NIM JESZCZE
NAD KONSTANTYNOPOLEM
ZAŁOPOTAŁ ZIELONY
SZTANDAR MAHOMETA
II
Z EMESY DO RZYMU
(CZYLI AGRYPINA WSCHODU)
Cz. V
Gdy 11 marca 222 r. w obozie pretorianów zamordowany został wraz ze swą matką Julią Soemias - Heliogabal, było jasne kto zostanie jego następcą. Od 10 lipca 221 r. bowiem przybranym synem (i współwładcą z tytułem cezara) pozostawał młody, 13-letni kuzyn zamordowanego władcy - Marek Gesiusz Basjanus, który przybrał także imię Aleksandra. Jeszcze tego samego dnia w świątyni bogini Zgody zebrał się senat i obdarzył Basjanusa wszystkimi tytułami imperatorskimi, nazywając go "Ojcem Ojczyzny", "Wielkim" oraz nadając nazwisko Antoninus na pamiątkę władców panujących od czasów Antoninusa Piusa, czyli najspokojniejszego, najbezpieczniejszego i najbardziej obfitego gospodarczo okresu w dziejach Imperium Rzymskiego (oczywiście również najbardziej nudnego, zważywszy że w czasach Antoninusa Piusa niewiele się działo). Młody Basjanus za namową swoich opiekunów (wyznaczonych mu przez babkę - Julię Mezę i matkę Julię Mameę) łaskawie odmówił przyjęcia tych tytułów, twierdząc że z powodu swojego wieku nie jest ich godzien. Mimo to senat ogłosił święto z okazji nowych rządów i do późnych godzin nocnych słychać było okrzyki: "Prawdziwy Auguście, niech bogowie cię strzegą", "tyś nasze ocalenie, tyś nasze życie", "bogowie nieśmiertelni dajcie długie życie Aleksandrowi" itp. Nowy cesarz zajął teraz komnaty swego kuzyna w pałacu na Palatynie i tak oto nowe rządy zostały zainaugurowane. Wszyscy jednak doskonale wiedzieli że młody chłopak nie jest w stanie rządzić państwem i to nie tylko z powodu swojego wieku, ale również charakteru. Basjanus był bowiem miłym i łagodnym chłopcem, pozbawionym uczuć wielkich namiętności czy pragnień i całkowicie zdawał się ulegać woli babki oraz matki. Realnie więc władzę nad Imperium przejęły teraz te dwie kobiety, które rządziły zza pleców 13-latka.
Julia Meza i Julia Mamea otoczyły chłopca zaufanymi doradcami, którzy skrupulatnie pilnowali każdego jego kroku i mówili mu jak należy postępować "aby było dobrze". Na żądanie owych kobiet powołano też radę cesarską (concilium princepis), złożoną z 50 senatorów i 20 ekwitów, która oficjalnie miała wspierać imperatora w sprawowaniu władzy (dobór kandydatów do owej rady ustalały jednak między sobą owe dwie panie, o ile więc za czasów Heliogabala Julia Soemias powołała do życia senat niewieści, to za rządów Aleksandra Sewera - czyli Basjanusa - jego babka i matka przejęły faktyczną władzę nad państwem). O ile bowiem Julia Meza odznaczała się polityczną przebiegłością i rozsądkiem, widząc do czego doprowadziły rządy jej poprzedniego wnuka Awitusa/Heliogabala (które o małej włos nie doprowadziły całej rodziny do katastrofy), o tyle jej córka Julia Mamea przede wszystkim odznaczała się pychą, zachłannością i skąpstwem, ale należy też przyznać że miała dobrą rękę do ludzi i proponowani przez nią kandydaci, to byli ludzie wybitni, którzy potrafili zreformować coraz bardziej skostniałą, zbiurokratyzowaną i archaiczną rzymską administrację. Takim właśnie człowiekiem był nowy prefekt pretorianów (z rekomendacji właśnie Julii Mamei) Domicjusz Ulpian - jeden z największych rzymskich znawców prawa, który szkolił się w tym dziele pod okiem równie sławnego Papiniana (prefekta pretorianów za czasów Septymiusza Sewera). Ulpian za rządów Heliogabala musiał opuścić Rzym, ale po jego śmierci Mamea natychmiast po niego posłała i powierzyła mu nowe zadania. Nowe rządy odznaczyły się więc pozytywnie zarówno w administracji, sądownictwie jak i polityce religijnej. Szaleństwa Heliogabala zostały powstrzymane, czarny kamień z nowej świątyni Boga Elah-Gabala w Rzymie odesłany został do Emesy w Syrii, a świątynie (dwie wzniesione za zarządów poprzedniego władcy) przemianowane zostały - większa na świątynię Jowisza, a mniejsza na Apollina.
Julia Mamea była też osobą bardzo pobożną i choć do końca życia pozostała poganką, to jednak interesowała się również kultem i religią niejakiego "Chrestosa", który za czasów cesarza Tyberiusza miał zostać ukrzyżowany w Palestynie, a grono jego wyznawców (również w samym Rzymie) nieustannie wzrastało. Chrześcijaństwem interesował się również sam Basjanus (czyli teraz: Imperator Cezar Marek Aureliusz Sewer Aleksander August, czyli po prostu Aleksander Sewer), ponoć w swojej komnacie miał zawieszony krzyż i modlił się do Chrystusa na równi z innymi bogami (chciał nawet wystawić Jezusowi pierwszą oficjalną świątynię w Rzymie i ustanowić kult "Chrestosa" jako jeden z kultów państwowych. Ciekawe jak potoczyłaby się historia chrześcijaństwa gdyby tak właśnie się stało?). W każdym razie w łonie rzymskiej parafii chrześcijańskiej istniał w tych latach (szczególnie nasiliło się to po 217 r. i objęciu biskupstwa Rzymu przez byłego niewolnika - Kaliksta I, ale realnie trwało już od początku tego wieku i pontyfikatu Zefiryna, czyli od ponad dwudziestu lat) konflikt, pomiędzy radykalnym a liberalnym podejściem do kwestii odpuszczania grzechów. Radykalne poglądy reprezentowali w tym przypadku tertulianie (zwolennicy zmarłego około 220 r. Tertuliana - teologa pochodzącego z Kartaginy, który twierdził że Kościół (w tym również sam biskup Rzymu, czyli papież) nie ma możliwości odpuszczenia grzechów ciężkich, do których to zaliczał bałwochwalstwo, morderstwo i cudzołóstwo. Papież Kalikst, a wcześniej papież Zefiryn byli innego zdania, szczególnie Kalikst masowo wręcz odpuszczał grzechy bałwochwalstwa (czyli w tym przypadku wyznawania wiary w Chrystusa i jednocześnie czczenia bogów oraz kultu cesarskiego), jak i przede wszystkim cudzołóstwa. Tertulianie uznawali taką postawę za niedopuszczalną i ostatecznie w październiku 222 r papież Kalikst poniósł śmierć, zepchnięty nocą z mostu do Tybru. Jego ciało wyłowił następnie inny kapłan o imieniu Asterius, który następnie przez prefekta Rzymu takiego antycznego rzymskiego burmistrza lub prezydenta miasta) Aleksandra, oskarżony został o popełnienie tego morderstwa i skazany na śmierć w ten sam sposób - przez zrzucenie z mostu do Tybru. Do dziś nie wiadomo czy Asterius rzeczywiście popełnił owe morderstwo, czy też tylko wyłowił i zakopał ciało papieża Kaliksta. W każdym razie został uznany winnym i stracony. Na miejsce Kaliksta wybrany został przez rzymską gminę chrześcijańską niejaki Urbanus, który jako Urban I został nowym papieżem.
Kościół chrześcijański w Rzymie zmagał się wciąż jeszcze w tym czasie z sektą niejakich montanistów. Założyciel i główny "prorok" tego ruchu religijnego, niejaki Montan założył go ok. 150 r. we Frygii i stał na jego czele przez trzydzieści kolejnych lat (zmarł w 179 r.). We frygijskim mieście Papuza założył on wspólnotę montanistów o nazwie "Niebieskie Jeruzalem", gdzie wierni oczekiwali powtórnego nadejścia Jezusa Chrystusa. Sam Montan w kościele w Ardaban ogłosił się "Prorokiem Ducha Świętego" i często popadał w ekstatyczne stany. Nawoływał on również do przestrzegania skrupulatnej czystości, ascetyzmu, powściągania się od kontaktów seksualnych, rezygnacji z małżeństwa, a jeśli trzeba do męczeństwa za wiarę (twierdził wręcz że człowiek powinien szukać właśnie takiej śmierci męczeńskiej, gdyż tylko ona jest najbardziej wzniosła). Wziął sobie do pomocy dwie kobiety, które ogłosił "Dziewicami Chrystusa", a zwały się one Pryscylla i Maksymilla. Po śmierci swego mistrza jeszcze przez kilka lat kierowały zgromadzeniem, a gdy i one zakończyły swój żywot, ruch montanistów znacznie osłabł. Mimo to jednak jeszcze za Montana wyznawcy tej sekty znaleźli wielu zwolenników zarówno w Kartaginie jak i w Rzymie, a także częściowo w Gali. Jednym z montanistów był właśnie Tertulian, co pokazuje że ruch Montana wciąż był popularny w Rzymie w omawianej przeze mnie epoce (Tertulian jednak nieco zmodyfikował i zliberalizował montanizm - dopuszczał bowiem jedno małżeństwo w życiu człowieka, lecz drugie uważał już za cudzołóstwo, czyli grzech śmiertelny. Twierdził też że jedynie prorocy byli prawdziwymi następcami Chrystusa, a biskupi są ich (nieudolnymi) naśladowcami. Wszystkich innych członków wspólnoty chrześcijańskiej, którzy mieli inne od niego poglądy na kwestię wiary, zwał Tertulian pogardliwie "psychikami". Papieże starali się również powstrzymać ruch montanistów chociażby z powodu jego milenistycznych zapowiedzi o końcu świata i potrzebie przygotowania się na ten dzień. Zwolennicy Montana i Tertuliana odrzucali jednak jakiekolwiek interwencje biskupów w wewnętrzne sprawy własnych zgromadzeń, aż ostatecznie ruch ten został potępiony na synodach i do połowy III wieku zaczął zanikać (najdłużej przetrwał w Kartaginie), ale ponownie odrodził się z końcem tego wieku pod nazwą monastycyzmu.
Były też w tym czasie w Rzymie również i inne mniejsze sekty chrześcijańskie. Część sama się rozpadła, jak choćby ruch zwolenników kupca Teodota z Bizancjum, który głosił niepodzielną jedność pomiędzy Bogiem Ojcem a Synem Bożym Jezusem Chrystusem. Zgromadzenie to rozpadło się mniej więcej w tym właśnie czasie, za rządów Aleksandra Sewera, gdy następca Teodota - Natalis opuścił zgromadzenie (nie wiadomo jaki był tego powód, ale odszedł i ruch się rozpadł). W stanie rozkładu był również inny ruch religijny zwany marcjonizmem, założony przez niejakiego Marcjona, zamożnego kupca (właściciela przedsiębiorstwa żeglugowego) z Sinope. Będąc majętnym człowiekiem do pełni szczęścia potrzebne mu jeszcze było uzyskanie godności biskupiej, a ponieważ w gminie chrześcijańskiej w Foncie mimo wszystko nie było to łatwe i wymagało czasu, niecierpliwy Marcjon postanowił przyspieszyć oczekiwanie i sam założył własne zgromadzenie, obwołując się biskupem. Twierdził też, iż Bóg z Nowego i Starego Testamentu to są dwie zupełnie inne istoty (co akurat jest prawdą). Odrzucał Boga starotestamentowego jako okrutnego a nie sprawiedliwego (jak to tłumaczyli inni chrześcijanie z jego wspólnoty w Foncie). Wykluczony ze wspólnoty chrześcijan, wraz ze swymi zwolennikami w 140 r. przyniósł się do Rzymu, gdzie pozostał do swej śmierci dwadzieścia lat później (chodź ze wspólnoty rzymskiej wykluczono go już w 144 r. i właśnie po tym czasie rozwinął działalność jako biskup zgromadzenia marcjonistów). Jego ruch szybko się rozwijał, zakładał nowe wspólnoty poza Rzymem i Italią. Jego poglądy były nawet dosyć ciekawe i logiczne, uznawał bowiem jedynie Boga Nowego Testamentu, ale jednocześnie był przeciwny dzieleniu chrześcijan i obrażaniu tych z innych wspólnot, wierzących inaczej. Przestrzegał też ścisłej ascezy - jadł bardzo niewiele i utrzymywał ścisłą seksualną samokontrolę (niektórzy nawet podejrzewali że odciął sobie genitalia, co wydaje się być jedynie wymysłem - nic bowiem o tym nie świadczy, poza tym, iż Marcjon uważał kontakty seksualne za ostateczność przeznaczoną jedynie do płodzenia dzieci). Po śmierci Marcjona (ok. 160 r.) Jego ruch przetrwał jeszcze kilkadziesiąt lat, po czym zaczął się rozpadać (mniej więcej właśnie w czasach rządów Heliogabala i Aleksandra Sewera). Tak właśnie wyglądała sytuacja gminy chrześcijańskiej w Rzymie na początku panowania 13-letniego imperatora.
1 grudnia 222 r. cesarz Aleksander Sewer skończył czternasty rok życia. Wyglądało na to, że jego panowanie będzie szczęśliwym czasem podobnym do tych, już dawno zapomnianych i przekazywanych sobie jedynie w rodzinach od najstarszych osób o szczęśliwych i spokojnych latach za Antoninusa Piusa, Hadriana czy Trajana. Nie wszystko jednak układało się tak płynnie i dobrze jak by spodziewały się tego obydwie matrony, które rzeczywiście rządziły wówczas Imperium Romanum. Na początku nowego 223 roku (marzec lub kwiecień) wybuchły w mieście potworne zamieszki, które pociągnęły za sobą dziesiątki a być może nawet setki ludzkich istnień. Konflikt rozpoczął się - jak zwykle w takich wypadkach - z błahego powodu. Pewien pretorianin publicznie znieważył dziewczynę (która zapewne była jego kochanką, ale jakoś między nimi się nie układało), a w jej obronie wystąpili najpierw kupcy na Forum Boarium, a potem dołączyli do nich inni mieszkańcy miasta, niechętni wywyższaniu się żołnierzy gwardii pretoriańskiej. Konflikt pomiędzy kochankami przerodził się w trzydniowe krwawe walki na ulicach Rzymu - wielu ludzi zginęło, wielu odniosło rany. Ostatecznie jednak pretorianie zaczęli przegrywać, a przytłoczeni masą atakujących mieszkańców i spychani w stronę koszar ogłosili, że jeśli ataki na nich nie ustaną to oni podpalą miasto. Był to totalny upadek obyczajów, a żeby coś takiego powiedzieć trzeba było już być totalnie zdeterminowanym lub spatologizowanym człowiekiem, tym bardziej że w Rzymie każdy pożar był katastrofą a budynki szczególnie w biedniejszych dzielnicach płonęły jak zapałki. Groźba podpalenia miasta podziałała jednak na mieszkańców jak kubeł zimnej wody i wstrzymali oni swe ataki na pretorianów. Władze miejskie przewróciły porządek a cesarz nakazał pretorianom wrócić do koszar, jednak ich żal z powodu tego ataku nie wygasł i już wkrótce potem znalazł nowe ujście. Nienawidzili oni bowiem swego dowódcy Domicjusza Ulpiana, zarzucając mu zamordowanie dwóch jego poprzedników na urzędzie prefekta pretorianów, których wcześniej na to stanowisko mianował Heliogabal, a którzy zupełnie się do tego nie nadawali i byli jedynie marionetkami w ręku cesarza jednocześnie nobilitujące jego szaleństwa. Pretorianie napadli teraz na dom Ulpiana (nie wiadomo kiedy doszło do tego ataku być może w maju lub czerwcu 223 r.), Ten jednak w porę zdążył uciec i schronił się w cesarskim pałacu u boku samego imperatora. Pretorianów to jednak nie powstrzymało, siłą wdarli się do jego komnat i zasiekli Ulpiana w obecności 14-letniego chłopca, który nie był w stanie im w tym przeszkodzić. Ta scena musiała być dla Basjanusa potwornym szokiem i być może obawiał się że sam podzieli los Ulpiana, ale to jeszcze nie był jego czas (tak się stanie dopiero za dwanaście lat).
DOMICJUSZ ULPIAN
Tak oto zginął Dominicjusz Ulpian - sławny prawnik i niezwykle płodny pisarz, autor około 280 ksiąg z zakresu prawa pisanych jednak językiem prostym i przystępnym tak aby każdy mógł go zrozumieć (o jego wielkości świadczy również fakt, że gdy w 300 lat później cesarz Justynian zacznie tworzyć swój kodeks, to większość materiału do jego spisania zaczerpnie właśnie z dzieł Ulpiana). Jednak atak na Ulpiana w obecności samego cesarza był ogromnym policzkiem wymierzonym władzy, a szczególnie samej dynastii Sewerów, dlatego też babka i matka imperatora nie zamierzały pozostawić tego bez kary. Nie mogły jednak uderzyć bezpośrednio w samych morderców i skazać ich na śmierć, bo to doprowadziłoby do jeszcze większych zamieszek i walk w mieście. Na początku więc Julia Mamea na stanowisko prefekta pretorianów powołała niejakiego Juliusza Paulusa - również prawnika i również ucznia Papiniana. Następnie rozpoczęto poszukiwanie sprawcy, który wskazał pretorianom Ulpiana jako cel zamachu. Szpiedzy Julii Mezy donieśli, że za tym wszystkim stał niejaki Epagatos - którym zbił majątek jeszcze w czasach Karakalli i dobrze prosperował za Heliogabala, ale z chwilą objęcia władzy przez Aleksandra Sewera jego interesy zaczęły się psuć a winą za to obarczył właśnie do Domicjusza Ulpiana i jego nowe prawo karne. Było oczywiste że Epagatos musi zapłacić życiem za swój uczynek, ale nie można było tego zrobić w samym Rzymie, gdyż tutaj był on kimś w rodzaju capo do tutti capi i jego śmierć również mogła spowodować zamieszki oraz krwawe walki na ulicach. Meza wpadła więc na chytry pomysł, powierzając Epagatosowi... namiestnictwo Egiptu i wysyłając go do tej prowincji. Ten zaś chytry na władzę którą dawało namiestnictwo, nie podejrzewał kryjącej się za tym intrygi i gdy nadszedł czas wyjazdu opuścił Rzym, potem Italię, w Brundyzjum wsiadł na okręt który miał go zawieźć do Egiptu, lecz wcześniej popłynięto na Cypr, gdzie miano uzupełnić zapasy żywności i wody. Epagatos już nie wypłynął z Cypru, tam właśnie zakończył swój żywot daleko od Rzymu. Oficjalnie podano że Epagatos zmarł w wyniku choroby, realnie jednak Julia Meza i Julia Mamea dawały wszystkim do zrozumienia że nie pozwolą by cokolwiek podważyło rządy młodego Basjana, a tych, którzy się ośmielą wystąpić przeciwko woli cesarza spotka los Epagatosa.
Sędziwa nestorka rodu - Julia Meza zmarła jednak już w połowie roku następnego - 224. Miała ponad 65 (być może 67) lat. Siostra Julii Domny małżonki założyciela dynastii setwerów - Septymiusza, była kobietą mądrą i przenikliwą, to ona ocaliła rodzinę po zamordowaniu Karakalli i przejęciu władzy przez Makrynusa (217 r.). To ona wprowadziła do władzy najpierw Heliogabala (218 r.), a następnie Basjanusa. Teraz umierała w przekonaniu że los rodziny jest zabezpieczony, a młody cesarz ma przed sobą długie lata rządów. Po śmierci matki (i jej publicznym, uroczystym pogrzebie oraz zaliczeniu jej przez senat w poczet bogiń jako Sanctissima) teraz to Julia Mamea stała się jedyną (nieoficjalną) władczynią Imperium, panującą w imieniu swego syna. Będąc ambitną i żądną władzy zdawała sobie sprawę, że jego śmierć automatycznie spowoduje jej upadek, dlatego też jeszcze bardziej kontrolowała życie swego syna. Jego komnata otoczona była przez strażników i szpiegów matki, bez jej wiedzy i pozwolenia nikt nie mógł się nawet zbliżyć do cesarza (oficjalnie chciała go chronić przed złymi podszeptami), kazała Basjanusowi całymi dniami rozprawiać nad zagadnieniami prawa, tak aby nie miał czasu myśleć o niczym zdrożnym i niegodnym cesarza (tak jak miało to miejsce z Heliogabalem). Sama zaś zajęła się gromadzeniem własnej fortuny i dzięki podstępom prawnym oraz zastraszaniu, przejmowała majątki ludzi nie mających bezpośrednich spadkobierców (twierdziła, że czyni tak, aby pomnożyć majątek swego syna, w rzeczywistości jednak robiła to dla siebie). Wreszcie postanowiła że jej syn powinien się ożenić aby przedłużyć dynastię i w tym celu rozpoczęła poszukiwanie odpowiedniej ku temu kandydatki. Nim jednak poszukiwania te dobiegły końca, na wschodzie Imperium miały miejsce wydarzenia o skali dziejowej, które całkowicie przeorały dotychczasowe stosunki polityczne i społeczne w całym basenie Morza Śródziemnego (a z pewnością jego wschodniej części).
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz