cofającym się Bogdanem i odzyskał Pokucie, a następnie przekroczył Dniestr i wkroczył do Mołdawii. Tatarskim sposobem, rozbił obóz pod Czerniowcami i rozpuścił zagony na okoliczne ziemie, plądrując je niemiłosiernie. Gdy wracał, Mołdawianie postanowili zastosować sprawdzony sposób ataku spod Koźmina, zaatakować znienacka wojska polskie podczas marszu i przeprawy przez rzekę, licząc na łatwe zwycięstwo - jakie dwanaście lat wcześniej odniósł ojciec Bogdana, hospodar Stefan III Wielki. 4 października 1509 r. doszło do bitwy pod Chocimiem, gdy na przekraczające Dniestr wojska polskie ruszyła nagle z okolicznych wzgórz jazda mołdawska. Wojsko podjęło walkę, a Kamieniecki wysłał cześć zaciężnych by obeszli teren i uderzyli na Mołdawian od tyłu. Tak też się stało i Mołdawianie zostali rozbici. Poległo ich kilkanaście tysięcy, wielu też dostało się do niewoli, w tym większość dowódców. Po bitwie ścięto 50 pojmanych mołdawskich wodzów, jako karę za zbrodnie dokonywane pod Koźminem, gdzie miano pochwyconych żołnierzy za włosy wieszać na drzewach, co potem przeszło do legendy, iż od tego czasu Polacy zaczeli krótko golić głowy - co akurat nie było prawdą, gdyż moda na "wygolone łby" przyszła dopiero w latach 20-tych XVII wieku, a Koźmin to była końcówka wieku XV. 23 stycznia 1510 r. w twierdzy Kamieniec Podolski Bogdan III podpisał pokój, na mocy którego Pokucie pozostawało przy Polsce, a on ze swej strony obiecywał pokój i wsparcie w walkach z Tatarami oraz Turkami. Pokój ten został zatwierdzony przez sejm piotrkowski w marcu 1510 r.).
 
Wiele spraw zostało więc załatwionych dzięki podatkom, na które szlachta - zapewne widząca iż dalszy upór skutkuje degradacją państwa - wyraziła zgodę. Granica na wschodzie została przesunięta (choć nieznacznie, udało się jednak odepchnąć Moskali od strategicznego Dniepru, zdobywając Lubecz), na południu zapewniony był pokój z Mołdawią, której władca długo jeszcze nie odważył się przedsięwziąć wojny z Koroną. Z Tatarami panował "wieczny pokój" (ale z nimi nigdy nie było pewności i można było się spodziewać, że w kolejnych latach znów nastąpi najazd, gdyż Tatarz żyli z napadów, a długi okres pokoju był po prostu dla nich zabójczy). Teraz do rozwiązania pozostał jeszcze problem Zakonu Krzyżackiego i wsparcia, jakie udzialał mu zarówno cesarz - Maksymilian Habsburg, jak i papież - Juliusz II. A nie była to (wbrew pozorom) sprawa łatwa. Na mocy pokoju toruńskiego z 19 października 1466 r., kończącego krwawą wojnę trzynastoletnią - całe Pomorze Gdańskie i Ziemia Chełmińska oraz Michałowska zostały zwrócone królowi polskiemu, zaś Warmia miała uzyskać niezależnoś od Zakonu. Zakon obiecywał również zerwać swoje związki ze Świętym Cesarstwem Rzymskim (Niemcami), stać się lennikiem Korony Polskiej i przyjąć w struktury Zakonu polskich poddanych, w liczbie sięgającej połowy wszystkich członków Zakonu. Kolejni wielcy mistrzowie zobowiązani byli też składać hołd królowi polskiemu i po 1466 r. większość z nich (choć z oporami) tego obowiązku dopełniła (1469 - Henryk Reuss von Plauen, 1470 r. - Henryk Reffle von Richtenberg, 1479 r. - Martin Truchsetz von Wetzhausen, 1489 i 1493 r. - Johann von Tieffen). We wrześniu 1498 r. po śmierci Tieffena, komturowie zakonni postanowili wybrać sobie kolejnym wielkim mistrzem, syna księcia Saksonii i Sydonii Alberta Śmiałego - 25-letniego Fryderyka, licząc, że koneksje jego i jego ojca w Rzeszy pozwolą Zakonowi zrzucić zależność od Korony Polskiej, a nawet pokusić się o odzyskanie całego Pomorza z Malborkiem, Elblągiem i Gdańskiem. Zaraz po wyborze Fryderyka na wielkiego mistrza, król Polski - Jan I Albrecht, zażądał, by ten przybył do Krakowa, celem dopełnienia hołdu. Fryderyk nie mógł od razu odmówić, stan Zakonu bowiem i pozycja wielkiego mistrza przez te lata znacznie podupadły i należało je wzmocnić. Dlatego grał z królem na zwłokę, jednocześnie wypowiadając zdecydowaną wojnę biurokracji zakonnej, która osłabiała państwo pruskie. Wprowadził do Zakonu wielu humanistów tamtej epoki. Prawnik Dietrich von Wetrhern i profesor uniwersytetu w Lipsku - Paul Watt organizowali państwo na nowo, usuwając z kapituł starzejących się rycerzy i wprowadzając tam młodych, uzdrowili też nieco gospodarkę i ułatwili pobór podatków od okopanych w swych komturiach wielkich panów Zakonu. Wprowadził też Fryderyk nową etykietę i dworskie obyczaje w Królewcu.
 
 

 
Jednocześnie z całej siły starał się pozyskać sojuszników przeciwko królowi, a także całkowicie zrzucić z siebie jarzmo zależności od Polski. Wiedział, że może liczyć na swego ojca i brata (panującego w Saksonii od 1500 r.) Jerzego zwanego Brodatym - którego wojska mogły przez Śląsk dość szybko dostać się aż pod Kraków. Jednak myśl o wojnie, która byłaby druzgocąca dla gospodarki Zakonu, powstrzymywała obie strony od chwycenia za miecz (króla polskiego zaś powstrzymywał ciągły brak pieniędzy, gdyż rzadko kiedy szlachta godziła się na nowe podatki i na nową wojnę, a jeśli już, to co najwyżej na dwa lata). W 1500 r. udało się Fryderykowi, podczas reichstagu w Augsburgu nakłonić książąt i elektorów Rzeszy, by ci wezwali króla polskiego do zachowania pokoju i zgody z Zakonem. Jednak już w początkach 1501 r. król Jan Albrecht wyjechał do Torunia, gdzie zawezwał też Fryderyka celem dopełnienia hołdu, grożąc iż odmowa pociągnie za sobą "przykre skutki". Fryderyk natychmiast posłał listy do cesarza z prośbą o wsparcie i posiłki wojskowe, a jednocześnie znów grał na zwłokę. I udało mu się, gdyż wkrótce potem (15 czerwca 1501 r. król Jan I Albrecht zmarł). Jego brat i następca - Aleksander Jagiellończyk, ponowił żądanie złożenia hołdu i znów bezskutecznie (choć nie padła jednoznaczna odmowa) oczekiwał jego dopełnienia. W 1502 r. cesarz (wówczas jeszcze król Rzymian/Niemców) Maksymilian I Habsburg, wezwał Gdańsk do udzielenia mu wsparcia w projektowanej krucjacie antytureckiej. Gdańsk jednak był miastem w Koronie Polskiej, ale Maksymiliam twierdził, że jako miasto należące do Hanzy, podlega on Rzeszy. Gdańszczanie odesłali owe żądanie do Krakowa, a król Aleksander odpowiedział, iż miasto należy do Korony i nie ścierpi aby jego poddani podlegali rozkazom innego monarchy (Gdańsk tak naprawdę wówczas, choć wchodził w skład ziem Korony Polskiej, to czuł się jakoby "sojusznikiem" króla, a nie jego poddanym, zaś o jego wyjątkowej pozycji niech świadczy fakt, iż przy królu w Krakowie był cały czas poseł gdański, który pełnił tam rolę jakoby udzielnego ambasadora). Od 1493 r. nowym mistrzem prowincjonalnym Zakonu (w Niemczech) wybrany został Walter von Plettenberg, rycerz łączący w sobie przymioty rozsądku, siły i urody. Zreorganizował on kapituły prowincjonalne i wraz z wielkim mistrzem razem postanowili, że odtąd (aby uniknąć ciągłych konfliktów, panujących między Niemcami z różnych części Rzeszy) do Zakonu Krzyżackiego przyjmowani będą jedynie rycerze z Górnych Niemiec (południe Rzeszy, zaś szlachta z Saksonii i Westfalii, oraz północnych ziem niemieckich, zasili Zakon Kawalerów Mieczowych w Inflantach (zależny od Krzyżaków). Pozwoliło to zakończyć dotychczasowe niemieckie waśnie, a jednocześnie zdecydowanie obaj mistrzowie wypowiedzieli się przeciwko przyjmowaniu do Zakonu Polaków, twierdząc zgodnie że oznaczałoby to koniec istnienia Zakonu niemieckiego.
 
Fryderyk wciąż trwał w swym uporze, a Aleksander dopiero w 1504 r. (podczas swojej podróży z królową Heleną Moskiewską do Gdańska - o którym to pisałem w poprzedniej części), zażądał hołdu od wielkiego mistrza, lecz ten usprawiedliwił się nagłą potrzebą wyjechania do Rzeszy. Wreszcie król wysłał skargę na wielkiego mistrza do papieża (który oficjalnie był zwierzchnikiem Zakonu) i Juliusz II w maju 1505 r. wydał breve, otwarcie wzywające Fryderyka do złożenia hołdu przed królem Aleksandrem. Wielki mistrz natychmiast napisał do cesarza, a ten do papieża, prosząc go o odwołanie breve. 19 sierpnia 1506 r. król Aleksander zmarł, a na tronie zasiadł teraz Zygmunt Jagiellończyk. Ten znów wezwał wielkiego mistrza do złożenia hołdu, ale Fryderyk ponownie się wykręcał, a jednocześnie zarządził podatek dla Prus na wypadek wojny z Polską. Jednocześnie sam znów wyjechał do Rzeszy, szukając tam pomocy. Zygmunt jak zwykle zajęty ważniejszymi sprawami (wojną z Moskwą, buntem Michała Glińskiego w 1508 r., wojną z Mołdawią, najazdami tatarskimi, konfliktami Wielkopolan i Małopolan o pierwsze miejsca na sejmie etc. etc.) odpuścił sobie na razie sprawę z wielkim mistrzem. W 1509 r. Fryderyk pozwał na sejmie Rzeszy w Wormacji miasta Gdańsk, Toruń i Elbląg, oskarżając je o bunt (z 1454 r.) i odłączenie się od Zakonu. Zygmunt zabronił jednak tym miastom wysyłać swoich przedstawicieli do Wormacji, deklarując że są one teraz częścią Korony Polskiej i nie podlegają prawom cesarza i Zakonu. Wkrótce potem Fryderyk zmarł w Rochlitz (14 grudnia 1510 r.) w wieku 37 lat. Nowym wielkim mistrzem wybrany został na zjeździe komturów w Heiligenbeil w styczniu 1511 r. młody, zaledwie 20-letni Albrecht Hohenzollern, syn Fryderyka, margrabiego Ansbach i księcia Bayreuth, oraz Zofii Jagiellonki, siostry króla Zygmunta. Kapituła Zakonu podjęła taką decyzję, licząc na to, że spotka się ona z aprobatą zarówno cesarza, papieża jak i samego króla. 13 lutego 1511 r. w klasztorze Zschillen (dokąd udali się dygnitarze Zakonu) młody margrabia został pasowany na rycerza i obleczony w szaty zakonne. Wręczono mu miecz wielkiego mistrza oraz inne insygnia jego władzy. Po swym wyborze, Albrecht wysłał posłów do Krakowa i do Budy, polecając się łasce swoich stryjów, a jednocześnie prosząc Zygmunta by rozciągnął nad Zakonem swoją opiekę i obronę. Zygmunt odparł, że raduje go wybór siostrzeńca na wielkiego mistrza Zakonu i zadeklarował mu swoje wsparcie, pod warunkiem wszakże, że Albrecht dopełni hołdu. Zagroził też, że w przeciwnym razie potrafi go do tego zmusić orężem. Taka odpowiedź stryja, musiała mocno przerazić Albrechta, bowiem natychmiast zawiadomił o niej biskupów Pomezanii i Sambii, oraz polecił wielkiemu komturowi przygotować się do obrony. Napisał też do cesarza z prośbą o pomoc. Maksymilian Habsburg wezwał książąt: Brunszwiku-Luneburga, Saksonii, Meklemburgii i Brandenburgii do przyjścia z pomocą Albrechtowi przeciw Polsce - "ku obronie szlachty Świętego Imperium i Niemieckiego narodu". Do króla zaś wysłał list, radząc pozostawienie rozstrzygnięcia sporu pod obrady rozpoczynającego się właśnie Soboru Laterańskiego V.
 
 

 
Spór ten na razie został odłożony, gdyż król miał ważniejsze sprawy na głowie, związane z własnym ożenkiem (konflikt polsko-krzyżacki potrwa jeszcze kolejne czternaście lat, do czasu, gdy wielki mistrz Albrecht Hohenzollern za namową Marcina Lutra porzuci katolicyzm i wyrzeknie się papieża, stając się świeckim księciem w luterańskich Prusach, a jednocześnie składając hołd lenny swemu stryjowi - Zygmuntowi, dnia 10 kwietnia 1525 r. na Rynku w Krakowie. Przyjęcie luteranizmu oznaczało automatycznie utratę poparcia zarówno Rzymu, jak i cesarza, a to znów oznaczało że jedynym opiekunem i obrońcą nowych Prus Książęcych stawał się teraz tylko i wyłącznie król Polski, przeto to samemu księciu pruskiemu odtąd bardziej zależało na złożeniu hołdu lennego, niż królowi, bowiem zgodnie z traktatem krakowskim z 8 kwietnia 1525 r. w przypadku niezłożenia hołdu, Prusy Książęce miały zostać automatycznie włączone do Korony Polskiej. Nic więc dziwnego że Albrecht i jego następcy pokornie ten hołd składali). A tymczasem król zdecydował się ostatecznie poślubić pewną młodą, węgierską szlachciankę - Barbarę Zapolyę. 
 
 
 
HOŁD PRUSKI
10 kwietnia 1525 r.
 
 
 
 

 
 
CDN.
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz