Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 2 grudnia 2024

FRANCUSKIM OKIEM - Cz. I

CZYLI PAMIĘTNIKI LEONA NOËLA 

O POLSCE 

lat 30-tych





Jak wyglądała przedwojenna Polska widziana okiem Francuzów? W zasadzie zaś jednego Francuza - ambasadora Republiki w Rzeczpospolitej (od maja 1935 do września 1939 r.) Leona Noëla. O tym opowiedzą jego "Pamiętniki" spisane w latach II wojny światowej, a po raz pierwszy wydane w Polsce w roku 1946. Jak więc wyglądała Polska Piłsudskiego oczami Francuza, jak widział on polską politykę (a należy nadmienić że nie przepadał on za ministrem spraw zagranicznych Rzeczpospolitej - Józefem Beckiem, a tamten również odwzajemniał to uczucie). Wreszcie jak wyglądała agresja niemiecka na Polskę widziana oczami ambasadora Francji? O tym wszystkim zamierzam opowiedzieć, cytując (w większych lub mniejszych fragmentach) pamiętniki Noëla z czasów pobytu w Polsce, zatytułowane: "L'agression Allemande contre la Pologne" ("Agresja niemiecka na Polskę"). Zapraszam.



VARIA




 "Stale i ze wszystkich stron dochodziły do nas wezwania rządu polskiego i naszych polskich przyjaciół (...) stawały się one coraz bardziej trwożne ze względu na jawne pogarszanie się sytuacji militarnej, która rozwijała się z niespotykaną szybkością. (...) Kierownicze sfery wojskowe zaczynały się niepokoić, widząc, że mocarstwa zachodnie nie kwapią się zbytnio z interwencją. Zaczynały się już obawiać, że nastąpi ona zbyt późno, aby ocalić Polskę od inwazji, a wojsko jej od całkowitej klęski. 

W nocy z 2 na 3 września miałem niezmiernie przykrą przez cały czas rozmowę z Beckiem, a potem z panią Beckową, z którą przywitałem się, wychodząc z gabinetu jej męża, podczas gdy ona czekała w małym saloniku obok pełna niepokoju, czy przyniosę wreszcie wiadomość oczekiwaną przez wszystkich Polaków. Nie mogłem nie rozumieć ich zwiększającego się zaniepokojenia, ale nie mając żadnych instrukcji i prawie żadnych wiadomości z Paryża, nie byłem w możności uspokoić ich".


 Po niemieckiej agresji na Polskę 1 września 1939 r. Francuzi czy mieli wszystko, aby tylko nie wejść do tej wojny. Wymyślili więc nową konferencję pokojową z udziałem Wielkiej Brytanii, Niemiec, Włoch i oczywiście Francji, która miała rozwiązać kwestię niemieckich żądań terytorialnych w Polsce i tym samym zakończyć wojnę. francuski rząd Edouarda Daladier mocno liczył na wsparcie Mussoliniego i Włoch, którzy mieli przekonać Hitlera do wycofania wojsk z Polski i Mussolini już 2 września wyszedł z taką inicjatywą, ale od razu odrzucił ją rząd brytyjski Neville'a Chamberlaina, twierdząc że o żadnych układach nie ma mowy, dopóki wojska niemieckie są w Polsce. Część polityków Partii Pracy zaczęła twierdzić iż Wielka Brytania powinna wypowiedzieć wojnę Niemcom bez oglądania się na Francję. Wieczorem 2 września (po konsultacji z Daladierem) ustalono treść brytyjskiego ultimatum, które dnia następnego miało zostać złożone Hitlerowi. 3 września o godzinie 9:00 rano, tekst ultimatum wręczył führerowi Rzeszy Niemieckiej brytyjski ambasador w Berlinie - Neville Henderson, a brzmiał on następująco: jeśli do godziny 11:00 3 września 1939 r. wojska niemieckie nie zaprzestaną agresji przeciwko Polsce, Wielka Brytania znajdzie się w stanie wojny z Niemcami.

Hitler był zszokowany tą deklaracją, gdyż do tej pory był przekonany że Wielka Brytania i Francja nie kiwną palcem w obronie Polski, a utwierdzał go w tym przekonaniu minister spraw zagranicznych Rzeszy - Joachim von Ribbentrop. Po wyjściu Hendersona, Hitler wręczył tekst ultimatum Ribbentropowi ze słowami: "I co teraz?" Niemiecki minister wpatrywał się w ów tekst w całkowity milczeniu i dopiero obecny tam również premier Prus i minister lotnictwa Rzeszy - Hermann Goering powiedział: "Jeżeli przegramy tę wojnę, to niech Bóg ma nas w opiece". Tymczasem w Londynie na Downing Street 10 z niepokojem patrzono na zegarek i mijające minuty, wyczekując przybycia niemieckiego ambasadora z wiadomością o zaprzestaniu działań wojennych w Polsce. Nic takiego nie nastąpiło i gdy Big Ben wybił godzinę 11:00 jeden z brytyjskich sekretarzy zatrzymał zegar, następnie za szklane wieko włożył kartkę z informacją aby nie uruchamiać zegara dopóty, dopóki Hitler nie zostanie pokonany. O godzinie 11:15 premier Chamberlain wygłosił przez radio orędzie do narodu, w którym informował że Wielka Brytania znalazła się w stanie wojny z III Rzeszą Niemiecką. Ludzie słuchali tego orędzia w domach i na ulicach, smutni i pogrążeni w myślach... niektórzy płakali inni pocieszali się wzajemnie, ale te chwile szybko ustąpiły, gdy w mieście rozległy się syreny alarmowe - Nalot!!! Pierwszy od zakończenia I Wojny Światowej. Ludzie rozbiegli się w panice po domach, chowając po piwnicach i innych zakamarkach aby ocalić życie. Szybko okazało się że to był fałszywy alarm, ale życie mieszkańców Londynu i innych miast Wielkiej Brytanii uległo odtąd diametralnej zmianie. 

Jak opisuje to Antony Beevor: "Na czerwonych skrzynkach pocztowych wymalowano żółte pasy, specjalną farbą zmieniającą kolor pod wpływem gazów bojowych. Szyby w oknach zaklejano paskami papieru, chroniącymi przed odpryskami szkła. Wygląd ulicznych tłumów też uległ zmianie: pojawiło się dużo więcej mundurów, a cywile nosili w tekturowych pudełkach na sznurku maski przeciwgazowe. Dworce kolejowe były zapchane ewakuowanymi dziećmi, które miały na ubraniach karteczki z nazwiskami i adresami. (...) Nocami, po zaciemnieniu, niczego nie dawało się rozpoznać. (...) Wielu ludzi po prostu przesiadywał w domach za zaciągniętymi w oknach kotarami, słuchając rozgłośni BBC". Francuzi również poszli w ślady Brytyjczyków (nie mogąc liczyć na żadną konferencję pokojową, która miała ponownie oddać Hitlerowi cudze ziemie i kupić trochę czasu czyimś kosztem) i również wystosowali ultimatum, zostawiając sobie jednak czas na wypowiedzenie wojny do godziny 17:00. Dopiero po upływie tego terminu Paryż ogłosił, że również znajduje się w stanie wojny z III Rzeszą.

W Berlinie nie było bojowego nastroju, panowała natomiast od 1 września jakby skrywana nieco żałoba, a z pewnością nie widać było po ludziach żadnych objawów radości z toczonej wojny, co najwyżej ciekawość. Jednak po wypowiedzeniu wojny III Rzeszy przez Wielką Brytanię i Francję większość Niemców obawiała się klęski w wojnie na dwa fronty, która przecież doprowadziła II Rzeszę do upadku w roku 1918. Zupełnie inne nastroje panowały od 3 września w Warszawie. Na wiadomość o wypowiedzeniu wojny Niemcom przez aliantów zachodnich, ludzie masowo zaczęli gromadzić się najpierw pod ambasadą brytyjską, potem pod francuską i wznosić okrzyki: "Niech żyje Anglia!", "Niech żyje Francja!". Radio grało hymny obu tych państw, a minister Józef Beck (który do tej pory był nabuzowany niczym balon, obawiając się najgorszego), mógł wreszcie odetchnąć, widać było że ciśnienie z niego zeszło. Stwierdził też wówczas: "Naród miał prawo postawić mnie pod mur i rozstrzelać, gdyby oni nie byli weszli do wojny". Na ulicach (wśród głosów chwalących aliantów zachodnich), można było również usłyszeć głosy chwalące Józefa Becka, gdyż jego polityka doprowadziła do wciągnięcia do - jak planował Hitler - lokalnej wojenki, dwa najpotężniejsze państwa Europy Zachodniej. Beck udał się również do brytyjskiej ambasady gdzie wraz z ambasadorem Howardem Kennardem wygłosił z balkonu ambasady krótkie przemówienie do zgromadzonych przed ambasadą tłumów. Również Leon Noël opisywał tłumy pod ambasadą francuską: "Przyjaciele, ale również nieznajomi, względnie ludzie anonimowi, przynosili do ambasady kwiaty, często z listami doprawdy wzruszającymi. Padały okrzyki na cześć Francji i jej przedstawiciela, śpiewano poszczególne zwrotki Marsylianki. Były to sceny nie do opisania, a tłum stawał się tak wielki, że trzeba było zamknąć bramy pałacu, aby uniknąć jego zalewu (...) nie mogłem tym rozentuzjazmowanym i pełnym jeszcze złudzeń tłumom powiedzieć słów, które pragnęły usłyszeć".




W domu państwa Becków na stole stały trzy chorągiewki symbolizujące Francję, Wielką Brytanię i Polskę, ta Polska stała pośrodku i jak opisuje sekretarz ministra Becka - Paweł Starzeński niezwykłe wydarzenie, które miało miejsce wkrótce po wypowiedzeniu wojny Niemcom przez Wielką Brytanię i Francję: "Na stole w pokoju jadalnym stały (...) tego wieczoru trzy chorągiewki państw, znajdujących się od dzisiaj razem w walce. Polskie barwy były umieszczone między Francją a Wielką Brytanią. Bez żadnego powodu, nikt stołu nie trącił, okna były zamknięte, przeciągu nie było, nasza chorągiewka nagle się przewróciła. Obecni popatrzyli po sobie, nikt się słowem nie odezwał".



AGRESJA NIEMIECKA NA POLSKĘ 
(LEON NOËL)





POLSKA PIŁSUDSKIEGO 
Cz. I


 Przybyłem do Warszawy w ostatnich dniach maja 1935 r. Mój wielce zasłużony poprzednik, pan Jules Laroche, mianowany ambasadorem w Rzymie na miejsce Paul Claudela, który przeszedł na emeryturę, opuścił Polskę zaraz po pogrzebie Piłsudskiego (18 maja). Laroche był ambasadorem Francji w Warszawie dziewięć lat. Objął to stanowisko w przededniu zamachu stanu dokonanego przez Piłsudskiego 12 maja 1926 r., a opuścił je po śmierci pierwszego marszałka Polski. Był to okres dla dyplomacji francuskiej niewdzięczny. Jules Laroche musiał walczyć z licznymi trudnościami, którym stawiał czoło z niezmiernym taktem i cierpliwością dzięki dużemu doświadczeniu zawodowemu. 

Józef Piłsudski zmarł w Warszawie 12 maja 1935 r. na raka żołądka; miał lat sześćdziesiąt osiem (67, był bowiem z grudnia 1867 r.) i organizm przedwcześnie wyczerpany ciężkim życiem spiskowca, bojownika i męża stanu. Śmierć jego okryła żałobą cały kraj. Poza nielicznymi wyjątkami wszyscy, nawet jego przeciwnicy polityczni, nawet ci, którzy byli ofiarami stworzonego przez niego reżimu, który uosabiał, chylili głowę przed jego gorącym patriotyzmem oraz zasługami wobec kraju i przyłączali się do hołdu całego narodu. Uroczystości pogrzebowe odbyły się z wielką wspaniałością w Warszawie i w Krakowie, gdzie zwłoki zostały złożone na Wawelu w Krypcie Królewskiej ("Bo królom był równy...", jak na pogrzebie rzekł prezydent Mościcki) obok Batorego, Sobieskiego, Józefa Poniatowskiego i Kościuszki. 

Od Belwederu, uroczego pałacyku w stylu empire, gdzie mieszkał i zmarł (co ciekawe Marszałek sypiał przy zapalonej lampce, gdyż twierdził że nocami po korytarzach Belwederu przechadza się duch księcia Konstantego Pawłowicza - brata cara Aleksandra I, który mieszkał tutaj w latach 1815-1830), aż do wspaniałego miejsca wiecznego spoczynku cała, rzec można, głęboko wzruszona Polska tworzyła szpaler Marszałkowi, oddając mu hołd, jak rzadko tylko bywa udziałem wybitnych ludzi. Większość państw reprezentowana była przez okazałe delegacje, których brali udział i książęta krwi. Kanclerz Hitler przysłał marszałka Goeringa. Naszą armię reprezentował Marszałek Pétain, a Laval, który udając się do Moskwy zatrzymał się w Warszawie z wizytą oficjalną, powrócił z Rosji aby wziąć udział w uroczystościach krakowskich. (...)

Ten wspaniały pogrzeb i wrażenie wywołane śmiercią Piłsudskiego mogą być łatwo zrozumiałe. Marszałek należał bowiem do tych rzadkich osobistości, o których mówi się, że gdyby ich nie było, historia potoczyłaby się inaczej. Drogi jego życia były niezwykłe, nawet w naszej epoce, tak przecież obfitującej w ludzi nieprzeciętnych. (...) Pomimo popełnionych poważnych błędów politycznych był to człowiek nieprzeciętnej miary i miał niektóre cechy prawdziwego męża stanu. Gdyby go nie było lub gdyby policja carska doprowadziła do jego śmierci, jak tylu innych, na szubienicy czy w jakiejś odległej wiosce syberyjskiej, trudno sobie przedstawić, kto mógłby stanąć na czele polskiego ruchu niepodległościowego. Polska miała w owej epoce, jak zresztą zawsze, ludzi wartościowych i gorących patriotów, jednak nikt z jego współpracowników czy rywali nie posiadał takiego jak on autorytetu, takiego niezwykłego daru intuicji, a nawet tych drobnych specyficznych rysów, które pomagają powstawaniu legendy.



 
Na nieszczęście Polski, gdy powrócił do czynnej roli w 1926 r., Piłsudski był już bardzo wyczerpany fizycznie, a na parę lat przed śmiercią stan jego zdrowia nie pozwalał mu na pełne trzymanie ręki na pulsie wydarzeń, nie mógł więc wpływać na nie, jak byłoby pożądane. Gdyby był młodszy i żył kilka lat dłużej, to zapewne wielkie poczucie realizmu, którego dał wybitne dowody w latach wojny, byłoby uchroniło jego kraj od tragicznych błędów (jakich błędów? Wrzesień 1939 był nieunikniony i jedynym wyjściem była szybka pomoc aliantów, ponieważ Niemiec nie dało się w tamtym czasie pokonać w pojedynkę, tym bardziej że mieli jeszcze wsparcie Związku Sowieckiego, który 17 września również napadł na Polskę. A tak w ogóle to Francuzi mogli się zgodzić na wojnę prewencyjną w roku 1933 i byłoby po sprawie. Dzisiaj nikt nie mówiłby o żadnej Wojnie Światowej, tylko lokalnej krótkiej wojence, w której obalono nazistowski reżim w Niemczech).


CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz