Łączna liczba wyświetleń

piątek, 25 listopada 2022

BYLIŚMY - JESTEŚMY - BĘDZIEMY! Cz. XIV

CZYLI DAWNA POLSKA UCHWYCONA NA

KLISZY APARATU FOTOGRAFICZNEGO

 


 

CZĘŚĆ PIERWSZA

WOJNA OBRONNA

(VARIA)

 
 



 
ZAMACH STANU I SOJUSZNICZA ZDRADA
(CZYLI Z NIEZNANYCH DZIEJÓW WRZEŚNIA 1939)
Cz. I
 
  
 Zaleszczyki! Nazwa tej miejscowości stała się samoistnie symbolem nie tylko upadku II Rzeczpospolitej, ale ucieczki władz oraz klęski i długiej, ciężkiej ponad pięcioletniej okupacji ziem polskich przez hitlerowskie Niemcy (w latach 1939-1941 do spółki z Sowietami). To tam ponoć przekroczyć granicę z Rumunią miały polskie władze: prezydent, rząd i Naczelny Wódz - piszę "ponoć", ponieważ dla ludzi niemających pojęcia nie tylko o historii własnego kraju, ale wprost o zwykłej przyzwoitości, hasło "droga na Zaleszczyki" stała się symbolem upadku "sanacyjnej Polski". Wiele złego w tej mentalności wyrządziły lata komuny i powojennego zniewolenia, oraz indoktrynacji, jaką młodzież przechodziła w szkołach "Polski Ludowej", ale duża część tych, którzy powielają te jawne bzdury ma po prostu złą wolę (część nawet porównuje czasy współczesne z tamtymi), a na to już poradzić nie można, co najwyżej należy takie postawy pokazywać, mówić o nich i po prostu je obśmiewać (gdyż żadne argumenty na fanatyków nie działają). Jakim bowiem trzeba być bezmózgiem, aby twierdzić że polskie władze we wrześniu 1939 r. przekroczyły granicę polsko-rumuńską właśnie w Zaleszczykach? Może nazwa tego kurortu jakoś bardziej pasuje do narracji tworzonej przez ludzi, którzy takie debilizmy (bo nie można tego inaczej nazwać) powielają, gdyż miejscowość Kuty jakoś wydaje się mniej znana i cały ten przekaz nie brzmi już tak wzniośle; a to przecież w tej właśnie miejscowości polskie władze i Naczelny Wódz przekroczyły granicę - ale to szczegół, który dla oszczerców nie zmienia faktu, że "sanacyjne" władze uciekły z kraju.

Jak już wspomniałem wyżej, argumenty nie mają dla oszczerców żadnego znaczenia, przeto nie do nich się zwracam, a do ludzi, którzy mają otwarty umysł i pragną poznać mało znane tajemnice Września 1939 r. Otóż, oddając głos gen. Sosnkowskiemu, należy stwierdzić: "W ówczesnych warunkach przekroczenie granicy było smutną koniecznością podyktowaną przez interes Państwa, który wymagał aby została zachowana legalna ciągłość jego najwyższej instytucji, a także utrzymana była ciągłość polskiego wysiłku zbrojnego przez odtworzenie armii na obczyźnie dla kontynuowania walki razem z Francją i Wielką Brytanią. Nikt nie mógł wówczas przewidzieć, że Rząd Rumuński... złamie przyrzeczenie, złożone przed niespełna dziesięciu dniami w sprawie wolnego przejazdu dla państwowych władz polskich oraz przekraczających granicę resztek Wojska Polskiego". W polskiej kulturze odwrót nigdy nie był powodem do wstydu czy hańby, wręcz przeciwnie, był to raczej dowód roztropności i militarnego rozsądku. Książę Józef Poniatowski po nierozstrzygniętej bitwie pod Raszynem nie upierał się żeby kurczowo bronić Warszawy przed Austriakami, tylko oddał miasto zadowolonemu arcyksięciu Ferdynandowi d'Este, a sam przekroczył Wisłę i zajął ziemie trzeciego rozbioru, odcinając Austriaków od zaplecza (1809), a kropkę nad i postawił Napoleon Wielki, niszcząc pod Wagram austriacką armię arcyksięcia Karola Ludwika Habsburga. Podobnie po klęsce Powstania Listopadowego (1831 r.) pozostałe jeszcze oddziały liniowe kierowały się ku granicom z nadzieją przekroczenia jej, dotarcia do Francji i... powrotu, by dalej kontynuować walkę (nieudana akcja płk. Józefa Zaliwskiego z 1833 r.). Celem podstawowym dowództwa było bowiem utrzymanie jedności i spoistości armii w sytuacji niemożności dalszego prowadzenia wojny w kraju, wyprowadzenie tych oddziałów w takiej formie, aby można je było ponownie sprowadzić w stosownej chwili dziejowej. I tak właśnie miało być we Wrześniu 1939 r.

To, że spodziewano się odwrotu, nie ulega żadnej wątpliwości, to że przewidywano również inwazję sowiecką też nie ulega wątpliwości (wywiad dostarczał informacje o sowieckich przygotowaniach zarówno przed, jak i już w trakcie wojny z Niemcami), jedyne czego nie przewidziano, to postawa naszych zachodnich sojuszników, którym (szczególnie Francuzom) odechciało się walczyć. Skąd jednak wiadomo, że polskie władze przygotowywały się do ewakuacji jeszcze przed wybuchem wojny? Ciekawą informację na ten temat podaje Dariusz Baliszewski w jednym z numerów "Uważam Rze. Historia", otóż pisze on że już w lipcu 1939 r. dyrektor Prezydium Rady Ministrów - Józef Ołpiński wizytował miejscowości na Kresach, dokąd przewidywano ewakuację rządu i urzędów centralnych. Plan ewakuacji na Kresy (potem na Przedmoście Rumuńskie a następnie po inwazji sowieckiej wyprowadzenie urzędów, armii i skarbu przez Rumunię i Węgry do Francji ) był gotowy na długo przed Wrześniem 1939 r. Nasze tak krytykowane "sanacyjne władze", doskonale zdawały sobie sprawę z konieczności utrzymania ciągłości istnienia państwa polskiego, nawet w sytuacji utraty terytorium (tak też było długo po trzecim rozbiorze Polski w 1795 r., gdy zaraz potem zaczęły się tworzyć we Włoszech grupki patriotów, którzy u boku rewolucyjnej Francji - a realnie gen. Napoleona Bonaparte - formowali armię [Legiony Polskie] z myślą o powrocie do kraju i wypędzeniu stamtąd zaborców. Realnie rzecz biorąc więc, Polska pomimo upadku trwała dalej - był co prawda ten krótki, dwunastoletni okres upadku państwowości, ale w tym czasie powstały najpierw Legiony Polskie, potem Legia Naddunajska i wreszcie Wojsko Księstwa Warszawskiego, czyli Armia Polska w tym czasie realnie istniała. Powstało Księstwo Warszawskie a potem w 1815 r. Królestwo Polskie z carem Rosji jako królem, czyli znów instytucje państwa przetrwały, była ciągłość władzy. I dopiero po klęsce Powstania Listopadowego mamy po raz pierwszy w polskich dziejach okres upadku państwowości, po raz pierwszy zabrakło instytucji, która - w takiej lub innej formie zawsze istniała, po raz pierwszy więc od 1832 r. zabrakło i państwa i wojska i dopiero ten okres powinien być oficjalnie uznawany za upadek polskiej państwowości, bo to była rzecz całkowicie nowa. Emigranci, którzy zgromadzili się we Francji, Wlk. Brytanii, Włoszech, Niemczech - nie dysponowali żadną siłą zbrojną, żadnym politycznym przedstawicielstwem, gdyż tzw. Hotel Lambert i tego typu twory służyły jedynie podtrzymaniu ducha polskości w coraz szybciej przyzwyczajającej się Europy do braku Polski na mapie - jeszcze w latach 40-tych XIX wieku na anglo- i francuskojęzycznych mapach Europy, oprócz współczesnych granic, były przedstawione kontury przedrozbiorowej Polski z 1772 r. Zabrakło tego już w kolejnych dziesięcioleciach a Europa coraz bardziej przyzwyczajała się do faktu, że Polski nie ma, nie będzie i... nie potrzeba).


PRZEDMOŚCIE RUMUŃSKIE
(zaznaczone żółtą linią)



Dlatego też myślano nie tylko o ewakuacji, ale przedwojenne władze opracowały nawet... plan powojennej okupacji Niemiec, także brano pod uwagę bardzo wiele czynników i dziejowych okoliczności. Dlatego też ewakuacja wojska i rządu do Rumunii miała być zaledwie etapem w kolejnej fazie, przybliżającej Rzeszę Niemiecką i Związek Sowiecki do ostatecznej klęski. Płk. Józef Jaklicz pisał: "Można z całą pewnością przyjąć, ze Marszałek (Edward Rydz-Śmigły) był nieustraszonym żołnierzem. Dał tego dowody w okresie Legionów, następnie w czasie wojny polsko-sowieckiej 1919-1920 r. Dnia 8 września, w czasie bombardowania Brześcia, z trudem udało mi się go nakłonić, aby schronił się do wykopu, ubezpieczającego od odłamków. Ustąpił pod naciskiem argumentu - kto pokieruje losami wojny, gdy jego braknie. Niezależnie od osobistej odwagi, cechowało go w najwyższym stopniu, poczucie odpowiedzialności za włożony na niego obowiązek. W czasie ofensywy Budiennego i mającego się rozpocząć odwrotu w 1920 r., towarzyszyłem gen. Romerowi, dcy świeżo stworzonej Grupy Operacyjnej, udającemu się po instrukcje do Dcy Frontu Południowego, gen. Listowskiego. W rozdrażnieniu informował gen. Listowski mego dcę, o dwukrotnym wysłaniu rozkazu gen. Rydz-Śmigłemu odwrotu z Kijowa, a Śmigły dwukrotnie odpowiedział, że opuści Kijów tylko na pisemny rozkaz Piłsudskiego. Dlaczego Śmigły nie wykonał rozkazu Dcy Frontu Płd., któremu podlegał? Albowiem jeszcze przed stworzeniem Frontu Południowego, otrzymał decyzję Piłsudskiego: Kijów wolno opuścić tylko na jego pisemny rozkaz. I opuścił Kijów dopiero wtedy, gdy lotnik zrzucił mu rozkaz podpisany przez Naczelnego Wodza. (...) Marszałek powziął decyzję wykonawczą przejścia do Rumunii w Kołomyi przedpołudniem. Potwierdził mi ją osobiście w Kosowie. Następnie, a może już uprzednio, toczył w swoim wnętrzu niedostrzegalną dla otoczenia walkę. Nie mógł się pogodzić z błyskawicznym rozwojem wypadków tego dnia, z wynikającymi z niego konsekwencjami, nie nadążał za nimi psychicznie. Pragnął ten rozwój zahamować, powstrzymać lub przynajmniej opóźnić. Zapadały się w jego umyśle i w jego duszy elementy, które przygotował, przemyślał, zdecydował, a które w wykonaniu nie przyjęły formy, jaką im nakazał. Toczył walkę między powziętą i wydaną już decyzją a osobistym jej wykonaniem. Dowódcą kierowało szlachetne uczucie dzielenia losu walczącego jeszcze żołnierza. Żołnierza, artystę, pociągała romantyczna śmierć na polu chwały. Lecz ta śmierć zwalniała go równocześnie ze straszliwej odpowiedzialności, jaką przyjął na siebie wobec Państwa, wobec Narodu, wobec Żołnierza. Pod Kijowem, żołnierskie poczucie spełnienia włożonego na niego obowiązku, nakazało mu odmówić wykonania rozkazu Dcy Frontu. W Kosowie, tęsknotę za romantyczną śmiercią na polu chwały, pokonało poczucie odpowiedzialności Naczelnego Wodza, którego rola nie kończyła się na tragicznym zakończeniu Kampanii Wrześniowej w Polsce".

Rząd i prezydent Ignacy Mościcki przekroczyli granicę polsko-rumuńską w Kutach dopiero o godz. 00:30, 18 września 1939 r. Naczelny Wódz, marszałek Edward Rydz-Śmigły uczynił to tego samego dnia o godz. 23:00, czyli prawie dobę później. Jak pisał Bogdan Konstantynowicz: "Przez cały dzień 18 września w Kutach stał drugi rzut Sztabu Naczelnego Wodza, mając kontakt z całym byłym Przedmościem Rumuńskim i organizując skuteczna obronę przed Armią Czerwoną, mimo utraty Kołomyi o godzinie 16.00 dnia 18 września 1939 roku. Utrzymaliśmy dnia 18 września łączność z Wilnem, Grodnem, Piaskiem, Warszawą i pośrednio z Modlinem, także z Frontem Północnym generała Dęba Biernackiego, a radiodepesza Stachiewicza dotarła do generała Piskora oraz rozkazy do walki z sowietami - nawet do placówki w litewskim Kownie. Tym samym przeciwdziałano zgubnym skutkom wysłanej z Kut o godzinie 21.30 dnia 17 września 1939 roku "okrojonej" Dyrektywy Naczelnego Wodza. Odzyskaliśmy Śniatyń i Horodenke - były w polskich rękach przed południem 18 września 1939 roku. Zorganizowano obronę wschodniego przedpola Stanisławowa, tak aby w dniu 19 września przed południem mogły tamtędy wycofywać się polskie oddziały na Węgry", a płk. Józef Jaklicz tak pisał o przekroczeniu przez Naczelnego Wodza granicy rumuńskiej: "Marszałek zmęczony, odpoczywał w samochodzie. Miał prosić, aby go nie niepokoić. Po przejeździe przez most stwierdził, że warty rumuńskie rozbrajają naszych wojskowych. Interweniował gwałtownie, zaprzestano rozbrajania. Ruszyliśmy na Starożyniec, do którego przybyliśmy w godzinach przedpołudniowych. Na rynku zastaliśmy stłoczone dziesiątki samochodów, których pasażerowie nie orientowali się dokąd się kierować. W porozumieniu z miejscowymi władzami i przybyłym wkrótce z Bukaresztu, niezwykle nam życzliwym senatorem, który potwierdził mi znane już instrukcje kierowania wozów, rozładowywaliśmy Starożyniec. Mniej więcej do godz. 14 wszystko szło składnie i spokojnie. Lecz popołudniu zjawił się oddział żandarmerii z oficerem rumuńskim. Otrzymaliśmy polecenie składania na miejscu sprzętu wojskowego. Żandarmeria zaczęła rozbrajać oficerów i żołnierzy. Gdy szukaliśmy senatora, okazało się, że nagle gdzieś znikł. Dzięki naszej interwencji, uzyskaliśmy pozostawienie oficerom broni bocznej, żołnierzom pasów. Cały sprzęt składany był początkowo w najbliższych domach, następnie, gdy brakło tam miejsca, wprost na rynku. Odbierano kompaniom telegraficznym aparaty telefoniczne, juzy, aparaty radiowe. Zdejmowano z wozów motocykle, nawet rowery. Nie odbywało się to jednak spokojnie. Żołnierze z wściekłością rozbijali sprzęt. Wobec stałego, licznego napływu wozów, rozbrajanie początkowo dokładne, stawało się coraz więcej powierzchowne i większość sprzętu jechała dalej. Około godz. 17 znudziło się żandarmerii szczegółowe sprawdzanie samochodów, operacja stawała się formalnością".


ARMAND CĂLINESCU



W tym też czasie (17-18 września) Niemcy naciskają na rząd rumuński i króla Karola II, aby Rumunia (wbrew sojuszowi polsko-rumuńskiemu z 1921 r.) rozpoczęła internowanie władz i rozbrajanie żołnierzy oraz oficerów Wojska Polskiego. W dniu 18 września 1939 r. rano, ambasador Związku Sowieckiego w Bukareszcie zagroził sowiecką "interwencją" w Rumunii, jeśli rząd rumuński przepuści polskie władze i wojsko (zgodnie z umową wynegocjowaną wcześniej przez Becka) do portu w Konstancy (a stamtąd morzem miano przedostać się do Francji). Rząd Rumuński premiera Armanda Călinescu ulega temu szantażowi. Călinescu jednak jest bardzo przychylny Polakom (pozwala np. na transport polskiego złota przez Rumunię), za co zostaje zamordowany już 21 września 1939 r. przez członków rumuńskiej Żelaznej Gwardii - faszystowskiej organizacji działającej na zlecenie nazistowskich Niemiec. Tego samego dnia, 18 września, brytyjski poseł w Rumunii - sir Reginald Hoare wręczył notę rządowi rumuńskiemu, z prośbą o umożliwienie kontynuowania podróży polskim władzom dalej na Zachód. Dnia 20 września (dopiero) dołącza do niego ambasador Francji w Rumunii - Adrien Thierry, interweniując u Călinescu który realnie ma związane ręce (obawiając się interwencji sowieckiej i... niemieckiej). Francuska zwłoka nie była wcale przypadkowa (choć akurat francuski ambasador w Rumunii nie był wtajemniczony), bowiem oto zawiązuje się nieprawdopodobna wręcz intryga, która ma na celu obalenie legalnych polskich władz i zastąpienie ich posłusznymi klientami Paryża z gen. Władysławem Sikorskim i całym tym Komitetem Obrony Demokracji Frontem Morges na czele. Ale o tym w drugiej części.  
 


A TAK MOGŁA WYGLĄDAĆ CAŁA II WOJNA ŚWIATOWA ZAKOŃCZONA JESZCZE PRZED KOŃCEM 1939 r. GDYBY FRANCUZI ZGODNIE Z UKŁADEM SOJUSZNICZYM Z POLSKĄ UDERZYLI NA NIEMCY


 
 CDN.
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz