Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 26 maja 2022

SUŁTANAT KOBIET - Cz. XXXV

HAREMY WYBRANYCH WŁADCÓW

OD MEHMEDA II ZDOBYWCY

DO ABDUL HAMIDA II




 

 SERAJ SULEJMANA WSPANIAŁEGO

Cz. XXIV


 



 

ŻONA

SERAJ POD RZĄDAMI ROKSOLANY/HURREM

(1534-1558)

Cz. IX


 
 
GWIAZDA RUSTEMA

  
 Zwycięstwo Hizira Barbarossy w bitwie pod Prewezą (28 września 1538 r.) zapewniło flocie osmańskiej bezwzględną dominację na wodach Morza Śródziemnego i z tego właśnie powodu urządzono wielkie święto dla ludu, gdy zwycięskie okręty powróciły do portów Złotego Rogu. Tak zakończył się rok 1538 (w islamskim kalendarzu księżycowym obowiązującym w Imperium Osmańskim, były to wówczas lata 944-945). Jednak z początkiem nowego roku urządzono kolejne, jeszcze huczniejsze święto, a okazją do niego stało się obrzezanie księcia Dżihangira - najmłodszego syna Sulejmana i sułtanki Hurrem. Dżihangir skończył wówczas sześć lat, był to więc właściwy czas na przeprowadzenie tej operacji (choć byli tacy co uważali że jednak w tym wieku jest jeszcze za wcześnie na obrzezanie). Do Konstantynopola zjechały się poselstwa muzułmańskich krajów (głównie Mołdawia, Wołoszczyzna, Chanat Krymski) oraz Wenecji, która już szukała dróg porozumienia się z Portą, deklarując ustami swego ambasadora - Tommaso Contariniego, iż jej uczestnictwo w koalicji anty-osmańskiej było błędem i Serenissima jest gotowa zapłacić za tamten błąd, w zamian za ponowne otwarcie osmańskich portów dla okrętów Republiki św. Marka. Celem Contariniego było zresztą wypracowanie nowego porozumienia handlowego, który umożliwiłby weneckim kupcom powrót do Konstantynopola i innych miast Imperium. Sułtan był jednak niezadowolony i publicznie okazywał swą wzgardę Contariniemu, domagając się zwrotu wszystkich wysp i twierdz, które Serenissima przejęła w trakcie wojny (głównie chodziło o Nauplion i Monemwazję) i zapłacenia wysokiej kontrybucji za zerwanie wcześniejszych układów i sojusz z Hiszpanią. Contarini - jak na osiemdziesięcioośmioletniego starca - i tak radził sobie dość dobrze w konfrontacji z sułtanem, ale ponieważ Sulejmana irytowały weneckie próby dalszego negocjowania jego żądań, przeto porozumienia nie udało się szybko wypracować. Mimo to Contarini (jako jedyny przedstawiciel chrześcijańskiego państwa) był obecny w Konstantynopolu podczas uroczystości obrzezania księcia Dżihangira.

Oprawę dla ludu przygotowano z najwyższą starannością, angażując akrobatów, linoskoczków, połykaczy ognia. Sprowadzono do Konstantynopola mnóstwo dzikich zwierząt jak lwy, tygrysy i niedźwiedzie, a w niebo wypuszczono setki gołębi. Dla najuboższych zorganizowano darmowy posiłek wydawany na placu niedaleko Dikilitas. Uroczystości trwały kilka dni, a pomiędzy zabawami trwały zażarte negocjacje dyplomatyczne z przedstawicielami Republiki św. Marka, oraz... przygotowania do kolejnej, trzeciej już uroczystości w ciągu zaledwie jednego roku, czyli zaślubin sułtanki Mihrimah z wybrankiem Hurrem, mało wcześniej znanym na sułtańskim dworze Bośniakiem z pochodzenia - Rustemem Agą. Pełnił on funkcję głównego nadzorcy sułtańskich stajni i osobiście przygotowywał konie dla Sulejmana i zapewne członków jego rodziny (najprawdopodobniej był też nauczycielem jazdy konnej synów sułtana), ale te funkcje nie gwarantowały mu możliwości zbliżenia się do rodziny padyszacha. Skoro jednak wybrała go Hurrem (a miał być dla niej gwarantem bezpieczeństwa i umożliwić objęcie tronu po śmierci Sulejmana przez jednego z synów Hurrem - a do tej roli matka wyznaczyła Mehmeda, swego najstarszego syna), sułtan również zaaprobował jego osobę w charakterze swojego zięcia, zresztą był już wcześniejszy tego typu precedens, gdy zwykły sokolnik sułtański - Ibrahim, ostatecznie poślubił siostrę Sulejmana - sułtankę Hatice. Z tego, co wiadomo, Mihrimah nie była zadowolona z owego mariażu. Ją, młodą dziewczynę (miała wówczas siedemnaście lat, co w tamtych czasach było już wiekiem w którym dziewczęta wydawano za mąż) przerażała myśl o starszym od niej o siedemnaście lat, kulawym (jedną nogę miał krótszą od drugiej) sułtańskim stajennym, ale nie była w stanie wyperswadować matce owego pomysłu. Hurrem była zdecydowana, ten człowiek (o którym już wówczas krążyły plotki iż palcem nie kiwnie w żadnej sprawie bez odpowiedniej łapówki) miał być gwarantem bezpieczeństwa jej synów, tak, jak Ibrahim Pasza był przez długi czas gwarantem bezpieczeństwa księcia Mustafy (można sobie wyobrazić jakie sztuczki Hurrem stosowała na córce, aby przekonać ją do tego małżeństwa, mogła np. stwierdzić że jeśli po śmierci ojca jej bracia będą na rozkaz syna Mahidevran kolejno duszeni jedwabnymi chustami i wzywać będą pomocy, nikt już ich nie usłyszy, bo ich rodzona siostra przyłożyła rękę do ich zguby). Sprawa była więc postanowiona, a Mihrimah - jeśli musiała - mogła co najwyżej cierpieć z powodu swego małżeństwa w samotności.




Uroczystości zaślubin odbyły się w maju, czerwcu lub na początku lipca 1539 r. Świętowano oczywiście na muzułmański sposób, czyli mężczyźni oddzielnie i kobiety oddzielnie. Mihrimah stała się teraz żoną Rustema Agi, a on sam wszedł do sułtańskiej rodziny, co niosło za sobą ogromną odpowiedzialność (np. mąż siostry lub córki sułtana nie mógł zdradzić swej żony z inną kobietą, nie mógł jej ubliżyć ani też - co w ogóle wykluczone - podnieść na nią ręki. To ona była sułtanką w tym związku i to ona decydowała o przyszłości swych dzieci, a ograniczały ją w tym jedynie prawa islamu - w którym mąż stoi zawsze wyżej od swojej małżonki). Rustem jednak zapewne zauroczył się lub nawet zakochał w młodej sułtance (czego dowodzi potem iż z niezwykłym oddaniem służył sułtanowi), czego jednak z pewnością nie można było powiedzieć o niej samej. W każdym razie Rustem zaraz po ślubie otrzymał funkcję trzeciego wezyra Imperium i mógł mieć nadzieję że wkrótce stanie się wielkim wezyrem. Okazja ku temu nadarzyła się bardzo szybko, bo już w lipcu 1539 r. Wtedy bowiem zmarł (prawdopodobnie z powodu jakiejś choroby) dotychczasowy wielki wezyr - Ayas Mehmed Pasza (pełnił on swoją funkcję od śmierci Ibrahima Paszy, czyli od połowy marca 1536 r.), teraz jego stanowisko było puste i Rustem (wówczas już Rustem Pasza) sądził że z poparciem Hurrem uda mu się uzyskać tę najwyższą po sułtanie funkcję w Imperium Osmańskim. Niestety, tak się nie stało. Hurrem okazała się wówczas za słaba i zwyciężyła frakcja haremowa jej przeciwna, której kandydatem był Lutfi Pasza - mąż siostry Sulejmana, sułtanki Sah i to właśnie on został nowym wielkim wezyrem. Nie wiadomo dlaczego sułtan nie posłuchał w tym przypadku swej ukochanej małżonki? Pewnie zrozumiał, że godząc się na małżeństwo Mihrimah z Rustemem - który był kandydatem Hurrem, musi teraz (dla równowagi) powierzyć ważne stanowisko komuś z drugiej strony barykady (bowiem pomimo oficjalnie panujących, a żałośnie naciąganych gestów powszechnej przyjaźni, zarówno w haremie, jak i Dywanie aż huczało od wzajemnych konfliktów, sympatii i antypatii, a także osobistych ambicji poszczególnych wielmożów. Nie sądzę aby Sulejman był tak nierozsądny, by wierzyć iż w systemie sułtańskiej władzy panuje powszechna zgoda, szczerość i przyjaźń, zresztą wkrótce przekonał się o tym naocznie, gdy na jego oczach dwóch kandydatów do tytułu wielkiego wezyra, o mało co się nie pozabijało, wyciągając przeciwko sobie sztylety. Ale stało się to dopiero w kilka lat później, do czego zresztą też jeszcze powrócę).

Rok 1539 upłynął sułtanowi nie tylko na jałowych pertraktacjach z Tommaso Contarinim o kształt nowego układu handlowego pomiędzy Portą a Wenecją, ale również zaowocował listami, jakie sułtan pisywał do króla Polski i wielkiego księcia Litwy - Zygmunta I Jagiellończyka. Powodem tych listów był problem mołdawski, gdyż po klęsce w bitwie pod Obertynem (22 września 1531 r.) hospodar mołdawski - Piotr Raresz nie pogodził się z ostateczną utratą Pokucia, i cały czas najeżdżał tamtejsze pogranicze. W lutym 1532 r. jego wojska pobiły pod Tarasauti tysiącosobowy oddział polskiej jazdy. W 1535 r. (dwukrotnie) i w 1536 r. ponownie najechał Pokucie z większą siłą, plądrując je niemiłosiernie. Z tego właśnie powodu w lipcu 1537 r. król Zygmunt zwołał pospolite ruszenie do Trembowli, ale już w Glinianach pod Lwowem zebrało się mnóstwo ludu, bowiem aż 150 000 szlachty (jak pisał potem Teodor Konstanty Orzechowski w swych "Annalis sextus": "Od pamięci ludzkiej nie widział nikt lepiej wyćwiczonego i świetniejszego: nie Wołochom tylko, a samemu Turczynowi, a wszystkim królom i cesarzowi mogło być postrachem"). Szlachcie jednak odechciało się walczyć z Rareszem i wolała skierować swe żale przeciwko polityce królowej Bony Sforzy. Spory upał panujący tego lata i niechęć do polityki umacniania władzy królewskiej zrobiły swoje. Szlachta miała już dość niezależnej polityki Bony. To przecież jej upór i determinacja doprowadziły do koronacji (20 lutego 1530) dziesięcioletniego królewicza Zygmunta II Augusta na króla za życia jego ojca. Od tej chwili było dwóch królów panujących jednocześnie w tym samym czasie - ojciec i syn. To się nie podobało, ale przecież pretensji do Bony szlachta miała znacznie więcej (nie ma sensu ich wszystkich wymieniać), wystarczy wspomnieć o kilku najważniejszych: afera z Samborem, z Rowem, z Lwowem, odebranie dzierżawy uszpolskiej i peniańskiej Jerzemu "Herkulesowi" Radziwiłłowi - ojcu Barbary Radziwiłłówny (mimo że miał je zagwarantowane dożywotnio), czy dążenie do przejęcie księstwa mazowieckiego po Annie Mazowieckiej (mimo iż księżna wciąż żyła i nawet po przyłączeniu Mazowsza do Korony w 1526 r. - województwo mazowieckie utworzono dopiero w 1529 r. - posiadała ona tam spore dobra i jako ostatnia przedstawicielka Piastów mazowieckich, nie chciała się ich zrzec na korzyść Korony). Zatem pospolite ruszenie szybko zmieniło się w sejm, a obrady rozpoczęły się 20 sierpnia 1537 r. w obozie pod Lwowem.




Od początku padały tam oskarżenia skierowane w stronę dworu królewskiego. Szlachta m.in. miała za złe, że zabrania się im nabywania i dziedziczenia zachodnich tytułów, w tym książąt, hrabiów i baronów. Jako przykład podawano ród Tarnowskich, którzy niedawno otrzymali tytuł hrabiowski dziedziczony po hrabiach Jarosławskich na Litwie , a także rody: Czarnkowskich, Latalskich, Godziembów, Zboźnych i Kietlińskich. Wszyscy oni odziedziczyli tytuły książęce i hrabiowskie albo po wcześniejszych władcach litewsko-ruskich w Wielkim Księstwie, albo też z nadania cesarza. Książętami z nadania Karola V Habsburga lub jego poprzedników, byli: Radziwiłłowie (1518 r.), hrabiami zaś: Tęczyńscy, Górkowie (oba rody w 1518 r.), a wcześniej (1470 r.) Leszczyńscy. Zdarzało się jednak, że nie wszyscy przyjmowali obce tytuły i cesarzowi odmówili: Szydłowieccy, Firleje i Kościeleccy. Mimo to szlachcie bardzo nie podobało się takie dzielenie "Panów Braci" na lepszych i gorszych, tym bardziej że w Rzeczpospolitej każdy szlachcic - bez względu na posiadane majętności - był sobie równy, a uważano że wraz z małżeństwem Bony Sforzy z królem Zygmuntem  Jagiellończykiem (1518 r.) napływ obcych tytułów do kraju znacznie wzrósł i za to także krytykowano królową. Poza tym miano również pretensje o zabór królewszczyzn przez Bonę i odbieranie tych dóbr dotychczasowym właścicielom "bez pozwu, bez sądu i bez prawa". Królowa ripostowała iż szlachta kieruje się chciwością i szlachecki program egzekucji praw i dóbr nazwała "programem nadużyć"(tym bardziej że szlachta wpisała tam kilka godzących w stabilność państwa punktów, jak choćby żądanie zniesienia zapisów dóbr w Metryce Koronnej, co groziło niepochamowanym łączeniem królewszczyzn w rękach co majętniejszych magnatów; oraz zniesieniem zwoływania pospolitego ruszenia, gdy granice kraju nie były zagrożone - czyli szlachta nie chciała łożyć na wojsko i jeszcze sama chciała ograniczyć obowiązek osobistego stawiania się z bronią na wezwanie króla). Umysły "Panów Braci" były wówczas mocno rozgorączkowane, zewsząd domagano się od króla i królowej przestrzegania prawa i skarżono się iż dotąd wszelkie opinie posłów na sejmach nie były respektowane prawnie, że w tym celu trzeba było zwoływać sejmy nadzwyczajne. Do nikogo zaś nie trafiały opinie (jak choćby wygłoszona przez hetmana wielkiego koronnego - Jana Tarnowskiego, zwycięzcy spod Obertyna) iż Raresz dokonuje zniszczeń na południowym pograniczu na Pokuciu i Podolu i że zebrano się w celu jego poskromienia. Szlachta odpowiadała zgodnie: "Mniejsza o wojnę - ważniejsze ocalenie zgubionej Rzeczypospolitej. Niech tam sobie Wołoszyn pustoszy Ruś! Gdzie nie ma wolności, tam nie ma czego przeciwko nieprzyjacielowi bronić! Wszystko to jedno czy wolność obali własny król, czy wróg obcy. Ojczyzna o tyle tylko miła, o ile ubezpiecza wolność!"

Gdy więc wśród tych rozgrzanych głów padło słowo: "Suje!" (szuje), wypowiedziane przez stronnika królowej Bony - hrabiego na Wiśniczu Piotra Kmitę Sobieńskiego, ponoć w słońcu błysnęły wydobyte z pochew szable. Zawiązany został oficjalnie rokosz przeciwko polityce króla i królowej (22 sierpnia 1537 r.). Na jego czele stanęli: Piotr Zborowski - kasztelan małogoski, a także Księski (nazwisko pierwotnie pisane przez "X"), Dębiński, Parżniczewski, Gomoliński i Taszycki. Spisano 35 postulatów z którymi udano się do króla. Zygmunt przyjął postulaty i część z nich od razu uznał, a część odłożył do kolejnego sejmu, twierdząc jednak że skoro szlachta zjazd wojskowy zamieniła w obrady sejmu i nie chce stawać zbrojnie na żądanie króla, należy przeto radzić nad nowymi podatkami na wojsko. Jakiż się zerwał wówczas gwar, jeden przez drugiego zaczęli przekonywać, że przecież zebrali się tutaj na wyprawę na Wołochy, a nie na podatki (a niedawno twierdzili że wojna nieważna, ważne ocalenie wolności Rzeczpospolitej). Ostatecznie król załagodził konflikt, obiecując że odnowione będzie zaręczenie wolności wyboru królów, że przejrzane będą przywileje miejskie, że nic bez sejmu król nie przedsięweźmie, że nie pociągnie szlachty do opłat celnych, że szlachcic nie będzie skazywany za te same przestępstwa co nieszlachcic na jednakową karę śmierci, że nieszlachty nie będzie się dopuszczać do wyższych funkcji duchownych, ani że sądy miejskie nie będą mogły sądzić i skazywać szlachcica. Po uzyskaniu tych obietnic, na początku września cała szlachta rozjechała się do domów bez podjęcia działań zbrojnych przeciw Rareszowi. Do historii zaś całe to wydarzenie przeszło pod nazwą "wojny kokoszej", jako że rozpolitykowana szlachta wyjadła całe zapasy zgromadzone na wojnę (głównie kury, od czego wzięto nazwę "kokosz" - będący jednocześnie synonimem rokoszu). Mimo wszystko do Mołdawii wpadły wówczas oddziały królewskie pod dowództwem Mikołaja Sieniawskiego i spaliły Botoszany oraz Czerniowce.




Na początku następnego roku (1538) Raresz uderzył ponownie na Pokucie, a w lutym nad rzeką Seret pobił wojsko Sieniawskiego (ponoć miało wówczas zginąć w walce lub utonąć w rzece aż 1000 Polaków). Pod wrażeniem tej porażki, latem 1538 r. hetman Jan Tarnowski ruszył ponownie na Mołdawię. Zdobył Chocim, lecz dalszy jego marsz na Suczawę (siedzibę Piotra Raresza w Mołdawii) powstrzymał właśnie list od sułtana Sulejmana, który pisał do króla aby zaprzestał dalszej interwencji zbrojnej, gdyż on - czyli sułtan - postanowił ostatecznie rozprawić się z Rareszem. Sułtan w tym liście zapewniał Zygmunta o swojej "dozgonnej przyjaźni" i o potrzebie dalszego zachowania pokoju (Do Krakowa w tym czasie dotarł również list od arcyksięcia Ferdynanda Habsburga, który również prosił króla o wstrzymanie ataku na Mołdawię). Przerażony wspólną osmańsko-polską akcją zbrojną Piotr Raresz zgodził się (30 sierpnia 1538 r.) zrezygnować ze swych praw do Pokucia, oraz oddać twierdzę Chocim stronie polskiej (po jej zdobyciu Tarnowski obsadził ją polską załogą), a swego syna posłać do Krakowa, aby uczył się języka polskiego i pełnił tam rolę dworzanina króla Zygmunta I. To ostatecznie położyło kres konfliktowi o Pokucie, a w późniejszych latach odnotować można jedynie zbrojne interwencje panów polskich do Mołdawii, trwające nieprzerwanie aż do początków XVII wieku. Turcy zaś wkrótce wkroczyli do Mołdawii, obalili Piotra Raresza z tamtejszego stolca (zamordowali jego syna, który nie zdążył wyjechać do Polski) i u władzy w tym hospodarstwie zainstalowali Stefana Lacusta (Szarańczę), który już na początku 1540 r. zawarł traktat o przyjaźni z Rzeczpospolitą (stało się tak zapewne z woli samego Sulejmana). Od czasu "rozwiązania" kwestii mołdawskiej, sułtan ponownie w roku 1539 słał list za listem do króla Polski, a ten mu na nie odpowiadał. Sułtański poseł - Hussein, dostarczał królowi prośby padyszacha, aby: "Wasza Królewska Mość z nim (Stefanem Szarańczą) tak mieszkali, jako na zgodne a dobre sąsiady należy". Aby podkreślić chęć utrzymania "wiecznego pokoju" z Rzeczpospolitą (zawartego w styczniu 1533 r.), Sulejman polecił sandżakowi Białogrodu i sędziemu Chrostowa uwolnić polskich jeńców - którzy dostali się do niewoli podczas wypraw mołdawskich lub najazdów tatarskich na ziemie Rzeczpospolitej; a także oddać zagrabione po polskiej stronie granicy stada bydła i koni. Zresztą kancelaria królewska robiła dokładne spisy wszystkich (o których pamiętano) którzy wpadli w tatarski jasyr i zostali uprowadzeni do Bakczysaraju lub Mołdawii, a następnie listy te wysyłano do Konstantynopola. Nic więc dziwnego że Sulejman wiedział dokładnie (z imienia i nazwiska) kogo należy uwolnić. Zresztą Sulejman także dbał o interesy swoich poddanych w Koronie (np. w tym czasie interweniował u króla w sprawie długu Murada - obywatela Rzeczpospolitej, który winny był 80 000 asprów niejakiemu Hadżimahmetowi - poddanemu Sulejmana).

A tymczasem w lipcu 1539 r. Rustemowi Paszy nie udało się zająć stanowiska wielkiego wezyra Imperium Osmańskiego, gdyż miejsce to objął małżonek sułtanki Sah - Lutfi Pasza. Ale Rustem był dobrej myśli i miał wiarę w sułtankę Hurrem, która zdobyła ogromny wpływ na sułtana, przeto mógł wierzyć że jego gwiazda jeszcze wzejdzie i że rozbłyśnie na firmamencie jak niegdyś gwiazda Ibrahima Paszy. I rzeczywiście, jego oczekiwanie nie trwało długo, gdyż już w 1541 r. Lutfi Pasza popełnił niewybaczalny błąd, który kosztował go nie tylko stanowisko, ale i wygnanie; a mianowicie w małżeńskiej sprzeczce podniósł rękę na swą małżonkę i uderzył ją w twarz (tylko dzięki prośbie sułtanki Sah, która nie chciała aby jej dzieci straciły ojca, Lutfi Pasza uniknął egzekucji, został jednak wygnany na prowincję). Nie wyprzedzajmy jednak faktów, i teraz przenieśmy się na Zachód Morza Śródziemnego, do gorącej Hiszpanii, gdzie cesarz Karol V stracił właśnie najukochańszą i najbliższą jego sercu osobę - swą małżonkę Izabelę.  
 


 
 CDN. 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz