Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 28 maja 2023

DEMETRIUSZ, PYRRUS, ARATOS... - Cz. IV

CZYLI, PRAWDZIWI "CELEBRYCI" 
EPOKI HELLENISTYCZNEJ





I

DEMETRIUSZ POLIORKETES

(337-283 r. p.n.e.)

Cz. IV






 Po ponownym podzieleniu Imperium Aleksandra Wielkiego podczas zjazdu jego najbliższych dowódców w Tripadejsos w Syrii (pierwszy podział bowiem miał miejsce w Babilonie w 323 r. p.n.e. zaraz po śmierci wielkiego króla), wydawało się jakoby sytuacja została rozwiązana i do dalszych walk już nie dojdzie. Oczywiście należało jeszcze rozwiązać kwestię Eumenesa, Alketasa i Attalosa czyli współpracowników zamordowanego regenta Perdikkasa, a to zadanie otrzymał właśnie Antygon Jednooki, który jako dowódca armii królewskiej i najbardziej zaufany człowiek regenta Antypatra, miał właśnie za zadanie pojmanie i ukaranie (czyli uśmiercenie - bo do tego to się sprowadzało) owych ludzi. Sytuacja Eumenesa była wówczas nieciekawa. Po pierwsze - został wyjęty spod prawa a to oznaczało wyrok śmierci; po drugie - nie miał pieniędzy, a wojsko którym dowodził było wojskiem najemnym i walczyło za pieniądze; po trzecie wreszcie był on Grekiem, a to oznaczało że pozostali (równie wyjęci spod prawa) Macedończycy (czyli Alketas i Attalos) nie zamierzali słuchać jego poleceń, nawet jeśli oznaczałyby one ocalenie życia. Alketas w ogóle uważał że to właśnie on, jako młodszy brat Perdikkasa powinien przewodzić w tym gronie, zaś Attalos był głęboko urażony faktem, że zamordowano mu żonę - Atalantę i to tylko dlatego że była siostrą Perdikkasa. Na jesieni 321 r. p.n.e sytuacja Eumenesa i jego kompanów była już tragiczna, wojsko się buntowało i domagało wypłaty rządu, a pieniędzy nie było. Eumenes jednak nie należał do ludzi, którzy się szybko załamują i jako człowiek energiczny oraz pewny siebie (a jednocześnie z wyglądu fizycznego równie potężnie zbudowany), zdając sobie sprawę że jest za słaby aby się bronić, postanowił więc atakować. Nim więc Antygon zebrał armię i wyruszył przeciwko niemu, ten skierował się właśnie do Frygii - której namiestnikiem oficjalnie był Antygon, a dotarłszy tam, obiecał żołnierzom że w ciągu trzech dni wypłaci im zaległy żołd. Wymógł na nich również przyrzeczenie, że jeśli spełni swoją obietnicę pozostaną mu wierni bez względu na wszystko, jeśli zaś mu się to nie uda mogą go wydać Antygonowi.

Skąd jednak wziąć pieniądze, skoro kasa pusta i nie widać możliwości zdobycia nowych środków? Eumenes jednak (prócz intensywnym ćwiczeniom atletycznym jakich się poświęcał, utrzymując swoje ciało w sprawności dwudziestokilkulatka - pomimo faktu że miał wówczas ponad 40 lat) odznaczał się również dużą inteligencją, wiedzą i sprytem. Jako sekretarz Aleksandra Wielkiego miał dostęp do wielu oficjalnych pism i zdążył zapoznać się z bogactwami ziem zdobywanych na Persach. Frygia może nie należała do szczególnie bogatych krain Imperium Perskiego, ale tę ziemię działania wojenne ominęły i nadal mieszkali tutaj frygińscy wielmoże, którzy mieli tam swoje zamki i spore połacie ziemi. Teraz te zamki i tę ziemię Eumenes wystawił na licytację swoim oficerom, deklarując, że jeśli wpłacą do jego kasy odpowiednią kwotę, staną się właścicielami danego zamku i przylegających doń terenów, a żeby je zdobyć - otrzymają od niego machiny oblężnicze i pomoc zbrojną. I teraz to oni będą panami Frygii. I tak też się stało, w ciągu trzech dni kasa Eumenesa zapełniła się złotem i srebrem, ponieważ oficerowie - żądni zdobycia frygijskich zamków - wpłacali masowo pieniądze aby uzyskać machiny oblężnicze i wsparcie przy zdobywaniu owych twierdz. Eumenes dotrzymał słowa, wypłacił żołnierzom żołd, a ci dumnie ogłosili go swym wodzem i przysięgli mu wierność. Wszyscy więc byli zadowoleni, zarówno Eumenes jak i jego dowódcy oraz oczywiście żołnierze (może poza panami frygijskimi, którzy nagle tracili własne posiadłości, ale ich akurat nikt o zdanie nie pytał). Eumenes z tym samym ocalił własne życie (czego nie udało mu się uczynić wcześniej, gdy po zwycięstwie w bitwie z Kraterosem, wiadomość o tym fakcie dotarła dzień po zamordowaniu Perdikkasa nad Nil, ów jeden dzień który zadecydował o losie regenta - o czym pisałem już w poprzednich częściach), gdyż wkrótce po tym wydarzeniu w obozie Eumenesa znaleziono pismo, w którym obiecywano wypłacenie 100 talentów (znaczna była to suma) za głowę Eumenesa. I znów, gdyby pismo to trafiło tam wcześniej, nim jeszcze Eumenes wypłacił żołnierzom zaległy żołd, jego los byłby łatwy do przewidzenia. Ale teraz gdy dotrzymał słowa i gdy żołnierze złożyli mu przysięgę wierności, takie pismo doprowadziło tylko do gniewnych reakcji wśród wojska. Falangici spośród siebie samych wybrali tysiąc najdzielniejszych, którzy w dzień i w nocy mieli strzec swego wodza.




A tymczasem w obozie Antygona w Syrii (gdzie wciąż jeszcze przebywał on ze swą armią), nastąpiło znaczne uszczuplenie jego sił, gdy z końcem 321 r. p.n.e. regent Antypater postanowił powrócić do Macedonii, zabierając ze sobą oczywiście obu marionetkowych królów i Eurydykę (żonę króla Filipa III Arridajosa). Ta prawie 17-letnia dziewczyna, która próbowała wcześniej konkurować z Antypatrem i starała się podporządkować go swej władzy i woli, teraz była mu całkowicie uległa i posłuszna (w poprzedniej części pisałem, że  Zgromadzenie Macedończyków w Tripadejsos podjęło decyzję zabraniającą królowej Eurydyce krytykowania Antypatra, to jednak nie wspomniałem że nim do tego doszło, odbył on z nią rozmowę w cztery oczy, której to nikt nie był świadkiem i nie wiadomo co tam zaszło. Wiadomo tylko że królowa wyszła z tej rozmowy przestraszona i blada a potem nigdy już nie ośmieliła się sprzeciwić Antypatrowi. Można tylko dywagować czy aby nie spuścił on jej tam lania 😉). Zabranie królów i dużej części wojska do Macedonii nie było jednak dobrym krokiem regenta, gdyż z maleńkiej Macedonii nie można było rządzić całym rozległym imperium, sięgającym aż po rzekę Indus na Wschodzie. Ten krok przyspieszył tylko realne rozbicie państwa Aleksandra Wielkiego. Antygon pozostał więc jedynie z 8000 falangitów, 5000 hetajrów, 5000 jazdy i 70 słoniami bojowymi (z tymi siłami musiał się zmierzyć z liczebnie dwukrotnie liczniejszą armią Eumenesa). Natomiast Attalos (który dowodził flotą), stacjonował początkowo w porcie w Pelusium w Egipcie, ale gdy dowiedział się o zamordowaniu Perdikkasa a następnie jego siostry a swojej żony - Atalanty, odpłynął w kierunku Tyru. Tam przyjął go i poddał mu miasto (zarządzający nim od czasów zdobycia Tyru przez Aleksandra Wielkiego w 332 r. p.n.e.) niejaki Archelaos - macedoński oficer wierny Perdikkasowi. Przekazał mu też spory skarbiec, liczący jakieś 800 talentów, a za te pieniądze Attallos sformował 10 000 piechoty i 800 żołnierzy jazdy.

Wraz z nastaniem wiosny 320 r. p.n.e. Antygon (u którego boku znajdował się 17-letni syn Demetriusz) wyruszył zbrojnie przeciwko Eumenesowi do Azji Mniejszej przechodząc przez góry Taurus. Eumenes doskonale zdawał sobie sprawę że silne i wierne wojsko przede wszystkim musi mieć o co i za co walczyć. A za co mogli walczyć macedońscy najemni falangici? Za rodzinny dom, za ojczyznę, za groby przodków? Przecież to wszystko dawno porzucili. Macedoński żołnierz, który nie został zdemobilizowany od czasów kampanii Aleksandra w 334 r. p.n.e. swoją ojczyznę i swoją rodzinę miał w obozie. To tam się żenił, tam utrzymywał kochanki, tam gromadził łupy, tam zdobywał niewolników, tam płodził dzieci - obóz wojskowy to było całe jego życie, dlatego też tabory zawsze były najsłabszym elementem macedońskiej armii, gdyż to one właśnie spowalniały jej marsz i często zniechęcały do walki (żołnierze bowiem myśleli o bezpieczeństwie swych żon, dzieci czy konkubin, a nie o tym żeby wygrać bitwę). Poza tym jeśli żołnierze zdobyli zbyt wiele łupów, to zapał do dalszej walki również słabł, gdyż chcieli nacieszyć się tym co już mieli, a każda kolejna bitwa to było niebezpieczeństwo utraty życia. Oczywiście żołd i łupy były podstawą zapewnienia sobie wierności wojska, ale równie istotną kwestią było szczęście danego dowódcy i jego umiejętność postępowania z ludźmi (jak już pisałem w poprzednich częściach - kary fizyczne były całkowicie wykluczone w armii macedońskiej, a wódz, który ukarałby w taki sposób żołnierzy falangi mógłby być pewien nie tylko buntu z ich strony, ale również szybkiego zakończenia swego ziemskiego żywota. Zupełnie inaczej wyglądało to w armii rzymskiej, gdzie surowa dyscyplina i kary cielesne były na porządku dziennym). Dlatego też w kampanii 320 r. p.n.e. Eumenes znacznie ograniczył do minimum podążanie taborów i aprowizacji za wojskiem, a co za tym idzie prowadził raczej wojnę typu partyzanckiego, unikając decydującej bitwy i starając się szarpać przeciwnika pojedynczymi uderzeniami.



PAMIĘCI RAY'A STEVENSONA



Część żołnierzy wyraziła swój sprzeciw wobec takiej taktyki, gdyż nie chcieli oni opuszczać swoich żon, dzieci i majątku jaki zdobyli podczas walk, obawiając się że mógłby on wpaść w ręce wojsk Antygona. Niejaki Perdikkas - jeden z lepszych oficerów Eumenesa - oficjalnie wypowiedział posłuszeństwo swemu wodzowi i przekonał do tego 3000 żołnierzy piechoty oraz 500 jazdy. Wszyscy oni opuścili obóz Eumenesa i stanęli trzy dni drogi marszu stamtąd. Taki bunt stanowił ogromne niebezpieczeństwo dla Eumenesa który postanowił natychmiast działać, gdyż wojska Antygona przeszły właśnie góry Taurus i istniała obawa że siły Perdikkasa połączą się z armią Antygona. Posłał więc Eumenes przeciwko buntownikowi niejakiego Fojniksa z Tenedos (prawdopodobnie był on satrapą Frygii hellesponckiej, ale nie mam co do tego pewności, a źródła też tego nie wyjaśniają) z 4000 falangitów i 1000 jazdy. Fojniks dotarł do obozu Perdikkasa nocą (około "drugiej straży nocnej") i spadł na obóz buntowników jak sokół na ofiarę, całkowicie ich zaskakując. Żołnierze oczywiście natychmiast złożyli broń i zadeklarowali powrót pod dowództwo Eumenesa. Perdikkasa i jego najbliższych współpracowników skazał Eumenes na karę śmierci, ale żołnierzy potraktował łagodnie, przemieszał je jedynie z innymi oddziałami nie wyciągając większych konsekwencji, czym kupił sobie ich wdzięczność. Wkrótce potem doszło do jeszcze jednego wydarzenia, które wyrobiło w żołnierzach przekonanie że ich wódz jest ulubieńcem bogów - a szczęście było zawsze cenione wśród żołnierzy, którzy musieli oddawać swoje życie w walce za niespełnione ambicje swoich oficerów. 

Otóż pewnego razu natknięto się na prawie zupełnie pozbawione ochrony tabory wojsk Antygona. Dla żołnierzy była to wspaniała zdobycz którą zyskiwali bez większego wysiłku, a w taborach tych była zarówno żywność, broń, jak i kosztowności oraz oczywiście kobiety tych, z którymi dopiero mieli się zmierzyć. Wymarzona zdobycz, ale niestety... nie dla wszystkich. Najbardziej niezadowolony z takiego obrotu sprawy był jednak Eumenes, gdyż dobrze wiedział że jeżeli żołnierze zdobędą zbyt łatwo łupy, to potem może odechcieć im się walczyć i żeby je zachować zdecydują się przejść na stronę Antygona (po co się bić i ryzykować życie skoro można się ułożyć?), dlatego też postanowił działać. Dowiedziawszy się że dowódcą obrony taborów jest niejaki Menander, z którym się dobrze znał jeszcze z czasów gdy był sekretarzem Aleksandra, wysłał do niego nocą zaufanego człowieka, ostrzegając go, żeby zwinął obóz i oddalił się, gdyż rankiem jego żołnierze zajmą tabory. Menander natychmiast zarządził odwrót i szybko połączył się z głównymi siłami Antygona, gdzie pod niebiosa wynosił szlachetność Eumenesa, który mogąc zdobyć ogromne łupy i kobiety należące do żołnierzy z jego armii, tego nie uczynił, a w imię dawnej przyjaźni ostrzegł go przed taką możliwością. Teraz Antygon poczuł się niepewnie, słysząc jak jego właśni żołnierze wznoszą okrzyki na cześć Eumenesa. Przemówił więc publicznie do wojska, mówiąc żeby nie myśleli iż uczynił to dla nich, a jedynie po to, aby tabory nie krępowały go w ruchu. W każdym razie sympatia do Eumenesa pozostała - szczególnie wśród kilku ważnych oficerów Antygona którzy już wcześniej go znali i z którymi się przyjaźnił. Natomiast w obozie Eumenesa zapanowało przygnębienie wśród żołnierzy. Sam Eumenes również chodził z posępną miną, mówiąc otwarcie, iż nie wie jak to się mogło stać i obiecując żołnierzom i że wynagrodzi im tę stratę, gdy po zwycięstwie zdobędą cały obóz Antygona. Do spotkania obu armii doszło więc pod Orkynią (?) w Kapadocji. Nim jednak doszło do starcia, Antygon posłał do dowódcy jazdy Eumenesa - niejakiego Apollonidesa, swoich ludzi, którzy obiecywali mu złote góry w zamian za dezercję podczas bitwy. Apollonides przyjął tę propozycję i zawarto porozumienie na mocy którego miał on opuścić pole bitwy w czasie ataku wojsk Antygona. W tym czasie zmieniła się też liczebność sił Jednookiego, dysponował on bowiem siłą 10 000 falangitów, 2000 jazdy i 30 słoniami bojowymi (większość słoni padła bowiem podczas ciężkiej przeprawy przez góry Taurus), były to więc siły znacznie mniej liczne od wojsk Eumenesa (20 000 piechoty i 5000 jazdy), dlatego też sojusz z Apollonidesem był dla Antygona tak ważny.




Do bitwy doszło na równinie orkińskiej w drugiej połowie 320 r. p.n.e. i początkowo przeważały siły Eumenesa, ale z chwilą ataku doborowej jazdy Antygona, Apollonides ze swoimi konnymi począł (zgodnie z umową) opuszczać pole bitwy. To przyczyniło się do klęski wojsk Eumenesa, a na placu boju poległo prawie 8 000 jego falangitów, większość pozostałego zaś wojska przeszła na stronę zwycięskiego Antygona. Mimo to Eumenes podczas tej bitwy pokazał jak wiele ma w sobie energii i jak potrafi skutecznie manewrować aby oszukać nieprzyjaciela. Zdradziecki Apollonides nie nacieszył się obiecanym przez Antygona złotem, jeszcze w czasie odwrotu został doścignięty przez Eumenesa, który go schwytał, powiódł ze sobą i gdy znaleźli się w bezpiecznym miejscu kazał powiesić na najbliższym drzewie. Potem zmyliwszy pogoń, powrócił na pole bitwy, gdzie... dokonał uroczystego pochówku poległych swoich żołnierzy, usypując im kopiec grobowy, a następnie wraz z 600 najwierniejszymi żołnierzami uszedł w góry Taurus, ku twierdzy Nora (Neroassos), leżącej na pograniczu ziem Kapadocji i Lykaonii w trudno dostępnych górskich przełęczach. Przewidując że wojsko może go opuścić, już wcześniej zadbał oto, aby w tej twierdzy były znaczne zapasy żywności i wody, co najmniej na kilka lat oblężenia. Gdy Antygon przybył tam ze swym wojskiem, szybko zdał sobie sprawę że zdobycie tej twierdzy jest praktycznie niemożliwe. Była ona co prawda niewielka (i owym sześciuset obrońcom rzeczywiście było w niej bardzo ciasno), ale tak usytuowana że podejście do niej, czy choćby podstawienie machin oblężniczych prosiło się wręcz o katastrofę dla atakującego. Eumenes mógł się w tej twierdzy bronić i przebywać tam przez kilka następnych lat, co nie było na rękę ani Antygonowi ani Antypatrowi. Antygon posłał więc do Eumenesa swojego posła, który zagwarantował mu bezpieczeństwo, jeśli opuści twierdzę i spotka się z nim na rozmowy w cztery oczy. 

Wszystko wyglądało jakoby była to zastawiona na Eumenesa pułapka, ale ten, ku powszechnemu zdziwieniu przyjął propozycję spotkania. Opuścił twierdzę i zszedł do obozu Antygona, który już na niego oczekiwał. Obaj wodzowie stanęli naprzeciw siebie i wówczas stało się coś jeszcze bardziej niewytłumaczalnego i dziwnego, a mianowicie... obaj padli sobie w ramiona. Należy bowiem pamiętać że ci wodzowie doskonale się znali, często się że sobą przyjaźnili, wszyscy bowiem służyli pod wodzą Aleksandra w wojnie z Persją (jako przykład powiem, że na przykład Attalos jeszcze w 325 r. p.n.e. służył pod wodzą Kraterosa - którego potem w bitwie pokonał Eumenes - w kampanii indyjskiej, a Antygon nigdy nic nie miał do Eumenesa, nie znosił tylko Perdikkasa). To spotkanie w obozie Antygona było dosyć dziwne, gdyż sam Antygon spodziewał się że Eumenes poprosi o gwarancję bezpieczeństwa dla siebie i swoich żołnierzy oraz złoży broń, natomiast tamten nie tylko że nie zamierzał o nic prosić, to jeszcze za opuszczenie Nory zażądał potwierdzenia jego praw jako zarządcy Kapadocji i utrzymania całego majątku jaki zdobył w czasie tej wojny (a był on niemały, poza tym Eumenes utrzymywał kilka kochanek które teraz musiał zostawić). Podczas tych rozmów obecny zapewne był również młody Demetriusz, który już wówczas uczył się zarówno sztuki wojny jak i dyplomacji. W każdym razie obaj panowie nie doszli do porozumienia, Antygon stwierdził jedynie że sam nie może podjąć decyzji w sprawie Eumenesa i musi zasięgnąć rady regenta Antypatra do którego też zaraz napisał list w tej sprawie. Eumenes wrócił zaś do twierdzy w oczekiwaniu na odpowiedź, zaś Antygon otoczył Norę pasem podwójnych murów, fosą wypełnioną wodą i palisadą z zaostrzonymi drzewcami wystającymi z ziemi. Sam zaś wyruszył przeciwko dwóm pozostałym wyjętym spod prawa Macedończykom - Attalosowi i Alketasowi. Dla eumensa zaś zaczęły się długi miesiące przebywania w ciasnej klatce jaką była twierdzą Nora, w zupełnej bezczynności. Dla człowieka czynu, człowieka pełnego energii jakim był Eumenes była to prawdziwa tortura, tym bardziej że w twierdzy tej nie było kobiet - przez co owa tortura bezczynności była jeszcze bardziej dotkliwa.




CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz