CZYLI PAMIĘTNIKI LEONA NOËLA
O POLSCE
lat 30-tych
Jak wyglądała przedwojenna Polska widziana okiem Francuzów? W zasadzie zaś jednego Francuza - ambasadora Republiki w Rzeczpospolitej (od maja 1935 do września 1939 r.) Leona Noëla. O tym opowiedzą jego "Pamiętniki" spisane w latach II wojny światowej, a po raz pierwszy wydane w Polsce w roku 1946. Jak więc wyglądała Polska Piłsudskiego oczami Francuza, jak widział on polską politykę (a należy nadmienić że nie przepadał on za ministrem spraw zagranicznych Rzeczpospolitej - Józefem Beckiem, a tamten również odwzajemniał to uczucie). Wreszcie jak wyglądała agresja niemiecka na Polskę widziana oczami ambasadora Francji? O tym wszystkim zamierzam opowiedzieć, cytując (w większych lub mniejszych fragmentach) pamiętniki Noëla z czasów pobytu w Polsce, zatytułowane: "L'agression Allemande contre la Pologne" ("Agresja niemiecka na Polskę").
Zapraszam.
AGRESJA NIEMIECKA NA POLSKĘ
(LEON NOËL)
POLSKA PIŁSUDSKIEGO
Cz. II
LEON NOËL
Żaden ze współpracowników Piłsudskiego nie dorósł do objęcia po nim sukcesji, a w każdym razie żaden nie zdołał narzucić swojej woli innym. A ci spomiędzy nich, którzy objęli po nim kierownictwo polityki polskiej, usiłowali w imię przesadnej wierności jego pamięci postępować do końca zgodnie z tym, co uważali - słusznie lub nie - za myśl Marszałka. I tak Piłsudski przeżył samego siebie: jego wyznawcy rządzili w dalszym ciągu, powołując się na niego, lecz nie posiadając ani jego prestiżu, ani intuicji, ani zręczności, której tylokrotnie dowiódł w swych młodszych latach.
Prezydent Rzeczypospolitej, Ignacy Mościcki, obrany po raz pierwszy w 1926 r. i powtórnie w 1933 r., pozostał na swym stanowisku po uchwaleniu konstytucji z dnia 23 kwietnia 1935 r. Konstytucja ta, nadając mu najbardziej rozległe uprawnienia, czyniąc go odpowiedzialnym wyłącznie "przed Bogiem i przed historią", uznając zasadę, że "jedyna i niepodzielna władza w państwie" koncentruje się w jego osobie, powierzyła mu rolę, do której nie był przygotowany i do której odegrania bynajmniej nie dążył.
PREZYDENT RZECZPOSPOLITEJ
IGNACY MOŚCICKI
Uczony chemik, skromnego pochodzenia, współczesny Marszałka i, jak on, dawny socjalista, zmuszony został przez władze carskie wraz z wielu innymi do opuszczenia kraju. Przebywał w Szwajcarii, długo wykładał na uniwersytecie we Fryburgu i otrzymał tam obywatelstwo szwajcarskie. Nie pozbawiony imponującej godności, majestatu, jak gdyby urodził się w pobliżu tronu, o obejściu ujmującym, uprzejmy i taktowny, posiadał zalety szefa państwa, którego rola, według dawnej konstytucji, ograniczała się przede wszystkim do funkcji reprezentacyjnych (Polska konstytucja marcowa z roku 1921 była wzorowana w dużej mierze na konstytucji francuskiej, a raczej na francuskich ustawach konstytucyjnych z roku 1875, znacznie ograniczających rolę głowy państwa czyli prezydenta. Było to związane z obawami zarówno w Polsce jak i we Francji przed zbyt wielką władzą, zgromadzoną w rękach wybitnych jednostek: Józefa Piłsudskiego czy marszałka Patryka de Mac Mahona. Natomiast polska konstytucja kwietniowa z roku 1935 została później skopiowana przez Francuzów po przejęciu władzy przez de Gaulle'a w roku 1958 i obowiązuje we Francji po dziś dzień). Za życia Piłsudskiego nadawał się najzupełniej do roli, która mu przypadła w udziale. Pozbawiony autorytetu Marszałka, nie mógł wypełnić pustego miejsca wytworzonego śmiercią Piłsudskiego. (...)
I tak w środowisku piłsudczyków osobistością najwybitniejszą, najbardziej wpływową, a jednocześnie wywołującą najsprzeczniejsze sądy, był przez następne cztery lata płk Beck, minister spraw zagranicznych od jesieni 1932 r. Wielka rola jaką płk Beck odegrał w ówczesnych wydarzeniach, oraz moje ustawiczne z nim stosunki skłaniają mnie do zatrzymania się nieco dłużej nad jego przeszłością, sylwetką, charakterem. Była to zresztą jedna z osobistości najciekawszych, najbardziej pod niektórymi względami niezrozumiałych, a zarazem najbardziej interesujących, z jakimi zdarzyło mi się obcować. Aczkolwiek polityka jego zmuszała mnie często do przeciwstawienia się jej i może więcej niż ktokolwiek ubolewałem nad jego metodami, a nieraz nawet ucierpiałem z ich powodu (Noël - jak każdy Francuz - chciał aby Warszawa była klientem, a nie partnerem Paryża, natomiast Beck dążył właśnie do relacji partnerskich w tym "związku"), To jednak sądzę, że potrafię zachować całkowity obiektywizm, jakiego wymaga charakter tej pracy oraz jaki narzuca niezaprzeczalny patriotyzm byłego ministra, nieszczęścia jego ojczyzny i jego własne, a nawet pewne cechy jego silnej indywidualności. Nie będzie to żadną specjalną wyrozumiałością z mej strony, gdyż chociaż nie zgadzaliśmy się często, nigdy osobiście uskarżać się na niego nie mogłem. W najcięższych okolicznościach okazywał mi nie tylko najbardziej wyszukaną uprzejmość, lecz - nie waham się powiedzieć tego - wszelkie względy należne przedstawicielowi Francji (mówiłem, typowy Francuz).
płk. JÓZEF BECK
Józef Beck miał zaledwie czterdzieści jeden lat, gdy przybyłem do Polski. Bardzo wysoki, szczupły, elegancki, nienagannie grzeczny, gdy chciał, potrafił być nawet miły i ujmujący. Rozmawiał chętnie i przystępnie, a po francusku wyrażał się poprawnie (przed wybuchem II Wojny Światowej językiem międzynarodowym - szczególnie w Europie - był właśnie francuski, a nie angielski). Był błyskotliwy, mógłby łatwo jednać sobie sympatie, gdyby uniknął wady będącej zwykle udziałem ludzi zbyt młodo dochodzących do zaszczytów, jak również gdyby pozostawiał innym dostrzeganie jego wartości i posiadał dar zdobywania opartego na zaufaniu, bezpośredniego kontaktu, który pozwalałby zapominać o cechach ujemnych, właściwych, w mniejszym lub większym stopniu, każdemu.
Pochodził z Galicji, z rodziny należącej do klasy średniej, a wywodzącej się, jak mówił, od korsarzy holenderskich, czym tłumaczył swe zamiłowania marynistyczne. Od najmłodszych lat doświadczał srogości rządów carskich. Ojciec jego, gorący patriota który z czasem został podsekretarzem stanu w gabinecie Paderewskiego (1919 r.), przeszedł przez więzienie w Cytadeli warszawskiej. Skazany następnie na wygnanie, osiadł przejściowo w Rydze, gdzie syn jego, Józef, zaczął chodzić do szkół, prowadzonych w języku niemieckim, zgodnie ze starym zwyczajem utrzymanym na Łotwie przez władze carskie. Dzięki temu przyszły minister spraw zagranicznych znakomicie władał tym językiem (to nieprawda! Józef Beck nauczył się niemieckiego w Galicji, gdzie w latach 90-tych XIX wieku wyemigrował jego ojciec wraz ze swoją drugą żoną, która będąc wyznania unickiego, musiała uciekać z ziem polskich będących pod rosyjskim zaborem, z obawy przed przymusowym przejściem na prawosławie).
Przed wojną 1914 r. Beck studiował w Wyższej Szkole Handlowej w Wiedniu, ale porzucił ją gdy tylko rozpoczęły się działania wojenne, aby wstąpić do legionów Piłsudskiego. Bieg wydarzeń nie dał mu możności dopełnienia jednostronnego, ściśle zawodowego wykształcenia, które pozostało już na zawsze niekompletne. Był na tyle inteligentny, że zdawał sobie z tego sprawę i nie dopuszczał, aby rozmówca, przewyższający go pod tym względem, sam to zauważył. Chętnie uprzedzał go i przyznawał - zresztą bez fałszywej skromności - braki swego ogólnokulturalnego wykształcenia. Mógł na to sobie tym bardziej pozwolić, że był bezsprzecznie obdarzony dużymi zdolnościami. Bardzo bystry, przyswajał sobie umiejętnie i niezwykle szybko pojęcia, z którymi się stykał. Posiadał znakomitą pamięć, nie potrzebował najmniejszej notatki, aby zapamiętać udzieloną mu informację lub przedstawiony tekst. Z łatwością władał piórem, mając nietrudny do odróżnienia styl. Znamienną jego cechą była niezwykła finezja wypływająca z świadomie pielęgnowanej tendencji do ukrywania myśli.
Płk Beck posiadał niewątpliwie duże uzdolnienia do dyplomacji: myśl zawsze czujną i żywą, pomysłowość, zaradność, wielkie opanowanie, głęboko wpojoną dyskrecję, zamiłowanie do niej; "nerw państwowy", jak to nazwał Richelieu, no i konsekwencję w działaniu. Znając go można zrozumieć - z całym uznaniem - że Piłsudski tego właśnie młodego oficera skierował ku sprawom zagranicznym. Był to groźny partner. Dyskusja z nim była trudna, przypominała starcie na florety z mistrzem fechtunku. Posiadał rozwinięty w najwyższym stopniu dar "prześlizgiwania się", według wyrażenia jednego z moich cudzoziemskich kolegów, co w jego zrozumieniu oznaczało "wymykanie się". Umiał uczynić swą myśl nieuchwytną, a rozmówca jego daremnie starał się ją sprecyzować: wymykała mu się, jak węgorz wyślizguje się z ręki.
Piłsudski zwrócił bardzo wcześnie uwagę na młodziutkiego legionistę. Wziął go do swego sztabu, powierzał mu funkcje w II Oddziale, a w 1922 r. mianował attaché wojskowym w Paryżu. (..) Ta pierwsza część kariery Józefa Becka pozostawiła w nim głęboki ślad. Zachował tendencję do przenoszenia w dziedzinę dyplomacji metod postępowania stosowanych w II Oddziałach i wywiadach wojskowych. Jego działalność późniejsza bardzo na tym ucierpiała. Po przewrocie majowym płk Beck został szefem gabinetu Piłsudskiego w Ministerstwie Spraw Wojskowych. W 1930 r. rozpoczyna się jego kariera dyplomatyczna i zostaje podsekretarzem stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, przy ministrze Auguście Zaleskim. W jesieni 1932 r. ten ostatni musiał mu ustąpić miejsca, które Beck zachował aż do klęski Polski w ponurych dniach wrześniowych 1939 r.
PS: Należy pamiętać że z chwilą przybycia do Polski nowego ambasadora Francji - Leona Noëla, stosunki pomiędzy Warszawą a Paryżem były dosyć chłodne. Składało się na to wiele czynników: wypędzenie polskich górników i pracowników rolnych z Francji w 1934 r. (Wraz z kryzysem zapoczątkowanym w październiku 1929 r. krachem na Wall Street, Francja zaczęła coraz bardziej dbać o rodzimych pracowników, a problemy z cudzoziemcami zaczęły się już w sierpniu roku 1932 r. W roku 1934 podczas sesji Parlamentu premier Francji - Pierre Flandin stwierdził: "Jest rzeczą zupełnie normalną poproszenie cudzoziemskich robotników, aby powrócili do swoich krajów, skoro górnik francuski jest bezrobotny", a gdzieś od maja 1934 r. minister spraw wewnętrznych Albert Sarraut rozpoczął akcję "wypędzania z kraju elementów niepożądanych", dotyczyło to w ogromnej części polskich górników i robotników najemnych. Notabene niemiecka prasa wykorzystała ten polsko-francuski konflikt, aby jeszcze bardziej wbić klin w relacje Warszawy i Paryża).
Wcześniej jeszcze, w roku 1931 ze względu na Wystawę Światową organizowaną w Paryżu, Francuzi wykorzystali ten pretekst aby przynieść polską ambasadę w inne, mniej eksponowane miejsce, co było w zasadzie początkiem owego konfliktu. Do tego w latach 1932-1934 doszła tzw. "afera żyrardowska" i "afera elektrowni warszawskiej" - będącej w rękach kapitału francuskiego. Szczególnie zaś podpisanie polsko-niemieckiej deklaracji o niestosowaniu przemocy ze stycznia 1934 r. wprawiło Francuzów w prawdziwą furię. Co prawda nie zamierzali się oni godzić ani na wojnę prewencyjną z Niemcami (jaką proponował im Marszałek Piłsudski), a realnie od początku lat trzydziestych dążyli do znacznego osłabienia polsko-francuskiego układu o wzajemnej pomocy z 1921 r. Natomiast Warszawę, Pragę, Bukareszt i Belgrad widzieli Francuzi w swojej strefie wpływów i podpisanie polsko-niemieckiego układu było wyłomem w tym systemie, co bardzo im się nie spodobało. Uznali bowiem że głównym winowajcą tego jest właśnie pułkownik Józef Beck i celem działalności Leona Noëla w Polsce po 1935 r. (który tak pięknie chwali Becka w swych pamiętnikach), było doprowadzenie właśnie do jego usunięcia z urzędu. Starał się to uczynić na różne sposoby, do czego jeszcze powrócę w kolejnych częściach.
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz