W ANTYCZNEJ GRECJI,
STAROŻYTNYM RZYMIE,
WŚRÓD CELTÓW I SŁOWIAN
PARENTALIA, FERALIA i LEMURALIA
CZYLI RZYMSKIE ŚWIĘTO ZMARŁYCH
OBCHODZONE DWA RAZY w ROKU
"CZYŚ BOGACZ, PLEMIĘ INACHUSA STARE,
CZYŚ BIEDAK, WYSZŁY Z WARSTW NAJNIŻSZYCH ŁONA,
NIE MA RÓŻNICY: PÓJDZIESZ NA OFIARĘ...
BEZLITOSNEGO PLUTONA"
HORACY
(ODY - II - 3)
Święto Zmarłych - czyli Parentalia - obchodzili Rzymianie w lutym, a dokładnie rozpoczynało się owe święto w idy lutego (które co miesiąc wypadały 13 dnia danego miesiąca, prócz marca, maja, lipca i października, gdy idy wypadały 15 dnia miesiąca; stąd też wiadomo, że zamordowany w idy marcowe Gajusz Juliusz Cezar zginął dnia 15 marca) i trwało przez kolejny tydzień. Tego dnia, już od rana urzędnicy zdejmowali wszelkie insygnia a kapłani zamykali świątynie. Wygaszano też ognie przed ołtarzami i przez cały okres trwania święta nie zawierano małżeństw. Był to bowiem czas ponownego zbratania się żywych i umarłych, gdy Rzymianie całymi rodzinami udawali się na cmentarze, na groby swych bliskich (cmentarze zawsze znajdowały się poza murami miast, w przypadku Rzymu - gdzie Mury Serwiańskie praktycznie już nie istniały [poza niewielkim fragmentem przy drodze Alta Semita na Kwirynale do Via Tiburtina na Eskwilinie] przy końcu Republiki i na początku Cesarstwa, udawano się więc za rogatki miejskie, tam, gdzie przy drogach chowano zmarłych). W Parentalia na groby zanoszono najczęściej kwiaty, mleko i wino - był to pokarm ofiarowany zmarłym, aby ci nie mścili się i nie szkodzili żywym. Noc bowiem z 13 na 14 lutego była szczególnie niebezpieczna, bo wtedy właśnie zmarli zstępowali na ziemię, aby pożywić się ofiarowanymi przez bliskich produktami, ale i tak ochronę przed zmarłymi (lub przed demonami) mogły zapewnić żyjącym przywiązanie (rozumiane również jako miłość i szacunek) ojcowsko-synowskie oraz małżeńskie (zgodnie z legendą o Caritas Romana, czyli poświęceniu kobiety o imieniu Pero, która własną piersią karmiła swego ojca - Cymona, po tym jak został skazany na śmierć głodową), pobożność oraz sumienność obywatelska - to były bowiem cechy dobrego Rzymianina, ojca, syna i obywatela.
Luty był jednak dość niebezpiecznym miesiącem, ostatnim miesiącem przejścia, gdzie ustalone normy zostawały zawieszone (dzięki temu zmarli mogli powrócić do świata żywych). Był to też ostatni miesiąc roku w dawnym rzymskim kalendarzu (w idy marcowe, czyli 15 dnia tego miesiąca, rozpoczynał się Nowy Rok - czyli święto Anny Perenny). Zostało to zmienione dopiero w 154 r. p.n.e. i pierwszy Nowy Rok, który rozpoczął się w kalendy stycznia, to był 153 r. p.n.e. (od tego też czasu, aż po dziś dzień - wykluczając zmiany powstałe w średniowieczu - dzień 1 stycznia jest dniem rozpoczynającym każdy kolejny Nowy Rok). Nic też dziwnego, że luty - miesiąc oczyszczenia - był również dniem luperkaliów, obchodzonych zawsze 15 dnia tego miesiąca (Rzymianie powiedzieli by "na czternaście dni przed kalendami marca", lub też "dwa dni po idach lutego"). Luperkalia obchodzono jako dawne święto pasterskie (święto odganiania wilków) i "obsługiwali" je kapłani z palatyńskiego kolegium Luperków (dokładnie Luperci Quintiliani - wywodzący swą nazwę od starego latyńskiego rodu patrycjuszowskiego). Byli bowiem również Luperkowie Kwirynalscy, czyli sabińscy (Luperci Fabiani), ale już w czasach Republiki utrzymało się tylko święto latyńskie (Luperków Palatyńskich). Corocznie więc, zaraz po głównym dniu Święta Zmarłych (które realnie trwało jeszcze do 20 lutego) Luperkowie z Palatynu składali ofiarę z kozła i psa na ołtarzu leśnego czarta - Sylwana (mięsa tych zwierząt nie spożywano, był to bowiem jedynie symbol ochrony stad owiec przed drapieżnikami, a ofiara z psa miała symbolizować ochronę przed nieprzyjacielem, jako że pies był pomocnikiem człowieka w ochronie trzód). Sylwan - psotny duch i szkodnik (oraz wielki lubieżnik, który ponoć zapładniał w lesie samotne dziewczęta), dzięki tym ofiarom mógł być ubłagany i z napastnika stawał się obrońcą, chroniącym stada przed wilkami i innymi drapieżnikami. Wówczas zmieniał imię i z Sylwana psotnika, stawał się Faunusem ("sprzyjającym"), lub jeszcze ściślej - Luperkusem ("broniącym od wilków") i stąd właśnie wzięła się nazwa owego święta. Jak już wspomniałem, mięsa z ofiarowanych Sylwanowi/Faunusowi/Luperkusowi kozła i psa nie spożywano, a spalano, zaś skórę zrywano, krojono na cienkie pasy i rozdawano dwóm drużynom młodych mężczyzn (adeptów kolegium Luperków, ubranych w skóry złożonych w ofierze kóz i pomazani krwią) którzy biegli dookoła Palatynu i przechodniom wymierzali ciosy owymi kawałkami zwierzęcej skóry. Tak jak Sylwan/Faunus był wielkim lubieżnikiem, tak też ciosy wymierzone przez owych młodzieńców, miały zapewnić kobietom płodność, dlatego też szczególnie one wystawiały się na owe razy. Cyceron nie przepadał za tym świętem, zaś o kolegium Luperków otwarcie pisał (np. w mowie obronnej Celiusa, gdyż jeden z Luperków, choć należał do jednej sodalicji z jego klientem, to jednak świadczył przeciw niemu, stąd zapewne Cyceron na tym jednym przykładzie wyrobił sobie negatywne zdanie o całym tym kolegium), iż są oni: "Towarzystwem dzikim i zupełnie pasterskim i chłopskim, założonym gdzieś w lasach jeszcze przed powstaniem człowieczeństwa i praw".
Gdy Święto Zmarłych (Parentalia) dobiegło końca zaczynały się Zaduszki (21 lutego, czyli w kalendarzu i słownictwie Starożytnych Rzymian "na osiem dni przed kalendami marca"). Było to święto Feraliów. Owidiusz w Eneidzie przypisuje założenie Feraliów Eneaszowi zbiegłemu z Troi, który na dworze króla Acesta na Sycylii odprawić miał po raz pierwszy igrzyska zaduszne na cześć swego zmarłego ojca - Anchizesa. Oczywiście był to jedynie wymysł poety, ale jego zapis pozostał w tradycji literatury. Był to dzień pamięci o zmarłych, składania ofiar i modłów w świątyniach (Owidiusz twierdził również, że pewnego razu zapomniano o Dniu Zadusznym i wówczas potworna dżuma nawiedziła miasto, a duchy zmarłych zstąpiły na ziemię i zaczęły trapić żyjących; senat wówczas czym prędzej przywrócił zapomniany kult). Święto Feraliów było nieodłącznie związane z innym świętem, które następowało po nim - z Karystią (Caristia). To zaś święto, stało się świętem żyjących ("Oczy zwracamy ku tym, których oszczędził ich los" jak pisał Owidiusz), potem zaś zostało połączone z kultem cesarzy, a tak naprawdę było pochwałą nieśmiertelnej ludzkiej duszy. Święto Karystii (obchodzone 22 lutego) pierwotnie pochodzenia greckiego (bowiem przed pojawieniem się chrześcijaństwa, pierwotna, chłopska religia rzymska poddana została tylko jednej, za to totalnej reformie - hellenizacji), było po prostu "świętem Charyt" (bogiń świata podziemnego), choć Rzymianie boginki Charyty (Charistia - zaś stara pisownia łacińska to Caristia i stąd wzięła się nazwa tego święta) utożsamiali z boginiami wdzięku i stąd u nich stało się to świętem ludzi żyjących i tego, że ludzie posiadają nieśmiertelne dusze (Cyceron w Tuskulance pisał o tym święcie: "Ci ludzie, tak mądrzy [czyli dawni pontyfikowie] ani taką troską nie otaczaliby tych obrzędów, ani takich nie do odkupienia kar nie naznaczyliby za ich naruszenie, gdyby w ich umysłach nie tkwiło przekonanie; że śmierć nie jest to zagłada, która wszystko niszczy i unicestwia, lecz niby wędrówka i zmiana życia, która wybitnych mężów i niewiasty prowadzi do nieba, pozostałych zatrzymuje w trwałym pobycie na ziemi"). To święto stało w sprzeczności pierwotnym kultom italskim (szczególnie zaś latyńskim), które nie oddawały czci nieśmiertelnej duszy, twierdząc wprost że człowieczy Geniusz jest śmiertelny z natury i umiera wraz ze śmiercią człowieka, a co za tym idzie - nie można czcić tego, czego nie ma (co też nie znaczy, że pontyfikowie - o których pisał Cyceron - zaprzeczali istnieniu nieśmiertelnej duszy, tyle tylko, że rzymskie obrzędy pogrzebowe nie wielbiły duszy, choć tradycja ludowa nakazywała wiarę w nieśmiertelną duszę i oddawanie jej czci - szczególnie na wsiach było to bardzo popularne, ale w mieście też, choć może nie tak bardzo rzucało się w oczy, jako że "religia elit" - w Grecji była to religia Homera, w Izraelu religia Tory zaś w Rzymie zatwierdzona przez kolegium Pontyfików zhellenizowana wersja pierwotnej religii rzymskiej - zdecydowanie zwalczała wiarę w kult duszy, choć nie zaprzeczała jej nieśmiertelności). Szybka jednak hellenizacja pierwotnej religii rzymskich rolników osiadłych na siedmiu wzgórzach, spowodowała wzrost obcych wpływów, dotąd niepraktykowanych (choć wydaje się, że już pierwotna religia króla Numy Pompiliusza i Prawo XII Tablic z 449 r. p.n.e. zawierały w sobie wiele greckich naleciałości). Podczas tego święta składano ofiary z wina i chleba w przydomowych ołtarzykach na cześć Penatów, Larów i Manów (opiekuńczych duchów zmarłych członków rodziny) prosząc ich o wsparcie dla żyjących.
Lutowe Święto Zmarłych nie było jednak jedynym, obchodzonym w ciągu roku w rzymskim kalendarzu. Było jeszcze jedno Święto Zmarłych, obchodzone w maju (zaraz po Ludi Florales - święcie ku czci bogini kwiatów i płodności Floralii, które było czasem karnawału i trwało od 28 kwietnia do 3 maja), a zwało się Lemuralia (obchodzono je 9, 11 i 13 maja). Było to pierwotne, najdawniejsze rzymskie Święto Zmarłych, z czasów, gdy nie znano jeszcze i nie obchodzono Parentaliów i Feraliów. Rozpoczynało się ono bladym świtem obmyciem dłoni w źródlanej wodzie i złożeniem ofiary z czarnej fasoli, którą brano do ust, wypluwano i rzucano za siebie (czynił to pater familias, czyli ojciec rodziny, wypowiadając dziesięciokrotnie przy tym te oto słowa: "Ofiarą tą odkupiam siebie i swych bliskich"), następnie znów umywał ręce w wodzie i dzwoniąc talerzami miedzianymi, nawoływał wszelkie duchy i upiory aby opuściły to domostwo (mówiąc: "Wynoście się, Many ojcowskie!"). Majowe święto Lemuralii było w późniejszym czasie mniej popularne w kręgach rzymskiej nobilitas, jako że uważano je za nieco prymitywne i wulgarne, ale nie ulega wątpliwości że czczone ono było praktycznie do końca istnienia religii rzymskiej - szczególnie wśród ludu, gdyż dotyczyły duchów opiekuńczych domostwa (Larów, Penatów i Manów), w które ludowa wiara była często znacznie silniejsza, niż oficjalny państwowy kult Jowisza, Junony, Apolla czy Plutona (nic dziwnego że gdy zatriumfowało chrześcijaństwo, pogrzebanie dawnych bogów przychodziło ludziom znacznie łatwiej, niż odrzucenie wsparcia czy też możliwości ponownego ujrzenia swych zmarłych bliskich; np. po podbojach plemienia Sasów (Saksów-Siekierów) w czasach Karola Wielkiego (koniec VIII wieku), następowała przymusowa chrystianizacja tego ludu i gdy dostojnicy Kościoła nakazywali obalenie dawnych bogów, nie było to jeszcze dla Sasów taką tragedią, jak uświadomienie sobie że nie ujrzą w Raju swych zmarłych wcześniej w pogaństwie bliskich. Pewien saski dostojnik, zapytał się, czy jeśli przyjmie chrzest, to po śmierci spotka swych bliskich, którzy zmarli w pogaństwie, na co duchowny odpowiedział w całej swej bezdennej głupocie, że tamci już zostali potępieni, ale on ma szansę dostąpić zbawienia i dostać się do Raju, na co ów dostojnik odparł: "To ja wolę do przodków").
Jak jednak wyglądało życie po śmierci według Rzymian? Otóż wierzyli oni, że z chwilą śmierci ciała, nieśmiertelna ludzka dusza opuszcza je, ale pozostaje w jego pobliżu - i to nie tylko do chwili pogrzebu, ale i później (dlatego też na groby przynoszono jedzenie, które co prawda spożywali żyjący, ale część tego oddawano zmarłym, tak, aby wyglądało to na wspólną wieczerzę żyjących i zmarłych) i nawet kremacja zwłok niczego tu nie zmieniała (tym bardziej, że starano się, aby pewna część ciała zmarłego nie została spalona i była pochowana obok jego prochów, np. palec). Wylewano więc na groby wino lub wodę, aby zmarły mógł się pożywić po śmierci, choć nie brakowało też i takich, którzy byli przeciwni tej tradycji (np. anonimowy wiersz wykuty na rzymskiej mogile skremowanego człowieka w języku greckim, mówił: "Daj mi żywemu co masz; gdyż popiół winem skrapiając, błoto zeń zrobisz, i już: zmarły nie będzie go pił"). Majętni ludzie, stawiali swym bliskim prawdziwe świątynie grobowe (niektóre miały nawet ogrody, tak, aby zmarły mógł sobie pospacerować, będąc wciąż w pobliżu swego ciała), zaś ci ubożsi stawiali mniej wyrafinowane grobowce. Według Horacego na Eskwilinie był cmentarz dla niewolników. Za życia oczywiście byli oni pogardzani, wykorzystywani i nikt się nimi specjalnie nie przejmował, ale po śmierci ich dusze były równe duszom największych nobilów, dlatego też należało i im oddać cześć pośmiertną, której nigdy nie doczekali się za życia. Zatem w dzielnicy Velabrum znajdowało się miejsce, gdzie kapłani specjalnie składali ofiary duszom niewolników, aby ci pozostawili w spokoju żyjących. Wszystkie dusze zwano Manes i na nagrobkach umieszczano słowa Di Manes (w czasach Republiki częściej stosowano skróty w formie D. M.) które znaczyły mniej więcej to samo, co dla nas słowa "Świętej Pamięci". Stąd też wzięło się określenie opiekuńczych duchów Manów (które też dzieliły się na Lary i Penaty). Ale były też i dusze złe, błądzące dusze upiorów, zwanych Lemurami (to od tych dusz odpędzał się żyjący w święto Lemuralii). Były to dusze zmarłych, które nie odnalazły spokoju po fizycznej śmierci ciała. Istniało też pojęcie Larw, czyli diabłów (a raczej diablic) które po śmierci katowały te dusze, które popełniły wielkie zbrodnie i teraz musiały za nie odpokutować. Aby ułagodzić Larwy, składano ofiary bóstwu zwanemu Lawerna (była to bogini mroku, bóstwo opiekuńcze złodziei i przestępców). Nie miała owa bogini swej świątyni jak inni bogowie, ale poświęcono jej ołtarz na Awentynie (przy bramie, która również nosiła nazwę Porta Lavernalis) i gaj przy Porta Salaria.
Władcą podziemnego świata zmarłych, był pierwotnie dla Rzymian Orcus a nie Pluton (choć imię "Orcus" również jest pochodzenia greckiego i znaczy "Horkos", a tylko w łacińskiej transkrypcji brzmi właśnie tak). Był to potężny bóg śmierci, który rzadko przesiadywał w swym podziemnym królestwie, a raczej podróżował po świecie, chwytając dusze zmarłych w swe silne ramiona i uprowadzając je do królestwa śmierci (stąd często mawiano: "Silny jak Orcus" - aby podkreślić czyjąś siłę i muskulaturę), niektóre zaś dusze od razu pożerał (dlatego też Rzymianie mawiali, mając na myśli utratę bliskiej osoby: "Tylko aby mi jej Orcus nie odebrał"). Pamięć o tym demonie śmierci była tak silna, że po dziś dzień we Włoszech istnieje legenda o oblatującym świat na swych czarnych skrzydłach olbrzymie ludożercy, który zwie się "Orco"). Orcus był symbolem władcy świata podziemnego już od czasów religii króla Numy (czyli od najdawniejszych czasów królewskich), ale już wtedy pierwotna religia rzymska ulegała stopniowej, lecz konsekwentnej hellenizacji. Nawet wpływ religii Etrusków nie był tak silny na rzymskie kulty, jaką stała się religia Homera. Co prawda z czasem Orcus ustąpił (w królestwie zmarłych) miejsce Plutonowi (który był jedynie rzymskim odpowiednikiem greckiego Hadesa), choć pamięć ludowa o tym skrzydlatym olbrzymie pozostała. Należy jeszcze dodać, że Rzymianie nieśmiertelną duszę łączyli z ludzkim Geniuszem (który pierwotnie był śmiertelnym towarzyszem ludzkiego znoju, ale z czasem - mniej więcej od ok. II wieku p.n.e. - nabrał cech nieśmiertelności). Oczywiście istota Geniusza też miała swój grecki odpowiednik, choć była zdecydowanie inaczej interpretowana przez Rzymian (odpowiednikiem rzymskiego Geniusza był grecki Heros). Problem nastręczał jednak fakt, iż w greckich mitach religijnych nie było Herosa rodzaju żeńskiego (wszyscy Herosi to mężczyźni), co mogłoby zostać odebrane przez Rzymian, jako przekonanie iż Grecy twierdzili, że nieśmiertelną duszę posiadają jedynie mężczyźni (Grecy byli oczywiście wybitnie mizoginiczni, ale jednak pozostawiali kobietom prawo do posiadania nieśmiertelnej duszy, z tym że odpowiednikiem greckiego Herosa wśród kobiet była Hera - i nie była to owa bogini, małżonka Zeusa, a drzemiące w każdej kobiecie źródło jej nieśmiertelnego bytu). Rzymianie nie byli tak niechętni kobietom, jak Grecy, dlatego też przyznając każdemu mężczyźnie nieśmiertelnego Geniusza, kobietom przypisywali nieśmiertelną Junonę (te różnice uwidaczniały się również w przysięgach składanych na Dioskurów, i tak mężczyźni przysięgali na Polluksa, a kobiety na Kastora).
Silna była wśród Rzymian wiara w upiory, wiedźmy i inne potwory, choć wychowankowie filozofii greckiej i ci, którzy byli zaznajomieni z greckimi kółkami filozoficzno-oświatowymi (jak np. sam Cyceron) zaprzeczali istnieniom tych widziadeł a nawet je wyśmiewali (jak Horacy, pytając: "Senne widziadła, straszydła magiczne, moc wiedźm, cudowiska, nocne upiory, potwory tessalskie czyś zdolny wyśmiewać?"). Mimo to w moc złych duchów i wiedźm wierzyli nawet senatorowie (np. Kurion Starszy pewnego razu, przemawiając przed Senatem, stracił nagle wątek przygotowanej wcześniej mowy i uznał. że to sprawka pewnej kobiety, która posłużyła się przy tym czarami). Byli jednak wśród ludu i tacy (jak choćby przytoczony przez Plauta gospodarz pewnego nawiedzonego domu), którzy drwili sobie z wiary w wiedźmy, klątwy i potwory (ów człek wspomniany przez Plutarcha wprost twierdził: "Nie boję się niczego, mam pokój ze zmarłymi"). Mimo to większość Rzymian starała się dmuchać na zimne i dodawała formułkę na płycie nagrobnej zmarłego członka rodziny: "Hic requiescit in pace" - czyli "Tutaj spoczywa w pokoju", albo "Hic qurescit in pace" - "Tutaj rośnie w pokoju"). Na stelach nagrobnych częściej jednak umieszczano napisy związane bezpośrednio ze zmarłym (lub z tym, co lubił robić za życia) i nie były to jakieś wyszukane i mądre frazy (np. "Tytus Lolliusz... pochowany jest przy drodze, żeby przechodnie mówili: Lolliuszu, witaj!", lub "Kto przeczyta, niech powie: Krocyno, niech ziemia ci będzie lekka!", lub "Argencjuszu, ty będziesz nam żył", lub "Witaj, Modiuszu, witaj, Gemino! - Przyjacielu, baw się, żartuj i przyjdź", lub "Zatrzymaj się przechodniu, i jeśli łaska, przeczytaj. Nie gniewaj się. Radzę tobie pić gorące wino. Umrzeć wypadnie", lub "Witaj, Charyzjuszu! - I ty, co to czytasz, bądź zdrów! Ja ze wszystkimi moimi obchodziłem się dobrze, a jeżeli kogo niechcący znieważyłem, wybaczcie. Co do reszty, to wiedzcie, przyjaciele: miałem trzy żony, żałobę po nich nosiłem, nie były jednak takie, jak ta, którą pojąwszy na czwarte życzenie zostawiam przy życiu" itp.).
Warto też przyjrzeć się temu, jak według Rzymian wyglądały Zaświaty - czyli Królestwo Zmarłych. Były tutaj dwie szkoły: ludowa i filozoficzno-poetycka. Pierwsza mówiła, że dusza po rozstaniu się z ciałem pozostawała przez jakiś czas w jego pobliżu (być może do chwili, aż ciało nie uległo rozkładowi - nie ma co do tego pewności), tak, jakby pilnowało swego ciała i tego, jak żyjący bliscy okazują mu cześć i pamięć. Potem dusza wyruszała w dalszą drogę do Królestwa Plutona, prowadzona tam przez Hermesa. Tam mijała Cerbera - trójgłowego psa, strzegącego bram podziemnego świata i docierała do jeziora Acheronckiego. Tam opłacała się (za pomocą obola, którego żyjący kładą do trumny zmarłego) przewoźnikowi - Charonowi (Haronowi?), aby przewiózł ją na swej łodzi przez ową rzekę i trafiała do Królestwa Plutona. U wrót owego królestwa odbywał się sąd nad duszą (sędziami byli Minos, Radamantys, Ajaksos - dokładnie tak samo, jak w mitach greckich - o czym jednak nie wspomniałem w części tyczącej się święta Antesteriów), dalej to samo co w wierzeniach Greków, zapadała decyzja o skierowaniu duszy albo do Elizjum, albo na Łąki Asfodeli, albo też do Tartaru (czyli Raju, Czyśćca i Piekła). Teoretycznie były to wierzenia ludowe (plebejskie), ale z drugiej strony - jak dokładnie się przyjrzymy, to zauważymy że praktycznie w całości zostały one skopiowane od Greków i nie wszyscy Rzymianie je uznawali. Była jednak i druga (tzw.: poetycko-filozoficzna) szkoła interpretacji życia w Zaświatach, która (wydaje się) bardziej przemawiała do serca Rzymianina, niż greckie mity. Otóż, mówiła ona, że co prawda wszystkie dusze są nieśmiertelne, ale tylko dusze ludzi szlachetnych i mężnych są święte (tak np. twierdził Cyceron). Pojęcie Elizjum ustąpiło tutaj miejsca pojęciu "Eteru" ("Raju Niebieskiego"), a znajdowało się ono nie w podziemnym świecie Plutona, tylko pod chmurami, w Niebie - gdzie trafiały tylko dusze szlachetnych i mężnych osób. Cała reszta schodziła zaś ku czeluściom podziemnym, do Tartaru - gdzie odpokutowywała winy, popełnione za życia. Tam, pod ziemią znajdował się też Czyściec, gdzie "dusze oczekujące" wiodły swój żywot (trafiały tam dusze samobójców, tych, którzy nie zostali odpowiednio pochowani, ofiary niespełnionej siły miłości, oraz polegli na wojnie - chyba, że były to dusze ludzi dzielnych i prawych). Wszyscy oni - aby mogli przejść dalej ku Niebu - oczekiwali na ofiary i modlitwy, składane w ich imieniu przez bliskich żyjących i tylko wówczas mogli "awansować" z wrót tego podziemnego świata, ku boskim niebiosom.
Prawa XII Tablic (opracowane przez Komisję Duumwirów w 449 r. p.n.e., czyli w okresie gdy Rzym był małą, drewnianą i zapyziałą wioską wśród - greckich, etruskich a nawet sabińskich - miast Italii) znacznie ograniczyły koszty pogrzebu. Jak wiadomo, cmentarze były ulokowane poza murami miejskimi (oczywiście zdarzało się, że miasto szybko się rozbudowywało i wówczas cmentarz znajdował się już w jego granicach, ale wówczas nie można było już na nim chować kolejnych zmarłych) i zmarłego chowano nocą, przy świetle pochodni (jednak tak było tylko w okresie królewskim i wczesnej Republiki), potem zaczęto odprawiać pogrzeby w biały dzień (stało się tak, ponieważ możni pragnęli pokazać się swym klientom i ludowi w biały dzień, gdy dokładnie widać było wszelki przepych i potęgę rodu zmarłego). Ciało zmarłego (zgodnie z Prawem XII Tablic) musiało zostać namaszczone (zabronione było tylko namaszczanie ciał niewolników i picia wina na ich grobach). Jeśli zmarłym był człek ubogi, rodzina po namaszczeniu wynosiła jego ciało na marach na cmentarz (za Republiki cmentarz dla "pospólstwa" był zaraz przed Bramą Eskwilińską, potem - I wiek p.n.e. - tereny te zostały wykupione przez Gajusza Cilniusza Mecenasa - przyjaciela Oktawiana Augusta Cezara - który usunął nagrobki i zaprojektował tam ogrody, które przeszły do historii jako "Horti Maecenatiani" - Ogrody Mecenasa). Pochówek (tak dziś, jak i w starożytności) nie był jednak tanią rzeczą, a biedacy nie zawsze mogli sobie na niego pozwolić (państwo jednak nie mogło dopuścić do sytuacji, aby ciała zmarłych plebejuszy grzebane były gdziekolwiek na własną rękę), dlatego też powstały specjalne towarzystwa (collegia tenuiorum) ubogich, które finansowały pochówek, wypłacając rodzinie zmarłego pewną sumę, wpływającą corocznie do wspólnej kasy z niewielkich składek). Pogrzeby ludzi majętnych były jednak bardzo widowiskowe (i często kończyły się igrzyskami munera - czyli walkami wynajętych gladiatorów, którzy toczyli boje nad grobem zmarłego) i dbano o odpowiednią oprawę pogrzebów. Najpierw więc zawiadamiano pogrzebnika ze Świątyni Wenery Libityny, który wciągał imię zmarłego na listę nieboszczyków. Odpowiednio opłacony pogrzebnik, dostarczał wszelkich sprzętów, niezbędnych przy pochówku (wóz, mary, pochodnie, grabarzy, niewolników którzy namaszczali ciało, płaczki itd.). Ciało od chwili śmierci przebywało w domu (już po namaszczeniu), wystawione na wysokim łożu w atrium na widok publiczny (dla przyjaciół, znajomych i klientów zmarłego), oczywiście mowa jest tu o ludziach zamożnych i wpływowych, gdyż biedaków wyprowadzano od razu na cmentarz. Trzeciego dnia po śmierci, odbywało się wyprowadzenie zwłok (zaraz po śmierci ciało rozbierano i namaszczano wonnymi olejkami oraz maśćmi i obwiązywano przepaskami. Modelowano też glinianą, gipsową lub woskową - w zależności od ceny - pośmiertną maskę zmarłego, którą potem przechowywano w domowym ołtarzyku rodu - czyli w armariach atrium. Ciało następnie ubierano w togę - jeśli był to mężczyzna wysokiego rodu - lub w suknię przetykaną złotem - jeśli kobieta - z tym że Prawo XII Tablic znacznie ograniczyło wystawność strojów osób składanych do grobu. W usta zmarłemu wkładano monetę - jako opłatę dla przewoźnika z Królestwa Plutona i pozostawiano na trzy dni w atrium domu. W wyjątkowych sytuacjach ciało leżało tam nawet do siedmiu dni).
W godzinach przedpołudniowych (gdy na ulicach było najwięcej ludzi) ciało wyprowadzano z domu, a krzykacz publiczny obwieszczał mieszkańcom kto zmarł i jakich czynów dokonał. Pochód otwierało dziesięciu muzykantów (na większą ich liczbę nie zezwalało Prawo XII Tablic), za nimi postępowały płaczki (ich liczba też była bardzo ograniczona, a w Dwunastu Tablicach otwarcie zapisano, że kobiety z rodziny zmarłego nie powinny rozdrapywać sobie policzków, tak jak czynią to płaczki, a i te również nie powinny tego czynić zbyt otwarcie). Za płaczkami podążała trupa mimów - którzy recytowali ustępy z utworów tragicznych, bądź przedstawiali komiczne sceny (w zależności co bardziej wolał nieboszczyk). Następnie szli niewolnicy (lub specjalnie opłaceni ludzie), którzy trzymali pośmiertne maski przodków zmarłego, ubrani oni byli tak, jak niesieni przez nich antenaci nosili się za życia (jeśli ród był duży i wpływowy - jak choćby podczas pogrzebu dyktatora Sulli w 78 r. p.n.e. - wynajmowano wozy, w orszaku Sulli było ich aż... 210). Następnie kondukt pogrzebowy składał się z krewnych zmarłego, którzy szli przed łożem pogrzebowym, przebrani w czarne, żałobne szaty (tak było tylko za Republiki, gdyż już w czasach Cesarstwa kobiety podczas pogrzebów ubierały się na biało - który to kolor, w odniesieniu do płci niewieściej - symbolizował odtąd żałobę). Za trumną zmarłego podążali jego przyjaciele, znajomi, klienci i... gapie, ciekawi okazałości całego przedstawienia. Gdy orszak dotarł już do grobu, ustawiano tam (wcześniej przygotowaną) mównicę (rostra), na którą wchodził jeden z krewnych zmarłego, wygłaszając pogrzebową mowę (jeśli zmarły był senatorem, Senat delegował spośród siebie przedstawiciela, który również zabierał głos na mównicy). Zwłoki ludzi majętnych chowano w sarkofagach (murowanym lub wyłożonym kamieniami grobowcu), lub wstawiano tam specjalne urny z prochami - jeśli zmarły został spalony na stosie pogrzebowym. Potem ciało składano do sarkofagu i żegnano się z nim słowami: "have anima candida" ("żegnaj duszo czysta"), lub: "terra tibi levis sit" ("niech ci ziemia lekką będzie"). Po dokonaniu rytualnego oczyszczenia (poprzez przemycie rąk i twarzy wodą), przy czym oczyszczenia tego dokonywali zarówno mężczyźni jak i kobiety (w przeciwieństwie do Antycznej Grecji, która to kobiety zdaje się bardzo niechętnie uznawała w ogóle za ludzi) i orszak rozchodził się do domów. Dziewiątego dnia po pogrzebie odprawiano drugą ofiarę za zmarłego i organizowano ucztę żałobną przy grobie dla krewnych i przyjaciół. I tak dobrnęliśmy do końca, pokazując w jaki sposób Starożytni Rzymianie chowali swych zmarłych.
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz