Mali chłopcy zawsze chcą być żołnierzami,Indianami,
policjantami, strażakami albo prezydentami - rosną, starzeją się, bywają żołnierzami, Indianami, strażakami, policjantami, prezydentami. Miewają już swoje komże, psy i okręty - a jednak tak naprawdę chcą jedynie być kimś innym i zadręczają się tym do śmierci.
Nieszczęśliwy kto nie jest takim małym chłopcem, dorosłym małym chłopcem, który gdzieś w zakamarku duszy hołubi wielkie marzenie, tęsknotę za czymś innym, odległym, lepszym...
OBY TEN ZBLIŻAJĄCY SIĘ ROK BYŁ ZNACZNIE LEPSZY OD POPRZEDNIEGO, A OBYŚMY WRESZCIE WYSZLI NA PROSTĄ ZARÓWNO MY POLACY, JAK I MY EUROPEJCZYCY, OBYŚMY POTRAFILI ZNALEŹĆ NASZĄ DROGĘ, NASZ CEL I POWOŁANIE. MAM GŁĘBOKĄ NADZIEJĘ ŻE TEN ZBLIŻAJĄCY SIĘ 2025 ROK BĘDZIE ZNACZNIE LEPSZY OD POPRZEDNIEGO (CHOCIAŻ ROZSĄDEK PODPOWIADA MI ZUPEŁNIE CO INNEGO, ALE STARAM SIĘ NA TO NIE ZWAŻAĆ PRZYNAJMNIEJ DZISIAJ 😉).
PRZEDE WSZYSTKIM CHCIAŁBYM ŻYCZYĆ NAM DUŻO ZDROWEGO ROZSĄDKU, BO ZAUWAŻYŁEM (RÓWNIEŻ WŚRÓD LUDZI KTÓRYCH ZNAM OSOBIŚCIE) ŻE Z TYM ROZSĄDKIEM JEST BARDZO RÓŻNIE (NAJCZĘŚCIEJ KWADRATOWO I PODŁUŻNIE 😆)
A POZA TYM JAK ZWYKLE: ZDROWIA, ZDROWIA I JESZCZE RAZ PIENIĘDZY
CZYLI HISTORYCZNA REFLEKSJA JAKO MEMENTO DLA WSPÓŁCZESNOŚCI
POWSTANIE i WOJNA
Cz. XVII
Po zwycięstwie pod Beresteczkiem i rozgromieniu Tatarów i Kozaków (10 lipca 1651 r.), po zdobyciu ogromnych łupów w obozach kozackim i tatarskim, wreszcie po tym jak opadły już emocje z tym związane, król Jan II Kazimierz postanowił iść z za ciosem i pomaszerować na Ukrainę, na Sicz, aby ostatecznie rozwiązać kwestię kozacką. I tutaj zaczęły się problemy, gdyż szlachta... odmówiła dalszego marszu. Stwierdzili że po zwycięstwie problem Kozaków da się "rozwiązać kijami", nie trzeba wojska, a jeśli nawet, to wystarczy wojsko zaciężne, pospolite ruszenie może zaś rozejść się do domów. Szczególnie śpieszyło się szlachcie małopolskiej i wielkopolskiej, gdyż doszły do nich słuchy o buntach chłopskich Aleksandra Kostki-Napierskiego na Podhalu i Piotra Grzybowskiego w Wielkopolsce. Na nic zdały się zapewnienia, że biskup Jordan na Podhalu już rozwiązał ten problem, a w Wielkopolsce doszło jedynie do kilku ruchawek bez większego znaczenia, szlachta bowiem obawiała się o bezpieczeństwo swych rodzin i domostw i osobiście chciała wszystkiego dopilnować (tym bardziej że perspektywa klęski beresteckiej i wdarcia się w głąb Rzeczypospolitej kilkuset tysięcznej kozacko-tatarskiej armii, oraz wybuch powstania chłopskiego na tyłach,oznaczał tylko jedno - masakrę szlachty i tego się realnie obawiano. Na nic zdały się też twierdzenia, że co raz zostało zaczęte (triumf berestecki), musi zostać dokończone, inaczej najlepsze nawet zwycięstwo w niwecz obróconym będzie. Nie przemawiały te słowa do ogółu braci szlacheckiej, którzy prosili teraz króla o zgodę na zawiązanie koła generalnego. Król wyraził zgodę, sądząc że dzięki temu będzie mógł osobiście przekonać szlachtę do zmiany decyzji o powrocie do domów, ale stało się inaczej. Na otwarciu koła generalnego szlachty na polach beresteckich, król zjawił się w otoczeniu senatorów i najpopularniejszych dowódców, po czym zabrał głos, prezentując argumenty za potrzebą dalszej walki, aby ostatecznie zakończyć bunt Chmielnickiego i ukarać buntowników, którzy tyle krwi szlacheckiej wcześniej przelali. Słuchano go w milczeniu, całkowitym milczeniu. Następnie głos zabrał książę Jeremi Wiśniowiecki, a po nim hetman polny koronny - Marcin Kalinowski. Również nikt się nie odezwał. Zaczęło się dopiero z chwilą, gdy król opuścił zebranie koła generalnego. Głos zabrał Hieronim Radziejowski (gagatek który potem ściągnie Szwedów na Polskę), który nawoływał do jak najszybszego powrotu szlachty do domów, a jednocześnie oskarżał króla o umożliwienie wymknięcia się z pogromu części Kozaków, w tym samego Bohuna (Radziejowski twierdził, że król przyjął łapówkę w wysokości 800 000 zł za umożliwienie Bohunowi ucieczki, co jest kompletną paranoją). Podburzona szlachta zakrzyczała zwolenników dalszej wyprawy, senatorom zaś pokazywano własne szable, sugerując, że w razie czego mogą zostać rozsiekani. Ostatecznie podjęto decyzję: "Wracamy do domów", a tę deklarację zaniósł królowi marszałek koła generalnego - Marcin Dębicki.
Król prosił, żeby chociaż jeszcze z dwa tygodnie przy nim zostali, ale nie chcieli o tym słyszeć. Prosił, aby chociaż pod Konstantynów z nim dociągnęli - nadaremnie. Król był więc zdany jedynie na wojsko zaciężne, ale tutaj też był kłopot, gdyż żołnierze już od dobrych kilkunastu dni nie otrzymywali żołdu. Część łupów zdobytych na Kozakach i Tatarach oczywiście przypadła żołnierzom w udziale, ale nie oznaczało to, że żołd miał zostać nie wypłacony. Szlachta, aby wytłumaczyć swoje odejście i nie zostać oskarżonym o tchórzostwo (pojawiały się bowiem głosy: "Do żon, do gospodarstwa i do pierzyn ciągną") zapowiedziała, że po powrocie do domów, opodatkuje się z własnej woli na poczet nieopłaconego wojska zaciężnego, byle tylko król pozwolił im odejść. Król zaś był tym wszystkim już mocno wzburzony i jeszcze tego samego dnia gdy Marcin Dębicki przyniósł mu decyzję koła generalnego szlachty, zwinął obóz i pomaszerował z wojskiem zaciężnym do Kozienia (14 lipca), naiwnie licząc na to, że widząc to szlachta podąży za nim. Nic takiego się nie stało, natomiast "panowie bracia" zaczęli szykować się do powrotu do domów. I tak to jest niestety z nami Polakami. Jesteśmy wyjątkowym narodem jeśli chodzi o wszelkie niebezpieczeństwa i burze, gdy niebezpieczeństwo zagraża nam samym, wtedy jesteśmy w stanie zdobyć się na nieprawdopodobne wręcz pokłady bohaterstwa i odwagi. Zanikają wtedy wszelkie wewnętrzne spory, pojawia się wzajemna więź braterska (choćby była ona wcześniej podlana latami niechęci) co też jest niespotykane (wydaje mi się) wśród innych narodów. Problem jednak zaczyna się zaraz po zwycięstwie, gdy niebezpieczeństwo zostaje pokonane, lub powstrzymane, wtedy wszelkie waśnie odżywają natychmiast ze zdwojoną siłą, co prowadzi do niemożności realnego wykorzystania świetnych zwycięstw na własną korzyść. Niestety ale jesteśmy mistrzami w odnoszeniu wspaniałych zwycięstw, a następnie w nieumiejętności wykorzystania ich do ostatecznego pogrążenia wroga (dwie bitwy: Grunwald i właśnie Beresteczko są tego dobitnym i jakże oczywistym przykładem). Natomiast bez wątpienia zwycięstwo pod Beresteczkiem było jednym z największych triumfów w dziejach Europy. Poległo wielu Tatarów i jeszcze więcej Kozaków (w tym patriarcha aleksandryjski, który po wdarciu się Polaków do obozu kozackiego, myślał że jego siwa broda i dostojność urzędu uchroni przed śmiercią, dlatego też wdział na siebie wszelkie kosztowności, złote krzyże, aksamitne szaty i tak przystrojony wyszedł przed namiot. Już pierwszy husarz który przejeżdżał ciął go w twarz szablą, co spowodowało że martwy padł - w owych pięknych szatach - w błoto). Do niewoli zaś dostali się zaś: biskup koryatycki (poseł patriarchy Konstantynopola) i poseł sułtana tureckiego Mehmeda IV (wyciągnięto go z błota, gdy udawał martwego). Poza tym zdobyto dwie skrzynie wypełnione talarami, liczne działa (60 armat), sztandary, całą korespondencję Chmielnickiego złote talerze i wiele innych wartościowych drobiazgów.
Teraz potrzeba było aby, zadać drugi cios, (tak jak po odparciu bolszewików w bitwie pod Warszawą w sirpniu 1920 r. trzeba było rozbić ich raz jeszcze w operacji niemeńskiej we wrześniu 1920 r. a następnie w bitwie stoczonej w okolicach Mińska lub Smoleńska - do czego już nie doszło). Niewykorzystane zwycięstwa potrafią bowiem się mścić. Mimo to wieźć o zwycięstwie pod Beresteczkiem szybko obiegła Europę. W Konstantynopolu młody sułtan Mehmed IV (zaledwie dziewięcioletni), pozostający pod wpływem swej ambitnej babki - sułtanki Kosem, zakazał nawet wspominać o tej bitwie, natomiast w Paryżu, w Wiedniu i w Rzymie odprawiono z tego powodu dziękczynne msze, zaś sława Rzeczpospolitej ponownie rozbłysła. Nie było to jednak jedyne zwycięstwo, odniesione przez Rzeczpospolitą w tym czasie. Drugim było rozbicie w bitwie pod Łojowem (6 lipca 1651 r.) kozackiego pułku czernichowskiego Martyna Nebaby (15 000 głównie piechoty), wysłanego tam przez Chmielnickiego w celu powstrzymania marszu wojsk litewskich idących na odsiecz królowi. Hetman polny litewski Janusz Radziwiłł (kolejny gagatek o którym będzie mowa w tej serii) prowadząc 4000 żołnierzy (3000 jazdy i 1000 piechoty), aby nie dopuścić do zajęcia przez babę homla, 1 lipca podzielił swoje siły na dwie części, jazda szła prawym brzegiem Dniepru, natomiast piechota wraz z działami płynęła łodziami i tratwami rzeką, a 6 lipca pod Łojowem dopadli całkowicie zaskoczonych Kozaków Nebaby. Pierwsza uderzyła piechota, ale Kozacy przystąpili do walki i odparli atak, następnie uderzyły chorągwie jazdy litewskiej (które pojawiły się na placu boju po południu) atakując kozaków z prawej flanki. Bojcy Nebaby nie mieli większych szans w starciu z husarią i dragonią Radziwiłła, byli po prostu wycinani przez znacznie mniej liczebne, ale niezwykle mobilne i zdeterminowane oddziały. Ostatecznie bitwa przerodziła się w masakrę, a gdy w szeregach kozackich wybuchła panika i zaczęto rzucać broń ratując własne życie, było już po wszystkim. Poleć miało do 4000 Kozaków, wziął to też 16 jeńców, których następnie rozstrzelano. Po tej bitwie droga na Kijów stała otworem, ale wcześniej Janusz Radziwiłł wysłał szwadron jazdy do twierdzy Krzyczew, gdzie bronili się resztką sił obrońcy, atakowani przez siły Nebaby. Dragoni poinformowali jedynie o zwycięstwie i o tym że są wolni, a następnie wojska Wielkiego Księstwa Litewskiego - 4 sierpnia wkroczyły do Kijowa. Tam metropolita Sylwester Kossow witał go uroczyście, tak, jak trzy lata wcześniej witał tam Chmielnickiego. Janusz Radziwiłł następnie opuścił Kijów aby połączyć się z wojskiem królewskim.
A tymczasem po odejściu z obozu pod Beresteczkiem i dotarciu do Kozienia, królowi Janowi Kazimierzowi... odechciało się wojny. Nic dziwnego, po pierwsze niechęć szlachty do dalszej wojaczki mocno go zniesmaczyła, po drugie dysponował tylko 24 000 żołnierzy, którym wciąż nie został wypłacony żołd (szlachta na polu beresteckim radziła początkowo nad formą opodatkowania, czy lepiej zapłacić pieniądze, czy też na własny koszt wystawić wojsko i odesłać je królowi. Ostatecznie stwierdzono: "Dobra chłopaki, jedziemy do domu", bez podjęcia jakichkolwiek decyzji w kwestii żołdu dla żołnierzy wojsk zaciężnych, co uważam za kurewską haniebną mentalność tamtych czasów.
Był jeszcze trzeci tego powód - królewska córka, urodzona 1 lipca 1650 r. Maria Anna Teresa Wazówna źle się czuła i obawiano się najgorszego. Ojciec chciał bowiem ujrzeć swoje dziecko i dlatego 18 lipca był już we Lwowie, skąd przez Lublin (w towarzystwie legata papieskiego i hiszpańskiego posła - Don Guande Borge) w początkach sierpnia powrócił do Warszawy. Książę Jarema Wiśniowiecki starał się przekonać króla aby nie porzucał armii, obawiając się że wraz z królem odejdą również prywatne poczty magnackie (co oczywiście nastąpiło). Król jednak nie lubił jak mu się na coś zwracało uwagę, ponoć obraził się na Wiśniowieckiego i powiedział mu kilka niemiłych słów. Wraz z królem oczywiście odjechali magnaci (w tym Janusz Radziwiłł) zabierając swoje prywatne wojska. Dla Wiśniowieckiego i wielu jemu podobnych magnatów oraz szlachty wywodzącej się z kresów zadnieprzańskich, ta wojna była prywatną krucjatą. On chcąc nie chcąc musiał ją prowadzić i to nie tylko kierując się rządzą zemsty za wyrządzone mu wcześniej krzywdy, ale przede wszystkim dlatego, że cały jego majątek pozostał na wschodzie i był nadal we władzy Kozaków Chmielnickiego, a to prowadziło go do bankructwa. Żeby opłacić własnych żołnierzy, musiał się zadłużać i wiedział że nie odda tych pieniędzy, jeśli nie odzyska majątku (a był to ogromny majątek ziemski - przewyższający swą wielkością kilka włoskich, czy nawet niemieckich księstw, który przynosił niebagatelne zyski). Teraz znacznie uszczuplone wojsko koronne i litewskie pod dowództwem hetmanów (i Wiśniowieckiego), brodzić musiało w nieustannym deszczu. Wezbrane rzeki utrudniały przeprawy, a nieustannie wręcz padający deszcz, rozmył gościńce. W takich warunkach Rzeczpospolitanie posuwali się w stronę Kijowa. A tymczasem chan Islam III Girej wypuścił ze swej niewoli (po dwóch tygodniach) Bohdana Chmielnickiego i ponownie pozwolił mu wrócić na Ukrainę, deklarując że nie zerwie z nim sojuszu i go nie opuści. Islam Girej dobrze wiedział co spotkało jego poprzednika Mehmeda IV Gireja, po tym jak Tuhaj-Bej 30 stycznia 1644 r. poniósł upokarzającą klęskę w bitwie pod Ochmatowem z rąk hetmana wielkiego Stanisława Koniecpolskiego (była to największa w dziejach bitwa Polaków z Tatarami). Mehmed (brat Islama III) został zrzucony ze stolca w Bakczysaraju, upokorzony i uwięziony (potem uwolniony), ale trauma jaką wówczas doświadczył zostanie w nim już przez całe życie, nawet gdy ponownie obejmie władzę w Chanacie Krymskim. Islam III wiedział dobrze że po bitwie pod Ochmatowem międzynarodowy wizerunek Chanatu legł w gruzach (to właśnie wówczas król Władysław IV postanowił wcielić w życie swój plan wielkiej wojny z Imperium Osmańskim, o którym pisałem w innej serii). Wiedział też że nie może już więcej do tego dopuścić, dlatego też zapewnił Chmielnickiego że nadal będzie go wspierał.
MAPA WARSZAWY
(XVII wiek)
A tymczasem król Jan II Kazimierz w początkach sierpnia 1651 r. przybył do Warszawy. Dwór przygotowywał się na jego powrót i zamierzono powitać go jako zwycięskiego wodza, wkraczającego triumfalnie do miasta. Ponieważ Warszawa w tamtym czasie była jeszcze małym miastem (znacznie mniejszym od Krakowa), gdzie murowana zabudowa znajdowała się tylko na Starym Mieście otoczonym murami wokół Zamku Królewskiego (na Nowym Mieście zaś była zabudowa drewniana, a reszta Warszawy łącznie z ulicami Krakowskie Przedmieście, Miodowa, Senatorska i Długa, to w zasadzie były pola, na których znajdowały się mniejsze lub i większe (przeważnie drewniane) dwory szlacheckie. Miasto było otoczone wałami zygmuntowskimi, wzniesionymi w 1621 r. i tak naprawdę w dużej mierze nie przypominało miasta (poza Starym Miastem). Mimo to przyjęto królewską osobę niezwykle uroczyście, mieszkańcy wylegli na ulice i witali wkraczającego do miasta Jana Kazimierza jak prawdziwego (rzymskiego) triumfatora. Tylko król był niezadowolony z tej całej uroczystości, jako że już wiedział że 1 sierpnia zmarła jego córeczka - Maria Anna Teresa Waza, przeżywszy zaledwie 13 miesięcy. Gdy zaś okazało się że na przywitanie króla odpalono fajerwerki, król po prostu się wściekł i zbeształ wszystkich tych, którzy byli za to odpowiedzialni. Pogrzeb córki królewskiej odbył się w ciszy, a wzięli w nim udział jedynie rodzice i najbliżsi dworzanie (tutaj wtrącę małą prywatę, jako że poinformowałem już wszystkich swoich najbliższych, że gdyby mi się zmarło - czy to teraz, czy za kilkadziesiąt lat, to miałbym tylko jedno życzenie odnośnie stypy. A mianowicie pragnąłbym żeby nikt po mnie nie płakał i żeby wszyscy się radowali, aby była atmosfera wesela - to by było najlepsze co mogliby mi dać, bo najgorsze czego można doświadczyć po śmierci, to rozpacz najbliższych, bowiem skoro się wraca do DOMU, to należy się radować, a nie smucić. Jasnowidz Krzysztof Jackowski któremu nie mam powodów aby nie wierzyć - w tej kwestii - podawał kiedyś przykład pewnego mężczyzny którego ciało odnalazł, a który przyszedł do niego wieczorem jako... duch, i powiedział mu tak: "Oni tam beczą {w sensie jego rodzina} a ja byłem już w tylu ciekawych miejscach". To tyle - dziękuję). Był też i pozytywny aspekt tej rodzinnej tragedii królewskich małżonków, a to bowiem okazało się że królowa Ludwika Maria jest ponownie w ciąży, a para królewska zamierzała wkrótce wybrać się na wypoczynek nad morze (kurna, wojna nie zakończona, a oni nad Bałtyk 😯). Poza tym król jak tylko przyjechał do Warszawy, natychmiast zmienił swój ubiór, porzucając strój polski (w jakim paradował w czasie kampanii), na strój francuski, co nie przeszło uwadze licznych obserwatorów. Pojawił się nawet z tego powodu złowieszczy wierszyk, który brzmiał: "Niepewnie pono zguby Polacy ujdziecie, gdy w męstwie, jak i w sukniach odmianę przyjmiecie".
A tymczasem wojska koronne kroczyły dalej w kierunku Kijowa. Pogoda nie ułatwiała im marszu, praktycznie każdego dnia byli przemoczeni do suchej nitki, drogi zamieniały się w rozlewiska i błota, po których ciężko było się poruszać. Mimo to szli dalej. Z końcem lipca dotarli do Horynia, gdzie postanowiono podzielić armię na trzy części, aby łatwiej można było się poruszać. Tak więc na północ lewym skrzydłem ruszyli: Wiśniowiecki, hetman polny Kalinowski, Rewera Potocki i Zamoyski; centrum prowadził hetman wielki Potocki z Lanckorońskim i Szczawińskim; a na prawym skrzydle południowym szedł Aleksander Koniecpolski - wszystkie trzy armie miały ponownie połączyć się w Pawołoczy, mieście należącym do Zamoyskiego. Wojsku doskwierał nie tylko fakt, iż było ono nieopłacone, ale przede wszystkim brak żywności, gdyż kroczyli przez kraj praktycznie całkowicie wyludniony, zniszczony, gdzie nie można było nigdzie się pożywić. Jeszcze pięć lat temu te ziemie kwitły mnogością ludzi, zwierząt i bogactw jakie dawała ziemia, teraz było to wyludnione miejsce, którego szlak znamionowały spalone wsie i miasta. Tymczasem Chmielnicki zdążył obsadzić twierdze w Białej Cerkwi, Chwastowie i Trylisach, a jego armia ponownie się zbierała. Wreszcie w początkach sierpnia, gdy siedem chorągwi zbliżało się do Pawołoczy (leżącej kilkanaście kilometrów na zachód od Białej Cerkwi) zaatakowało ich 2000 Kozaków i 500 Tatarów. Nie widzieć czemu ci żołnierze zostawili swoje tabory i zaczęli uciekać i to tak szybko, że tamci ruszyli za nimi w pogoń i nie mogli ich doścignąć. Jednak z tej całej żałosnej sytuacji wyrwał ich niejaki Wojniłłowicz, rotmistrz księcia Wiśniowieckiego, który prowadząc pięć chorągwi i widząc kozacko-tatarską pogoń, uderzył na nich z flanki i prawie całkowicie zniósł (niedobitki ukryły się w Białej Cerkwi). Trzech znaczniejszych Tatarów wziął Wojniłłowicz do niewoli i przyprowadził przed oblicze księcia Jaremy, ten akurat jadł obiad. Posłowie ochoczo opowiadali że jest już 2010 Tatarów przy Chmielnickim, a będzie 4000 gdyż część zatrzymała się na popas koni i wkrótce przybędzie. Chana tej jesieni ma nie być przy Chmielnickim, gdyż ma ważne sprawy na Krymie. To co najważniejsze wynikło z przesłuchania owych jeńców, to fakt, iż ani Kozacy ani Tatarzy nie wiedzieli nic o postępach wojsk polskich. Liczyli że cała armia wraz z królem zawróciła, a na Ukrainę idą jedynie "paniczyki do domów swoich", co najwyżej z prywatnymi, nielicznymi wojskami. Nadarzała się więc odpowiednia okazja aby uderzyć na nieprzyjaciela, dlatego też Wiśniowiecki zalecał ominąć dobrze ufortyfikowaną Białą Cerkiew i nie tracić czasu na jej zdobywanie, zająć Chwastów - bo tam jest zaledwie garstka kozactwa, nawiązać kontakt z Januszem radziwiłłem i wspólnie uderzyć na kwaterę Chmielnickiego w obozie nad Rosawą. Jednak hetman był niezdecydowany, dodatkowo w polskim obozie zaczęła szerzyć się jakaś dziwna plaga, która z dnia na dzień przybierała na sile, teraz jednak jeszcze się tym zbytnio nie przejmowano.
13 sierpnia w obozie Wiśniowieckiego odbyła się narada, na której postanowiono iść na Chwastów, a następnie połączyć się z wojskami Janusza Radziwiłła. Po zakończeniu narady Wiśniowiecki zorganizował przyjęcie dla dowództwa, w czasie którego mocno sobie popito gorzałki i okowity (notabene któż wiedział że wódka została wymyślona przez Polaków, a nie przez Rosjan jak oni sami twierdzą? Zdaje się że produkcja gorzałki ruszyła jeszcze w XIII wieku, chociaż pierwsza informacja na temat techniki produkcji pochodzi z roku 1407 z okolic Sandomierza. A potem było już tylko... bardziej. Zaczęły pojawiać się nowe smaki, "wódkowe" likiery, tak, że już w XVI a szczególnie w XVII wieku było bardzo wiele rodzajów polskiej wódki).
Na drugi dzień Wiśniowiecki zjadł kilka ogórków i popił to pitnym miodem, ale jeszcze tego samego dnia zaczął się skręcać z bólu żołądka, a następnie dostał gorączki. Początkowo Wiśniowiecki bagatelizował swój stan zdrowia, ale szybko okazało się że sprawa jest poważna, gdyż zapadł na jakąś dziwną chorobę która grasowała po obozie. Widząc to Zamoyski kazał go przewieźć do swego zamku w Pawołoczy i oddał w ręce swojego lekarza - Cunasiusa. Choroba jednak nie ustępowała, a stan zdrowia księcia jeszcze się pogorszył. Ostatecznie opadł on z sił tak bardzo, że sam twierdził iż nadszedł jego kres. Mówił że żałuję tylko że nie ujrzy raz jeszcze swego ukochanego Kaniowa, Zadnieprza i Łubien. Poprosił o spowiednika aby przyjąć komunię świętą, ale nie był już w stanie klęknąć. Umierał całkiem świadomie. Wyraził jeszcze smutek, że nie odchodzi jak przystało na rycerza, w bitwie. Zmarł 20 sierpnia 1651 r. o godzinie 11:00 rano, przeżywszy 39 lat (zmarł 3 dnia po swoich 39 urodzinach). Jego życie warte jest oddzielnej opowieści, ale nie wydaje się konieczne aby czynić to w tej serii. W każdym razie umierał prawie jako bankrut, natomiast jego syn - Michał Korybut Wiśniowiecki dostąpi królewskiej korony, choć królem będzie marnym (panować będzie w latach 1668 1672), a hetman Sobieski nazywać go będzie "małpą obleczoną w jedwabne pończochy" (notabene to samo o Talleyrandzie mówił Cesarz Napoleon, tylko że ten używał porównania z gównem). Księcia Wiśniowieckiego pochowano w klasztorze na Świętym Krzyżu w górach Świętokrzyskich. Jego ciało spłonęło najprawdopodobniej w czasie pożaru w 1777 r. a pokazywane za szkłem zwłoki z pewnością należą do zupełnie innej osoby. Jak to śpiewał bard Kaczmarski: "Doczekają Koroniarze Wiśniowieckich na swym tronie. Ku serc pokrzepieniu temat, leży w krypcie szkłem przykryty. Kniaź Jarema, kniaź Jarema - ojciec dzieci na pal wbitych, kniaź Jarema, kniaź Jarema neofita pospolity".
UMIŁOWANY POKÓJ I ZŁUDNE NADZIEJE SIEDEMDZIESIĄTYCH LAT
Cz. VIII
CO Z TYM WSCHODEM?
Cz. III
Na wiosnę 74 r. p.n.e król Pontu Mitrydates VI Eupator był już gotów do wojny o dominację w Azji Mniejszej. Zebrał ponad 150 000 armię, ściągnął licznych sojuszników, a przede wszystkim zawarł układ z samozwańczym "królem Hiszpanii" - Kwintusem Sertoriuszem, dokąd też w 76 r. p.n.e. wysłani zostali przedstawiciele Sertoriusza: Lucjusz Magius i Lucjusz Fanniusz (Diodor twierdzi, że do takiego sojuszu doszło już w roku 79 p.n.e., ale nie jest to możliwe głównie ze względu na fakt, iż w tym czasie Mitrydates starał się jeszcze o dobre stosunki z Rzymem, dlatego też nie podjąłby się sojuszu z wyklętym przez sullańskie władze byłym mariańczykiem, który dopiero co rozpoczynał swój hiszpański epizod wojenny). Ponoć mieli oni zachęcać władcę Pontu do inwazji na Italię (tak ponownie twierdzi Diodor i trudno stwierdzić czy taka propozycja rzeczywiście padła, czy też nie, a jeśli tak, to była ona całkowicie oderwana od rzeczywistości, gdyż Mitrydates miał mnóstwo wrogów w samej Anatolii, a poza tym nawet jeśli pokonałby władców tej krainy i podporządkował sobie ich ziemie, to jak miałaby wyglądać inwazja na Italię? Musiałby przecież przejść przez rzymską Grecję, gdzie zapewne zostałby zatrzymany, ale jeśli nawet nie, to w Italii nie mógł liczyć na żadne wsparcie {być może kilka greckich miast na południu by go poparło, ale to miałoby to większego znaczenia po trudach wojennych, przez jakie przeszedłby w Azji Mniejszej i Grecji, a i poparcie Greków jest bardzo mało prawdopodobne}). Mitrydates stwierdzić miał już nie planuje inwazji na Italię, ale sojusz z poszukiwaczem "wysp szczęśliwych" (w ich poszukiwaniach wyprawił się aż za Słupy Herkulesa i dotarł do Wysp Kanaryjskich, które uznał właśnie za ową mityczną krainę szczęśliwości. Sprowadził stamtąd także białą łanię cerynejską, którą utożsamiał z boginią Dianą {grecką Artemidą} i pozwalał jej chodzić gdziekolwiek chciała wokół swego pałacu w Dianii, a gdy do niego wracała, cieszył się jak dziecko że bogowie ponownie mu sprzyjają) bardzo mu odpowiadał, dlatego też wysłał do Hiszpanii swoich przedstawicieli w roku 75 p.n.e. w celu ostatecznego dogadania wzajemnych stref wpływów i zawiązania sojuszu (ponoć Mitrydates domagał się Bitynii, Kapadocji i rzymskiej prowincji Azji, ale Sertoriusz nie chciał się zgodzić na oddanie Azji). Ostatecznie sojusz został podpisany, a Sertoriusz zgadzał się na oddanie Mitrydatesowi Bitynii, Kapadocji, Paflagonii, Galicji oraz... rzymskiej Azji (swoją drogą nie wiadomo dlaczego się na to zgodził, po pierwsze odnosił sukcesy w walkach z Gnejuszem Pompejuszem i Kwintusem Cecyliuszem Metellusem Piusem w Hiszpanii, a po drugie przecież wciąż czuł się Rzymianinem, był wiernym żołnierzem Gajusza Mariusza, nie uważał się też za zdrajcę), w zamian Mitrydates miał wysłać Sertoriuszowi 3000 talentów i 40 okrętów, a Sertoriusz swoich doradców wojskowych, którzy mieli szkolić armię pontyjską.
Są jednak historycy, którzy twierdzą że Sertoriusz odmówił Mitrydatesowi zgody na przejęcie Azji (ponoć miał w owym dokumencie zastrzec, że on będzie namiestnikiem Azji pod ewentualną okupacją Mitrydatesa, który realnie nie będzie posiadał żadnych praw do tej prowincji). Ma to sens, jeśli weźmiemy pod uwagę że zapewne zostałoby to propagandowo wykorzystane przeciwko Sertoriuszowi przez sullańczyków (notabene w Rzymie w tamtym czasie, zaledwie cztery lata po śmierci Korneliusza Sulli, nadal obowiązywał zakaz publicznego pokazywania wizerunków Gajusza Mariusza i jego zwolenników. Złamie go dopiero Cezar na pogrzebie swojej ciotki, wśród oklasków tłumu, to będzie oznaczało stopniowe odejście od surowych norm ustrojowych Sulli). Istnieje też przekaz Diodora, w którym ten pisze że Mitrydates miał się skarżyć swoim doradcom, że Sertoriusz - walczący z dwoma rzymskimi armiami w Hiszpanii - grozi mu wojną, jeśli ten zajmie prowincję Azję i pyta się, że skoro dzieje się to w sytuacji gdy Sertoriusz jest przyparty do muru, to co będzie, gdy zwycięski zasiądzie na Palatynie. Tak naprawdę jednak Sertoriuszowi na gwałt potrzeba było pieniędzy i choć wiemy że już w 75 r. p.n.e w jego wojsku doszło do pewnych zaburzeń, to jednak żołnierze go nie zostawili, nie odeszli. A tak zapewne by było, gdyby im od dłuższego czasu nie płacił żołdu. Zatem pieniądze od Mitrydatesa z pewnością mu się przydały (o walkach toczonych w Hiszpanii przez Sertoriusza z Pompejuszem i jego poprzednikami pisałem już w XVII części tej serii). Tak więc wiosną 74 r. p.n.e. gotów do wojny Mitrydates w Synopie doglądał swej imponującej floty wojennej. Wcześniej złożył krwawą ofiarę na ołtarzu Zeusa Stratiusa (opiekuna żeglarzy), oraz Posejdona - wprowadzając w fale morskie zaprzężony białymi końmi rydwan. Mitrydates czuł się niczym półbóg, obserwując ze swego królewskiego namiotu całe to przedstawienie. Na koniec założył swój królewski hełm, przywidział miecz i wsiadł na konia, dając znak swym dwóm generałom: Taksilesowi i Hermokratesowi, że oto z pomocą bogów najwyższych wojna się rozpoczyna. Z potężną swą armią ruszył na południe do Paflagonii (kraina ta została zajęta przez Mitrydatesa jeszcze w 89 r. p.n.e.), a gdy tam dotarł, urządził przemowę do żołnierzy, w której to podkreślał wielkość swej armii, która "nigdy nie została pobita przez Rzymian" (co jest oczywiście nieprawdą, gdyż Sulla w czasie I wojny bijał jego wojska w Grecji). Mówił też o wielkości swego rodu i swych przodków, ale przede wszystkim chwalił samego siebie za to, że Pont za jego rządów urósł do potęgi zdolnej rzucić wyzwanie największej ówczesnej superpotędze - Rzymskiej Republice. Twierdził też że Rzymianie są opętani chciwością i rządzą władzy, że "zniewolili Italię i sam Rzym", że złamali zawarty w Dardanos pokój (85 r p.n.e.). Ostatecznie oskarżył Rzymian o plagę piractwa "nieszczęścia naszych czasów" (notabene piraci byli sojusznikami Mitrydatesa w tej wojnie - taki szczegół pokazujący dwulicowość wszelkich władców i polityków), a także o to, że charakter Rzymian jest tak podły, że gotowi są walczyć nawet sami ze sobą, byle tylko zdobyć władzę (tutaj posłużył się przykładem Sertoriusza).
Następnie z Paflagonii skierował się do Bitynii, gdzie już urządzał się (po śmierci króla Nikomedesa IV, który w swym testamencie zapisał Bitynię Republice) konsul - Marek Aureliusz Kotta. Rzymskie siły zajmujące Bitynię były nieliczne (w prowincji Azji stacjonowały dwa legiony, często złożone jeszcze z weteranów armii Gajusza Flawiusza Fimbrii Młodszego - mariańczyka, wysłanego w 86 r. p.n.e. na Wschód aby walczył zarówno z Mitrydatesem jak i odebrał dowództwo i uwięził Lucjusza Korneliusza Sullę, zabitego w 85 r. p.n.e.), składały się głównie z wojsk floty, oraz nielicznych oddziałów wysłanych dla zabezpieczenia miast (szczególnie Nikomedii). Poza tym Kotta nie miał doświadczenia wojskowego, i gdy tylko gruchnęła wiadomość o zbliżaniu się potężnej armii Mitrydatesa, wpadł w panikę i uciekł z Nikomedii do Chalcedonu nad Propantydą (gdzie stała rzymska flota) naprzeciwko greckiego miasta Byzantion. Mitridates dowiedziawszy się że Rzymian nie ma już w Nikomedii, ruszył za nimi w pościg do Chalcedonu, a gdy dotarł pod mury miasta, wyszedł mu naprzeciw z żołnierzami floty jej dowódca - Lucjusz Nudus, ale po pierwszym ataku sił Mitrydatesa rzymscy żołnierze musieli chronić się z za murami Chalcedonu, gdyż przewaga wroga była przygniatająca, a oni nie mieli doświadczenia w walkach na lądzie. Jednak podczas wycofywania się, ruszyli za nimi w pogoń żołnierze pontyjscy i doszło do szczególnie krwawej bitwy pod bramą, którą Rzymianie przegrywali, otoczeni zewsząd, przez przeważające siły wroga. Widząc co się dzieje, żołnierze którzy byli już wewnątrz zaczęli zamykać bramy i ryglować je tak, aby nikt już się tutaj nie wydarł. Problem polegał tylko na tym, że za bramą nadal walczyli rzymscy żołnierze, mało tego został tam sam dowódca floty Lucjusz Nudus. Postanowiono więc spuścić im liny z murów miasta, aby się chwycili i tym samym mieli zostać wciągnięci do środka. Tak też się stało (np. tak do Chelcedonu powrócił Nudus), ale nie wszyscy mieli taką możliwość. Ci, którzy nie złapali lin zginęli pod bramami (Appian pisze, że prosili najpierw swoich aby też ich wciągnęli, a następnie odrzucili broń i na kolanach błagali wrogów aby ich nie zabijali, nadaremno).
Mitridates zapowiedział, że Rzymianie mają się poddać, jeśli zaś tego nie zrobią wszyscy zginą. Nie rzucał słów na wiatr, już bowiem jego flota przepłynęła Bosfor (Bosphorus), zerwała żelazny łańcuch, uniemożliwiający wpłynięcie do portu w Chalcedonie, a następnie spaliła cztery rzymskie okręty oraz przejęła i odholowała pozostałe 60. Sytuacja Rzymian zamkniętych w Chalcedonie niczym w puszce, była więc katastrofalna. W czasie walki stracili 3 000 żołnierzy (poległ też senator Lucjusz Manliusz), podczas gdy straty Mitrydatesa wyniosły zaledwie 20 wojowników z plemienia Bastarnów. Jednak informacja o uwięzionych bardzo szybko dotarła do Italii i w Rzymie przygotowywano już armię, która miała (wraz z legionami z prowincji Azji) uwolnić Chalcedon, a o dowództwo w tej wojnie starał się intensywnie Lucjusz Licyniusz Lukullus, były oficer armii Sulli z czasów I wojny z Mitrydatesem. Aby objąć upragnione dowództwo, starał się o namiestnictwo prowincji Cylicji (tylko część tej krainy należała do Rzymu, część zaś była we władaniu piratów, którzy tworzyli tam swoje własne niezależne państewka), szczególnie że na początku 74 r. p.n.e. zmarł Lucjusz Oktawiusz, który wylosował właśnie tę prowincję i miał objąć nad nią namiestnictwo, ale mu się po prostu zmarło. Aby uzyskać namiestnictwo, a przede wszystkim aby objąć dowództwo w tej wojnie nie wystarczyły pieniądze (których Lukullus akurat miał pod dostatkiem), ale przede wszystkim trzeba było mieć znajomości, odpowiednie poparcie które gwarantowałoby objęcie nawet nie tyle intratnej prowincji ( a Cylicja do takiej nie należała), ale przede wszystkim sławy i łupów, jakie można było zdobyć po zwycięskiej wojnie na Wschodzie. Jednak z tym poparciem i tymi znajomościami u Lukullusa było słabo. Jako wierny oficer Sulli, dał się poznać w charakterze obrońcy stworzonego przez niego ustroju (znacznie ograniczającego pozycję trybuna ludowego - wręcz można powiedzieć że rola trybuna była w tym systemie praktycznie całkowicie pozbawiona wszelkiego politycznego znaczenia - na korzyść Senatu i warstw najbardziej uprzywilejowanych). Lukullus wdał się pewien konflikt z dwoma politykami (demagogami), którzy pragnęli osiągnąć polityczne korzyści, nawołując lud do zmiany zaistniałego po 82 r. p.n.e. systemu politycznego. Pierwszym z nich był Lucjusz Kwinkcjusz, którego Lukullus publicznie napominał, aby nie czynił czegoś, czego potem będzie żałował i mocno się z nim ścierał - głównie pod publiczkę (prywatnie jednak znali się bardzo dobrze, a Kwinkcjusz był częstym bywalcem urządzanych w domu Lukullusa przyjęć, również tych z udziałem nagich niewolnic i specjalnie sprowadzanych z Grecji heter. Dziś w dobie internetu i mediów społecznościowych taka znajomość bardzo szybko wyszłaby na jaw). Drugim zaś był Publiusz Korneliusz Cetegus i nad nim warto na moment dłużej się zatrzymać.
Cetegus (po wejściu Sulli do Rzymu w 82 r. p.n.e. i rozpisaniu list proskrypcyjnych, jego nazwisko znalazło się na liście przeznaczonych do natychmiastowego "usunięcia". Uniknął tego losu, chowając się w różnych dziwnych miejscach - między innymi w publicznym wychodku 😙, a potem dzięki pomocy przyjaciół opuścił Rzym. Ci właśnie ludzie przekonali Korneliusza Sullę aby usunął nazwisko Cetegusa z list proskrypcyjnych i pozwolił mu wrócić do Rzymu, a gdy tak się stało, Cetegus pojednał się z Sullą) był bardzo popularny w Rzymie lat 70-tych I wieku p.n.e. Uważano go za wybrańca bogów, jednego z tych, którym udało się uniknąć tragicznego losu w czasach proskrypcyjnych mordów (a nie było to wcale proste - czasem bywało i tak, że ludzie dopiero co wyczytali swoje nazwisko na liście umieszczonej na Forum Romanum i nie zdążyli nawet dojść do domu, gdy po drodze ktoś ich "zaciukał" w ciemnej uliczce - a jednym z takich, któremu również to się udało był Gajusz Juliusz Cezar). Cetegus pełnił funkcję menniczego, ale jego opinia była powszechnie szanowana, dlatego też politycy starali się o jego poparcie przed wyborami. I właśnie ów Cetegus mocno krytykował Lukullusa za jego rozwiązły tryb życia, wydawanie pieniędzy na hetery i jedzenie, oraz deprawację młodzieży. Ale, jak to się mówi wreszcie przyszła "kryska na matyska" i samego Cetegusa dopadła również strzała Amora. Mniej więcej w omawianym przeze mnie okresie, zadużył on się w pewnej pięknej Rzymiance o imieniu Precja, która nie mogła narzekać na brak adoratorów, aczkolwiek ze względu na swoją urodę i seksapil jaki roztaczała, to ona wybierała sobie mężczyzn, a nie mężczyźni ją. Była ponoć bardzo piękna, miała również powabne kształty, które przyciągały do niej wielu wpływowych polityków, jednym z nich był właśnie Publiusz Korneliusz Cetegus. Ponieważ cieszył się on znaczną popularnością wśród ludu i możnych, okazał się wystarczająco dobrą partią dla Precji. Zabrał ją do siebie do domu, obsypywał podarkami, sukniami i innymi kosztownościami, a jednocześnie dawał sobą sterować jak małe dziecko. Cokolwiek powiedziała Precja, natychmiast wykonywał, stając się całkowicie od niej uzależniony. Wreszcie cały Rzym mówił o tym związku i stał się on bardzo popularny. Oczywiście wiedział o nim również i Lukullus, dlatego też postanowił przekłuć tę wiedzę w polityczne złoto. Udał się więc pewnego razu z kosztownymi darami dla Precji, chwaląc jej urodę, mądrość i rozwagę, co bardzo jej się spodobało (mile łechtają nas wszelkiego typu komplementy, ostatnio opowiadała mi moja znajoma, która zajmuje się fitnessem i w ogóle zdrowym odżywianiem, że jak tylko pochwali pewnego klienta że dobrze wykonuje dane ćwiczenia - nie wiem jak one wyglądają przyznam się szczerze, bo nigdy jeszcze nie korzystałem, wolę basen i siłownię 😚 - to ten czuje się tak mocno podbudowany, że zostawia u nich znacznie więcej pieniędzy niż normalnie, a do tego zapisuje się na dodatkowe ćwiczenia, tym bardziej że znajoma jest, mówiąc po prostu... urodziwa - tak to już człowiek jest zbudowany 🥴).
Od tej chwili Lukullus zyskał ogromne wsparcie w Cetegusie, dzięki któremu uzyskał namiestnictwo Cylicji. Zresztą Lukullus był poza podejrzeniem. Nie ciążyła nad nim żadna skaza z czasów sullańskich proskrypcji, nie brał udziału w żadnych mordach, ani w żadnych ekscesach z tamtych dni. Dlatego jego kandydatura wydała się (również dzięki poparciu Cetegusa) jak najbardziej naturalna do tego typu zadania. Szybko więc przystąpił do formowania legionu (jeszcze będąc w Italii), a następnie wyruszył do Azji, na wojnę w Mitrydatesem.
TWÓRCY EUROPEJSKICH CYWILIZACJI SŁOWIANIE I CELTOWIE
PIERWSZE EUROPEJSKIE CYWILIZACJE
SŁOWIANIE
(POD SKRZYDŁAMI ASYRII - UPADEK IZRAELA)
(ok. 738 r. p.n.e. - ok. 635 r. p.n.e.)
Cz. XI
FILISTEA
PONOWNIE ODRODZENIE
(738 r. p.n.e. - ok. 635 r. p.n.e.)
Cz. XI
DEWARIM
(738 r. p.n.e. - 586 r. p.n.e.)
Cz. XIII
Teraz, gdy książę Sais - Tefnacht koronował się w Leontopolis na króla Egiptu (720/719 p.n.e.), tym samym podważył władzę nad oboma krajami (Górnym i Dolnym Egiptem) kuszyckiego władcy - Pianchiego (który koronował się w Heliopolis w roku 726 p.n.e. po wcześniejszej zwycięskiej kampanii, w wyniku której podbił Egipt, lecz pozostawił lokalnych książąt jako swoich wasali i wrócił do Napaty) i rzucił mu wyzwanie. Jednocześnie podporządkował sobie praktycznie całą deltę, w tym takie miasta jak Leontopolis, Tanis i Memfis (natomiast zależny teraz od niego Acheperre Osorkon IV z Tanis wprowadził swoje wojska do królewskich Teb - którymi zarządzała jako wielka małżonka Amona-Re Szepuseneb I). Wyglądało na to, że Delta po zaledwie sześciu latach kuszyckiej dominacji oderwała się od władztwa czarnoskórych królów Napaty, ale Mencheperre Usermare Pianchi mimo to nie zareagował. Zajęty był wówczas rozbudową swojej nubijskiej stolicy Napaty, budową wielkiej świątyni Amona-Re, a także własnej świątyni grobowej w nekropolii El-Kurru. Zafascynowany zresztą piramidami w Gizie (jakie miał możliwość obejrzeć podczas swojej kampanii egipskiej z lat 727-726 p.n.e.) postanowił również (jako pierwszy kuszycki władca Napaty) postawić taką piramidę na dachu własnej świątyni grobowej. Oczywiście ta piramida była dużo mniejsza niż egipskie, miała ostry kąt nachylenia (68°) i nie miała żadnych związków z podziemnymi komorami (pod kamienną ścianą piramidy kryje się bowiem usypisko szutru i kamieni połączonych zaprawą mułową). Piramidy z Napaty nie miały żadnego przeznaczenia praktycznego, a były jedynie formami dekoracyjnymi królewskich grobów. Zresztą w swojej świątyni grobowej Pianchi nakazał pochować również pięć ze swoich siedmiu żon, oraz dwie córki. Wyjątkiem pochówków nubijskich władców z Napaty, są pochówki koni (i to dość liczne) które właśnie zapoczątkował Pianchi. Po jego śmierci jego ulubione rumaki zostały zabite, a następnie zabalsamowane i ustawione pionowo w specjalne otwory na kopyta, które podtrzymywały całe ciało w pozycji stojącej. Wyglądało to zarówno dosyć ciekawie, jak i nieco przerażająco, gdy po wejściu do świątyni Pianchiego witały nas mumie jego dwóch koni, wyglądających jak żywe.
Pianchi odszedł do "krainy Ozyrysa" ok. 713 r. p.n.e. po prawie 35 latach swoich rządów w kraju Kusz i 13 bez mała rządów nad Egiptem. Był pierwszym czarnoskórym władcą Egiptu, a jednocześnie założycielem dynastii, której panowanie zakończy dopiero najazd na Egipt Asyryjczyków w latach 60-tych VII wieku p.n.e. W tym czasie w Sais również nie było już Tefnachta, gdyż Szepsesre Tefnachtowi zmarło się ok. 718 r. p.n.e. po ponad 20 latach swych rządów nad Sais (i zaledwie półtora roku kontroli nad Deltą). Tron po nim objął teraz jego syn, młody, waleczny Uahkare Bekenranef (Grecy nazywali go Bakchoris i to imię wydaje się łatwiejsze do wymówienia, dlatego też będę go używał). Pomimo faktu iż temu faraonowi przyszło panować zaledwie pięć lat, to pozostawił po sobie bardzo dobrą pamięć i był bardzo ceniony przez swoich poddanych, o czym świadczą liczne inskrypcje. Był to władca przede wszystkim dążący do reformy prawa, które starał się zreformować tak, aby ulżyć nieco najuboższym swoim poddanym (czyli chłopom, którzy realnie traktowani byli jako niewolnicy i wykorzystywani do prac nie tylko publicznych, ale również prywatnych, na folwarkach wezyrów i wielmożów). Ostatecznie nic nie wiadomo aby cokolwiek z tego udało mu się wprowadzić w życie, ale sam fakt że takie plany miał, spowodował iż pozostawił po sobie w oczach Egipcjan bardzo dobrą opinię i żałowano go powszechnie jako niefortunnego władcę, który tak pięknie się zapowiadał ale z woli bogów przegrał w konfrontacji z najazdem Nubijczyków. Prowadził też Bakchoris dosyć udaną politykę zagraniczną, zdając sobie sprawę ze wzrastającego niebezpieczeństwa z północy od strony Asyrii, słał daniny Sargonowi do Kalchu, a jednocześnie wspierał finansowo (wraz z Osorkonem IV) lokalne filistyńskie i palestyńskie miasta do buntu przeciwko Asyryjczykom. Z drugiej strony nie niepokojony długo od południa, uznał, że władcom kuszyckim z Napaty nie będzie chciało się ponownie interweniować na północy i że uznają oni obecny status quo. Tak może było jeszcze za Pianchiego, który przygotowywał się do swojej ostatniej podróży (do krainy zmarłych), skupiając się głównie na modłach do Amona-Re. Ale wraz z jego śmiercią i wstąpieniem na tron jego brata Neferkare Szabako (Szabaka) sytuacja diametralnie się zmieniła. Jeszcze w 714 r. p.n.e. w Tebach zmarła wielka małżonka Amona-Re, córka libijskiego władcy Osorkona III - Szepuseneb I po 40 latach swoich rządów. Była pierwszą wielką małżonką, której władza była równa władzy arcykapłanów Amona-Re (urząd ten został zniesiony, wraz z powierzeniem władzy nad królewskimi Tebami w ręce "dynastii kobiet"). Od ok. 736 r. p.n.e. (i pierwszego najazdu na Górny Egipt Pianchiego), jej uczennicą i następczynią została córka władcy Napaty, czarnoskóra Amenardis I, która teraz objęła pełnię władzy, jako druga wielka małżonka Amona-Re.
Szabaka ruszył na Deltę zaraz po objęciu władzy w roku 713 p.n.e. Ze swoją siostrzenicą - Amenardis spotkał się w Tebach (skąd uciekły nieliczne oddziały Osorkona IV). Następnie ruszył na północ, zdobywając Leontopolis i Sais (to pierwsze miasto zdobył bez walki). W Sais Bakchoris próbował zorganizować obronę, a jednocześnie słał prośby o wsparcie do Osorkona, nadaremnie. Sais zostało zdobyte, a Bakchoris publicznie spalony na rozkaz Szabaki. Następnie władca Napaty pozostawił w Sais czarnoskórego namiestnika, a sam pomaszerował na Tanis. Osorkon IV nie udzielił pomocy Bakchorisowi, gdyż liczył na wspaniałomyślność zwycięskiego Szabaki, który pozwoli mu nadal panować w Tanis. Ten jednak zdobył również i to miasto, a Osorkona (a który był ostatnim z tzw. "libijskich" władców) uśmiercił (712 r. p.n.e.). Szabaka postanowił, że nie popełni błędu swego brata i nie pozwoli lokalnym egipskim książętom dojść do władzy. Zamiast tego sam koronował się na faraona "Obydwu Krajów" (z tym że ten tytuł za rządów czarnoskórych władców z Napaty miał już nieco inne konotacje, dla nich bowiem "oba kraje" to nie był Górny i Dolny Egipt, a po prostu Egipt i Nubia). Swoją stolicą uczynił Teby, gdzie polecił wykuć na pylonie Haremu Południowego w Luksorze swoją podobiznę w objęciu dwóch bogiń, na jednym reliefie jest w otoczeniu bogini Mut (bogini nieba i patronki górnego Egiptu), na drugim zaś, w otoczeniu bogini Amonet (bogini wiatru północnego i patronki Delty). Szabaka uruchomił też liczne prace budowlane w Karnaku, Luksorze i Medinet Habu. Ozłocił bramę Amona-Re w Karnaku i dodał tam nowy portal, w Esna wystawił naos z czarnego granitu dla boga Ozyrysa, a przed Haremem Południowym w Luksorze wybudował kolumnadę, która wiodła wewnątrz pomieszczeń i przechodziła przez nowo utworzony ogród. Po przyjęciu władzy przez władców kolejnej XXVI Dynastii z Sais (czyli rodzimej dynastii egipskiej), większość reliefów władców nubijskich zostanie zniszczona, postacie nubijskich władców zostaną wykute, tak aby całkowicie zatrzeć pamięć o istnieniu tej dynastii i o jej rządach na Egiptem.
Ok. 710 r. p.n.e. Szabaka powierzył Amenardis opiekę nad swoją córką, (która przyjęła imię) Szepuseneb i została tym samym wybrana na następczynię swej dużo starszej kuzynki w roli wielkiej małżonki Amona-Re (oczywiście nim obejmie samodzielne rządy, miną jeszcze dwie dekady). Przez ten czas musiała uczyć się wszystkiego, czego wcześniej Amenardis I nauczyła jej mentorka Szepuseneb I (głównie chodziło tu o erotyczne pobudzenie boga do życia każdego poranka, aby świat mógł ponownie cieszyć się życiodajnym blaskiem słońca). Warto też odnotować, że wraz ze wstąpieniem na tron Egiptu Szabaki, zanika na prawie pół wieku używanie w Egipcie błękitnej korony, zwaną kepresz. Nie wiadomo dlaczego kuszyccy władcy woleli używać tzw. "kuszyckiego czepka" (prosty czepek, najczęściej biały, przedstawiany również na wyobrażeniach boga Ptaha). Oczywiście nie oznacza to że nie używano podwójnej czerwono-białej korony Górnego i Dolnego Egiptu, a także pierzastych koron Ozyrysa, Amona, i Onurisa, ale całkowicie zrezygnowano z niebieskiej korony kepresz. I nie wiadomo dlaczego tak się stało? Co było tego powodem? Wydaje się (a jest to tylko i wyłącznie moje przypuszczenie) że niechęć do używania błękitnej korony mogła wziąć się z faktu, iż była ona najczęściej używana przez egipskich władców podczas ich ekspansjonistycznych wypraw, również tych na południe, do Nubii, kraju Kuszytów. Być może więc kuszyccy władcy z Napaty nie chcieli używać symbolu, który był źródłem zniewolenia ich kraju, a jednocześnie starali się wykazać, że są bardziej egipscy od Egipcjan i to zarówno na polu religijnym, jak i kulturowym (co jest naturalne dla nuworyszy). Szczególna dbałość o zachowanie świątyń i ich rozbudowę, niezwykle wyszukane moduły do bogów, renowacja zniszczonych tekstów (w tym jednego papirusu "zżartego przez robaki", którego tekst wykuto w kamieniu). To wszystko cechowało panowanie Szabaki i jego następców (ich polityka została doceniona przez potomnych. Egipcjanie w każdym razie nie mogli się skarżyć na rządy czarnoskórych faraonów, a ikonoklastyczna polityka wymazywania ich wizerunków ze świątyń i steli za czasów XXVI Dynastii założonej przez Psameryka I w 664 r. p.n.e., nie doprowadziła do zatarcia pamięci o tamtych czasach, również w tak zwanej pamięci ludowej. Efektem tego niech będzie fakt, że już pod koniec XXVI Dynastii, w czasach panującego turbopatriotyzmu egipskiego {negującego wszelkie obce wpływy polityczne i kulturowe w Egipcie, głównie zaś wymierzonego przeciwko Asyryjczykom, Babilończykom, Nubijczykom i co ciekawe, coraz częściej zasiedlającym Egipt... Grekom} za panowania Ahmose II, jedną z ulic w Memphis nazwano właśnie imieniem Szabaki).
Mijały lata, zmieniało się również polityczne otoczenie kuszyckiego Egiptu w Palestynie i dalej, w samej Asyrii. W najbliższej granic Egiptu Gazie, po próbach buntu przeciwko Asyrii z lat 720 i 716 p.n.e., oraz obaleniu tamtejszego władcy Hanona, władzę objął Silli-Bel I a polityka miasta zmieniła się na pro-asyryjską. W Aszkalonie panował Sidqa, który został wprowadzony na tamtejszy stolec przez Asyryjczyków, po ich kampanii z roku 722 p.n.e. i obaleniu wcześniejszego króla Aszkalonu (prowadzącego pro-egipską politykę) - Rukibti. W Aszkalonie zaś, po śmierci lokalnego władcy Ahimti (ok. 706 r. p.n.e.) Sargon II wprowadził na tamtejszy stolec człowieka o imieniu Mitinti (zwanego też w niektórych źródłach - głównie w Starym Testamencie - Jamani - jest to jednak ta sama osoba, biorąc pod uwagę lata panowania jak i okoliczności w wyniku których utracił władzę). W Ekronie zaś, (mieście który najbardziej był wierny Asyryjczykom i jednocześnie który czerpał największe korzyści ekonomiczne z wymiany handlowej pomiędzy Krajem Nadmorskim a Judą, oraz posiadającym preferencyjne umowy na handel z Asyrią) dobiegał już swych lat król Ada (panujący od 730 r. p.n.e.). Natomiast w Jeruzalem od 715 r p.n.e. panował król Ezechiasz, syn i następca Achaza. Wszystko było jasno określone, królestwa Syro-Palestyny, należały do asyryjskiej strefy wpływów, a sam Szabaka nie zamierzam tego zmieniać. Starał się też utrzymywać dobre stosunki z Sargonem, tak, aby nie musieć niepotrzebnie toczyć wojny z Asyryjczykami, którzy już wielokrotnie pokonali rodzimych egipskich władców na polach bitew (ostatni raz pod Gazą w 716 r. p.n.e.). Wszystko wydawało się więc poukładane i oczywiste, ale tak naprawdę było to kłębowisko żmij, które tylko czekały na nadarzającą się okazję, aby zrzucić wreszcie zależność od Asyrii i egipska pomoc byłaby im ponownie jak najbardziej na rękę. Tymczasem Sargon (o czym wspomniałem zaledwie w poprzednich częściach) szykował się do wyprawy przeciwko barbarzyńskim plemionom Kimmerów, idącym z Kaukazu, a drogę ich pochodu znamionował ogień palonych miast i mordowanych ludzi. Król Frygijczyków (plemię Meszków) Midas, który do tej pory prowadził anty-asyryjską politykę zmierzającą do wywołania buntów w nadgranicznych ziemiach podporządkowanych Asyrii na północnym-zachodzie (szczególnie w kraju Tabal - wschodnia Anatolia), teraz, gdy władca Urartu - Argiszti poniósł klęskę w bitwie z Kimmerami i musiał się schronić w swojej położonej w górach stolicy Tuszpie (707 r. p.n.e.) postanowił zawrzeć sojusz z Sargonem II wymierzony przeciwko najeźdźcom (sojusz ten negocjował syn Sargona - Sannacherib, który w tym celu udał się do Gordium w stolicy Frygów).
Jeszcze w 707 r. p.n.e. ziemie asyryjskie zostały częściowo najechane przez Kimmerów, (ale nie odnotowano większych szkód, chociaż część uchodźców z północy przedostała się do Kalchu). Wiosną 706 r. p.n.e. Sargon wyruszył na wyprawę wojenną przeciw Kimmerom. Zgodnie z zawartym wcześniej układem, mieli z nim się połączyć Frygowie, aby łatwiej pokonać barbarzyńców o których opowiadano sobie niestworzone historie (np. że jedzą surowe ludzkie mięso - szczególnie zaś serca wycięte pokonanym wojownikom), ale gdy Sargon przybył do kraju Tabal, Midasa tam nie został (chociaż ten drugi miał bliżej). Natomiast natknął się na hordy Kimmerów którym wydał bitwę. Bitwa była bardzo ciężka, a w pewnym momencie gruchnęła nawet wiadomość że Sargon poległ. Okazało się to nieprawdą, ale pokonanie Kimmerów spowodowało znaczne straty w armii asyryjskiej. Pokonanie, gdyż nie udało się ich rozbić, a jedynie zmusić do odwrotu z powrotem w kierunku Kaukazu. Sargon wrócił do swojej nowej stolicy Dur-Szarrukin (Miasto Sargona) do której przyniósł się po 10 latach jej budowy w roku 707 p.n.e. ale wieści o jego śmierci na polach Tabal obiegły wówczas Syro-Palestynę, dając wielu ponownie nadzieję na rozniecenie kolejnego buntu przeciw znienawidzonej Asyrii. Co prawda Sargon nie zginął pod Tabal, ale za to zmarł śmiercią naturalną w swym pałacu w Dur-Szarrukin w kilka miesięcy po powrocie z tej kampanii (705 r. p.n.e.) i wtedy się zaczęło, a prekursorem buntu był nie kto inny niż władca Judy, król Ezechiasz, choć też nie stało się to zaraz po wstąpieniu na tron Sannacheriba. Ezechiasz bowiem zdawał sobie sprawę, że aby pokonać niezwyciężonych Asyryjczyków, musi utworzyć koalicję miast równie wrogich asyryjskiej dominacji jak Jeruzolima, musi też zreformować własną armię i przygotować się na wojnę oblężniczą (a to wymagało również naprawy murów obronnych Jerozolimy i innych głównych miast Judei). Stało za królem stronnictwo wojenne, skupione głównie wokół Świątyni Jerozolimskiej. Popierał go także prorok Izajasz, ale ten był przeciwnikiem jakimkolwiek sojuszom z Egiptem, za to był autorem wielu reform jakie powstały za panowania tego władcy, szczególnie na polu religijnym i administracyjnym. A tymczasem nowy król Assuru - Sannacherib miał na głowie zupełnie inny problem, a mianowicie jak najszybciej opuścić Dur-Szarrukin (miasto swego ojca, które stolicą było zaledwie dwa lata) i przenieść się do nowo wybranego przez siebie miejsca, a było nim miasto Niniwa, które miało zostać ostatnią już w dziejach stolicą tego Imperium.
JEROZOLIMA W CZASACH STAREGO TESTAMENTU
(OD MIASTA DAWIDA DO MIASTA NEHREMIASZA I EZDRASZA)
PS: PONIEWAŻ NIESTETY NIE BYŁEM W STANIE WCZEŚNIEJ ZŁOŻYĆ ŻYCZEŃ Z OKAZJI ŚWIĄT BOŻEGO NARODZENIA, A ŚWIĘTA TE JUŻ SIĘ SKOŃCZYŁY, WIĘC DARUJĘ SOBIE, ALE JAKO PEWNE ZADOŚĆUCZYNIENIE PRZYJMIJCIE ODE MNIE CHOCIAŻ TO:
POCZĄWSZY OD PIERWSZEGO SPORU POLSKO-KRZYŻACKIEGO (1309-1310), AŻ PO WŁĄCZENIE INFLANT DO RZECZPOSPOLITEJ (1558-1561)
KONRAD I MAZOWIECKI
Cz. X
MOJMIR I
(Obraz wygenerowany przez sztuczną inteligencję)
W roku 863 książę Wielkich Moraw - Rościsław I wysłał na dwór konstantynopolitański swych posłów, z listem do cesarza Michała III (notabene napisanym po grecku, czyli znajomość tego języka musiała być w krajach słowiańskich już wówczas dość powszechna {oczywiście jedynie w "dyplomacji"}, w końcu przez tzw. Bramę Morawską już od starożytności biegł szlak bursztynowy, czyli trakt handlowy idący ku ziemiom cywilizacji śródziemnomorskiej). W liście tym morawski książę prosił cesarza rzymskiego o wysłanie mu "biskupa i nauczyciela" (przekaz w "Żywocie Konstantyna" i "Żywocie Metodego" trochę się od siebie różni, w jednym jest bowiem stwierdzenie o "biskupie i nauczycielu", a w drugim jedynie o "nauczycielu"). Rościsław przede wszystkim prosił o przesłanie kogoś, kto posiada wyższe święcenia duchowne, oraz kto dobrze zna i rozumie język słowiański. Cesarz Michał odpowiedział pozytywnie na prośbę morawskiego kagana, aczkolwiek zdawał sobie doskonale sprawę że wysłanie biskupa do Moraw, czyli miejsca które już od ponad trzydziestu lat było miejscem "religijnej eksploracji" Kościoła zachodniego (Rzymskiego) narazi go na kolejny konflikt z papieżem Mikołajem. Aby tego uniknąć - a jednocześnie nie zamykać sobie drogi z możliwości religijnego podporządkowania słowiańskiego kraju na północy, leżącego tuż przy granicy z Królestwem Wschodnich Franków - postanowił po prostu obniżyć rangę wysłanego tam "misyjnego poselstwa". Wybór padł więc nie na żadnego z biskupów, a na dwóch nauczycieli, pochodzących z Tessalonik, braci Metodego (zwanego również Michałem) i Konstantyna. Starszy o prawie dziesięć lat od brata Metody, był początkowo prawnikiem w Tessalonikach, a następnie pełnił funkcję archonta miasta (gdzie miał częstą styczność z licznie zamieszkującymi to greckie miasto Słowianami i tam też nauczył się języka słowiańskiego). Jednak ok. 840 r. (w wieku dwudziestu paru lat) Metody wybrał życie zakonne i wstąpił do sławnego zakonu, mieszczącego się na górze Olimp w Bitynii. Jego zaś młodszy brat Konstantyn (też w wieku dwudziestu lat) w 847 r. przyjął święcenia kapłańskie a od 860 r. uczył filozofii w akademii cesarskiej (powołanej do życia w pałacu Magnaura przez wuja cesarza Michała III - Bardasa, o czym pisałem w poprzednich częściach) i był tam bibliotekarzem. Co prawda Konstantyn był protegowanym poprzedniego patriarchy Ignacego, ale również patriarcha Focjusz pozostawił go na tym stanowisku, tym bardziej że Konstantyn miał opinię człowieka szlachetnego, nie zaangażowanego w politykę filozofa i moralistę. Teraz jednak gdy cesarz zwrócił się do Focjusza z radą kogo wysłać na Morawy, ten bez wahania wskazał na Konstantyna, a Konstantyn zapowiedział że wyruszy tam wraz z bratem, więc posłano ludzi do klasztoru na górze Olimp, aby sprowadzić stamtąd Metodego.
Ci dwaj mnisi już kilkukrotnie przysłużyli się Cesarstwu w misjach dyplomatycznych. Co prawda misja do Samary z roku 851 nie zakończyła się sukcesem Bizancjum (kalif al-Mutawakkil nie wyraził zgody na zakończenie prześladowań chrześcijan i Żydów, jakie rozpoczął kilka miesięcy wcześniej - o których także pisałem już w poprzednich częściach tej serii), to jednak czas który spędzili zarówno tam, jak i w Bagdadzie, upłynął im na nauce języka arabskiego, oraz studiowaniu Koranu. Jednak już wyprawa z roku 860 na dwór kagana Chazarów Manassesa I do Itilu, zakończyła się pełnym sukcesem i odnowieniem traktatu bizantyjsko-chazarskiego wymierzonego zarówno w Kalifat, jak i plemiona Słowian południowo-wschodnich. Wracając do Konstantynopola obaj bracia mieli odnaleźć na Chersonezie kości św. Klemensa Rzymskiego, czwartego chronologicznie papieża, który miał zginąć męczeńską śmiercią w 102 r. za panowania cesarza Trajana właśnie na Chersonezie (miał wyrokiem cesarskim zostać skazany na utopienie w morzu z kotwicą przywiązaną do szyi, ale najprawdopodobniej do tej śmierci nie doszło a Klemens I zmarł wkrótce po zrzeczeniu się pontyfikatu w roku 97. Co prawda cesarz rzymski Marek Ulpiusz Trajan prześladował chrześcijan, ale nie czynił tego zbyt konsekwentnie, a jedynie na zasadzie faktu, iż stawiają oni wyżej Boga niż cezara. Jego przyjaciel {a na pewno zapatrzony w Trajana druh} Gajusz Pliniusz Młodszy {którego wuj, Gajusz Pliniusz Starszy jako dowódca floty wojennej w Misenum, zginął w roku 79 podczas próby ratowania mieszkańców niszczonych przez wybuch Wezuwiusza miast: Pompei, Herkulanum i Metapontum} jako namiestnik {od 111 r.} prowincji Bitynii i Pontu {notabene Trajan powołał tę prowincję w roku 110, po zjednoczeniu dotychczasowych Bitynii i Pontu. W roku 134 cesarz Hadrian włączył tę prowincję do prowincji cesarskich, w zamian za uczynienie Licji i Pamfilii prowincjami senatorskimi} słał do Trajana liczne listy z zapytaniem jak powinien postępować z chrześcijanami {główna część korespondencji pochodzi z roku 112}. Tamten radził, aby uwzględniał jedynie podpisane donosy, gdyż te anonimowe - chociaż są istnieje wielka pokusa aby również je sprawdzić - jak twierdził Trajan: "są niegodne naszych czasów". Cesarz radził też swemu namiestnikowi aby starał się przede wszystkim przekonywać chrześcijan nie tyle do wyrzeczenia się ich religii, co do zaakceptowania obowiązków wobec państwa, natomiast jeśli by odmówili, miał nakładać na nich kary finansowe. Gdyby to nie poskutkowało, taka osoba trafiałaby do lochu, a gdyby nadal upierał się przy swej wierze, dopiero wówczas miał być uśmiercony. Jako ciekawostkę dodam jeszcze, że zafascynowany Trajanem {w końcu na jego rządy przypada bodajże najwspanialszy okres w rzymskich dziejach, kiedy Rzym osiągnął swe największe terytorialne rozmiary. Zdobył Ktezyfont - stolicę Partów, Mezopotamię, Asyrię, Armenię i uczynił z nich swe prowincje. Podbił Dację - która tyle kłopotów stwarzała cesarzowi Domicjanowi w latach 80-tych I wieku, wreszcie zajął tereny Arabii północnej, czyniąc tam nową prowincję. Poza tym Rzym stał się prawdziwą metropolią świata, liczącą ponad 1 200 000 mieszkańców. Wtedy też powstały prawdziwe dzieła sztuki, takie jak Kolumna Trajana, czy Forum jego imienia, będące prawdziwie nowoczesnym jak na tamte czasy miejscem spotkań Rzymian} papież Grzegorz Wielki {którego pontyfikat przypadł na lata 590-604} według późniejszej legendy miał poprosić Boga aby pozwolił duszy Trajana powrócić na kilka chwil do ciała, a gdy tak się stało, natychmiast go ochrzcił).
IMPERATOR
MAREK ULPIUSZ TRAJAN
Tak więc wybór jaki padł na dwóch braci misjonarzy, wydawał się wówczas najbardziej optymalny z punktu widzenia Cesarstwa. Oczywiście wyprawa do tak odległego kraju musiała być dobrze przygotowana, a przede wszystkim musiała również uzyskać aprobatę samego papieża i o to starali się też dwaj bracia misjonarze. Paradoksalnie przekonanie papieża Mikołaja okazało się łatwe, a z tego powodu, że Konstantyn i Metody wysłali do Rzymu relikwie św. Klemensa rzymskiego odnalezione na Chersonezie (według mnie te szczątki miały tyle wspólnego z Klemensem, co kości ateńskiego króla i herosa Tezeusza, jakie w roku 473 p.n.e. na wyspie Skiros odnaleźć miał ateński strateg i polityk - Kimon. W tym bowiem przypadku po prostu po wcześniejszym spacyfikowaniu wyspy przez ateńskich hoplitów, po prostu odkopano kości jakiegoś nieszczęśnika, a ponieważ zgodnie z legendą na tej właśnie zginął śmiał Tezeusz, więc przywieziono te kości do Aten co oczywiście znacznie podniosło prestiż i znaczenie miasta, a przede wszystkim umocniło polityczne wpływy z samego Kimona. Natomiast czyjekolwiek kość nie zostałyby odnalezione na Chersonezie, to jednak przysłużyły się sprawie uzyskania papieskiego poparcia dla misji Konstantyna i Metodego do Wielkich Moraw). Teraz zaś (ponieważ w poprzedniej części stwierdziłem, iż według mnie owi bracia nie przybyli na Morawy wcześniej, niż w roku 864 {z reguły podaje się datę 862}), postaram się wyjaśnić dlaczego tak uważam. Plemię Morawian przez długi czas nie budziło zainteresowania ani dziejopisów Zachodu, ani też Wschodu i po raz pierwszy pojawiają się oni wymienieni z nazwy w roku 822 podczas zjazdu zwołanego przez cesarza Ludwika I Pobożnego do Frankfurtu (gdzie też zjechać mieli nie tylko wielmoże Cesarstwa Franków, ale również okolicznych plemion słowiańskich i niedobitki Chanatu Awarskiego). Na tym właśnie spotkaniu po raz pierwszy w dziejach wymienili zostali Morawianie w dziele "Roczniki królestwa Franków". Nie stanowili oni wcześniej zainteresowania, ani też nie byli przedmiotem wypraw wojennych Cesarstwa (czy wcześniej Królestwa Franków), jak choćby działo się to z ich sąsiadami Czechami (Wielka wyprawa wojenna wojsk Karola Wielkiego przeciwko Czechom w latach 805-806 czego efektem było zajęcie pasa ziem zasiedlonych przez Czechów i Serbów i powstanie tam Marchii Serbskiej, której granice mniej więcej pokrywają się z dzisiejszą północno-zachodnią granicą niemiecko-czeską. Wyprawa przeciwko Czechom miała być wsparciem dla Awrów, którzy prosili Karola Wielkiego o pomoc przeciwko Bohemom, którzy napadali na ich ziemie. Doszło wówczas do bitwy nad rzeką Ochrza, która zakończyła się klęską Czechów i śmiercią ich wodza Lecha. Według "Kroniki Prokosza" owym Lechem miał być młodszy brat władcy Lechitów - Lecha IX zwanego Walecznym, który został przez zwycięskich Franków skazany na rozerwanie końmi. Notabene Lech IX był dziadkiem niesławnego w naszej tradycji króla Popiela II Zbrodniarza. Dynastia Popielidów/Lechitów która tak pięknie zaczęła {w końcu ojciec Lecha IX Lech VIII objął władzę po zwycięstwie w maratonie, który miał wytypować przyszłego władcę. Lech VIII objąć miał władzę w kraju Lechitów w 20 lat po śmierci w nurtach Wisły sławnej królowej Wandy-amazonki. Notabene, gdyby dzisiaj tak było, to pewnie pan Karol Nawrocki by zwyciężył w pierwszej turze 😄} a ostatecznie tak marnie skończyła).
KIMON NA SKIROS
Oczywiście Czesi nie pozostawali bierni i również napadali ziemie Cesarstwa (w roku 811 Karol Wielki musiał wysłać liczne wojsko do Marchii Panońskiej, zdobyte przez Franków w roku 791 na Awarach, gdyż Panonia zmagała się wówczas z najazdem Czechów). Ale o Morawianach nic nie słychać aż do roku 822. W roku 833 Morawianie zajmują ziemie zachodniej Słowacji (jest to też ogólnie przyjęta data w której większość historyków umiejscawia powstanie Księstwa Wielkich Moraw). Jednak ekspansja militarna nie była jedyną, jaka cechowała wówczas rzeczywistość polityczną tamtych czasów. Równie silna (a można nawet powiedzieć znacznie skuteczniejsza) była ekspansja religijna, która miała za zadanie podporządkowanie sobie danych władców i obszarów polityce dworu, który tej ekspansji by dokonał. Po zniszczeniu przez Franków Chanatu Awarskiego i zdobyciu Ringu (ufortyfikowanego miasta obozu Awarów) w roku 796, natychmiast działalność tam rozpoczęli frankońscy misjonarze. Przyciśnięty do ściany (od zachodu ekspansją Franków, od wschodu wojowniczą polityką bułgarskich chanów - szczególnie Kruma, zaś od północy inwazjami słowiańskich plemion - głównie Czechów) kapkan Awarów - Teodor w roku 805 oficjalnie przyjął chrzest z rąk frankońskich misjonarzy. Opanowane zaś jeszcze w 791 r. ziemie Panonii, zostały oficjalnie po roku 796 podzielone pomiędzy diecezje w Pasawie i Salzburgu (metropolia salzburska powstała w roku 798). Spowodowało to od razu konflikt pomiędzy biskupami, o tereny leżące pomiędzy Drawą a Rabą, które do tej pory wchodziły w skład metropolii akwilejskiej, a teraz weszły w skład metropolii Salzburga. Cesarz Karol Wielki dwukrotnie wydawał ukaz, w którym określał rzekę Drawę, jako granicę pomiędzy oboma metropoliami (803 i 811 r.). Pierwszym metropolita Salzburga, biskup Arn otrzymał od Karola Wielkiego jeszcze w 798 r. polecenie udania się na ziemie Słowian w celu ich chrystianizacji i budowy tam kościołów. Arn swoją posługę kapłańską pełnił aż do swej śmierci w roku 821, ale skupiał się przede wszystkim na chrystianizacji Słowian panońskich i Awarów, natomiast jego działalność na północ od Dunaju praktycznie nie istniała. Jednak nieprawdą jest, jakoby to właśnie działalność owych dwóch braci Konstantyna (później przyjął zakonne imię Cyryl pod którym jest bardziej znany) i Metodego, rozpoczęła liturgię w języku słowiańskim. Już bowiem biskup Arn utworzył na terenie swojej metropolii szkoły dla księży, którzy mieli nauczać wśród Słowian, a którzy najpierw musieli dobrze poznać język słowiański (takie szkoły powstały w Tulln, Maria Saal i Mosaburgu). To właśnie bawarscy duchowni jako pierwsi rozpoczęli tłumaczenie modlitwy (głównie słów "Ojcze nasz") na język słowiański, a także podjęli pierwsze próby zapisu i tłumaczenia Pisma Świętego w języku słowiańskim (należy też dodać że bardzo licznie - o czym świadczą zachowane eksponaty archeologiczne - na ziemiach słowiańskich pracę misyjną podjęli również misjonarze z dalekiej Irlandii, a także z Brytanii, którzy "ponoć" jako pierwsi mieli stosować język słowiański w kontaktach z ludnością, którą zamierzali nawracać. Mówi się też, że to właśnie dzięki ich pracy misyjnej zanikał stopniowo dotychczas stosowany rytuał pogrzebowy na ziemiach słowiańskich, polegający na paleniu zmarłych i chowaniu ich spopielonych szczątków w mniejszych i większych kurhanach, natomiast coraz większą popularność zyskiwały pochówki szkieletowe, czyli po prostu chowanie zmarłych w grobach).
Nie wiadomo co dokładnie doprowadziło do przyjęcia chrztu z rąk frankońskich misjonarzy (bawarsko-iroszkockich) przez panującego na Morawach księcia Mojmira I w 831 r. (panującego w latach ok. 820-846). Czy doprowadziła to do tego właśnie intensywna działalność misjonarska skupiona głównie w klasztorze Kremsmünster w Tulln (gdzie znajdowała się sławna biblioteka Madalwina, licząca 56 woluminów i skąd wychodzili misjonarze dobrze znający język słowiański). Trudno powiedzieć. Wiadomo tylko że właśnie w roku 831 książę Mojmir, wraz ze swym dworem i licznymi poddanymi przyjął chrzest z rąk biskupa Passawy - Reginharda (przy czym na Słowacji musiało to nastąpić wcześniej, gdyż pierwszy kościół wzniesiony tam został w roku 828 w Nitrze przez lokalnego księcia Priwinę na obszarze grodu książęcego. W roku 833 Nitra została przyłączona do Księstwa Wielkich Moraw - Mojmira I). Co prawda po przyjęciu chrztu książę Mojmir (a bardziej dokładnie po zajęciu zachodniej Słowacji wraz z Nitrą i wygnaniu księcia Priwiny z kraju) zaczął dążyć do stworzenia rodzimej metropolii, niezależnej od tej w Passawie. Wydaje się że było to w dużej mierze spowodowane właśnie ucieczką Priwiny najpierw do Marchii Wschodniej (inaczej zwanej Marchią Panońską), gdzie od razu (jeszcze w 833 r.) popadł w konflikt z tamtejszym zarządcą - Ratbodem. Jednak poparcie możnych bawarskich i samego cesarza Ludwika spowodowało, że Ratbod musiał pogodzić się z Priwiną, a to stwarzało duże niebezpieczeństwo dla rosnącego w siłę Księstwa Mojmira. Jednak pomimo faktu iż hołubiony na salonach Akwizgranu, Pawii i Salzburga Priwina (uważany za prawowitego władcę Nitry), nie doczekał się nigdy takiego poparcia, aby cesarz w jego imieniu wystąpił zbrojnie przeciwko Mojmirowi. Według mnie istnieje na to wytłumaczenie trojakie. Po pierwsze "źle się działo w państwie duńskim", czyli po prostu w samym Cesarstwie nie było spokoju (w latach 832-833 zbuntowali się synowie Ludwika Pobożnego pod przywództwem najstarszego z nich - Lotara, który uznał że ojciec chce pozbawić go tronu wbrew złożonej przysiędze i prawu sukcesji określonemu w roku 817. Braciom udało się początkowo pozbawić ojca władzy na kilka miesięcy, ale potem doszło między nimi do konfliktu i ostatecznie ojciec wrócił na tron, a Lotar został wygnany do Italii, którą zarządzał z tytułem króla - pisałem już o tym w innym temacie. Zresztą w latach 838-840 Lotar ponownie się zbuntował przeciwko ojcu). Po drugie sam Priwina nie był do końca fair, gdyż przyjął on chrześcijaństwo dopiero po ucieczce z Nitry - i to na polecenie samego cesarza, ale uważano (i te przypuszczenia wcale nie były bezpodstawne), że nie przestał on wyznawać wiary w dawnych bogów, a jego konwersja była jedynie aktem politycznym (zauważcie proszę że to wcale nie wyklucza faktu wzniesienia przez niego kościoła w Nitrze, kościół mógł bowiem służyć kupcom frankońskim). Po trzecie zaś (pomimo prób, czy też zamiarów utworzenia własnej metropolii na Morawach), Mojmir nie prowadził w żadnym aspekcie swej polityki działalności antyfrankońskiej.
Pomimo starań Mojmira realnie chrystianizacja Wielkich Moraw szła opornie przez długie lata. Ludzie co prawda powoli przyzwyczajali się do pewnych nowych zachowań (w tym na przykład nowych form pochówku), ale szło to bardzo ciężko. Często zdarzało się też tak że nawet ci którzy przyjęli już chrześcijaństwo, nadal praktykowali pogańskie kulty jak choćbym urządzanie przyjęć na grobach zmarłych w rocznicę ich śmierci (picie dużych ilości wina i częstowanie się nim również ze zmarłymi), a także składanie ofiar za pomyślność zmarłych w zaświatach (archeolodzy na odkopanych warstwach grobów słowiańskich na obszarze Wielkich Moraw znaleźli szkielety ptaków i drobnych zwierząt). Zresztą to normalne, przyjęcie nowej religii nigdy nie następuje w ciągu roku czy dwóch, a jest to etap rozciągający się nie tylko na dekady, ale wręcz na pokolenia. Oczywiście to nie miało żadnego znaczenia z punktu widzenia polityki (a ta w tamtym czasie łączyła się nierozerwalnie z religią). Dla Cesarstwa liczyło się tylko to, że Księstwo Mojmira jest księstwem chrześcijańskim i co najważniejsze, podległym zarówno instytucjonalnie (poprzez metropolię w Passawie, a po średnio również w Salzburgu) jak i politycznie Frankom. W dokumentach frankońskich Księstwo mojmira nie jest wymieniane ani razu po roku 838 (aż do 846), co też sugeruje, że w tym czasie stosunki między nimi były dobre. Zapewne Mojmir płacił Cesarstwu jakąś formę trybutu, w zamian zaś otrzymywał spokój na granicach, bezpieczeństwo wewnętrzne i ochronę zewnętrzną w przypadku najazdu wrogów (choć sam nie musiał wysyłać wojska jako wsparcia dla cesarza). To było wszystko czego potrzebował, aby skutecznie skonsolidować i umocnić swoje państwo. Poza tym zapewne trwała również intensywna wymiana handlowa pomiędzy Wielkim Morawami a krajami Franków. Niestabilność polityczna i częste bunty synów Ludwika Pobożnego, były również pozytywnym aspektem rozwoju kraju Mojmira. Gdy więc zmarł on 20 czerwca 840 r. w namiocie (raczej był to mały domek przypominający namiot) na małej wyspie na Renie w pobliżu Ingelheim, przygotowując się do kolejnej wyprawy wojennej przeciwko swym synom (głównie Lotarowi), wydawało się że los ponownie uśmiechnął się do Wielkich Moraw. Cesarz Ludwik zmarł w wieku 62 lat na rozedmę płuc i guz który go powalił (w ostatnich miesiącach życia cierpiał na mdłości oraz liczne duszności, nie mógł też niczego jeść i odczuwał wręcz fizyczny wstręt do jadła). Umierał niespokojnie, krzyczał bowiem do kogoś: "Precz, precz!" tak jakby widział ducha który po niego przyszedł (często jest bowiem tak, że umierający ludzie na krótko przed śmiercią widzą swoich bliskich, którzy do nich przychodzą. Jest to bardzo częsta praktyka wydaje się wręcz że prawie zawsze tak się dzieje. Jeden mężczyzna który doświadczył stanu śmierci klinicznej, stwierdził że odwiedził go jego dziadek, którego on zawsze bardzo dobrze pamiętał, ale który zmarł gdy był dzieckiem. Pokazał mu się jako młody chłopiec, więc ów mężczyzna stwierdził, że nie może być jego dziadkiem, skoro jest młodszy od niego. Tamten uśmiechnął się tylko i rzekł że przybrał tę postać aby było mu swobodniej z nim rozmawiać, ale skoro nie czuje się komfortowo, to przybrał postać dziadka którego on pamiętał). W zapisach historycznych jest też powiedziane, że Ludwik zmarł, gdy przez dłuższy czas wpatrywał się w jeden punkt. Zmarł z uśmiechem na twarzy, tak jakby mówił "Wracam!" (Ponieważ świat w którym żyjemy jest tylko naszą szkołą doświadczeń, często bywa tak, że z najbliższymi nam z naszej grupy docelowej mówimy sobie przed narodzinami "do zobaczenia po śmierci". Wiem że to dla nas żyjących brzmi bardzo dziwnie - i to jest stwierdzenie dosyć łagodne, ale doświadczyłem już tylu rzeczy z "Tamtej strony" że do prawdy nie jest to coś, czego mógłbym nie uznać za jak najbardziej możliwe). Jego ciało zostało złożone w starym grobowcu Karolingów w Metzu, obok jego matki Hildegardy (953 lata później sankiuloci wedrą się do tego grobowca i wyrzucą stamtąd ciała Ludwika Pobożnego, jego matki oraz innych Karolingów).
Po śmierci Ludwika jego synowie rzucili się sobie do gardeł, niczym młode wilki, a żaden z nich nie chciał pozwolić którekolwiek innemu (szczególnie zaś Lotarowi) aby objął tron po ojcu. To dawało księciu Mojmirowi szansę wyrwania się z zależności od Cesarstwa i realnego usamodzielnienia, poprzez stworzenie własnej metropolii na Morawach.