Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 4 kwietnia 2021

ZMARTWYCHWSTANIE JEZUSA CHRYSTUSA

 WEDŁUG CHANNELINGÓW

 
 

 
 
 Mam nadzieję że tym tematem nie obrażę żadnego katolika czy w ogólności chrześcijanina, gdyż nie to jest moim celem. Nie pragnę bowiem ani obrażać nikogo spośród wierzących, ani też podważać zasad wiary chrześcijańskiej (katolickiej), tym bardziej że przed kilkoma dniami pewna mała dziewczynka dosłownie zgasiła mnie jak... peta. Tak, w piątek wybraliśmy się z moją Panią w odwiedziny do mej  siostry, która co prawda mieszka w tym samym mieście, ale jednak nie spotykamy się aż tak często, jak zapewne powinniśmy. Zajmuje się ona obecnie głównie wychowywaniem swoich dwóch synów, choć powoli wraca już do pracy (na razie na pół etatu), tym bardziej że jako "pani magister farmacji" chciałaby już być bardziej niezależna od swego "męża" (nie mają ślubu). Nie żeby siostrze czegokolwiek brakowało, wręcz przeciwnie, szwagier bowiem zarabia bardzo dobrze, a do tego jest to gość w typie "złota rączka", od którego ja sam wiele się nauczyłem (np. gdy ocieplałem sobie dom, lub kładłem kostkę brukową), choć z zawodu jest "tylko" hydraulikiem (gdy przyjechaliśmy, właśnie zakładał w swoim biurze nagłośnienie, bo wcześniej takowe założył już w salonie, a jeszcze wcześniej na dachu zamontował panele słoneczne 😎). Po prostu moja siostra lubi mieć przy sobie własną gotówkę i nie musieć być od nikogo zależna finansowo, ale teraz ma niewielkie ku temu możliwości ze względu na dzieci. I właśnie o nich mowa, gdyż przyjaźnią się oni z pewną sąsiedzką rodziną, która akurat ma dwie dziewczynki w wieku moich siostrzeńców (5 i 2 lata). Dostali oni bowiem ostatnio jajka w czekoladzie i siostra zaproponowała im, by nimi poczęstowali swoją koleżankę "zza miedzy", lecz ona wówczas odmówiła. Gdy zapytałem "Dlaczego?", odparła z pełnym przekonaniem, głosem nieznoszącym sprzeciwu: "Przecież dziś jest Wielki Piątek!". Przyznam się szczerze - zamurowało mnie. Nigdy nie byłem zbyt religijny (zresztą podobnie jak siostra), ale pewne wartości i tradycje (w miarę możliwości) staramy się przekazywać, ona swoim synom, ja moim siostrzeńcom, ale przyznam się szczerze że owa dziewczynka wywarła na mnie bardzo duże wrażenie. Sprawiła bowiem, że poczułem się jak taki laik, który nie bardzo ogarnia rzeczywistość i zrobiło mi się trochę głupio (tym bardziej że chłopaki mimo starań siostry, wciąż nie ogarniają nawet jakie obecnie mamy święta). Nasi rodzice zawsze starali się przekazać nam te wartości i choć też nigdy nie byliśmy zbyt religijną rodziną, to jednak pamiętam że np. na Boże Ciało zawsze udawaliśmy się (z rodzicami, albo tylko z tatą, mama bowiem przygotowywała posiłek) na procesję, a potem na lody (😇). Na Boże Narodzenie zaś również na Pasterkę (choć śpiewania kolęd sobie nie przypominam, częściej były one puszczane z telewizji lub magnetofonu). Ostatnim razem chciałem też swoim siostrzeńcom opowiedzieć o zbliżających się świętach i znalazłem nawet Biblię dla dzieci, którą jakiś czas temu im kupiłem, opowiadającą o życiu Jezusa Chrystusa, ale starszy grał akurat w Minecraft'a, a młodszy chciał "dinusia" (czyli książeczki o dinozaurach) 😊, więc tym razem mi się nie udało, lecz wciąż nie składam broni i będę kontynuował wysiłki, by wyjaśnić im pewne podstawy naszej wiary i tradycji.
 
Cały czas bowiem mam w głowie słowa mojej mamy, która wówczas - nam, laikom takim samym jak obecnie moi siostrzeńcy - starała się coś wytłumaczyć, a gdy ja celowo myliłem święta, lub specjalnie przekręcałem pewne fakty (zresztą jako dziecko byłem dość nieznośny, np. lubiłem żartować sobie ze... swojego dziadka który mieszkał z nami i był chory na artretyzm, czyli nie mógł ani szybko się poruszać, ani też jego ręce nie był w pełni sprawne. Pamiętam że robiłem przy nim różne głupoty jako dziecko, a on widocznie bardzo tego nie lubił i drażniło go to, lecz nie mógł nawet wstać z fotela, aby mnie złapać i to była moja nad nim przewaga. Powtarzał tylko w bezsilności: "Kiedy ty w końcu zmądrzejesz?" albo "Znów szajba ci bije?!" 😏 itd. Dziś bardzo się tego wstydzę, ale wówczas cieszyłem się, że mogę zadrwić ze swojego dziadka), mama wówczas pytała: "Czego wy w przyszłości nauczycie swoje dzieci, co im przekażecie?" i rzeczywiście, jak na to patrzę teraz, z perspektywy lat, to wydaje mi się że chyba jak dotąd to niewiele nam się udało dokonać. Dlatego też słowa tej dziewczynki - sąsiadki moich siostrzeńców - tak bardzo zapadły mi w pamięć i siadły na mej ambicji. Tym bardziej że starszy z siostrzeńców, coraz bardziej... zaczyna przypominać mnie sprzed lat. Jest nieposłuszny, lubi bałaganić i nie chce mu się potem sprzątać (gdy rozrzucił po pokoju swoje zabawki i pistoleciki, a ja spytałem: "Kto to będzie sprzątał?", on patrząc się mi prosto w oczy, odparł: "Mama!" Nie spodobało mi się to i powiedziałem o tym siostrze. Też nie była zadowolona, ale wydaje mi się że bardziej na pokaz - według mnie za dużo im pozwala). Ma też wiele moich cech z dzieciństwa, a gdy jakiś czas temu pokazałem mu parę ciosów bokserskich, to teraz wykorzystuje je na rodzicach (tak jakby miał ADHD) i siostra ma o to do mnie drobne pretensje (cóż, chciałem dobrze 😋). Obserwując go czasem, wydaje mi się jakbym widział siebie z mej młodości, z mego dzieciństwa, a niestety - nic tak nie boli, jak przypomnienie sobie własnych wad i ujrzenie ich w drugim człowieku, niczym w lustrze.
 
A wracając do tematu, chciałbym teraz właśnie zaprezentować (wygrzebane jeszcze) informacje - pochodzące z channelingów - na temat Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. By więc już dłużej nie przeciągać, przejdźmy wreszcie do sedna:  
 
 
 
 ALLELUJA - JEZUS ŻYJE!
 
 

 
 
Na początku chciałbym od razu wyraźnie zaznaczyć, że nie wszystko w channelingach zgadza się z oficjalnie przyjętym twierdzeniem, iż Jezus zmarł na krzyżu za nasze grzechy i za to, aby ludzkości otworzyć "Bramy Raju". To twierdzenie jest całkowicie (i wyraźnie) w channelingach podważone, dlatego też na samym początku napisałem, że nie chcę i nie jest moim celem, aby kogokolwiek tutaj obrazić, czy też podważyć zasady wiary. Ja tylko prezentuję to, co jest w owych przekazach i tyle. Owszem, czasem je komentuję lub dokładam własną interpretację (głównie wtedy, gdy materiału źródłowego jest bardzo niewiele), ale wcale nie pragnę aby ktokolwiek poczuł się tym urażony. Dlatego też od razu ostrzegam - według channelingów Jezus Chrystus wcale nie umarł za nasze grzechy i wcale nie otworzył nam tym drogi do Raju. Ale, jednocześnie Jego śmierć na krzyżu, w Palestynie dwa tysiące lat temu, była niezwykle istotną częścią planu, który musiał być wykonany i to bez względu na to, czy ziemskie ciało Jezusa było na to gotowe (Chrystus bowiem, już wisząc na krzyżu i nie mogąc ścierpieć okrutnego bólu, przeszywającego wówczas Jego ciało, zapytał: "Boże, czemuś mnie opuścił?"). Było to bez wątpienia poświęcenie, ale poświęcenie na które Jezus wyraził zgodę i był na to przygotowywany już od swych narodzin. Człowiek bowiem nie dziedziczy grzechu własnych rodziców czy dawnych pokoleń (jak w przypadku Adama i Ewy), gdyż grzech jest popełniany przez świadomą jego ciężaru istotę ludzką i nie jest ani niezmywalny, ani "śmiertelny". 
 
Dlatego też kiedyś pisałem już, że tak lubię dzieło Plutarcha "O odwlekaniu kary przez Bogów", pokazujące dobitnie (choć z ludzkiej perspektywy) o co dokładnie w tym wszystkim chodzi. My, ludzie, pragniemy sprawiedliwości i chcemy aby "dobrych" wynagradzać za ich dobro, a "złych" karać (jak najszybciej) za wyrządzone przez nich zło. I w zasadzie trudno mieć tutaj o to do nas pretensje, gdyż jako istoty podatne na śmierć (czymże jest te nasze kilkadziesiąt lat życia, w stosunku chociażby do życia jednej planety, lub nawet epoki historycznej?), pragniemy jeszcze na własne oczy ujrzeć, jak sprawiedliwości staje się zadość i jak złoczyńcy płacą za popełnione przez nich zbrodnie. Bogowie zaś - jak pisał Plutarch - tak jednak nie myślą i stąd bierze się tyle niesprawiedliwości na tym świecie, tak, że często ludzie dobrzy i sprawiedliwi cierpią niedostatek, zaś oszuści i złoczyńcy opływają w zbytki. Ale Bogowie podchodzą do tego zupełnie inaczej, gdyż... nic ich nie ogranicza. Nie muszą skazywać złoczyńców na szybką śmierć (tak jak Jahwe, który kazał swemu ludowi by wymordowali pokonane plemię, wraz z kobietami i dziećmi oraz całym żywym dobytkiem jakie posiadali), gdyż nie podlegają oni ograniczeniom czasowym. Czas nie ma dla nich żadnego znaczenia, stąd właśnie owi złoczyńcy i tak za swoje grzechy odpowiedzą po śmierci - jak pisał Plutarch - i tak staną przed Bogami, gdy nadejdzie ich kolej. Nie unikną tego, nie uciekną przed tym, nie ukryją się nigdzie, będą musieli stawić się na Sądzie Ostatecznym, który zadecyduje o ich losie. Po co więc - zapytuje Plutarch - Bogowie mieliby uśmiercać takich ludzi? Ukarać ich jeszcze zdążą, a czas, jaki im pozostał na Ziemi mogą wykorzystać na duchową przemianę i naprawę wcześniej popełnionych grzechów. Niestety, my, ludzie tak nie myślimy. My pragniemy natychmiastowej "sprawiedliwości", pragniemy zadośćuczynienia naszemu bólowi, smutkowi i żądzy zemsty - pragniemy krwi. I na tym polega - według Plutarcha - "odmienność" Bogów od ludzi. Nie zazdrośćmy więc zbytków komuś, kto na to nie zasługuje, lub zdobył to w sposób niegodny czy zbrodniczy. "Wszystko zostało zapisane" i nasze dobre i złe uczynki, a tam, po śmierci będziemy zdawać relację z tej naszej krótkiej podróży przez życie.
 
 

 
Tutaj jednak wchodzimy też w pewne kwestie, które znów komplikują nam sprawę i powodują że zmierzamy ku jawnemu konfliktowi z wiarą, jaką wynieśliśmy z lekcji religii lub z domu. Bowiem powstaje przed nami kwestia piekła i tego, czy ono istnieje. Według tego, co już napisałem w temacie "Historia Życia, Wszechświata, Wszelkiej Cywilizacji", piekło jak najbardziej istnieje, tylko... nie w takiej formie, w jakiej się nam je przedstawia. Owszem, ludzka dusza może po śmierci trafić do piekła, ale... jest to jej wewnętrzne, prywatne piekło, piekło umysłu, w którym ona sama tkwi i jeśli nie zechce stamtąd wyjść, nikt (np. Aniołowie), ani nic, jej do tego nie zmusi. Nie oznacza to oczywiście, że dusza nie cierpi po śmierci za popełnione za życia zbrodnie. Owszem, gdy zrzucamy już nasze "materialne odzienie", nagle odkrywamy świat, o którym nigdy byśmy nie pomyśleli, lub w który często nie wierzymy - zapatrzeni w nasze ważne, codzienne sprawy. Zupełnie inaczej wówczas podchodzimy do pewnych faktów i dusza taka odczuwa również ból i żal tych, których za życia skrzywdziła. Nie są to miłe, ani przyjemne doświadczenia, ale jednocześnie dusze "potępione" nie trafiają do piekła, gdzie są palone w ogniu piekielnym po wieczność. Takie dusze trafiają na swoistą kwarantannę, gdzie muszą raz jeszcze, dokładnie przestudiować popełnione przez siebie zbrodnie i wyciągnąć z nich wnioski. Jeśli proces ten przebiegnie pomyślnie, dusza będzie mogła (często niestety bez ujrzenia własnej "duchowej grupy" - co jest ewidentną i bardzo dotkliwą dla duszy karą) powrócić ponownie na ten świat, by odpokutować za swoje winy, aby energie wyrządzonego i doświadczonego bólu, oraz dobra i zła się ostatecznie zrównoważyły (jest to jednak długi proces, znacznie dłuższy niż jedno, dwa czy nawet kilka kolejnych wcieleń). Dlatego też Jezus Chrystus nie mógł przed nami otworzyć bram Nieba, do którego i tak po śmierci wracamy, jednak przez swoją mękę i śmierć na krzyżu, spowodował wytworzenie pokładów ogromnej, pozytywnej energii (tak samo, jak np. ojciec Maksymilian Kolbe, który w 1941 r. w niemieckim obozie zagłady w Auschwitz-Birkenau poświęcił się za jednego z więźniów, mającego iść na śmierć. Sam, z własnej woli oddał swoje życie za tego człowieka, czym doprowadził do ogromnej implozji wyrządzonego przez ludzi - w tym przypadku Niemców - zła, rodząc swym poświęceniem ogromne dobro - co prawda niewidoczne naszymi oczyma, ale czasem odczuwalne także przez żyjących. Poświęcenie ojca Kolbe było czymś na tyle niezwykłym i nieprawdopodobnym, że stworzyło nowe dobro, nowy świat dla kolejnych pokoleń ludzkości, a teraz wyobraźmy sobie czego swym poświęceniem dokonał "Syn Boży" Jezus Chrystus).
 
Według channelingów znaczenie śmierci Jezusa na krzyżu, było nawet większe (niż to, które się powszechnie uznaje), gdyż tym samym otworzył on nas, ludzi (Ziemian) w kierunku uniwersalnej, kosmicznej duchowości i wprowadził barbarzyńską (tak cywilizacyjnie, jak i duchowo) ludzkość, do grona "Synów Gwiazd", czyli na drogę, która od początku miała być naszym udziałem. Dlatego też uważam i raz jeszcze potwierdzam swoją opinię, jakoby po ujawnieniu się "obcych" (a małymi krokami zmierzamy do tego niezwykle konsekwentnie), można by im zaproponować... by się ochrzcili. Tak, by się ochrzcili! To bowiem zbliży nas jeszcze bardziej do owych "Synów Gwiazd", a ich samych upodobni do nas. To będzie symboliczne złączenie energii Ducha Galaktycznej Ludzkości (i nie tylko). Śmierć Jezusa na krzyżu, wytworzyła bowiem nową więź, nową duchową odsłonę i jednocześnie "zaraziła" ludzi twórczą, wieczną miłością, a to jest niesamowita i niebagatelna siła. Poświęcenie Jezusa Chrystusa na krzyżu, miało więc wymiar nie tylko uniwersalny, ogólnoludzki, ale również wszechświatowy, kosmiczny i o ile śmierć ojca Kolbe, czy poświęcenie np. rodziny Ulmów (zamordowanych przez Niemców za ukrywanie Żydów) czy rodziny Lubkiewiczów, czy innych niezliczonych rodzin polskich, które zostały zamordowane (rodzice wraz ze swymi dziećmi) za udzielanie schronienia Żydom - to wszystko, poprzez ogromne pokłady negatywnej energii, wytworzyło niesamowite pokłady energii pozytywnej, które stworzyły nowe dobro. My, żyjący, oczywiście nie mamy takiej skali porównawczej, aby móc to chociażby ujrzeć na własne oczy, ale powstała z tego zła pozytywna energia, doprowadziła najpierw do zrównania, a następnie do implozji owej negatywnej energii, wytworzonej poprzez tamte mordy. Oczywiście nie znaczy to, że celem jest dążenie do łatwej i szybkiej śmierci - wręcz przeciwnie - celem jest długie i szczęśliwe życie, ale takie właśnie sytuacje dziejowe powodują, iż dobro często rodzi się samoczynnie i to w najmniej spodziewanych okolicznościach. Zaś dobro, powstałe ze Zmartwychwstania "Mistrza" jest uniwersalne i ponadczasowe.
 
 

 

Natomiast jak to się stało, że Jezus zmartwychwstał? Jak wiadomo był On "Synem Boga" (co można również tłumaczyć jako "Syn Gwiazd"), a "Królestwo Moje nie jest z tego świata" - jak rzekł On przesłuchującemu go Poncjuszowi Piłatowi. Jezus wielokrotnie podczas swego ziemskiego żywota (szczególnie w okresie gdy nauczał) kontaktował się z innymi "Synami Gwiazd", uczynił tak również w ową nieszczęsną noc w ogrodzie Getsemani, gdy żarliwie modlił się "do Boga" i zapytywał czy istnieje szansa, by nie musiał poświęcać swego życia (należy bowiem pamiętać, że Jezus był nie tylko "Synem Gwiazd", ale również człowiekiem. Miał ludzkie ciało i podatny był na wiele ludzkich niedogodności, w tym na ból i cierpienie). Gdy jednak uświadomił sobie (Jego ludzka część natury) że po to właśnie się urodził i po to przyszedł na świat, aby "Dać świadectwo Prawdzie", przyjął to bez oporów (trzeba też pamiętać, że była to Jego całkiem dobrowolna decyzja). Gdy zaś został już ukrzyżowany i umarł, a ciało Jego pochowano w jaskini, wydarzyły się rzeczy, które nie są omawiane w Biblii, a które channelingi podają jedynie bardzo skrótowo. Nie będę się wikłał w pewne nieścisłości (bo sam ich dokładnie nie rozumiem), które mówią że Jezus Chrystus zmartwychwstał wcześniej, niż uczyniło to Jego ciało (zapewne chodzi tu o pewną kwestię życia po śmierci, ale na poziomie znacznie wyższym, niż dzieje się do z nami), dlatego też etap ten pominę. Warto jednak dodać, że po swym (duchowym) Zmartwychwstaniu, Jezus nie był duchem, ani też duszą w klasycznym tego słowa znaczeniu. Był po prostu istotą wyższego rzędu i tyle. Następnie Jego ludzkie ciało, zostało "zniszczone". Było to oczywiście wcześniej zaplanowane przez istoty, które patronowały misji "Syna Człowieczego" (według channelingów należeli do tej grupy: Tjehooba i Plejadianie). Nie wiadomo dlaczego (ja nie potrafię tego wyjaśnić) tak się stało, tym bardziej że Tjehooba potrafili wskrzeszać zmarłych, jeśli śmierć nastąpiła w jakiś krótki czas po zgonie (być może trzy dni to czas zbyt długi na wskrzeszenie zmarłego przez te istoty, a tyle właśnie - jak podaje Biblia - leżało ciało Jezusa, począwszy od Jego śmierci aż do zmartwychwstania). Ale jeśli to wszystko było już wcześniej zaplanowane, to Jezus musiał przyjąć zupełnie nowe, choć już nieludzkie, a jedynie takowe przypominające, ciało - gdyż Jego materialne ciało przestało wówczas istnieć. 
 
Po przyjęciu nowego ciała (być może ciała astralnego), Jezus odsunął kamień, którym zamknięto wejście do Jego grobowca (tu nie chodziło o Jego nadludzką siłę, ale o to, że to wszystko było monitorowane i kamień ten został odciągnięty "w sposób cudowny" przez istoty z Plejad i Tjehooba - które najpierw uśpiły rzymskich żołnierzy, strzegących tego grobu). Gdy Jezus ukazał się u wejścia do grobu, żołnierze się pobudzili i wpadli w panikę (to musiało być niesamowite wydarzenie, gdyż wszyscy pouciekali ze swego posterunku, a przecież dobrze wiedzieli czym to grozi. Przerażeni zaczęli więc opowiadać o tym, niezwykłym zjawisku, a gdy wieści te dotarły do kapłanów Świątyni Jerozolimskiej, ci, zaproponowali legionistom pieniądze, w zamian za zaprzestanie ich powtarzania). Gdy do grobu udały się Maria matka Jezusa, Maria Magdalena i Salome, grób już był pusty, a żołnierze uciekli ze swego posterunku. To właśnie te niewiasty zawiadomiły pozostałych apostołów i na miejsce przybyli Piotr i Jan. Jezus potem zaczął im się kolejno objawiać taki, jakim go zapamiętali w chwili śmierci, wraz ze wszystkimi ranami, jakie mu zadano podczas męki. Nie było to już jednak ludzkie ciało Chrystusa, tylko Jego ciało astralne (a według mnie było to Jego ciało realne, czyli takie, jakim był naprawdę w swoim świecie, choć apostołom ukazał się pod starą postacią, jaką oni zachowali w swej pamięci). O ile śmierć na krzyżu była kluczowym elementem otwarcia duchowego mostu pomiędzy ludzkością, a istotami z gwiazd, to zmartwychwstanie miało istotne znaczenie dla samych ludzi. Stworzyło bowiem fundamenty nowej nadziei, która pogrzebała dawne religie, stojące na przeszkodzie uniwersalnemu otwarciu ludzkości i wejściu w nową erę duchowej świadomości. Dlatego też pełni radości w rodzinnym gronie w te świąteczne dni wołajmy razem - Alleluja, Jezus - nasz Mistrz duchowy - Zmartwychwstał.
 
 
 


 
 
ZDROWYCH, POGODNYCH 
I WESOŁYCH ŚWIĄT WIELKIEJ NOCY
 
 
 

 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz