Łączna liczba wyświetleń

sobota, 5 listopada 2022

BYLIŚMY - JESTEŚMY - BĘDZIEMY! Cz. XII

CZYLI DAWNA POLSKA UCHWYCONA NA

KLISZY APARATU FOTOGRAFICZNEGO

 
 
CZĘŚĆ PIERWSZA
WOJNA OBRONNA
(17 września 1939)
 
 
 

 
 

 
 
 
SOWIECKI ATAK NA POLSKĘ!
CIOS W PLECY I KLĘSKA WOJNY OBRONNEJ
 
 
 
WKROCZENIE ARMII CZERWONEJ DO POLSKI
 
 


 

SOWIECI NISZCZĄ POLSKI SŁUP GRANICZNY
 

 
 
SOWIECKI PLAKAT PROPAGANDOWY 
MÓWIĄCY O WYZWOLENIU ZACHODNIEJ BIAŁORUSI 
I ZACHODNIEJ UKRAINY



 
SOWIECKI PLAKAT PROPAGANDOWY
"PRECZ Z BIAŁĄ GĘSIĄ, PRECZ Z KRZYŻEM"
(DAWNE HASŁO KOMUNISTÓW, PRÓBUJĄCE OŚMIESZYĆ POLSKIE TRADYCJE NIEPODLEGŁOŚCIOWE I POLSKIE SYMBOLE NARODOWE:
BIAŁEGO ORŁA I WIARĘ W BOGA)
 

 
 
SOWIECKI PLAKAT PROPAGANDOWY
"WYZWOLENIE ZACHODNIEJ BIAŁORUSI 
I ZACHODNIEJ UKRAINY"
 

 

SOJUSZ NIEMIECKO-SOWIECKI NA TRUPIE POLSKI
 17 WRZEŚNIA 1939
 
 
 

 

 
 
 

 
 
 PAMIĘTNIK WITOLDA GIEŁŻYŃSKIEGO
(PISARZA I PUBLICYSTY)
 
 
 "17 września, niedziela. Nie ma pracy w agencji, można dłużej poleżeć. Nela rozpala ogień i smaży. Wszystko teraz wydaje się doskonałe. I zawsze człowiek głodny. Myślimy o niedzielnym spacerze.
 Po południu hiobowe wieści: zbombardowana katedra św. Jana podczas nabożeństwa, zawaliła się nawa główna.Katedra się pali.Zamek się pali.Nie ma kto ratować. O czwartej po południu miało się odbyć zebranie członków Syndykatu - pozostałych w Warszawie - w lokalu Towarzystwa Literatów i Dziennikarzy, Bracka 5. Nie było możności wyjść na ulicę. Udało mi się dodzwonić.Przyszło zaledwie kilka osób. Zresztą, nad czym tu radzić w takiej sytuacji?
 Gdy nocą odgłosy walki słabsze - zasypiamy. Może żona udaje, że śpi, i męczy się tak samo jak ja? Dobrze przynajmniej, że dzieci nie udają i śpią naprawdę."

 "18 września. Wczorajsze wiadomości, jakoby radiowe, że Sowiety przekroczyły granice Polski krążą coraz uporczywiej. Wierzyć się nie chce. Byłby to ponowny rozbiór. Koniec Polski! Sprawdziłoby się to, co mi Niusia mówiła w Paryżu, a czemu nie mogłem przypisywać znaczenia - z instynktu samozachowawczego. Gdy mnie zapytała - co poczniemy w takim przypadku? - nie znalazłem odpowiedzi, prócz: to niemożliwe! A jednak stało się. Więc nasza dyplomacja rzuciła się w wojnę bez zabezpieczenia sobie tyłów... Więc wlokące się miesiącami pertraktacje angielsko-francusko-rosyjskie w Moskwie dlatego nie doprowadziły do niczego. Więc dyplomacja niemiecka była skuteczniejsza. Beck wydał nas w ręce obu sąsiadów. Tego w najgorszych przewidywaniach nie można było przeczuć. Przecież "pakt o nieagresji" (...) Przecież tak nas nastawiano, że nie możemy ani jednego żołnierza sowieckiego wpuścić na polską ziemię, bo nie wyjdzie...
 Dziś pogłoski mają oficjalne potwierdzenie. Złapaliśmy BBC: Wojska rosyjskie przekroczyły granicę w rejonie Mołodeczna... "Paris Mondial" dodaje: to pogwałcenie paktu o nieagresji z 1932 r. (...) TASS ogłasza: nie jest to złamanie neutralności, ale chęć obrony ludności ukraińskiej i białoruskiej.
 Podanie tych informacji przez nasz biuletyn wywołało burzę. Zażądano ich cofnięcia, grożono aresztowaniami. Strusia polityka wciąż dominuje! Musieliśmy dopisać uwagę dla redakcji pism: "Notatki dostosować do instrukcji płk. Lipińskiego, które redakcja otrzyma osobno".
 Po wczorajszej kanonadzie zapanował jakby spokój. Zawdzięczamy to prawdopodobnie interwencji pozostałych w Warszawie dyplomatów. Istotnie, przed "Bristolem" stoją samochody z chorągiewkami poselstw, to punkt zborny wyjeżdżających. Na ten czas zaprzestano strzelania.
 Otwarto Pocztę Główną. Nawet przyjmują listy krajowe... i zagraniczne! Lecz w sekrecie można się dowiedzieć, że wrzuca się je wszystkie do kosza. Chodzi o podniesienie ducha, że niby sytuacja lepsza." 
 
 
 W niedzielę, 17 września 1939 r. posterunki polskiej straży granicznej (Korpusu Ochrony Pogranicza) zameldowały w nocy o godz. 1.00, że po sowieckiej stronie rzeki Zbrucz płoną liczne ogniska i trwa ożywiony ruch pojazdów. O 2.00 w nocy niemiecki ambasador, hrabia von der Schulenburg, został poinformowany przez Stalina, że Sowieci wkroczą do Polski rano o godz. 6.00 czasu moskiewskiego. Zaraz potem zastępca ministra spraw zagranicznych Związku Sowieckiego - Potiomkin, przekazuje polskiemu ambasadorowi w Moskwie, Wacławowi Grzybowskiemu, notę, w której Sowiety oświadczały, że państwo polskie już nie istnieje, rząd "uciekł" z kraju, w związku z czym Związek Sowiecki musi (choć bardzo nie chce, bardzo nie chce - ale musi, po prostu MUSI!) wziąć pod opiekę zagrożoną przez Niemców ludność wschodnich ziem Rzeczpospolitej, czyli Ukraińców i Białorusinów. Grzybowski odmówił przyjęcia tej noty i wyraził nadzieję, że Związek Sowiecki nie zamierza wbijać Polsce noża w plecy, w sytuacji gdy toczy Ona śmiertelny bój z Niemcami.
 Pierwsze informacje o przekroczeniu wschodniej granicy Polski przez Sowietów dotarły do Sztabu Naczelnego Wodza o godz. 6:10. Przekazał je dowódca pułku Korpusu Ochrony Pogranicza "Podole" ppłk. Marceli Kotarba, a brzmiały one: "Przewaga bardzo duża, bijemy się uporczywie i będę się starał jak najdłużej moje kierunki osłaniać".
 
Wydano też pierwsze rozkazy (do gen. Łuczyńskiego w Tarnopolu i do gen. Jatelnickiego w Mikulińcach), by podległe im oddziały stawiły opór na rzece Seret, w celu osłony wycofujących się do linii Dniestru oddziałów bez broni i ludności cywilnej. Płk. Maczek (wówczas będący już ze swoją 10 Brygadą Kawalerii Zmotoryzowanej we Lwowie) otrzymał rozkaz wycofania się do Halicza.
Po przekroczeniu przez Armię Czerwoną granicy (przez dwie sowieckie grupy armii: Front Białoruski - dowodzony przez komandarma Kowaliowa z 3, 10, 11 Armią, 4 Szybką Grupą Kawalerii Zmechanizowanej i XXIII Samodzielnym Korpusem Piechoty; oraz Front Ukraiński  - dowodzony przez komandarma Timoszenko z 5, 6 i 12 Armią) posterunki Korpusu Ochrony Pogranicza otwierają ogień do atakujących, ale przy ogromnej dysproporcji sił, nie mają żadnych szans nie tylko na skuteczną obronę, ale często nawet na szybkie wycofanie się.
 
Sowieci pierwotnie ukrywają swoje cele, w kilku miejscach przekraczając granicę krzyczą: "W Pieriod na Giermanców", co powoduje że część żołnierzy jest przekonanych, że Sowieci idą Polsce z odsieczą, taką też informację podaje rozgłośnia radiowa w Wilnie, która dodaje iż marszałek Rydz-Śmigły wydał rozkaz nie otwierania ognia do wojsk sowieckich (sławne i potem wielokrotnie przytaczane: "Z Sowietami nie walczyć!"). Tak naprawdę rozkaz Naczelnego Wodza do walczących jeszcze w kraju wojsk, w sytuacji barbarzyńskiego ataku dwóch potężnych sąsiadów, brzmiał następująco: kierować się w stronę granicy z Rumunią i Węgrami, z Sowietami walczyć tylko w razie konieczności (czyli próby okrążenia lub rozbrojenia), nie było bowiem już sensu wykrwawiać się w przegranej kampanii, tym bardziej że Sztab Naczelnego Wodza przewidywał jeszcze przed wojną taki scenariusz. Po pierwsze zdawano sobie sprawę z przewagi ludnościowej i sprzętowej Niemiec (Polska była bowiem krajem, który miał zaledwie dwadzieścia lat niepodległości, przez te dwadzieścia lat nie było możliwe zasypać 150 lat rozbiorów, nie było też możliwe szybko dogonić Niemcy, choć szacowano, że gdyby II Wojna Światowa nie wybuchał, to Polska do 1960 r. miałaby ponad 60 milionów mieszkańców [w 1939 r. było 35 milionów] i militarnie stałaby się współczesną Turcją która dziś ma najlepszą armię w Europie, a gospodarczo dzisiejszymi Niemcami. Niemiecko -sowiecki atak i cała okupacja a potem sowieckie wyzwolenie zniewolenie, cofnęło nas w rozwoju co najmniej o stulecie. Dziś więc trochę zabawnie a jednocześnie żałośnie brzmią głosy Niemców, że żadne reparacje finansowe Polsce się nie należą, wszystko jest już uregulowane, co prawda wymordowaliśmy wam sporą część ludności (głównie inteligencji) ale co tam, teraz żyjmy w pokoju pod skrzydłami IV Rzeszy Europejskiej (to tak samo, jakby morderca, który wymordował ci całą rodzinę, po latach powiedział: "Tak, zabiłem ich wszystkich, ale teraz żyjmy w zgodzie. Zapomnijmy o tym, co było - byłem młody, impulsywny, trudno, było - minęło, ale dziś wyciągam do ciebie rękę i aby udowodnić że mam dobre intencje, to cię nawet zatrudnię u siebie przy zbiorze szparagów, albo przy podcieraniu tyłków byłym esesmanom", którymi ich niemieckie rodziny już nie chcą się zajmować. To ma być ta zgoda, pod światłymi skrzydłami IV Rzeszy... Hmm). Niemcy uważają też, że rekompensatą dla Polski były wschodnie ziemie III Rzeszy, które po 1945 r. zostały przyłączone do Polski. Nic bardziej mylnego. Po pierwsze, gdy w 1939 i potem Niemcy zwyciężali, to brali sobie te ziemie, które chcieli i nikogo o nic nie pytali, po prostu je przyłączali do "Tysiącletniej Rzeszy" i tyle. Po drugie, tzw. "Ziemie Odzyskane" zostały przyłączone do Polski głównie decyzją Stalina, jako że Związek Sowiecki ukradł nasze wschodnie Kresy, ziemie znacznie rozleglejsze, niż to, co dostaliśmy od Niemiec - tak więc, tereny te nie są dla nas żadną rekompensatą. Po trzecie, Niemcy do jasnej cholery tę wojnę przegrały, PRZEGRAŁY! co oznacza, że musiały się liczyć również z kosztami rozpętanej przez siebie wojny. Po czwarte wreszcie, Niemcy dokonywały w Polsce nieprawdopodobnych wręcz zbrodni, zniszczeń i rabunków, tak więc biorąc pod uwagę to, co napisałem wyżej, nie można tych zbrodni uznać za zrekompensowane w wyniku cesji terytorialnych, gdyż nawet gdyby Niemcy owych zbrodni się nie dopuścili i ich okupacja byłaby w miarę łagodna (mniej więcej taka, jak w czasie I Wojny Światowej, chociaż wówczas też dokonywano zbrodni wojennych, jak choćby zniszczenie bezbronnego Kalisza) to w sytuacji swej klęski i utraty przez Polskę (która przecież oficjalnie należała do państw zwycięskich II Wojny Światowej, oficjalnie, bo realnie byliśmy przegrani - utraciliśmy nasze ziemie wschodnie, utraciliśmy suwerenność, staliśmy się sowieckim satelitą itd.) wschodnich ziem, to i tak cesje terytorialne kosztem pokonanych Niemiec by były (na pewno zlikwidowano by całe Prusy Wschodnie, duża część Śląska w tym Dolnego i spora część Pomorza Zachodniego i Gdańska weszła by w granice Polski). Tak więc nie ma tu żadnej możliwości połączenia nierozliczonych niemieckich zbrodni z kwestią utraty przez Niemcy ziem wschodnich Rzeszy. Po piąte jeszcze, pragnę dodać, że Niemcy nie powinny sądzić że owe reparacje szłyby z ich kieszeni. Jest bowiem wiele wielkich, niemieckich koncernów, które mogą partycypować w wypłatach owych reparacji i niekoniecznie musi to dotknąć zwykłego Hansa, Jürgena czy Emmy. Pamiętajmy bowiem, że nie da się budować wspólnej przyszłości na kłamstwie i oszustwie (spójrzcie bowiem na Moskali, oni kłamią nono stop i co im z tego wyszło? Ich kraj to w zasadzie zapadlina, czarna dziura która już drży w posadach, a to tylko konsekwencje tego, że całe dzieje Rosji oparte są na kłamstwie i zbrodni). Jeśli chcemy więc żyć ze sobą z zgodzie, pokoju i przyjaźni, musimy rozliczyć przeszłość, która wciąż krwawi i nie daje o sobie zapomnieć.

O godz. 12:00 w kwaterze Naczelnego Wodza w Kołomyi, odbyło się spotkanie marszałka Śmigłego-Rydza z gen. Stachiewiczem, podczas którego Naczelny Wódz powiedział: "Postanowiono zwolnić rząd rumuński z sojuszniczego obowiązku wypowiedzenia wojny Sowietom (zgodnie z traktatem zawartym w 1921 r.), natomiast żądać od niego przepuszczenia rządu i wojska przez teren Rumunii, aby umożliwić nam dostanie się do Francji". Należy tutaj dodać, że w polskich planach wojennych zakładano nawet zajęcie całego kraju przez Wehrmacht, z tym że takiej sytuacji wojsko wyprowadzono by przez granicę południowo-wschodnią do Rumunii (a od 1938 r. dodano także i Węgry). Tak więc doskonale zdawano sobie sprawę, że w pierwszej fazie wojny, Wojsko Polskie może ponieść klęskę zarówno w bitwie granicznej, jak i w walkach w centrum kraju (chociaż dodać należy, że celem strategicznym Niemców, było rozbicie Wojska Polskiego w ciągu pierwszych trzech dni bitwy granicznej, zanim do wojny przystąpi Wielka Brytania i Francji i to się Niemcom nie udało, zresztą dowództwo niemieckie popełniało mnóstwo błędów). Spodziewano się też niestety interwencji sowieckiej, gdyż wywiad informował Naczelnego Wodza o sowieckich przygotowaniach do inwazji  (np. w drugiej połowie sierpnia 1939 r. dyrektor Biura Personalnego Ministerstwa Spraw Zagranicznych - Wiktor Drymmer, otrzymywał dokładne raporty z polskiego konsulatu w Lipsku, na temat współpracy niemiecko-sowieckiej przeciw Polsce). Pierwotnym polskim planem, był bowiem "Pan A", który zakładał wyprowadzenie wyprzedzającego uderzenia na Niemcy i szybki marsz w kierunku Wrocławia, Berlina, Szczecina i Prus Wschodnich. Plan ten został zarzucony, gdyż wykluczałoby to wejście do wojny mocarstw zachodnich (traktat polsko-francuski z 19 lutego 1921 r., jak i polsko-brytyjski układ sojuszniczy z 25 sierpnia 1939 r. jasno mówiły, że wejście tych państw do wojny, nastąpi tylko w przypadku niesprowokowanej i jawnej niemieckiej agresji na Polskę). Drugi plan ("Plan B") polegający na kontruderzeniu siłami Armii Prusy i Armii Poznań na niemieckie wojska atakujące Łódź, też został zaniechany i ostatecznie zatwierdzono "Plan C", czyli podjęcie obrony nadgranicznej (Francuzi bowiem zalecali skierowanie większości sił do linii Wisły, Narwi i Sanu, a tam stworzenie silnej obrony, uniemożliwiającej dalsze przebicie się wojsk niemieckich, tylko że taka ewentualność oznaczałaby oddanie bez walki znacznej części zachodnich części naszego kraju, a obawiano się również tego - jak pokazała historia niepotrzebnie - że Niemcy, po zajęciu Pomorza, Wielkopolski i Śląska, mogą wystąpić do społeczności międzynarodowej z zamiarem zakończenia wojny, przy pozostawieniu im już zajętych polskich terytoriów - i społeczność międzynarodowa [a w szczególności Włochy, Francji i Wielka Brytania] z radością by na to przystały), następnie odskoczenie od wojsk niemieckich, przebicie się naszych sił na Kresy Południowo-Wschodnie i tam oczekiwanie na ofensywę francusko-brytyjską, która  - zgodnie z układami - miała nastąpić dokładnie 16 września. Gdyby do tego doszło, Związek Sowiecki nie uderzyłby na Polskę, gdyż Stalin nie zamierzałby poświęcać się w ratowaniu upadających Niemiec. Innymi słowy brano pod uwagę taką samą sytuację, jaka nastąpiła podczas I Wojny Światowej w przypadku zarówno Serbii jak i Rumunii, gdzie w pierwszej fazie wojny, te państwa zostały całkowicie zajęte przez Niemcy, Austro-Węgry i Bułgarię, ale po ofensywie na zachodzie i ostatecznym zwycięstwie, odrodziły się jeszcze większe terytorialnie i silniejsze niż przedtem (wystarczy spojrzeć na mapę, jak wyglądała Serbia i Rumunia w 1914 r. a jak po 1918). I taką właśnie ewentualność brał pod uwagę Sztab Naczelnego Wodza.
 
Niestety, polskie społeczeństwo nie było informowane o tych planach (z wiadomych względów), dlatego też świadomość klęski i niemiecko-sowieckiej agresji, stała się tak olbrzymią, psychiczną traumą dla milionów ludzi. Ci bowiem, zapewniani przed wojną w niezwyciężoność Wojska Polskiego ("Silni-Zwarci-Gotowi", "Gwałt zadawany siłą, musi być siłą odparty" oraz "Nie oddamy nawet guzika od munduru"), teraz zostali poddani brutalnej rzeczywistości w konfrontacji z pancernymi siłami totalitarnych reżimów. Nic dziwnego, że w takiej sytuacji dochodziło do częstych samobójstw (najbardziej znane jest samobójstwo pisarza, malarza i filozofa - Stanisława Ignacego Witkiewicza, który podciął sobie tętnicę szyjną - 18 września w miejscowości Jeziory na Polesiu; ale już mniej znane jest choćby samobójstwo Władysława Olkuśnika - dyrektora szkoły powszechnej w Zaharciu (tuż nad granicą z Sowietami) w województwie wileńskim, który, gdy 17 września nad ranem, usłyszał dobijających się do drzwi jego domu sowieckich żołdaków, ich krzyki i prymitywizm, przypominając sobie rok 1920 i nie mogąc psychicznie tego wytrzymać, zastrzelił z broni myśliwskiej swego syna - 16-letniego Jerzego i 13-letnią córkę Danusię, ranił żonę i sam popełnił samobójstwo. Żona Olkuśnika przeżyła, została przewieziona do szpitala i po paru miesiącach wróciła do domu, ale psychicznie nie była w stanie sobie z tym poradzić. Pewnej nocy w zimie wyszła w samej koszuli na cmentarz. Rano, znaleziono ją zamarzniętą przy grobie jej rodziny).
 
 
 STANISŁAW IGNACY WITKIEWICZ (WITKACY) ok. 1938 r.
 

    
Od pierwszych godzin rannych, pomimo dezorientacji (w pierwszych godzinach agresji sowieckiej na Polskę, próbowano jeszcze rozeznać się, w jakim charakterze wkraczają Sowieci, np. o godz. 7:35 - 17 września, szef Oddziału II Naczelnego Dowództwa - płk. Marian Smoleński wydał rozkaz dowódcy Pułku Korpusu Ochrony Pogranicza "Czortków" płk. Marcelemu Kotarbie, aby ten wysłał parlamentariuszy do Sowietów, by upewnić się "w jakim oni tu wkraczają charakterze". Podobny rozkaz między 8:00 a 9:00 rano wydał szef Oddziału III Naczelnego Dowództwa - kapitanowi Wacławowi Chocianowiczowi, szef Sztabu Głównego gen. Wacław Stachiewicz. Niektórzy oficerowie w Sztabie Naczelnego Wodza mieli jeszcze nadzieję, że Sowieci przyszli, aby pomóc w walce z Niemcami; taki oto dialog miał miejsce nad ranem 17 września, między majorem Pątkowskim a pułkownikiem Klimeckim, ten pierwszy powiedział: "Rozumujmy na zimno, wkroczyli, ale nie wiadomo czy jako wrogowie", Klimecki na to odparł: "Nie ma wątpliwości, że jako wrogowie"), świadomego wprowadzania w błąd przez Sowietów (sami Sowieci rozgłaszali pogłoski, że niby to przyszli na pomoc, Sowieci - z właściwym dla ludzi Wschodu zmysłem podstępu - jechali przez granicę z białymi flagami, pancerniacy w otwartych wieżyczkach czołgów wymachiwali czapkami i wołali: "Rebiata! W pieriod! Na Giermańcow!"). Jednocześnie zaczęło się też mordowanie wziętych do niewoli oficerów i żołnierzy (Niemcy też praktykowali tę zasadę od pierwszego dnia wojny), będę jeszcze pisał o tych bestialstwach w kolejnych częściach.
 
Na wschodnich ziemiach Rzeczpospolitej, zebrane były wszystkie siły lotnicze, tak więc w pierwszych godzinach sowieckiej agresji, zaczęły się też polsko-sowieckie bitwy lotnicze.
 
Grodno, decyzją wiceprezydenta miasta - Sawickiego, przygotowuje się do obrony. Na Placu Batorego głośniki informują mieszkańców, aby zgłaszali się do koszar po broń i amunicję. Mieszkańcy kopią rowy przeciwczołgowe i budują zapory na miejskich rogatkach. Dowództwo obrony miasta obejmuje gen. Wacław Jan Przeździecki.
 
 
"ORLĘTA. GRODNO 1939"  
 

 
 Niemcy też są zdezorientowani, w jakim charakterze wkroczyli Sowieci, dowódcy pułków i dowódcy dywizji wysyłają zapytania do Naczelnego Dowództwa Wehrmachtu (OKW) czy "Sowieci weszli jako przyjaciele, czy wrogowie?" Zresztą Niemcy też giną od sowieckich bomb, jak np. 15 km. na zachód od Białegostoku, gdy sowieckie bombowce atakują obsadzony przez żołnierzy Wehrmachtu most - ginie trzech żołnierzy i znaczna ilość ludzi z organizacji Służba Pracy Rzeszy (notabene członkowie Służby Pracy Rzeszy nosili mundury bardzo podobne do polskich, a z drugiej strony Niemcom też trudno było rozróżnić Sowietów od Polaków, bo tamci też nosili kolor zbliżony do mundurów polskich żołnierzy). Hitler natychmiast upoważnia gen. Vormanna do nawiązania łączności ze sztabami Armii Czerwonej.
 
Trwają dalsze walki na Pomorzu o Kępę Oksywską i o Hel. 
 
W Puszczy Kampinowskiej 820 niemieckich samolotów bombowych, atakuje Armię Poznań i Pomorze powodując duże straty w polskich szeregach (po latach gen. Tadeusz Kutrzeba przyznał, że: "Puszcza Kampinowska stała się grobem Armii Poznań", gdyż wysoki i rzadki las iglasty, bez dróg i poszycia, a w nim rozległe, jasne, piaszczyste polany na których chronili się polscy żołnierze przed niemieckimi bombami - były doskonałym celem dla niemieckich lotników).
 
Kapituluje twierdza w Brześciu nad Bugiem, zajęta przez 20 Dywizję Piechoty Zmotoryzowanej (polskiej załodze nie udało się przebić na południe).
 
XIX Korpus Pancerny Guderiana zajmuje Włodawę i tworzy przyczółek na lewym brzegu Wisły.
 
Gen. Franciszek Kleeberg - dowódca Samodzielnej Grupy Operacyjnej Polesie - koncentruje swoje wojska w okolicy Kobrynia, a w Białowieży formują się na nowo oddziały kawalerii z Samodzielnej Grupy Operacyjnej Narew. 
 
IV korpus Armijny gen. Schwedlera, rozcina na pół Armię Lublin (które nie mają odtąd ze sobą łączności), a 14 Armia (gen. List) blokuje drogę na południe, idąc w kierunku Lwowa - gdzie napotyka gwałtowny opór. Od tyłu 14 Armia atakowana jest przez dywizje byłej Armii Karpaty, które również zmierzają do Lwowa. 
 
Warszawa przez cały 17 września zasypywana jest gradem pocisków, w wyniku których Zamek Królewski i Katedra św. Jana stają w płomieniach.
 
Wydaje się, że wszystko idzie zgodnie z planami Hitlera i Naczelnego Dowództwa Wehrmachtu, ale to tylko pozory. Tak naprawdę Niemcy wciąż mają na swych tyłach ponad 250 tys. polskich żołnierzy, do tego należy dodać siły odcięte na Pomorzu i te, już zebrane na Wołyniu i Podolu w liczbie 320 tys. żołnierzy. Łącznie wojsko Polskie wciąż stanowi siłę o wielkości prawie 900 tys. żołnierzy i kilkaset wciąż będących na chodzi czołgów. Realnie więc wojna nie jest, a przynajmniej nie była przegrana, do momentu wejścia Sowietów. Niemcy mieli coraz większe problemy z paliwem, blitzkrieg dobiegł więc końca i rozpoczęła się wojna pozycyjna. Dowództwo Wehrmachtu poważnie obawiało się uderzenia Armii Francuskiej na Zachodzie (i wyczekiwano na sowiecką interwencję, jak na zbawienie), wiedziano bowiem, że taki atak z łatwością zmiótłby słabe niemieckie siły obronne na linii Zygfryda (dlatego też zakładano zakończenie "kampanii polskiej" w sytuacji nieinterwencji Sowietów, i zwrócenie się do mocarstw zachodnich z prośbą o zakończenie wojny, pozostawiając na wschodzie kadłubowe państwo polskie. Hitler co prawda nie chciał się na to zgodzić, ale Dowództwo zamierzało w takiej sytuacji "pozbyć się" Führera i podjąć rozmowy z Francją i Wielką Brytanią). Niestety, z korzyścią dla Niemiec, Związek Sowiecki okazał się znacznie lepszym sojusznikiem Hitlera, niż Francja i Anglia naszym.  
 
 
 
NA TYM OBRAZKU BRAKUJE JESZCZE TYLKO FRANCUZÓW I ANGLIKÓW, JAK WYRAŻAJĄ ZANIEPOKOJENIE 😒
 

 
 
A TERAZ PRZYKŁAD, JAK WYŚMIENICIE KŁAMIE
ROSYJSKA PROPAGANDA
(CZASEM ZASTANAWIAM SIĘ, CZY ŻYCIE TYCH LUDZI ZAWSZE MUSI BYĆ UPAPRANE ODCHODAMI I SKĄPANE W NATRYSKU ŁGARSTW, PŁYNĄCYCH DO NICH W FORMIE URYNY?)
 

 
CDN.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz