CZYLI RZECZ O KONSTYTUCJI 3 MAJA
PIERWSZEJ W EUROPIE
I DRUGIEJ NA ŚWIECIE
Pomimo polsko-litewskiej Unii zawartej w Krewie w sierpniu 1385 r. (i następnie potwierdzonej w Wilnie i Radomiu roku 1401, w Horodle w 1413 - której to tekst był wyjątkowy ze względu na jego przekaz i jak pisał Joseph Conrad: "Żaden dokument polityczny nie wyraził nigdy ściślej prawdy niż wstępny ustęp pierwszego Traktatu Unijnego (1413). Zaczyna się on od słów: "Ten związek, będący wynikiem nie nienawiści, lecz miłości" - słów, których nie skierował do Polaków żaden naród w ciągu ostatnich lat stu pięćdziesięciu"; następnie w Grodnie w 1432 r., potem znów w Krakowie i Wilnie w 1499 r., w Mielniku w 1501 r. i ostatecznie w Lublinie w 1569 r.) oba kraje prowadziły oddzielną politykę i toczyły oddzielne wojny. Owszem udzielano sobie niekiedy wzajemnej pomocy, ale zdarzało się i tak, że jedna strona (pomimo istnienia owej unii personalnej) odmawiała udziału w wojnie strony drugiej, a nawet sprzeciwiała się wysłaniu zbrojnego kontyngentu ku wsparciu (tak było np. podczas Wojny Trzynastoletniej, którą Polska toczyła z Zakonem Krzyżackim w latach 1454-1466 i wówczas to Litwini odmówili udziału w tej wojnie). Pomimo wielu turbulencji przez które przechodziła Unia polsko-litewska w trakcie swego istnienia: jak choćby poważny konflikt wybuchł w roku 1429-1430, gdy wielki książę Litwy - Witold zapragnął korony królewskiej, którą obiecał mu przysłać cesarz rzymsko-niemiecki Zygmunt I Luksemburski, strona polska wówczas uczyniła wszystko, aby do koronacji nie doszło, nawet obstawiono granicę z Węgrami, skąd miała nadejść korona dla Witolda i uniemożliwiono posłańcom cesarskim dostarczenie jej do Wilna i to pomimo, iż wcześniej król Władysław Jagiełło nieopatrznie zgodził się na koronację Witolda. Było to niezwykle ważne z tego powodu, iż koronacja Litwy oznaczałaby realny rozpad Unii, do czego dążył cesarz i Zakon Krzyżacki. Ostatecznie śmierć Witolda położyła kres litewskim planom koronacyjnym. Drugim wstrząsem dla Unii było objęcie władzy na Litwie po śmierci Witolda przez młodszego brata Władysława Jagiełły - Świdrygiełłę, który pragnął się uniezależnić. Z tego powodu wybuchła nawet wojna polsko-litewska w roku 1431 i choć Jagiełło wzbraniał się przeciwko wojnie i starał się ją ograniczać, to jednak po pokonaniu Litwinów w bitwie nad Styrem i zajęciu Łucka przez Polaków, wojna realnie dobiegła końca, a Świdrygiełło został obalony przez panów litewskich już w sierpniu 1432 r., a jego miejsce zajął rodzony brat Witolda - Zygmunt, który nie miał już planów usamodzielnienia się i otwarcie przyznawał prawo do władzy nad Litwą (po swojej śmierci) synom Jagiełły.
Następny konflikt z Litwą (ale już nie militarny) wybuchł w 1440 r., gdy Litwini wybrali sobie na władcę młodszego syna Jagiełły - Kazimierza Jagiellończyka i postąpili tak wbrew woli polskich panów. Klęska Władysława III Jagiellończyka w bitwie z Turkami pod Warną w 1444 r. i wybór księcia litewskiego Kazimierza na nowego króla Polski w 1447 r. pozwolił ostatecznie zażegnać ten konflikt. Potem raz jeszcze doszło do rozpadu Unii, gdy w 1492 r. rządy objęli dwaj synowie Kazimierza IV - Jan I Olbracht (Albrecht) w Polsce i Aleksander na Litwie. Ale znów bezpotomna śmierć Olbrachta (1501 r.) otworzyła drogę do polskiego tronu Aleksandrowi i ponownie jeden władca władał dwoma krajami. Od tej pory aż do Unii Lubelskiej z 1569 r. tworzącej jedno państwo dwóch krajów i (co najmniej) trojga narodów, ci sami królowie władali i Polską i Litwą. XVI wiek przyniósł następnie Polsce okres niesamowitego wprost rozkwitu (porównywalnego z tym, jaki miał miejsce za Kazimierza Wielkiego w wieku XIV). Wojen Polska wówczas praktycznie nie toczyła (poza niewielkimi sporami terytorialnymi na Południu z Mołdawią i zbrojnymi interwencjami w Mołdawii polskich panów). Pomorze Gdańskie i dostęp do Bałtyku został odzyskany po zwycięstwie w Wojnie Trzynastoletniej z Krzyżakami w 1466 r. (Gdańsk, Elbląg, Frombork, Puck i Braniewo - miasta leżące nad Morzem Bałtyckim przeszły na polską stronę już w 1454 r. czyli na początku konfliktu) a ostatni konflikt z Zakonem Krzyżackim miał miejsce w latach 1519-1521 i zakończył się rozwiązaniem Zakonu i powstaniem w Prusach świeckiego państwa zależnego od Korony Polskiej, a akt hołdu lennego złożył w Krakowie przed królem Zygmuntem I Jagiellończykiem ostatni wielki mistrz Zakonu - Albrecht Hohenzollern (1525 r.). Od tej chwili on, jego bracia i następcy mieli być lennikami Polski/Rzeczpospolitej i świadczyć mieli z tego tytułu pewne zobowiązania, jak choćby wysyłanie posiłków wojskowych na wojny toczone przez Rzeczpospolitą.
Polska była więc wolna od wojen i niszczących kraj najazdów (czasem tylko jakiś czambuł tatarski doszedł pod Lwów, ale dzięki szybkiej organizacji pospolitego ruszenia szlacheckiego, wypady takie prawie zawsze kończyły się dla Tatarów klęską i utratą całego jasyru), ale Litwa wręcz przeciwnie, wciąż narażona była na nowe wojny i najazdy. Południowe ziemie litewskie, szczególnie Wołyń, ale i Ruś Biała oraz Czarna narażone były na nieustanne grabieżcze najazdy Ordy tatarskiej, co było niezwykle uciążliwe dla mieszkańców (tym bardziej że takie najazdy odbywały się prawie co roku, a czasem nawet i dwa razy w roku). Jednak największy problem dla Litwy stanowiła wciąż rozszerzająca się kosztem chanatów powstałych po upadku Złotej Ordy, oraz kosztem ruskich republik kupieckich na Północy - Moskwa. Wojny litewsko-moskiewskie toczyły się praktycznie nieustannie (walki graniczne począwszy od 1442 r., potem interwencja Litwy w wojnę domową w Wielkim Księstwie Moskiewskim w 1445-1449, następnie w latach 1451-1471 walki pograniczne o księstwa ruskie: Twer, Możajsk, Riazań, Briańsk, Rżew i Nowogród, wojna litewsko-moskiewska 1470-1471, ostateczna utrata Nowogrodu Wielkiego przez Litwę w 1478 r. i Tweru w 1485 r. Kolejna wojna z Litwą zaczęła się w 1487 r. i trwała do roku 1490, ale wciąż były to jedynie drobne najazdy graniczne i dopiero w 1492 r. rozpoczęła się duża wojna litewsko-moskiewska, która trwała do 1494 r. i zakończyła się klęską Litwy i utratą Wiaźmy, Wołkony, Odojewu, Worotyńska i Kozielska. Po tej wojnie Litwini zdali sobie sprawę, że nie są już w stanie samodzielnie walczyć z Moskalami i jeśli dotąd sarkali na Unię z Polską twierdząc że są tam stroną słabszą, to teraz stawała się ona dla nich niezbędna do utrzymania posiadłości na Wschodzie, a nawet do samego przetrwania Litwy jako niezależnego państwa.
Problem polegał jednak na tym, że Polacy wcale nie garnęli się do walki z Moskwą i traktowali te wojny jak coś egzotycznego (można wręcz powiedzieć - przy całym zachowaniu skali tego konfliktu - że Koroniarze traktowali wojny litewsko-moskiewskie tak, jak dziś traktuje się w Polsce wojnę Ukrainy z Rosją). Kolejna wojna, jaka wybuchła w 1500 r. toczyła się już ze wsparciem polskiego kontyngentu, choć Polska oczywiście w tej wojnie nie uczestniczyła. Po klęsce wojsk litewskich w bitwie pod Mścisławiem (listopad 1501 r.), wojna zakończyła się w marcu 1503 r. rozejmem, oraz oddaniem Moskwie księstw wierchowskich (Mceńska, Sierpiejska, Lubucka, Masalska), Drohobuży, Nowogrodu Siewierskiego, Rylska i części Kijowszczyzny (łącznie 19 zamków, 70 włości, 22 miasta i 13 siół. Wsparcie polskie nie pomogło, gdyż było nieliczne i nie mogło zmienić niekorzystnego położenia Litwinów w tej wojnie. W 1507 r. gosudar (wielki książę) Wasyl II ponownie zaatakował Litwę, ale już wówczas Polacy udzielili Litwinom znaczniejszego wsparcia i w Nowogródku zebrała się wspólna polsko-litewska armia która zmusiła Moskali do odwrotu (dodatkowo od południa uderzyli na nich Tatarzy). W 1508 r. zbuntował się na Litwie kniaź Michał Gliński, co dało Moskalom okazję do kolejnego najazdu. Bunt jednak szybko stłumiono, a Gliński (notabene twórca w 1503 r. polsko-litewskiej formacji znanej jako husaria, która szczególnie w wieku XVII stała się najdoskonalszą wojskową formacją konną świata i rzadko która armia była w stanie sprostać atakowi polskich husarzy - mówiło się wręcz, że jeśli do trzeciego szeregu piechoty nie uda się powstrzymać ataku, to bitwa jest przegrana i należy czym prędzej ratować własne życie) uciekł do Moskwy (potem jego bratanica - Helena stała się matką Iwana IV Groźnego). Wojna zakończyła się zwycięstwem sił litewsko-polskich w bitwie pod Orszą (1508 r.), choć w wyniku tej wojny Litwa odzyskała jedynie Lubecz i drobne włości smoleńskie, ale zajęcie Lubecza odcinało Moskwę od Dniepru.
STAŃCZYK
Kolejna wojna wybuchła w roku 1512. Wcześniej Wasyl III opanował Psków (1510 r.) likwidując niezależność tej ruskiej kupieckiej republiki, tak jak w 1478 r. zlikwidowano niezależność republiki Nowogrodu Wielkiego. Zdając sobie sprawę, że Litwini znów uzyskają polską pomoc, zawarł gosudar sojusz z cesarzem rzymsko-niemieckim Maksymilianem I Habsburgiem, z Krzyżakami, z Kawalerami Mieczowymi w Inflantach i z Duńczykami. W tym samym czasie król Zygmunt I sprzymierzył się z chanem Mengli I Girejem, który miał uderzyć na Moskwę od południa. Wojna toczyła się głównie o pograniczne twierdze i nie było wyraźnej przewagi żadnej ze stron aż do 1514 r. gdy ostatecznie udało się Moskalom zdobyć Smoleńsk (30 lipca) - potężną twierdzę, będącą bramą zarówno do Wilna jak i do Moskwy. Upadek Smoleńska był potężnym ciosem dla Litwy (i dla Polski, Jan Matejko w 1862 r. namalował obraz zatytułowany: "Stańczyk w czasie balu na dworze królewskim w czasie straconego Smoleńska", przedstawiający bawiących się w oddali dworzan i zafrapowanego, siedzącego w drugiej komnacie królewskiego błazna - Stańczyka, który przeszedł do historii jako przykład rozsądku politycznego pomimo swej niezbyt poważnej profesji). Po tym zwycięstwie doszło już do otwartego sojuszu moskiewsko-niemieckiego (cesarskiego), a Maksymilian zamyślał nawet o opanowaniu Krakowa. Wkrótce potem jednak (8 września 1514 r.) doszło do drugiej bitwy pod Orszą, a było to jedno z największych starć zbrojnych ówczesnej Europy. 16 000 Litwinów i 14 000 ciężkiej jazdy polskiej starło się tam z prawie 90 000 wojsk moskiewskich. Bitwa zakończyła się całkowitym pogromem Moskali (ponoć miało ich zginąć nawet 40 000, a kolejne 30 000 dostało się do niewoli). Zwycięstwo to szybko odbiło się głośnym echem po całej Europie, a król Zygmunt dodatkowo posyłał jeńców moskiewskich do Wiednia, Rzymu, Paryża i innych miast europejskich, jako dowód owego triumfu. Niestety, pomimo tego zwycięstwa, Smoleńska wówczas nie udało się ponownie odzyskać, ale sojusz Maksymiliana z Wasylem dobiegł końca, zaś w 1515 r. w Wiedniu na zjeździe trzech monarchów (Zygmunta Jagiellończyka, króla Czech i Węgier - Władysława II Jagiellończyka i cesarza Maksymiliana Habsburga) zawarto wzajemny układ podparty wspólnym jagiellońsko-habsburskim matrymonium (to właśnie wówczas Maria Habsburg - córka Filipa I Pięknego i Joanny I Kastylijskiej, oraz siostra króla Hiszpanii Karola I [jako cesarz rzymski od 1519 r. znany był pod imieniem Karola V] - przyrzeczona została synowi Władysława II - Ludwikowi Jagiellończykowi).
BITWA POD ORSZĄ
(1514)
Wojna z Moskwą trwała jednak dalej i ostatecznie zakończyła się w 1522 r. rozejmem na pięć lat, przy czym Smoleńszczyzna pozostała przy Rosji. W 1526 r. rozejm przedłużono o kolejne sześć lat, a w roku 1532 o rok. W 1533 r. po śmierci Wasyla III i wstąpieniu na tron jego syna, trzyletniego chłopca - Iwana IV (który przejdzie do historii jako Groźny) Litwa zażądała oddania wszystkich utraconych wcześniej ziem do terytorium z 1492 r., co oczywiście było nie do przyjęcia dla regentki Heleny Glińskiej i bojarów moskiewskich sprawujących władzę w imieniu małoletniego gosudara (tym bardziej że Wasyl III po zdobyciu Smoleńska myślał też o Kijowie). Nowa wojna wybuchła więc wiosną 1534 r. W lutym 1535 r. dwie armie moskiewskie (150 000 żołnierzy) planowały koncentryczny atak na Litwę z połączeniem się w Mołodecznie skąd miano ruszyć na Wilno. Ostatecznie pod Wilno podeszła tylko 60 000 armia, gdyż część sił moskiewskich została przyblokowana w przygranicznych twierdzach na północy Wielkiego Księstwa Litewskiego, jednak Moskale nie odważyli się szturmować miasta i zawrócili. W tym samym czasie Litwini oczekiwali nadejścia 10-tysięcznego polskiego kontyngentu, który latem 1535 r. przybył pod Mińsk. Powstała wówczas 40 000 litewsko-polska armia nad którą dowództwo objął hetman wielki koronny - Jan Amor Tarnowski. Ruszyła ona na Homel i w lipcu 1535 r. zdobyła tę twierdzę, atakując następnie Starodub i pustosząc całą Siewierszczyznę. Do większych działań już nie doszło i w lutym 1537 r. podpisano pięcioletni rozejm, pozostawiając Homel po stroni Litwy. W 1542 r. rozejm ten przedłużono na 7 lat, a w 1548 r. na kolejne 14 lat.
Nowa wojna wybuchła dopiero w 1558 r. gdy Iwan Groźny zaatakował Inflanty, należące wówczas do niemieckiego Zakonu Kawalerów Mieczowych. Opanował wówczas Narwę, Dorpat i 18 innych zakonnych twierdz, wdzierając się głęboko w głąb państwa zakonnego. Co prawda Iwan toczył tę wojnę z Zakonem, nie z Litwą a tym bardziej nie z Polską, ale od 1557 r. i układzie w Pozwolu, wielki mistrz - Wilhelm Furstenberg podpisał przymierze z Koroną i Wielkim Księstwem Litewskim godzące właśnie w Moskwę. Teraz zaś wytworzyła się sytuacja patowa, gdyż rycerze zakonni nie byli w stanie samodzielnie odeprzeć ataku Moskali, ale Litwa i Polska - mimo sojuszu z Kawalerami Mieczowymi - nie były w stanie wojny z Moskwą. Wielki mistrz apelował więc do króla z prośbą o natychmiastową pomoc, co nie było takie proste gdyż oznaczało zerwanie z Rosją ponad dwudziestoletniego okresu pokoju, na co nie godzili się wielcy panowie polscy. Inflantczycy usunęli więc dotychczasowego wielkiego mistrza i wybrali nowego - Gotharda Kettlera - który miał dobre stosunki z królem Zygmuntem II Augustem i polskim dworem królewskim. Jednocześnie biskup Rygi nakłaniał wielkiego mistrza, aby - jeśli chce uzyskać pomoc w wojnie z Moskalami - poddał się Zygmuntowi, składając mu podobny hołd lenny, jaki w 1525 r. złożył wielki mistrz Zakonu Krzyżackiego (zresztą Albrecht Hohenzollern - który wciąż żył - aktywnie działał w tym temacie, starając się uzyskać wpływ na postanowienia Kawalerów Mieczowych w tej sprawie). Tak też się stało i ostatniego dnia sierpnia 1559 r. wielki mistrz Zakonu Inflanckiego oddał się pod opiekę polskiego monarchy, a ten zobowiązał się do przestrzegania dotychczasowych praw i przywilejów. Państwo zakonne nie było jednak w stanie przetrwać w całości i jeszcze w 1559 r. wielki mistrz sprzedał Duńczykom wyspy Dago, Ozylia i miasto Hapsal wraz z przyległościami. Gdy Rosjanie podeszli pod Rygę i spustoszyli Kurlandię i Semigalię (1559 r.), a Szwedzi w 1561 r. zajęli Rewel (Tallin - dziś stolica Estonii) i doszli do Białego Kamienia, zajmując całe północne Inflanty, stało się jasne, że nie uda się utrzymać tego państwa. Dlatego też Gothard Kettler zawarł z polskim monarchą układ, na mocy którego Zakon Kawalerów Mieczowych zostałby rozwiązany (podobnie jak wcześniej Zakon Krzyżacki), a Kettler odtąd stawał się świeckim księciem Kurlandii i Semigalii, zaś całe pozostałe Inflanty miały zostać włączone do Litwy (potem, po sprzeciwie polskich panów, powstało tam kondominium polsko-litewskie). Tak doszło do podziału Inflant (w roku 1560 Duńczycy opanowali jeszcze Piltyń w Kurlandii, zaś Albrecht Hohenzollern zajął w tym samym roku Lipawę, którą posiadał do 1569 r.).
Tym samym wytworzyła się zupełnie nowa sytuacja w stosunkach polsko-litewsko-moskiewskich i doprowadziło to do wybuchu nowej wojny na wiosnę 1562 r. Atak na Litwę rosyjskiej armii północnej, zakończył się jej klęską pod Newlem (gdzie 2000 Litwinów zmusiło do odwrotu 40 000 moskiewską armię). Niestety jednak w lutym 1563 r. Moskale zdobyli Połock - potężną twierdzę leżącą nad Dźwiną, co automatycznie doprowadziło do upadku intratnego litewskiego handlu z Rygą, gdzie 90 % towarów wysyłano właśnie Dźwiną. Podobnie jak wcześniej w Smoleńsku, Rosjanie dokonywali tam niesamowitych wprost zniszczeń i okrucieństw. Wszystkich Żydów utopiono w rzece, kobiety gwałcono, a ciężarnym otwierano brzuchy i wyciągano z nich dzieci, po czym roztrzaskiwano je o mury; mężczyzn zaś bito i okaleczano w nieprawdopodobnie okrutny sposób. Następnie całą ludność wywieziono do Moskwy i osiedlono w jej okolicy, a do Połocka (podobnie jak wcześniej do Smoleńska) sprowadzono Moskali. W styczniu 1564 r. po dotarciu na Litwę polskich posiłków (i zawarciu przez króla sojuszu z Danią i Lubeką) ruszyła kontrofensywa. W bitwie nad rzeką Ułłą na polach druckich (pod Czaśnikami) Moskale zostali rozbici (poległo 18 000 Rosjan). Następnie w lutym 1564 r. druga armia moskiewska idąca z Wiaźmy rozbita została pod Orszą (to była już trzecia bitwa pod tym miastem w XVI wieku). Iwan IV wpadł we wściekłość, szczególnie gdy dowiedział się o zdradzie swego przyjaciela i druha z lat młodzieńczych - księcia Andrieja Kurbskiego, który przeszedł na stronę Litwy (potem do historii przeszły listy, jakie Kurbski miał pisać do cara już po swojej zdradzie, choć część historyków uważa je za fałszywki). Dodatkowo złość cara (oficjalnie Iwan koronował się na pierwszego cara w styczniu 1547 r. choć ani Polska, ani Litwa nie uznały tego tytułu aż do 1634 r., i w dalszym ciągu tytułowano Iwana gosudarem) spowodowana była klęską trzeciej armii moskiewskiej, która rozbita została w bitwie pod Wilnem. W tej wojnie oczywiście Litwinów wspierali Polacy (choć w niewielkiej liczbie).
Car bolejąc nad zdradą Kurbskiego i nad klęskami jakich doświadczały jego wojska, uznał że otoczony jest przez zdrajców, którzy pragną jego zguby. Tak więc z tej paranoi narodziła się wizja Opryczniny - czyli epoki gwałtów i terroru, mającego zastraszyć bojarów i wymusić na nich bezwzględne posłuszeństwo. Powstała specjalna jednostka gwardzistów carskich, która pełniła funkcję podobną do późniejszej tajnej policji i na polecenie cara przeprowadzała czystki wśród niepokornych lub tych, których Iwan uważał za niebezpiecznych. W kraju zapanował terror a ludzi mordowano z najbłahszego powodu (Iwanowi nie wystarczało że uśmiercał swych poddanych, pragną też ich upokarzać, jak np. każąc żonom i córkom swych bojarów udać się na Kreml, po czym je gwałcił wraz ze swymi oprycznikami i odsyłał do mężów, a ci, którzy choćby się poskarżyli, kończyli tragicznie - jednemu bojarowi, tylko za to że zapłakał nad losem swej zgwałconej żony, car kazał ją uśmiercić i powiesić mu nad stołem, tak aby codziennie widział ją, gdy spożywał posiłek i by tym samym "ukoił" swój żal. Inną zaś kobietę kazał car przybić za ręce i nogi do drzwi domu jej męża). Konfiskowano również ziemie, pozbawiając ludzi wszelkiego majątku, tak, iż dotychczasowi bogacze, nagle stawali się żebrakami, a bojarskie córki musiały trudnić się nierządem jedynie za ciepłą strawę. Tym sposobem Iwan skutecznie zastraszył swoich poddanych, którzy już więcej nie pomyśleli o jakimkolwiek sprzeciwie wobec woli cara. Cenzura była wszechobecna i za jedno nieopatrznie wypowiedziane słowo szło się na śmierć (oczywiście po wcześniejszych okrutnych torturach, z których śmierć była już tylko wybawieniem). Zresztą cenzura (w mniejszej lub większej formie) istniała wówczas w całej Europie i to władcy określali jej granicę, ale w Rosji była ona nieporównywalna z niczym innym.
OPRYCZNINA
(IWAN GROŹNY DRWI Z PRZYWÓDCY BOJARÓW - IWANA FIODOROWA, SADZAJĄC GO NA SWYM TRONIE I UDAJĄC ŻE PRZED NIM KLĘKA, PO CZYM WYCIĄGA NÓŻ I ZABIJA FIODOROWA)
Natomiast zupełnie inaczej było w Polsce/Rzeczpospolitej, gdzie nie było... żadnej cenzury, poza cenzurą opinii publicznej. Każdy szlachcic mógł powiedzieć, napisać i przeczytać co tylko chciał i jeśli jego dzieło nie powodowało zgorszenia publicznego, nikt nie mógł mu tego zabronić. Markiz d'Oria czyli Bonifacio Giovanni Bernardino tak oto pisał o Polsce do swego przyjaciela - Sebastiana Castelliona: "Wielką, co mówię największą miałbyś tu wolność życia wedle swej myśli i upodobania, także pisania i publikowania. Nikt tu nie jest cenzorem. Miałbyś ludzi, którzy by cię miłowali i bronili i (co winno ci być szczególnie miłe) którzy podzielają z tobą wspólną sprawę". Z Polski wyszła też definicja chrześcijańskiej wojny sprawiedliwej, wygłoszona na soborze w Konstancji w latach 1414-1418. Jej autorem był Paweł Włodkowic - kanonik płocki, poseł Władysława Jagiełły. Jego traktat o władzy papieża i cesarza nad niewiernymi, jest w zasadzie przykładem współczesnej myśli humanistycznej. Włodkowic twierdził bowiem iż: "Nie wolno prześladować i ograbiać niewiernych z ich dóbr, o ile chcą oni żyć w pokoju. Żydom winni jesteśmy szacunek, gdyż wierzą we wspólne nam Księgi (...) Nie wolno zabierać niewiernym ich państw, posiadłości czy władzy, gdyż posiadają je bez grzechu i za sprawą Boga". Papieżowi zaś: "wolno mu wymierzać karę w trzech przypadkach - gdy poganin działa wbrew naturze, gdy Żydzi tworzą z własnych ksiąg herezję, gdy chrześcijanin łamie prawo Ewangelii". Papież i cesarz nie mogą też: "siłą nawracać pogan, gdyż wszystko zależy od Wolnej Woli którą każdemu z nas dał Bóg", oczywiście papież i cesarz mogą toczyć wojny z niewiernymi, jeśli ci: "krzywdzą lub nękają chrześcijan" lub "ingerują w ich wiarę". Takie postawienie sprawy nie było wówczas oczywiste, gdyż większość uważała że nawracanie mieczem jest konieczne i miłe Bogu, zaś jakakolwiek ingerencja we władzę papieża czy cesarza była niedopuszczalna. Poglądy Włodkowica nie były w Polsce osamotnione i większość uczonych wychodziła właśnie z tego punktu widzenia, jak choćby Andrzej Laskarz, który w latach 1412-1414 w Budzie podczas procesu z Krzyżakami twierdził otwarcie że niedopuszczalne jest stosowanie przemocy wobec pogan, bowiem nikogo nie wolno nawracać pod przymusem.
Z tradycji tej polskiej wolności wyrosła tolerancja religijna, a wolność, tolerancja i swoboda były podstawą każdego, kto mienił się wówczas imieniem Polaka. Od czasu "Neminem captivabimus..." (przyjęty w 1425 r., wszedł w życie w 1430 r. choć po raz pierwszy jego zapisy zostały użyte już w 1427 r. podczas procesu królowej Sonki Holszańskiej, posądzonej o zdradę swego męża - króla Władysława Jagiełły) żaden szlachcic nie mógł zostać uwięziony z wyroku królewskiego, nim wcześniej nie udowodniono mu winy przed sądem (podobne prawo weszło w Anglii dopiero w... 1679 r. pod nazwą "Habeas Corpus Act"). Gdy więc w styczniu 1573 r. przyjęto akt tolerancji religijnej (zwany Konfederacją Warszawską) było to już tylko ukoronowanie dotychczasowego zwyczaju powszechnego panującego w Rzeczpospolitej. We Francji w kwietniu 1598 r. Henryk IV wydał podobny akt tolerancyjny pod nazwą Edyktu Nantejskiego, ale jak pisał historyk Janusz Tazbir: "Trudno pojąć przyczyny, dla których nie tylko francuskie mass media, ale i tamtejszy świat naukowy starają się przedstawić edykt nantejski jako pierwszy tej wagi akt tolerancyjny i to w skali całego kontynentu (...) To nie duma narodowa, ale uważne zestawienie obu tych aktów pozwala stwierdzić, iż konfederacja pod każdym względem górowała nad edyktem wydanym w Nantes. Przyznawała ona swobodę nie jednej, nazwanej po imieniu, konfesji, ale wszystkim wyznaniom, podkreślając jedynie, iż różniący się w wierze powinni dla dobra Rzeczypospolitej żyć ze sobą w zgodzie. Od tego zaś, dokąd w niedzielę zwykli uczęszczać na nabożeństwa, nie może zależeć rozdawnictwo dóbr czy urzędów. Co więcej, konfederacja uroczyście postanawiała, iż nikt z powodu różnic w wierze nie może cierpieć prześladowań. Gdyby zaś zwierzchność (król) zechciała stosować jakiekolwiek represje, sygnatariusze tego aktu zobowiązali się stanowczo, energicznie i skutecznie przeciwko temu przeciwdziałać. Toczące się we Francji wojny religijne były często przerywane przez różnego rodzaju akty tolerancyjne. Te jednak obowiązywały zazwyczaj dość krótko. (...) Natomiast konfederacja nie kładła kresu żadnym walkom na tle wyznaniowym, ponieważ nad Wisłą nigdy one nie rozgorzały. W chwili jej uchwalenia od dawna bez przeszkód odbywały się synody protestanckie, działały różnowiercze szkoły, a w licznych typografiach swobodnie tłoczono dzieła propagujące zasady nowej wiary. Dlatego też z wyższością patrzono na Francję, która z tak znacznym opóźnieniem wzięła wreszcie przykład z Polski".
POSELSTWO POLSKIE W PARYŻU
(1573 r.)
(Jak pisał francuski historyk i świadek wjazdu Polaków do Paryża - Jacques Auguste de Thou: "Całe miasto wysypało się na ten widok; ni wiek, ni płeć, ni słabość zdrowia nie zatrzymały nikogo. (...) Ulice były tak napchane, że orszak postępował z trudnością. Z podziwem patrzyli paryżanie na mężów okazałej postaci, ich szlachetne i nieco dumne spojrzenie, ich powaga, te długie i gęste brody, te sobolowe kołpaki, te miecze ozdobione drogimi kamieniami, buty ze srebrnymi podkówkami, te łuki, kołczany, wszystko dziwiło i zachwycało")
Polacy wręcz powtarzali, że po wydaniu edyktu w Nantes, Francuzi zażyli "polskie lekarstwo", zresztą wpływ Polaków na francuskich twórców i pisarzy był w tym okresie niebagatelny i może jeszcze kiedyś o tym więcej napiszę, a dziś jedynie wymienię ich nazwiska, i tak już w 1573 r. François Hotman domagał się w swym dziele "Franco-Galia" radykalnego ograniczenia władzy królewskiej na wzór polski. Anonimowy autor "Budzika dla Francuzów" (1574 r.) twierdził wprost że źródłem władzy jest lud, a nie król, i władca zależny jest od swego ludu (narodu, a nie poddanych) i że naród może się zbuntować wobec niesprawiedliwych rządów (w Polsce/Rzeczpospolitej istniała możliwość wypowiedzenia posłuszeństwa królowi, jeśli ten nie przestrzegał stanowionego na sejmach prawa, i był to tzw.: "rokosz"). Następnie Teodor Beza był autorem "Prawa urzędów" (1576 r.), a Hubert Languet i Filip Duplessis-Mornay stworzyli dzieło pod nazwą: "Prawo przeciw tyranom" (1579 r.), w której deklarowali że to lud powierzył władcom rządy na warunkach umowy społecznej, której złamanie przez władców może doprowadzić do wypowiedzenia im posłuszeństwa i zrzucenia ich z tronów. To wszystko było pokłosiem kontaktu z Polakami, a szczególnie przybycia ich do Paryża w 1573 r. po wyborze na króla francuskiego księcia - Henryka d'Valois, młodszego brata króla Francji - Karola IX. Zresztą Polacy domagali się nie tylko przysięgi, by nowy król zaakceptował panującą w Rzeczpospolitej wolność religijną, ale również domagano się, aby taki sam akt wprowadzić we Francji (co wówczas Karol IX uznał za wtrącanie się w wewnętrzne sprawy jego kraju). W każdym razie już podczas koronacji królewskiej Henryka Walezego w Krakowie (21 lutego 1574 r.) część szlachty domagała się raz jeszcze potwierdzenia od króla wolności religijnej i praw Rzeczpospolitej, a marszałek wielki koronny Jan Firlej otwarcie podszedł do monarchy, wstrzymał ręką prymasa Jakuba Uchańskiego, który chciał włożyć koronę na głowę Henryka i zwrócił się do monarchy tymi oto łacińskimi słowami: "si non iurabis, non regnabis" (czyli "jeśli nie przysięgniesz, nie będziesz panował"). Ostatecznie Henryk Walezy ponownie zaprzysiągł pokój religijny słowami: "inter dissidentesde religione pacem tuebor" ("między różnymi w wierze pokój zachowam").
"TO JEST WŁAŚNIE RZECZPOSPOLITA, JANIE. NA CAŁYM ŚWIECIE NIE MA TAKIEGO KRAJU, GDZIE KTOŚ OŚMIELIŁBY SIĘ PODEJŚĆ DO OŁTARZA I DOTKNĄĆ KORONY"
Dziś jednak zarówno Francuzi, jak i Anglicy i wielu innych dawno zapomnieli o tamtej Polsce, o tamtej potędze, gdyż nie było dotąd dobrej okazji by im się przypomnieć (po upadku Rzeczpospolitej przyzwyczaili się do tego, że Polski nie ma i nawet... nie potrzeba, choć jak sprawdzałem stare mapy, jeszcze z pierwszych dekad XIX wieku, to widać tam wyraźnie że ziemie polskie są przedstawione w granicach z 1772 r. czyli sprzed pierwszego rozbioru, choć oczywiście naniesione tam były już granice zaborcze. Ale sam fakt, że w latach 30-tych i 40-tych XIX wieku pokazywano na mapach dawną niepodległą Polskę, świadczy dobitnie że pamięć o potędze Rzeczypospolitej jeszcze wówczas nie umarła w Europie. Oczywiście z każdym pokoleniem było już tylko gorzej, gdyż po prostu akceptowano i przyzwyczajano się do stanu faktycznego, czyli Europy bez dawnej Rzeczpospolitej, za to z silnymi Rosją, Prusami i Austrią). Zwycięstwo nad bolszewikami w 1920 r. i okres Dwudziestolecia Międzywojennego był zbyt krótki i zakończył się katastrofą Drugiej Rzeczpospolitej i wybuchem II Wojny Światowej, a potem przyszedł czas Zimnej Wojny, gdzie Polska (jak i inne kraje Europy Środkowo-wschodniej) znalazła się w sowieckiej strefie wpływów, jako realnie satelita Moskwy. To znów nie służyło do budowania pamięci o dawnej środkowoeuropejskiej potędze i wychodzących stamtąd prądów wolnościowych i intelektualnych. "Upadek" komuny i transformacja ustrojowa państw naszego regionu, znów temu nie mogła służyć, gdyż Polska dopiero odradzała się w kapitalizmie i nie mogła konkurować z gigantami Zachodu, przez co większość zakładów została po prostu wyprzedana w obce ręce, (podobnie prasa - ponad 90 % prasy polskiej znalazło się w rękach obcego kapitału: amerykańskiego, francuskiego, brytyjskiego i oczywiście niemieckiego - co zakrawa wręcz na kuriozum, gdyż nie znam żadnego innego kraju, który by sobie na to pozwolił, a nasze rządy po 1989 r. wyprzedawały kraj na skalę masową). To również nie mogło służyć budowaniu pamięci o dawnej wielkości i dlatego w mentalności społeczeństw Zachodu wytworzyła się takowa "czarna dziura", która obejmuje tereny od Odry i Triestu na wschód aż do granic Rosji. Dla nich bowiem istnieje tylko świat Zachodu (do którego zaliczają również Niemców) i... Rosja, która jest najrozleglejszym krajem świata i której na Zachodzie po prostu się boją. Nic pomiędzy nie istnieje.
Obecna wojna Ukrainy z Rosją jest tego dobitnym przykładem i jeśli nawet uznamy że USA i Wielka Brytania pomagają Ukrainie dość znacznie (USA jest na pierwszym miejscu w rankingu pomocy, potem Polska, a Wielka Brytania chyba jest trzecia lub czwarta), to należy pamiętać że jest to z ich strony po prostu cyniczna polityka - toczą wojnę z Rosją i (wspierającymi Moskwę) Chinami na Ukrainie do ostatniego Ukraińca (tzw.: "wojna przez pośredników"). Ale przynajmniej pomagają i nasze interesy w tej kwestii są ze sobą zbieżne. Natomiast inaczej rzecz ma się z Niemcami i Francją, gdyż te kraje od dawna już postawiły na Rosję i teraz co prawda głupio im się do tego przyznać i otwarcie kontynuować wcześniejszą prorosyjską politykę (szczególnie gdy Moskale zrzucają bomby na ludność cywilną i okrutnie mordują kobiety i dzieci), ale bez wątpienia wciąż tam się tli pragnienie zakończenia tej wojny i... powrotu do stanu sprzed 24 lutego 2022 r. (sam fakt, gdy zaraz po rosyjskim ataku na Ukrainę, ambasador tego kraju w Niemczech zwrócił się do niemieckich polityków z prośbą o pomoc, usłyszał od jednego z nich słowa: "Po co mamy wam pomagać, skoro i tak za 48 godzin już was nie będzie?"). W świadomości Francuzów i Niemców wciąż tli się przekonanie o możliwości powrotu do tego, co było przed wojną, czyli do budowania wspólnej euroazjatyckiej przestrzeni handlowej "Od Lizbony po Władywostok" - zresztą ostatnio wspominał o tym były kacapski prezydent Dmitrij Miedwiediew (to ten sam gostek, który pisał w serwisie Sputnik - cytując słowa, wypowiedziane przez prezydenta Polski Andrzeja Dudę z okazji święta 3 maja, iż: "Ukraina będzie na dziesięciolecia, a daj Boże i na stulecia, państwem bratnim dla Rzeczypospolitej, pomiędzy którym a nami, Polską - jak, mam nadzieję, proroczo powiedział prezydent Wołodymyr Żełeński - nie będzie granicy; że tej granicy faktycznie nie będzie; że będziemy żyli razem na tej ziemi, odbudowując się i budując swoje wspólne szczęście i wspólną siłę". Z tego przemówienia Miedwiediew wyciągnął wniosek, że oto Polska pragnie wchłonąć Ukrainę: "Maski zostały zrzucone.[Duda] oświadczył, że przez dziesięciolecia, jeśli nie stulecia, nie będzie już granicy między Polską a Ukrainą", po czym pisze dalej: "Nie zniknęły bóle fantomowe dawnej wielkości, nękające Polaków od kilku stuleci. Zadanie jest proste - odzyskać upragnione ziemie historyczne, pod przykrywką agresywnej antyrosyjskiej retoryki i fałszywych mantr o wspólnym szczęściu z "bezgraniczną" Ukrainą. Aby pomścić liczne rozbiory Polski". Najwidoczniej ów kacap zapewne nie pojmuje, że dziś - podobnie jak w 1431 r. nie potrzeba nam zdobywać Halicza, bo on i tak będzie nasz, nasz wspólny - nasz Rzeczpospolitan. I choć droga do owej jedności jest jeszcze daleka (podobnie jak długa i trudna była droga Unii polsko-litewskiej aż do ostatecznego zjednoczenia najpierw w 1569 r. a potem już tworząc jeden kraj w Konstytucji 3 Maja) to dojdziemy tam wcześniej czy później, wbrew kacapsko-teutońskim kłodom rzucanym pod nogi.
I tutaj wracam do owej mentalności ludzi Zachodu, która opiera się na nie dostrzeganiu niczego pomiędzy Niemcami a Rosją. Otóż ostatnio czytałem wywody francuskiego geopolityka- Henri de Grossouvre'a (przewodniczącego Stowarzyszenia Paryż-Berlin-Moskwa), który otwarcie twierdzi, że Europa ma dwa płuca, bez których nie może funkcjonować. Tymi "płucami" są kraje Europy Zachodniej i... Rosja (w tym momencie tutaj powinny zabrzmieć fanfary). Europę powinien połączyć z Rosją ścisły sojusz polityczny, handlowy i militarny, dlatego też "Nowa Europa" powinna rozciągać się od Brestu do Władywostoku, pomiędzy dwoma Oceanami: Atlantykiem i Pacyfikiem. Należy więc nie tylko czym prędzej wyprzeć USA z Europy, ale zastąpić NATO czymś innym, "trwalszym" z oczywistym dopuszczeniem Rosji do budowy nowego europejskiego bezpieczeństwa (tylko pytanie przed kim wtedy Europa miałaby się bronić?). Grossouvre jest nieodrodnym dzieckiem zachodniej niemiecko-francuskiej mentalności (o Niemcach nie piszę, gdyż wiadomym jest iż pragną oni czym prędzej powrócić do "normalnych" stosunków z Rosją i wspólnie budować tutaj IV Rzeszę Europejską od Lizbony po Władywostok, a w naszej części Europy mieć oczywiście swoją strefę wpływów, czyli swoją Mitteleuropę), gdyż nie tylko nie dostrzega on państw Europy Środkowo-Wschodniej, ale wręcz uważa, iż kraje takie jak Polska powinny znaleźć się w niemieckiej strefie wpływów (czyli znów Mitteleuropa) jako swoisty niemiecki protektorat (oczywiście Francja objęłaby swój protektorat nad Belgią i Holandią, Hiszpanią i Italią, oraz Północną Afryką), a Rosja zajęłaby kraje na wschód od Bugu (choć rzeka ta nie jest wymieniona z nazwy). Czyli w zasadzie mamy jasność dokąd to wszystko zmierza. Albo Mitelleuropa - czyli totalna gospodarcza i polityczna (a po utworzeniu Armii Europejskiej również militarna i technologiczna) kolonizacja całej Europy Środkowo-Wschodniej przez Niemcy i Francję, przy jednoczesnym tworzeniu z Rosją wspólnej geopolitycznej przestrzeni od Atlantyku do Pacyfiku; albo też powrót do koncepcji Międzymorza i prób ściślejszego zjednoczenia się krajów Europy Środkowo-Wschodniej, pod hasłem powrotu do tradycji jagiellońskiej i dążenia do ostatecznego rozpadu Rosji jako państwa (powrót do normalnych stosunków byłby możliwy dla ruskich państewek, powstałych po rozpadzie moskiewskiej tyranii - dopiero po wydaniu całej broni jądrowej, bez której Rosja nie ma już szans się ponownie zjednoczyć).
Tak ja to widzę - Drodzy moi. A tak poza tym i już na marginesie powiem jeszcze że bardzo brakuje mi cotygodniowego "Geopolitycznego tygla" doktora Targalskiego, bo już tych wszystkich Sykulskich i Bartosiaków słuchać nie mogę. Oby doktor Targalski trafił do swojego wymarzonego kociego raju.
POKÓJ JEGO DUSZY
PS: NIECO ODSZEDŁEM OD TEMATU, WIĘC W KOLEJNEJ CZĘŚCI POWRÓCĘ DO PLANÓW POLSKO-ROSYJSKIEJ FEDERACJI, KTÓRA - GDYBY ZAISTNIAŁA CAŁKOWICIE ZMIENIŁABY ŚWIAT I DZIEJE LUDZKOŚCI
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz