Łączna liczba wyświetleń

sobota, 19 czerwca 2021

JEŃCY - Cz. I

 CZYLI WINNE I NIEWINNE 

OFIARY DWUDZIESTOWIECZNYCH 

KONFLIKTÓW ZBROJNYCH





  
 Ten temat chciałbym poświęcić uwadze jeńców konfliktów zbrojnych, toczących się w owym okrutnym XX wieku (który czasami nazywany jest też "wiekiem diabła") - począwszy od wybuchu I Wojny Światowej a skończywszy już na współczesnych konfliktach (niektórzy bowiem twierdzą, że wiek XX realnie się rozpoczął w roku 1914, a zakończył dopiero w... 2020 wraz z pojawieniem się chińskiego wirusa z Wuhan - wspieranego przez wielką amerykańską globalistyczną finansjerę w celu stworzenia nowego modelu kontroli ludzkości na sposób totalitarny). Dotarłem do wielu relacji jeńców wojennych, jak i oficjalnych historycznych dokumentów na temat ich przetrzymywania w obozach jenieckich i tego, w jaki sposób byli oni tam traktowani. Któż na przykład wiedział, że podczas II Wojny Światowej, Amerykanie "nie lubili antynazistów" - jak się miał wyrazić niemiecki jeniec - Karl Hans Edwin Gurn, z obozu jenieckiego w Oregonie? Choć oczywiście słowa te nie oddawały całej prawdy o USA, a jedynie tłumaczyły swoisty szacunek, jaki amerykańskie władze obozowe wyrażały dla niemiecko-nazistowskiego drylu wojskowego i porządku, który panował w tych barakach, gdzie nieoficjalną władzę nadal sprawowali naziści (Amerykanie bowiem pozwalali Niemcom nawet wieszać portrety z Adolfem Hitlerem nad łóżkiem, oraz pozdrawiać się hitlerowskim gestem, z wyciągniętą do góry ręką - co wydaje się nieprawdopodobne - a co z drugiej strony spowodowało, że nieoficjalną władzę w obozie bardzo szybko przejęli fanatyczni naziści, a ci brutalnie znęcali się nad wszystkimi, którzy w jakikolwiek sposób próbowali odejść od nazistowskiej ideologii. Byli oni bowiem bici, a nawet mordowani i to właśnie dlatego, że Amerykanie "nie lubili antynazistów", a ci nie mogli się nawet poskarżyć władzom obozowym, bo i tak skończyłoby się to dla nich bardzo przykro. Tak więc niemieccy antynaziści, w amerykańskich obozach jenieckich na terytorium USA, byli podwójnie wzięci w kleszcze - raz, że oficjalnie należeli do kategorii jeńców wojennych, a dwa, że nawet w obozach nie mogli zadeklarować swojej dezaprobaty dla Hitlera i nazizmu). A takich "smaczków" było o wiele więcej i to nie tylko w czasie II Wojny Światowej.

Ciekawe są również relacje ludzi, którym Brytyjczycy dali słowo honoru, że nie wydadzą ich w ręce Stalina i Sowietów. Mam tutaj oczywiście na myśli Kozaków, którzy podczas II Wojny walczyli na Froncie Wschodnim u boku Wehrmachtu. Ci ludzie nie byli ani fanatycznymi nazistami, ani też nie walczyli w interesie III Rzeszy, a jedynie z ogromnej nienawiści do Sowietów i komunizmu, czego dowodem był fakt, że byli oni dzielnymi żołnierzami w walkach toczonych na Wschodzie, ale gdy w 1944 r. Niemcy przerzucili ich na Front Zachodni, dla "załatania dziur" systemu obrony w Normandii, owi żołnierze realnie sabotowali walki z Amerykanami i Brytyjczykami, gdyż nie mieli żadnego celu ani interesu w tym, by z nimi walczyć. Gdy więc doszło do desantu na plażach Normandii - 6 czerwca 1944 r. - te stanowiska bunkrów, które osobiście obsadzali Kozacy... nie odpowiadały ogniem. Kozacy nie strzelali do Anglo-Sasów i dość łatwo im się poddawali. Oni bowiem tylko dlatego przyłączyli się do III Rzeszy, bo ta gwarantowała im wzięcie udziału w zemście na sowieckich zbrodniarzach, krwawo eksterminujących ich nację. Potem ci ludzie rzeczywiście zaufali słowom brytyjskich oficerów, którzy deklarowali im na "swój honor", że Wielka Brytania nie wyda ich w ręce Sowietów. Gdy się jednak okazało, że Churchill podpisał ze Stalinem układ, na mocy którego obywatele obu państw mieli zostać odesłani do swych krajów (żołnierze formacji kozackich posiadali narzucone im i niechciane obywatelstwo sowieckie) i gdy Kozacy się o tym dowiedzieli, dochodziło do prawdziwie dantejskich scen. My, Polacy, mamy pretensję do Brytyjczyków czy Amerykanów że w Jałcie i Poczdamie sprzedali nas Sowietom, że nie na życzenie Stalina nie pozwolili wziąć udziału w paradzie zwycięstwa zorganizowanej w Londynie w pierwszą rocznicę zakończenia II Wojny Światowej. Mamy pretensje, że nasi oficerowie byli po wojnie traktowani w sposób upokarzający (np. gen. Stanisław Maczek, który ze swoją 1 Dywizją Pancerną wyzwolił wiele miast w Belgii, Holandii i północnej Francji - po wojnie pracował w Edynburgu jako... barman, zaś gen. Stanisław Sosabowski, dowódca 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej - pracował jako magazynier w fabryce silników elektrycznych w Londynie), ale jednak zarówno oficerowie, jak i żołnierze - choć oczywiście była silna presja na to, aby wyjechali do Polski, gdyż Brytyjczycy mówili im: "Wracajcie do domu", choć przecież nie było już do czego wracać - mogli jednak pozostać na Zachodzie, czy to w Wielkiej Brytanii, czy w USA, natomiast Kozacy nie mieli nawet tyle szczęścia. Gdy więc dowiedzieli się, że brytyjskie władze zamierzają wydać ich w ręce Stalina, dochodziło do przerażających scen, a wielu brytyjskich żołnierzy nie było w stanie tego oglądać na własne oczy i odwracało głowy, aby tylko nie okazać słabości. Ludzie popełniali samobójstwa, klękali przed żołnierzami i prosili ich, aby przynajmniej zastrzelili ich tu, na miejscu, tylko nie wydawali w ręce Sowietów (taka miłość panowała do komunizmu). Nie było jednak litości - biciem i kopniakami zapędzono tych żołnierzy do ciężarówek i przekazano władzom sowieckim. Pisząc o tym, nie jest się w stanie oddać całej grozy tamtej sytuacji, ale gdyby można było to ujrzeć na własne oczy, niejedno najtwardsze serce zmiękczyłby ten widok. Najgorsze w tym wszystkim nie było to, że ci ludzie (wraz z rodzinami, bo przecież było tam też mnóstwo kobiet i dzieci) zostali z premedytacją wydani na okrutną śmierć, ale to, że Brytyjczycy ich okłamali. Dawali im przecież wcześniej "słowo honoru" że ich nie wydadzą, a potem kopniakami i biciem zapędzili na śmierć. Nieprawdopodobne - czy tyle tylko znaczy honor Albionu?




Te więc i inne przykłady chciałbym zaprezentować w owej serii, ale zacznę nie od I Wojny Światowej - co może wydawałoby się logiczne - ale od wojny, która ocaliła całą Europę od jarzma bolszewizmu, czyli - od Wojny polsko-bolszewickiej 1919-1921 (na pewnym anglojęzycznym forum historycznym z uporem maniaka próbowano mi wyjaśnić. że to nie prawda że jedynie Polacy powstrzymali Sowietów i że Niemcy oraz Francuzi również by sobie z tym poradzili - tak, iż w pewnym momencie miałem wrażenie iż mówię głównie do siebie samego, albo też do słupa, a słup stoi jak ta...), Jest to uważam o tyle ważne, ponieważ Rosjanie już od czasów Gorbaczowa i Jelcyna (ciekawe dlaczego wcześniej takie zarzuty się wśród nich nie pojawiały? może dlatego że Rosja oficjalnie przyznała się do mordu katyńskiego dopiero w kwietniu 1990 r., czyli pięćdziesiąt lat po dokonaniu tej zbrodni, a jednocześnie potrzebowano jakiejś przeciwwagi, jakiegoś wytłumaczenia tamtego mordu i tutaj przydatnym okazał się los jeńców sowieckich w polskiej niewoli) twierdzą, że jeńcy sowieccy po wojnie byli celowo i z premedytacją mordowani przez Polaków. Postaram się po kolei wytłumaczyć jak doszło do zwycięstwa w tej wojnie roku 1920, dlaczego ani Niemcy, ani Francuzi, ani Brytyjczycy, ani tym bardziej Amerykanie (których już wówczas w Europie nie było) nie powstrzymaliby sowieckiego walca, idącego na Europę, a także opowiem (na przykładzie zachowanych dokumentów) jak wyglądały warunki w obozach jenieckich i co było powodem śmierci sowieckich jeńców w tych obozach. O tym wszystkim powiem już w kolejnej części.



"PO BITWIE NIE MA WROGÓW,
SĄ TYLKO LUDZIE"

CESARZ NAPOLEON WIELKI






PS: Dziś niestety jedynie krótki wpis zapowiadający nową serię. Jutro postaram się zająć nieco dłuższym tematem, choć pogoda co prawda temu nie sprzyja (przyznam się szczerze, że nie przepadam za upałami), a do tego weekend się zaczyna, więc również należy się zrelaksować nad wodą w pięknych okolicznościach przyrody - gdzie akurat obecnie przebywam. A w dniu jutrzejszym czeka mnie też mała niespodzianka - odwiedziny starego kumpla - przyjaciela z lat młodości, z którym nie widziałem się jakieś dwadzieścia kilka lat. Wpadliśmy na siebie ostatnio i przyznam się szczerze, że miło jest wrócić do czasów, gdy byłeś nastolatkiem, nie miałeś na głowie tylu spraw a do tego miałeś przyjaciela, z którym wiele rzeczy robiliście razem (choć poznaliśmy się w dość nieprzyjemnych okolicznościach i na początku często się ze sobą biliśmy). Dziś mogę tylko stwierdzić - jak piękne są wspomnienia i jak to dobrze mieć w życiu przyjaciół.     

 
 
"I NADCHODZI PIĘKNA CHWILA - ROZPALAMY GRILLA!!!" 😎 
 
 



CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz