Łączna liczba wyświetleń

sobota, 13 maja 2017

NIEWOLNICE - Cz.XXXVIII

CZYLI CZTERY HISTORIE

WSPÓŁCZESNYCH KOBIET

KTÓRE STAŁY SIĘ PRAWDZIWYMI

NIEWOLNICAMI


HISTORIA DRUGA

TEHMINA

NIEWOLNICA Z PAKISTANU

Cz. XVII




Tymczasem dojrzewał plan zamachu. Joshi wystarał się o amunicję, którą przechowywano w pewnej indyjskiej wiosce nie opodal granicy pakistańskiej, i Mustafa poszukiwał teraz kogoś, kto przemyciłby ją przez granicę. Joshi załatwił z indyjskimi celnikami, że nie będą stwarzać żadnych problemów przy przekraczaniu granicy, ale spiskowcy potrzebowali zaufanego człowieka na miejscu, który znałby nadgraniczne tereny na tyle dobrze, by przedostać się przez pakistańskie punkty graniczne. Przedarto na pół banknot rupii. Jedną połówkę otrzymała strona indyjska, a drugą miano przekazać przemytnikowi, który powinien ją był okazać przy odbiorze broni. Dla mnie brzmiało to jak scenariusz tandetnego dreszczowca. Mustafa zdecydował się powierzyć tę ważną rolę Sethowi Abidowi, bogatemu handlarzowi złotem, i kazał mi się z nim w tym celu skontaktować. Oczywiście nie było mowy o niewykonaniu rozkazu, chociaż byłam bardzo niespokojna mając świadomość, że uczestniczę w zdradzie. Jeżeli telefon Setha Abida był na podsłuchu, co wydawało się bardzo prawdopodobne, to wywiad miałby nagrany na taśmach mój głos. Mustafa chronił się za moimi plecami! Zadzwoniłam Seth Abid podniósł słuchawkę. Przedstawiłam mu się i od razu przeszłam do sedna sprawy. 

- Mój mąż chce, żebyś przyjechał do Londynu. Mamy do ciebie ważny interes. Potrzebujemy twojej pomocy w pewnej sprawie, ale to się nie nadaje do omawiania przez telefon.
- Nie... nie sądzę, że mogę... że mogę z nim rozmawiać - odpowiedział Seth Abid zawodzącym głosem. - Nie... nie powinienem tego robić. Mieszkam w Pakistanie. Mam rodzinę. Zrozumcie mnie. Zapanowała cisza. Po chwili jednak zaproponował: 
- Słuchaj, zadzwoń do mnie pod ten sam numer za pół godziny. 
Przekazałam Mustafie, że Seth Abid był zdenerwowany i że, według mnie, rozmowa była na podsłuchu. Mimo to jednak kazał mi zadzwonić jeszcze raz. W czasie następnej rozmowy Seth Abid był już bardzo opanowany i rozmawiał ze mną swobodnie. Doprowadzał mnie do granic wytrzymałości tym, że kazał mi powtarzać wyraźnie każde zdanie.
- Mustafa chce się z tobą zobaczyć - powiedziałam.
- Ach, Mustafa chce się ze mną zobaczyć? - powtórzył.
- To bardzo pilne.
- Bardzo pilne? Czy ma to coś wspólnego z polityką? Czy chce przedyskutować ze mną jakieś plany? Dobrze, powiadomię was, kiedy będę mógł się pojawić. 
Wydawało mi się, że słyszę terkot przewijanych taśm. Po skończeniu rozmowy podzieliłam się moimi spostrzeżeniami z Alim, Billo i Mustafą.

- Nagrywał rozmowę - powiedziałam. - Nie możemy mu ufać, jego zachowanie w przeciągu pół godziny całkowicie się zmieniło. Co mogło go tak uspokoić? Węszę tu podstęp, nawet na odległość.
Mustafa spojrzał na mnie złośliwie, moje spostrzeżenia uznał za babskie fanaberie.
- Przestań fantazjować - powiedział. - Nie wtykaj nosa w sprawy, których nie rozumiesz. 
Gdy znaleźliśmy się sami, obrzucił mnie obelgami, że zasiewam w Mehmoodach niepokój.
- Jeżeli oni się wycofają, to wszystko nie będzie warte funta kłaków. Moja ciężka praca pójdzie na marne z powodu twoich urojeń. - To ostatnie słowo wypowiedział z ironią. 
Niespodziewanie staliśmy się posiadaczami olbrzymiej sumy pieniędzy, nie wiedziałam dokładnie, ile tego było ani skąd się to wzięło, i zaczęliśmy się rozglądać za kupnem domu. Mustafa często zasięgał mojej opinii na ten temat. Jego jedynym życzeniem było, aby dom znajdował się poza miastem, nie znosił zanieczyszczonego powietrza i tłoku miejskich aglomeracji. W Haslemere, w zachodniej części Sussex, przy samym ujściu rzeki Whey znaleźliśmy piękny dom otoczony czterema i pół hektarami gruntu. Miał on swoją legendę, prawdopodobnie w jego ogrodach zasadzono pierwsze w Wielkiej Brytanii rododendrony. Dai Ayesha była urzeczona okolicą. Rozglądając się wokół powiedziała:
- Tu jest zupełnie jak w Kot Addu!

Mustafa i ja uśmiechnęliśmy się, ponieważ bujnie porośnięte otaczające nas wzgórza w niczym nie przypominały suchych i opustoszałych okolic jego wioski. Zrozumiałam wtedy, jak bardzo dai tęskniła za krajem. Mustafa już wcześniej był właścicielem nieruchomości, dbał jedynie zawsze o to, by zapisane były na jego nazwisko. Powiedział mi całkiem otwarcie, że nigdy nie miał pewności, jak długo będzie trwało nasze małżeństwo. Tym razem jednak nalegał, abyśmy oboje stali się współwłaścicielami nowego domu.
- Chcę, żebyś wiedziała, że cię nigdy nie opuszczę - zapewniał mnie. - Jesteś jedyną kobietą, którą mogę sobie wyobrazić jako moją żonę. Chcę, abyś czuła się ze mną całkowicie bezpieczna. 
Czyżby koszmar przeszłości zamieniał się w marzenie? Nareszcie stałam się posiadaczką własnego domu, symbolu bezpieczeństwa! Mam duże zdolności, jeśli chodzi o urządzanie wnętrz. Kazałam powiększyć wszystkie okna, tak aby z każdego pokoju rozciągał się widok na pofałdowane pola, co dawało niesamowite poczucie obcowania z przyrodą. Wnętrze domu wykleiłam jasnobeżowymi tapetami o nierównej strukturze i jedyne w nim kolorystyczne urozmaicenie stanowił widok ogrodu. Nowoczesne meble zastąpiłam starymi, z inkrustowanego drewna. Musieliśmy wybudować kurnik, lecz kazałam ukryć ten nieciekawy obiekt za ogromnym pniem drzewa. KaŜdego ranka dzieci szły na wzgórze po świeże jajka. W naszej sadzawce mieszkały dzikie gęsi. Dostarczały nam one rozrywki. Każdego dnia około dziesiątej rano wchodziły na wzgórze i siedziały na słońcu dokładnie godzinę. Wieczorem schodziły jedna za drugą gęsiego na dół i przesiadywały na trawniku przed domem do godziny szóstej, kiedy to z dokładnością zegarka podbiegały do drzwi i gęgały dotąd, aż ktoś z domowników je nakarmił. 




Często wydawaliśmy przyjęcia, na naszych piknikach bywało po sto zaproszonych osób. Na szczęście mieliśmy dodatkowego służącego. Farid, krewny dai Ayeshy, był naszym kucharzem i szoferem. Rozstawialiśmy namioty, gdzie nad ogromnymi dołami z węglem gotowano potrawy. Mustafa słynął zawsze jako nieprzeciętny kucharz, toteż przybywano gromadnie skosztować jego przysmaków. Mustafa przynosił na takie okazje około pięćdziesięciu żywych kurczaków, a następnie jednego po drugim zabijał. Odmawiał kalimę, która powodowała, że ptactwo stawało się koszerne, po czym dokonywał rytualnego przecięcia tętnicy szyjnej, odrzucając szyjkę kurczaka na ofiarę. Kurczakiem przez dłuższą chwilę wstrząsały przedśmiertne drgawki, a potem kończył żywot. Błagałam razem z dziećmi Mustafę, by oszczędził ptakom cierpienia, ale jego to bawiło. Mówił, że ostatnie drgawki kurczaka oznaczały, że jego dusza opuszcza ciało. Za każdym razem, gdy kończył swoją robotę, taras przypominał rzeźnię. Potem Mustafa gotował kurczaki, a my ścigaliśmy się z czasem, sprzątając i robiąc ostatnie przygotowania. Kiedy pojawiali się pierwsi goście, byliśmy zazwyczaj wszyscy zupełnie wykończeni. Czasami Mustafa przynosił do domu kozę, którą także sam zabijał. Ja i dzieci cierpieliśmy razem z nią słysząc, jak beczy bez końca ze strachu, zanim w końcu ucichnie, co oznaczało, że czyn został dokonany.  

W tej sielankowej scenerii Mustafa wydawał się nieco bardziej opanowany, często jednak zdarzały mu się ataki wściekłości. Nadal nie panował nad swoim językiem, chociaż starał się teraz mniej mi ubliżać i nie bił mnie. Jego ciosy spadały za to częściej na biedną dai Ayeshę. To przecież była niewolnica i taki był jej los. Okazywałam jej współczucie, ponieważ zdawałam sobie sprawę, że cierpiała za mnie. Pewnego razu słyszałam, jak się modliła do Pana Jezusa błagając Go, aby zerwał więzy trzymające ją na służbie i pozwolił jej przynajmniej powrócić do Pakistanu.
- Czy zostałaś chrześcijanką, dai? - spytałam z niedowierzaniem.
- Nie - odrzekła - ale z chęcią spróbuję wszystkiego. 
Mustafa uwielbiał otwartą przestrzeń, bo przypominała mu ona dzikie tereny Pakistanu. Wstawał zwykle o piątej nad ranem i początkowo przez dwie godziny ćwiczył jogę na werandzie. Stopniowo jednak zaczął przenosić się do jakiegoś miejsca w ogrodzie lub na szczyt wzgórza. Nawet gdy padał śnieg, on zawsze znalazł kawałek zadaszonej powierzchni, by uprawiać tam ćwiczenia. Włączanie ogrzewania w nocy był surowo zabronione, a okna sypialni musiały być otwarte nawet wtedy, gdy temperatura na zewnątrz była ujemna. By nie marznąć, wkładałam do łóżka pod puchową pierzynę butelkę z gorącą wodą.

Jeśli chodzi o zdrowie fizyczne, nigdy nie widziałam człowieka bardziej zdyscyplinowanego od Mustafy. Kąpał się w lodowato zimnej wodzie wierząc, że znakomicie pobudza ona ciśnienie i hamuje proces starzenia. Jego dieta była pozbawiona wszelkich cukrów, skrobi oraz zbędnych kalorii. Wypijał ogromne ilości jogurtu i chudego mleka. Z przygranicznej prowincji pakistańskiej dostarczano mu dziki miód wytwarzany przez specjalną odmianę "małych" pszczół. W pobliskim młynie w Haslemere mielono dla niego w jego obecności brązowe ziarna pszenicy. Nie spożywał żadnych ciast ani napojów gazowanych. Mustafa zakupił dwa psy: angielskiego springer spaniela i myśliwskiego labradora, którego nazwaliśmy Bruno. Ponieważ twierdził, że psy nie są czyste, zabronił im mieszkania w domu, psiaki usadowiły się więc w garażu. Niepokoiłam się o nie i często w środku nocy schodziłam na dół, aby okryć je starą szmatą. W końcu kazałam wybudować im budę. Zawsze wydawało mi się, że byliśmy dla nich jak niedobra rodzina zastępcza i że psy nigdy się nie przyzwyczają do nowego, surowego stylu życia. Ilekroć obarczyliśmy Ayeshę przykrym zadaniem zajmowania się psami, szukała ona ulgi w nie kończących się rozmowach ze zwierzętami. Pewnego razu usłyszałam, jak mówiła:
- Ja się tobą opiekuję, Bruno. Módl się tylko do Boga, aby mnie stąd uwolnił i pozwolił mi powrócić do domu, do Pakistanu. Bóg ciebie wysłucha, ponieważ ty jesteś bezunem. Dokładnie słowo to znaczy "bez języka", a określa się nim najniewinniejsze formy życia, takie jak zwierzęta czy dzieci, których Allah zawsze wysłuchuje. Jej słowa sprawiły, że zrobiło mi się przykro. Dai była u Mustafy na służbie przez prawie osiemnaście lat, jako niańka Bilala, Amny oraz trójki moich własnych dzieci. Była bita zarówno za wyraźne przewinienia, jak i za najdrobniejsze niedociągnięcia. Po wielu latach przemocy, gwałtu i wewnętrznego strachu jej niegdyś piękna i gładka skóra utraciła swój blask. Zachowała smukła figurę, ale był to skutek przepracowania. Była smutna, przemęczona, tęskniąca za krajem, na którego wspomnienie jej oczy wypełniały się łzami. Dai straciła nadzieję dużo wcześniej niż ja i podczas gdy ja starałam się podźwignąć, ona poddawała się temu, co przyniósł jej los.




Zdaliśmy sobie sprawę, że imię psa obraliśmy niewłaściwie, kiedy Bruno powił szczeniaka. Nazwałam go Plamą, ponieważ tak właśnie się prezentował na tle krajobrazu okolicy. Próbowałam trzymać go w koszyku w kącie korytarza, ale Mustafa się temu sprzeciwił. Szczeniak wybiegł kiedyś na drogę, gdzie potrącił go samochód i wrócił do domu kulejąc. Mustafa chciał go uśpić, ale udało mi się z pomocą dzieci ubłagać, by pozwolił mi zanieść psa do weterynarza. Mustafa chciał, żeby wszystko było doskonałe, nie interesował go kulawy pies. Niezmiennie ignorował Plamę, tak że zdecydowaliśmy w końcu, że najlepiej będzie, jak ją oddamy. Ilekroć okazywałam zwierzętom współczucie, Mustafa był bardzo zdziwiony. Wyznał mi, że nigdy nie przyszło mu do głowy litować się nad zwierzakami, dla niego pies był stworzeniem czysto użytkowym i głównym jego zadaniem była wierna służba swojemu panu. Brzmiało mi to dziwnie znajomo. Podzielił się kiedyś ze mną wspomnieniem o pewnym wydarzeniu ze swojej przeszłości. Kiedy był młody, jego chart nie posłuchał go podczas polowania na kuropatwy i zamiast złożyć zdobycz pod stopy swojego pana, z ptakiem w pysku umknął w oddali. Rozwścieczony Mustafa wysłał za nim pogoń.
- Znajdźcie go i przynieście do wioski! - krzyknął. 
Po długiej gonitwie udało się psa pochwycić, był okropnie zdyszany, a w ślepiach miał paniczny strach. Kiedy mężczyźni ciągnęli go w stronę Mustafy, zapierał się łapami. Mustafa rozkazał im związać zwierzę, a następnie zbić je bambusowymi pałkami. Skowyt stworzenia rozdzierał ciszę okolic Kot Addu, jego ciałem wstrząsały z bólu drgawki, mężczyźni jednak nie przestawali i wciąż okładali pałkami poraniony grzbiet zwierzęcia. Przestali dopiero wtedy, gdy jego oczy zaszły mgłą i nieszczęsne zwierzę straciło przytomność. 

Mustafa wyznał mi, iż doznał wtedy nagłego uczucia litości. Kazał swoim ludziom zabrać psa, a sam odszedł przytłoczony poczuciem winy. Byłam zaszokowana tą historią. Nie byłam w stanie uwierzyć, że mógł stosować przemoc wobec niewinnych stworzeń, które nie były w stanie się bronić, wytłumaczyć ani przeprosić. Mustafa miał jednak na to proste wytłumaczenie: jeżeli pies odmawia posłuszeństwa, oznacza to, że w powietrzu czai się bunt. Musiał więc natychmiast się go pozbyć. Historia z psem pojawiała się często w moich nocnych koszmarach, więc zdecydowałam się porozmawiać o tym z Mustafą.
- Wiesz, wydaje mi się, że wszystkie twoje kłopoty zaczęły się w momencie, gdy tak potraktowałeś tego psa - powiedziałam mu. - Śniło mi się zeszłej nocy, że on cię przeklął. Pomyśl tylko, być może nosisz na sobie przekleństwo psa. Czyż może być coś równie okropnego? 
Ku mojemu zdziwieniu przypuszczenia te bardzo go zaniepokoiły.
- Myślę o tym psie, kiedy zasiadam do modlitwy - wyznał mi. - Podnoszę wtedy w górę dłonie i modlę się do Boga, by oczyścił mnie z klątwy. To tak jakbym prosił psa o wybaczenie.

Z początku Mustafa przychylał się do tego, by dać Benazir Bhutto szansę przewodzenia emigracji. Był gotów odgrywać rolę jej głównego doradcy. Jednakże za każdym razem, gdy powracał ze spotkania Komitetu Centralnego, wydawał się bardziej rozczarowany. Wspominał czasy, gdy Bhutto prowadził zebrania. Wtedy wyraźnie formułowano problemy i omawiano plany działania w celu ich rozwiązania. Uważał, że spotkania, którym przewodniczyła Benazir, były nijakie i kończyły się zwykle ogólnikowym wezwaniem do "nasilenia agitacji" przeciwko Zii. W końcu Mustafa zdecydował się ją zastąpić. Głównym problemem był stosunek partii do ugrupowania Al-Zulfikar. Mustafa uważał, że odpowiedzialność za organizację ponosiło radykalne, terrorystyczne jej skrzydło. Chciał, by jego partia odcięła się od grupy Mira. Ostrzegał, że to, co robili synowie Bhutto, było romantycznym awanturnictwem i umacniało jedynie pozycję Zii. Benazir zareagowała na to nie jak współprzywódczyni partii, lecz jak siostra. Stwierdziła, iż nie pozwoli, by mówiono o jej braciach w "równie uwłaczający sposób".
- Musisz zwrócić uwagę na ten problem, bo stanowi on poważne zagrożenie dla naszej partii - przekonywał ją Mustafa. - Musimy ogłosić, że nie mamy nic wspólnego z terroryzmem. 
Benazir rozpłakała się i opuściła pokój. Inni zaczęli namawiać Mustafę, aby udał się za nią i pocieszył płaczącą w sypialni.
- Ciągle mnie do czegoś zmuszacie - powiedziała. - Nie wiem już, kogo mogę obdarzyć zaufaniem, a kogo nie powinnam. Nie daję sobie z tym wszystkim rady.
- To jest właśnie polityka - spokojnie odrzekł Mustafa. - Musisz to zrozumieć. Spotkasz jeszcze wielu ludzi, którzy będą ci się przeciwstawiać. Nie możesz pozwolić, by za każdym razem zbijało cię to z tropu. Musisz zebrać się w sobie i stać się bardziej odporna. 


BENAZIR BHUTTO
PREMIER PAKISTANU
1988-1990 i 1993-1996

 

Seth Abid został gorąco powitany po przybyciu do Londynu przez Mustafę i innych spiskowców. Wysłuchał uważnie szczegółów planowanego zamachu i zdecydował się wziąć w nim udział. Dał słowo, że w wyznaczonym terminie stawi się w pewnym opuszczonym domu w Lahore z bronią. Tak jak mi kazał Mustafa, oddałam mu drugą połówkę przedartej rupii. W miarę jak zbliżał się dzień rozpoczęcia akcji, byłam coraz bardziej wciągana w spisek, nie zdając sobie nawet z tego sprawy. To ja utrzymywałam kontakt telefoniczny z "chłopcami", za każdym razem zmieniając głos. Nocami, gdy Mustafa spał sobie spokojnie śniąc o swoim wielkim zwycięstwie, ja przewracałam się na łóżku nie mogąc usnąć. Mustafa większą część każdego dnia przesiadywał na zebraniach, na których omawiano oraz dopinano na ostatni guzik wszystkie szczegóły spisku. Jego organizatorzy zadecydowali, że konieczny jest udział w nim co najmniej jednego z wyższych rangą wojskowych. Wśród dowództwa było kilku sympatyków sprawy, zapadła więc decyzja, żeby podjąć próbę wciągnięcia ich do spisku. Wybór padł na jednego z fanatyków Bhutto. Po nawiązaniu z nim ostrożnych kontaktów Mustafa oświadczył, że generał jest "z nami". Hindusi byli podnieceni faktem, że spenetrowali wyższe sfery armii pakistańskiej, a Mustafa zawyrokował:
- Wydaje mi się, że wszystko jest gotowe.
Spisek był tak dobrze zorganizowany i zamieszane były weń tak wysoko postawione osoby, że w powietrzu wyczuwało się podniecenie. Ali i Billo, chętni do odegrania jakiejś roli w polityce swojej ojczyzny, udostępnili na ostatnie przygotowania swoją rezydencję, ciesząc się, że mogą uczestniczyć w walce przeciwko stanowi wojennemu. Przez cały okres przygotowań i oczekiwania żyliśmy w wielkim podnieceniu. Ja również, choć znając Mustafę nie mogłam się pozbyć pewnych obaw, Ali i Billo natomiast działali jak zahipnotyzowani. Dla nich Mustafa był nie do pokonania. Jego zdyscyplinowanie i przebiegłość, którym towarzyszyła wytrwałość i doświadczenie, powalały ich na kolana i spowodowały, że dawali się unieść jego szalonym i nieprawdopodobnym pomysłom.

W końcu Seth Abid poinformował nas, że "przesyłka" dotarła na miejsce. "Chłopcom" kazano pojechać do centrum handlowego naprzeciwko hotelu Inter-Continental w Lahore, gdzie oczekiwał na nich mężczyzna z zapisanym na skrawku papieru adresem, pod którym Seth Abid ukrył broń. O siódmej trzydzieści wieczorem mieli oni odebrać broń, a następnie zadzwonić do nas. Spiskowcy zebrali się wyznaczonej nocy w londyńskim mieszkaniu Alego, aby nadzorować przez telefon rozwój sytuacji w kraju. Było już po dziewiątej wieczorem czasu pakistańskiego, gdy na czole Mustafy pojawiły się krople potu. Zaczął chodzić tam i z powrotem po kosztownych dywanach. Cisza telefonu przerażała nas. Przygotowywałam kolejny dzbanek gorącej kawy i modliłam się, usilnie starałam się pozbyć uporczywych myśli, które nieustannie cisnęły mi się do głowy. Około dziesiątej trzydzieści, w trzy godziny po wyznaczonym czasie odbioru przesyłki, Mustafa kazał mi zatelefonować do majora Aftabya, jednego z "chłopców". Słuchawkę podniosła jego żona:
- Nie ma go w domu - oznajmiła zimnym i nienaturalnym głosem. - Proszę do nas nie dzwonić.
Przerzuciłam książkę telefoniczną w poszukiwaniu numerów innych. "Co się stało? - zastanawiałam się i zaczęłam się modlić: - Boże, proszę, pomóż im". Wykręciłam jeszcze sporo numerów, zanim w słuchawce odezwał się głos. Należał do żony dowódcy oddziału, Tahira. Płakała. Przepełnionym bólem głosem wyszeptała poprzez dzielące nas kontynenty:
- Dom jest pełen żołnierzy. Zabierają mojego teścia i mojego szwagra. Zabierają moich braci. Przeszukali cały dom. Nie wiem, co robić.
Gdy odkładałam słuchawkę, widziałam przed sobą posępne twarze niedoszłych bohaterów. Mieli spuszczone oczy i unikali wzajemnych spojrzeń. Zatelefonowałam do domu majora Bokhari. 

- Nie mogę w tej chwili rozmawiać, jest tu zbyt wiele osób - poinformowała mnie jego żona i odłożyła słuchawkę. Wyobrażałam sobie przerażenie "chłopców" oraz ich niewinnych rodzin. Byłam zła, że wystawiliśmy ich na takie niebezpieczeństwo. Co się stało? Kto był temu winien? Coś mi podpowiadało, że zdradził nas Seth Abid, i winiłam Mustafę za brak wiary w moje przeczucia. Nagle zadzwonił telefon. Wszyscy aż podskoczyliśmy w miejscu. Złapałam słuchawkę i usłyszałam w niej głos Setha Abida. Płakał.
- Oglądałem właśnie telewizję - powiedział. - W wiadomościach o dziewiątej oznajmiono, że ktoś doniósł o spisku i zorganizowana została obława. Znaleziono skrzynie z przemyconym złotem. Co mam teraz zrobić? Będą mnie podejrzewać.
- Złoto? - spytałam z niedowierzaniem. - Jakie złoto? Co się stało z bronią?
- Nie ujawniają, że przechwycili broń. Nie chcą, by ludność Pakistanu dowiedziała się, że w spisku brali udział wojskowi. Chcą zataić przed obywatelami, że wojsko było zamieszane w próbę przemytu broni. Historia ze złotem to dymna zasłona, rozumiesz? Nie mam pojęcia, jak to się wszystko stało. Co stanie się z moją rodziną? Czy powinienem przekroczyć granicę i przejść na stronę Indii? Czy Mustafa może wystarać się dla mnie o azyl?
Zrobiło mi się niedobrze. Wiedziałam, że ten człowiek kłamie. 

 



Później poznaliśmy szczegóły. "Chłopcy" przybyli jeepami do opuszczonego domu, gdzie odnaleźli dwa pomieszczenia wypełnione skrzyniami z obiecaną bronią. Po załadowaniu ich na samochody jeden z nich rzekł:
- Dołożymy cholernym generałom. Znowu zaprowadzimy w tym kraju porządek.
Przygotowali się do odjazdu, lecz gdy ruszyli, zorientowali się, że są otoczeni. Uczestnicy obławy otworzyli ogień. "Chłopcy" także odpowiedzieli ogniem, ale zostali ranni i ich ujęto. Odwiezieni do najsilniej strzeżonych więzień, zostali oskarżeni nie tylko o udział w planowanym zamachu, ale także o zdradę stanu. Ich żony nie mogły się z nimi kontaktować, a wszyscy krewni płci męskiej zostali aresztowani i poddani torturom. Samym "chłopcom" odmówiono otwartego procesu i grożono plutonem egzekucyjnym. Za historią ze złotem kryła się tragedia rozbitych rodzin i pognębionych mężczyzn. Rząd trzymał się wymyślonej historii o odkryciu przemytu złota, a Seth Abid za "patriotyczną postawę" i wydanie spisku został wynagrodzony: na "mocy prawa" zwrócono mu całe zarekwirowane przez służby celne złoto, jakie począwszy od lat sześćdziesiątych przemycał do kraju. W obozie w Ojhri "chłopcy" poddawani byli ciągłym torturom. Kazano im rozbierać się do naga, kłaść się na brzuchach i bito ich stalowymi pałkami po udach tak, że pękała im skóra. Następnie wieszano ich do góry nogami i biczowano. 

Podobny los spotkał także siedmiu mieszkańców Pendżabu, których Mustafa posłał cztery miesiące wcześniej do więzienia w Pakistanie. Oni również byli torturowani i zastraszani. Choudhry Hanif został przeniesiony do więzienia wywiadu, gdzie umieszczono go w obskurnej, pozbawionej wentylacji celi. Przez całą dobę świeciła w niej goła żarówka. Sypiał przykryty cuchnącym prześcieradłem na materacu, w którym gnieździły się robaki. Za toaletę służyła mu metalowa puszka, zabroniono mu mycia się i golenia. Przypalano mu ciało i zmuszano do wysłuchiwania nagranego na taśmę mojego głosu.
- Uważa się, że każdy dzień spędzony tam odpowiada dwunastu miesiącom pobytu w straszliwych lochach fortu w Lahore lub w najbardziej strzeżonych więzieniach w Attock - wyznał mi później. - Jeżeli komuś uda się przeżyć tam cały rok, to tak jakby przesiedział dwadzieścia lat w normalnym więzieniu. - I opowiadał dalej: - Każda rozmowa, jaką przeprowadziłaś z "chłopcami", ich żonami oraz z Sethem Abidem, została nagrana. Wiedzieli o wszystkim, nawet o przedartej rupii. Mustafa wykazywał niewielkie zainteresowanie losem "chłopców", podobnie zresztą jak nie obchodziły go losy siedmiu poprzednich wygnańców, których obsypywał niegdyś pochwałami za odwagę i patriotyzm. Pozbył się ich, tak samo jak to zwykł robić z psami i kanarkami. Jedyne, co go gryzło, to poniesiona porażka. Gdyby zwyciężył, byłby uznany za bohatera demokracji w Pakistanie, niepowodzenie akcji spowodowało jednak, że został napiętnowany jako zdrajca. Obawiał się o swoje życie, lecz jeszcze bardziej trapiła go myśl, że straci swoich sprzymierzeńców. Był teraz niebezpieczny dla rządu Indii i obawiał się, jaka będzie jego reakcja. 

       




 CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz