Łączna liczba wyświetleń

sobota, 11 maja 2019

MEMORIAM - Cz. IX

SKOK PANTERY I 

WOJNA BŁYSKAWICZNA

 

 

 SYN NIEWOLNICY


 


 Lucjusz Korneliusz Sulla był człowiekiem czynu, nie cierpiał godzinami rozmyślać nad kolejnymi krokami militarnymi czy politycznymi, tylko zrazu podejmował działania. Nie czynił tego jednak bezmyślnie, lecz błyskawicznie potrafił uporządkować własne szeregi, sformować linię, wyznaczyć straże tylne i dopiero wtedy przystępował do bitwy bądź szturmu na twierdze. Nie dla niego było monotonne oblężenie, budowanie umocnień i czekanie na kapitulację nieprzyjaciela, on wolał w boju zmierzyć się z wrogiem i szturmem brał nawet najlepiej umocnione twierdze. Dlatego też jego desant do Grecji (przeprowadzony w drugiej połowie 87 r. p.n.e.) był wielkim zaskoczeniem zarówno dla samego króla Pontu Mitrydatesa VI Eupatora, jak i w ogóle dla Greków. No właśnie - dla Greków, tych samych, którzy wciąż stosowali podział: "Wy" i "My" czyli "Wy Rzymianie - półbarbarzyński lud którego tak trudno ucywilizować (Grecy dziwili się że choć w Rzymie istnieje świątynia greckich  braci Dioskurów - Kastora i Polluksa - synów Zeusa chroniących żeglarzy, to jednak do portu w Ancjum zawijają statki pirackie, a nawet samo miasto często przypomina bardziej piracką bazę. "Nieładnie uprawiać piractwo kiedy jest się cywilizowanym" - jak złośliwie podsumowywał Rzymian grecki historyk - Strabon) i My, Grecy - twórcy kultury". Tak, więc gdy Sulla ze swymi pięcioma legionami (ok. 30 000 żołnierzy) wylądował na greckiej ziemi, Hellada była podporządkowana dwóm wielkim postaciom i nie mam tutaj na myśli samego króla Mitrydatesa z Pontu. Pierwszym z nich był niejaki Aryston, któremu zarzucano (Posejdonios, Atenajos) niskie pochodzenie, jakoby był synem niewolnicy. Matka jego ponoć była egipską niewolnicą, którą ojciec jego zakupił w Aleksandrii i przywiózł do Aten, a potem spłodził z nią owego Arystona. Nie wiadomo ile w tym jest prawdy (Posejdonios - u którego po raz pierwszy pada takie stwierdzenie, był wielkim wrogiem zarówno demokracji jak i tyranii i jako przedstawiciel arystokracji, gardził niższymi stanami).

Aryston ów miał "rozpalić zmysły" Ateńczyków jako filozof perypatetycki (co dla Posejdoniosa jest dodatkową ujmą) przekonać ich do opowiedzenia się po stronie Mitrydatesa. A gdy już przejął władzę (jako tyran - choć oficjalnie reaktywował demokrację), otoczył się przepychem godnym króla i pochlebcami, przy których pomocy zaprowadził "rządy strachu" (jak pisze Posejdonios) "wśród tych, co właściwie myśleli". Jego rządy jednak (ku niezadowoleniu Posejdoniosa) były dość popularne, jako że wśród ludu "zniósł długi i przywrócił demokrację". Był to czas takich właśnie demagogów, którzy zyskiwali znaczenie i władzę dzięki ustępstwom dla najbiedniejszych a prześladowaniu warstw zamożnych (jak choćby prawie już zapomniani: Blossios z Cumae, czy Lizjasz władca Tarsu - którzy też będąc wcześniej filozofami, zdobyli władzę tyrańską i "rozdzielili między biednych dobra bogatych" - jak pisze Atenajos). Drugim zaś mężem, który zdobył popularność wśród Hellenów, był Archelaos - wódz armii Mitrydatesa VI który opanował (bez walki) większą część południowej i środkowej Grecji, w tym wszystkie wyspy (Grecję północną z rzymską prowincją Macedonią i Trację - najechał zaś młodszy syn króla Mitrydatesa - Ariarates). Natomiast przebywający w Pergamonie król Pontu, na którego rękach ciążyła jeszcze krew niewinnych mieszkańców Azji - Rzymian i Italików, doświadczał znaków bożych będących zapowiedzią jego późniejszych losów. Oto choćby spadł tuż przed nim wciągany na linach ku świątyni - posąg Nike (bogini zwycięstwa), trzymającej w dłoni wieniec. Posąg bogini pękł na dwie części zaś wieniec oderwał się i rozkruszył na drobne kawałki. Trwoga okrutna ogarnęła wszystkich, zaś król złożył ofiarę przebłagalną dla bogini - byle tylko utrzymać dobrą wojenną passę. 

Pomimo pasma sukcesów Mitrydatesa i jego Greków, armia którą on dysponował (choć silna, liczna i zaprawiona w bojach) miała jeden mały mankament, który różnił ją od armii rzymskiej. Mianowicie, idąc torem wyznaczonym jeszcze przez Filipa II Macedońskiego i jego syna Aleksandra Wielkiego, którzy stworzyli potęgę macedońskiej falangi (i innych formacji co potem się na niej częściowo wzorowały), armia ta nieprzyzwyczajona była jednak do twardej dyscypliny. Żołnierze co prawda walczyli dzielnie, ale jednocześnie troszczyli się o obóz i już zdobyte łupy, natomiast taka sytuacja w rzymskim legionie była nie do pomyślenia. Żołnierz rzymski był poddawany bardzo twardej dyscyplinie z karami fizycznymi włącznie (żaden falangita nigdy nie pozwoliłby sobie by jego dowódca uderzył go batem, a rzymski legionista częstokroć był w taki sposób bity za najdrobniejsze przewinienia). Rozkaz w legionie był najważniejszy i nie liczyła się ni utrata obozu, ni strata łupów, liczyło się tylko posłuszeństwo wobec przełożonych. Takiej dyscypliny i takiego rygoru nie znano w innych armiach, stąd też brała się wyższość nawet mniejszych sił rzymskich nad nieprzyjacielem. Dlatego też gdy Ariarates wkroczył do Tracji a potem do Macedonii, choć posiadał znacznie silniejszą armię od tej, którą dysponował rzymski namiestnik - pretor Sentiusz - nie tylko że go nie rozbił go, ale wkrótce musiał się stamtąd wycofać. Natomiast legat Sentiusza - Bretiusz Sura wkroczył do Beocji, gdzie czekał na wojska Archelaosa idące z południa. Dopadł Archelaosa  pod Cheroneą i tam zadał mu porażkę (zmusił go do wycofania się). Gdy jednak dotarł do niego kurier od (idącego w awangardzie) armii Sulli - Lucjusza Licyniusza Lukullusa, nakazujący mu odwrót do Macedonii, ten szybko to uczynił, pozostawiając walki na południu w rękach Sulli. 




W Cheronei Lukullus musiał rozwiązać pewną przykrą sprawę obyczajową, która nie napawała Rzymian honorem (chodziło o próbę gwałtu pewnego rzymskiego centuriona na niejakim... Damonie, który ponoć był bardzo przystojny, lecz nie odwzajemniał amorów Rzymianina. Tamten jednak wciąż próbował go namówić do "miłości" więc urażony tym Damon... zabił centuriona, który akurat składał ofiary na agorze. Rada miejska, nie chcąc aby na miasto spadły jakieś kary za tę zbrodnię, ogłosiła swą lojalność do Rzymian i skazała Damona i jego szesnastu towarzyszy z którymi dokonał mordu, na śmierć. Ten jednak zdołał zamordować urzędników miejskich i uciec z miasta, a przez kolejne miesiące wieść żywot banity i rabusia, grasującego na drogach wiodących do Cheronei. Gdy więc Lukullus wkroczył do miasta, musiał rozsądzić kwestię tego morderstwa. Wyrok, jaki wkrótce wydał brzmiał - Ani miasto, ani ten, który dopuścił się mordu na rzymskim centurionie, nie ponoszą za to winy. Całkowitą winę ponosi zaś ów zamordowany Rzymianin, jako że pragnął on posiąść mężczyznę co określono jako "hańbiące" i "niemęskie" (żeby było jasne - ani Rzymianie ani Grecy nie uważali homoseksualnych związków za niewłaściwe - o ile jednak dotyczyły relacji albo pan-niewolnik - przy czym niewolnik zawsze pełnił tu funkcję bierną - albo relacja dorosły mężczyzna młody chłopak. Natomiast związki wolnych, dorosłych mężczyzn były uważane za odrażające i hańbiące). Został więc ukarany i sprawa sama się rozwiązała. Damon jednak nie porzucił swej przestępczej działalności i przez kilka kolejnych lat grasował na drogach Cheronei, rabując kupców i odbierając im kosztowności. Wreszcie rada miejska zwróciła się do Damona z propozycją objęcia przez niego urzędu gimnazjarchy - czyli takiego burmistrza miasta, na co ten przystał i zakończył zbójowanie. Wkrótce potem jednak padł ofiarą pewnego nieznanego zamachowca - być może nasłanego przez radę miasta - który zabił Damona i uwolnił mieszkańców od jego osoby. Potem jeszcze sprawa zabójstwa rzymskiego centuriona na pewien czas odżyła za sprawą mieszkańców Orchomenos - konkurentów w handlu z Cheroneją, którzy chcieli pogrążyć miasto w oczach Rzymian. Nic im jednak z tego nie wyszło, ale to już opowieść na zupełnie inną okazję). 

Wszędzie gdzie wkraczały legiony Lukullusa, tam Grecy z radością witali Rzymian i wysławiali pod niebiosa rzymskiego wodza, natomiast tam gdzie wkraczał Sulla, miasta czekały kontrybucje, konfiskaty i gwałty. Sulla zresztą nie miał wyjścia, był pozbawiony dostaw z Italii (którą władali teraz jego polityczni przeciwnicy - popularzy, którzy też nakazali mu... powrót z wojskiem do Rzymu), nie posiadał floty a jego siły realnie nie były duże. Musiał więc jakoś sobie to rekompensować kontrybucjami i konfiskatami. Kilka miast w Grecji jednak uniknęło złupienia. Były to właśnie te miasta, do których wkroczył Lukullus (prócz Cheronei jeszcze Hypata, zaś we Frygii Synnada, a w Lidii Tyjatejra), za co potem wystawiły mu pomniki. Reszta Grecji zaś musiała słono zapłacić za "rzymskie wyzwolenie". Dochodziło do brutalnych scen, gdy Rzymianie okradali mieszkańców miast, które (ze strachu i z przekory) otwierały im wcześniej swoje bramy. Dochodziło również do gwałtów, gdyż Sulla wiedząc że jego pozycja polityczna i militarna jest słaba, zamierzał zaskarbić sobie przychylność żołnierzy pozwalając im swobodnie "pofolgować" z Greczynkami. Ogołocono doszczętnie skarby Olimpii które zawodnicy Igrzysk Olimpijskich składali ku czci Zeusa i innych bogów. To samo postąpiono ze skarbem wyroczni delfickiej (która nigdy już nie wróciła do dawnej świetności). Nie obyło się przy tym bez pewnego dziwnego wydarzenia, a mianowicie wysłany po skarby wyroczni, niejaki Kafis z Focei ponoć usłyszał w świątyni dźwięk liry boga Apollina i rozpłakawszy się prosił boga (oraz amfiktionów - czyli kapłanów świątyni) o przebaczenie. Napisał też list do Sulli i oświadczył w nim iż doświadczył tam "ręki boga", co jednak spotkało się z... kpinami Sulli, który odpisał mu iż: "Muzyka jest symbolem radości, a nie smutku" i kazał brać co bóg daje z radością. Sulli brakowało po prostu pieniędzy (cesarz Napoleon powiedział kiedyś że do prowadzenia wojny potrzebne są trzy rzeczy: "pieniądze, pieniądze i jeszcze raz pieniądze"), a odcięty od dostaw z Italii, rabował co i gdzie tylko się dało. Teraz zaś rzymski wódz skierował swe kroki przeciwko Atenom i Pireusowi, czyli głównym sprzymierzeńcom Mitrydatesa w samej Helladzie.

Oblężono te miasta (choć jak pisałem wcześniej, Sulla częstokroć dokonywał szturmów na mury, celem ich szybszego opanowania). Jednocześnie w samej okolicy dokonano wielkich zniszczeń. Wycięto sławne jawory Akademii (w gaju Akademosa mieszczącym się za dzielnicą Keramejkos na północno-zachodniej części miasta), szkoły filozoficznej pod gołym niebem założonej 300 lat wcześniej jeszcze przez Platona (ok. 387 r. p.n.e.). Podobnie zniszczono święty gaj Apollina (aby zbudować z nich machiny oblężnicze) w którym mieściło się założone przez Arystotelesa (ok. 335 r. p.n.e.) Liceum (Lykeion - za wschodnimi murami miasta nieopodal drogi do Maratonu). Ateny nazywano "szkołą Hellady", gdyż mieściło się tutaj kilka szkół filozoficznych (oprócz wyżej wymienionych i najsławniejszych - znajdowały się tam jeszcze szkoła w Malowanym Portyku - Stoa Poikile na Agorze z malowidłami Polignota, oraz za Bramą Dipylońską - niedaleko Akademii - gromadzili się epikurejczycy, czyli... "miłośnicy przyjemności". Ich hasło brzmiało: "Tu mieszka najwyższe dobro - przyjemność"). Tak więc zarówno Ateny jak i Pireus zostały oblężone od strony lądu. Walki były niezwykle intensywne i krwawe, gdyż Sulla mobilizował żołnierzy do jak najszybszego zdobycia miasta (nic dziwnego, z murów sypały się - prócz strzał i kamieni - również okrutne obelgi pod adresem jego samego i jego żony dostojnej Cecylii Metelli - którą ten bardzo kochał). Ale miasta nie sposób było szybko zdobyć, nie odcinając mu jednocześnie zaopatrzenia drogą morską, a Sulla nie posiadał żadnej floty. Zdając sobie sprawę z własnych trudności, polecił Lukullusowi zorganizować flotę (chodziło o pozyskanie Rodyjczyków, którzy mieli wówczas największą siłę morską w Grecji i jedną z najsilniejszych w hellenistycznym świecie).

 


 Lucjusz Lukullus wybrał się więc w drogę na Rodos. Dysponował jedynie trzema małymi okrętami greckimi i modlił się zapewne aby nie napotkać operującej u brzegów Hellady, silnej floty pontyjskiej. Udało mu się bezpiecznie dotrzeć na Rodos, ale tam usłyszał że żadnej pomocy z ich strony nie otrzyma, jako że co prawda Rodyjczycy także pragną klęski króla Mitrydatesa, ale jego potęga na morzu jest zbyt wielka i oni wolą nie opuszczać brzegów rodzimej wyspy (rok wcześniej - 88 r. p.n.e. - udało się co prawda Rodyjczykom pokonać w bitwie morskiej u brzegów wyspy flotę pontyjską, ale ponieśli tak duże straty iż woleli nie angażować się więcej w ten konflikt). Zaproponowali mu jednak aby płynął do Egiptu, gdyż kraj ten z pewnością udzieli mu wsparcia. Tak też się stało i Lukullus wypłynął do Egiptu (z flotą trzech okrętów greckich i ofiarowanych mu trzech dwurzędowców rodyjskich). Najpierw dotarł na Kretę (którą pozyskał dla celów wojennych), a potem w Cyrenajce. Cyrenajka została na mocy testamentu tamtejszego władcy - Ptolemeusza Apiona, przekazana Rzymowi (96 r. p.n.e.). Rzymianie jednak przez długi czas nie mieli ani ochoty ani możliwości przejąć tę krainę (wojny i niepokoje wewnętrzne w samej Italii), więc przyznali tamtejszym miastom (Pentapolis) wolność. Wolność ta jednak powodowała że trwał tam niekończący się konflikt zarówno pomiędzy miastami (Pentapolis - zasiedlonymi w większości przez Greków) i krajem w głębi lądu (Chora), złożonym w ogromnej wiekszości z ludności libijskiej. Do tego dochodził jeszcze konflikt między Grekami a Egipcjanami i Żydami (często na tle religijnym). Lukullus w Cyrenajce nie mógł więc niczego osiągnąć, ale zdołał określić zasady sprawowania władzy i przekazał ją w ręce rady miasta Cyrena, którą miała wzajemnie sprawować z radą miasta Barca. Po rozwiązaniu tego problemu udał się w drogę do Egiptu na spotkanie z królem Ptolemeuszem IX Soterem. 

Jednak nim tam dotarł, jego eskadra została napadnięta przez lokalnych piratów w wyniku czego utracił większą cześć okrętów (sam też tylko cudem uniknął niewoli). Dotarłszy wreszcie (z końcem 87 r. p.n.e.) do Aleksandrii, spotkał się z okazałym powitaniem zgotowanym przez króla Ptolemeusza IX, który wypłynął na jego spotkanie. Była to zwykła kurtuazja, okazana przedstawicielowi sojuszniczego kraju, ale król Ptolemeusz nie zamierzał włączać się do wojny przeciwko Mitrydatesowi. Sam zresztą w kraju miał wystarczająco dużo problemów aby mieć się czym zajmować. Kilkanaście miesięcy wcześniej (88 r. p.n.e.) zdobył władzę w kraju, obalając swego brata Ptolemeusza X Aleksandra. Ale ten nie zamierzał się poddać. Zebrał wokół siebie sporą grupkę rzymskich ekwitów (tzw.: klasa średnia), przy pomocy (pieniędzy) których wystawił flotę, z którą planował odzyskać władzę. Floty obu królewskich braci spotkały się u brzegów Cypru, po czym wywiązała się bitwa (87 r. p.n.e.), która skończyła się zwycięstwem Ptolemeusza IX i śmiercią Ptolemeusza X. Poza tym w Egipcie znalazło się wielu uciekinierów z Grecji (w tym filozofowie z ateńskiej Akademii, którym Ptolemeusz zapewnił schronienie). Ale Egipt miał pozostać neutralny, dlatego też Ptolemeusz IX konsekwentnie odrzucał wszelkie próby przeciągnięcia go na jedną, bądź drugą stronę. Mimo to okazał Lukullusowi wiele wyrazów sympatii (Rzymianin zamieszkał w pałacu królewskim, otrzymał również specjalną pensję od króla, a także niezwykle cenny podarek w wysokości 80 talentów.). Lukullus jednak odrzucił większość darów i zatrzymał tylko niezbędne środki finansowe (odrzucił również możliwość zwiedzenia Egiptu do terenów Memfis i Gizy, co proponował mu król Ptolemeusz. Uznał jednak że nie jest tu po to by zwiedzać kraj, a po to, by zorganizować odsiecz dla swego osaczonego dowódcy). Ptolemeusz odmówił mu jednak zdecydowanej pomocy (wiedział zapewne że pozycja Sulli w samym Rzymie jest dość słaba, a poza tym na dworze Mitrydatesa wciąż przebywało... trzech jego braci, zaś każdy z nich mógł stać się kolejnym pretendentem do tronu Egiptu) i ofiarował mu jedynie pieniądze oraz eskortę na sformowanie floty u brzegów Syrii (ofiarował mu też drogocenny szmaragd osadzony w złocie). 

Lukullus z poparciem Ptolemeusza zdołał zebrać sporo okrętów z Syrii i Fenicji i wyruszył na ich czele na Cypr. Tam czekała już na niego flota pontyjska, ale udało mu się ją wymanewrować (pływał za dnia przy nisko opuszczonych żaglach, zaś nocą przy podniesionych, omijając porty Cypru) i tak dotarł na Rodos. Tam zarówno Rodyjczycy jak i mieszkańcy wysp Kos i Knidos ofiarowali mu dodatkowo kilka swoich okrętów. Na ich czele uderzył na wybrzeża Chios, gdzie stacjonowała niewielka eskadra pontyjska - pokonał ją i teraz skierował się ku miastu Kolofon, które również zdobył (obalając tam tyrana Epigonosa). Następnie przerwał linie komunikacyjne i aprowizacyjne floty pontyjskiej do Pireusu i Aten, co szybko spowodowało pojawienie się w mieście głodu. Żywność kończyła się z dnia na dzień w zastraszającym tempie (nie tylko żywność, również i inne produkty jak choćby oliwa do świec), a ludzie zaczęli w końcu zjadać dosłownie wszystko (nie odnotowano jednak przypadków kanibalizmu). Koty, psy, wreszcie dziewicze ziele bogini Ateny rosnące na Akropolu, potem własne obuwie czy nawet skórę z bukłaków. Gdy (z braku oliwy) zgasła lampka bogini Ateny, mieszkańców ogarnęła trwoga. Gdy zaś osłabione kapłanki bogini udały się do Arystona z prośbą o trochę jedzenia, ten ofiarował im zaledwie trochę... pieprzu. Wreszcie rada miejska poczęła prosić go by podjął rozmowy kapitulacyjne i tym samym oszczędził miasto od zagłady, Aryston kazał im odejść i zagroził aby więcej nie podejmowali tego tematu. Jednak ostatecznie zmuszony został wysłać swych przedstawicieli na rozmowy kapitulacyjne, ale gdy tylko Sulla usłyszał jak dumnie ateńscy posłowie przemawiają (mówili o Tezeuszu i jego kościach sprowadzonych przez Kimona, o Eumolposie, o Temistoklesie i wojnach perskich i o Peryklesie i złotym wieku Aten). Wreszcie zniesmaczony ich zachowaniem Sulla rzekł: "Idźcie sobie stąd (...) razem z waszym gadaniem. Mnie bowiem Rzymianie wysłali do Aten nie na naukę, lecz żebym buntowników przywołał do porządku".

 


 Wreszcie Sulla przeprowadził atak na najsłabsze pozycje Ateńczyków na Keramejku (nieopodal Heptachalkonu). Żołnierze szybko opanowali mury, następnie zburzono cześć z nich pomiędzy bramą Pirejską a Świętą - i wtedy doszło do pogromu. Ludzie z Keramejku uciekali ku Agorze lub na Akropol, ale w wąskich uliczkach wpadali jednocześnie na rzymskich żołnierzy, którzy mordowali bez wyjątku nie patrząc ani na płeć ani wiek. Przerażenie, krzyki i jęki mordowanych spowodowały że wkrótce całe miasto ogarnął trwożny lęk i szukano wszelkich możliwości ucieczki lub ocalenia życia (chowano się nawet do studni miejskich). W obliczu grozy sytuacji, do Sulli udali się więc przedstawiciele władz miasta - Mejdiasz i Kallifont, błagając go ze łzami w oczach i na kolanach o oszczędzenie miasta i jego mieszkańców. Sulla wreszcie zapowiedział koniec rzezi, mówiąc że: "oszczędzi żywych ze względu na umarłych". Gdy więc już większa część mieszkańców dzielnicy Keramejkos została wymordowana, a trupy zalegały nawet Agorę, Sulla zakazał dalszych mordów. Natomiast sam Aryston zamknął się ze swoimi zwolennikami na Akropolu, skąd bronił się dzielnie, dopóty, dopóki nie zbrakło wody. Musiał więc również skapitulować i oddać się w ręce Rzymian. Były to dzień Kalend Marca (prawdopodobnie 13-15 marca 86 r. p.n.e., licząc jeszcze kalendarzem starego rzymskiego stylu, sprzed reformy Juliusza Cezara z 46 r. p.n.e.). W kalendarzu greckim zaś przypadał wówczas miesiąc Antesterion, w czasie którego Grecy świętowali pamiątkę zagłady z czasów... potopu. Tak więc święto o dawnej zagładzie zbiegło się ze współczesną zagładą samego miasta (zdobyto też Pireus, niszcząc chociażby sławną zbrojownię - dzieło Filona). Natomiast wkrótce potem do Grecji została wysłana nowa rzymska armia , pod dowództwem Gajusza Flawiusza Fimbrii, której celem była nie tyle walka z samym Mitrydatesem pontyjskim, co... zmuszenie Sulli do złożenia broni i odeskortowanie go do Rzymu jako buntownika i "wroga ludu". Tak więc wytworzyła się oto komiczna sytuacja - były bowiem trzy armie, z czego każda z nich miała odgórnie założone, odrębne cele - doprawdy ojcowie nasi żyli w niebezpiecznych czasach.   



 

CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz