Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 1 stycznia 2023

MIKOŁAJ NIE ŚWIĘTY I SIEDMIU ŁAJDAKÓW

Z DZIEJÓW

PRIWISLENIJE






"OSIEM LWÓW, CZTERECH PTAKÓW PILNUJE SIEDMIU ŁAJDAKÓW"





Dziś, jeszcze w starym roku, pragnę na krótko powrócić do tematyki rosyjskiej, ale pomijając współczesność,przenoszę się (wraz z Wami, czytelnikami tego bloga) do XIX wieku. Chciałbym bowiem poruszyć temat stosunków polsko-rosyjskich na przykładzie trzech wizyt cara Rosji - Mikołaja I Romanowa w Królestwie Kongresowym (Priwislinskim Kraju - czyli tej części ziem dawnej Rzeczpospolitej, które znalazły się pod moskiewskim zaborem), z lat 1838, 1840 i 1841, ze szczególnym uwzględnieniem tej ostatniej daty, jako że wówczas doszło do otwarcia pomnika tzw. "Siedmiu oficerów lojalnych wobec swego króla" (którym w latach 1815-1831 był właśnie car Mikołaj I). Oficerowie ci, zostali zamordowani na początku Powstania Listopadowego w listopadzie 1830 r. za odmowę przyłączenia się do owej insurekcji. Od razu też pragnę wyjaśnić (biorąc pod uwagę tytuł) że ja takich mordów nie pochwalam, tym bardziej, że ci oficerowie (Potocki, Siemiątkowski, Trębicki, Hauke, Blumer, Nowicki i Mecieszewski) zasłużyli się znacznie w czasach Napoleońskich, podobnie jak np. Józef Zajączek, w latach 1815-1826 carski namiestnik Królestwa Polskiego. Zarówno on, jak i oni są bowiem doskonałym przykładem, jak piękną kartę swego życiorysu można zamienić w... gówno). Ci zaś, którzy ich zamordowali, niekoniecznie musieli być ludźmi o szlachetnych intencjach, mimo to jednak ich postawa była wybitnie demotywująca i podobnie jak postawa późniejszych dowódców powstańczych, nie sprzyjała szybkiemu wygraniu Wojny o Niepodległość w roku 1831 i przeniesieniu walk na tereny Ukrainy, Litwy i Białorusi - ludzie ci myśleli bowiem tylko o szybkim zakończeniu walk i dogadaniu się z carem, co powodowało spory dysonans pomiędzy niezwykle bojowo usposobionym korpusem oficerskim średniego i niższego szczebla jak również całym ówczesnym Wojskiem Polskim oraz patriotycznie zmotywowaną młodzieżą (jak bowiem pisał w 1839 r. brytyjski konsul w Warszawie - John Charles Barnett: "Surowość kary (...) zwiększa tylko z każdym dniem niepopularność Rosjan, zwłaszcza w szkole silny duch narodowy ujawnia się nieustannie, a każdy dwunastoletni chłopiec ma się za patriotę"). Dlatego też postawa owych siedmiu oficerów nie mogła być powszechnie akceptowalne.

Świadczą o tym również dzieje owego monumentu, postawionego na Placu Saskim w Warszawie w listopadzie 1841 r. Wypisano na nim nazwiska siedmiu oficerów, dodając że zginęli za wierność swojemu królowi (co ciekawe, wdowa po generale Potockim, prosiła listownie cara Mikołaja, aby ten nie umieszczał nazwiska jej męża na owym cokole, twierdząc iż "nie zasłużył na taki zaszczyt", car jednak odrzucił jej prośbę). Pomnik w formie małego obelisku, miał u swej podstawy osiem spiżowych lwów, a nieco wyżej umieszczone zostały cztery dwugłowe rosyjskie orły, stąd bardzo szybko monument ów otrzymał prześmiewczą nazwę, nadaną mu przez mieszkańców Warszawy, a brzmiała ona właśnie tak: "Osiem lwów, czterech ptaków pilnuje siedmiu łajdaków". Pomnik znajdował się pod ciągłą obserwacją (zawsze przy nim stacjonował jakuś ruski sołdat), gdyż ciągle dochodziło na nim do różnych aktów wandalizmu. Przylepiano na nim kartki (tzw.: paskiewiczówki, od nazwiska carskiego namiestnika Królestwa - Iwana Paskiewicza) z prześmiewczym przesłaniem (raz nawet taką kartkę przyklejono na plecach owego żandarma pilnujacego pomnika). Kilka razy próbowano go wysadzić w powietrze, ale ostatecznie przetrwał te wszystkie ataki i został rozebrany dopiero w 1917 r. (po abdykacji cara Mikołaja II) oczywiście za zgodą okupujących wówczas miasto władz niemieckich. Był to przedsmak tego, co miało nastąpić już po odzyskaniu Niepodległości i swoistej derusyfikacji Warszawy, prowadzonej od początku lat 20-tych XX wieku w czasie której usunięto większość rosyjskich cerkwi lub ponownie zamieniono je na katolickie Kościoły .




Tak to zatem wyglądało, ale wracając do XIX stulecia słów jeszcze parę powiem na temat wizyt cara Mikołaja w  wyżej wspomnianych latach. Otóż Powstanie w Królestwie Polskim wybuchło w listopadzie 1830 r. Był to rewolucyjny czas w całej Europie, niedawno zakończyła się Wojna o Niepodległość Grecji (1821-1829), która dzięki Wielkiej Brytanii i Francji, wyzwoliła się z tureckiego jarzma. Sama zaś Turcja popadła w długotrwały konflikt z Egiptem paszy Mohameda Alego (1831-1839). We Francji Rewolucja Lipcowa zrzuciła z tronu króla Karola X, a w jego miejsce wprowadzono Ludwika Filipa z orleańskiej linii Burbonów (1830). Belgia wyzwoliła się od Holandii (1830, choć niepodległość tego kraju uznana została dopiero w 1839 r.). W Wielkiej Brytanii trwał konflikt o nowe ułożenie reprezentacji miast i rozkładu głosów w parlamencie  (zakończony ostatecznie w 1832 r.). W Hiszpanii narastała wrogość zwolenników księżniczki Izabeli - córki Ferdynanda VII i jego brata don Carlosa, zakończonej wybuchem trzech wojen karlistowskich, toczonych z przerwami w latach 1833-1876. W Italii zyskiwała popularność idea Risorgimento - zjednoczenia Włoch (Garibaldii, Mazzini). Zaś w krajach języka niemieckiego trwała zimna wojna o dominację Prus i Austrii. A poza tym jak zwykle, codzienne problemy ludzi tamtych czasów  (np. walka o ograniczenie zatrudniania dzieci w przemyśle i w kopalniach - w Wielkiej Brytanii takie prawo weszło w 1833 r. jako pierwsze w Europie) i rozbudowa sieci kolejowej (pierwsza linia kolejowa została otwarta w Wielkiej Brytanii w 1825 r. między Stockton a Darlington, w Niemczech w Bawarii w 1835, we Francji w 1837 między Paryżem i Saint- Germain, a na ziemiach polskich Kolej Warszawsko-Wiedeńska powstała w latach 1846-1847. Taka była ówczesna rzeczywistość.

Car Mikołaj I nie ufał Polakom po Powstaniu Listopadowym, które to o mały włos zakonczyloby się klęską Rosji (Armia rosyjska mając ponad trzykrotną przewagę nie była w stanie pokonać w polu Wojska Polskiego, co doprowadzało cara do furii, natomiast jego brat, wielki książę Konstanty - choć musiał uciekać przed powstańcami, cieszył się z sukcesów Polaków). Dlatego też po stłumieniu Powstania, car odebrał Królestwu Polskiemu konstytucję i zniósł jego samodzielność i odrębność od Rosji, powołując tzw. Statut Organiczny (1832 r.). Wielu Polaków sądziło, że przyjazd cara do Królestwa spowoduje pewne łaski dla kraju, jak choćby zniesienie stanu wyjątkowego, wprowadzonego w 1833 r. Jego przyjazd w lipcu 1838 r. był jednak jednym wielkim rozczarowaniem. Brytyjski poseł - Barnett tak oto pisał o polskim społeczeństwie w raporcie z 1838 r.: "Towarzystwo warszawskie, które przed rewolucją składało się ze wszystkich prawie głównych rodzin polskich, obecnie ogranicza się do niewielu, które tu jeszcze rezydują, raczej z obawy, że ich nieobecność byłaby poczytania za niechęć do rosyjskiego rządu i podany ich w podejrzenie, aniżeli z chęci włączenia się do towarzystwa w jego obecnym składzie. Rosjanie i Polacy spotykają się w towarzystwie, na pozór po przyjacielsku. (...) Rosjanie są to albo oficerowie, albo wyżsi urzędnicy cywilni. Bardzo zwraca uwagę prawie całkowity brak młodych ludzi cokolwiek znaczących (...) budzi satysfakcję obserwowanie ich właściwej postawy, która ich skłania do obchodzenia się bez zabaw w stolicy (...) z ludźmi, w których upatrują najzaciętszych wrogów swego kraju. Wiele znanych mi rodzin, osiadłych w Warszawie, żyje bardzo w odosobnieniu i nie ukazuje się nigdy publicznie - takich ludzi obserwuje bacznie policja". W takiej atmosferze przyjazd cara (i króla) była nadzieją na nowe otwarcie i nastanie lepszych czasów. Wszystko to okazało się jednak  mrzonkom.

Car przyjechał, lecz swoje kontakty ograniczył do minimum i ku powszechnemu rozczarowaniu nie spotkał się z nikim - wcześniej apelującym o audiencję, a jedynie z przedstawicielami wojska, Rady Stanu i duchowieństwa. Nie odwiedził nawet specjalnie dla niego przygotowanej wystawy wyrobów przemysłu krajowego, nie pokazał się też publiczności w czasie uroczystego przedstawienia w Łazienkach. Ogólne wrażenie tej wizyty zostało bardzo negatywnie odebrane przez mieszkańców Warszawy i jeszcze bardziej pogłębiło ich niechęć do osoby Mikołaja.

Kolejna wizyta, do której doszło we wrześniu 1840 r. też okazała się nieudana. Tym razem jednak car przyjechał z małżonką- Aleksandrą Fiodorowną. Wiele też sobie obiecywano po tej wizycie, a zakończyło się skandalem. Otóż para cesarska urządziła przyjęcie w Pałacu w Łazienkach, na które m.in. zaproszono rosyjskie i polskie damy z warszawskich rodów. Spodziewano się że oto wreszcie dojdzie do przełamania impasu i polepszenia stosunków polsko-rosyjskich i przyznania pewnych ulg dla Królestwa. Okazało się jednak że nie oto chodziło moskiewskiemu monarsze. Wszystkie damy zostały zmuszone do przystrojenia się w rosyjskie stroje, a następnie wzięły udział w uroczystości dziewiątej rocznicy zdobycia przez Rosjan Woli (na szańcach Woli w obronie Warszawy zginął we wrześniu 1831 r. gen. Józef Sowiński. Wdowa po nim, generałowa Katarzyna Sowińska była postacią bardzo szanowaną w mieście, a jej śmierć w czerwcu 1860 stała się podstawą do zorganizowania wielkiej patriotycznej manifestacji, której brutalne stłumienie, było jednym z powodów wybuchu w 1863 r.  Powstania Styczniowego). Wizyta więc pary cesarskiej zakończyła się ponownie całkowitym rozczarowaniem.






Do kolejnej wizyty cara w Warszawie doszło w listopadzie 1841 r. i było związane właśnie z odsłonięciem pomnika "siedmiu łajdaków". Początkowo planowano huczną uroczystość, połączoną z wystrzałami artyleryjskimi (przywołującymi w pamieci szturm Warszawy sprzed dziesięciu lat) oraz z iluminacjami świetnymi (fajerwerkami), ostatecznie jednak z tego zrezygnowano. 
Ograniczono się jedynie do parady wojskowej 8 tys. żołnierzy przed pomnikiem i mszy pontyfikalnej na Placu Saskim. Mikołaj bowiem nie ufał Polakom, twierdził wręcz otwarcie że nasz naród jest jawnie rusofobiczny i że powodem tego było przede wszystkim katolickie wychowanie polskiej młodzieży, dlatego też włączył budynek dawnej szkoły pijarów Collegium Nobilium w obręb wznoszonej od 1832 r. Cytadeli warszawskiej, symbolu moskiewskiego zniewolenia kraju.


BÓG WYRZEKŁ SŁOWO "STAŃ SIĘ".
BÓG I "ZGIŃ" WYRZECZE,
KIEDY OD LUDZI 
WIARA I WOLNOŚĆ UCIECZE,
KIEDY ZIEMIĘ 
DESPOTYZM I DUMA SZALONA,
OBLEJĄ JAK MOSKALE
 REDUTĘ ORDONA
KARZĄC PLEMIĘ ZWYCIĘZCÓW 
ZBRODNIAMI ZATRUTE,
BÓG WYSADZI TĘ ZIEMIĘ,
JAK ON SWĄ REDUTĘ



To tyle na dziś. Wybaczcie mi tę i kilkunastodniową absencję, ale niestety muszę jeszcze trochę odpocząć. Ja bowiem tak już mam, że jak pracuję, to pracuję - nawet parę lat bez przerwy, ale przychodzi taki czas, że potrzebuję przerwy i wtedy biorę dłuższy urlop. Wkrótce wracam z nowymi pomysłami i planami, tak więc czekajcie cierpliwie. I oczywiście:


WSZYSTKIM CZYTELNIKOM MOJEGO BLOGA ŻYCZĘ SZCZĘŚLIWEGO, RADOSNEGO I SPOKOJNEGO 2023 ROKU


PS: Bardzo przepraszam za literówki,  ale związane to było z faktem iż pisałem na szybko z telefonu i nie przeprowadziłem korekty. Teraz to wszystko naprawiłem i tak też wygląda moją myśl (a pisałem to głównie z pamięci) już po korekcie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz