Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 23 grudnia 2018

MĘCZENNICY CHRYSTUSA - Cz. I

CZYLI NAJWIĘKSZE 

PRZEŚLADOWANIA CHRZEŚCIJAN


 "CZEMU SIĘ SZALEŃSTWEM UNIEŚLI POGANIE,
I LUDAMI PRÓŻNE OWŁADNĘLI MYŚLI?
POWSTALI KRÓLOWIE ZIEMI,
I WŁADCY RAZEM SIĘ ZEBRALI
PRZECIWKO PANU
I PRZECIWKO CHRYSTUSOWI JEGO"

(Ps. 2, 1-2)





 Wielu było proroków, mistyków, kapłanów którzy na przestrzeni wieków głosili wiedzę i wiarę o Bogu Prawdziwym, wielu z nich też za swoje nauki zapłaciło potem życiem. Ale żaden z owych proroków i nauczycieli duchowych nigdy nie pociągnął za sobą takiego zapału, iż tak liczni gotowi byli oddać dla Niego swoje życie na przestrzeni wielu wieków (po dzisiejsze czasy włącznie), żaden wreszcie nie wstrząsnął tak dogłębnie narodami Ziemi i nie "przeorał" dotychczasowych (często prostackich i krwawych) praktyk religijnych, jak właśnie ów cieśla z Nazaretu, zwany Chrystusem. Nie stało za nim żadne wojsko, nikt nie wprowadził go na tron, nie pochodził też z rodu kapłańskiego i nie był też prorokiem (choć dziś niektórzy próbują Go w taki sposób zaszufladkować). Nie piastował też żadnych ziemskich godności, nie posługiwał się też figurami oddziałującymi na instynkty zewnętrzne człowieka (takie jak oczy, gusty, przyzwyczajenia, autorytety), a przekazywał jedynie Żywą Prawdę namaszczoną Duchową Cnotą. Niewielu było zdolnych Go wówczas zrozumieć i dlatego swoje słowa musiał dobierać odpowiednio, przystosowywać do okoliczności i ludzi z którymi obcował. Dlatego też Jego nauki często obleczone są historyjkami zwanymi przypowieściami, w których w najprostszy sposób przedstawia po co żyjemy na tym świecie i jak żyć powinniśmy, aby dostąpić Zbawienia (rozumianego jednak w formie większej niż to, za co przywykliśmy owe słowo uważać). Zresztą Jezus nie ograniczał się tylko do tego, uczył np. czym jest czas i przestrzeń, czym jest dobro i zło, czym jest wolność, wyjaśniał też czy Bóg noże okazać gniew i karać niepokornych - to wszystko i znacznie więcej można znaleźć w Nowym Testamencie, w szczególnie w jezusowych przypowieściach.

Zauważmy też że Jezus nie występował zdecydowanie przeciwko religii mojżeszowej, która przecież opierała się na karze i ofierze (przede wszystkim krwawej), a na pytanie dlaczego naucza o Bogu dobrym i współczującym, skoro w przekazach Mojżesza i proroków Bóg Jahwe jest nie tylko zazdrosnym i gniewnym bogiem, ale wręcz wymagającym ofiar (w tym ofiary samookaleczenia w postaci obcięcia napletka), oraz głoszącym rasistowskie i (wręcz można rzec nazistowskie) hasła o wyjątkowości narodu wybranego i wyznaczeniu ich do roli panów nad całą resztą "ludzkiego bydła". Jezus odpowiadał wówczas iż dawni prorocy uczyli ludzi zgodnie z wymogiem ich czasu (i mentalności duchowej, która stała wówczas wręcz na poziomie inteligencji pantofelka - czyli "zabij, zgwałć, skradnij"), dodając "Nasz Ojciec w Raju jest niezmienny. Ale zrozumienie jego natury rozszerzyło się i rozwinęło, od dni Mojżesza (...) I teraz ja przyszedłem w ciele, aby pokazać Ojca w nowej chwale i ukazać jego miłość i miłosierdzie wszystkim ludziom na wszystkich światach". I za to właśnie stał się Chrystus tak bardzo znienawidzony? Za to iż przyniósł ludziom "Dobrą Nowinę" czyli po prostu nadzieję iż życie nie tylko nie kończy się ze śmiercią fizycznego ciała, ale również że Bóg nie jest gniewnym i srogim władcą, wymagającym ciągłych kultów, ofiar i posłuszeństwa. Zauważmy że Bóg objawiony w Nowym Testamencie w niczym nie przypomina owego Boga Mojżesza, srogiego i wymagającego oraz karzącego za wszelkie, nawet najmniejsze przewinienia "narodu wybranego". Nie przypomina też w niczym... Allaha.

Dlaczego bowiem muzułmanie tak bardzo nienawidzą Jezusa Chrystusa i to do tego stopnia, że nie wolno im nawet życzyć chrześcijanom "wesołych świąt", bo to już klasyfikuje się jako odstępstwo od Koranu i praktycznie jest równoważne z karą śmierci. Dlaczego muzułmanie tak bardzo nienawidzą Jezusa, skoro sami uznają go za jednego z proroków przed Mahometem? Żeby spróbować odpowiedzieć na to pytanie, należy najpierw postarać się odpowiedzieć na inne, równie fundamentalne pytanie, które brzmi: "czy Bóg, który objawił się Mahometowi naprawdę był... Bogiem?". Nie możemy bowiem pojąć dlaczego islam jest tak wrogi Chrystusowi i chrześcijaństwu, póki nie odpowiemy sobie na to fundamentalne pytanie. A żeby na nie odpowiedzieć, należy cofnąć się do VIII wieku naszej ery. Wówczas żył bowiem mieszkający w Medynie (a następnie w Bagdadzie) niejaki Muhammad ibn Ishak ibn Jasar, arabski uczony pisarz, badacz hadisów autor jednej z najwcześniejszych biografii Mahometa: "Sirat rasul allah" ("Żywot wysłannika bożego"). Jego dzieło nie zachowało się w całości do naszych czasów (zapewne zostało celowo zniszczone), a znane jest jedynie z wiernego przekładu autorstwa żyjącego w kilkadziesiąt lat później (w IX wieku) Ibn Hiszama. Muhammad ibn Ishak opisuje w swojej pracy (opierając się na najdawniejszych przekazach), jak wyglądało owe spotkanie Mahometa z istotą, która w tradycji muzułmańskiej jest nazywana Archaniołem Dżibrilem (Gabrielem).




 Otóż Mohamed urodził się ok. 570 r. w bogatym arabskim mieście Mekce, jako syn Abdhala Mottaliba - kapłana świątyni Kaaba, oraz Aminy - córki Wahiba, należał więc do znacznego rodu Haszymitów. Jego wychowaniem po śmierci rodziców (ojciec zmarł gdy miał dwa miesiące a matka gdy był w wieku sześciu lat) zajmował się najpierw dziadek - Abd al-Muttalib, a po jego śmierci (gdy miał lat osiem), wuj - Abu Talib. Mahomet przez pewien czas był pod wpływem niejakiego Warka ben-Neufela, który był chrześcijaninem i dogłębnym znawcą Biblii, zaś Mahomet w pewnym momencie zaczął porzucać religię swoich przodków, pragnąc poznać naukę Chrystusa i dzieje Izraela. W wieku 25 lat poślubił bogatą syryjską wdowę (której rodzina miała korzenie żydowskie, choć ona sama nie wyznawała judaizmu), starszą od niego o piętnaście lat - Chadidżę. Razem zamieszkali w Mekce i przez kolejne piętnaście lat życie Mahometa nie różniło się niczym, od życia majętnego kupca z tamtych terenów. Coś dziwnego jednak stało się gdy skończył lat 40. Wówczas to miał doznać pierwszego (bo potem było ich jeszcze kilka) objawienia niejakiego proroka Dżibrila, który miał mu zwiastować prawdę objawioną przez Boga (Allaha). Podczas podróży hndlowej postanowił przespać się w pewnej jaskini, gdzie właśnie doznał owej wizji. Zbudził się przerażony, przed nim bowiem stała dziwna istota, która najpierw mu się przypatrywała, a następnie ścisnęła go za gardło, podsuwając jakieś tajemnicze pismu i mówiąc: "Czytaj!". Przerażony Mahomet nie mógł jednak tego uczynić nawet gdyby chciał, ponieważ po prostu był analfabetą i czytać nie potrafił. Przerażony Mahomet zapytał więc (jak podaje Koran) "A cóż czytać będę?", "Czytaj!" - padło kolejne polecenie, "Czytaj, w imię Boga który stworzył człowieka ze krwi skrzepniętej!". Mahomet zlany potem nie mógł jednak niczego odczytać z wiadomych względów, więc owa istota (anioł?) zaczęła nim targać po całej jaskini, tak iż odbijał się od ściany do ściany, wciąż powtarzając: "Czytaj!". Gdy Mahomet myślał już że to jego koniec, istota ta nagle zniknęła. Mahomet szybko więc opuścił jaskinię i udał się w drogę do Mekki. 

Kolejne miesiące jego życia zamieniły się jednak w istny koszmar, bowiem istota ta co jakiś czas się pojawiała, wciąż żądając by Mahomet odczytał, co niosła w tajemnym piśmie (lub też tylko przypatrując mu się). Mahomet zaczął wręcz tracić zmysły i sam siebie uważał za szaleńca (nikt inny bowiem nie widział owej istoty, która tak męczyła Mahometa). Zamierzał wręcz popełnić samobójstwo, aby już więcej tego nie doświadczać: "Rzucę się w przepaść ze szczytu górskiego i odnajdę spokój" - jak pisze Ishak. Chadiża też była poważnie zaniepokojona stanem męża, który wpadał w objęcia szaleństwa. Gdy więc któregoś razu Mahomet znów poinformował żonę że ta istota powróciła i się mu przygląda, Chadidża starała się przekonać go że to co widzi, nie jest prawdziwe. Ale Mahomet wciąż powtarzał że "to coś" jest i patrzy się na niego. Wówczas kobieta rozłożyła uda i kazała Mahometowi patrzeć się bezpośrednio w jej... cipkę, pytając się męża czy wciąż widzi ową istotę. Mahomet odparł że teraz nie, że "to coś" zniknęło. Okazało się więc że srom jego żony przepędził ową istotę, co nasunęło potem Mahometowi myśl że to musiał być jednak anioł, gdyż tylko anioł mógłby uciec na widok czegoś tak "odpychającego" (sam tak twierdził) jak właśnie cipka. Notabene, nie oznaczało to końca wizyt owej dziwnej istoty, tylko że teraz nieco się one zmieniły. Mianowicie ów Dżibril poinformował wreszcie Mahometa co było zapisane w tajemniczym zwoju, którego odczytania tak pragnął. Otóż było tam zapisane że... Jezus Chrystus jest zwykłym uzurpatorem, a nie żadnym "Synem Boga", oraz że wcale nie zginął na krzyżu i miał też nie zmartwychwstać. Dżibril dodał że to on przyszedł objawić mu Boga prawdziwego: "który wykładał ludziom pismo, i nauczał tego, czego nie znali", oraz dodawał: "O Mahomecie! tyś apostołem Boga, a jam jest Gabriel". Następnie Mahomet poinformował o tym swoją żonę, która to pierwsza przyjęła nową religię i pierwsza też uznała Mahometa jej "apostołem".

Nie będę się teraz zbytnio wgłębiał w genezę i cele religii muzułmańskiej, ale warto jednak podkreślić że religia ta bardzo niewiele mówi o tym jak być dobrym muzułmaninem, jak postępować ku własnemu oświeceniu i podążać w stronę Boga Najwyższego. Jak się doskonalić, jak być lepszym dla siebie i dla innych, niewiele też mówi o wzajemnym traktowaniu się współwyznawców. Natomiast prawie 64 % Koranu to są teksty o tym co zrobić i jak postępować z... niewiernymi (nie licząc oczywiście Hadisów i Sir - czyli tekstów biograficznych o życiu Mahometa). Jest to więc religia która przede wszystkim naucza że każdy obcy to wróg, a największym wrogiem jest chrześcijaństwo i choć Chrystus jest w islamie jednym z proroków Allaha, to został tam wymieniony jako jeden z wielu dotychczasowych proroków Izraela, którzy mieli przyjść przed Mahometem. Nie jest też nikim wyjątkowym ani wyodrębnionym, ot po prostu dodano Go bo ciężko mimo wszystko byłoby Go pominąć. A jednak to właśnie chrześcijanie i chrześcijaństwo stanowi największą konkurencję dla religii Mahometa, o czym świadczy chociażby sam fakt że Dżibril pragnął by Mahomet odczytał pismo iż Jezus jest fałszywym prorokiem, podającym się za "Syna Bożego" i że też nigdy nie zmartwychwstał - świadczy dobitnie o kierunku działania owej "religii pokoju", w której nawet życzenie "wesołych świąt Bożego Narodzenia" jest uznawane za przejaw apostazji, co automatycznie kwalifikuje się do natychmiastowej fizycznej eliminacji owego "odstępcy". Teraz przejdę już bezpośrednio do tematu, jednak pragnę jeszcze zadać wszystkim pytanie - czy sądzicie że "anioł Dżibril" był aniołem i czy naprawdę występował jako przedstawiciel Boga Prawdziwego? Czy kobiecy srom mógł wystraszyć anioła, który wcześniej miotał przerażonym Mahometem po ścianach jaskini, niczym szmacianą piłką, tylko dlatego że ten nie potrafił odczytać słów że Jezus Chrystus nie jest "Synem Boga"?  Zastanówcie się proszę nad tym, gdy kolejny raz ktoś zacznie Wam wmawiać że islam to jest "religia pokoju" i że nie ma on nic wspólnego prześladowaniem chrześcijan.


 

I 

PROCES, UKRZYŻOWANIE,

ŚMIERĆ I ZMARTWYCHWSTANIE 

JEZUSA CHRYSTUSA

(30 r.)

Cz. I 





 "JA OPUSZCZĘ WAS NIEDŁUGO; IDĘ DO OJCA. KIEDY WAS OPUSZCZĘ, STRZEŻCIE SIĘ, ABY NIKT WAS NIE ZWIÓDŁ, GDYŻ WIELU PRZYJDZIE JAKO WYBAWICIELE I WIELU LUDZI SPROWADZĄ NA MANOWCE"

(Mt. 24, 5)



 Było już bardzo późno. Apostołowie byli totalnie zmęczeni, nie spali wiele, odkąd przybyli do Jerozolimy, zatem gdy zapadła noc po spędzeniu Ostatniej Wieczerzy ze swoim Mistrzem, posnęli wszyscy w ogrodzie Getsemani. Wszyscy, łącznie z Piotrem, Jakubem i Janem, których Jezus zabrał na górę by się tam modlić "do Ojca". Jezus był smutny, bardzo smutny, apostołowie nigdy nie widzieli go aż tak przygnębionym, poprosił by się wspólnie pomodlono, ale gdy oddalił się nieco od nich, oni wkrótce posnęli. Jezus uklęknął i modlił się mówiąc: "Boże, wiem że to dla mnie przeznaczyłeś, wiem że nadeszła moja godzina, bym złożył życie w tym ciele i nie wzbraniam się przed tym. Pragnę jednak wiedzieć czy jest twoją wolą, bym wypił ten kielich?" Po czym dodał: "Nie moja a Twoja wola niech się stanie". po czym sam udał się na spoczynek. Tymczasem Judasz Iskariota, który opuścił Mistrza podczas Ostatniej Wieczerzy, udał się do kapitana strażników świątynnych, deklarując że wskaże im Jezusa z Nazaretu, na którego został wydany wyrok kapłanów Świątyni. Jednak gdy udali się do domu Marka, gdzie spodziewano się zastać Jezusa z apostołami, nikogo tam już nie było, więc powrócono do Świątyni by zdać relację i naradzić się co dalej. Judasz poprosił tam kapłanów o czterdziestu żołnierzy, którzy mieli aresztować Jezusa, gdyż jak twierdził z Nazarejczykiem jest ponad 60 dobrze uzbrojonych zwolenników. Kapłani Świątyni nie dysponowali jednak taką liczbą przybocznego wojska, więc skierowano go do rzymskiego dowódcy twierdzy Antonia z prośbą o ich użyczenie. Ten jednak stwierdził że nie może osobiście o tym zadecydować i odesłał ich do swojego oficera przełożonego. Ten znów wysłał ich do samego Piłata - namiestnika Judei. Ten, mimo próśb żony, zgodził się wysłać czterdziestu legionistów jako straż, mająca aresztować owego Nazarejczyka, który tak naprawdę niewiele go obchodził, ale że nie znosił Żydów, więc uznał że tę sprawę może potem wykorzystać na swoją korzyść, aresztując jednego Żyda, zmusi władze Świątyni do uległości w innych kwestiach.

Judasz poprowadził ich (a było tam również kilkunastu służących i ciekawskich, którzy poszli obejrzeć aresztowanie) do ogrodu Getsemani, gdzie spodziewał się znaleźć Mistrza i pozostałych braci. W tym czasie, a było to już po północy, wszyscy apostołowie się przebudzili i w smutku oczekiwali na zdrajcę Judasza. Gdy żołnierze zbliżali się do grupy apostołów, Jezus wyszedł im naprzeciw i zapytał: "Kogo szukacie?". "Jezusa z Nazaretu!" odparł dowódca straży po czym Jezus odrzekł: "Ja nim jestem". Wówczas Judasz zbliżył się do Jezusa (pragnąc zapewne wywiązać się z umowy z kapłanami, która mówiła iż to on miał go wskazać), zbliżył się do Mistrza i oddał pocałunek na Jego czole. Jezus odparł wówczas: "Przyjacielu, czy nie dość tego co zrobiłeś?", po czym ponownie zwrócił się do Rzymian iż to On jest Jezusem z Nazaretu i gotów jest z nimi pójść. Gdy syryjski strażnik arcykapłana Świątyni - Melchios chciał Jezusowi skrępować dłonie, Piotr dobył miecz w obronie Mistrza, ale Jezus powstrzymał go mówiąc: "Piotrze, schowaj swój miecz (...) Czy nie rozumiesz, że wolą Ojca mego jest abym wypił ten kielich?" Tak oto skrępowano Jezusa i poprowadzono do pałacu byłego arcykapłana Annasza (a którym Rzymianie załatwiali takie sprawy). Annasz, choć był człowiekiem spokojnym i opanowanym (zupełnie innym niż jego gwałtowny zięć, obecny arcykapłan Świątyni Jerozolimskiej - Kajfasz), to jednak miał duszą kupca. Cenił Jezusa, a nawet ten mu imponował, ale poważnie go rozgniewał, gdy wygonił lichwiarzy ze Świątyni, czym naraził Annasza na straty finansowe (gdyż ten pobierał od właścicieli kantorów sowite prowizje).
Jezus spędził na przesłuchaniu w pałacu Annasza na Górze Oliwnej trzy godziny. Annasz wiedział że są tylko dwie możliwości rozwiązania sprawy Jezusa z Nazaretu. 

Albo skaże się go na śmierć, albo... pozwoli mu opuścić kraj. Sam raczej optował za tą drugą możliwością, ale nieprzejednana postawa Jezusa, który twierdził iż Annasz nie ma nad Nim żadnej władzy, nieco poddenerwowała byłego arcykapłana. Zapytał więc: "Czego ty właściwie chcesz nauczać ludzi? Kim twierdzisz, że jesteś?". Jezus odparł że Jego nauka nigdy nie była tajemnicą i głosił ją otwarcie nawet w Świątyni, więc nie pojmuje dlaczego Annasz zapytuje go o to, czego naucza. Annasz udał się więc do innego pomieszczenia, aby przemyśleć co dalej, pozostawiając Jezusa ze swoją służbą. Po czym wrócił i zapytał: "Czy twierdzisz że jesteś Mesjaszem, wybawicielem Izraela?". Jezus odparł że nie jest nikim ponad to, do czego przeznaczył go Jego Ojciec i że wysłany został do wszystkich ludzi, nie tylko do Żydów, ale także do nie-Żydów. Ta odpowiedź nie zadowoliła jednak Annasza i powtórzył swoje pytanie: "Czy jesteś Mesjaszem?" Jezus rzekł: "Ty to rzekłeś!". Nie uzyskawszy zadowalającej odpowiedzi, Annasz odesłał Jezusa na sad Sanhedrynu do pałacu Kajfasza. A tymczasem apostołowie nie wiedzieli co uczynić po aresztowaniu ich Mistrza. Przy boku Jezusa pozostał jedynie Jan Zabadeusz (czekając pod pałacem Annasza i mając zapewnienie rzymskiego dowódcy że nic złego go nie spotka). Część jednak uczniów Jezusa rozbiegła się po okolicy, a nieliczni pochowali się po domach. Piotr również dostał się na dziedziniec pałacu Annasza i ogrzewał się przy ognisku wraz z sługami arcykapłana, gdy w pewnym momencie jedna z służek Annasza zapytała: "Czy nie jesteś jednym z uczniów człowieka, którego właśnie aresztowano?". Piotr był przerażony że i jego aresztują, więc czym prędzej odparł: "Nie! Nie jestem!". Inni słudzy Annasza też rozpoznali w nim ucznia Jezusa i dopytywali: "Jesteś jednym z nich?" na co Piotr ponownie zaprzeczył, mówiąc: "Nie znam tego człowieka, nie jestem jego wyznawcą". Potem służka poszła po siostrę, która znała go z wizyt w Świątyni i ona również twierdziła że Piotr jest uczniem Jezusa. Ten zaprzeczył po raz trzeci, odszedł od ognia, choć było mu zimno i stanął w cieniu portyku pałacowego, tak, aby nikt go nie poznał. W tym momencie zapiał kogut, gdyż już świtało i wówczas Piotr przypomniał sobie słowa Mistrza, gdy twierdził iż nigdy Go nie opuści i zawsze przy Nim będzie. Jezus wówczas miał rzec: "Nim kur zapieje, trzykrotnie się mnie wyrzekniesz". Wypełniło się!  A tymczasem Jezusa doprowadzono przed sąd Sanhedrynu.







ACT 447 IS NOT APPLICABLE AND NEVER

WILL APPLY TO POLAND



 CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz